Tuesday, 11 December 2018

Olga TOKARCZUK - „Gra na wielu bębenkach”


Z  Wikipedii:
„…wydany  w  2001  roku…      ..Zbiór dziewiętnastu opowiadań..   .. nominowany został do Nagrody Literackiej Nike  i   wybrany przez czytelników najlepszą książką….”
Na  LC  6.8 (1076 ocen  i  57 opinii).
TO  NIE  JEST  ZBIÓR,  WYBÓR  CZY  KALEJDOSKOP;  TO  JEST  GROCH  Z  KAPUSTĄ.  Tokarczuk  jest  jeszcze  młoda (56)  i  płodna,  więc  stać    i  wydawcę  na  wybór  bardziej  przemyślany
 Mimo  skrajnie   negatywnej  mojej  oceny  twórczości   Tokarczuk  postanowiłem   jeszcze  raz  z  nią  się  zmierzyć,  bez  uprzedzeń,  lecz  dalej  z  podziwem  dla  oficjalnej  krytyki,   permanentnie    wychwalającej,  jak  i    świadomością,  że   wbrew   takiemu   jej  promowaniu,  wyniki  na  LC  ma  niezbyt  imponujące  (Bieguni 6,93 -  Booker!!!!;  Dom  dzienny,  dom  nocny 7,05;  E.E. 6,48;  Księgi  Jakubowe  7,75;  Podróż  ludzi  Księgi 6,47;  Prawiek  i  inne  czasy 7,5;  Prowadź  swój  pług…  6,91)  
Muszę  jednak  podkreślić,  że  stosowane  przeze  mnie  kryteria     adekwatne  do  jej  sławy  tzn.  że  w  przypadku  innego  autora    moje  oceny  poszczególnych  opowiadań  mogłyby  być  wyższe.  Aby  lepiej   zrozumieć  autorkę  przeczytałem   wiele  recenzji,  oczywiście  wychwalających  te  opowiadania  i  wybrałem   z  jednej  fragment   ułatwiający    mnie  zrozumienie  konstrukcji.  Pod  godłem  „tutajsiepopisuje”  recenzent  pisze  na  LC:
Zbiór opowiadań Olgi Tokarczuk pt: "Gra na wielu bębenkach" składa się z 3 części. Pierwsza z nich dotyczy opowiadań nawiązujących stricte do samej literatury, płynnej granicy pomiędzy fikcją a życiem pisarza. Kolejna traktuje o sile wyobraźni, dzięki której życie staje się pełniejsze i wreszcie ostatnia, moja ulubiona część - portret polskiej prowincji. Zaskakująco proste historie ludzi, wytwarzanie przez nich własnej rzeczywistości (co pozwala na przetrwanie w niezrozumiałym i trudnym dla nich świecie), ich pragnienia, zmagania opisane w niezwykle barwny sposób….” 
Gwoli  solidności  polecam  też  krótką  pozytywna  recenzję  na:  https://www.granice.pl/recenzja/gra-na-wielu-bebenkach/321
No  to  jedziemy:
„Otwórz  oczy,  już  nie  żyjesz”   -  chyba  dla  mnie  za  trudne.  Dwie  rzeczywistości:  powieściowa  i  realna  z  czytelniczką  przemieszczającą   się  i……. ??  Fantasy??   Nie  kupuję -  PAŁA
„Szkocki  miesiąc”  -    „…Pani — niech się nazywa Scotsman — rozesłała wici przez swoich przyjaciół w Londynie, że przyjmie u siebie pisarkę. Że w zamian za milkliwe pisarskie towarzystwo (pisarze to mruki) zapewni warunki do twórczej pracy. Niech to będzie kobieta i Polka….”.    Pani  Scotsman  miała   męża   Polaka,   pilota  RAF  i  żyje  wspomnieniami  o  nim.   Dwie  rzeczywistości  kanwą  do  filozoficznych  rozmyślań  polskiej  pisarki,  których  nie  kupuję. Ponadto  konfrontacja  własnej  wiedzy  z  poglądami  Zachodu  na  temat  Polski.   Nic  rewelacyjnego, ale  niech  będzie  5/10                    
„Podmiot”  -   Trud  mój   nagrodzony.  Absolutnie  genialna  satyra  na  większość  naszych  wielkich  pisarzy.  Nie  od  rzeczy  będzie  przypomnienie,  że  biedni  pisarze  pisali  ponoć  w  PRL  „do  szuflady”,  tylko,  że  w  wolnej  już  Polsce  szuflady  okazały  się  w  większości  przypadków  puste.   Absolutnie  10/10
„Wyspa”  -  Rozbitek  na  wyspie,  w  kryzysowych  chwilach   rozmyśla   intensywnie,   lecz  nic  z  tego  nie  pojmuję,  następnie  odkrywa  dziecko,  które  karmi  mlekiem  ze  swojej  męskiej  piersi.  Znowu  dręczy  mnie   pytanie  mojej  polonistki  z  liceum:  „co  autor  chciał  nam  przekazać?”.  Po  krótkiej  drzemce,  dalej  nie   umiem  odpowiedzieć  na  to  pytanie.   Aby  nie  dyskredytować  opowiadania  swoim    niezrozumieniem   stawiam  gwiazdek 3/10.
„Bardo. Szopka” -  coś  w  rodzaju  nudnego  reportażu  o  Bardzkiej  Szopce,  co  nie  leży  w  strefie  moich  zainteresowań,  więc  doczytałem  z  musu  do  końca  i  współczuję  pani  Kowalskiej,  że  umarła.  Primum  non  nocere..        więc 5/10 
„Najbrzydsza  Kobieta  Świata”  -  koszmarny  pomysł,  z  zaskakującym  podkreśleniem,  że  oblubieniec  jest  pijakiem  i  złodziejem,  a  lektura  przypomniała  mnie  Victora  Hugo  „Człowieka  śmiechu”  czy  „Dzwonnika  z  Notre  Dame”.  Może  być  5/10
„Wieczór  autorski”  -   świetne.  Delikatna  konfrontacja  marzeń  z  rzeczywistością.  Nic  więcej  nie  powiem  10/10.
„Zdobycie  Jerozolimy. Raten 1675” – clue  wykłada  egzaltowany  pompatyczny  von  Kynast:
„— Musimy, droga pani, robić rzeczy bezcelowe. Inaczej nasze życie byłoby płaskie i nijakie, jak życie tych tam... — Tu wskazał na widniejącą w dolinie wieś. — Potrzeba irrealna jest tym, co różni nas od zwierząt. Nie nasze myślenie, nie mądre księgi. Musimy robić rzeczy niepotrzebne, nieprzydatne, których żywot jest krótki, lecz olśniewający, rzeczy, które zadziwiają, nawet jeżeli zaraz się je zapomni. Nasze istnienie musi być pełne takich fajerwerków. Inaczej popadlibyśmy w niepokój i stali się bezpłodni…”
Tylko  jak  do  wzniosłego  celu  przekonać  lud?    Von  Kynast  znalazł  sposób!!  Świetne,  a  mnie  przypomniała  się  Simone  Weil,  gdy  do  wzniosłych  idei  chciała  przekonać  głodne,  wykończone  ciężką  praca  robotnice.   Pozostaję  przy  radykalnych  ocenach,  więc   7/10
„Che  Guevara”  -   na  bazie  opieki  nad  chorymi  ludźmi  potrzebującymi  pomocy,  autorka  snuje  egzystencjalne  przemyślenia,  które  do  mnie  nie  trafiają.   Może  w  swoim  długim  życiu  za  wielu  „oryginałów”  spotkałem.   5/10
„Skoczek” -  świetne,  lecz  skrajnie  pesymistyczne.  Para,  którą  nic  nie  łączy,  która  przez  całe  lata  nic  nie  stworzyła,  żyje,  jak  mówi  autorka,  pastiszami   wspomnień.  Tego  związku  nie  można  uratować,  bo  pustki  nie  zapełni   nawet  zastępczy  szachowy  skoczek,  przyniesiony  przez  fale.  Po  co  oni  tak  się  męczą,  skoro  poza  wspomnieniami  nic  ich  nie  łączy?  -  pytam  ja, akurat  po  40. rocznicy   zawarcia  nieustannie  ciekawego  małżeństwa.  8/10 
„Profesor  Andrews  w  Warszawie”  -  Ubu  Król.  Teatr  Absurdu.  W  Polsce  czyli  nigdzie.  Profesor  Andrews  budzi  się  w  Warszawie  13.12.1981 r.     10/10
„Ariadna  na  Naksos”  -  sympatyczne.  Kobieta  udręczona  schematyzmem dnia  powszedniego  ulega  fascynacji  śpiewem  sąsiadki,  co  staje  się  jej  psychiczną  niszą.  7/10
„Glicynia”  -   fascynacja   teściowej  zięciem.  Czysta  poezja,  lecz  nie  dla  mnie,  bo  już  taki  pruderyjny  bywam.    5/10
„Tancerka”  -  piękne  i  smutne;  o  walce  z  osamotnieniem   8/10
„Wróżenie  z  fasoli”  -  sympatyczne;  to  już  czwarte  opowiadanie   o   zmaganiu  się  z  samotnością.     7/10
„Żurek” -  prowincjonalny    realizm;  stereotypowy  obrazek,  niczym  nie  błyszczy  6/10
„Życzenie  Sabiny”  -   W  każdym  drzemie  jakaś  doza  infantylizmu,  niespełnionych   dziecięcych  marzeń.  Miłe  7/10
„Próba  generalna”  -   Tak  głupie, że  dobre   tzn.  autorka   trafnie  pokazuje  głupotę  ludzi,  tak  wielką,  że  ręce  opadają.  Bo  to  wszystko  przez  te  atomy…   A  w  obliczu  klęski,  prąd  należy  oszczędzać  i  w  tym  celu  świeczkę  zapalić.  6/10
„Gra  na  wielu  bębenkach”  -   ciekawe,  dla  mnie  trochę  niespójne,  a  z  tego  alegorycznego  walenia  w  wiele  bębenków  wynotowałem:
„….Teraz” bowiem znaczy — „już nigdy”. „Teraz” znaczy, że to, co jest, właśnie w tym samym momencie być przestaje, obsuwa się jak zmurszały stopień schodów. Jest pojęciem strasznym, porażającym, obnaża całą okrutną prawdę…”
Nie  wszystko  zrozumiałem,  lecz  pewne  7/10  daję’
Reasumując:   zadowolony  jestem,  że  ten  zbiór  przeczytałem,  a  wyróżnione  przeze  mnie  dziesięcioma  gwiazdkami  opowiadania  („Podmiot”, „Wieczór  autorski” i „Profesor  Andrews..”)  pozwalają  na  postawienie  całości  7/10  


No comments:

Post a Comment