Po rewelacyjnym
„Hashtagu” wracam do
mojej ulubionej „smakoszki”
Chyłki, choć z
przeskokiem, bo po
4x10 za pierwsze
cztery tomy, piątego
i szóstego nie
miałem okazji zaliczyć.
Gwoli jasności ocen: 10
gwiazdek dla czytadeł – kryminałów z
przesympatyczną Joanną, ma
się nijak do
również 10 gwiazdek dla
intelektualnego „Hashtaga”; to
nieporównywalne kategorie.
Chyłka dalej
jest rozbrajająco rezolutna
(s.29,5 – e-book):
„..– Że
ciąża jest jak awans w pracy. Nigdy nie wiesz, ile razy trzeba dać dupy, żeby
doszła do skutku…”
Abstynencja
Chyłki skutkuje brakiem
polotu i rozbawił
mnie „paradoks w
relacjach damsko-męskich” dopiero
na s.291,1:
„…– Wszyscy
faceci chcą, żeby grzeczne kobiety były dla nich niegrzeczne. A wszystkie
kobiety, żeby niegrzeczni faceci byli dla nich grzeczni…”
Niestety, Remigiusz
Mróz obrósł w
piórka i gra
z czytelnikami w
bambuko znęcając się nad
Joasią,
prowadząc ją codziennie
koło sklepu z
tequilą i pozwalając jej
na pożądany zakup
dopiero na stronie
567. Ale to
nie koniec działania
wyrafinowanego sadysty: każe jej jeździć
z nienaruszoną flaszką
jeszcze przez wiele
stron. W końcu
zaprawia „z gwintu”, lecz
w sytuacji nie
do pozazdroszczenia.
Pochwalić
natomiast muszę go
za wniosek płynący
z treści, zgodny
z moim przekonaniem:
MNIEJSZYM ZŁEM BYŁOBY
DEKRETU BIERUTA NIE
RUSZAĆ. Tradycyjnie 10/10
.
No comments:
Post a Comment