Saturday 30 June 2018

Kiran DESAI - "Zadyma w dzikim sadzie"


Kiran Desai (ur.1971) wyjechała z Indii w wieku 14 lat, a ta książka jest jej debiutem w wieku 27 lat. Za następną dostała Booker Prize.

Nie znam ani jej, ani jej matki, też pisarki, więc postanowiłem to przeczytać, mimo, że notowania na LC entuzjazmu nie wzbudzają: 6,39 (157 ocen i 16 opinii).

Wydawnictwo Literackie zaczęło swoją notkę od słów: "Tryskająca humorem...", lecz ja tego, jak i znaczna część recenzentów, nie zauważyłem. Natomiast pomysł zamieszkania na drzewie jest wtórny i był wykorzystany np przed Capote w "Harfie Traw" i Calvino w "Baronie Drzewołazie". Dużą część książki zajmuje tematyka "żarcia", a ja choć jestem żarłokiem, to o kuchni czy smakach nie cierpię gadać. Dalej - sprawa folkloru azjatyckiego, ściśle hinduskiego. Absolutnie nie jestem przeciwnikiem, ani nie są czytelnicy moich recenzji, bo "Chłopiec z latawcem" zajmuje pewną pierwszą pozycję wśród 1864 moich opinii, z 350 plusami od Państwa.
Jednak folkloru tej książki i wynikającego z niego sentymentalizmu czy humoru, nie przyswajam. Np pijane małpy mnie nie śmieszą, bo widziałem pijane świnie i dziki.
Autorkę zainspirował przypadek faceta o imieniu Kapila Pradhan, którego historię piętnastoletniego pobytu na drzewie można przeczytać na: http://news.bbc.co.uk/2/hi/south_asia/4643678.stm

W dodatku zostanie świętym z powodu mieszkania na drzewie jest obce mentalności chrześcijańskiej, która dominuje w Europie.
Reasumując, książkę zaliczyłem, a że niczym mnie nie zachwyciła daję jej ocenę "przeciętną" czyli gwiazdek 5


Diane ACKERMAN - "Azyl. Opowieść o Żydach ukrywanych w warszawskim ZOO"


UWAGA! WYBITNA POZYCJA!
A skoro wybitna, to zacznijmy od niefortunnej zmiany oryginalnego tytułu przez tłumaczkę czy też wydawnictwo "Świat Książki", bo tytuł:

"The Zookeeper's Wife. A War Story" -

jest o wiele bardziej adekwatny do treści książki. Mylący polski tytuł spowodował negatywne komentarze wśród zawiedzionych czytelników i niewątpliwie wpłynął na ocenę na LC: 6,38 (488 ocen i 76 opinii). W marcu 2017 zrealizowano adaptację filmową również pod tytułem „The Zookeeper's Wife”, a tytułową rolę Antoniny Żabińskiej zagrała Jessica Chastain

Diane Ackerman nie tylko wyjątkowo solidnie przyłożyła się do tej biografii, lecz również świetnie przedstawiła atmosferę w zniewolonej Warszawie. Dom Żabińskich zwano „Domem pod zwariowaną gwiazdą” i KONIECZNIE, aby wejść w temat, przed lekturą, proszę wejść na stronę:

W związku z powyższym zrezygnowałem z podawania biogramów Antoniny (1908-71) i Jana Żabińskich (1897-1974), lecz wspomnę o paradoksie usunięcia Jana ze stanowiska dyrektora warszawskiego ZOO w 1951 roku, za działalność okupacyjną i nagrodzenia małżeństwa tytułem Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata za to samo. W obu przypadkach decydowali Żydzi („izraelscy” kontra „ubeccy”)

Obowiązkowa lektura szczególnie wobec burzliwej dyskusji wywołanej kontrowersyjną Uchwałą 4/2018 IPN . Książka jest hołdem składanym wspaniałemu małżeństwu Żabińskim i choćby dlatego zasługuje na 10 gwiazdek



Mariola ZACZYŃSKA - "Gonić króliczka"


Z ZASOBÓW BIBLIOTEKI W TORONTO
Książka ma na LC 5,51 (80 ocen i 10 opinii), a o autorce dowiedziałem się co nieco z wywiadu z nią na: http://kulturasiedlecka.pl/branch,e-kultura,article,310,zakladamy_klub_twardzielek.html

"...Skończyłam podyplomowe studium scenariopisarstwa na łódzkiej Filmówce. Moje magisterskie wykształcenie, to "głupi kaowiec", jakby powiedzieli bohaterowie filmu 'Rejs'. Świadomie zrezygnowałam ze scenopisarstwa, mimo że podobno mam predyspozycje. Lubię wieś i nie odnalazłabym się w Warszawie, a musiałabym tam być, chcąc pracować w tym zawodzie. Poza tym wolę pisać książki.
...Rynek wydawniczy jest trudny dla takich szarych żuczków jak my. Ja to przeszłam, nie mając żadnego wsparcia i znajomości. Ten rynek rządzi się swoimi prawami. Bardzo dużo fajnych rzeczy przepada. A poza tym... teraz wszyscy piszą! Aktorzy, dziennikarze, celebryci... To straszne! Co za konkurencja!...."

"...teraz wszyscy piszą !..." - mówi autorka. No właśnie, w tym problem !
Po przykrych doświadczeniach z polskimi autorkami, asekuruję się wypowiedziami innych. I tak z 10 opinii na LC wybrałem zgodne z moim odczuciem:

Ghia (bez oceny): „..Wczoraj przewertowałam z jakieś 40 stron i nie jestem w stanie skończyć tej książki. Nie lubię takiej literatury po prostu jeden chaos. Jak na romansidło to brak w tym emocji, mam wrażenie, ze w tej książce ktoś kogoś wciąż goni... temat feminizmu i medialna otoczka też mnie nie kręci ..."

mariola3108 (2 gwiazdki): "Niestety mnie ta książka nie urzekła. Podchodziłam do niej dwa razy i z każdą przeczytaną stroną wydawała mi się jeszcze nudniejsza. Wreszcie gdy dobrnęłam do połowy stwierdziłam, że skoro tak daleko zaszłam, to przeczytam ją do końca, bo może jeszcze coś mnie zaskoczy. Niestety nic mnie nie zaskoczyło. Książka w mojej ocenie jest nudna, bezbarwna, nijaka i nie zostawia po sobie nic. "

Aneta (3 gwiazdki): "Przeczytałam pierwsze 20 stron, myślę sobie "daj jej szanse". Przeczytałam kolejne 30 i nie dałam rady, odłożyłam. Druga w moim życiu książka, którą odkładam niedoczytaną. Nie polecam".

Ilons (5 gwiazdek): ".......Banalna z zadziwiającymi zbiegami okoliczności, przewidywalnymi zwrotami akcji, smakowitym sarkazmem głównej bohaterki, z prześmiewczym obrazem polskiej sceny politycznej i ukazująca kluczowe prawdy związane z relacjami damsko – męskimi. Pełen ciepła i humoru romans dla niewybrednych czytelników. "

figa1992 (3 gwiazdki): "Raczej niezbyt ambitna lektura... Książka najlepsza na jakąś podróż albo leżenie plackiem na plaży, gdy nie planujemy specjalnego wysiłku umysłowego. Po prostu: do przeczytania i nic więcej."

To równa połowa opinii na LC. Ode mnie tylko jedno słowo: AMATORSZCZYZNA 3/10





Friday 29 June 2018

Agata PASSENT - "Pałac wiecznie żywy"


Powodów zainteresowania aż nadmiar, bo autorka (ur.1973) wyjątkowo inteligentna i ciekawa, a w dodatku to córka Osieckiej (1936-97) i Passenta (ur.1938), czyli wyjątkowych i sławnych ludzi. Osieckiej nie można nie wielbić, a Passenta, bez względu na żywione do niego uczucia, nie można pominąć w historii powojennej Polski, bo to „Bywalec” - jeden z najbardziej podziwianych (obok Urbana, Hamiltona, KTT, Fikusa i Kisiela) felietonistów PRL.

Z kolei temat to PKiN, niepowtarzalne centrum naukowe i kulturalne stolicy, którego otwarcie zmieniło życie wszystkich warszawiaków. Żenujące jest opracowanie w Wikipedii, w którym wielką rolę tego centrum skwitowano słowami:

...Pałac jest siedzibą wielu firm oraz instytucji użyteczności publicznej, w tym kin, teatrów i muzeów, uczelni wyższych (m.in. Collegium Civitas), władz Polskiej Akademii Nauk oraz Centralnej Komisji do Spraw Stopni i Tytułów. Organizowane są tam także różnego typu wystawy i targi – od 1958 przez wiele lat odbywały się tam Międzynarodowe Targi Książki i towarzyszące im kiermasze, a także przez kilka lat (na przełomie XX i XXI wieku) targi Komputer Expo. Mieści się w nim sala konferencyjno-widowiskowa na 3000 osób (Sala Kongresowa), Muzeum Techniki, Muzeum Ewolucji PAN, Muzeum Domków dla Lalek oraz Pałac Młodzieży wraz z basenem."

Stefan Kisielewski /1911-91/ czyli Kisiel, pisał o PRL-u:
Bo ta POLSKA, powstała z kaprysu Stalina, czy jej ustrój komuś się podoba, czy nie jest jedynym państwem polskim, jakie istnieje na całym globie....”

I trzeba było w nim żyć, kształcić się i rozwijać, a w tym pomocny był PKIN z dwoma teatrami, czterema kinami, Salą Kongresową w której koncertowały największe sławy muzyki światowej. Do tego pierwszy nowoczesny basen i Pałac Młodzieży. PKiN to przełom w życiu kulturalnym W-wy i o tym wypada pamiętać.

Sam chodziłem ze szkołą na nowoczesny basen, uczestniczyłem w zajęciach dla aktywu harcerskiego i startowałem do orkiestry młodzieżowej. Tam, po 2 godzinach stania w kolejce zdobyłem bilety do Sali Kongresowej na drugi w Polsce film amerykański pt „Indiański wojownik” i w tejże sali byłem na koncercie „The Platters”, Helen Shapiro czy Stana Getza. A jeszcze dwie knajpy, w których bywałem: „Trojka” i „Kongresowa” ze striptizem.

Niestety autorka nie wyeksponowała wielkiej roli PKiN. A szkoda, bo jej rodzice ze względu na datę urodzenia, byli największymi beneficjentami tego kulturalnego centrum, więc szkoda, że pani Agata nie umieściła ich wspomnień.

Książka jest dwujęzyczna, zawiera wiele wydarzeń i anegdot związanych z tym budynkiem i otoczeniem, jest dość obiektywna, zawiera wiele interesujących zdjęć, lecz brak wyraźnego podkreślenia pozytywnych efektów z zagospodarowania „Daru Przyjaźni” fałszuje przekaz dla tak młodych, jak autorka.

Aby mój przekaz był klarowny, przypominam, że jedyną sceną widowiskową w ówczesnej Warszawie była „Roma” z metalową kurtyną podnoszoną elektrycznie. Gdy w końcu wybrałem się do niej na Strawińskiego „Święto wiosny”, kurtyna się zacięła i nigdy już tego baletu nie obejrzałem. To było zaledwie 10 lat po wojnie i dlatego PKiN odegrał tak wielką rolę, i w życiu kulturalnym, i jako należycie godne miejsce dla instytutów PAN.

Polecam, bardzo ciekawe wydanie lecz z powodów powyżej podanych nie mogę dać więcej niż 7 gwiazdek.


David MITCHELL - "Tysiąc jesieni Jacoba de Zoeta"


David Mitchell (ur.1969) - brytyjski pisarz, autor "Atlasu chmur" (2004), a ta z 2010. Z krótkiej notki w Wikipedii, wyczytałem, że przez 8 lat uczył się japońskiego w Hiroszimie, co jest istotne, bo akcja książki dzieje  się właśnie w Japonii. Na LC ma prawie dwa tysiące czytelników i 7,64 (487 ocen i 101 opinii).
W takich przypadkach milczenie jest złotem, szczególnie, gdy się nie ma nic istotnego do dodania. Autora prawie nie znam, bo „Atlasu chmur” nie czytałem, a opowiadanie „Judith Castle”, zamieszczone w bardzo nieudanym zbiorze „Zadie Smith przedstawia. Księga innych ludzi" oceniłem na 5 gwiazdek, bo....
".....opowiadanie o walce z samotnością starzejącej się kobiety potwornie banalne. Każdy stary chciałby czuć się potrzebny, niezbędny....."

Początkowo czyta się dobrze, a bawi mnie nawet trafna uwaga do ćmy (s.130 z 1082 e-book):
....Ćma wlatuje w krąg płomienia wokół świecy. Spada na stół, trzepocząc skrzydełkami.
  • Oj, Ikarze, biedaku. - Ouwehand rozgniata ją swoim kuflem. - Czy ty się nigdy nie nauczysz?...”

s.150 „Orate ne intretis in tentationem” - „Módlcie się abyście nie weszli w pokuszenie.”

Ale dalej jest gorzej, więc zacznijmy od początku. Bohatera i miejsce akcji poznajemy z przemowy jaką wygłasza teść in spe do de Zoeta zakochanego w Annie (s.78,5 i dalsze):

....„Po stronie zalet: jest pan sumiennym urzędnikiem i uczciwym człowiekiem.. ..„...który nie nadużył uczuć Anny dla swoich korzyści.. ...„Po stronie wad: jest pan pisarzem kancelistą, nie kupcem, nie przewoźnikiem... .....ani nawet nie zarządcą magazynu. Tylko pisarzem. Choć nie wątpię w szczerość pańskiego uczucia.. ..„Jednakże uczucie to jedynie wisienka na torcie. Samym tortem zaś jest majątek.. ..„Jestem jednak skłonny dać panu szansę zarobienia swojego tortu, de Zoet,.. ..z szacunku dla Anny i dla jej umiejętności oceny ludzkiego charakteru. Członkiem mojego klubu jest dyrektor Izby w Kompanii Wschodnioindyjskiej. Jeśli chce pan zostać moim zięciem tak gorliwie, jak pan deklaruje, może załatwić panu pięcioletnią posadę urzędniczą na placówce na Jawie. Pensja urzędnika jest mizerna, ale młody, przedsiębiorczy człowiek może do czegoś dojść...”

I tak de Zoet zawędrował do japońskiej Batawii, dzisiejszej Dżakarty, a potem do Dejimy gdzie, serce nie sługa, zakochał się w Japonce w dodatku z poparzoną twarzą. Żeby było śmieszniej Annę kocha dalej, z gejsz ani z kurtyzan nie korzysta, a chucie go rozpierają w kierunku skośnookiej. Do tego akcję opóźniają liczne degresje i poboczne wątki które mnie tak znudziły, że po tygodniu doszedłem do połowy książki. Przetrawiłem już grę w karty, w bilard, rasizm, przemyt i wszechobecne złodziejstwo, nie mówiąc o korupcji i coraz częściej się zastanawiam po cholerę ja to czytam.

Poświęciłem tej książce za dużo czasu, więc aby jakiś był z tego pożytek podzielę się wiedzą na temat Dejimy z lektury Wikipedii:

..Dejima - sztuczna wyspa w zatoce Nagasaki, która była holenderską faktorią w latach 1641-1857.. Dejimę wybudowano w 1634 ..Po wydaniu edyktu o zamknięciu kraju.. i po powstaniu na przełomie 1637 i 1638,... ..które zostało stłumione z pomocą Holendrów, z Japonii zostali wydaleni wszyscy.. ...cudzoziemcy, z wyjątkiem przedstawicieli Holenderskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej... ..Na Dejimie zamieszkiwało przeważnie około dwudziestu Holendrów.. ..Działalność Holendrów oraz ich kontakty były pod pełną kontrolą Edo, poprzez specjalnego administratora.. ..Każdy statek podlegał inspekcji, a broń składano do depozytu. W czasie postoju odbierano żagle, czy też wymontowywano ster. Żadne chrześcijańskie obrzędy religijne nie były dozwolone na wyspie. Przy schodzeniu na ląd zamorscy goście byli zmuszani do.. ..przechodzenia po katolickim, świętym obrazie... ..Pomimo licznych restrykcji i obciążeń finansowych handel z Japonią był dla kupców holenderskich korzystny. Jego skala ulegała jednak z czasem osłabieniu w wyniku zarówno sytuacji w Europie, jak i zarządzeń siogunatu. Początkowo przybijało do Dejimy 5-7 statków rocznie, od 1715 tylko 1-2. Po bankructwie Kompanii w 1795 r. handel z wyspą został przejęty przez władze państwowe Holandii..."

Ta książka cieszy się powodzeniem na LC – 7,64 (490 ocen i 103 opinie), więc skoro znudzony zrezygnowałem z dalszego czytania, to nie chcę wpływać na wynik i stawiam neutralne 7 gwiazdek, życząc miłej lektury wszystkim, których ta opowieść zaciekawi. Powodzenia !!


Monday 25 June 2018

Dorota TERAKOWSKA - "Muzeum rzeczy nieistniejących"


To już szósta pozycja Terakowskiej (1938-2004) przeze mnie recenzowana. Dotychczasowe oceny: 2x10, 8, 2x7 świadczą o mojej sympatii do jej twórczości. Teraz mamy zbiór IDIOMÓW, których nikt nie nazywa po imieniu. W "Nocie Wydawcy" (s.113) czytamy:

"Teksty składające się na niniejszy tom pochodzą z lat 1998-2000 i były publikowane na łamach "Przekroju". Hasła do Muzeum Rzeczy Nieistniejących sugerowali czytelnicy, a interpretowała je kustosz Dorota Terakowska..."

Również w recenzjach na LC nie pada słowo IDIOM. Podaję więc definicję z Wikipedii: idiom to

"...- wyrażenie językowe, którego znaczenie jest swoiste, odmienne od znaczenia, jakie należałoby mu przypisać, biorąc pod uwagę poszczególne części składowe oraz reguły składni.."

Wikipedia podaje przykłady polskich IDIOMÓW, a wśród nich "piąte koło u wozu" oraz "ręka rękę myje", obecne również w tym zbiorku.

Wyboru dokonała Anna Rudnicka, a Wydawnictwo Literackie wydało zbiorek w 2006 tj 2 lata po śmierci Doroty Terakowskiej.
Wbrew tytułowi duża część "rzeczy nieistniejących" istnieje, co nie przeszkadza dobrze się bawić przy tej lekturze. 7/10

Sunday 24 June 2018

Krystyna JANDA - "Moja droga B."


Jeszcze jedna "Janda", wcześniejsza z 2000 roku. Zbiorek króciutkich felietonów inspirujących do refleksji. Np
s.9 "...Nie wierzyć w los, szczęście trzeba sobie wypracować, za służyć na nie, stworzyć je...."
s.12 "...ilu ludzi nie jest zdolnych do łez. ...jacy są przez to nieszczęśliwi i ubodzy, często o tym nie wiedząc...."
s.29 „....Jacek (Kaczmarski – mój przyp) odróżnił w tej rozmowie samotność od osamotnienia, które jest niewątpliwie straszne, jest tragedią...”
s.32 „...Ludzką słabością jest chęć podobania się za wszelką cenę i każdy realizuje to, jak umie i jak rozumie.. .”
s.54 „...jedno jest pewne, nic się samo nie naprawi, zawsze warto spróbować, i nie co ma być, to będzie, bo można to zmienić...”
s.69 „..Teraz warunkiem powodzenia życiowego (w każdej dziedzinie zresztą) wydaje się... doskonałość 'podróbki'....”
itd. itp. Nie są to żadne rewelacje, lecz pobudzają do zastanowienia. A wszystko przesycone sympatyczna ironią. Idealna lektura relaksująca i uspokajająca., a że Jandę lubię to znowu 7/10

Wednesday 20 June 2018

Krystyna JANDA - "www.małpa.pl" i "www.małpa 2.pl"

Krystyna Janda (ur.1952) prowadziła ten notatnik przez rok od 3 września 2000 do 30 września 2001 roku, czyli przez ponad rok, co oznacza, że powstał "roczniak". Podoba mnie się jej szczerość w określeniu tej działalności:
...Ja mam potrzebę 'dzielenia się' i kontaktu. A więc - publiczny dziennik, a raczej dziennik z dostępem dla każdego...” (s.5)
- co w połączeniu z wyznaniem na okładce:
.....Co najmniej czterdziestu procent tego, co myślę i przeżywam, nie mogę ujawnić, bo byłoby to nietaktowne, okropne..”
- rozwiewa nadzieje sensatów i podglądaczy. Skandal, mimo pięcioletniej kwarantanny, z Kisielem, odniósł skutek, z „Kronosem” - również; to i dobrze, bo bez niezdrowej atmosfery sensacji, możemy „na luzie” poznać bliżej wybitną aktorkę i inteligentną kobietę.

Reasumując, narzucone sobie ograniczenia powodują zbytnią „cukierkowatość” tj za dużo mówienia dobrze o znajomych i za dużo „lubienia” ich, lecz, nie mając innego wyjścia, kupuję to i polecam, bo to lektura, która umocniła moje pozytywne uczucia do Jandy. Lektura „miła, łatwa i przyjemna”, a że ze mnie zgryźliwy staruch, to dodaję „zbyt miła....”. 7/10

  • „www.małpa 2.pl”
Kontynuacja „www.małpa 2.pl” od 2 października 2001 do 31 października 2002. Po „Różowych tabletkach na uspokojenie"  i małpie 1, to trzecia moja lektura „miła, lekka i przyjemna”, która spełnia założenia autorki tj zacieśnienie znajomości z szeroką  rzeszą czytelników. Oczywiście, znajomość jest poniekąd jednostronna, lecz to niewiele przeszkadza, bo czytelnicy w mniejszym lub większy stopniu akceptują i rozumieją poruszane tematy. Mnie ten drugi tom podobał się bardziej, bo więcej wyczytałem nowinek, ciekawostek i nieznanych dotąd anegdot. Polecam 7/10 

Tuesday 19 June 2018

Umberto ECO - "Tajemniczy plomień królowej Loany"


Ciekawy pomysł Eco. A skoro tak, to żebym się nie pogubił odnotowuję końcówkę świetnej recenzji nieznanego autora, znalezioną na: https://www.noir.pl/ksiazka/358/Umberto-Eco-Tajemniczy-plomien-krolowej-Loany

....Umberto Eco zabiera czytelnika w niezwykłą podróż, a ów towarzyszy mu w poszukiwaniu utraconego (nie straconego!) czasu, a być może także w poszukiwaniu wieczności, ale również w próbie odnalezienia istoty własnego ego, w próbie dotarcia do tego, co ukryte. Dzięki zastosowanym przez pisarza chwytom i konwencjom wędrówka ta staje się czystą przyjemnością. Na szczególną uwagę zasługuje zakończenie powieści, ponieważ pozostawia ono w odbiorcy niezapomniane wrażenie. Finał jest szalony i zupełnie niespodziewany. Przywodzi na myśl szereg zróżnicowanych i dość swobodnych skojarzeń, jak choćby rewię w iście amerykańskim stylu, rzeczywistość rodem z powieści fantasy, ale też motyw dance macabre ze średniowiecznych malowideł, jakiś infernalny pochód czy niemalże apokaliptyczną wizję. Krótko mówiąc – finis coronat opus."

W powyższym zwracam uwagę na cenne nawiązanie do Prousta.
Teraz moje skojarzenie: jakiś tam czas temu Fundacja na Rzecz Myślenia im. Barbary Skargi ogłosiła konkurs pt "Poznaj samego siebie", no i Umberto Eco to przewidział i napisał omawianą książkę. Sam też podjąłem skromną próbę sprostania temu zadaniu, lecz króciutkie swoje rozważania zakończyłem słowami:
".......czy ja mam dosyć odwagi, by poznać samego siebie? Musiałbym przeanalizować swoje postępowanie w różnych chwilach życia, zweryfikować motywy, ocenić prawdziwość ówczesnej argumentacji czyli zdobyć się na totalny, samokrytyczny „rachunek sumienia”, przyznać się do błędów i umartwiać się odkrytą prawdą o sobie. A po jaką cholerę mnie to? Masochistą nie jestem i przeto rezygnuję z usiłowań poznania samego siebie... ...Vita brevis, więc radujmy się i kochajmy póki sił starcza.”
całość na: http://wgwg1943.blogspot.com/2017/07/czy-nauka-i-technika-potrafia-sprostac.html
Umberto Eco podjął ten trud poznania siebie poprzez stworzenie postaci Jambo, która straciła pamięć, ale zachowała wiedzę tzw „papierową pamięć”. Fakty można odtworzyć, lecz ówczesnych motywów, myśli czy odczuć - nie. Pamięć ludzka jest wybiórcza; podświadomość powoduje, że pamiętamy to, co wygodne dla naszego „ego”. Pomysł Eco całkowitego wyczyszczenia pamięci, stwarza możliwość idealnie obiektywnej oceny swojego zachowania w przeszłości. Więc nie jest to autobiografia, lecz próba zrozumienia samego siebie, dzięki zdobytej przez lata wiedzy.
I jeszcze cytat z mojego eseju, pisanego wiele lat temu, gdy byłem nastawiony nieprzychylnie do niego:
.....Czytając ECO i o ECO odnoszę wrażenie, że ten zdolny mediewista-semiotyk czuje się niedowartościowany i marzy o popularności twórcy „Ulissesa” i „Finnegans Wake” czyli Jamesa JOYCE’a. To, że naśladuje joyce-owski monolog wewnętrzny w formie dygresyjno-skojarzeniowego „STRUMIENIA ŚWIADOMOŚCI” to pół biedy, problem stanowi nieznośna, niczym nieuzasadniona maniera PSEUDOINTELEKTUALNOŚCI objawiająca sie stosowaniem niezrozumiałych słów, cytatów we wszystkich możliwych językach oraz mówieniem o sprawach prostych językiem PRZEINTELEKTUALIZOWANYM. i to wszystko w książkach adresowanych do MASOWEGO ODBIORCY...."
Niestety, powyższa uwaga pozostaje w dużym stopniu słuszna i przy tej książce. To jest jakiś infantylizm, ta chęć zaimponowania czytelnikowi, dość często spotykana. Pamiętam, że pisałem o tym nawet przy tak znanych pisarzach jak Philip Roth czy Saul Bellow.
A że i Joyce, i Eco są dla wybrańców - to inna sprawa. Tylko, że i wybrańcy mają problem by podążać za skojarzeniami bohatera. Sam nie pamiętałem, kto to Artur Gordon Pym i aby zrozumieć tekst musiałem zajrzeć do Wikipedii, a to dopiero czwarta strona tekstu:
..'Przygody Artura Gordona Pyma'.. ..- jest to jedyna ukończona powieść.. ..Edgara Allana Poe, opublikowana w 1838 roku...”
Na tej samej stronie pojawia się imię Izmaela, syna Abrahama i Hagar. To akurat skojarzyłem, lecz ilość wymaganych skojarzeń przekracza zdolności przeciętnego czytelnika. Chyba, że kogoś satysfakcjonuje poznanie samej akcji, jak w przypadku wysoko ocenianego thrillera - „Imienia Róży”, który ja studiowałem dwa tygodnie i w podzięce za zmarnowany czas i wysiłek obdarzyłem PAŁĄ. Wolny wybór !!
Wybrałem drogę rozumienia lektury, lecz nie będę więcej o moim trudzie pisał, a wyciągnę pozytywy, czyli to, czym Eco wzbogacił moją wiedzę.
Zaczynam od ciekawego stwierdzenia, tylko, że nie jestem pewien czy to św. Augustyna czy autora (s.35):
..Ludzie żyją w trzech chwilach: oczekiwania, uwagi i pamięci. Żadna z nich nie może się obyć bez pozostałych...”
i s.42:
....Myślę, że tak biegnie nasze życie: można patrzeć w przyszłość tylko pod warunkiem, że pamięta się przeszłość...”
Dowcip o chorobie Alzheimera (s.50):
...Jej dobrą stroną jest to, że codziennie widzi się tyle nowych twarzy...”
Wspomniany kompleks niższości (czy może zazdrość) wobec Joyce'a ujawnia się już na s.93 w scenie wypróżniania się Jamba:
...Przykucnąłem w głębokiej popołudniowej ciszy, przerywanej tylko głosami ptaków, i wypróżniłem się. 'Silly reason. He read on, seated calm above his own rising smell' Glupi sezon. Czytał dalej, siedząc spokojnie nad własnym wznoszącym się smrodem; to Bloom w 'Ulissesie' Joyce;a....”
Absurdalna sytuacja wyjścia z domu do winnicy, by tam się wypróżnić, to pretekst do nawiązania do Joyce'a, a więcej to mógłby powiedzieć psychoanalityk Eco lub jego biograf Daniel Salvatore SCHIFFER. autor - „Umberto Eco - Labirynt Świata”. Co gorsza, Eco stara się zaszokować czytelnika przedłużając scenę pseudofilozoficznymi rozważaniami o KUPIE !! Żenada !!
Eco wydaje mnie się infantylny, gdy gra z czytelnikiem w nie wiadomo co (s.103):
"...- Rasy i ludy ziemi - powtórzyłem na głos i pomyślałem o włochatym żeńskim narządzie płciowym. Dlaczego ?"
No właśnie: dlaczego ? I po co ?
Bohater odnajduje na strychu lektury z dzieciństwa i zanudza nimi czytelnika, by w końcu ogłosić wniosek (s.163-4):
...Przeczytałem znowu strony, z którymi zapoznałem się w wieku sześciu, dwunastu, piętnastu lat, dając się kolejno wzruszyć różnym opowieściom. Nie tak rekonstruuje się pamięć....”
To po co ta niekończąca się lista dziecięcych i młodzieńczych lektur ? By pochwalić się przed czytelnikiem ? By mu zaimponować ? Nie udało się, sam ułożyłbym listę dłuższą i ciekawszą !!
Jambo dochodzi do wniosku, że (s.184):
....do szkoły podstawowej i do gimnazjum musiałem uczęszczać w latach 1937 – 1945...”
.więc jego dywagacje na temat indoktrynacji faszyzmem są nieco spóźnione, gdyż „marsz na Rzym” miał miejsce w 1922 roku, a (Wikipedia):
... W 1929 roku ustrój faszystowski zyskał poparcie polityczne i błogosławieństwo Kościoła katolickiego, po tym jak reżim podpisał z Kościołem konkordat, zwany jako traktaty laterańskie....”
Eco ciągnie nudny wykład na temat II w. św. z punktu widzenia włoskiego, oczywiście wybielający Włochów. Wolno mu, lecz trudno wymagać by inne narody taką wersję akceptowały. Ironia autora z propagandy faszystowskiej jest szczególnie żałosna dla mnie, doświadczonego propagandą sowiecką przez 45 lat mojego życia. Nie przyswajam włoskich czytanek, nie śmieszą mnie one, bo wychowałem się na „Soso” Heleny Bobińskiej i podobnych utworach apoteozujących Stalina.
Wreszcie Jambo starający poznać siebie zadaje pytania (s.209):
...A ja, jak ja odbierałem te schizofreniczne Włochy ? Wierzyłem w zwycięstwo ...” itd. itp.
Od razu „schizofreniczne”. Banialuki i frazesy, bo wierzyli: i Miłosz, i Kołakowski, a i Szymborska z Mrożkiem i Błońskim, wierzyli junacy i aktywiści, wierzył Kuroń z walterowskimi drużynami, a post factum każdy mądry jak Eco. A ci niewierzący, też wierzyli - w Andersa na białym koniu. Włosi wierzyli w Mussoliniego, inni w kogoś lub coś innego.. ..każda wiara prowadzi na manowce.. .
Nudzi ten Eco i wali frazes za frazesem. Np (s.211):
...Zatem nie tylko mnie, lecz i moich rodziców uczono pojmować miłość własnego kraju jak danine krwi, nie wzdragać się, lecz entuzjazmować na widok pola zlanego krwią...”
Zatem, panie Eco, tak uczono moich prapradziadów, ojców, moje dzieci i teraz - wnuki. Polecam „Siedem polskich grzechów głównych” płk Załuskiego. (dostępne na: https://docer.pl/doc/n0n18ve )
Z kolei przypadki poświęcenia życia dla Mussoliniego i faszystowskiego państwa przebija Matrosow i opisany przez Polewoja Mariesjew.
Niestety, Eco przygotował jeszcze gorszą niespodziankę: przegląd komiksów z jego młodości, wobec którego jestem bezradny, bo za mojej młodości komiksów w Polsce nie było, a później jak były, to nigdy ich nie czytałem. Do tego liczne ilustracje, które podobno są atrakcją tej książki, czego ja absolutnie nie doceniam i takiej opinii ni e podzielam.
W końcu dochodzimy do tytułowego płomienia królowej Loany (s.25-5):
...Otworzyłem album i zapoznałem się z historią najgłupszą, jaka można sobie wyobrazić.. ..Bohaterowie z dwoma przyjaciółmi trafiają w sercu Afryki do tajemniczego królestwa z równie tajemniczą królową, strzegącą nadzwyczaj tajemniczego płomienia, który zapewnia długowieczność lub wręcz nieśmiertelność, skoro Loara – niezmiennie przepiękna - panuje nad swoim dzikim plemieniem od dwóch tysięcy lat...”
Skoro ta historia jest „najgłupsza”, to dlaczego Eco dręczy nią czytelników ? Dwie strony dalej wyjaśnia wreszcie tytuł (s.256):
....Wyrażenie 'tajemniczy płomień' zafascynowało mnie... ...Całe lata później, mając pamięć w ruinie, powróciłem do nazwy uwielbianego w dzieciństwie płomienia, aby określić odblask zapomnianych rozkoszy...”
Szkoda, że rozkosze ominęły czytelników tej, coraz bardziej wkurzającej, lektury. Psiakość! Teraz o znaczkach pocztowych. A kto z naszego pokolenia ich nie zbierał?
Nie będę dalej relacjonował, bo historia o piciu rycyny zmieszanej z kalem zniesmaczyła mnie, a wyznaję zasadę nie rób komuś czegoś, co dla ciebie niemiłe. Powiem tylko, że jest o asfodelach, masturbacji i koszmarne poezje młodego Jamba. No i, jak sam Eco ją nazywa (s.293) „banalna historia uczniowskiej miłości”.
Dalej woja, polityka, kontrowersyjny faszyzm, partyzanci i słowa dziwnie znajome (s.335):
..- Walczymy, żeby te kraj odzyskał swój honor.. ..Honor zbrukany przez garść zdrajców,,,”
Taka sama tania demagogia i w Rzymie, i na Krymie, a przede wszystkim w Warszawie. Z braku tematów Eco sięga po Biblię i demaskuje ją w żenująco prymitywnie (s.345):
..Masz wierzyć w Biblię, bo jest natchniona przez Boga, ale kto powiedział, że Bóg ją natchnął? Sama Biblia. Rozumiesz, jakie to matactwo?...”
Profesorze Umberto Eco! Co za poziom?! Prostacki populizm !!! A cały wykład anarchisty na temat mojżeszowych przykazań to intelektualna klęska!! Tak to bywa, gdy uczony typu Eco, chce zdobyć popularność wśród ludu!!! Dalej wyśmiewanie kreacjonizmu i kwestia Dobra i Zła. Oj, oj! zmęczony się poczułem, a tu jeszcze 80 stron. A na nich bratobójcze walki partyzanckie (polskie nie mniej zawikłane), koniec wojny i epoka amerykańskiej cywilizacji, przede wszystkim w formie filmów. A dla Jamba okres pierwszych doznań seksualnych, tak nieciekawych, że je pominę.
Finał jest efektem przypomnianych lektur i wydarzeń z młodości, a wniosek wyciągam jedyny, że szukanie w przeszłości jest niebezpieczne.
Srogi zawód, lecz Umberto Eco jest wart poznania, więc czasu poświęconego tej lekturze nie żałuję. 6/10

Monday 18 June 2018

Helena BOBIŃSKA - "Soso"


Pisząc recenzję Umberto Eco "Tajemniczy płomień królowej Loany" wspomniałem o "Soso", którym byłem indoktrynowany w pierwszych klasach szkoły podstawowej. Potraktowałem wytwór Bobińskiej jako przeciwwagę dla nudnych wywodów Eco, o faszystowskiej indoktrynacji jego bohatera w wieku dziecięcym.
Postanowiłem napisać notkę o tragikomicznych konsekwencjach tej książki. Otóż na VII Zjeździe Związku Literatów Polskich, który się odbył na przełomie listopada i grudnia 1956 roku, czyli po obaleniu kultu Stalina i „Polskim Październiku”, tzn gdy zaczęto mówić o Stalinie jako zbrodniarzu, jeden z żartownisiów zapytał Bobińską:

Czy prawdą jest, że Pani pisze drugi tom dzieła o Stalinie pt 'Komu Soso zrobił kuku ?'...”

Książka zasługuje na poznanie, bo jest świadectwem „kastrowania naszej osobowości” (jak mówił Lejzorek Rojtszwaniec u Erenburga) przez reżim i dlatego stawiam gwiazdek 10

Saturday 16 June 2018

Eliette ABECASSIS - "Ostatnie pokolenie"


ZE ZBIORÓW BIBLIOTEKI W TORONTO. DZIĘKUJĘ W IMIENIU POLONII
Nie ma nic o autorce ani na LC, ani w polskojęzycznej Wikipedii, ale znalazłem w anglojęzycznej:

....Éliette Abécassis (born January 27, 1969) is a French writer of Moroccan-Jewish descent. She is a professor of philosophy at the University of Caen Normandy...."

Jak w TVP jakiś dureń plecie bzdury to wiadomo, że "profesor". Okazuje się, że ten polski fenomen znany jest i zagranicą. Ta książka jest tego dowodem. Ani ładu, ani składu.

Krytykowałem poważnego, wybitnego uczonego, Umberto Eco za populistyczne trzy kryminały, więc dla pisarstwa nieznanej szerzej profesor Abecassis brak mnie słów. Jeśli kogoś kręci wspólnota w Khirbet Qumran, tzn u esseńczyków, to polecam Archera "Ewangelia według Judasza", a mądrościami zawartymi w tej książce proszę nie zawracać sobie głowy 1/10



Friday 15 June 2018

Włodzimierz NOWAK - "Serce narodu koło przystanku"


Nowak (ur.1958) - reporter, pisarz, dziennikarz „Dużego Formatu” Gazety Wyborczej. Autor książek: „Niemiec. Wszystkie ucieczki Zygfryda”, „Serce narodu koło przystanku” i tomu polsko-niemieckich reportaży „Obwód głowy”. Czytam o nim na:

"......Mówi, iż dobry reportaż przekazuje czytelnikowi ból bohatera. Jak napisać taki tekst?
- Trzeba zadawać pytania na własną miarę. Trzeba też pilnie słuchać i w tym słuchaniu się zatracić. Bo tylko w ten sposób bohater wprowadzi reportera w swój świat. A na koniec trzeba tak postawić literki, żeby tego wszystkiego nie spieprzyć...."

Zbiór 17 reportaży, głównie z Polski "B", pisanych w latach 1998 – 2009. Świetne reportaże o polskiej "bidzie", bezradności i marazmie. A, że ponure, to nie wina autora, a polskiej rzeczywistości. Z przyjemnością dołączam Nowaka do grona najlepszych polskich reporterów. Pewne 10/10, a do innych recenzentów pytanie: jakie macie zastrzeżenia, skoro nie dajecie 10 gwiazdek ?

Wednesday 13 June 2018

Renata GORCZYŃSKA - "Szkice portugalskie"


Renata Gorczyńska (ur.1943). Czytam na stronie wydawcy:

"....Szkic-reportaż. Podróż przez portugalską literaturę, sztukę, krajobraz oraz współczesne życie. Najwspanialsze wprowadzenie do rozumienia Portugalii, połączenie dawnego i nowoczesnego stylu podróżowania..."

Z kolei autorka słusznie stwierdza w przedmowie:
"...Te teksty są dokładnie tym, na co wskazuje tytuł - kapryśnymi z natury szkicami, zaledwie fragmentami odnotowanej rzeczywistości...."

Kapryśnymi” to bardzo łagodne określenie, lecz zostańmy przy nim wyjaśniając jak ten „kaprys” rozumiem. A jest nim brak spójności, przypadkowość tematów i niejasny cel tego zbioru tekstów. Ponadto długie wtręty historyczne sprawiające wrażenie żywcem przepisanych z encyklopedii czy przewodnika.

Tematyka aż zbyt bogata, przez co lektura trudna w odbiorze, a w ogóle mnie ten rodzaj reportażu, opowieści czy impresji nie odpowiada, bo jestem wielbicielem np. Stasiuka.

Wynik na LC, cztery lata po wydaniu, tez nie jest imponujący: 6,57 (28 ocen i 3 opinie). Ode mnie 5 gwiazdek.




Ryszard Marek GROŃSKI - "Ałe głach - wszyscy równi"


Grońskiego (ur.1939) znam od zawsze jako felietonistę tekściarza i kabareciarza, a tu książka, lecz zaskoczenia nie ma, bo to jego żywioł: kabaret, teatr, estrada. Tylko, że w warszawskim getcie, a przez to temat wielce delikatny.

Groński wykazał się taktem i wyczuciem, a że temat tragiczny, to tym większa jego zasługa, że zachował obiektywność i (chyba) nikogo nie uraził.

Tytuł wyjaśnia cytat (s.105)
"...Tylko wariat Rubinsztajn mógł drzeć się: 'Ałe głach!' - wszyscy równi, mając na myśli śmierć. Tymczasem nawet śmierć nie wyrównywała różnic między nosicielami opasek z gwiazdą...."

W tym reportażu z piekła, w którym wszyscy są kalecy i wszyscy grzeszni; nie ma krztyny pompatyczności, jest bolesny realizm, który pozwala czytelnikowi zrozumieć postępowanie poszczególnych postaci Inaczej mówiąc Groński obiektywnie przedstawiając rzeczywistość ocenę pozostawia czytelnikowi licząc na jego empatię.

Groński napisał ten reportaż z przeszłości w wieku 77 lat, bo parafrazując Miłosza z „Traktatu teologicznego:: -”takiego reportażu młody nie napisze”, potrzebne są głębokie doświadczenia i przemyślenia by w lekkiej formie przedstawić tak ważką treść.

Złożył tym samym hołd kolegom artystom, którzy w dużym stopniu zostali wskutek Zagłady w olbrzymim stopniu zapomniani.

Szlachetny cel, książka dobrze napisana, więc tylko pogratulować autorowi, jednakże ze smutkiem, że, jak mówi Nałkowska w „Medalionach” - "ludzie ludziom zgotowali ten los". 8/10

Tuesday 12 June 2018

Dorota SUMIŃSKA - "Balią przez Amazonkę"


Kto nie czyta Sumińskiej, ten wiele traci. Dotychczas przeczytałem jej cztery książki i oceniłem dwukrotnie na 10 i dwukrotnie na 9 gwiazdek. Ona uczy miłości do otaczającego świata, a tym razem dodatkowo zachęca do podróży jej śladem. Piękna literatura dla każdego, która winna być nagrodzona Orderem Uśmiechu.

Podzielam zdanie Wydawnictwa Literackiego na:

"... Sumińska porywa plastycznością opowieści, dreszczykiem emocji, który nierzadko towarzyszy jej i czytelnikowi oczekującemu kolejnego spotkania z nietoperzem-wampirem lub kajmanem. Dodatkowo co rusz zachwyca nas niebywałą wiedzą dotycząca gatunków zwierząt, ich zwyczajów, którą dzieli się z czytelnikiem w sposób anegdotyczny, nienachlany, a przede wszystkim ciekawy... "

To jest nowość, bo wydana w 2017; gorąco polecam 10/10


Joanna CHMIELEWSKA - "Gwałt"


Jeszcze jedna książka mojej ulubionej pisarki ale boję się zacząć czytać, bo na LC ma fatalny wynik: 4,89 (640 ocen i 88 opinii). Jedyna pozytywna ocena na:

No, a teraz - moja. Zamiast niej refleksja: jeśli kocha się Chmielewską (1932-2013) jak ja, to nie może być ocen pośrednich. Albo 10 gwiazdek, które dałem jej książkom ośmiokrotnie w recenzjach, a czterdziestoośmiokrotnie poza nimi albo PAŁA, co już zrobiłem dwa razy. A teraz po raz trzeci! Po prostu wpadka każdemu się zdarza. Zwracam uwagę na datę wydania: 2011

Sunday 10 June 2018

W.E.B. GRIFFIN - "Dwa fronty"


O dziwo, na LC tylko jedna opinia - 7,66 (58 ocen i 1 opinia). Na LC ma 50 książek, lecz tylko raz 7 opinii, a tak to 1 do 2. Zaglądam więc do Wikipedii:

W.E.B. Griffin (właśc. William Edmund Butterworth III, ur. 1929), amerykański autor powieści sensacyjnych i wojennych. .."

A więc II wojny św nie zna z autopsji.
Ta książka z 1999 r., oryginalny tytuł - "The Last Heroes" rozpoczyna serię "Men at War", przetłumaczoną na "Ostatni bohaterowie" de facto tytuł pierwszego tomu
Relacja na gorąco: nic się nie dzieje, nic się nie dzieje, jest!! na s.181 z 751 (e-book): Sara w trakcie tańca z Edem poczuła "ciepło w dole brzucha"; skończyły się żarty, bo na s.188 Sue – Ellen uwzięła się na Dicka:
"...Stanęła za nim i pogładziła dłonią wewnętrzną stronę jego uda, wsuwając ją w nogawkę szortów i omijając spodenki. Uchwyciła ich zawartość delikatnie, ale stanowczo..."

Jak stanowczo, to będą konsekwencje ! I były ! Ale to małe piwo, bo Ed odkrywa prawdę życiową (s.200):
....Canidy miał rację z tym kłamaniem. Rzeczywiście, było z tym, jak z dupczeniem. Jak się człowiek przyzwyczai, to mu idzie coraz lepiej...”

Po 315 stronach przygotowań do wyjazdu do Chin, nasi bohaterowie – piloci Ed i Dick ruszyli i po trzech miesiącach podróży są już w Rangunie (Birma). By uatrakcyjnić akcję, toczy się ona równolegle we wszystkich możliwych zakątkach świata, w tym w Maroku. Tam dowiaduję się, że... (s. 379,8):
......Marokańczycy w ogóle nie znosili u kobiet owłosienia łonowego....”

Coś podobnego !!! Ignoranci !! Pobudziła mnie strona 443:
..— A czyż nie to właśnie sprawia, że jesteś ze mną szczęśliwy? — zapytała, kończąc ściągać z niego reszty ubrania. Padła na niego, a potem zsunęła się na bok i rozwarła zapraszająco ramiona. Chwilę później poczuł jej niewiarygodnie ciepłe miękkie wnętrze i tego już było dla jego organizmu za wiele. Poczuł, że kończy, zanim jeszcze na dobre zaczął... …..Chwilę później nie żył...”

Co za piękna śmierć !! A nasi bohaterowie Ed i Dick choć podobne zberezeństwa robili (s.489), tym razem, dalej, w Birmie, nie umarli, bo przecież muszą walczyć z Japonią.
Czytam dalej i wreszcie coś dla mnie (s.513) - werset hadżiego Abdu Yezdiego:

....Przestań, znikomości przemijająca, mieć siebie za ośrodek wszystkiego. Świat jest odwieczny, tyś chwilą zaledwie”.

Wreszcie dojechali do Chin (s.535), 11 dni po Pearl Harbor, 7 dni po przystąpieniu USA do wojny.
Obsługują” ich Chinki (s.543):

..... tłumaczki ze szkoły misyjnej nosiły po kieszeniach prezerwatywy opakowane w folię z napisami SŁUŻBA ZDROWIA MARYNARKI STANÓW ZJEDNOCZONYCH....”

OK Koniec żarcików. Nie będę relacjonował ostatnich 200 stron, niech każdy (kto ma ochotę) doczyta sobie sam, a ja przechodzę do refleksji.

Nie potrafię określić charakteru tej książki, bo jest nadmiar wszystkiego, dzięki czemu czyta się nieźle, lecz nie wiem po co, bo.... - jako romans to przewidywalna słabizna, a jako historia przystąpienia Stanów Zjednoczonych do II w. św. to naiwna bzdura dla nieoczytanej młodzieży. Moja ocena wynika z faktów opisanych m.in. w „WORLD WAR II CHRONICLE” - by John S. D. Eisenhower (son of Dwight D. Eisenhower and acclaimed military historian).

W recenzji tej książki pisałem:
http://wgwg1943.blogspot.com/2013/11/world-war-ii-chronicle.html
...Co do Pearl Harbor, „CHRONICLE”, w podejrzanie szerokim zakresie przedstawia walkę Roosevelta z Kongresem, Senatem i opinią publiczną:
„On bał się, że jeśli przedstawi bardziej agresywny stosunek do wojny, to jedność społeczeństwa, która jest podstawową wartością, może ulec zniszczeniu”.
Dzięki obietnicom danym amerykańskim mamusiom i tatusiom, że ich synowie nie pójdą na wojnę, przeforsował the LEND-LEASE ACT czyli pomoc finansową dla państw walczących z członkami „OSI”. I teraz istotny cytat /str.119/:
„Podczas gdy Amerykanie wierzyli, że mogą pozostać neutralnymi obserwatorami wydarzeń w Europie i na Pacyfiku, Roosevelt i jego doradcy, w tajemnicy, dopracowywali przeróżne strategie na wypadek gdyby Ameryka była zmuszona do wojny...”.
A dalej:
„..możliwość pozostawania poza wojną skończyła się 7.12.1941 roku wraz z atakiem na Pearl Harbor”....”

Akcja książki toczy w 1941 roku, w którym najważniejszymi światowymi wydarzeniami była napaść Niemiec na ZSRR - 22 czerwca, objęcie LEND-LEASE - ZSRR (8 listopada przekazanie przez USA sprzętu o ówczesnej wartości 1 mld $ - odpowiednik obecnych 14 mld $, a ogółem 11 mld – obecne 154 mld$) i oczywiście 7 grudnia Pearl Harbor, po którym oporny Kongres pozwolił wreszcie FDR na przystąpienie do wojny. A o tym wszystkim ani słowa.

Nie wyobrażam sobie rozmów FDR w 1941 roku, by nie dotyczyły bezsensownie wydawanych pieniędzy z LEND – LEASE, bez przystąpienia Stanów do wojny. Pominięcie tych wydarzeń zmusza mnie do kwalifikacji książki jako wesołego czytadła o przygodach, głównie miłosnych, paru amerykańskich lotników. A więc fajne czytadło, a że tragedia II w. św. mnie, jako Europejczyka, nie jest w stanie pobudzić do śmiechu, to stawiam 5 gwiazdek



Saturday 9 June 2018

ks. Jan TWARDOWSKI - "Kiedy mówisz, że kochasz.."


ks. Jan TWARDOWSKI - "Kiedy mówisz, że kochasz.."
"Quando dici che ami..."

Wybór wierszy ks. Jana Twardowskiego z równoległym przekładem na język włoski. Pierwszy raz spotkałem się z takim pomysłem sześćdziesiąt lat temu, gdy wydano wiersze T.S. Eliota: na jednej stronie wersję oryginalną, a na drugiej polskie tłumaczenie. Tutaj mamy sytuację odwrotną, więc podobne odczucia mogą mieć Włosi, lecz i ja, znający tylko łacinę, czytam z przyjemnością te piękne strofy po włosku i dochodzę do niezbyt odkrywczego wniosku, że melodyjnością języka ustępujemy, a cudowne wiersze Księdza w tym przekładzie jeszcze zyskują.

Jako przykład niech posłuży króciutki wiersz pt „Na dobranoc”

Rozgadana wiedza
wymowna poezja
przez radio Szopen mówić do mnie będzie
całuję cię na dobranoc mój krzyżyku niemy
bo milczy tylko prawda i nieszczęście

I tłumaczenie:
PER LA BUONA NOTTE
La scienza chiacchierona
la poesia eloquente
Chopin che mi parlera alla radio
ti bacio la mia crocetta mutta per darti la buona notte
perche tacciono solo la verita e la disgrazia

Wspaniała przygoda estetyczna 10/10

Wednesday 6 June 2018

Guillaume MUSSO - "Jutro"


Na LC 7,75 (1659 ocen i 285 opinii). Musso (ur.1974) ma 1489 fanów i 13 600 czytelników, 17 książek, a ta jest z 2013. Czytam po raz pierwszy jego książkę i chyba mam pecha, bo według wielu recenzji ta książka jest słabsza od innych, choć średnią z 1659. głosów ma najwyższą.

Zaczyna się nieźle, bo fajnym cytatem z Epikura:
"Filozofia jest niepotrzebna, jeśli nie wyzwala umysłu od cierpienia.."

Czytam, drzemię, aż głupota mnie otrzeźwiła (s.52):
.......Dogłębna znajomość filozofii uczyniła z niego ateistę....”

On nawet powierzchownie nie zna filozofii. On nawet nie wie, że nawet Nietzsche powiedział, że Bóg umarł, a więc istniał. Nie musi przecież nać zakładu Pascala, wystarczy poczytać marksistę Kołakowskiego..
...wykreślenie wiary w Boga pozbawia etos jego podstawy... Jeśli ktoś nie uznaje, że człowiek i cały świat pochodzą ze STWÓRCZEGO ROZUMU ...to pozostają mu tylko „przepisy drogowe” ludzkiego zachowania, które można projektować i uzasadniać z punktu widzenia ich wartości użytkowej...”
No i zapadłem w drzemkę dalej.. Kocham i szanuję kobiety, więc chamstwo bohatera wybudziło mnie kompletnie. Matthew, przyjąwszy pozę cierpiętnika po śmierci żony, tak się zwraca do życzliwej sublokatorki proponującej mu powrót do świata żywych (s.60):
„— Przestań się wymądrzać tą psychologią z babskich piśmideł! — warknął Matthew, nie mogąc opanować gniewu...”

Pajac!... Resztę sympatii do bohatera tracę osiem stron dalej (s.68):
...Z pewnością Panią rozczaruję, Emmo, ale jeśli mam być szczery, to nigdy nie piję wina i nie jadam serów…”

Nie tylko Emmę rozczarował, mnie też... Umówili się na randkę lecz nie spotkali, bo Emma (s.123):
„.....Żyła w roku 2010. Matthew — w 2011! I z jakiegoś powodu, który trudno było wyjaśnić, mogli się porozumiewać za pośrednictwem laptopa...”

Wobec bardzo wielu rozwiązań alternatywnych rzeczywistości we współczesnej literaturze, propozycja Musso jest żenująca i rozbrajająco naiwna, a że i tak mnie ta książka nudziła, to odkładam ją bez żalu.
Jak ktoś nie ma co z czasem robić, to niech se czyta, a na mnie starego czekają arcydzieła. 3/10

Tuesday 5 June 2018

Danielle STEEL - "Światła Południa"


Czytałem jej tylko jedną książkę "Tata" z 1989 roku, czyli wcześniejszą od tej o 20 lat i w notce pisałem:

"....TYPOWE CZYTADŁO!
Danielle Steel (ur. 1947), autorka ponad 100 książek, czwarta na "List of best-selling fiction authors", z 800 mln egzemplarzy, za Szekspirem (2 mld), Agatą Christie (2 mld) i Babarą Cartland (1 mld). Steel ma dodatkowy atut w rywalizacji: w przeciwieństwie do pozostałych żyje i pisze. Jest tak popularna, że rekomendacji nie potrzebuje, więc mam miejsce i czas, by zaprotestować przeciw określaniu jej twórczości jako "literatury dla kobiet". (Tak napisano np w Wikipedii), Drogie Panie! Przecież takie określenie jest wobec Was obraźliwe i dyskryminujące.. Protestujcie! Nie ma "literatury dla kobiet"; jest tylko literatura dobra i zła....."

Powyższe pozostaje aktualne i przy tej książce, bo znowu spotykam upór w dyskryminacji książki przez nazywanie jej "literaturą dla kobiet". Ta książka z 2009 roku, jest 79-ą z kolei, a wytłumaczenie tytułu znajduje w Wikipedii:

"....Alexa Hamilton left the South behind after her husband's betrayal and his family's cruelty. As an assistant D.A. in Manhattan, Alexa is a top prosecutor and a single mother to a teenage daughter. But when her latest case brings threatening letters to her seventeen-year-old daughter, Savannah, Alexa is certain that her client, Luke Quentin is behind it. Making the most painful decision of her life she sends her daughter back to her southern roots to protect her from harm.
Savannah settles into the southern life, enjoying her father and family again as her mother battles in Manhattan. Alexa and Savannah come to heal old wounds and find love again under the southern lights..."
Na LC ma 6,38 (176 ocen i 20 opinii), co w porównaniu z dwadzieścia lat wcześniejszym "Tatą" (6,67 (281 ocen i 27 opinii)) świadczy o regresie i grzechu rutyny autorki, a ja oceniam to czytadło za bardzo przeciętne i daję 5 gwiazdek tj tyle co przy równie słabym "Tacie".



Monday 4 June 2018

Szymon HOŁOWNIA - "Last minute 24 h chrześcijaństwa na świecie"


Na LC 7,1 (606 ocen i 105 opinii); 1461 czytelników i 380 fanów (w tym ja). I to niemożebnie mnie cieszy. Bo jest świadectwem silnej opozycji wobec ciemnego, zamkniętego, ksenofobicznego, zacofanego, nietolerancyjnego, nienawidzącego innych, nawet wszelkich pozostałych odłamów chrześcijaństwa, polskiego katolickiego kościoła tradycyjnie zwanego warszawsko – toruńskim, reprezentowanego przez Rydzyka, Flaszkę - Głódzia, Jędraszewskiego, Chróstowskiego, Hosera i innych.
Pozytywne opinie świadczą o tym, że czytelnicy nie utożsamiają katolicyzmu z chrześcijaństwem, że zdają sobie sprawę z bezsensowności propagowania Polski otoczonej TYLKO chrześcijanami, jako "przedmurza chrześcijaństwa" czy jako ostatniego bastionu broniącego "prawdziwej wiary".
Akceptują różne kościoły (i to starsze od katolicyzmu czy jak kto woli od Kościoła Rzymskiego) i są ciekawi spotkań autora, do którego mają zaufanie, z wyznawcami chrześcijaństwa na całym świecie.
Czemu ja wziąłem reportaż Hołowni do ręki ? Bo go lubię i cenię za zdrowy rozsądek, a znam go z felietonów w "Tygodniku Powszechnym", z książki "Ludzie na walizkach. Nowe historie", której dałem 10 gwiazdek oraz oczywiście z duetu z Prokopem.
I zgodnie z oczekiwaniem nie zawiodłem się; Hołownia (ur.1976) wykonał dobrą wartościową robotę, ponadto, co powszechnie wiadomo, jest inteligentny i umie ciekawie opowiadać, więc zasłużenie, lecz również, by zobowiązać, tego młodszego ode mnie o 33 lata pisarza, do intensywnej pracy, daję gwiazdek 10. Przyjemnej lektury !