Niefortunnie z
Zadie Smith spotkałem
się przy zbiorze
anglojęzycznych opowiadań pt. „Zadie Smith
przedstawia. Księga innych ludzi”,
ocenionych na LC
na 5,67/10, a
przeze mnie na
PAŁĘ, bo to
wyjątkowy niewypał 23 utworów
na 261 stronach bez
ładu, ni składu.
Gdy teraz trafiła
w moje ręce
jej książka, to
poczułem się zobowiązany
do solidnej lektury, by
przypadkiem, zbyt pochopną
oceną autorki nie
skrzywdzić. A sprawa
jest szczególnie delikatna,
bo ta brytyjska
pisarka ma matkę
z Jamajki.
Ta książka
ma na LC
6,48 (366 ocen i 51opinii), a
w anglojęzycznej Wikipedii
szerokie omówienie, które
gorąco polecam: https://en.wikipedia.org/wiki/Swing_Time_(novel)
Biorę
stamtąd opinie:
„The novel received mixed reviews. Taiye Selasi writing
for The Guardian called
it Smith's "finest" novel yet. Ron Charles of The Washington Post dubbed
it "a big social novel nimble enough to keep all its diverse parts moving
gracefully toward a vision of what really matters in this life when the music
stops."
Holly Bass of The New York Times criticized
the "unsympathetic" narrator. Sadiya Ansari writing for the Toronto Star had similar criticisms, disliking the narrator's
tendency "to just float". The Irish Times critic John Boyne was much harsher, criticizing
the novel for "lacking a consistent narrative drive, an interesting voice
or a compelling point of view".
Szczęśliwie jestem
stary, a moje
pisanie nie musi
poddawać się political
correctness, dzięki czemu
prostym językiem mogę
ująć sedno sprawy.
Otóż jest
to historia dwóch
dziewczynek - Mulatek: narratorka
ma matkę czarną
„kobietę wyzwoloną”, a
ojca białego pantoflarza;
druga - matkę
białą, a tatusia
- Murzyna „w pierdlu”. Pierwsza
wychowywana jest surowo
w imię „wyższych
wartości”, a druga -
chyba w ramach
rekompensaty za nieudanego
czarnego ojca, dostaje
wszystko, nawet cztery
siusiające Barbie, a
ponadto taneczny talent.
Obie marzą o
„top dance”, co
po polsku nazywamy
stepowaniem.
Autorka i
jej bohaterki, wszystkie
trzy Mulatki, obarczone
są i będą
rasowymi kompleksami, których
mimo tolerancyjnej Wlk. Brytanii, nigdy
całkowicie się nie
pozbędą. I dlatego
padają bardzo istotne
słowa dające nadzieję,
że taniec je
wyzwoli (s.68,8 – e-book):
„…Rembrandt nie pojąłby
Picassa, ale Niżyński
zrozumiałby Michaela Jacksona…”
To jest
clou!!! Teraz mała
dygresja: korzystając z
okazji namawiam Państwa
na lekturę Ewy
Stachniak „Bogini tańca”
tj biografii Bronisławy
Niżyńskiej, w której
jest dużo i o Wacławie
i która, mimo
braku zdjęć jest
świetna.
Wracając do
omawianej pozycji, to z pełnym
przekonaniem ją polecam,
bo punkt widzenia
autorki - narratorki, ze
względu na kolor
skóry, jest wyjątkowy,
a nasza empatia
ograniczona. Co najmniej
7/10
No comments:
Post a Comment