Terry PRATCHETT - "Blask fantastyczny"
Biorę po raz pierwszy książkę Pratchetta do ręki z obawą, czy nie podzieli losu książek Davida Webera, którego przeczytałem "z obowiązku" - dwie. A obawiam się z powodu podobnych okładek. Ja, absolutnie, nie podważam wartości tego typu książek, lecz tylko odnotowuje fakt, że mnie - starego /72 lata/ one "nie kręcą".
Niestety kłopoty napotykam od pierwszych stron:
"...leniwe tsunami, bezgłośne jak aksamit..." /3/
Tsunami niech sobie będzie leniwe, ale bezgłośnego aksamitu nie "kumam".
"Ta próba zakończyła się tysiącprocentowym sukcesem..." /5/ - To początek bełkotu.
"Cisza w komnacie nabierała mocy niby z wolna zaciskana pięść..." - Obrazowe /7/
"...lodowatą pewność.." - tzn jaką? /14/
"..Zabrzmiał delikatny, czysty dźwięk, wysoki i ostry, jakby myszy pękło serce...." - bełkot /21/
"...kufer wykonał gest podobny do drewnianego wzruszenia ramionami...." /29/
"...Zaczął padać wyjątkowo mokry i zimny deszcz....". - "Mokrość" deszczu najlepiej liczyć w procentach /30/
"...głosem tak ciepłym i barwnym jak góra lodowa..." /38/
"..metaliczny, błękitny zapach.." /40/
Nie wiem czy to zasługa autora czy tłumacza, ale czuję się jak adresat gitarzysty basowego z piosenki Wojtka Młynarskiego:
"-Pan to przyswaja ?.. PAN NIE PRZYSWAJA!!!"
Może spróbuję kiedyś zweryfikować swój osąd, ale nie prędko !
No comments:
Post a Comment