George ORWELL
- “brak tchu”
Jest to dzieło o
STRACHU, bo jak mówi autor,
on dosięga każdego: /str.24/
„Strach! Zanurzamy
się w tym
strachu. Stał się
on naszym żywiołem.
Każdy, kto się
nie boi jak
ognia zwolnienia z
pracy, drży na
myśl o wojnie,
faszyzmie, komunizmie lub
czymś takim...”.
Jest rok 1938,
więc strach zwykłych
śmiertelników dotyczy spraw
powszednich,
egzystencjalnych, lecz nasz
bohater, alter ego autora, jest
światłym wizjonerem, więc
męczą go pytania: /str.31/
„Lecz co
będzie za pięć
lat? Za dwa
lata? Za rok?”
Bo tłum interesuje
się doniesieniami bulwarówek
o nogach znalezionych
na dworcu. A
przecież...
„..wszyscy płyniemy
na płonącym okręcie,
lecz nikt prócz
mnie o tym
nie wie. Patrzyłem
na mijające mnie
tępe twarze, porównując
je do indyczych
łbów w listopadzie.
Ci ludzie nie
mają zielonego pojęcia,
co ich czeka..”
Podkreślmy jeszcze raz:
książka została wydana
12.06.1939 r., więc pisana
była najpóżniej w
1938. Nasz bohater
George Bowling, sfrustrowany
życiem rodzinnym i
zawodowym oraz przerażony
perspektywą wojny, postanawia
przeznaczyć, swoją przypadkową
wygraną na wyścigach
konnych, na sentymentalną
podróz do krainy
swego dzieciństwa.
I tu zaczyna
się NUDA. W
kazdym razie w
moim odczuciu, bo
wspomnienia bohatera z młodości
spędzonej w małej
osadzie - Dolnym Binfield,
rozpisane na równo
100 stronic /str 45-145/ zioną
nie tylko nudą,
lecz przede wszystkim
banałem. Orwella opis
warunków życia w
Imperium, na przełomie
wieków, nie wniósł
NIC NOWEGO do
mojej dotychczasowej wiedzy
nabytej czytaniem np Dickensa i
wczesnego Wellsa. Ale
jest perełka, ktora
ratuje sens czytania
tych stron. Otóż,
na str.142 Orwell
wspaniale analizuje wszechobecny
aktualnie STRACH:
„Czym jednak
ludzie żyjący w
tamtych czasach różnili
się od nas? Widzicie, żyli
oni w poczuciu
bezpieczeństwa, i to
nawet jeśli sami
nie czuli się
nazbyt bezpiecznie. Ujmując
rzecz dokładniej: ludzie
ci żyli w
poczuciu ciągłości. Wszyscy
wiedzieli, że trzeba
kiedyś umrzeć i,
jak myślę, niektórzy
przeczuwali, że zbankrutują,
wiedzieli jednak również,
że porządek rzeczy
nie ulegnie zmianie.
Bez względu bowiem
na to, jaki
los ich samych
oczekiwał, życie będzie
się toczyć tak
jak za ich
pamięci... ...Łatwiej im
bowiem schodzić ze
świata w przeświadczeniu, że
drogie ich sercom
rzeczy i sprawy
przetrwają...”.
Do STRACHU Orwell
wraca jeszcze na
str. 149:
„Dziś każdy
inteligentny człowiek umiera
ze strachu”.
Przebiegu akcji, ani
śmiesznego zakończenia, zgodnie
z moimi zasadami,
nie zdradzę. Pozostaje
więc tylko porównanie
tego, co autor
zamierzał napisać i
napisał, z ABSURDALNYM
odczytaniem książki przez
mądrych Panów Redaktorów
i część czytelników,
powtarzających dyrdymały „profesjonalistów”. Orwell
w liście z 6.12.1937 r. pisał:
„Myślałem tylko,
co następuje: będzie
to powieść, niepolityczna, powieść
o facecie, który
zażywa krótkiego wypoczynku
i próbuje uciec
na jakiś czas
od odpowiedzialności, zarówno
w sferze ogólnoludzkiej, jak
i prywatnej. Mam
już tytuł: Brak
tchu”.
I to mu
się udało. Koniec
kropka. A teraz
przepiszmy tekst z
tylnej okładki:
„- Udręczenie bohatera
upiorną rzeczywistością Anglii
znajdującej się u
progu wojny
- Ostrzeżenie przed nadciągającym
totalizmem
- Daremna ucieczka do
czarownej krainy cudownego i
beztroskiego dzieciństwa z
początku wieku
-
Wspaniała i barwna
opowieść o epoce
schyłku Imperium Brytyjskiego”
Zamiast „upiornej rzeczywistości”, ja
widzę nudę i
marazm, wynikający z
zabójczego ujednolicenia sytuacji
życiowej wszystkich mieszkąńców
Ellesmere Road, jak i
losu wszystkich komiwojażerów. O
problemie duszącej standaryzacji
mieliśmy genialny film
„Przeprowadzka” z Pszoniakiem
O żadnym zagrożeniu,
spopularyzowanym przez Arendt,
13 lat póżniej,
totalizmie, nie pada
pół słowa. Mowa jest o
pacyfizmie wynikajacym z
poglądów Orwella. Ewentualna zmiana,
wskutek wojny, rządzących
nic nie ma
wspólnego z totalizmem.
Ucieczka do krainy
dzieciństwa nie była
daremna, a dzieciństwo
nie było ani
„cudowne”, ani „beztroskie”.
„Epoka schyłku Imperium
Brytyjskiego” zaczęła się
w okresie II Wojny
Światowej, a skończyła w
1997, przekazaniem Hong-Kongu -
Chinom, natomiast opowieść
zaczyna się na
przełomie wieków, a
kończy w 1938 r.
Na koniec jeszcze
jedna perełka, dla
tych, którzy chcą
z Orwella zrobić
propagatora Armii Czerwonej,
jako „azjatyckiej dziczy”.
Wbrew opinii o
„bolszewikach”, jako o
jedynych gwałcicielach autor
pisze:
„...niemieccy żołdacy
gwałcący w Brukseli
mniszki na stołach /zawsze robili
to „na stołach”,
jakby dodawało to
ich czynom okrucieństwa/...”.
No comments:
Post a Comment