Jan KOTT - "Przyczynek do biografii. Jan Kott"
A R C Y C I E K A W A L E K T U R A
Kontrowersyjna postać Jan Kott /1914 -2001/ to wg Wikipedii:
"..polski krytyk i teoretyk teatru; poeta, tłumacz, eseista, krytyk literacki, marksista. Autor ponad 30 książek, z których najbardziej znane są jego interpretacje dramatów Szekspira: Szkice o Szekspirze (1961), wydane później w poszerzonej wersji jako Szekspir współczesny (1965), wielokrotnie wznawiane i przetłumaczone na wiele języków....."
O omawianej książce najtrafniej pisze ceniony krytyk Tadeusz Nyczek we wstępie do "Pism wybranych":
"Kiedy w 1990 Kott opublikował "Przyczynek do biografii", rozległ się jęk zawodu. Oczekiwano po tej książce prawdy i ekspiacji. Prawdy o życiu Jana Kotta i ekspiacji za grzechy komunizmu. Nie doczekano się ani jednego, ani drugiego. Doczekano się za to kolejnej l i t e r a c k i e j opowieści o życiu pewnego autora w pewnej epoce. Czyli takiej, która najpierw podlega prawom sztuki, a potem życiowej wiarygodności.."
Nim przejdę do swojej pisaniny postanowiłem Państwu przedstawić istotną opinię Jana Kotta, autorstwa jeszcze jednego cenionego krytyka, podobnie jak Kott Żyda, Juliana Kornhausera:
"Leksykon krótkiej pamięci - Julian Kornhauser; ONET czytelnia:
Typowe postawy i kariery polskich pisarzy w PRL-u: zachowanie kameleona. Dobrym przykładem jest tu Jan Kott. Działał tak, jak mu było wygodnie. W czasie wojny kolaboracja z władzami sowieckimi we Lwowie. W 1944 roku, po powrocie do Warszawy, wstąpił do PPR. Należał do głównych ideologów marksistowskich.
Założył „Kuźnicę”, piętnował „burżuazyjną” literaturę. Z nadania partii współtworzył Instytut Badań Literackich w 1948 roku. Pisywał felietony, recenzje i szkice, które złożyły się na takie książki jak Po prostu i Mitologia i realizm. Dzięki nim został profesorem najpierw romanistyki (krucjata przeciwko awangardzie), potem polonistyki (słynne pamflety przeciwko Conradowi i jego heroizmowi moralnemu). Wkrótce sztandarowe, socrealistyczne opracowanie Lalki Prusa (1949) i ideologia progresywizmu.
Na początku lat 50. regularna krytyka teatralna i recenzowanie spektakli w kontekście społeczno-politycznym. I nagle odwilż – Kott przekreśla natychmiast swoją socrealistyczną przeszłość, ale jeszcze nie poglądy, o czym świadczy tom z 1956 rokuPostęp i głupstwo, propagujący całkowite i bezwarunkowe podporządkowanie się Historii.
W 1957 roku występuje z partii i staje się rzecznikiem zmian, „walczy” o wielką klasykę i Szekspira. W 1961 roku wydaje tom felietonów i recenzji Szekspir współczesny.
W 1964 roku podpisuje „List 34”; mimo to pozwolono mu wyjechać na stypendium do USA, gdzie zaczął wykładać na uniwersytetach! Od 1968 roku pozostał na stałe za granicą. Tom o Szekspirze, tłumaczony na wiele języków, zaczyna swoją niebywałą karierę międzynarodową w środowiskach zrewoltowanej, lewicowej młodzieży. Napisany komunikatywnym, felietonowym językiem, tłumaczy, a właściwie „streszcza” dzieła Szekspira, poza metafizyką, doraźnie i realistycznie. Książka, będąca na marginesie akademickiej szekspirologii, dziwnym trafem zostaje uznana za obowiązujący „podręcznik”. Kott czuł się dobrze w nowej skórze: emigracyjnego guru współczesnego teatru. Kariera, jak powiedziałem, dość typowa dla polskich pisarzy owładniętych komunistyczną ideologią. I typowe, rzecz jasna, zachowanie elit, które przeszły do porządku dziennego nad „przemianą” przedstawiciela aparatu ucisku i krytyki jako narzędzia władzy. Bo sukces międzynarodowy! Giętkie pióro! Doradca Petera Brooka! Lubiąc zapominać i zacierać przeszłość, konstruujemy fałszywy obraz naszej historii."
Powyższe było konieczne, by wykazać jakie emocje Kott wzbudzał, wzbudza i będzie wzbudzał. Teraz już mogę Państwu zaproponować fragmenty mojej pisaniny spowodowanej tą książką, jednocześnie informując, że całość jest na moim blogu wgwg1943,blogspot.com w eseju pt "Bobkowski Andrzej, Kott Jan - lektury lutowe /luty 2012/" /p.November 2013/
Wydaje mnie się słuszne zacząć od opinii niewątpliwego autorytetu Jerzego Giedroycia:
W „Autobiografii na cztery ręce” czytamy:
„W pierwszych latach powojennych w Paryżu było bardzo wielu przyjezdnych z Kraju... Był wśród nich Jan KOTT, z którym widziałem się wielokrotnie.. Były to rozmowy z człowiekiem pełnym euforii, że wszystko się tak doskonale w Polsce rozwija. ....miałem do czynienia z człowiekiem szczęśliwym, co było rzadkie w owych latach. W póżniejszych rozmowach Kott nie namawiał mnie do powrotu, ale do złagodzenia krytyk pod adresem reżymu, które uważał za przesadne”.
Potem, w lipcu 1955 r. Kott przebywa w Paryżu i Londynie z pomysłami nawiązania współpracy emigracji z Krajem. A propos niedoszłego spotkania z Mieroszewskim w Londynie, Giedroyc pisze /28.07.1955 w liście do M/: „Co do Kotta, to widocznie atmosfera Londynu go wystraszyła, albo był pod opieką reżymową. To jeden z niewielu nieoportunistów, ludzi odważnych jak na tamte stosunki”. NIEOPORTUNISTA to ważkie słowo w ustach Redaktora. W tym samym czasie /10.07.55/, w liście do Stempowskiego Giedroyc wyznaje:
„Dodam wreszcie, że Kotek jest moim bliskim przyjacielem, do którego mam zupełne zaufanie i którego, jak mi się zdaje, rozumiem całkowicie. Ta szkoła, jaką przeszedł, wytworzyła w nim nieomylne odruchy defensywne, nie pozwalające mu wychylać się w słowach”.
To bomba!! NIEZŁOMNY KSIĄŻĘ WOLNOŚCI rozumie ŻYDA - REKONWALESCENTA po przebytej chorobie fascynacji komunizmem. W czerwcu 1956 r., w Maisons-Laffitte, Giedroyć notuje: „Kott mnie nie opuszcza. O ewentualnych rozmowach wymienia Żółkiewskiego, Dąbrowską, Jastruna. <Żadnych Putramentów czy Horodyńskich>”. Aby uzupełnić opinię Redaktora o „Kotku” cytuję list do Stempowskiego z 17.01.1963 r.: /rozmawiałem/ „z Jankiem Kottem, który jest chłopcem bardzo inteligentnym”. Ino, że „chłopiec” liczy sobie już 49 lat, i jest zaledwie o 8 lat młodszy od Giedroycia.
Rekomendacja Giedroycia pozwala mnie przejść do meritum sprawy czyli „Burzliwego życia..” Jana Kotta.
Urodzony w 1914 r., dzięki mądrości swego ojca i jego zdolnościom przewidywania losów Żydów w Polsce, nie został obrzezany, co zresztą wielokrotnie uratowało mu życie w okresie okupacji niemieckiej. Mało tego, w celu aklimatyzacji wśród kato-Polaków został ochrzczony w 1919 r. w Kościele św. Krzyża w Warszawie. Jest to niewątpliwy signum temporis, w porównaniu z rokiem 1895, gdy na pogrzebie bp Felińskiego przemawiał, w imieniu Żydów Polskich, pradziadek Janka - Hilary Nusbaum, autor „Historii Żydów” i tłumacz „Pięcioksięgu” na język polski. Małżeństwo Janka z Lidią Steinhaus /tak mnie wychodzi, że córką najsłynniejszego polskiego matematyka Hugo Steinhausa -por. całka Steinhausa/ ułatwiło mu niewątpliwie nawiązywanie kontaktów intelektualnych. Poza studiami i rozpoczęciem doktoratu zdążył przed wojną wysłuchać wykładów Jerzego Stempowskiego w Państwowym Instytucie Sztuki Teatralnej. Ten najbliższy współpracownik Giedroycia w paryskiej „Kulturze” wykładał w Warszawie w latach 1935-39; a skoro już przy nim jesteśmy to przypomnę, że jego ojciec - Stanisław był mistrzem loży masońskiej w Polsce i najbliższym przyjacielem Mariii Dąbrowskiej, której kochanką była Anna Kowalska, po śmierci najbardziej namiętnej miłości pisarki, przepięknej Stanisławy Blumenfeldowej w 1943 r. w więzieniu we Lwowie. A skoro plotkujemy, to dodajmy, że dom Blumenfeldów, Stanisławy i lwowskiego przemysłowca Izydora był ważnym ośrodkiem życia towarzyskiego i kulturalnego, tym bardziej, że Stasia wspierała finansowo „Sygnały” i „Lwów Literacki”.
No i wybuchła wojna. Można o przygodach Kotta i jego rodziny kilka tomów napisać, Ja jestem zmuszony to drastycznie ująć w jednym zdaniu. Steinhausowie przez całą okupację nie włożyli „opaski”, Janek miał „dobry” wygląd, nie sprawiał więc kłopotu, natomiast jego żona, Lidka, o „złym” wyglądzie całą okupację się ukrywała. Wszyscy przeżyli. Dodajmy jako ciekawostkę, że siostra Hugo Steinhausa, Olga wyszła za mąż za naszego „formistę” Leona CHWISTKA /p. „Pałuba” Irzykowskiego, por. esej „Brzozowski”/, z którym wylądowała w 1944 r. w domu obok Kremla /dla uprzywilejowanych/, lecz szczęście trwało krótko bo w tym samym roku Chwistek zmarł, prawdopodobnie otruty za krytykę socrealizmu.
Janek, z przyczyn czysto ideologicznych, wstąpił do PPR-u w 1942 r. /Inne przyczyny wówczas nie istniały/, uczestniczył w tajnych spotkaniach z „Tomaszem” /Bierutem/, a po wojnie związał się z łódzką „Kużnicą” i jej redaktorem Stefanem Żółkiewskim, póżniejszym „szefem” „Nowej Kultury”. Warto tu przytoczyć opinię wszystko krytykującego Kisiela o „Kużnicy”, przedstawioną w przedmowie do zbioru pism Michnika:
„Ci kużniczanie i ich środowisko, cóż to byli za ludzie! Szaleństwa Stalina i tragiczne, narodowe opresje jakby do nich nie docierały: żyli w abstrakcyjnej euforii swojej bigoterii sceptycyzmu. Była to namiętność ludzi pióra wyposzczonych przez okupację, częstokroć „zakompleksionych” i oderwanych od życia kraju. Jakaś ahistoryczna skleroza nie pozwalała im dostrzec nowej sytuacji, w której walka narzuconej, totalistycznej władzy z Kościołem i religią stawała się najdotkliwszym zagrożeniem wolności narodu, jego duchowej i politycznej suwerenności, jego historycznej tożsamości.”.....
Kott działał w „Kużnicy” w latach 1945-48, następnie współzakładał Instytut Badań Literackich, a w latach 1952-69 był profesorem historii literatury polskiej na Uniwersytecie Warszawskim. W uznaniu zasług w 1955 roku został laureatem Nagrody Państwowej. Urokiem osobistym zjednywał sobie wszystkich, wysyłany przez władze „reżymowe” na Zachód zdobywał sympatię rozmówców /vide Giedroyc/. Jemu wszystko uchodziło. Profesor Maria Janion wspomina go z rozbawieniem:
„Pamiętam, jakie oburzenie wśród specjalistów wzbudziło domniemanie Jana Kotta; po zapoznaniu się z korespondencją filomatów rzucił podejrzenie, że byli oni chyba homoseksualistami”.
W 1957 r. jest w składzie redakcji „EUROPY” miesięcznika literackiego, obok Naczelnego - Andrzejewskiego oraz Pawła Hertza, Hłaski, Jastruna, Minkiewicza, Henryka Krzeczkowskiego, Ważyka i Juliusza Żuławskiego. Zgody na wydawanie pisma udzielono wiosną, a cofnięto w listopadzie, przed kolportażem pierwszego numeru. W proteście Andrzejewski, Jastrun, Ważyk, Hertz, Żuławski, Kott i Dygat występują z Partii. W następstwie tych wydarzeń w listopadzie 1959 r, przepada /wraz z Ważykiem i Żuławskim/ w wyborach delegatów na Zjazd Związku Literatów. Steruje tym osobiście Gomułka, którego faworytem jest Iwaszkiewicz. W 1964 roku podpisuje „List 34” do Cyrankiewicza „ o zmianę polityki kulturalnej” i staje się „podpadnięty”. Kapitalna jest reakcja na wydarzenia w kraju Jerzego Stempowskiego /ze Szwajcarii/. W liście z 10.04 czytamy:
„Obawiam się, że z 34 nikt nie dostanie paszportu. Janek Kott zapowiedział się u mnie na początek maja... paszportu... nie dostanie. Kott dostał w Niemczech nagrodę Herdera, wynoszącą 10 tysięcy DM czy więcej. Być może i to mu odbiorą przy pomocy znanych sposobów”.
Jakaż przeogromna jest ignorancja emigracji świadczy list tego samego autora pisany równo tydzień póżniej, w którym przytacza list dobrze poinformowanej znajomej. Pisze ona:
„Podpisani pod protestem zbyt wiele nie ryzykują. Wszyscy są tak czy inaczej zasłużeni wobec reżymu. O bohaterstwie nie ma tu mowy. ........Najwięcej uciechy mam z tego, jak prasa trąbi o straszliwych represjach przeciw naszemu przyjacielowi Jankowi Kottowi.... Nie wyjedzie tym razem do Paryża, to za pół roku. Ale jakim blaskiem go to otacza! Nie zdziwiłabym się, gdyby ofiarowano mu jakąś katedrę za granicą...”.
Prorocze słowa. Nikt mu podróży nie utrudniał /w 1965 m.in. rozmawiał ze Stempowskim w Szwajcarii i relacjonował pogrzeb M. Dąbrowskiej/, a katedry czekały na niego, co stało się aktualne po „czystkach” antysemickich 1968 r. i emigracji elity naukowej i intelektualnej.
Brak szczegółowych informacji nadrabiam notkami z „Dziennika” Kisiela:
„28.10.1968 Kott wystawił „Oresteję” po dzisiejszemu, ....występuje też Statua Wolności bez głowy, jest także na scenie coitus. Było to na Uniwersytecie w Berkeley, Polacy byli oburzeni, Amerykanom dość się podobało. ... Głupi był zawsze ten Janek, intelektualny tandeciarz, ale tam da sobie radę epatując „kowbojów” - a do Polski już nie wróci. A jednak i jego szkoda - był w nim jakiś mijający, już zapomniany koloryt pewnych czasów, pewnych ludzi. Na miejsce tych wszystkich zdolnych Żydów przyjdą tępe partyjne byczki... „Polsko, bądż mniej polską!”
7.12.1968 Kołakowski wyjechał, jest już w Paryżu... On już pewno do Polski nie wróci - wcale niezłe nazwiska żeśmy stracili: Mrożek, Kott, Gombrowicz, Miłosz, Kołakowski i inni z Tyrmandem włącznie”.
Zauważmy, że nawet wszystko opluwający Kisiel wymienia nazwisko Janka w doborowym towarzystwie.
Kończę sentencją Jana Kotta, człowieka, któremu strach towarzyszył przez całe życie: „Nie poniżający jest tylko strach, który się samemu wybierze”.
Aby poprawić nastrój przytaczam powiedzenie przypisywane Maritainowi, a wyczytane u Kotta: „Smak puddingu poznaje się jedząc”. Jak życie.
No comments:
Post a Comment