Marek NOWAKOWSKI - “Empire”
To trzecia opinia z cyklu “W ramach kondolencji”, po śmierci pisarza. Przypominam, że ciekawostki o autorze zawarłem w opinii „Psich głów”, więc nie będę ich powtarzał. Teraz mamy do czynienia z opowiadaniem, którego akcja dzieje się na peryferiach Warszawy, w latach pożogi wojennej, gdy Niemców już nie ma, a w ruinach okazałego hotelu „Empire” stacjonuje dowództwo sowieckie.
Tzn., że osiagnąwszy wiek emerytalny /w 2000 r – 65 lat/ Nowakowski czuł potrzebę cofnięcia się do pierwszych lat powojennych, do lat jego dojrzewania, do tamtej rzeczywistości, która stała się inspiracją jego pisarskiej drogi, do wspomnienia jak to się zaczęło. Refleksje na ten temat dołączył do omawianego opowiadania opatrując tytułem „Tak się zaczynało” i od nich NALEŻY ZACZĄĆ lekturę, by zrozumieć decyzję pisarza o napisaniu tego opowiadania, jak i specyfikę tamtej rzeczywistości, która sprzyjała chęci ucieczki w krainę ułudy.
W wyimaginowanej, cudownej i sentymentalnej podróży ojca i syna nie chce uczestniczyć matka, która kiedyś uciekła dla ukochanego z domu i została tancerka egzotyczną, a dzisiaj utraciwszy zdolność snucia marzeń, gardzi mężem, a podróże odbywa realne, do swoich miejskich kochanków.
Nowakowski w „Tak się zaczynało” pisze: /str.135-6/
„Jedni śpiewali „Katiuszę”, inni „Marsz Mokotowa”. Jeszcze inni pieśń ruskich urków „Murkę”, inni naszą „Czarną Mańkę”. Hymn chłopców od „Bohuna” z Gór Świętokrzyskich zderzał się z „Oką” Kościuszkowców”.
A bohaterzy opowiadania przemianowują knajpę „Pod Wiaduktem” na „Pod Akweduktem” i z jednej strony „uciekają” do świata starożytnego Rzymu, a z drugiej tworzą mity na temat niezwykłych swoich przeżyć i osiągnięć. Sens takiego postępowania wyłuszcza ojciec-iluzjonista w mowie dziękczynnej do współuczestnika, profesora historii: /str.92/
„To tylko dzięki panu przecież jesteśmy chwilami w innym, piękniejszym świecie. To pan jest demiurgiem tych uskrzydlających biesiad „Pod Akweduktem”. Pan otwiera przed nami te wspaniałe księgi i czytamy z nich spragnieni, tak bardzo spragnieni. Pijemy z krynicy żródlanej wody i omijamy te wszystkie brudne bajora, pełne zarazy, bakterii i gnijącego ścierwa. ZAPOMINAMY O PRZYKREJ CODZIENNOŚCI. UCIEKAMY OD CODZIENNOŚCI. Pan daje nam siłę. Naprawdę!” /podkr.moje/
I to opowiadanie jest właśnie o tym; o ucieczce choć na chwilę od otaczającej rzeczywistości pierwszych lat powojennych, gdy trwała wojna domowa i szalał terror okresu stalinowskiego. Ze swojej strony dodam, że w okresie tym przybyło nadspodziewanie dużo filatelistów, numizmatyków i szachistów. Każda forma „ucieczki” była jakąś terapią.
A jak ta „podróż” się zakończyła muszą Państwo sprawdzić sami.
No comments:
Post a Comment