Aleksander
SOŁŻENICYN
“JEDEN DZIEŃ
IWANA DENISOWICZA”
Sołżenicyn wielkim pisarzem
był i z
tym zgadzają się
wszyscy; Sołżenicyn wielkim
humanistą był -
to akceptuje większość.
Natomiast, że był
wielkim patriotą, zdeterminowanym PANSLAWISTĄ
i POPLECZNIKIEM PUTINA
w realizacji idei
WIELKIEJ ROSJI duża
część nie wie,
bądż nie chce
wiedzieć.
Pierwszym jego utworem
był właśnie ten
omawiany i został
opublikowany w ZSRR w 1962 r., a
w Polsce wydrukowała
go, w odcinkach, „Polityka”. Niestety powierzchowna
interpretacja tego wspaniałego
opowiadania wytworzyła niezdrową
atmosferę wokół niego,
która trwa do
dzisiaj. Mimo to,
właśnie za to
opowiadanie Sołżenicyn został
nominowany do Nagrody
Leninowskiej, był członkiem
Związku Pisarzy Radzieckich
i drukował w „Nowyj
Mir” dalsze opowiadania do
1966 r.
O co biega? A, no o
to, że narobiono
wielkiego krzyku o
łagry, gułagi, komunizm, totalitaryzm,
zbrodniczy Związek Sowiecki
i cholera wie, o co
jeszcze. Do tego prowadzi
wspomniane powierzchowne zachłystywanie się
treścią. Na naszym
portalu wyczytałem JEDYNĄ,
zdroworozsądkową opinię oznaczoną
godłem „bezique”:
„Więżniowie łagru
żyli w lepszych
warunkach niż mieszkańcy
kolonii górniczej ukazani
w „Germinalu” Zoli”.
Akcja tego utworu
mogłaby być umieszczona
w jakimkolwiek miejscu
i jakimkolwiek czasie. Bo
mowa w nim
o SILE PRZETRWANIA, o GODNOŚCI
LUDZKIEJ I PRZYZWOITOŚCI, tak
często podkreślanej przez
prof. Władysława Bartoszewskiego. Oczywiście
grozy dodaje trzydziestostopniowy mróz,
lecz scena czekania
na „peta”, opisana
na str.21, mogłaby
się zdarzyć wszędzie.
„Peta” dostaje Szuchow,
bo się nie
„szmacił” jak Fetiukow.
Stara zasada: „lepiej rzucić
palenie niż podnosić
pety” zawsze i
wszędzie obowiązuje. Zakładając,
że chce
się zachować godność.
A co do
„nieludzkich” warunków, to
dotyczą one i
więżniów, i strażników.
Sołżenicyn kpi mówiąc
o strażnikach: /str.26/
„Dla nich szmatka
regulaminowa nie przewidziana.
Też służba nielekka..”
Bo Szuchow ją
ma:/str.25/
„Widząc, że
przez całą drogę
na budowę będzie
mu dmuchać w
pysk, Szuchow zdecydował
zawiązać szmatkę. Szmatka na
wypadek przeciwnego wiatru
wiązana była na
dwie długie tasiemki.
Wielu zeków miało
podobne, przyznawali, że
to pomaga..”
Strażnicy i tak
są uprzywilejowani w
porównaniu z miejscową
ludnością: /str.10/
„W osiedlu
z żywnością było
kiepsko i choć
kartki juz dawno
znieśli, niektóre produkty
spożywcze sprzedawano strażnikom
oddzielnie i taniej
niż miejscowym”.
Ani tubylcom, ani
wartownikom nikt nie
przesyła paczek żywnościowych, a
„zekom” – tak. Wszyscy
cierpią, nie tylko skazani, taki
urok Syberii i
odwiecznej biedy na
tych terenach. Również
nie mamy tu
jakiegoś specyficznego sadyzmu,
bo co to
karcer w porównaniu
z dopuszczonymi, przez
amerykańską konstytucję, torturami
w Guantanamo. A największym zagrożeniem
pozostaje współwięzień.
Piszę naumyślnie prowokacyjnie, bo
jeśli ulegniecie panującemu
trendowi i odczytacie
ten utwór jednostronnie, jako
jedną z wielu
opowieści o łagrach
i gułagach, to
utracicie głębsze przesłanie
nadające jemu wymiar
arcydzieła. Pozwolę sobie
jeszcze dodać, że
oprócz tego utworu,
polecam tylko „Oddział chorych
na raka”. To
wystarczy, by docenić
Sołżenicyna.
No comments:
Post a Comment