Joanna CHMIELEWSKA - “Lesio”
UWAGA: Nie wszystkie wartościowe książki muszą pretendować do napuszonych nagród, bo równie potrzebna jest rozrywka. Fani Beethovena mogą kochać też synkopowany jazz.
Dopiero po napisaniu 463 opinii, zauważyłem brak mojej ulubionej pisarki Joanny Chmielewskiej /1932-2013, prawdz. Irena Kuhn/. Kłamstwo, ja odwlekałem przyjemność pisania o jej książkach, jak spożycie smakowitego deseru. Bo przy lekturze jej prześmiesznych historyjek doznaję relaksu, odstresowania, ale przede wszystkim rozrywki wysoce INTELEKTUALNEJ. Chmielewską może czytać każdy, ale zrozumienie szczegółówe jej licznych dygresji, aluzji etc zalezy od poziomu intelektualnego czytelnika. A w ogóle zawsze lubiłem inteligentne, błyskotliwe kobiety. Pozwolę sobie na małą dygresję, informując Państwa, że Szymborską kocham, nie za poezję, na której się nie znam, a za limeryki.
Zaczynam niniejszym od „Lesia” z 1973 roku, jej piątej książki. /Pierwszą był „Klin” w 1964/. Bohater jest pechowcem, którego każdy ruch wywołuje katastrofę. Archetypem tej postaci jest pan Hulot z filmu Jacquesa Tati nagrodzonego przez krytyków w Cannes w 1953 roku. Skoro mój kolega doskonale się bawił oglądając siedemdziesiąty raz „Wakacje pana Hulot”, to czuję się usprawiedliwiony z mego własnego rechotu podczas powtórnej lektury „Lesia”.
A Panstwu gorąco polecam obie pozycje: i książkę, i film.
No comments:
Post a Comment