Zielke -
absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk
Politycznych Uniwersytetu
Warszawskiego !!.
Po pierwsze
zapomniałem, że dałem
autorowi PAŁĘ za
„Człowiek, który musiał
umrzeć”. A po
drugie przeczytałem pozytywną
recenzję mojego ulubionego
recenzenta, Jarosława Czechowicza
na: http://krytycznymokiem.blogspot.com/2018/10/dobre-miasto-mariusz-zielke.html
Lubienie nie
oznacza zgadzania się w każdym
względzie, no i
właśnie w przypadku
tej książki mamy
przeciwne zdania. Z
recenzji Czechowicza, którą
gorąco polecam, wyciągam
perfidnie, tendencyjnie fragment:
„…Szaleństwem jest marzenie o normalnym życiu na prowincji.
Prowincja okazuje się wyjątkowo złowroga….”
Powiem
rozbrajający komunał: zło
tkwi w człowieku,
a nie w
miejscu zamieszkania. Ale
to tylko moje
niewinne żarty pod
adresem cenionego recenzenta.
Aby temat prowincji
i marginesu społecznego
odfajkować, przypominam, jako
wzór, Marka Nowakowskiego, twórcę
realizmu peryferyjnego, uznanego
mistrza w ukazywaniu
rzeczywistości.
Nim
przejdę do zarzutów,
mała dygresja. Obserwuję
na LC wpływ „egzemplarzy recenzenckich” na
średnią ocenę. Również
w tym przypadku
wśród 37 opinii zauważyłem
kilka podziękowań
za darmowe egzemplarze
i w efekcie
wysokie oceny. To
zjawisko stało się
niestety powszechne i
nie ma wpływu
na moje zdanie
akurat w przypadku
tej książki.
Więc
czas na opinię:
dołujący, zniechęcający czytelnika
opis szarej, ponurej
rzeczywistości, budowanie portretu
psychologicznego postaci na
rozbudowanych szczegółach, (np.
absurdalna trauma ośmiolatka
pobitego przez łobuzów
- a kto
jej w dzieciństwie
nie doznał??), konsekwentnie -
za dużo zbędnych,
smutnych detali, ogólna
nuda, lecz przede
wszystkim wulgarność, patologia
seksualna i rynsztok.
Przykłady:
s.33
„…Wyszukuje różne przedmioty, w które
może wsadzić członek, aż w końcu na stałe do tego celu dobiera sobie
misia… ….Przez
wiele lat Mirek pierdoli swojego misia, wyobrażając sobie, że robi to
z węgierskimi aktorkami, a potem też z nauczycielkami, bo
nauczycielki w szkole wydają mu się podniecające, lubi je sobie wyobrażać
podczas seksu, aż w końcu zadurza się śmiertelnie w sąsiadce
z góry, o której mówią, że jest prostytutką, w co on raz wierzy,
to znów nie wierzy, i projektuje ją sobie na miejscu misia…”
s.70 „….najpierw się ruchają, po bożemu, bez
żadnych fanaberii, przykryci szczelnie kołdrą, cicho stękając
i wydzielając smród spoconych, niemytych ciał, zepsutego jedzenia
i bąków, które puszczają przed, po i w trakcie…”
s.72 „…zastał mamę z jednym z tatusiów
w łóżku „przy robocie”, jak to lubiły określać sąsiadki, a dwóch
innych patrzyło na nich i chyba czekało na swoją kolej…”
s.77 „….Rozpięła mu spodnie, wyjęła członek
i zaczęła robić ręką, a kiedy stanął i było widać, że nie chce
wystrzelić za szybko, popchnęła Rafała na ziemię i usiadła na nim…”
s.81
„…ocierała się o niego, ale
nigdy nie doprowadziła do wytrysku, przez co musiał to sobie potem w nocy,
w łóżku, robić sam… … sięgnęła do
rozporka i wyjęła jego członek… ….Uśmiechnęła się, gdy wytrysnął..”s.85 „…Rafał więc najpierw lizał jej piersi, po chwili głaszcząc jednocześnie pośladki i brzuch, a gdy stawała się już bardzo mokra między nogami, ustawiał ją pośladkami do siebie, opartą o drzewo, sam wchodził od tyłu i młócił najsilniej, jak mógł…”
To jest wyciąg z jednej dziesiątej całego tekstu, z 70 stron wobec 794 całości. Pozostaje mnie rzucić: „Quod libet?”, „Your choice” i podtrzymać zarzut z recenzji „Człowieka..”. No i konsekwentnie za rynsztok PAŁA.
No comments:
Post a Comment