Wednesday 30 January 2019

Vladimir NABOKOV - „Splendor”

Utwór  z  1930-2  roku,  więc   gdy  pisał  po  rosyjsku,  podobnie  jak  wcześniejszą  przepiękną „Maszeńkę” (10/10).  Wikipedia:
„….Powieść opowiada o życiu młodego mężczyzny, Martina Edelweiss, a jej głównym tematem jest piękno dokonanego przez niego całkowicie bezinteresownego i bezcelowego czynu bohaterskiego….    …. Prawdopodobnie dopiero przed samą publikacją zdecydował się na tytuł ‘Podwig’. Słowo to oznacza dosłownie "czyn", "czyn bohaterski", ale też "czyn ofiarny"…   …Tytuł polski jest.. …odpowiednikiem tytułu angielskiego wydania powieści…”
Coś  mnie  zaśmierdziało  w  ostatnim  zdaniu,  więc  szybko  zajrzałem  do  notki  redakcyjnej  na  LC,  a  tam  umieszczona   oczywistość  ukazała  pełnię  paranoi:
„….Z utworów Nabokova "Splendor" wydaje się najbliższy wzorom klasycznej powieści rosyjskiej, ale zarazem silnie przesycony jest tym, co u tego pisarza jedyne i niepowtarzalne…”
Bo  niewątpliwie  to  jest  paranoja    poznawać  rosyjską  klasykę   z  tłumaczenia   tłumaczenia  na  język  angielski.   Korektor  w  laptopie  podkreśla   na  czerwono   powtórzenie  słowa  „tłumaczenia”,  a  ja  świadomie   umieszczam  taki  stylistyczny  wybryk,  by  dobitnie  pokazać  absurd.
Książkę  wydano  oczywiście  po  rosyjsku  w  roku 1932,  angielski  przekład  jest  z  1971,  a  polski  przekład  z  a n g i e l s k i e g o    wydano  w  2006.   Mamy  2019,  książka  ma  bogate  omówienia,  a  np.  angielski  pisarz  Nicholson  Baker  (ang.  Tytuł  „Glory”): 
„…classes Glory as among his favorites of Nabokov's Russian Works….”.
Niestety,  nie  ma   chętnych  do  przetłumaczenia  oryginału.
Szczęśliwie  zamieszczono  29 -  stronicowe   „Posłowie”  Leszka  Engelkinga,  bardzo  ciekawe, w  którym  wyjaśnia  nie  tylko  imię  i  nazwisko  bohatera,  lecz   przybliża  np.  nawiązania  Nabokova  do  Gumiłowa (1886-1921, twórca  akmeizmu,  mąż  Achmatowej).  Dlatego   proponuję  zacząć  lekturę  od    Engelkinga  (s.226-255)
Polecam  również  recenzję  mgr. polonistyki  Przemysława  Pinczaka,  który  podkreśla  niepowtarzalny  styl  Nabokowa,  jego  opisy  i  ironię:

Doceniam  starania  tłumaczki  Anny  Kołyszko (Engelking  podkreśla,  że  w  kontrowersyjnych  sformułowaniach  (s.242)   „..mimo,  że  podstawą  jej  przekładu  była  wersja  angielska  poszła…   ..za  tekstem  rosyjskim”),   lecz  po  przeczytaniu  jakieś  20  lat  temu  „Zbrodni  i  kary”  po  angielsku,  twierdzę  z  przekonaniem,  że   „duszę  rosyjską”  może  w  dużym  stopniu  oddać  język  polski,  natomiast  język  angielski  jest  z  innej  bajki.
Miłuję   klasykę  rosyjską,  a   Nabokov  szczególnie,  gdy  pisze  po  rosyjsku,  niewątpliwie  do  niej  należy,  więc  mimo  powyższych  zastrzeżeń  daję  9/10


 

Tuesday 29 January 2019

Jerzy KOSIŃSKI - „Cockpit”


Niesamowity  Kosiński,  teraz  książka  z 1975 roku.  Na  LC  słabiutko  6,58 (285 ocen i  9 opinii).  To  ja   Państwu  proponuję  wcześniej  przeczytać  Janusza  Głowackiego  „Good  Night,  Dżerzi”  lub  co  najmniej  moją  recenzję  na  LC  bądź  na:
Przytaczam  stamtąd  rozmowę  o  Kosińskim  Dżanusa z Rogerem: /str.16/
„-Jak tak – zapytałem – to dlaczego wszyscy padliście przed nim na kolana? Pisaliście, że Dżerzi to skrzyżowanie Becketta z Dostojewskim, Genetem i Kafką.
-Dlaczego, dlaczego?... Pewnie dlatego, że świat już dawno stracił umiejętność odróżniania talentu od beztalencia i kłamstwa od prawdy. A może z jakiegoś innego powodu. Może dlatego, że Ameryka kogoś takiego jak Dżerzi nigdy przedtem nie widziała na oczy. Dlatego on nas wydymał…”
To  jest  niezbędne,  by  wyrobić  sobie  jakieś  własne  zdanie  o  autorze.  Dla  mnie  to  Wielki  Mistyfikator,  a  bohater  powieści  Tarden  to  alter  ego  autora,  czyli  właśnie  mistrz  mistyfikacji.
Spróbuję  określić   autora,  jak  i  jego  bohatera;   jest  to  dewiant  seksualny,  mitoman,  fantasta,  prowokator,  pozer,  farbowany lis,  kolorysta,  nabieracz,  obłudnik,  picer,  pozer,  bajerant,  przechera, frant  i  filut,  a  przede  wszystkim  złośliwy  kobolt  robiący  sobie  ze  wszystkich,  a  więc  i  z  czytelnika,  dżadża.
A  mimo  to,  trudno  go  nie  lubić,   bo  jego  inteligencja  i  fantazja  czyni  lekturę  „lekką,  łatwą  i  przyjemną”.   Wulkan  pomysłów,  a  że  czasem  chorych,  to  traktujmy  go  z  przymrużeniem  oka.  Szkoda  wielkiego  artysty,  bo  spadek  z  Olimpu  był  nader  bolesny.  8/10  
Dodajmy,  że  niesamowite  kłamstwa  Tardena   kojarzą  się  tak  z  opowieściami  Szwejka, jak  i  fantazjami  barona  Münchhausena
  

Monday 28 January 2019

Milan KUNDERA - „Zasłona. Esej w siedmiu częściach”


Esej  siedmioczęściowy  z  2005  roku   o   powieści  europejskiej. Aleksander  Kaczorowski  kończy  swoją  recenzję  na  http://wyborcza.pl/1,75410,3347312.html  tak
„…Jeden z największych powieściopisarzy XX wieku w "Zasłonie" oddaje pokłon autorom, którym zawdzięcza najwspanialsze chwile przeżyte nad ich książkami. A przy okazji żegna się z nami, którzy od lat mamy szczęście czytać jego książki. I będziemy do nich wracać, gdy jego już nie będzie. I tym właśnie jest literatura.” 
Kundera   sam  nadaje  temu  esejowi  podtytuł  (s.64): 
„OSOBISTA  HISTORIA  POWIEŚCI”
I   w  pierwszym  słowie   tkwi  problem,  bo  to  jego  „osobista”,  a  nie  moja.  Kunderą  się  zachwycam,  Kunderę  studiuję  i  kontempluję,  lecz   początkowo  czuję  się  nieswojo,  bo  jego  lektur  nie  znam,  do  czego  mam  odwagę  się  przyznać,  bom  stary  i  oczytany.  Czyli  niektóre  znam,  jak  Flauberta  i  Cervantesa,  lecz  Brocha,  Musila,  Stiftera  czy  Fieldinga  -  nie. Poczucie  własnej  wartości  mnie  się  poprawia,  gdy  Kundera  omawiając  twórczość  Gombrowicza  stwierdza (s.76):
„…Powieściopisarze  mają  niekiedy  niewiarygodne  braki  w  lekturach:  Gombrowicz  nie  czytał  ani  Brocha,  ani  Musila….”
Nie  mnie  oceniać,  czy  nieznajomość  Brocha (1886-1951)  i  Musila (1880-1942)  jest  „niewiarygodnym  brakiem”,  lecz  grzeczne  to  nie  jest.  Nie  ma  „omnibusów”,  Kundera   pisze  akurat  dużo  o  tych  dwóch  (plus  Henry  Fielding (1707-1754)  i  Adalbert  Stifter (1805-1868),  jak  Miłosz   o   „parze”:  William  Blake (1757-1827) i  Emanuel  Swedenborg (1688-1772).   Czy  Kundera  ich  zna??

Lepszy  jestem  od  Gombrowicza,  bo  Musila  znam  „Niepokoje  wychowanka  Törlessa”  i  recenzowałem  „Trzy  kobiety” (4/10)

 

To  drobne  moje  złośliwości,  bo  prawdą  pozostaje,  że  od  książki  nie  mogłem  się  oderwać,  dużo  się  nauczyłem,  a  jeszcze  więcej  się  świetnie  bawiłem. 

Esej  -  bardzo  subiektywny,  i  dobrze,  bo  jaki  by  miał  być?   Istotnym  jest  fakt,  że  Kundera  pisze  ten  esej  po  francusku,  a  dużo  miejsca  poświęca  twórczości  pisarzy  Mitteleuropy  piszących  w  swoich  narodowych  językach.  I  jeszcze  cytat (s.138)

 

„….człowieka  oddzielają  od  przeszłości  (nawet  od  przeszłości  sprzed  kilku  chwil)  dwie  siły,  które  natychmiast  biorą  się  do  wspólnego  dzieła:  siła  zapomnienia  (która  zaciera)  i  siła  pamięci  (która  przeinacza).”

 

Polecam  8/10


Sunday 27 January 2019

Cixin Liu - „Piorun kulisty”


POLECAM   W  ZAMIAN  JEGO  TRYLOGIĘ

Dopiero  co  podważałem  sens  lektury   książki  wydanej  8 lat  po  śmierci  autora,  42 lata  od  jej  napisania  i  braku  pewności  czy  nieboszczyka  to  uszczęśliwiło (Heinrich Böll - „Anioł milczał”).  Teraz  mamy  sytuację  poniekąd  podobną.

Proszę  się  nie  denerwować,  Cixin  Liu  (ur.1963)  żyje   i   zapewne  coś  jeszcze  napisze.  Chodzi  o  to,  że  sukces  światowy  osiągnął  trylogią  wydaną  w  latach  2008 - 2010   i  to  przyniosło  sukces   zapewniający  jemu  trwałe  miejsce  w  czołówce  fantastyki  naukowej.  Jaki  więc  sens  ma  lektura  książki  o  cztery  lata  wcześniejszej,  słabszej,  o   oklepanym  dylemacie  etycznym  naukowców,  nazwijmy  go  umownie  „dylematem  Oppenheimera”.
Mimo  wątpliwości  przeczytałem,  bo  autor  to  trzecie  moje  odkrycie  ostatnich  lat  (pierwsze -  Murakami,  drugie -  Philip K. Dick).
Autor  dysponował  wiedzą   z  2004  roku,  więc  warto    zweryfikować (Wikipedia):
„….W roku 2014 doniesiono o pierwszej naukowej obserwacji pioruna kulistego. Dokonali tego w lipcu 2012 naukowcy z uniwersytetu w Lanzhou w Chinach. Naukowcy obserwowali zwykłą burzę, gdy w pewnym momencie, po silnym uderzeniu pioruna, w odległości około 900 m od aparatury pojawił się piorun kulisty. Zjawisko trwało nieco ponad sekundę, w tym czasie kula zmieniła barwę z białej na czerwonawą i przesunęła się o około 10 m w poziomie i 3 m w pionie. Zarejestrowana została sekwencja wideo (z dużą szybkością klatek), zmierzone zostało też widmo jej świecenia. Widać w nim linie emisyjne krzemużelaza i wapnia, co potwierdzałoby hipotezę, że zjawisko jest efektem utleniania chmury materiału odparowanego z gleby przez uderzenie zwykłego pioruna…”
Korzyść  z  lektury  uzyskałem  już  na  pierwszych  stronach,  trawiąc  wykład  ojca (s.6,8 e-book):
„…– Prawdę mówiąc, synu, nie jest trudno mieć cudowne życie. Słuchaj ojca. Wybierz sobie jakiś poważny, ogólny problem, nad którym biedzi się cały świat, taki jak hipoteza Goldbacha czy ostatnie twierdzenie Fermata, który wymaga tylko kartki papieru i ołówka, albo jakąś kwestię z czystej filozofii przyrody, na przykład powstanie wszechświata, która nie wymaga nawet papieru i ołówka, i całkowicie poświęć się badaniom. Myśl tylko o sianiu, nie o zbieraniu plonów, a gdy się na tym skupisz, to zanim się zorientujesz, minie całe twoje życie. To właśnie mają ludzie na myśli, kiedy mówią o stabilizacji. Albo zrób zupełnie odwrotnie i za jedyny cel obierz sobie zarabianie pieniędzy. Cały czas myśl tylko o tym, jak zbić fortunę, a nie o tym, co z nią zrobisz, kiedy ją zbijesz, aż w końcu znajdziesz się na łożu śmierci, ściskając jak pan Grandet sakiewkę z dukatami i mówiąc: „To mnie grzeje”. Kluczem do cudownego życia jest zafascynowanie się czymś….”
A  wyczytałem:
„…Wejście  do  nauki  jest  wejściem  do  piekła  -  Marks”  s.83,5 e-book
„…Kiedy coś pana pochłonie, wystarczy za tym podążać. To już jest pewien sukces…” s.88,3
Połowę  przekroczyłem,  przysypiam,  orzeźwił  mnie  jedynie  handel  w  Nowosybirsku,  gdzie  „przemytniki – chińczyki”  za  futra  płacili  alkoholem,  po  którym  ruskie  tracili  wzrok,  czyli  metanolem.  Czytam  dalej…
Nadrzędnym  tematem  książki   jest  różnorodność  zachowań  i  akademickich  argumentacji  wobec  prostego  aksjomatu (s.463):
„..Każdą cywilną technologię można wykorzystać dla celów wojskowych. I podobnie każda technologia wojskowa może przynieść pożytek społeczeństwu. W istocie rzeczy praktycznie wszystkie większe osiągnięcia minionego stulecia, włącznie z kosmonautyką, energią jądrową, komputerami i tak dalej, były owocami współpracy naukowców i wojska, dochodzących do tego odmiennymi drogami…”
 Terroryści  z  „Rajskiego  Ogrodu”  wykorzystują   najnowsze  zdobycze  techniki,  a  równocześnie  propagują  powrót  do  natury  i  oderwanie  od  współczesnej  cywilizacji.  Cel  uświęca  środki ??!!  Oksymoron  jak  wojna  o  pokój!
A  co dalej?  Sytuacja  patowa:  każda  broń  powoduje  rozwój  środków  obronnych  czyli  rakiety  -  antyrakiety;  antyrakiety -  antyantyrakiety  i  tak  co  najmniej  do  piątej  generacji,  ale  to już  przerabialiśmy  w  realu.  Eskalacja  zbrojeń  inspiruje  naukowców i  wykorzystuje  ich  zdobycze  w  pierwszym  rzędzie. 
W  tej  książce  autor  poszedł  drogą  pioruna  kulistego,  makroelektronów,  strun  i  „stanu  kwantowego”.  W  końcu  ukochana  bohatera  Lin  Yun  doprowadziła  do  fuzji  superjąder,  co  przynosi  konsekwencje  przerażające. 
Wszystko  minęło,  naukowcy  po  katastrofie  się  skonfundowali,  nasz  bohater  się  ożenił,  a  nieboszczka  Lin  Yun  zakłócała   pożycie  małżeńskie  wstawiając  do  wazonu  niebieską  różę  w  stanie  kwantowym,  wskutek  czego  wzruszyłem  się  jak  stary  siennik.
Gdybym  nie  znał  genialnej  trylogii  Cixin  Liu,  to  może  bym  wyżej  ocenił  to  dzieło,  lecz  lektura  w  odwrotnej  kolejności,   pomniejsza  jego  wartość  i  dlatego  7/10 

Wednesday 23 January 2019

Heinrich Böll - „Anioł milczał”


Następny  Noblista  (1972),  ten  za..
„…twórczość, w której szeroki ogląd rzeczywistości łączy się z wielką sztuką tworzenia charakterów, twórczość, która stała się ważnym wkładem w odrodzenie niemieckiej literatury”
Recenzowałem  jego  „Koniec  podróży  służbowej”(dałem 6/10)  i  pisałem:
„…Heinrich Böll (1917 – 1985) - niemiecki noblista z 1972 roku, autor jedynej znanej mnie książki pt "Utracona cześć Katarzyny Blum" (1974), a więc wydanej dwa lata po Noblu. No to ja, złośliwy zgred, szperam i znajduję: w latach 1971 – 79 przewodniczący międzynarodowego Pen Clubu. Wnioskowanie zostawiam Państwu…” 
A  Amos  Oz,  Kundera  czy  Murakami  nawet  Nobla  nie  powąchali. Ale  przyjrzyjmy  się  książce…
„Marcin” (dał  7/10,  a  moja  znajoma  „Renax” 10/10)  na  LC  pisze:
„….Pracę nad powieścią "Anioł milczał" Heinrich Boll rozpoczął u schyłku lat 40., a ukończył w roku 1951. Mimo to utwór ukazał się dopiero po upływie ośmiu lat od śmierci autora, która miała miejsce w roku 1985. Ta stosunkowo krótka, bo licząca zaledwie 170 stron druku historia rozgrywa się w ostatnich dniach oraz bezpośrednio po zakończeniu II wojny światowej. Jej bohaterami są "zwykli" Niemcy……..”
No  właśnie,  w  tym  sęk:  „zwykli”  Niemcy….   Czy  miał  zamiar  to  wydać?    I  na  tym  się  skupię.
Nieraz  pisałem  o  publikacjach  pośmiertnych,  budzących  wątpliwości  co  do  woli  autora.  I  przekonany  jestem,  że  tak  jest  w  tym  przypadku,  a  nawet  gorzej  tzn.  że  autor  świadomie  nie  publikował  tej  książki  i   n i g d y   na  jej  publikację  by  się  nie  zgodził.
Przestudiowałem  dostępne  dane  o  autorze  i  sądzę,  że  ten  wybitny  Niemiec  przeszedł  długą  drogę  od  żołnierza  Wermachtu  w  zgliszczach   okupowanej  Polski  jak  i  na  terenie  ZSRR,  Rumunii,  Węgier  i  Francji,  do  intelektualisty  świadomego  winy  niemieckiego  narodu  za  zbrodnie    II w. św.,  podobnie    zresztą  jak  zdecydowana  większość  jego  rodaków.  
Dlatego  też,  lecz  i  również  z  obawy  wywołania  takich  reakcji  jak  moja,  tej  książki  nie  publikował.   Rozumiem  zachwyt   „Renax”  formą  i  kunsztem  literackim,  a  jednak  w  prywatnej  korespondencji  informowałem    mniej  więcej  tak:
„… ja, wiekowy,  tego  niemieckiego  żalenia  się  przełknąć  nie  potrafię, a przedstawione zgliszcza i głód,  po polskich doświadczeniach  pięciu  lat  niemieckiej  okupacji,  Powstania  Warszawskiego  i  zrównania  z  ziemią  Warszawy  wychodzą  komicznie….”
Zgliszcza  i  chęć  przeżycia  -  temat  wspaniały.  Niemieckie  zgliszcza  i  chęć  przeżycia  Niemców  -  też  temat  wspaniały,  lecz  nie  przez  byłego  żołnierza  Wermachtu.   I  dlatego  w  zamian  proponuję  Państwu  bestseller  z  1961 r,  „Off  limits”,  którego  autor  Hans  Habe,  to  węgierski  Żyd,  który  przybył  do  Niemiec  w  1945 roku  z  armią  amerykańską  i  dokładnie  ten  temat  opisał.  Wspaniała  książka,  choć  na  LC  ma  zaledwie  jedną  opinię    7,67 (6 ocen  i  1 opinia)
Mordował  nas  i  obracał  w  zgliszcza  nasze  miasta,  a  teraz  mam  się  rozczulać  czy  jak  modnie  się  mówi  okazywać  empatię,  że  Niemcom  po  wojnie  było  ciężko,  że  zgliszcza..  Sądzę,  że  w  tym  tkwi  przyczyna,   wstrzymywania  przez  autora   publikacji   tej  książki  przez  34 lata, aż  do  swojej  śmierci.
Jego  dorobek  jest  imponujący…..(Wikipedia)
„His work has been translated into more than 30 languages, and he remains one of Germany's most widely read authors. His best-known works are Billiards at Half-past Nine (1959), And Never Said a Word (1953), The Bread of Those Early Years (1955), The Clown (1963), Group Portrait with Lady (1971), The Lost Honour of Katharina Blum (1974), and The Safety Net (1979)…”
……więc  ta  pozycja   nie  jest  mu  potrzebna,  jest  wręcz  szkodliwa  dla  jego  wizerunku.
Gdyby  akcję  książki   przenieść  do  zgliszcz  np.  Warszawy,  z  warszawskim  powstańcem  jako  głównym  bohaterem,  ukrywającym  się  przed  nowym  okupantem  (tam  USA,  tu  ZSRR),  pewnie  bym  się  zachwycił,  lecz  niestety  niemieckiego  biadolenia  o  niemieckich  zgliszczach  i  niedożywieniu  -  NIE  KUPUJĘ. 
A  jeszcze  symbolika  degrengolady  w  rozbitej,  topionej  w błocie  rzeźbie  anioła -  to  dość  tanie.
 Według  mnie  książka  niepotrzebna  i  wbrew  woli  autora  PAŁA
  

Tuesday 22 January 2019

Amos OZ - „Poznać kobietę”


PRZY  2063  MOJEJ  RECENZJI  NA  LC,  CZAS  NA  ZMIANĘ  FORMY,  To  pierwsza  próba!!
Jeszcze  jeden  Oz  (1989),  tym  razem  o  dwa  lata  wcześniejszy  od  „Fimy”.
„O  co  chodzi,  jutro   też  jest  dzień”  s.58
„Życie  jest  ciężkie,  co?”  s.68
„Trzeba  wiedzieć,  jak  żyć”  s.123
Mój  bratanek  zażartował  na  fb:   „Oświadczam, że nie pozwalam czytać i patrzeć na to co publikuję  na Facebooku, wrzucam to do internetu, ale nie po to by ktoś to oglądał...”.   Czy  Joel  mógłby   cokolwiek  „wrzucić  do  internetu”?    Chyba  nie,  bo  to  tajny  agent  firmy  Kiwi,  czyli  megaloman  chorobliwie  zamknięty  w  sobie,  niezdolny  do  otwartego    („otwartego”,  nie  wymagam  „szczerości”)   kontaktu  z  kimkolwiek.  Pozostaje  mu  myślenie..
Myśli  i  strasznie  go  to  męczy,  bo  zmierza  w  kierunku  tytułu,  a  to  daremne  bez  poznania  samego  siebie.  To  z  kolei  niewykonalne,  bo  jest  megalomanem.  I  koło  się  zamknęło…
Pozostaje  nadzieja  w  lekcji  pokory…
Podobno  myślenie  ma  przyszłość,  a  Amosa  Oza  dalej  kocham  miłością  czystą,  niewinną.  10/10

Sunday 20 January 2019

Mariusz SZCZYGIEŁ - „Nie ma”


„…Na okładce mojej książki "Nie ma" są spadochroniarze. Właściwie bardziej takie meduzy z krwi. To obraz Michała Mroczki o wojnie. Ten spadochroniarz się rozpływa, jakby ta krew z niego wyciekała.  Więc napisałem rano: "Patrzyłem na ten obraz Michała Mroczki przez ponad rok, bo stoi u mnie w gabinecie. Nagle uświadomiłem sobie, że jest idealny na okładkę mojej nowej książki. Spadochroniarze jeszcze nie dolecieli, a już ich nie ma. Jeszcze spadają, a już się rozpuszczają. Nie są u celu, a już znikają. Czyli dobrze ilustrują słynne zdanie Marii Janion, że żyjąc tracimy życie"….”
Jaką  furorę  zrobił  ten  zbiór  świadczą  wyniki  na  wyszukiwarce  Google,  a  ja  z  tych  bardzo  licznych  nie  tylko  recenzji,   lecz  i  wywiadów,  polecam   mojego  ulubionego  recenzenta  Jarosława  Czechowicza  na:
Wyrywam  stamtąd  dwa  fragmenty:
„…..„Nie ma” łączy rozważania o końcu z tym, w jaki sposób usiłujemy mu zapobiec w swojej świadomości. O tym, że wszystko – jak twierdzi jedna z rozmówczyń – jest w zasadzie przeszłością, bo przemijanie i odbieranie nam rzeczy, ludzi, przeżyć i sytuacji następuje stale, bez przerwy, bez liczenia się z naszą zgodą lub niezgodą na to….      ….. W „Nie ma” nie chodzi tylko o nieobecność drugiego człowieka, choć ten zbiór powraca do niemożliwości uniesienia zagadki samobójstwa czy odejścia kogoś bliskiego, po kim świat jest już zupełnie inny. W tej książce chodzi o zaskakująco różne nieobecności. Także rzeczy, sytuacji, stanów emocjonalnych. Szczygieł portretuje bohaterów, dla których życie po stracie stało się inne w takim znaczeniu, że sama utrata każe im w samotności przeżywać swoją traumę…”
Szczygieł  ma  u  mnie  3x10, 9, 8 i 5,  a  ta  książka  na  LC 7,58 (225 ocen i 38 opinii). 
Od  pierwszych  stron  znowu  mnie  Szczygieł  czaruje,  lecz  nie  tyle  tematem  i  formą, a  natłokiem  dygresji  pobudzających  moje  emocje. Wyjaśnię  to  cytatami  z  pierwszego  reportażu    pt  „Czytanie  ścian”,  w  którym  główna  rola  przypadła  poetce  Violi  Fischerowej (ur.1935):
„…A ja coraz częściej łapię się na tym, że mój wewnętrzny rytm kompletnie nie współgra z żadną poezją..”
„…Cokolwiek nas otacza, trafia do nas w przeróbce pojęć, czyli mowy – mówionej, pisanej albo obrazkowej..     ... zawsze tylko ułomny raport pamięci…”  
„….Relacje świadków są często ze sobą sprzeczne, bo pamięć nie jest pasywną rejestracją – nie zapisuje wszystkiego demokratycznie, jest tylko zapisem aktywnym – dopasowuje fakty do naszego założenia. Zmieniamy przeszłość tak, by wspomnienia pasowały do całego zapamiętanego obrazu…”
„…Przecież im mniej Boga, tym większa potrzeba metafizyki!...”
„…U nas nie szanuje się powracających. Mówią, że zdradziliśmy, zostawiliśmy ich w komunistycznym gównie. Poza tym przypominamy im, że sami nie zdołali wyemigrować…”
„….– Havla też nie szanują, bo jego istnienie przypomina im, że nie byli bohaterami. Robią wszystko, co mogą, żeby odebrać mu bohaterstwo, umniejszyć jego dzielność, dzięki czemu nie będzie widać, że sami byli tak tchórzliwi…”
„…nie może patrzeć na wskazówkę sekundnika, bo prędkość, z jaką ona biegnie, go przeraża…”
„…..robotnik…    .. – To człowiek, który utrzymuje się z pracy własnych rąk, do nieuczciwego zarobkowania brakuje mu przesłanek…”
„….Przygód dobrego wojaka Szwejka, powieści, która w swoich czasach była tylko „wulgarnym zbiorem anegdot”, ale przeobraziła się w dzieło filozoficzne, choć przecież nie zmieniono w niej ani linijki….”
„…. jak tylko jakaś absurdalna myśl  przekradnie się do głowy, to ona ciągnie następną. I zaczynasz brodzić w absurdach, choćbyś wiedział, że one w ogóle cię nie dotyczą. Jednak nie możesz z nich wyjść. Tworzysz na swój temat sztukę, która nie ma nic wspólnego z rzeczywistością…”
Może  to  nic  specjalnie  odkrywczego,  lecz  we  mnie  wzbudza  wiele  refleksji,  a  to  efekt  lektury  zaledwie   35 stron  z  264  pdf.    Chodzi  mnie  o  to,  że  jeśli  nawet  nie  wszystkie  reportaże  Szczygła     najwyższej  klasy,  to  ewentualne  niedoskonałości  rekompensuje   niesamowita  ilość  ciekawostek, dygresji,  aluzji,  odniesień  czy  skojarzeń.  Niestety,  tych  „nie  wszystkich”  jest  za  dużo,  a  w  dodatku  niektórych  nie  da  się  uratować,  bo  w  nich  za  mało  „mojego”  Szczygła.  Do  tego  dochodzi  wątek  sióstr  Woźnickich,  ciotek  bliźniaków  Kaczyńskich  (de  facto  matek  chrzestnych).  Może  nie  było  to  zamiarem  autora,  lecz  już  sam  fakt,  że  Żydówka  jest  matką  chrzestną  Jarosława  jest  tematem  „pod  publiczkę”.  Tak  to  odczuwam,  choć  ja  jestem   daleki  od  antysemityzmu,  niemniej  obserwuję  systematyczne  jego  objawy.  I  jeszcze  sprawa  katechetki,  która  w  odległej  przeszłości  zachłostała  dziecko  na  śmierć;  przecież  problem  nie  leży  w  katechezie,  lecz  w  tym,  że  makabryczna  zbrodnia  i  długoletni  wyrok  nie  zaszkodziły  jej  w  zdobyciu  najwyższych  uprawnień  pedagogicznych.  Dlatego  też,  mimo  całej  sympatii  dla  autora  nie  mogę  dać  więcej  niż  7/10