Bułhakow - "Fatalne jaja"
Nie jestem w stanie zrozumieć idolatrii Bułhakowa i jego twórczości. Nie wolno naruszyć słowem kultowej powieści „Mistrz i Małgorzata”, to i „Fatalne jaja” są nietykalne, święte. Co do pierwszego „arcydzieła” to ja zachwycałem się nim 50 lat temu, a teraz, uparcie twierdzę, że w dużym stopniu się zdezaktualizowało. Ponadto nie jestem w stanie uwierzyć, że tak liczne grono wielbicieli, je ZROZUMIAŁO. Bo to trochę, jak z „Ulissesem” Joyce’a: większość zrozumiała tylko marzenia seksualne pani Bloom, a opiniuje całość książki.
Można radować się ze zrozumienia aluzji miażdżących rację bytu nowopowstałego państwa komunistycznego czy bolszewickiego, jak kto woli, lecz czas odebrał im świeżość i odkrywczość. Byłbym skłonny, że rolę w idolatrii odgrywa prymitywna rusofobia, lecz zaprzecza temu brak tak szalonego entuzjazmu dla utworów o wiele lepszych, choćby książek z Lejzorkiem i Ostapem Benderem.
Specjalnie przeczytałem omawianą książkę „de novo”, i owszem się uśmiałem, tylko, że ja mam 71 lat i doświadczyłem podobnych absurdów w „realu”. A ocena pozytywna, ze względu na wspomnienia i aby innych zbytnio nie denerwować.
No comments:
Post a Comment