Janusz GŁOWACKI - “Nie mogę narzekać”
UCZTA DLA STARUCHA. Po 50 latach znowu czytam wczesne opowiadania Głowackiego i tarzam się ze śmiechu, jeszcze więcej niż przed laty. TYLKO, JAK WYTŁUMACZYĆ MŁODYM, ŻE TO ŚMIESZNE ?. W pierwszym opowiadaniu młody pisarz wyjeżdża do Paryża z astronomiczną sumą 130$, podczas gdy zwykły śmiertelnik mógł wywieżć 15$. Czy młodzi mają zdolność percepcji faktu, że np pielęgniarka nie zarabiała tyle przez CAŁY ROK, łącznie z dodatkowymi dyżurami ? A z czego słynęli Polacy w Paryżu? Z suchej kiełbasy wywieszanej z hotelowych okien. W końcu coś trzeba było jeść. A do tego szpan: zaprosić szarych Polaczków na piwo. No i jakże typowa scena, zresztą możliwa nie tylko w Paryżu: fundator udaje się do toalety, więc goście mu towarzyszą. Z obawy, że ucieknie nie zapłaciwszy rachunku. A jak bohater został „sweet Raskolnikowem”? Przeczytajcie, Państwo, sami.
Jedynym minusem z mego punktu widzenia jest ponowna lektura ostatniego, piątego opowiadania pt „Moc truchleje”, jako, że je niedawno czytałem i opiniowałem, jako osobną, samodzielną pozycję.
Młodzieży!! Rzućcie w diabły subiektywne podręczniki, a realia PRL-u poznawajcie z Głowackiego!!! Przysięgam, że tak było!!!
No comments:
Post a Comment