Saturday, 12 January 2019

Amos OZ - "Opowieść o miłości i mroku"



UWAGA!!   WYBITNE  DZIEŁO!!
Genialna  autobiografia  Wielkiego,  który  Nobla  się  nie  doczekał!  Może  Komitet  Noblowski  kiedyś  dojrzeje,  przeczyta   n a j l e p s z ą   autobiografię   w  historii   światowej  literatury  i  będzie  sobie  pluł  w  brodę  do  ostatnich  dni  swego  istnienia.
Wielka  UCZTA!!  I  to  nie  tylko  ze  względu  na  życie  i  twórczość  autora,  lecz  również   na  stworzony  obraz   kultury,  przede  wszystkim,  europejskiej,   a   także  przedstawioną  historię  Palestyny/Izraela   w  XX  wieku   i   kształtowania  się   tamtejszego  społeczeństwa.
Kto  nie  znał    Oza,  to  po  tej  autobiografii,  rzuci  się  na  jego  książki,  a  kto  znał  -  ten   przeżyje  niezapomniane  chwile!
Bezsensowne   jest  jakiekolwiek  wymądrzanie  się;  TO  PO  PROSTU  TRZEBA  PRZECZYTAĆ!!  
Ze  względu  na  ważność  książki  dołączam  moje  notatki  z  lektury:

OZ  AMOS (Amos  Klausner,  1939-2018) -  „Opowieść  o  miłości  i  mroku”  (s.62,5 e-book)   „..W   Polsce  znowu  pogromy…..”   (o  latach  1945-49); (s.94)  „Kto sedna opowieści doszukuje się w przestrzeni pomiędzy utworem a tym, kto go napisał – ten błądzi. Szukać należy nie między dziełem a autorem, lecz raczej pomiędzy tekstem a jego odbiorcą…”  Prof.  Josef  Klausner  (wuj Amosa,  dokładnie - to  brat  dziadka  Aleksandra) (1874-1958) (s.154):  „….jak bardzo Jezus był hebrajski i żydowski, jak odległy był zarówno od kultury greckiej, jak i rzymskiej, choć jednocześnie niewiele miał wspólnego z konserwatywnymi rabinami swojej epoki, od których największe zakały wśród dzisiejszych ortodoksów są tylko niewiele gorsze…”.  Prof.  Klausner (niby) (s.184)  „….od  arcydzieła naród domaga się wieszczego przesłania, proroctwa, nowego i świeżego spojrzenia na świat, a nade wszystko – iż zawierać będzie ono wizję etyczną...     …. Ogólnie zaś rzecz ujmując, można powiedzieć, że każdy wielki twórca musi nosić w sobie iskrę bożą, proroczego ducha: czyż Turgieniew w swej sztandarowej, wspaniałej powieści Ojcowie i dzieci nie odmalował postaci nihilisty Bazarowa, zanim jeszcze nihilismus pojawił się w Rosji? A Dostojewski? Czyż jego Biesy nie zapowiadają z niezwykłą, iście proroczą przenikliwością nadejścia bolszewismusu?..”.  Zeew  Żabotyński (1889-1940) (s.210):  „Z duchem człowieka jest tak jak z duchem narodu – oba dążą ku górze i zarówno jeden, jak i drugi podupadnie, gdy zabraknie mu wizji”.  Samuel  Agnon (1887-1970,  Nobel 1966) (s.250):  „…Jeżeli wypłakałeś wszystkie łzy, nie płacz. Śmiej się”.  Dziadek  Aleksander  o  bolszewikach (s.319): „…–Pamiętam ich z czasów, kiedy jeszcze byli zwykłymi chuliganami, unterwelt (to znaczy półświatkiem) dzielnicy portowej w Odessie, typy spod ciemnej gwiazdy, draby, pijaki i alfonsy. Nu co, oni prawie wszyscy byli Żydzi – tacy to Żydzi, co zrobić. Ale to byli Żydzi z prostackich rodzin…   …To była hołota, nu co, hołota w śmierdzących skarpetkach”.   95-letni  dziadek  Aleksander  (s.374):  „..Kiedy, nie daj Boże, ginie na polu walki jakiś żołnierz, mołojec, dziewiętnasto-, dwudziestolatek, nu, to jest straszne nieszczęście – ale jeszcze nie tragedia. Umrzeć w moim wieku – to dopiero tragedia! Człowiek taki jak ja, dziewięćdziesięciopięcioletni, prawie stulatek, przez tyle lat wstaje codziennie o piątej rano…     …w moim wieku to już bardzo, bardzo trudno odwyknąć…    …Nawet po prostu żyć – to u mnie już przyczajenie, nu co, po stu latach, kto by potrafił tak od razu zmienić wszystkie swoje przyczajenia? Nie wstawać już co rano o piątej?..     ..Tragedia!”.  O  barszczu  (s.415): „…barszcz powinien być kwaskowy i tylko odrobinę słodki, a w żadnym wypadku nie może być słodki i lekko kwaskowy, jak u Polaków, którzy, jak wiadomo, słodzą wszystko bez umiaru, bez opamiętania i zupełnie bez sensu, i jak się ich nie dopilnuje, gotowi obtoczyć w cukrze nawet śledzia, a chrzan utopić w marmoladzie.” Ha!Ha! O  miłości (s.461): „..Miłość jest przedziwną mieszaniną rzeczy przeciwstawnych, mieszaniną najbardziej samolubnego egoizmu i najdoskonalszego poświęcenia. Paradoks! ..”. Dziadek  ze strony  matki (s.492):  „… sprawiedliwość bez miłosierdzia to krwawa jatka, a nie sprawiedliwość. Z drugiej strony, miłosierdzie bez sprawiedliwości – to może dobre dla Jezusa, ale nie dla prostych ludzi, którzy zjedli jabłko z drzewa zła. Taki miał pogląd: trochę mniej porządkowania, a więcej litości..”.  (s.495):  „…przyzwoitość moim zdaniem jest jeszcze ważniejsza niż dobroć: przyzwoitość to kromka chleba. Dobroć to już masło. Albo miód.” .   O  radości  z  cudzego  nieszczęścia (s.526):  „…Jak wyjaśnić fakt, że cieszymy się nie z tego, że coś mamy, tylko z tego, że my mamy, a inni nie? Że inni nam zazdroszczą? Że będzie im przykro? Papa mówił: „Każda tragedia jest po trosze komedią, a w każdym nieszczęściu zawsze tkwi małe ziarenko radości dla tego, kto stoi z boku”. Powiedz mi, czy to prawda, że w angielskim nie ma nawet takiego pojęcia, jak schadenfreude?”.  O  Polsce (s.530):  „…Świadectwa maturalne pozwoliły Chai i Fani dostać się na Uniwersytet Karola w Pradze, ponieważ w antysemickiej Polsce pod koniec lat dwudziestych Żydzi właściwie nie mieli wstępu na uniwersytety…”;  (s.557,6):  „…Prosty lud jest tak samo głupi i okrutny jak jego królowie. Prawdziwy morał z baśni Andersena o nowych szatach króla jest taki, że prosty lud jest równie głupi jak król i książęta….”; (s.819,8):  „…Kiedy świat pogrąża się człowiekowi w mroku, wtedy ten czyta książkę i widzi inny świat…”;  mądre  nauki  w  szkole (s.852,7):  „..Wkrótce wszyscy nauczyliśmy się ostrożności: „Mowa jest srebrem...”, „Milczenie przystoi mędrcom, a co dopiero głupcom”. Nie ma sensu pleść trzy po trzy. Lepiej się nie wyrywać, jeśli się nie ma nic sensownego do zaprezentowania. Racja, że miło jest zostać wyróżnionym z tłumu i usiąść przy stole nauczycielskim, może to wręcz przyprawić o zawrót głowy, ale upadek z wysoka bywa rychły i bolesny. Głupota i wymądrzanie się przynoszą wstyd. Przed każdą wypowiedzią publiczną należy się przygotować. Zawsze trzeba się dobrze zastanowić, czy nie lepiej zachować milczenie: kto milczy, nie naraża się na drwiny…”;  ładne (po 30 latach) (s.898,7):  „..Kiedy wstałem, żeby się pożegnać i odejść, okazało się, że sufit z biegiem czasu też się obniżył. Prawie dotykał mojej głowy..”.    Istota  stosunków  arabsko-żydowskich (s.1008,2);  „..Europa, która dręczyła Arabów, poniżała ich i gnębiła poprzez imperializm, kolonializm i wyzysk, to ta sama Europa, która prześladowała i uciskała także Żydów, nim wreszcie pozwoliła – albo nawet pomogła – Niemcom wyrugować ich z najdalszych zakątków kontynentu i prawie wszystkich pomordować. Gdy zatem Arabowie patrzą na nas, nie widzą garstki ocalonych, którzy już na poły odeszli w mrok historii, lecz nową arogancką agenturę kolonialnej Europy, górującej nad nimi techniką i zachłannej, podstępem wracającej na Wschód – tym razem w przebraniu syjonistycznym – aby znów wyzyskiwać, wywłaszczać i uciskać. My z kolei, patrząc na nich, widzimy nie ofiary takie jak my, nie towarzyszy niedoli, lecz kozaków, co urządzają pogromy, żądnych krwi antysemitów, nazistów w przebraniu: jak gdyby nasi europejscy prześladowcy pojawili się na nowo tu, w Ziemi Izraela, ubrali się w kefie i zapuścili wąsy, choć to przecież nasi dawni mordercy, którym od samego początku nie chodzi o nic innego, jak tylko o to, by dla przyjemności i zabawy poderżnąć gardła wszystkim Żydom.”.  Arabski  punkt  widzenia  (s.1012,8):  „…Żydzi, dodał kaznodzieja w Wielkim Meczecie w Jafie, nie są wcale narodem ani też właściwie nie stanowią religii – powszechnie wiadomo, że sam miłosierny i litościwy Bóg brzydzi się nimi i dlatego zawyrokował, że będą przeklęci i znienawidzeni na wieki we wszystkich krajach, po których się rozpierzchną: Żydzi byli krnąbrni od zarania dziejów; Prorok (Mahomet) wyciągnął do  nich rękę – a oni go opluli, Isa (Jezus) wyciągnął do nich rękę – zabili go, nawet proroków własnej plugawej religii zwykli kamienować. Nie bez przyczyny kraje europejskie postanowiły raz na zawsze się ich pozbyć, a teraz Europa wpadła na pomysł, żeby zwalić nam ich wszystkich na kark, lecz my, Arabowie, nie pozwolimy, by zarzucili nas swoimi śmieciami. Mieczem udaremnimy szatańską zmowę tym, którzy świętą palestyńską ziemię chcą zamienić w kloakę na nieczystości z całego świata…”.;  Dziadek  Aleksander (s.1029):  „..– Rację ma ten nędzny podżegacz z meczetu w Jafie! On ma rację! My naprawdę jesteśmy tylko śmieciami! Nu co: to już koniec! Wsio! Chwatit!    Świętą rację mają wszyscy antysemici świata! Rację miał Chmielnicki. Rację miał Petlura. Hitler też miał rację, nu co. Toż naprawdę nad nami wisi jakaś klątwa! Bóg nas naprawdę nienawidzi! A ja – dziadek parsknął, cały czerwony, i uderzył pięścią w stół, aż łyżeczki zadzwoniły w szklankach z herbatą – a ja, ja, nu co, ty skazał, dokładnie tak jak On, Bóg, nas nienawidzi, tak samo i ja Jego nienawidzę! Nienawidzę Boga! Bodajby umarł nareszcie! Jeden wróg z Berlina już spłonął, ale tam w górze siedzi drugi Hitler! Dużo gorszy! Nu co! Siedzi tam i śmieje się, łajdak, nad nami!..”.  Fragment  wykorzystany  w  scenie  w  „Pantera  w  piwnicy” (s.1049,3):  „..Później opowiedział mi szeptem..     …o tym,..   ..jak mu dokuczyli młodzi goje w polskim gimnazjum w Wilnie. Uczestniczyły w tym nawet dziewczęta, a nazajutrz, kiedy jego ojciec, dziadek Aleksander, przyszedł do szkoły, domagając się ukarania winowajców, chuligani nie tylko nie zwrócili mu podartych spodni, lecz rzucili się na dziadka, przewrócili go, po czym jemu także zdjęli spodnie na samym środku szkolnego podwórza, a dziewczyny w ordynarny sposób drwiły z Żydów – że są tacy a tacy. Nauczyciele wszystko widzieli i nie kiwnęli palcem, a może sami też się śmiali…     … Sennym ruchem wyciągnąłem rękę, aby dotknąć jego twarzy, i nieoczekiwanie zamiast okularów moje palce napotkały łzy. Nigdy w życiu, ani przed tą nocą, ani po niej, nawet po śmierci mamy, nie widziałem, żeby ojciec płakał…”.;  Prof. Josef  Klausner ,”wujek”,  autor ‘Jezusa  z  Nazaretu”, (s.1103,3):  „…. Jezus z Nazaretu był „jednym z największych synów narodu żydowskiego wszech czasów, wspaniałym moralistą, który brzydził się ludźmi nieobrzezanego serca i walczył o przywrócenie judaizmowi jego pierwotnej prostoty, o wyzwolenie go z rąk rabinów pochłoniętych halachicznymi dysputami”…”.  List  od  cioci  Rauhy (s.1104,7):  „…wyroki Boże są niezbadane. Jezus dzieli z narodem Izraela wszystkie jego cierpienia…   …Przebłaganie, jakiego Mesjasz dokonał na krzyżu, obejmuje jednak wszystkie grzechy świata, całej ludzkości. Ale nigdy nie da się tego pojąć umysłem..”,;  Przepiękne  wyznanie  staruszki -  ciotki  Rauhy (s.1110,5):  „..Kiedy nie czytam na głos, a ciocia Aili mnie nie słucha, siedzimy sobie pod oknem i patrzymy przez szybę na drzewa i ptaki, śnieg i wiatr, rano i wieczorem, w świetle dnia i w świetle nocy, i obie składamy pokorne dzięki Panu, który jest dobry i dobro czyni, za wszystkie Jego łaski i cuda: bądź wola Jego jako w niebie, tak i na ziemi. Ty też może czasem widzisz, w chwili odpoczynku, że niebo i ziemia, drzewa i kamienie, pola i lasy, wszystkie są pełne wielkich cudów? Że wszystkie jaśnieją i promienieją blaskiem, i wespół potwierdzają, niby tysiąc świadków, wielkość i wspaniałość Bożej łaski?”.  Koniec  opowieści  matki  o  Pandorze (s.1190):  „..nieszczęścia nie wydostały się z puszki Pandory, lecz to puszkę wymyślono z powodu cierpienia. I z powodu cierpienia została otwarta….”;   Hugo  Bergman (1883-1975) (1215,4):  „Co nas czeka po śmierci? Nnnikt tego nie wie. W każdym razie nie ma na ten temat żadnych informacji popartych dowodami czy mających moc przekonywania. Gdybym teraz oświadczył, że czasami słyszę głosy zmarłych, i to wyraźniej i jaśniej niż większości żywych, mieliby państwo pełne prawo powiedzieć, że staruszek zaczął już fiksować. Że się mu co nieco poprzestawiało w głowie ze strachu przed nadchodzącą śmiercią. Dlatego nie będę państwu dziś opowiadał o żadnych głosach, tylko o matematyce: otóż, skoro ani jeden człowiek nie wie, czy po drugiej stronie naszej śmierci coś jest, czy też nie ma nic – na podstawie tak totalnej niewiedzy wolno przyjąć, że prawdopodobieństwo istnienia czegoś jest dokładnie takie samo jak prawdopodobieństwo nieistnienia niczego. Pięćdziesiąt procent na unicestwienie, pięćdziesiąt na ocalenie. Dla kogoś takiego jak ja, Żyda z Europy Środkowej, z pokolenia wymordowanego przez nazistów, jest to, statystycznie rzecz biorąc, całkiem niezła szansa przetrwania”.  75-letni  Ben  Gurion  do  dwudziestolatka  Oza (s.1272,8):  „..– Powiem panu jako spinozysta, nie mam co do tego cienia wątpliwości, że kwintesencję doktryny Spinozy – Spinoza w pigułce – da się przedstawić następująco: zawsze zachowuj równowagę ducha! Nigdy nie trać spokoju! Cała reszta to nic innego jak objaśnienia, deliberacje i parafrazy. Równowaga ducha! Spokój w każdej sytuacji! Cała reszta to komentarz…      … – Całe życie jestem spinozystą! Od młodości jestem spinozystą! Równowaga ducha! Oto kwintesencja wszystkich idei Spinozy! To ich serce! Spokój ducha! W doli i niedoli, w klęsce i triumfie, nigdy nie tracić spokoju ducha! Nigdy!”; Ojciec  Amosa,  jako  bratanek  Josefa,  żartował (s.1329):  „Czasami ojciec porównywał się półżartem do bankiera Abrahama Mendelssohna, najmniej znanego przedstawiciela swojego rodu, którego los uczynił synem słynnego filozofa Mosesa Mendelssohna, a ojcem wielkiego kompozytora Feliksa Mendelssohna-Bartholdy’ego („Najpierw byłem synem swojego ojca, a później zostałem ojcem swojego syna” – zażartował kiedyś Abraham Mendelssohn).”. UWAGA!  Amos  Oz  zachwala  (s.1400,5;  1407) Sherwood  Anderson  „Miasteczko  Winesburg”,  na  LC  7,1(59 ocen i 3 opinie),  dostępne  na https://docer.pl/doc/vsc0;  „…Z książki Miasteczko Winesburg dowiedziałem się, jak wygląda świat według Czechowa, zanim zdążyłem zapoznać się z jego twórczością. Nie był to jeszcze świat Dostojewskiego, Kafki i Knuta Hamsuna ani Hemingwaya czy Jigala Mossinsohna. Nie były to jeszcze tajemnicze kobiety na mostach ani mężczyźni z postawionymi kołnierzami, w kłębach knajpianego dymu.  Ta niepozorna książka dokonała we mnie jakby odwróconej rewolucji kopernikańskiej: Kopernik odkrył, że nasza Ziemia wcale nie jest centrum wszechświata, jak uważano w jego czasach, lecz tylko jedną z planet Układu Słonecznego. Natomiast Sherwood Anderson uświadomił mi, że można pisać o tym, co mnie otacza. Dzięki niemu pojąłem nagle, że opisywany świat nie jest zależny od Mediolanu i Londynu, lecz obraca się zawsze wokół ręki piszącego, gdziekolwiek się on znajduje: gdzie ty jesteś – tam środek wszechświata..”

No comments:

Post a Comment