Haruki MURAKAMI - "Sputnik Sweetheart"
Wczoraj recenzowałem "Po zmierzchu", więc wstępu proszę tam szukać, a ja przechodzę do samej książki, zaczynając od fajnego cytatu:
"Usuń z niedoskonałego życia wszystko, co nie ma sensu, a utraci ono nawet swą niedoskonałość"
Wytłumaczenie tytułu podane jest w tekście: Miu chciała nazwać Kerouaca /1922-67/ bitnikiem, a przejęzyczyła się i nazwała sputnikiem. No i Sumire na podstawie tego lapsusu nazwała Miu - Sputnikiem Sweetheartem. A jak panie rozmawiały o Kerouacu, to im się podobało poniższe zdanie /mnie też/:
„Żaden człowiek nie powinien przejść przez życie, choć raz nie zaznawszy zdrowej, a nawet nudnej samotności na całkowitym odludziu. Choć raz powinien być zdany na samego siebie i poznać swą prawdziwą i ukrytą siłę".
Ale "sputnik" tłumaczą też jako "towarzysz podróży", a takim jest Sumire dla Miu w podróży do Europy, jak również narrator dla Sumire w drodze przez życie. Jest jeszcze trzecie znaczenie: sputnik jako satelita podlega sile przyciągania, o czym czytamy w wypowiedzi bohaterki: /126/
"....uczucie bezradności jak wtedy, gdy wszystko, do czego przywykłam, zostaje mi odebrane. Jakby już nie istniała siła przyciągania, a ja dryfuję w przestrzeni kosmicznej. I nie mam pojęcia, dokąd zmierzam. Jak mały, zagubiony sputnik?"
No to tytuł mamy z głowy, i możemy już powiedzieć, że pierwszą "większą" połowę możecie Państwo przelecieć jak romansidło albo Harlequina, i to nudnego, bo nic się nie dzieje. Ja, miłośnik Murakamiego, z tej połowy wynotowałem zaledwie dwa cytaty: retoryczne, pseudofilozoficzne pytanie:
"Do jakiego stopnia znamy samych siebie?"
oraz "świetną kwestię Groucho Marxa":
„Ona tak mnie kocha, że świata poza mną nie widzi. I dlatego mnie kocha".
Natomiast druga połowa /ta mniejsza - cha,cha!/ jest świetna, choć znowu mamy "przechodzenie na drugą stronę" już wielokrotnie eksploatowane. Ale to gotów jestem autorowi wybaczyć, gorzej, że on w rewanżu za moją miłość, stara się wpędzić mnie w depresję. I tu czuję się zobligowany ostrzec Państwa przed lekturą, która w skrajnych przypadkach może doprowadzić do załamania nerwowego, a nawet samobójstwa. Dokumentuję to dwoma poniższymi cytatami:
"Każdy z nas ma coś wyjątkowego, co może zdobyć tylko w wyjątkowym okresie życia. Coś w rodzaju małego płomyka. Nieliczni uważni i uprzywilejowani pielęgnują ten płomień, dbają o niego, trzymają go niczym pochodnię oświetlającą ich życie. Kiedy jednak ten płomień gaśnie, to już na zawsze." /328/ /str.222/
"A więc to tak wygląda nasze życie. Nieważne, jak ogromna i straszna była strata, jak ważna rzecz, którą nam skradziono - wyrwano wprost z rąk - nawet jeżeli nas to całkowicie zmieniło, jeżeli pozostała z nas tylko wierzchnia warstwa skóry, nadal żyjemy tak samo - w milczeniu. Coraz bardziej zbliżamy się do kresu czasu, żegnamy z życiem, które zostaje w tyle za nami. Powtarzamy, często dość pomysłowo, niekończące się codzienne czynności. Za nami jest już tylko uczucie niezmierzonej pustki." /377/
Wprawdzie na ostatnich stronach usiłuje nas omamić marzeniami, ale nie jest to przekonywujące.
"Może w jakimś odległym miejscu przebywa wszystko to, co stracone. A przynajmniej istnieje taki cichy zakątek, gdzie odchodzą wszelkie zaginione rzeczy, nakładają się na siebie, tworząc jeden kształt. W miarę upływu lat odkrywamy skrawki utraconego życia, przyciągając do siebie cienkie nici, do których są przywiązane. Zamknąłem oczy i próbowałem przywołać w pamięci tyle pięknych, utraconych rzeczy, ile tylko potrafiłem. Przyciągałem je bliżej do siebie, wiedząc przez cały czas, że ich życie jest przemijające.
Marzę. Niekiedy wydaje mi się, że to jedyna właściwa rzecz. Marzyć, żyć w świecie marzeń - jak mówiła Sumire. Ale to nie trwa wiecznie. Zawsze przychodzi jawa i przywraca mnie rzeczywistości".
Nie ma co. Wkładam piżamę, klapki i "przechodzę na drugą stronę".
No comments:
Post a Comment