Gabriel Garcia Marquez - “Zła godzina”
Recenzowałem do tej pory cztery jego książki: dwie oceniłem jako wyjątkowo złe /„Rzecz o mych smutnych dziwkach”, „Nie ma kto pisać do pułkownika”/, jednej dałem 6 gwiazdek /”Miłość w czasie zarazy”/, a tylko jedna naprawdę mnie się podobała /8 gwiazdek - „Szarańcza”/. Niestety, ta obecnie omawiana przebiła wszystkie in minus.
Na okładce czytam:
„...to kronika terroru, zapis obezwładniającego strachu..”
Dostaję niepohamowanego rechotu, bo to groteska w porównaniu z metodami stosowanymi w przeciętnym komisariacie PRL-u, nie mówiąc, o morderstwach /vide: Grzegorz Przemyk/. I mówię, nie o przeciwnikach politycznych, a o zwykłych obywatelach. Więc czym to opowiadanie jest ?
Jest obsesyjnym, chorym nurzaniem się autora w BŁOCIE fizycznym i moralnym i równie obsesyjnym podkreślaniem wszechobecnego SMRODU. Śmierdzi tu wszystko, nawet zdechłe myszy i utopiona krowa. Ale to już mieliśmy u Irka Iredyńskiego, gdy jego bohater obudził się po przepiciu i śmierdziało mu wszystko.. Do tego wulgarny stosunek autora do kobiet i seksu, ale to dla niego typowe, bo przecież wielokrotnie demonstrował swoje dewiacyjne jestestwo seksualne. Jeszcze raz podkreślę: jego opisy życia płciowego są CHORE.
I znów muszę się tłumaczyć ograniczonym dostępem do książek w Kanadzie. Nie czytajcie tego. A fe!!
No comments:
Post a Comment