Saturday, 22 December 2018

Zadie SMITH - „Swing Time”


Niefortunnie   z  Zadie  Smith  spotkałem  się  przy  zbiorze  anglojęzycznych  opowiadań   pt.  „Zadie Smith przedstawia. Księga innych ludzi”,  ocenionych  na  LC  na  5,67/10,  a  przeze  mnie  na  PAŁĘ,  bo  to  wyjątkowy  niewypał   23 utworów  na  261 stronach   bez  ładu,  ni  składu.  Gdy  teraz  trafiła  w  moje  ręce  jej  książka,  to  poczułem  się  zobowiązany  do  solidnej  lektury,  by  przypadkiem,  zbyt  pochopną  oceną  autorki  nie  skrzywdzić.  A  sprawa  jest  szczególnie  delikatna,  bo  ta  brytyjska  pisarka   ma  matkę  z  Jamajki.

 

Ta  książka  ma  na  LC  6,48 (366 ocen i  51opinii),  a  w  anglojęzycznej  Wikipedii  szerokie  omówienie,  które  gorąco  polecam:  https://en.wikipedia.org/wiki/Swing_Time_(novel)

  Biorę  stamtąd  opinie:

 

The novel received mixed reviews. Taiye Selasi writing for The Guardian called it Smith's "finest" novel yet.  Ron Charles of The Washington Post dubbed it "a big social novel nimble enough to keep all its diverse parts moving gracefully toward a vision of what really matters in this life when the music stops."
Holly Bass of The New York Times criticized the "unsympathetic" narrator.   Sadiya Ansari writing for the Toronto Star had similar criticisms, disliking the narrator's tendency "to just float".   The Irish Times critic John Boyne was much harsher, criticizing the novel for "lacking a consistent narrative drive, an interesting voice or a compelling point of view".

  

Szczęśliwie  jestem  stary,  a  moje  pisanie   nie  musi  poddawać  się  political  correctness,  dzięki  czemu  prostym  językiem  mogę  ująć  sedno  sprawy.

Otóż  jest  to  historia  dwóch  dziewczynek -  Mulatek:  narratorka  ma  matkę  czarną  „kobietę  wyzwoloną”,  a  ojca   białego  pantoflarza;  druga  -  matkę  białą,  a  tatusia  -  Murzyna  „w pierdlu”.    Pierwsza  wychowywana  jest  surowo  w  imię  „wyższych  wartości”,  a  druga -  chyba  w  ramach  rekompensaty  za  nieudanego  czarnego  ojca,  dostaje  wszystko,  nawet  cztery  siusiające  Barbie,  a  ponadto  taneczny  talent.  Obie  marzą  o  „top  dance”,  co  po  polsku  nazywamy  stepowaniem. 

Autorka  i  jej  bohaterki,  wszystkie  trzy  Mulatki,  obarczone    i  będą  rasowymi  kompleksami,  których  mimo  tolerancyjnej  Wlk. Brytanii,  nigdy  całkowicie  się  nie  pozbędą.  I  dlatego  padają  bardzo  istotne  słowa  dające  nadzieję,  że  taniec   je  wyzwoli  (s.68,8 – e-book):

 

„…Rembrandt  nie  pojąłby  Picassa,  ale  Niżyński  zrozumiałby  Michaela  Jacksona…”


To  jest   clou!!!   Teraz  mała  dygresja:  korzystając  z  okazji  namawiam  Państwa  na  lekturę  Ewy  Stachniak  „Bogini  tańca”  tj   biografii  Bronisławy  Niżyńskiej,  w  której  jest  dużo   i  o  Wacławie  i  która,  mimo  braku  zdjęć  jest  świetna.
Wracając  do  omawianej  pozycji,  to  z  pełnym  przekonaniem    polecam,  bo  punkt  widzenia  autorki -  narratorki,  ze  względu  na  kolor  skóry,  jest  wyjątkowy,  a  nasza  empatia  ograniczona.  Co  najmniej  7/10      

No comments:

Post a Comment