S. J. BOLTON - "Zagubieni"
Skleroza boli, bo wskutek zapomnienia mojego zerwania znajomości z autorką po lekturze "Karuzeli samobójczyń" wziąłem ponownie jej wytwór do ręki, tracąc czas na lekturę aż do setnej strony, kiedy to coś mnie we łbie zaświtało, poszukałem w mojej biblioteczce na LC i przeczytałem w swojej recenzji:
"...Ktoś kiedyś powiedział, że autor, by uzyskać akceptację, winien dać czytelnikowi szansę uwierzenia w stworzoną przez niego fikcję. Bolton tej szansy mnie nie dała. Niewiarygodne bzdury, brak logiki ...."
Ocenę motywu zbrodni w tej książce poznałem z recenzji "adrilla" na LC, bo sam do końca nie dałem rady doczytać:
"....Motyw jest tak wydumany, że aż niewiarygodny...."
Muszę uzupełnić i zmienić recenzję, wskutek nieszczęścia jakie mnie spotkało, a to, że dziwnym trafem przeczytałem książkę do ostatniej strony. I tak cytowane zdanie „adrilla” uzupełniam przymiotnikami: „idiotyczny”i „debilny”. Bo jeżeli trauma z dzieciństwa ma tłumaczyć potworne, psychopatyczne zbrodnie, to dlaczego nikt nie ma zrozumienia dla mnie, zranionego odłamkiem (tynku) w 1944 roku ?
Ale teraz plon mojej lektury, czyli bełkotu przykładów parę. Przedstawiam bohatera: jedenastoletni Barney (s. 60 - e-book):
„...Potrafił znaleźć czterolistne koniczyny. Potrafił znaleźć każdą zgubioną rzecz. Dlaczego nie potrafił znaleźć własnej mamy?”
Zachodzi pytanie: co to ma być? Baśń dla dzieci, „fantasy” czy kryminał ? Tym bardziej, że w realu tak utalentowanych i przemądrzałych jedenastolatków nigdy nie spotkałem. Dorosłość ich rozmów jest, że tak modnie powiem, „porażająca” (np. s. 240 i n.)
Policjantka Lacey o nim (s.44):
„...Lacey spojrzała na chłopca. Brakowało mu ledwie paru lat, by stał się mężczyzną, a mimo to jego twarz była tak młoda, skóra tak gładka...."
"Mimo to", a jaka winna być twarz dzieciaka? Ale, uwaga! Na tej samej stronie:
"...Jego głos obniżył się, dając przedsmak mężczyzny, którym miał się stać za parę lat..."
To śmierdzi pedofilią czy tam inną dewiacją, tylko nie wiem, policjantki czy autorki? Na ogół jedenastoletni chłopak staje się mężczyzną po kilku latach, ale nikt nie dostrzega w tym fenomenu. Nastepna policjantka (s. 220):
"....Boże, czy naprawdę wcześniej nie zauważyła, jak ciepłe i solidne są ciała małych chłopców? Włosy Hucka pachniały jabłkami, jego skóra była najmiększą rzeczą, jakiej Dana kiedykolwiek dotykała..."
Chłopiec odwzajemnia zainteresowanie (tamże):
"....— Czy ty ciągle jesteś homo? — spytał ją..."
Nie jest to więc baśń dla dzieci.
s. 686
"......—To jest chore — powiedział Barney, patrząc na bandaż. — Myślałem, że ja jestem pokręcony, ale..."
Pokręcona jest większość postaci, a najbardziej główna bohaterka, policjantka, systematycznie szlachtająca się nożem i spijająca własną krew. Dziwię się, że brytyjska policja nie pozwała autorki o szkodzenie jej wizerunkowi, bo to i inne głupoty chwały tej formacji nie przynoszą.
Ewenementem jest doprowadzenie, po 680 stronach, do sytuacji, że na ostatnich paru stronach, autorka mogła wybrać mordercę z co najmniej czworga kandydatów, zależnie od jej chwilowego nastroju.
Wbrew wynikom na LC: 7,78 (898 ocen i 143 opinii), korzystam z wolności i jako votum separatum stawiam ponownie pałę!
No comments:
Post a Comment