Eustachy RYLSKI - „Na Grobli”
Rylski w rozmowie z Krzysztofem Masłoniem /w „Rzeczpospolitej” z 16.10.2010/ sam przyznaje, że pierwowzorem Sewerynowicza był Iwaszkiewicz. I TO JEST KOLOSALNY BŁĄD !!! Bo większosci czytelników nie interesuje już książka jako twór literacki, lecz tylko porównanie treści z życiem Iwaszkiewicza, a szczególnie z wydanymi niedawno jego „Dziennikami”. Dowodem są wszystkie recenzje, które więcej mówia o Iwaszkiewiczu, niż o Sewerynowiczu. Nie przeszkadza temu ani ZASADNICZA rozbieżność dat, ani odmienna sytuacja rodzinna. Rylski, w rozmowie, przyznaje się, że nigdy osobiście nie poznał Iwaszkiewicza, no i, co logiczne, nie zamienił z nim ani słowa. Twierdzę, że lepiej byłoby dla autora i jego książki zostawić ewentualne skojarzenia krytykom i czytelnikom, bo książka sama w sobie zasługuje na uwagę.
Iwaszkiewicz /1894-1980/, w 1963 r miał 67 lat, a bohater książki 50, no i wręczenia Nagrody Nobla Miłoszowi nie doczekał. Po przeczytaniu „Dzienników” widzę więcej różnic między nimi niz punktów stycznych. I całe szczęście, bo łatwiej mnie ocenić książkę. Wspólna jest na pewno PYCHA.
Treść jest powszechnie znana /i podawana w większości recenzji/, więc ja chciałbym tylko podkreślić zróżnicowany język charakterystyczny dla każdej z postaci. Autor wywiązał się z tego przekonywująco. Uwagę moją zwróciła trafna wypowiedż świadcząca o braku możliwości zrozumienia Wschodu Europy przez Zachód /aktualne i dzisiaj/: /str.94-5/
„..komunikat nie powinien zawierać nawet śladu podejrzenia o antyrosyjskość, więc antyradzieckość, bo to europejskich intelektualistów wyjątkowo irytuje. Rozumie pan. Dla nich ZSRR nie jest piekłem, Lenin to historiozof ze szkoły Wissariona Bielińskiego. Stalin to tylko trzydziesty czwarty azjatycki satrapa, łagodniejszy przecież od Temudzyna, Murada Wielkiego czy Bajbarsa. Dzierżyński jest starszym bratem Che Guevary a Beria... no cóż, Beria to wypadek przy pracy”.
Wstrząsające jest odkrycie się bohatera przed rodziną w trakcie przyjęcia przednoblowskiego: /str.99,101 i dalsze/
„...Świat wartości zniknął. Jesteśmy postawieni wobec ślepych sił obojętnego biegu rzeczy. Pustki i nocy kosmicznej. Jesteśmy zagubionymi we wszechświecie wędrowcami nie znającymi ni sensu, ni celu.. ...urodziłem się bez instynktu Boga i bez łaski wiary.... ..Konieczność istnienia Boga jako jedynego bytu niepodlegającego dyskusji nie potwierdzało żadne doświadczenie ze samym sobą.... w pysze zasmakowałem. Zaprzyjażniłem się z nią i nie pamiętam, żeby mnie kiedy zawiodła. To ona uczyniła ze mnie pisarza i mężczyznę. I nawet teraz, kiedy zapadam się w nieubłaganą starość, kiedy czuję w sobie jej chłód i pustkę, to nie dostrzegam w nich niczego nie do pokonania, bo unosi mnie nad nimi moja pycha. Jeżeli nie jest ona drogą do Boga, jeżeli tylko jej przeciwieństwo może nas do niego doprowadzić, to bym się do niego nie wybrał, nawet gdybym otrzymał osobiste zaproszenie. Nawet wtedy, jeśli jedyną do niego drogą jest pokora, bo ją pieprzę. Pieprzę!”.
Podsumowanie: warto przeczytać, lecz dla przeciętnego czytelnika jest to lektura trudna
No comments:
Post a Comment