George Bernard SHAW - "Pigmalion"
Według "Mitologii.." Zippera:
"Pigmalion, król cypryjski, z zamiłowaniem oddawał się sztuce rzeżbiarskiej. Między innymi wyrzeżbił postać dziewicy (prawdopodobnie miał to być posąg samej Afrodyty) o tak miłych rysach, iż tylko taką a nie inną pragnął pojąć za małżonkę. Błagał Afrodyty, ażeby ulżyła jego tęsknocie. Bogini okazała się mu przychylna i nadała życie marmurowej postaci. Z tą to dziewicą, Galateą, ożenił się Pigmalion".
Uczucie Pigmaliona stało się symbolem miłości twórcy do swojego dzieła. O tej miłości kiedyś pisałem:
".....Pigmalion zakochał się w wyrzeżbionym przez siebie posągu dziewczyny z kości słoniowej; w parafrazie G. B. Shawa z 1913 roku - językoznawca profesor Higgins zakochał się w wielkoświatowej damie, którą "stworzył" z ordynarnej londyńskiej kwiaciarki, "cockney flowers girl" (przypominam, że na podstawie "Pigmalionu" Shawa, Loewe napisał libretto do najsłynniejszego musicalu "My Fair Lady"); no i wreszcie, a właściwie przede wszystkim, zadowolony z własnego dzieła BÓG (Rdz 1,31 "A Bóg widział, ze wszystko, co uczynił, było bardzo dobre") cały świat pokochał. Przekonany jestem, że istnieją rzeżby piękniejsze od Galatei, damy bardziej światowe od eks-kwiaciarki, ino świat podobno jest najlepszy z możliwych.."
Dodajmy, że słowo ‘Cockney’ opisuje nie tylko dialekt i akcent pochodzące ze wschodniego Londynu, ale także osobę, która używa danej gwary, a wśród dzieł inspirowanych komedią Shawa należy wymienić, obok wspomnianej "My Fair Lady" (1956, film 1964), "She's All That" (1999), popularną "Pretty Woman" z Julią Roberts i Richardem Gere oraz ostatni hit "The Duff" (2015).
"Pigmalion" Shawa kwalifikowany jest jako "romantic comedy, social criticism", a dla widza i czytelnika jest po prostu uroczą, miłą rozrywką. Dobrej zabawy !!
Tuesday, 30 June 2015
Monday, 29 June 2015
Saul BELLOW - "Ravelstein"
Saul BELLOW - "Ravelstein"
Bellow (1915-2005), urodzony jako Solomon Bellows, pochodzący z litewskich Żydów o nazwisku Bieło, laureat w 1976 Pulitzera i Nobla (dwa lata przed swoim rywalem "naszym" Singerem), uhonorowany wszelkimi możliwymi amerykańskimi nagrodami, w tym trzykrotnie National Book Award (1954, 1965, 1971) popełnił u schyłku życia "Ravelsteina" (2000), który pod każdym względem jest dnem moralnym.
Zacznijmy od oficjalnych kwalifikacji tej książki. Wikipedia nadaje:
"Ravelstein - ostatnia powieść Saula Bellowa wydana w 2000, będąca jego literackim testamentem, napisanym w styku powieści z kluczem. Opowiada o przyjażni dwóch profesorów uniwersyteckich..."
Powieść z kluczem, inaczej Roman a clef, to odmiana powieści, w której przedstawione są prawdziwe postaci, a niekiedy również prawdziwe wydarzenia, pod zmienionymi, fałszywymi nazwami. Z modnych obecnie autorów tego gatunku wymieniany jest Orwell i Philip K. Dick.
Zobaczmy więc jak górnolotne 'ROMAN A CLEF" wygląda w praktyce:
Główny bohater Abe Ravelstein jest wzorowany na koledze Bellowa z University of Chicago; to Allan David Bloom (1930-1992), bardzo znany amerykański filozof, a do tego homoseksualista., którego kochanek Michel Wu przyjął w powieści imię Nikki. OHYDA polega na tym, że Bloom oficjalnie umarł na schorzenia wątroby i powinno się rzec: "Niech mu ziemia lekką będzie". Charakteryzujący się chucpą i tupetem Bellow (o czym wiem z jego biografii napisanej przez Jamesa Atlasa) niszczy wizerunek zmarłego obdarzając swojego bohatera Ravelsteina - AIDS-em.
W anglojęzycznej Wikipedii czytamy:
"There is an ongoing controversy over Bloom's semi-closeted homosexuality, possibly culminating -- as in Saul Bellow’s thinly fictionalized account in "Ravelstein" -- in his death in 1992 from AIDS. Bloom's friends do not deny his homosexuality, but whether he actually died of AIDS remains disputed".
Polecam Państwu szersze recenzje Marka Włodarskiego (wyborcza.pl z 19.09.2001 pt "Ravelstein, Bellow, Saul - Gazeta Wyborcza) oraz Agaty Bielik-Robson (Newsweek.pl z 23.04.2005), ja natomiast przypominam moją pierwotną notkę sprzed paru lat:
"DNO. Pruderyjna niegdyś Ameryka stoczyła się na dno akceptując takie książki. Po aferze ze spermą Clintona na twarzy M.Levinsky nic już nie powinno mnie dziwić. A jednak.. W omawianej książce dwóch "myśliwych" (niby od myślenia), w tym jeden z AIDS-em, czytujących obok Platona, TUKIDYDESA (to taki gość z V wieku pne, który opisał wojnę peloponeską), pieprzy pseudointelektualne, nudne kawałki. Do tego odrażające opisy żarcia i wydzielania ekskrementów. I nie dość, że obsceniczne, to nudne".
Jednym słowem: ODRADZAM
Bellow (1915-2005), urodzony jako Solomon Bellows, pochodzący z litewskich Żydów o nazwisku Bieło, laureat w 1976 Pulitzera i Nobla (dwa lata przed swoim rywalem "naszym" Singerem), uhonorowany wszelkimi możliwymi amerykańskimi nagrodami, w tym trzykrotnie National Book Award (1954, 1965, 1971) popełnił u schyłku życia "Ravelsteina" (2000), który pod każdym względem jest dnem moralnym.
Zacznijmy od oficjalnych kwalifikacji tej książki. Wikipedia nadaje:
"Ravelstein - ostatnia powieść Saula Bellowa wydana w 2000, będąca jego literackim testamentem, napisanym w styku powieści z kluczem. Opowiada o przyjażni dwóch profesorów uniwersyteckich..."
Powieść z kluczem, inaczej Roman a clef, to odmiana powieści, w której przedstawione są prawdziwe postaci, a niekiedy również prawdziwe wydarzenia, pod zmienionymi, fałszywymi nazwami. Z modnych obecnie autorów tego gatunku wymieniany jest Orwell i Philip K. Dick.
Zobaczmy więc jak górnolotne 'ROMAN A CLEF" wygląda w praktyce:
Główny bohater Abe Ravelstein jest wzorowany na koledze Bellowa z University of Chicago; to Allan David Bloom (1930-1992), bardzo znany amerykański filozof, a do tego homoseksualista., którego kochanek Michel Wu przyjął w powieści imię Nikki. OHYDA polega na tym, że Bloom oficjalnie umarł na schorzenia wątroby i powinno się rzec: "Niech mu ziemia lekką będzie". Charakteryzujący się chucpą i tupetem Bellow (o czym wiem z jego biografii napisanej przez Jamesa Atlasa) niszczy wizerunek zmarłego obdarzając swojego bohatera Ravelsteina - AIDS-em.
W anglojęzycznej Wikipedii czytamy:
"There is an ongoing controversy over Bloom's semi-closeted homosexuality, possibly culminating -- as in Saul Bellow’s thinly fictionalized account in "Ravelstein" -- in his death in 1992 from AIDS. Bloom's friends do not deny his homosexuality, but whether he actually died of AIDS remains disputed".
Polecam Państwu szersze recenzje Marka Włodarskiego (wyborcza.pl z 19.09.2001 pt "Ravelstein, Bellow, Saul - Gazeta Wyborcza) oraz Agaty Bielik-Robson (Newsweek.pl z 23.04.2005), ja natomiast przypominam moją pierwotną notkę sprzed paru lat:
"DNO. Pruderyjna niegdyś Ameryka stoczyła się na dno akceptując takie książki. Po aferze ze spermą Clintona na twarzy M.Levinsky nic już nie powinno mnie dziwić. A jednak.. W omawianej książce dwóch "myśliwych" (niby od myślenia), w tym jeden z AIDS-em, czytujących obok Platona, TUKIDYDESA (to taki gość z V wieku pne, który opisał wojnę peloponeską), pieprzy pseudointelektualne, nudne kawałki. Do tego odrażające opisy żarcia i wydzielania ekskrementów. I nie dość, że obsceniczne, to nudne".
Jednym słowem: ODRADZAM
Sunday, 28 June 2015
Haruki MURAKAMI - "Zniknięcie słonia"
Haruki MURAKAMI - "Zniknięcie słonia"
Jeszcze jeden "murakami" do kolekcji, tym razem 17 opowiadań z wczesnego okresu twórczości tj lat 1980-91, czyli sprzed "Kroniki ptaka nakręcacza" pisanego 1992-95. Te opowiadania odbieram jako etiudy czyli wprawki, ćwiczenia, prowadzące do dzieła jego życia tj „Kroniki..”. Obserwujemy ciągłość jego drogi twórczej, bo swoje arcydzieło pisał bezpośrednio po omawianych opowiadaniach. A że później różnie bywało, to już inna sprawa.
Przyzwyczailiśmy się do „szufladkowania” twórczości każdego pisarza, i tak jemu przypięto realizm magiczny, cokolwiek on znaczy. Również obowiązkowo należy używać w stosunku do jego dzieł określenia oniryczny bądż oniryczność. Należy również wspomnieć o samotności bądż osamotnieniu jego bohaterów.
A ja powiem krótko. Dla mnie lektura Murakamiego, to jak czytanie poezji, bo zostawia nam możliwość różnej interpretacji, ale przede wszystkim wzbudza indywidualny odbiór emocjonalny. Stawiam go powyżej poetów, bo ich najczęściej w ogóle nie rozumiem, a jego chyba tak. Pewny natomiast jestem, że w obu przypadkach narzucanie swojego zrozumienia jest bezsensowne i nieskuteczne.
Kochajmy więc Murakamiego indywidualnie.
PS Wcześniej recenzowałem jego książki, aż dojrzałem do zaniechania tego.
Jeszcze jeden "murakami" do kolekcji, tym razem 17 opowiadań z wczesnego okresu twórczości tj lat 1980-91, czyli sprzed "Kroniki ptaka nakręcacza" pisanego 1992-95. Te opowiadania odbieram jako etiudy czyli wprawki, ćwiczenia, prowadzące do dzieła jego życia tj „Kroniki..”. Obserwujemy ciągłość jego drogi twórczej, bo swoje arcydzieło pisał bezpośrednio po omawianych opowiadaniach. A że później różnie bywało, to już inna sprawa.
Przyzwyczailiśmy się do „szufladkowania” twórczości każdego pisarza, i tak jemu przypięto realizm magiczny, cokolwiek on znaczy. Również obowiązkowo należy używać w stosunku do jego dzieł określenia oniryczny bądż oniryczność. Należy również wspomnieć o samotności bądż osamotnieniu jego bohaterów.
A ja powiem krótko. Dla mnie lektura Murakamiego, to jak czytanie poezji, bo zostawia nam możliwość różnej interpretacji, ale przede wszystkim wzbudza indywidualny odbiór emocjonalny. Stawiam go powyżej poetów, bo ich najczęściej w ogóle nie rozumiem, a jego chyba tak. Pewny natomiast jestem, że w obu przypadkach narzucanie swojego zrozumienia jest bezsensowne i nieskuteczne.
Kochajmy więc Murakamiego indywidualnie.
PS Wcześniej recenzowałem jego książki, aż dojrzałem do zaniechania tego.
Saturday, 27 June 2015
Dorota MASŁOWSKA - "Jak zostałam wiedżmą"
Dorota MASŁOWSKA - "Jak zostałam wiedżmą. Opowieść autobiograficzna dla dorosłych i dzieci"
RoXwellPL na LC pisze:
"...to przenikliwy obraz rzeczywistości - ukazanej może i trochę w krzywym zwierciadle, przy pomocy wiedźmy, czarów i sępów, jednak uderzająco prawdziwej - a to wszystko w najlepszym stylu Doroty Masłowskiej - "choreografki słów i wokalistki myśli"..."
I ma rację. Z Masłowską to jest tak, jak z jej wielkimi poprzednikami, triumwiratem WGS; dalej poszukuje formy, jak dwóch pierwszych, zbliżając się tym razem bardziej do oniryczności trzeciego. Jak ktoś nie wielbi tych trzech, to niech się nie męczy Masłowską, bo i tak jej nie przyswoi.
Konsekwentna jest w swoich poszukiwaniach formy, konsekwentna jest w dowalaniu konsumpcyjnemu społeczeństwu czyli "strasznym mieszczanom, w strasznych mieszkaniach" i genialnie porusza się wśród zdobyczy naszej cywilizacji i jej najnowszych gadżetów. Nic nie straciła na świeżości, a jak ktoś nie rozumie jej totalnej, miażdżącej krytyki naszych przywar, to kiep.
Absolutnie genialna nieporównywalna z nikim, ani w kraju, ani poza...
RoXwellPL na LC pisze:
"...to przenikliwy obraz rzeczywistości - ukazanej może i trochę w krzywym zwierciadle, przy pomocy wiedźmy, czarów i sępów, jednak uderzająco prawdziwej - a to wszystko w najlepszym stylu Doroty Masłowskiej - "choreografki słów i wokalistki myśli"..."
I ma rację. Z Masłowską to jest tak, jak z jej wielkimi poprzednikami, triumwiratem WGS; dalej poszukuje formy, jak dwóch pierwszych, zbliżając się tym razem bardziej do oniryczności trzeciego. Jak ktoś nie wielbi tych trzech, to niech się nie męczy Masłowską, bo i tak jej nie przyswoi.
Konsekwentna jest w swoich poszukiwaniach formy, konsekwentna jest w dowalaniu konsumpcyjnemu społeczeństwu czyli "strasznym mieszczanom, w strasznych mieszkaniach" i genialnie porusza się wśród zdobyczy naszej cywilizacji i jej najnowszych gadżetów. Nic nie straciła na świeżości, a jak ktoś nie rozumie jej totalnej, miażdżącej krytyki naszych przywar, to kiep.
Absolutnie genialna nieporównywalna z nikim, ani w kraju, ani poza...
Zbigniew DOMINO - "Młode ciemności"
Zbigniew DOMINO - "Młode ciemności"
Zachwycony byłem "Syberiadą polską", drugiej części nie czytałem, z wielką nadzieją przystępuję do trzeciej. Recenzje na LC są pozytywne, natomiast profesjonalne zgodnie z "political correctness" narzucaną przez IPN, zieją nienawiścią do autora; między innymi ta z portalu wpolityce.pl z 04.02.2013.
W obliczu polityki nienawiści, podziału Polaków etc uprawianej przez IPN i prawicowych oszołomów przypominam początek mojej recenzji wspomnianej "Syberiady..":
„Jedno jest pewne: WARTO PRZECZYTAĆ, a liczne pytania i oskarżenia, chciane czy niechciane, dojdą i tak do uszu czytelnika. Bo tacy już jesteśmy: KAŻDY PRETEKST JEST DOBRY DO TWORZENIA PODZIAŁÓW. Tu stał się nim życiorys autora.
Liczne komentarze kwestionują NIE WIARYGODNOŚĆ, lecz PRAWO DO PUBLIKACJI WSPOMNIEŃ, młodego Sybiraka, ze względu na jego dalszy życiorys. Nasuwa się analogia z gen. Jaruzelskim o którego młodości na przymusowym wygnaniu i utracie ojca umyślnie się nie mówi, bo, ponad 40 lat póżniej, wprowadził stan wojenny...
Co za absurdalny, paradoksalny i wręcz makabryczny podział polskich zesłańców, w tym więżniów łagrów i gułagów: na „dobrych”, którzy zdążyli załapać się do Andersa i „złych”, którzy nie mieli tej szansy i dziś bywają nazywani „czerwoną hołotą na sowieckich czołgach”. Celebrujemy rocznicę Monte Cassino, a wyciszamy Bitwę pod Lenino, gdzie polscy eks-łagrownicy zostali wypuszczeni na pewną śmierć, wskutek umyślnego zaniechania „przygotowania artyleryjskiego”. No cóż, już sam układ Sikorski-Majski miał licznych, jawnych przeciwników...
Nie mam najmniejszego zamiaru uczestniczyć w wojnie polsko-polskiej....”
Głównym zarzutem stawianym tak autorowi, jak i jego bohaterowi jest jego wdzięczność i wierność Polsce Ludowej, jakby jakaś inna, alternatywna istniała. Kpiarz Stefan Kisielewski (Kisiel) pisał:
„Bo ta Polska, powstała z kaprysu Stalina, czy jej ustrój komuś się podoba czy nie, jest JEDYNYM państwem polskim, jakie istnieje na całym globie”.
Oburzony obecną kłamliwą propagandą na temat PRL-u przypomnę znamienną rozmowę, jaką przeprowadziłem w latach 80-tych, z bliską koleżanką ze studiów, w prowincjonalnej fabryce, do której się wybrałem "załatwić" surowce niezbędne dla mojego prywatnego przedsiębiorstwa. Ja, pochodzący z inteligencji warszawskiej, słuchałem płaczu uczciwej kobiety, świetnego fachowca, pochodzącej z biedoty wiejskiej. Mniej więcej to brzmiało tak:
"Wojtek, przecież znasz mnie, wiesz jak ciężko pracowałam na swój awans społeczny. Wszystko zdobyłam UCZCIWĄ pracą. Mąż skończył ten sam kierunek, co my, na Politechnice Łódzkiej, ciężką pracą dorobiliśmy się tego domku (przy pomocy fabryki), samochodu, a nasze dzieci są na studiach. Przecież nasze marzenia ziściły się dzięki tej Polsce, a mnie znienawidzono, bo nie chcę na nią pluć".
Moja droga koleżanka, bohater omawianej książki i wielu innych, nie mieli wyboru, w przeciwieństwie do młodzieży miejskiej, a szczególnie ze środowisk inteligenckich, która ochoczo wstępowała do PZPR (pamiętajmy - w szczytowej fazie 3 mln, plus ZSL, SD, nie mówiąc o organizacjach młodzieżowych), by równie ochoczo, ostentacyjnie zwracać legitymacje partyjne i przefarbowywać się na opozycjonistów, kiedy to się już "opłacało". Po marksiście Kołakowskim, ze stajni Adama Schaffa (1913-2006), to się stało modne i perspektywiczne.
Drodzy Młodsi Koledzy z LC ! Kto Wam wciska ciemnoty o jakiejś masowej opozycji od amnestii 1956 roku do początków KOR-u jest mitomanem i kłamcą. Istniała bowiem tylko jedna zasada, by nie łamać umownej granicy PRZYZWOITOŚCI, o której często mówił prof. Bartoszewski. Ale to już temat rzeka.
We wspomnianej recenzji początkujący dziennikarz szydzi z bohatera w poniższym fragmencie, stygmatyzując swoim dopiskiem autora:
"Jako oficer miałbym Polskę zawieść? Tę moja Polskę, do której zaledwie parę lat temu wróciłem jako zabiedzony wyrostek półanalfabeta, a która dała mi wszystko, od kromki chleba mojego powszechnego, po wykształcenie i dzisiejszy stopień oficerski. Nie, kurcze, żeby nie wiem co, to ja jej nigdy nie zawiodę. Nigdy, przenigdy!
Autor powieści też nie zdradził Polski Ludowej."
Młody, prowincjonalny niby dziennikarz, którego nazwiska nie warto przytaczać, ma czelność być sędzią nas starych, którzy w zniewoleniu żyli i odbudowali Ojczyznę, mimo etycznych rozterek każdego dnia. No cóż, wielu młodych prokuratorów bezpieki też święcie WIERZYŁO nowej ideologii i z PRZEKONANIEM wydawało wyroki na "bandytów z lasu". To, że niektórzy z nich popełnili samobójstwo albo trafili do wariatkowa po otrzeżwiającym referacie Chruszczowa w 1956 roku, życia skazanym nie przywróci. Powierzchowne oceny są z reguły niesprawiedliwe.
Zbigniew Domino nie jest intelektualistą, więc nie żądajmy, by się wspinał na szczyty literackiego Parnasu, a doceniajmy jego wysiłek w rzetelnym przedstawieniu tamtej rzeczywistości. Dlatego uważam, że ta książka jest bardzo wartościową przeciwwagą dla obecnej propagandy, która powiela idiotyzmy o occie na półkach i posępnym, zniewolonym społeczeństwie, podczas gdy ludzie, mimo zależności od Moskwy, tak się bawili, że stolika w żadnej knajpie nie można było dostać bez łapówki.
A młodzi zapaleńcy niech oplują np Dąbrowską, autorkę słynnego listu kondolencyjnego po śmierci Stalina, a w dodatku lesbijkę; a jak prawda płynąca z książek Domino nie pasuje do głoszonych przez nich schematów, to gorzej dla nich.
Gorąco polecam omawianą książkę, bo przy nadmiarze jednostronnej propagandy warto pamiętać o starej mądrości: "Audiatur et altera pars".
Zachwycony byłem "Syberiadą polską", drugiej części nie czytałem, z wielką nadzieją przystępuję do trzeciej. Recenzje na LC są pozytywne, natomiast profesjonalne zgodnie z "political correctness" narzucaną przez IPN, zieją nienawiścią do autora; między innymi ta z portalu wpolityce.pl z 04.02.2013.
W obliczu polityki nienawiści, podziału Polaków etc uprawianej przez IPN i prawicowych oszołomów przypominam początek mojej recenzji wspomnianej "Syberiady..":
„Jedno jest pewne: WARTO PRZECZYTAĆ, a liczne pytania i oskarżenia, chciane czy niechciane, dojdą i tak do uszu czytelnika. Bo tacy już jesteśmy: KAŻDY PRETEKST JEST DOBRY DO TWORZENIA PODZIAŁÓW. Tu stał się nim życiorys autora.
Liczne komentarze kwestionują NIE WIARYGODNOŚĆ, lecz PRAWO DO PUBLIKACJI WSPOMNIEŃ, młodego Sybiraka, ze względu na jego dalszy życiorys. Nasuwa się analogia z gen. Jaruzelskim o którego młodości na przymusowym wygnaniu i utracie ojca umyślnie się nie mówi, bo, ponad 40 lat póżniej, wprowadził stan wojenny...
Co za absurdalny, paradoksalny i wręcz makabryczny podział polskich zesłańców, w tym więżniów łagrów i gułagów: na „dobrych”, którzy zdążyli załapać się do Andersa i „złych”, którzy nie mieli tej szansy i dziś bywają nazywani „czerwoną hołotą na sowieckich czołgach”. Celebrujemy rocznicę Monte Cassino, a wyciszamy Bitwę pod Lenino, gdzie polscy eks-łagrownicy zostali wypuszczeni na pewną śmierć, wskutek umyślnego zaniechania „przygotowania artyleryjskiego”. No cóż, już sam układ Sikorski-Majski miał licznych, jawnych przeciwników...
Nie mam najmniejszego zamiaru uczestniczyć w wojnie polsko-polskiej....”
Głównym zarzutem stawianym tak autorowi, jak i jego bohaterowi jest jego wdzięczność i wierność Polsce Ludowej, jakby jakaś inna, alternatywna istniała. Kpiarz Stefan Kisielewski (Kisiel) pisał:
„Bo ta Polska, powstała z kaprysu Stalina, czy jej ustrój komuś się podoba czy nie, jest JEDYNYM państwem polskim, jakie istnieje na całym globie”.
Oburzony obecną kłamliwą propagandą na temat PRL-u przypomnę znamienną rozmowę, jaką przeprowadziłem w latach 80-tych, z bliską koleżanką ze studiów, w prowincjonalnej fabryce, do której się wybrałem "załatwić" surowce niezbędne dla mojego prywatnego przedsiębiorstwa. Ja, pochodzący z inteligencji warszawskiej, słuchałem płaczu uczciwej kobiety, świetnego fachowca, pochodzącej z biedoty wiejskiej. Mniej więcej to brzmiało tak:
"Wojtek, przecież znasz mnie, wiesz jak ciężko pracowałam na swój awans społeczny. Wszystko zdobyłam UCZCIWĄ pracą. Mąż skończył ten sam kierunek, co my, na Politechnice Łódzkiej, ciężką pracą dorobiliśmy się tego domku (przy pomocy fabryki), samochodu, a nasze dzieci są na studiach. Przecież nasze marzenia ziściły się dzięki tej Polsce, a mnie znienawidzono, bo nie chcę na nią pluć".
Moja droga koleżanka, bohater omawianej książki i wielu innych, nie mieli wyboru, w przeciwieństwie do młodzieży miejskiej, a szczególnie ze środowisk inteligenckich, która ochoczo wstępowała do PZPR (pamiętajmy - w szczytowej fazie 3 mln, plus ZSL, SD, nie mówiąc o organizacjach młodzieżowych), by równie ochoczo, ostentacyjnie zwracać legitymacje partyjne i przefarbowywać się na opozycjonistów, kiedy to się już "opłacało". Po marksiście Kołakowskim, ze stajni Adama Schaffa (1913-2006), to się stało modne i perspektywiczne.
Drodzy Młodsi Koledzy z LC ! Kto Wam wciska ciemnoty o jakiejś masowej opozycji od amnestii 1956 roku do początków KOR-u jest mitomanem i kłamcą. Istniała bowiem tylko jedna zasada, by nie łamać umownej granicy PRZYZWOITOŚCI, o której często mówił prof. Bartoszewski. Ale to już temat rzeka.
We wspomnianej recenzji początkujący dziennikarz szydzi z bohatera w poniższym fragmencie, stygmatyzując swoim dopiskiem autora:
"Jako oficer miałbym Polskę zawieść? Tę moja Polskę, do której zaledwie parę lat temu wróciłem jako zabiedzony wyrostek półanalfabeta, a która dała mi wszystko, od kromki chleba mojego powszechnego, po wykształcenie i dzisiejszy stopień oficerski. Nie, kurcze, żeby nie wiem co, to ja jej nigdy nie zawiodę. Nigdy, przenigdy!
Autor powieści też nie zdradził Polski Ludowej."
Młody, prowincjonalny niby dziennikarz, którego nazwiska nie warto przytaczać, ma czelność być sędzią nas starych, którzy w zniewoleniu żyli i odbudowali Ojczyznę, mimo etycznych rozterek każdego dnia. No cóż, wielu młodych prokuratorów bezpieki też święcie WIERZYŁO nowej ideologii i z PRZEKONANIEM wydawało wyroki na "bandytów z lasu". To, że niektórzy z nich popełnili samobójstwo albo trafili do wariatkowa po otrzeżwiającym referacie Chruszczowa w 1956 roku, życia skazanym nie przywróci. Powierzchowne oceny są z reguły niesprawiedliwe.
Zbigniew Domino nie jest intelektualistą, więc nie żądajmy, by się wspinał na szczyty literackiego Parnasu, a doceniajmy jego wysiłek w rzetelnym przedstawieniu tamtej rzeczywistości. Dlatego uważam, że ta książka jest bardzo wartościową przeciwwagą dla obecnej propagandy, która powiela idiotyzmy o occie na półkach i posępnym, zniewolonym społeczeństwie, podczas gdy ludzie, mimo zależności od Moskwy, tak się bawili, że stolika w żadnej knajpie nie można było dostać bez łapówki.
A młodzi zapaleńcy niech oplują np Dąbrowską, autorkę słynnego listu kondolencyjnego po śmierci Stalina, a w dodatku lesbijkę; a jak prawda płynąca z książek Domino nie pasuje do głoszonych przez nich schematów, to gorzej dla nich.
Gorąco polecam omawianą książkę, bo przy nadmiarze jednostronnej propagandy warto pamiętać o starej mądrości: "Audiatur et altera pars".
Piotr JĘDROSZ - "Bigamista"
Piotr JĘDROSZ - "Bigamista"
Tym razem panuje zgodność co do oceny poczynań Piotra Jędrosza, o czym świadczy rekordowo niska średnia na LC - 3,61, która po moim głosie winna się jeszcze obniżyć.
Uzupełniając głos moich koleżanek i kolegów z LC proszę o odnotowanie następnego wydawnictwa na cenzurowanym. Jest nim WYDAWNICTWO SONIA DRAGA.
Nie mogę też sobie odmówić słów podziękowań dla osób odpowiedzialnych w Polsce, jak również w Konsulacie Polskim w Toronto za staranny wybór książek dla kanadyjskich bibliotek, by udowodnić nam emigrantom, jak żle się dzieje w Kraju. Omawiana książka jest TRZYNASTĄ obdarzoną przeze mnie PAŁĄ w ciągu jednego miesiąca. Wartościowe książki muszę sprowadzać przez internet. W bibliotekach jest dużo czwartorzędnych książek autorów zagranicznych w języku polskim, a najwybitniejszych współczesnych polskich autorów - pojedyncze książki, i to nie te najlepsze. No to dzięki Jędroszowi sobie ulżyłem.
Tym razem panuje zgodność co do oceny poczynań Piotra Jędrosza, o czym świadczy rekordowo niska średnia na LC - 3,61, która po moim głosie winna się jeszcze obniżyć.
Uzupełniając głos moich koleżanek i kolegów z LC proszę o odnotowanie następnego wydawnictwa na cenzurowanym. Jest nim WYDAWNICTWO SONIA DRAGA.
Nie mogę też sobie odmówić słów podziękowań dla osób odpowiedzialnych w Polsce, jak również w Konsulacie Polskim w Toronto za staranny wybór książek dla kanadyjskich bibliotek, by udowodnić nam emigrantom, jak żle się dzieje w Kraju. Omawiana książka jest TRZYNASTĄ obdarzoną przeze mnie PAŁĄ w ciągu jednego miesiąca. Wartościowe książki muszę sprowadzać przez internet. W bibliotekach jest dużo czwartorzędnych książek autorów zagranicznych w języku polskim, a najwybitniejszych współczesnych polskich autorów - pojedyncze książki, i to nie te najlepsze. No to dzięki Jędroszowi sobie ulżyłem.
Friday, 26 June 2015
Zośka PAPUŻANKA - "Szopka"
Zośka PAPUŻANKA - "Szopka"
Papużanka (ur.1978) ma dobry PR, bo debiutanckiej książeczce towarzyszą obszerne recenzje znajomych zachwycających się każdym słowem. Inni poszli śladem znajomych i też wychwalają to bardzo mierne czytadło. Jedyne, co wydaje się początkowo pozytywne to odwaga językowa, która z czasem powszednieje, a nawet staje się nieznośna. Bo ujawnia się absolutny brak warsztatu, brak formy, brak koncepcji językowej, a przede wszystkim jakiejkolwiek konsekwencji w charakterystyce postaci, ich poziomu intelektualnego i materialnego.
Zdumiony wysoką średnią dobrnąłem do końca i podzielam zdanie "Barbary", które w całości przytaczam:
"przykro mi gdy czytam tego rodzaju prozę,całkowity upadek polskiej literatury,polskich wartości ,nie jesteśmy idealni ale nie jesteśmy też bandą zapijaczonych idiotów,czytając "szopke" miałam odruch wymiotny ,o to chodziło autorce??? żenada i tyle"
Autorka określa Maciusia mianem (str.45) "spełnionego sadysty". Wolę konkretniej: psychopaty i kanalii, którego pierwowzorem jest Tomaszek z "Nocy i Dni".
Reasumując: stracony czas, a zwolennikom twórczości Papużanki , z dobrego serca, doradzam "Harlequiny", bo są pogodne i nie wzbudzają obrzydzenia.
Papużanka (ur.1978) ma dobry PR, bo debiutanckiej książeczce towarzyszą obszerne recenzje znajomych zachwycających się każdym słowem. Inni poszli śladem znajomych i też wychwalają to bardzo mierne czytadło. Jedyne, co wydaje się początkowo pozytywne to odwaga językowa, która z czasem powszednieje, a nawet staje się nieznośna. Bo ujawnia się absolutny brak warsztatu, brak formy, brak koncepcji językowej, a przede wszystkim jakiejkolwiek konsekwencji w charakterystyce postaci, ich poziomu intelektualnego i materialnego.
Zdumiony wysoką średnią dobrnąłem do końca i podzielam zdanie "Barbary", które w całości przytaczam:
"przykro mi gdy czytam tego rodzaju prozę,całkowity upadek polskiej literatury,polskich wartości ,nie jesteśmy idealni ale nie jesteśmy też bandą zapijaczonych idiotów,czytając "szopke" miałam odruch wymiotny ,o to chodziło autorce??? żenada i tyle"
Autorka określa Maciusia mianem (str.45) "spełnionego sadysty". Wolę konkretniej: psychopaty i kanalii, którego pierwowzorem jest Tomaszek z "Nocy i Dni".
Reasumując: stracony czas, a zwolennikom twórczości Papużanki , z dobrego serca, doradzam "Harlequiny", bo są pogodne i nie wzbudzają obrzydzenia.
Marek HŁASKO - "Cmentarze"
Marek HŁASKO - "Cmentarze"
To opowiadanie czytałem JEDYNY raz w 1958 r, tj 57 lat temu i utkwiło mnie tak w głowie, że śmiem ripostować innych recenzentów, czytających je obecnie. Przypadkowo wszedłem na LC na stronę "Cmentarzy" i coś mnie podkusiło poznać opinie kolegów z portalu. Najpierw wstępna uwaga: zrozumiałe jest, że my w PRL-u, w 1958 r zachłystujący się od dwóch lat powiewem wolności, szczęśliwi z amnestii 1956 r, dzięki której wyszło na wolność co najmniej 7 tys. więżniów politycznych plus 28 tys osób więzionych z przyczyn politycznych, wyrywaliśmy sobie z rąk to przemycone z Paryża, opowiadanie i odbieraliśmy je dużo bardziej emocjonalnie, jako wspomnienie dopiero co przeżytego koszmaru, gdy pod budynek podjeżdżała "cytryna" i nie wiadomo było, której rodziny los znajdzie się za chwilę w gruzach. Niestety, wkrótce okazało się, że koniec koszmaru był ułudą. Świadczy o tym m.in. świetny film dokumentalny Kieślowskiego o komisji kontroli partyjnej pt "Życiorys" (1975), który jest kontynuacją pewnych wątków omawianego opowiadania, a przede wszystkim jak od "podpadniętego", w trosce o własne bezpieczeństwo, odwracają się wszyscy.
Znam to z autopsji, gdy "krwawa Luna" Brystygierowa przetrzebiła kadry naukowe wyższych uczelni i jak wtedy, z dnia na dzień, ci co pozostali zrywali wszelkie stosunki z usuniętymi.
Wtedy nie w głowie nam było porównywanie "Cmentarzy" do Kafki, ale i dzisiaj nie bardzo z tym się zgadzam. Indoktrynacja o zbrodniczym komunizmie, o bezwolnej jednostce w systemie tzw totalitarnym, wyklucza zdolność porównania z możliwościami jednostki w świecie kapitalistycznym. No to dla żartu powiem, pomyślcie o swoim ubezwłasnowolnieniu, jak będziecie godzinami bezradnie wisieli na telefonie i poza "wciśnij jeden" lub "wciśnij dwa", alternatywnie posłuchacie muzyczki z powtarzanym komunikatem, że jak ktoś będzie miał czas, to się odezwie.
Ale najistotniejszą sceną w opowiadaniu, jest zagłuszanie rozmowy przez syna, śpiewającego "Międzynarodówkę", aby sąsiedzi nie podsłuchali rozmowy przyjaciół. Taki śpiew praktykowaliśmy też słuchając "Wolnej Europy". I to własnie świadczy o tym, jak Hłasko się zdezaktualizował.
Bo dzisiaj podsłuchują się wszyscy, tak na forum międzynarodowym, krajowym, jak i wśród sąsiadów i rodziny. I nikt się tego nie wypiera, ba, nawet się szczyci. O TEMPORA!! O MORES!! Wyrzutkiem społecznym był donosiciel, a dzisiaj wszystkie instytucje ścigania zawalone są zawistnymi, często fałszywymi donosami.
Tak więc nie należy umiejscawiać tragedii Kowalskiego w komunizmie, bo dzisiaj mógłby być skutecznie zniszczony, z o wiele większej ilości powodów niż w PRL-u. Nie bronię tamtego systemu (nie)sprawiedliwości, ale panika mnie ogarnia, gdy patrzę na obecny.
Wtedy, w 1958 roku, to opowiadanie słusznie oceniane było jako arcydzieło, jako najlepsze ze wszystkich. Niestety, gdy emocje opadły jest zaledwie dobre.
To opowiadanie czytałem JEDYNY raz w 1958 r, tj 57 lat temu i utkwiło mnie tak w głowie, że śmiem ripostować innych recenzentów, czytających je obecnie. Przypadkowo wszedłem na LC na stronę "Cmentarzy" i coś mnie podkusiło poznać opinie kolegów z portalu. Najpierw wstępna uwaga: zrozumiałe jest, że my w PRL-u, w 1958 r zachłystujący się od dwóch lat powiewem wolności, szczęśliwi z amnestii 1956 r, dzięki której wyszło na wolność co najmniej 7 tys. więżniów politycznych plus 28 tys osób więzionych z przyczyn politycznych, wyrywaliśmy sobie z rąk to przemycone z Paryża, opowiadanie i odbieraliśmy je dużo bardziej emocjonalnie, jako wspomnienie dopiero co przeżytego koszmaru, gdy pod budynek podjeżdżała "cytryna" i nie wiadomo było, której rodziny los znajdzie się za chwilę w gruzach. Niestety, wkrótce okazało się, że koniec koszmaru był ułudą. Świadczy o tym m.in. świetny film dokumentalny Kieślowskiego o komisji kontroli partyjnej pt "Życiorys" (1975), który jest kontynuacją pewnych wątków omawianego opowiadania, a przede wszystkim jak od "podpadniętego", w trosce o własne bezpieczeństwo, odwracają się wszyscy.
Znam to z autopsji, gdy "krwawa Luna" Brystygierowa przetrzebiła kadry naukowe wyższych uczelni i jak wtedy, z dnia na dzień, ci co pozostali zrywali wszelkie stosunki z usuniętymi.
Wtedy nie w głowie nam było porównywanie "Cmentarzy" do Kafki, ale i dzisiaj nie bardzo z tym się zgadzam. Indoktrynacja o zbrodniczym komunizmie, o bezwolnej jednostce w systemie tzw totalitarnym, wyklucza zdolność porównania z możliwościami jednostki w świecie kapitalistycznym. No to dla żartu powiem, pomyślcie o swoim ubezwłasnowolnieniu, jak będziecie godzinami bezradnie wisieli na telefonie i poza "wciśnij jeden" lub "wciśnij dwa", alternatywnie posłuchacie muzyczki z powtarzanym komunikatem, że jak ktoś będzie miał czas, to się odezwie.
Ale najistotniejszą sceną w opowiadaniu, jest zagłuszanie rozmowy przez syna, śpiewającego "Międzynarodówkę", aby sąsiedzi nie podsłuchali rozmowy przyjaciół. Taki śpiew praktykowaliśmy też słuchając "Wolnej Europy". I to własnie świadczy o tym, jak Hłasko się zdezaktualizował.
Bo dzisiaj podsłuchują się wszyscy, tak na forum międzynarodowym, krajowym, jak i wśród sąsiadów i rodziny. I nikt się tego nie wypiera, ba, nawet się szczyci. O TEMPORA!! O MORES!! Wyrzutkiem społecznym był donosiciel, a dzisiaj wszystkie instytucje ścigania zawalone są zawistnymi, często fałszywymi donosami.
Tak więc nie należy umiejscawiać tragedii Kowalskiego w komunizmie, bo dzisiaj mógłby być skutecznie zniszczony, z o wiele większej ilości powodów niż w PRL-u. Nie bronię tamtego systemu (nie)sprawiedliwości, ale panika mnie ogarnia, gdy patrzę na obecny.
Wtedy, w 1958 roku, to opowiadanie słusznie oceniane było jako arcydzieło, jako najlepsze ze wszystkich. Niestety, gdy emocje opadły jest zaledwie dobre.
Mariusz CIEŚLIK - "Wniebowzięcie"
Mariusz CIEŚLIK - "Święto wniebowzięcia"
Dojrzałem już, by podziękować odpowiednim władzom w Polsce, za dbałość o mój rozwój duchowy i intelektualny, poprzez zaopatrywanie bibliotek kanadyjskich w takie arcydzieła literatury polskiej. Nie będę wymieniał innych autorów podobnych arcydzieł, bo wskazuję je adekwatną oceną na LC.
Konkretnie z tą książką korespondują dwa słowa we wszystkich odmianach: stereotyp i banał. Jeszcze dwa inne przyszły mnie do głowy: szablon i sztampa.
Przypadkiem stwierdziłem, że już miałem nieprzyjemność zajmować się tym autorem z okazji "Śmiesznych Kochanków". Dostał pałę i podziw za tupet. I to się sprawdziło: zmienił wydawnictwo z W.A.B. na "Świat Książki". Uważajcie na te oba wydawnictwa, bo przodują w produkcji chał. A więc znowu PAŁA !! Jeszcze poetą zostanę: "Za chały, dajemy pały".
Dojrzałem już, by podziękować odpowiednim władzom w Polsce, za dbałość o mój rozwój duchowy i intelektualny, poprzez zaopatrywanie bibliotek kanadyjskich w takie arcydzieła literatury polskiej. Nie będę wymieniał innych autorów podobnych arcydzieł, bo wskazuję je adekwatną oceną na LC.
Konkretnie z tą książką korespondują dwa słowa we wszystkich odmianach: stereotyp i banał. Jeszcze dwa inne przyszły mnie do głowy: szablon i sztampa.
Przypadkiem stwierdziłem, że już miałem nieprzyjemność zajmować się tym autorem z okazji "Śmiesznych Kochanków". Dostał pałę i podziw za tupet. I to się sprawdziło: zmienił wydawnictwo z W.A.B. na "Świat Książki". Uważajcie na te oba wydawnictwa, bo przodują w produkcji chał. A więc znowu PAŁA !! Jeszcze poetą zostanę: "Za chały, dajemy pały".
Thursday, 25 June 2015
Katarzyna ENERLICH - "Oplątani Mazurami"
Katarzyna ENERLICH - "Oplątani Mazurami"
Enerlich, urodzona w 1972 roku, w Mrągowie, które przedtem zwało się Sensburg zamieściła w tym zbiorku 18 mini opowiadań plus zakończenie, co daje średnią długość historyjki stron aż siedem.
Nie, nie, proszę mnie nie podejrzewać, jakobym sugerował, że o siedem za dużo... Przecież nikomu nie szkodzą, więc mogą sobie istnieć, Czemu nie ? Takie miłe dyrdymały i banialuki zabarwione lokalnym patriotyzmem, ze szczególnym sentymentem do zamierzchłych czasów, co najmniej 35 lat przed narodzeniem autorki. A poza tym wolność mamy i każdy może pisać co chce, a jak komuś nie pasuje, to przecież czytać nie musi.
A ja poszerzyłem swój rejestr ludzi piszących i więcej do tej pozycji wracać nie zamierzam.
Enerlich, urodzona w 1972 roku, w Mrągowie, które przedtem zwało się Sensburg zamieściła w tym zbiorku 18 mini opowiadań plus zakończenie, co daje średnią długość historyjki stron aż siedem.
Nie, nie, proszę mnie nie podejrzewać, jakobym sugerował, że o siedem za dużo... Przecież nikomu nie szkodzą, więc mogą sobie istnieć, Czemu nie ? Takie miłe dyrdymały i banialuki zabarwione lokalnym patriotyzmem, ze szczególnym sentymentem do zamierzchłych czasów, co najmniej 35 lat przed narodzeniem autorki. A poza tym wolność mamy i każdy może pisać co chce, a jak komuś nie pasuje, to przecież czytać nie musi.
A ja poszerzyłem swój rejestr ludzi piszących i więcej do tej pozycji wracać nie zamierzam.
Jerzy GIEDROYC Jerzy STEMPOWSKI - "Listy 1946-1969" Część pierwsza
Jerzy GIEDROYC, Jerzy STEMPOWSKI -
"Listy 1946-1969" część I
Giedroyc (1906-2000) - twórca "Kultury", "książę z Maisons-Laffitte"; Stempowski (1893-1969), ps. Hostowiec, eseista, krytyk literacki, mason, syn Stanisława (1870-1952) - Wielkiego Mistrza Wielkiej Loży Narodowej Polski. Ale o Stanisławie innym razem, bo to tak fascynująca postać, że wymaga specjalnej atencji. Chyba zajmę się, nim omawiając dzienniki Marii Dąbrowskiej, która choć lesbijka, to ze Stanisławem Stempowskim podobno była w konkubinacie.
Część pierwsza obejmuje lata 1946-57, a więc początki "Kultury" (I numer w 1947; II/III, po przeniesieniu do Paryża), ucieczka Miłosza oraz debiuty w "Kulturze" Miłosza i Gombrowicza w 1951 roku, śmierć Stalina w 1953 i najważniejszy 1956 tj referat Chruszczowa oraz Budapeszt, Poznań, "Polski Pażdziernik". O tym i wielu innych sprawach koresponduje dwóch mądrych, a trzeci to opracował, wstępem i przypisami opatrzył, tak, że ta książka wysunęła się absolutnie na pierwsze miejsce wśród kilkunastu tomów zajmujących się listami, do i od, Giedroycia. Rzetelność opracowania powoduje, że krew mnie nie zalewa z powodu ewidentnych niedoróbek obecnych w innych zbiorach, np w korespondencji z Mieroszewskim, mimo, że merytorycznie i intelektualnie jest najciekawsza. To zasługa Andrzeja Stanisława Kowalczyka (ur.1957). Dzięki temu mogę czytelnikom niezbyt zorientowanym w temacie poradzić, by najnowszą historię Polski zaczęli poznawać od tej korespondencji, bo przypisy tu zamieszczone będą jak najbardziej pomocne przy studiowaniu listów z Gombrowiczem, Jeleńskim, Miłoszem, Wańkowiczem, wymienianym już Mieroszewskim i innymi.
Pozwolę sobie na małą dygresję, bo kipię z oburzenia po przypadkowym zajrzeniu do Wikipedii. Wyczytałem tam:
"Koncepcje Jerzego Giedroycia i ich wdrażanie w polityce polskiej po 1989 skrytykował na konferencji naukowej zorganizowanej 10 lipca 2008 w Warszawie przez Instytut Pamięci Narodowej Czesław Partacz, określając je jako ahistoryczne i antypolskie"
Nie wiem i nie chcę wiedzieć, kto to ów Partacz, a jego słowa potwierdzają słuszność mego przekonania, że ten Instytut fałszujący historię Polski, winien być dawno zlikwidowany, a właściwie nigdy nie powinien był powstać. Stosunki dobrosąsiedzkie są więc antypolskie, a sianie nienawiści, pretensji do każdego sąsiada jest cool.
Zapewniam, że nie do obalenia jest aksjomat, że NIKT NIE MOŻE SIĘ PORÓWNYWAĆ Z ZASŁUGAMI JERZEGO GIEDROYCIA DLA KULTURY POLSKIEJ. Przez ponad 40 lat w zniewolonej Polsce i poza jej granicami Giedroyc podtrzymywał ją, umożliwiał przetrwanie i dawał MILONOM POLAKÓW NADZIEJĘ wydając "Kulturę", "Zeszyty historyczne" oraz arcydzieła polskiej (i nie tylko) literatury, które bez niego uległyby zatraceniu. Ktokolwiek podnosi rękę na niego jest zdrajcą Polski.
Ponieważ temat jest "gorący" postanowiłem zamiast recenzji części II niniejszych listów skopiować artykuł na ten temat, datowany na dzień dzisiejszy. Żródło:
Instytut Literacki - Kultura paryska
www.kultura paryska.com/historia/instytut literacki
Wspomniana Wikipedia podaje na stronie "Kultura paryska":
Giedroyc.. ..........."Krytycznie patrząc na stosunki panujące w Polsce po 1989 roku odmówił przyjęcia Orderu Orła Białego (1994)"
Jak zawsze Giedroyc był dalekowzroczny. Mam nadzieję, że oba tomy listów Państwo przeczytacie, a teraz zapraszam do wspomnianego artykułu, który umieściłem na stronie części II
"Listy 1946-1969" część I
Giedroyc (1906-2000) - twórca "Kultury", "książę z Maisons-Laffitte"; Stempowski (1893-1969), ps. Hostowiec, eseista, krytyk literacki, mason, syn Stanisława (1870-1952) - Wielkiego Mistrza Wielkiej Loży Narodowej Polski. Ale o Stanisławie innym razem, bo to tak fascynująca postać, że wymaga specjalnej atencji. Chyba zajmę się, nim omawiając dzienniki Marii Dąbrowskiej, która choć lesbijka, to ze Stanisławem Stempowskim podobno była w konkubinacie.
Część pierwsza obejmuje lata 1946-57, a więc początki "Kultury" (I numer w 1947; II/III, po przeniesieniu do Paryża), ucieczka Miłosza oraz debiuty w "Kulturze" Miłosza i Gombrowicza w 1951 roku, śmierć Stalina w 1953 i najważniejszy 1956 tj referat Chruszczowa oraz Budapeszt, Poznań, "Polski Pażdziernik". O tym i wielu innych sprawach koresponduje dwóch mądrych, a trzeci to opracował, wstępem i przypisami opatrzył, tak, że ta książka wysunęła się absolutnie na pierwsze miejsce wśród kilkunastu tomów zajmujących się listami, do i od, Giedroycia. Rzetelność opracowania powoduje, że krew mnie nie zalewa z powodu ewidentnych niedoróbek obecnych w innych zbiorach, np w korespondencji z Mieroszewskim, mimo, że merytorycznie i intelektualnie jest najciekawsza. To zasługa Andrzeja Stanisława Kowalczyka (ur.1957). Dzięki temu mogę czytelnikom niezbyt zorientowanym w temacie poradzić, by najnowszą historię Polski zaczęli poznawać od tej korespondencji, bo przypisy tu zamieszczone będą jak najbardziej pomocne przy studiowaniu listów z Gombrowiczem, Jeleńskim, Miłoszem, Wańkowiczem, wymienianym już Mieroszewskim i innymi.
Pozwolę sobie na małą dygresję, bo kipię z oburzenia po przypadkowym zajrzeniu do Wikipedii. Wyczytałem tam:
"Koncepcje Jerzego Giedroycia i ich wdrażanie w polityce polskiej po 1989 skrytykował na konferencji naukowej zorganizowanej 10 lipca 2008 w Warszawie przez Instytut Pamięci Narodowej Czesław Partacz, określając je jako ahistoryczne i antypolskie"
Nie wiem i nie chcę wiedzieć, kto to ów Partacz, a jego słowa potwierdzają słuszność mego przekonania, że ten Instytut fałszujący historię Polski, winien być dawno zlikwidowany, a właściwie nigdy nie powinien był powstać. Stosunki dobrosąsiedzkie są więc antypolskie, a sianie nienawiści, pretensji do każdego sąsiada jest cool.
Zapewniam, że nie do obalenia jest aksjomat, że NIKT NIE MOŻE SIĘ PORÓWNYWAĆ Z ZASŁUGAMI JERZEGO GIEDROYCIA DLA KULTURY POLSKIEJ. Przez ponad 40 lat w zniewolonej Polsce i poza jej granicami Giedroyc podtrzymywał ją, umożliwiał przetrwanie i dawał MILONOM POLAKÓW NADZIEJĘ wydając "Kulturę", "Zeszyty historyczne" oraz arcydzieła polskiej (i nie tylko) literatury, które bez niego uległyby zatraceniu. Ktokolwiek podnosi rękę na niego jest zdrajcą Polski.
Ponieważ temat jest "gorący" postanowiłem zamiast recenzji części II niniejszych listów skopiować artykuł na ten temat, datowany na dzień dzisiejszy. Żródło:
Instytut Literacki - Kultura paryska
www.kultura paryska.com/historia/instytut literacki
Wspomniana Wikipedia podaje na stronie "Kultura paryska":
Giedroyc.. ..........."Krytycznie patrząc na stosunki panujące w Polsce po 1989 roku odmówił przyjęcia Orderu Orła Białego (1994)"
Jak zawsze Giedroyc był dalekowzroczny. Mam nadzieję, że oba tomy listów Państwo przeczytacie, a teraz zapraszam do wspomnianego artykułu, który umieściłem na stronie części II
Jerzy GIEDROYC, Jerzy STEMPOWSKI - "Listy 1946-1969" Część druga
Jerzy GIEDROYC, Jerzy STEMPOWSKI -
"Listy 1946-1969' Część II
To kontynuacja I części i obejmuje lata 1958-1967. Sądzę, że już wystarczająco Państwa zachęciłem do nauki najnowszej historii z tych listów, więc zgodnie z obietnicą z recenzji części I, kopiuję wspomniany artykuł, jako dokument PATRIOTYZMU GIEDROYCIA I WIELKIEJ JEGO ROLI W KULTURZE POLSKIEJ. Najciekawsze jest to, że artykuł datownay jest na dzień dzisiejszy, więc wydaje się jasne, że swoim odkryciem musiałem się z Państwem podzielić. Jeszcze raz podaję adres żródłowy:
Instytut Literacki - Kultura paryska
www.kulturaparyska.com/historia/instytut literacki
26.06.2015 INSTYTUT LITERACKI
Instytut Literacki to wydawnictwo założone i prowadzone przez Jerzego Giedroycia w latach 1946-2000. Po jego śmierci IL kierowała Zofia Hertz (2000-2003), a po jej odejściu Henryk Giedroyc (aż do śmierci w 2010 r.).
IL wydawał przede wszystkim miesięcznik „Kultura” (637 numerów), kwartalnik „Zeszyty Historyczne” (171 numerów) oraz publikował książki. W latach 1946-47 ukazało się 26 książek, w Paryżu w 1atach 1947-52 – dziewięć, a od stycznia 1953 w ramach Biblioteki „Kultury" 378 (nie licząc „Zeszytów Historycznych”).
Instytut Literacki powstał w Rzymie przy 2. Korpusie Polskim na początku 1946 r. Dzięki pożyczce z funduszów 2. Korpusu IL kupił drukarnię, a wydawnictwo zarejestrowano jako Casa Editrice Lettere.
Wolne słowo, czyli niepodległość
Wobec niepomyślnego dla Polski zakończenia wojny i utraty suwerenności Giedroyc postanowił rozpocząć na emigracji długofalową działalność kulturalną i polityczną, obliczoną nie na cele doraźne, lecz na trwałe kształtowanie postaw Polaków w kraju i na emigracji. Kapitulanctwo aliantów wobec Związku Sowieckiego, a także bezradność i chwiejność opinii publicznej Zachodu w stosunku do komunizmu uświadomiły Giedroyciowi, że wszelka działalność niepodległościowa Polaków musi być oparta na samodzielności i solidnych podstawach organizacyjnych. Stąd najważniejszą zasadą działania IL była niezależność finansowa i niewiązanie się z żadną z istniejących na emigracji partii politycznych.
Wydawnictwo Giedroyc traktował od początku jako emigracyjną instytucję kulturalną. Rozumiał bowiem, że wolne słowo jest niezbędnym warunkiem ubiegania się o niepodległość. Obok utworów literackich chciał wydawać dzieła myśli politycznej i społecznej. W szkicu programu wydawniczego z 1946 r. pisał, że „zaznajomienie czytelników z jej dorobkiem i rozwojem [...] wprowadzi ich w proces myślowy, który doprowadzić musi w konsekwencji do urządzenia życia polskiego na zasadach równouprawnienia politycznego, sprawiedliwości społecznej i poszanowania praw i godności człowieka. Idą czasy, gdy książki, jakich w tym dziale dostarczy czytelnikowi Instytut Literacki, znać będzie musiał nie tylko każdy działacz polityczny i społeczny, ale każdy współczesny kulturalny Polak”.
„Pielgrzymowanie dla wolności"
Jednym z pierwszych tomów były „Księgi narodu polskiego i pielgrzymstwa polskiego” z programowym wstępem Gustawa Herlinga-Grudzińskiego, aktualizującym Mickiewiczowską ideę „pielgrzymowania dla wolności". Oprócz utworów o wysokiej randze artystycznej, jak „Dziennik podróży do Austrii i Niemiec” Jerzego Stempowskiego czy „Portret Kanta i trzy essaye o wojnie” Bolesława Micińskiego, prócz antologii noweli wojennej „W oczach pisarzy”, IL wydawał literaturę popularną m.in. trylogię Sergiusza Piaseckiego: „Jabłuszko”, „Spojrzę ja w okno...”, „Nikt nie da nam zbawienia...” Ważną pozycją w okresie rzymskim były wznowienia utworów Sienkiewicza, Reymonta, Sieroszewskiego, Struga, Kadena-Bandrowskiego. IL publikował również przekłady. Książki rzymskie mają już charakterystyczną okładkę IL, zaprojektowaną przez Stanisława Gliwę. W Rzymie IL wydawał i drukował również książki zamówione przez wojsko. W czerwcu 1947 r. ukazał się pierwszy zeszyt „Kultury”, zamierzonej jako kwartalnik, podpisany przez Giedroycia i Herlinga-Grudzińskiego. Demobilizacja 2. Korpusu Polskiego, rosnąca konkurencja drukarń włoskich, oddalenie Rzymu od głównych skupisk emigracji, a przede wszystkim niedostateczne możliwości komunikacji z krajem skłoniły Giedroycia do sprzedaży drukarni i przeniesienia IL w lipcu 1947 r. do Paryża. Zaciągnięte pożyczki zostały w całości spłacone; Instytut uniezależnił się od wojska finansowo, a po demobilizacji wiosną 1948 r. również organizacyjnie.
Francja – stablilizacja
We Francji IL znalazł siedzibę w Maisons-Laffitte pod Paryżem (najpierw na r. Corneille).
W owym czasie ustabilizował się skład redakcji. Oprócz Giedroycia tworzyli go: Zofia Hertz, Zygmunt Hertz i Józef Czapski. W 1952 r. do zespołu dołączył Henryk Giedroyc. Kapitał obrotowy, jakim dysponował IL po sprzedaży drukarni w Rzymie i przeprowadzce do Paryża, był niewielki i pozwalał tylko na wydawanie „Kultury", która została przekształcona w miesięcznik. Jej podwójny zeszyt ukazał się jesienią 1947 r.
Do 1953 r. książki wydawane były sporadycznie. Rosnąca stale liczba prenumeratorów uczyniła w ciągu kilku lat pismo dochodowym. Zyski pozwoliły wznowić w 1953 r. wydawanie książek. Pierwszym tomem Biblioteki „Kultury" była książka Witolda Gombrowicza zawierająca „Trans-Atlantyk” i „Ślub”. W tymże roku wyszedł też „Zniewolony umysł” Czesława Miłosza. Od tej pory obaj pisarze wydawali w IL wszystkie swoje utwory.
Obok pisarzy o ustalonej już pozycji Giedroyc wydaje systematycznie, począwszy od 1954 r., debiutantów (Marian Pankowski, Leo Lipski, Andrzej Chciuk). Wznawia powieść Stanisława Rembeka „W polu” (1958) i rozpoczyna współpracę z pisarzami mieszkającymi w kraju. Równocześnie z literaturą ukazują się dzieła politologiczne, socjologiczne i filozoficzne takich autorów, jak: James Burnham, Raymond Aron, Jeanne Hersch, Aleksander Hertz, Daniel Bell, Milovan Dżilas, Simone Weil, Albert Camus, Wiktor Sukiennicki.
Od początku Giedroyc konstruuje swój plan wydawniczy tak, by poszerzyć horyzonty debaty o Polsce, dostarczyć nowych przesłanek i argumentów.
Rozpowszechnianie wydawnictw IL w Polsce było urzędowo zakazane, toteż przystosowywano je do przewozu przez granicę: np. „1984” George'a Orwella wyszedł pod okładką z reprodukcją sowieckiego plakatu, „Zdobycie władzy Miłosza” - jako „Wyzwolenie” Zygmunta Kornagi wydane przez Stowarzyszenie Budowniczych Polski Ludowej im. Wandy Wasilewskiej. Ważniejsze teksty z „Kultury" i „Zeszytów Historycznych” ukazują się również w postaci nadbitek (ok. 100 tytułów). Są one wraz z książkami wysyłane do kraju w liczbie kilkuset egzemplarzy miesięcznie na adresy wybranych osób.
W latach osiemdziesiątych 15 książek IL zostało wznowionych jako miniatury na papierze biblijnym, ponadto 30 numerów „Zeszytów Hist." i 11 numerów „Kultury".
W nowym domu
W 1954 r. IL musiał opuścić wynajmowany do tej pory dom. Dzięki pomocy przyjaciół i zbiórce wśród czytelników możliwy był zakup własnej siedziby przy 91, av. de Poissy w Maisons-Laffitte. Dzięki ofiarności czytelników dom został w ciągu dwóch lat spłacony. Stale napływające wpłaty pozwoliły na utworzenie Funduszu „Kultury". Gromadzone pieniądze wydatkowane były wyłącznie na potrzeby krajowe i na pomoc potrzebującym na emigracji. „Przerzucanie pomostu pomiędzy Polakami, którzy żyją, tworzą i pracują w kraju, i pomiędzy nami, którzyśmy wybrali świadomie emigrację polityczną, jest tylko kwestią taktu, zdrowego rozsądku i uczciwego podziału ról" - czytamy w deklaracji zespołu „Kultury" z 1947 r.
Wiedzę o kraju w okresie stalinizmu sumowało i porządkowało pięć tomów studiów tematycznych ukazujących się w 1atach 1952-53 jako „zeszyty krajowe »Kultury«".
Po 1956 r. z IL nawiązali kontakt autorzy zamieszkali w kraju, m.in. Stefan Kisielewski, Witold Jedlicki, Artur Maria Swinarski, Andrzej Stawar. W siedzibie IL znajdowali schronienie i gościnę pisarze z kraju (Miłosz, Hłasko, Stawar). Tu wydawali swoje pierwsze na emigracji książki (prócz wyżej wymienionych): Henryk Grynberg, Piotr Guzy, Leszek Kołakowski, Włodzimierz Odojewski, Leopold Tyrmand i in.).
Premiery, wznowienia i debiuty
Giedroyc wydaje zarówno książki autorów uznanych (m.in. Jerzy Stempowski, Stanisław Vincenz, Kazimierz Wierzyński, Józef Wittlin), jak i debiutantów (Halszka Guilley-Chmielowska, Leo Lipski, Zygmunt Haupt). Redaktor jako wydawca wiele uwagi poświęca dziejom i kulturze narodów Europy Wschodniej, a zwłaszcza Ukrainy. W języku ukraińskim wyszła antologia literatury ukraińskiej z 1. 1917-33 w opracowaniu Jurija Ławrynenki pt: „Rozstriliane widrodżennia” (Rozstrzelane odrodzenie, 1959), a także książki: „Ukraina 1956-1968” Iwana Koszeliwca, „Polityka narodowościowa ZSSR” Borysa Lewyćkiego. Przemilczaną w PRL i ZSRR rocznicę ugody hadziackiej IL uczcił książką Stanisława Kota pt. „Jerzy Niemirycz. W 300-lecie ugody hadziackiej” (1960). W 1987 r. ukazał się przekład pracy Daniela Beauvois „Polacy na Ukrainie 1831-1864”. O rewolucji węgierskiej traktuje antologia przekładów pt. „Węgry” (1960). W 1966 r. wyszedł tom „Dialog polsko-niemiecki w świetle dokumentów kościelnych”. Sekretny kontakt z Andriejem Siniawskim i Julijem Danielem zaowocował kilkoma książkami, które utorowały autorom drogę do wydawców na całym świecie. Wśród tłumaczonych autorów rosyjskich są m.in.: Świetlana Allilujewa, Andriej Amalrik, Borys Pasternak, Andriej Sacharow i Aleksander Sołżenicyn. Ukazują się antologie opowiadań rosyjskich, zbiory dokumentów („Przeciw niewolnictwu. Głos wolnej Rosji”, 1973). „Doktor Żiwago” Pasternaka miał trzy wydania i rekordowy jak na stosunki emigracyjne nakład 12,5 tys. egz.. IL publikuje także przekłady na języki obce (Cmentarze Hłaski po czesku, liryka Łobodowskiego w przekładzie ukraińskim.) i utwory w obcych językach - (Siniawskiego i Aleksieja Remizowa po rosyjsku, a „Powszechna Deklaracja Praw Człowieka” wychodzi w językach wschodnioeuropejskich). Ukazały się ponadto numery specjalne „Kultury" w języku rosyjskim, czeskim, słowackim i niemieckim.
„Krajowcy”
W latach siedemdziesiątych w IL pojawiły się pierwsze wydania książek pisarzy mieszkających w kraju. Szlak utorował Stefan Kisielewski, który w 1967 r. pod pseudonimem Tomasz Staliński rozpoczął u Giedroycia publikację swoich powieści. W rok później. Jerzy Andrzejewski pod własnym nazwiskiem ogłosił „Apelację”. Nastęnie ukazały się m.in. książki: Kazimierza Orłosia, Bogdana Madeja i Wiktora Woroszylskiego (proza), Kazimierza Brandysa (eseistyka), Jacka Bierezina (poezja), Stanisława Barańczaka (poezja, eseistyka i krytyka lit.), Ryszarda Krynickiego (poezja), Władysława Bieńkowskiego, Adama Michnika, Jacka Kuronia, Jakuba Karpińskiego (publicystyka polityczna), Janusza Szpotańskiego (satyra). W latach osiemdziesiątych kilka tomów opowiadań ogłosił Marek Nowakowski.
Oferta wydawnicza, czyli... wszystko
Publikacje IL reprezentują wszystkie rodzaje i gatunki lit.: liryka (m.in. Zbigniew Herbert, Czesław Miłosz, Kazimierz Wierzyński, Adam Zagajewski), powieść (m.in. Witod Gombrowicz, Józef Mackiewicz, Czesław Miłosz, Teodor Parnicki, Jarosław Marek Rymkiewicz, Zofia Romanowiczowa, Czesław Straszewicz, Leopold Tyrmand, przekłady: m.in. utworów Grahama Greena, Arthura Koestlera, George’a Orwella, Aleksandra Sołżenicyna), dramat (Ryszard Bugajski – scenariusz, Witold Gombrowicz, Sławomir Mrożek, Artur Maria Swinarski), reportaż (Jerzy Działak – antologie reportażu krajowego: Znasz-li ten kraj?, Polska „Solidarności", Józef Kuśmierek, Jacek Trznadel), epistolografia (Zofii Hertz).
Wyjątkowo licznie reprezentowana jest eseistyka: od „Rodzinnej Europy” Miłosza, „Oka” Czapskiego, „Esejów dla Kassandry” Stempowskiego, „Orfeusza w piekle XX wieku” Wittlina, „Po stronie pamięci” Vincenza po „Upiory rewolucji” Herlinga-Grudzińskiego, „Zbiegi okoliczności” Jeleńskiego i książki Jana Józefa Lipskiego, Jarosława Marka Rymkiewicza.
Wśród tomów diarystycznych są m.in.: „Dzienniki” Gombrowicza, „Szkice piórkiem” Bobkowskiego, „Od Berdyczowa do Rzymu” Stempowskiego, „Dziennik pisany nocą” Herlinga-Grudzińskiego, „Rok myśliwego” Miłosza, „Amerykańskie cienie” Wojciecha Karpińskiego.
Giedroyc wydaje również dzieła naukowe takich autorów jak Daniel Beauvois, Michał Heller, Wacław Lednicki, Stanisław Kot, Piotr Wandycz i Leszek Kołakowski.
Reprezentowana jest również krytyka literacka (Maria Danilewicz Zielińska, Wojciech Skalmowski). W ramach Biblioteki „Kultury" ukazują się serie „Dokumenty" i „Archiwum Rewolucji". W latach osiemdziesiątych Giedroyc wydaje zbiory publicystyki politycznej z kraju (Wojciech Giełżyński, Zdzisław Najder, Adam Michnik, Roman Zimand ps. Leopolita).
Z pomocą wydawnictwom niezależnym
Wydawnictwa IL były najważniejszym i najbogatszym źródłem wznowień i przedruków dla niezależnej prasy i wydawnictw. Bibliografia przedruków krajowych obejmująca lata 1977-90 liczy 1073 pozycje. IL przekazywał z funduszy własnych i składek znaczne sumy na podziemną działalność wydawniczą. Giedroyc wysłał do kraju również kilkadziesiąt tysięcy wydanych na Zachodzie książek i czasopism oraz sprzęt poligraficzny.
Waga artystyczna, historyczna i naukowa publikowanych przez IL dzieł, ich rozmaitość tematyczna i gatunkowa, wreszcie wolność od cenzury i presji politycznej każą uznać IL za najważniejsze polskie wydawnictwo drugiej połowy XX wieku
opracowano na podstawie artykułu Andrzeja Stanisława Kowalczyka z „Leksykonu kultury polskiej poza krajem – od roku 1939”. wyd. TN KUL Lublin 2000
Proszę zauważyć, że wymieniony Kowalczyk w ostatnim zdaniu, to ten wychwalany w części pierwszej. Państwa gorąco zapraszam do listów, bo zaczynaja się Hłaską, potem Pasternaka "Żiwago", a dochodzą perełki jak na str.127 o "Krwawej Lunie":
"...Horodyński ubezpieczał się... ..przez jakieś bliższe związki z Brystygierową, ktora w UB miała nadzór nad "kulturą"... ...Brystygierowa, zresztą ciotka Sandauera..."
Matka muzykologa, ciotka intelektualisty.. Świat jest mały.
"Listy 1946-1969' Część II
To kontynuacja I części i obejmuje lata 1958-1967. Sądzę, że już wystarczająco Państwa zachęciłem do nauki najnowszej historii z tych listów, więc zgodnie z obietnicą z recenzji części I, kopiuję wspomniany artykuł, jako dokument PATRIOTYZMU GIEDROYCIA I WIELKIEJ JEGO ROLI W KULTURZE POLSKIEJ. Najciekawsze jest to, że artykuł datownay jest na dzień dzisiejszy, więc wydaje się jasne, że swoim odkryciem musiałem się z Państwem podzielić. Jeszcze raz podaję adres żródłowy:
Instytut Literacki - Kultura paryska
www.kulturaparyska.com/historia/instytut literacki
26.06.2015 INSTYTUT LITERACKI
Instytut Literacki to wydawnictwo założone i prowadzone przez Jerzego Giedroycia w latach 1946-2000. Po jego śmierci IL kierowała Zofia Hertz (2000-2003), a po jej odejściu Henryk Giedroyc (aż do śmierci w 2010 r.).
IL wydawał przede wszystkim miesięcznik „Kultura” (637 numerów), kwartalnik „Zeszyty Historyczne” (171 numerów) oraz publikował książki. W latach 1946-47 ukazało się 26 książek, w Paryżu w 1atach 1947-52 – dziewięć, a od stycznia 1953 w ramach Biblioteki „Kultury" 378 (nie licząc „Zeszytów Historycznych”).
Instytut Literacki powstał w Rzymie przy 2. Korpusie Polskim na początku 1946 r. Dzięki pożyczce z funduszów 2. Korpusu IL kupił drukarnię, a wydawnictwo zarejestrowano jako Casa Editrice Lettere.
Wolne słowo, czyli niepodległość
Wobec niepomyślnego dla Polski zakończenia wojny i utraty suwerenności Giedroyc postanowił rozpocząć na emigracji długofalową działalność kulturalną i polityczną, obliczoną nie na cele doraźne, lecz na trwałe kształtowanie postaw Polaków w kraju i na emigracji. Kapitulanctwo aliantów wobec Związku Sowieckiego, a także bezradność i chwiejność opinii publicznej Zachodu w stosunku do komunizmu uświadomiły Giedroyciowi, że wszelka działalność niepodległościowa Polaków musi być oparta na samodzielności i solidnych podstawach organizacyjnych. Stąd najważniejszą zasadą działania IL była niezależność finansowa i niewiązanie się z żadną z istniejących na emigracji partii politycznych.
Wydawnictwo Giedroyc traktował od początku jako emigracyjną instytucję kulturalną. Rozumiał bowiem, że wolne słowo jest niezbędnym warunkiem ubiegania się o niepodległość. Obok utworów literackich chciał wydawać dzieła myśli politycznej i społecznej. W szkicu programu wydawniczego z 1946 r. pisał, że „zaznajomienie czytelników z jej dorobkiem i rozwojem [...] wprowadzi ich w proces myślowy, który doprowadzić musi w konsekwencji do urządzenia życia polskiego na zasadach równouprawnienia politycznego, sprawiedliwości społecznej i poszanowania praw i godności człowieka. Idą czasy, gdy książki, jakich w tym dziale dostarczy czytelnikowi Instytut Literacki, znać będzie musiał nie tylko każdy działacz polityczny i społeczny, ale każdy współczesny kulturalny Polak”.
„Pielgrzymowanie dla wolności"
Jednym z pierwszych tomów były „Księgi narodu polskiego i pielgrzymstwa polskiego” z programowym wstępem Gustawa Herlinga-Grudzińskiego, aktualizującym Mickiewiczowską ideę „pielgrzymowania dla wolności". Oprócz utworów o wysokiej randze artystycznej, jak „Dziennik podróży do Austrii i Niemiec” Jerzego Stempowskiego czy „Portret Kanta i trzy essaye o wojnie” Bolesława Micińskiego, prócz antologii noweli wojennej „W oczach pisarzy”, IL wydawał literaturę popularną m.in. trylogię Sergiusza Piaseckiego: „Jabłuszko”, „Spojrzę ja w okno...”, „Nikt nie da nam zbawienia...” Ważną pozycją w okresie rzymskim były wznowienia utworów Sienkiewicza, Reymonta, Sieroszewskiego, Struga, Kadena-Bandrowskiego. IL publikował również przekłady. Książki rzymskie mają już charakterystyczną okładkę IL, zaprojektowaną przez Stanisława Gliwę. W Rzymie IL wydawał i drukował również książki zamówione przez wojsko. W czerwcu 1947 r. ukazał się pierwszy zeszyt „Kultury”, zamierzonej jako kwartalnik, podpisany przez Giedroycia i Herlinga-Grudzińskiego. Demobilizacja 2. Korpusu Polskiego, rosnąca konkurencja drukarń włoskich, oddalenie Rzymu od głównych skupisk emigracji, a przede wszystkim niedostateczne możliwości komunikacji z krajem skłoniły Giedroycia do sprzedaży drukarni i przeniesienia IL w lipcu 1947 r. do Paryża. Zaciągnięte pożyczki zostały w całości spłacone; Instytut uniezależnił się od wojska finansowo, a po demobilizacji wiosną 1948 r. również organizacyjnie.
Francja – stablilizacja
We Francji IL znalazł siedzibę w Maisons-Laffitte pod Paryżem (najpierw na r. Corneille).
W owym czasie ustabilizował się skład redakcji. Oprócz Giedroycia tworzyli go: Zofia Hertz, Zygmunt Hertz i Józef Czapski. W 1952 r. do zespołu dołączył Henryk Giedroyc. Kapitał obrotowy, jakim dysponował IL po sprzedaży drukarni w Rzymie i przeprowadzce do Paryża, był niewielki i pozwalał tylko na wydawanie „Kultury", która została przekształcona w miesięcznik. Jej podwójny zeszyt ukazał się jesienią 1947 r.
Do 1953 r. książki wydawane były sporadycznie. Rosnąca stale liczba prenumeratorów uczyniła w ciągu kilku lat pismo dochodowym. Zyski pozwoliły wznowić w 1953 r. wydawanie książek. Pierwszym tomem Biblioteki „Kultury" była książka Witolda Gombrowicza zawierająca „Trans-Atlantyk” i „Ślub”. W tymże roku wyszedł też „Zniewolony umysł” Czesława Miłosza. Od tej pory obaj pisarze wydawali w IL wszystkie swoje utwory.
Obok pisarzy o ustalonej już pozycji Giedroyc wydaje systematycznie, począwszy od 1954 r., debiutantów (Marian Pankowski, Leo Lipski, Andrzej Chciuk). Wznawia powieść Stanisława Rembeka „W polu” (1958) i rozpoczyna współpracę z pisarzami mieszkającymi w kraju. Równocześnie z literaturą ukazują się dzieła politologiczne, socjologiczne i filozoficzne takich autorów, jak: James Burnham, Raymond Aron, Jeanne Hersch, Aleksander Hertz, Daniel Bell, Milovan Dżilas, Simone Weil, Albert Camus, Wiktor Sukiennicki.
Od początku Giedroyc konstruuje swój plan wydawniczy tak, by poszerzyć horyzonty debaty o Polsce, dostarczyć nowych przesłanek i argumentów.
Rozpowszechnianie wydawnictw IL w Polsce było urzędowo zakazane, toteż przystosowywano je do przewozu przez granicę: np. „1984” George'a Orwella wyszedł pod okładką z reprodukcją sowieckiego plakatu, „Zdobycie władzy Miłosza” - jako „Wyzwolenie” Zygmunta Kornagi wydane przez Stowarzyszenie Budowniczych Polski Ludowej im. Wandy Wasilewskiej. Ważniejsze teksty z „Kultury" i „Zeszytów Historycznych” ukazują się również w postaci nadbitek (ok. 100 tytułów). Są one wraz z książkami wysyłane do kraju w liczbie kilkuset egzemplarzy miesięcznie na adresy wybranych osób.
W latach osiemdziesiątych 15 książek IL zostało wznowionych jako miniatury na papierze biblijnym, ponadto 30 numerów „Zeszytów Hist." i 11 numerów „Kultury".
W nowym domu
W 1954 r. IL musiał opuścić wynajmowany do tej pory dom. Dzięki pomocy przyjaciół i zbiórce wśród czytelników możliwy był zakup własnej siedziby przy 91, av. de Poissy w Maisons-Laffitte. Dzięki ofiarności czytelników dom został w ciągu dwóch lat spłacony. Stale napływające wpłaty pozwoliły na utworzenie Funduszu „Kultury". Gromadzone pieniądze wydatkowane były wyłącznie na potrzeby krajowe i na pomoc potrzebującym na emigracji. „Przerzucanie pomostu pomiędzy Polakami, którzy żyją, tworzą i pracują w kraju, i pomiędzy nami, którzyśmy wybrali świadomie emigrację polityczną, jest tylko kwestią taktu, zdrowego rozsądku i uczciwego podziału ról" - czytamy w deklaracji zespołu „Kultury" z 1947 r.
Wiedzę o kraju w okresie stalinizmu sumowało i porządkowało pięć tomów studiów tematycznych ukazujących się w 1atach 1952-53 jako „zeszyty krajowe »Kultury«".
Po 1956 r. z IL nawiązali kontakt autorzy zamieszkali w kraju, m.in. Stefan Kisielewski, Witold Jedlicki, Artur Maria Swinarski, Andrzej Stawar. W siedzibie IL znajdowali schronienie i gościnę pisarze z kraju (Miłosz, Hłasko, Stawar). Tu wydawali swoje pierwsze na emigracji książki (prócz wyżej wymienionych): Henryk Grynberg, Piotr Guzy, Leszek Kołakowski, Włodzimierz Odojewski, Leopold Tyrmand i in.).
Premiery, wznowienia i debiuty
Giedroyc wydaje zarówno książki autorów uznanych (m.in. Jerzy Stempowski, Stanisław Vincenz, Kazimierz Wierzyński, Józef Wittlin), jak i debiutantów (Halszka Guilley-Chmielowska, Leo Lipski, Zygmunt Haupt). Redaktor jako wydawca wiele uwagi poświęca dziejom i kulturze narodów Europy Wschodniej, a zwłaszcza Ukrainy. W języku ukraińskim wyszła antologia literatury ukraińskiej z 1. 1917-33 w opracowaniu Jurija Ławrynenki pt: „Rozstriliane widrodżennia” (Rozstrzelane odrodzenie, 1959), a także książki: „Ukraina 1956-1968” Iwana Koszeliwca, „Polityka narodowościowa ZSSR” Borysa Lewyćkiego. Przemilczaną w PRL i ZSRR rocznicę ugody hadziackiej IL uczcił książką Stanisława Kota pt. „Jerzy Niemirycz. W 300-lecie ugody hadziackiej” (1960). W 1987 r. ukazał się przekład pracy Daniela Beauvois „Polacy na Ukrainie 1831-1864”. O rewolucji węgierskiej traktuje antologia przekładów pt. „Węgry” (1960). W 1966 r. wyszedł tom „Dialog polsko-niemiecki w świetle dokumentów kościelnych”. Sekretny kontakt z Andriejem Siniawskim i Julijem Danielem zaowocował kilkoma książkami, które utorowały autorom drogę do wydawców na całym świecie. Wśród tłumaczonych autorów rosyjskich są m.in.: Świetlana Allilujewa, Andriej Amalrik, Borys Pasternak, Andriej Sacharow i Aleksander Sołżenicyn. Ukazują się antologie opowiadań rosyjskich, zbiory dokumentów („Przeciw niewolnictwu. Głos wolnej Rosji”, 1973). „Doktor Żiwago” Pasternaka miał trzy wydania i rekordowy jak na stosunki emigracyjne nakład 12,5 tys. egz.. IL publikuje także przekłady na języki obce (Cmentarze Hłaski po czesku, liryka Łobodowskiego w przekładzie ukraińskim.) i utwory w obcych językach - (Siniawskiego i Aleksieja Remizowa po rosyjsku, a „Powszechna Deklaracja Praw Człowieka” wychodzi w językach wschodnioeuropejskich). Ukazały się ponadto numery specjalne „Kultury" w języku rosyjskim, czeskim, słowackim i niemieckim.
„Krajowcy”
W latach siedemdziesiątych w IL pojawiły się pierwsze wydania książek pisarzy mieszkających w kraju. Szlak utorował Stefan Kisielewski, który w 1967 r. pod pseudonimem Tomasz Staliński rozpoczął u Giedroycia publikację swoich powieści. W rok później. Jerzy Andrzejewski pod własnym nazwiskiem ogłosił „Apelację”. Nastęnie ukazały się m.in. książki: Kazimierza Orłosia, Bogdana Madeja i Wiktora Woroszylskiego (proza), Kazimierza Brandysa (eseistyka), Jacka Bierezina (poezja), Stanisława Barańczaka (poezja, eseistyka i krytyka lit.), Ryszarda Krynickiego (poezja), Władysława Bieńkowskiego, Adama Michnika, Jacka Kuronia, Jakuba Karpińskiego (publicystyka polityczna), Janusza Szpotańskiego (satyra). W latach osiemdziesiątych kilka tomów opowiadań ogłosił Marek Nowakowski.
Oferta wydawnicza, czyli... wszystko
Publikacje IL reprezentują wszystkie rodzaje i gatunki lit.: liryka (m.in. Zbigniew Herbert, Czesław Miłosz, Kazimierz Wierzyński, Adam Zagajewski), powieść (m.in. Witod Gombrowicz, Józef Mackiewicz, Czesław Miłosz, Teodor Parnicki, Jarosław Marek Rymkiewicz, Zofia Romanowiczowa, Czesław Straszewicz, Leopold Tyrmand, przekłady: m.in. utworów Grahama Greena, Arthura Koestlera, George’a Orwella, Aleksandra Sołżenicyna), dramat (Ryszard Bugajski – scenariusz, Witold Gombrowicz, Sławomir Mrożek, Artur Maria Swinarski), reportaż (Jerzy Działak – antologie reportażu krajowego: Znasz-li ten kraj?, Polska „Solidarności", Józef Kuśmierek, Jacek Trznadel), epistolografia (Zofii Hertz).
Wyjątkowo licznie reprezentowana jest eseistyka: od „Rodzinnej Europy” Miłosza, „Oka” Czapskiego, „Esejów dla Kassandry” Stempowskiego, „Orfeusza w piekle XX wieku” Wittlina, „Po stronie pamięci” Vincenza po „Upiory rewolucji” Herlinga-Grudzińskiego, „Zbiegi okoliczności” Jeleńskiego i książki Jana Józefa Lipskiego, Jarosława Marka Rymkiewicza.
Wśród tomów diarystycznych są m.in.: „Dzienniki” Gombrowicza, „Szkice piórkiem” Bobkowskiego, „Od Berdyczowa do Rzymu” Stempowskiego, „Dziennik pisany nocą” Herlinga-Grudzińskiego, „Rok myśliwego” Miłosza, „Amerykańskie cienie” Wojciecha Karpińskiego.
Giedroyc wydaje również dzieła naukowe takich autorów jak Daniel Beauvois, Michał Heller, Wacław Lednicki, Stanisław Kot, Piotr Wandycz i Leszek Kołakowski.
Reprezentowana jest również krytyka literacka (Maria Danilewicz Zielińska, Wojciech Skalmowski). W ramach Biblioteki „Kultury" ukazują się serie „Dokumenty" i „Archiwum Rewolucji". W latach osiemdziesiątych Giedroyc wydaje zbiory publicystyki politycznej z kraju (Wojciech Giełżyński, Zdzisław Najder, Adam Michnik, Roman Zimand ps. Leopolita).
Z pomocą wydawnictwom niezależnym
Wydawnictwa IL były najważniejszym i najbogatszym źródłem wznowień i przedruków dla niezależnej prasy i wydawnictw. Bibliografia przedruków krajowych obejmująca lata 1977-90 liczy 1073 pozycje. IL przekazywał z funduszy własnych i składek znaczne sumy na podziemną działalność wydawniczą. Giedroyc wysłał do kraju również kilkadziesiąt tysięcy wydanych na Zachodzie książek i czasopism oraz sprzęt poligraficzny.
Waga artystyczna, historyczna i naukowa publikowanych przez IL dzieł, ich rozmaitość tematyczna i gatunkowa, wreszcie wolność od cenzury i presji politycznej każą uznać IL za najważniejsze polskie wydawnictwo drugiej połowy XX wieku
opracowano na podstawie artykułu Andrzeja Stanisława Kowalczyka z „Leksykonu kultury polskiej poza krajem – od roku 1939”. wyd. TN KUL Lublin 2000
Proszę zauważyć, że wymieniony Kowalczyk w ostatnim zdaniu, to ten wychwalany w części pierwszej. Państwa gorąco zapraszam do listów, bo zaczynaja się Hłaską, potem Pasternaka "Żiwago", a dochodzą perełki jak na str.127 o "Krwawej Lunie":
"...Horodyński ubezpieczał się... ..przez jakieś bliższe związki z Brystygierową, ktora w UB miała nadzór nad "kulturą"... ...Brystygierowa, zresztą ciotka Sandauera..."
Matka muzykologa, ciotka intelektualisty.. Świat jest mały.
Wednesday, 24 June 2015
Jerzy GIEDROYC - "Autobiografia na cztery ręce"
Jerzy GIEDROYC - "Autobiografia na cztery ręce"
Zamieszczając na LC recenzję Pomiana "W kręgu Giedroycia", ze zdziwieniem stwierdziłem, że na temat "Księcia Niezłomnego" są tylko moje dwie opinie: książki Berberyusz oraz listów z Bobkowskim. Co za niedopatrzenie !!!
Niniejszym zaczynam usuwać braki w tej materii, a wewnątrz omawianej znajduję swoją notkę sprzed wielu lat:
" ...świetne; czytać uważnie przypisy i aneksy".
Czytam ponownie i już od pierwszych stron ekscytuje mnie zbieżność moich poglądów i opinii z Giedroycia:
str.16 "..wolę poezję rosyjską od polskiej..." (tu, czuję się winny wyjaśnić, że wpływ na to miała praca wakacyjna z języka rosyjskiego, warunkująca przejście do klasy maturalnej, dzięki której musiałem poznać Błoka, Jesienina, a jak zahaczyłem o Mandelsztama, Cwietajewą i przede wszystkim Achmatową, to miłość dozgonna zawładnęła moim sercem); str.17 "...Conrada... ..Lubię zwłaszcza "Jądro ciemności" i "Nostromo"... ..Ze Skandynawów.. ..na pierwszym miejscu stawiam Hamsuna: nie "Głód", lecz "Błogosławieństwo ziemi". Tomasz Mann nie zrobił na mnie wielkiego wrażenia.. ..Miałem okres fascynacji Chestertonem.." . Str.18 "Z polską tradycją romantyczną.. ...po prostu mnie nudziła. Od Brzozowskiego za to nie sposób się było oderwać... ..Ale największy (wpływ) wywarł Żeromski.. .."Przedwiośnie".. ..było dla mnie wielkim przeżyciem...". Do tego atmosfera rodzinnego domu: str.21 "..w domu panowały poglądy bardzo ostro antyendeckie.. ..endecki model Polaka-katolika był po prostu nie do przyjęcia, jak nie do przyjęcia.. ..była idea Polski jednonarodowej i jednowyznaniowej.."
Znamiennym dla tej zbieżności, jest fakt, że Giedroyc był rówieśnikiem mego Ojca (4 tyg. różnicy), który był dla mnie największym autorytetem.
Powyższe to preludium sygnalizujące wartości jakie wyznawał Giedroyc, a nade wszystko był on człowiekiem (jak teraz to ładnie wymyślił Bartoszewski) przyzwoitym. Oczywiście, poglądy i oceny Giedroycia są skrajnie subiektywne (bo jakie miałyby być ?), ale są zasadnie argumentowane i sprawiają wrażenie głęboko przemyślanych. Nie każdy porwie się na wielotomową lekturę listów Giedroycia, i dlatego gorąco polecam omawianą autobiografię oraz jako uzupełnienie - książkę Berberyusz pt "Książę z Maisons-Laffitte". Teraz, by Państwa definitywnie przekonać do tej lektury, przygotowałem parę "perełek":
str.44 - na temat II RP: "Tym, co najbardziej raziło mnie w Polsce przedwojennej, była niepraworządność obecna we wszystkich dziedzinach. Wyrażająca się w powszechnej korupcji, w roli protekcji....." str.45 - (Polska) ".była państwem z Gombrowicza, które nie podejmowało prób rozwiązania jakichkolwiek problemów. Chaosem..". Str.46 - "Traktat ryski był przełomem w życiu Piłsudskiego, jak potem było nim zabójstwo Narutowicza. Odtąd był to już zupełnie inny człowiek. Przestał wierzyć w długotrwałość państwa polskiego.. ..Nie miał żadnych wielkich planów na przyszłość. Dążył tylko do opóżnienia końca niepodległości..."
str.53 - o rodakach: "Polacy - to okropny naród. Zapewne, każdy naród jest okropny. Ale Polacy odznaczają się szczególną słabością charakteru i nie wykształconą administracją...".
str.216 - o historii Polski, szczególnie aktualne dzisiaj: "Nieszczęściem Polski jest to, że jej historia jest tak zakłamana, jak nigdzie na świecie".
str.226 - o konieczności rozgraniczania życia od dzieła twórców: " ...gdyby przykładać do pisarzy bezwzględne miary polityczne i moralne, literatura polska przestałaby istnieć. Dlatego uważam, że należy odróżniać autora od jego dzieła i osądzać dzieło osobno. Inaczej będziemy mieli nieustającą sprawę Brzozowskiego..."
A na koniec słowa Giedroycia, tak boleśnie aktualne, że czytelnik traci ochotę na jakąkolwiek lekturę, dyskusję i szuka relaksu od potwornej prawdy. To credo Wielkiego Polaka pisane w latach dziewięćdziesiątych (str. 246-7)
"Nie wpadajmy w megalomanię narodową, musimy prowadzić samodzielną politykę, a nie być klientem Stanów Zjednoczonych czy jakiegokolwiek innego mocarstwa. Naszym głównym celem powinno być znormalizowanie stosunków polsko-rosyjskich i polsko-niemieckich, przy jednoczesnym bronieniu niepodległości Ukrainy, Białorusi i państw bałtyckich i przy ścisłej współpracy z nimi....
..Dzieje Polski cechuje stara tendencja do osłabiania władzy wykonawczej: słynne pacta conventa, anarchistyczna złota wolność, liberum veto. Przede wszystkim powinniśmy zmienić mentalność narodu. Wymaga to wzmocnienia władzy wykonawczej oraz kontroli sprawowanej nad nią przez Sejm. Wymaga to przebudowy systemu parlamentarnego, by wyeliminować zeń partyjniactwo i prywatę. Wymaga wprowadzenia rządów prawa i nieustępliwej walki z korupcją we wszystkich jej postaciach i odmianach. Wymaga prasy zarazem wolnej i przepojonej poczuciem odpowiedzialności. Wymaga rozdziału Kościoła od państwa. Wymaga poszanowania praw naszych mniejszości narodowych; musimy pamiętać, że jest to warunkiem dobrych stosunków z sąsiadami. Zdając sobie sprawę, że katolicyzm jest wyznaniem znakomitej większości narodu, musimy dbać również o Żydów, mahometan i protestantów oraz o prawosławie, które jest wyznaniem wielu obywateli polskich, a zarazem wyznaniem panującym w Rosji, na Ukrainie, na Białorusi.
Jest to ogólny zarys mojej wizji Polski, o której realizację walczyłem całe życie".
A M E N
Niestety, pozostaję realistą-sceptykiem, przeto uważam Giedroycia za Don Kichota, bo dyktatura Kościoła tak ograniczyła możliwość myślenia tego tzw społeczeństwa, że posuwa się w przeciwnym kierunku niż wskazany w wizji. Smutno mnie, Boże...
Zamieszczając na LC recenzję Pomiana "W kręgu Giedroycia", ze zdziwieniem stwierdziłem, że na temat "Księcia Niezłomnego" są tylko moje dwie opinie: książki Berberyusz oraz listów z Bobkowskim. Co za niedopatrzenie !!!
Niniejszym zaczynam usuwać braki w tej materii, a wewnątrz omawianej znajduję swoją notkę sprzed wielu lat:
" ...świetne; czytać uważnie przypisy i aneksy".
Czytam ponownie i już od pierwszych stron ekscytuje mnie zbieżność moich poglądów i opinii z Giedroycia:
str.16 "..wolę poezję rosyjską od polskiej..." (tu, czuję się winny wyjaśnić, że wpływ na to miała praca wakacyjna z języka rosyjskiego, warunkująca przejście do klasy maturalnej, dzięki której musiałem poznać Błoka, Jesienina, a jak zahaczyłem o Mandelsztama, Cwietajewą i przede wszystkim Achmatową, to miłość dozgonna zawładnęła moim sercem); str.17 "...Conrada... ..Lubię zwłaszcza "Jądro ciemności" i "Nostromo"... ..Ze Skandynawów.. ..na pierwszym miejscu stawiam Hamsuna: nie "Głód", lecz "Błogosławieństwo ziemi". Tomasz Mann nie zrobił na mnie wielkiego wrażenia.. ..Miałem okres fascynacji Chestertonem.." . Str.18 "Z polską tradycją romantyczną.. ...po prostu mnie nudziła. Od Brzozowskiego za to nie sposób się było oderwać... ..Ale największy (wpływ) wywarł Żeromski.. .."Przedwiośnie".. ..było dla mnie wielkim przeżyciem...". Do tego atmosfera rodzinnego domu: str.21 "..w domu panowały poglądy bardzo ostro antyendeckie.. ..endecki model Polaka-katolika był po prostu nie do przyjęcia, jak nie do przyjęcia.. ..była idea Polski jednonarodowej i jednowyznaniowej.."
Znamiennym dla tej zbieżności, jest fakt, że Giedroyc był rówieśnikiem mego Ojca (4 tyg. różnicy), który był dla mnie największym autorytetem.
Powyższe to preludium sygnalizujące wartości jakie wyznawał Giedroyc, a nade wszystko był on człowiekiem (jak teraz to ładnie wymyślił Bartoszewski) przyzwoitym. Oczywiście, poglądy i oceny Giedroycia są skrajnie subiektywne (bo jakie miałyby być ?), ale są zasadnie argumentowane i sprawiają wrażenie głęboko przemyślanych. Nie każdy porwie się na wielotomową lekturę listów Giedroycia, i dlatego gorąco polecam omawianą autobiografię oraz jako uzupełnienie - książkę Berberyusz pt "Książę z Maisons-Laffitte". Teraz, by Państwa definitywnie przekonać do tej lektury, przygotowałem parę "perełek":
str.44 - na temat II RP: "Tym, co najbardziej raziło mnie w Polsce przedwojennej, była niepraworządność obecna we wszystkich dziedzinach. Wyrażająca się w powszechnej korupcji, w roli protekcji....." str.45 - (Polska) ".była państwem z Gombrowicza, które nie podejmowało prób rozwiązania jakichkolwiek problemów. Chaosem..". Str.46 - "Traktat ryski był przełomem w życiu Piłsudskiego, jak potem było nim zabójstwo Narutowicza. Odtąd był to już zupełnie inny człowiek. Przestał wierzyć w długotrwałość państwa polskiego.. ..Nie miał żadnych wielkich planów na przyszłość. Dążył tylko do opóżnienia końca niepodległości..."
str.53 - o rodakach: "Polacy - to okropny naród. Zapewne, każdy naród jest okropny. Ale Polacy odznaczają się szczególną słabością charakteru i nie wykształconą administracją...".
str.216 - o historii Polski, szczególnie aktualne dzisiaj: "Nieszczęściem Polski jest to, że jej historia jest tak zakłamana, jak nigdzie na świecie".
str.226 - o konieczności rozgraniczania życia od dzieła twórców: " ...gdyby przykładać do pisarzy bezwzględne miary polityczne i moralne, literatura polska przestałaby istnieć. Dlatego uważam, że należy odróżniać autora od jego dzieła i osądzać dzieło osobno. Inaczej będziemy mieli nieustającą sprawę Brzozowskiego..."
A na koniec słowa Giedroycia, tak boleśnie aktualne, że czytelnik traci ochotę na jakąkolwiek lekturę, dyskusję i szuka relaksu od potwornej prawdy. To credo Wielkiego Polaka pisane w latach dziewięćdziesiątych (str. 246-7)
"Nie wpadajmy w megalomanię narodową, musimy prowadzić samodzielną politykę, a nie być klientem Stanów Zjednoczonych czy jakiegokolwiek innego mocarstwa. Naszym głównym celem powinno być znormalizowanie stosunków polsko-rosyjskich i polsko-niemieckich, przy jednoczesnym bronieniu niepodległości Ukrainy, Białorusi i państw bałtyckich i przy ścisłej współpracy z nimi....
..Dzieje Polski cechuje stara tendencja do osłabiania władzy wykonawczej: słynne pacta conventa, anarchistyczna złota wolność, liberum veto. Przede wszystkim powinniśmy zmienić mentalność narodu. Wymaga to wzmocnienia władzy wykonawczej oraz kontroli sprawowanej nad nią przez Sejm. Wymaga to przebudowy systemu parlamentarnego, by wyeliminować zeń partyjniactwo i prywatę. Wymaga wprowadzenia rządów prawa i nieustępliwej walki z korupcją we wszystkich jej postaciach i odmianach. Wymaga prasy zarazem wolnej i przepojonej poczuciem odpowiedzialności. Wymaga rozdziału Kościoła od państwa. Wymaga poszanowania praw naszych mniejszości narodowych; musimy pamiętać, że jest to warunkiem dobrych stosunków z sąsiadami. Zdając sobie sprawę, że katolicyzm jest wyznaniem znakomitej większości narodu, musimy dbać również o Żydów, mahometan i protestantów oraz o prawosławie, które jest wyznaniem wielu obywateli polskich, a zarazem wyznaniem panującym w Rosji, na Ukrainie, na Białorusi.
Jest to ogólny zarys mojej wizji Polski, o której realizację walczyłem całe życie".
A M E N
Niestety, pozostaję realistą-sceptykiem, przeto uważam Giedroycia za Don Kichota, bo dyktatura Kościoła tak ograniczyła możliwość myślenia tego tzw społeczeństwa, że posuwa się w przeciwnym kierunku niż wskazany w wizji. Smutno mnie, Boże...
Tuesday, 23 June 2015
Krzysztof POMIAN - "W kręgu Giedroycia"
Krzysztof POMIAN - "W kręgu Giedroycia"
Zacząć muszę od autora, który szerokim kręgom jest raczej mało znany. Pomian (ur.1934), wywieziony z rodziną do Kazachstanu, gdzie stracił ojca, powrócił do Polski w 1946..Po ukończeniu studiów (1957) na Wydziale Filozoficznym UW, doktoryzował się (1965) tamże i habilitował (1968). Wyrzucony z PZPR w 1966, stracił pracę na UW wskutek "wypadków marcowych" w 1968. Wyjechał do Francji, skąd wrócił po 1989 r. Jest autorem m.in. zbioru esejów pt "Filozofowie w kręgu polityki".
Ta książeczka sprawia wrażenie chałtury, bo jest zbiorem, dość przypadkowym, esejów pisanych w różnych okolicznościach, w różnych językach, w różnym czasie, bo na przestrzeni 20 lat i w różnych celach, a miałyby je niby łączyć osoba Giedroycia. W notatce "Od autora" czytamy:
"...część zebranych tu szkiców ukazała się pierwotnie w "Kulturze"... ..Pierwsza część książki,, ..przynosi tekst wykładów wygłoszonych w Uniwersytecie Harvarda w kwietniu 1996 roku.. ..dla niepolskiego odbiorcy.."
Do tej żenady dodam, że moim zdaniem w ogóle nie pasują do tytułu trzy ostatnie szkice o Lebensteinie, a o Herlingu przypięte sa na siłę. Wewnątrz tej książki, którą czytałem co najmniej 10 lat temu. Znalazłem swoją uwagę:
"niezłe ale wtórne; na siłę doklepane 4 ostatnie rozdziały, przy jednoczesnym braku wielu istotnych postaci z tytułowego kręgu Giedroycia (p. "Listy". Autobiografia czy opracowanie Berberyusz)"
Proszę Państwa, jeśli ktoś z WIELKIM DZIEŁEM GIEDROYCIA, tj przede wszystkim jego mecenatem POLSKIEJ KULTURY pragnie zapoznać się pobieżnie, to polecam: Jerzego Giedroycia "Autobiografię na cztery ręce", Ewy Berberyusz "Książę z Maisons-Laffitte" oraz do 250 str, Andrzeja Stanisława Kowalczyka "Giedroyc i "Kultura" "; natomiast jeśli kogoś Giedroyc zafascynuje, tak jak mnie, to MUSI poznać jego korespondencję z Miłoszem, Stempowskim, Mieroszewskim, Wańkowiczem, Bobkowskim, Gombrowiczem, Jeleńskim, Nowak-Jeziorańskim i in. Kilkanaście tomów, ale jaka przyjemność !!!
Na mnie największe wrażenie zrobiły listy Mieroszewskiego. Na Pomianie też. No to zacytujmy jedną z jego najtrafniejszych uwag: (str.96)
"O demokracji powiedziano setki rzeczy mądrych i wzniosłych. Ale dopiero na Zachodzie przyswoiliśmy sobie przekonanie, że istnieje tylko jedna prawdziwa wolność, to jest wolność demokratyczna. Wszystko inne nie jest wolnością dla wszystkich. POLACY STAWIAJĄ ZNAK RÓWNOŚCI MIĘDZY WOLNOŚCIĄ A NIEPODLEGŁOŚCIĄ. ALE JEST TO UJĘCIE FAŁSZYWE. Polska rządzona przez oenerowskiego mogłaby być państwem niepodległym i suwerennym, ale w tej Polsce nie byłoby wolności ani dla mnie, ani dla setek tysięcy moich rodaków". (podk. moje)
Reasumując, ten zbiór esejów Pomiana przynosi dużo prawdziwych wiadomości i jest cennym wprowadzeniem w zaczarowany świat Giedroycia, a moja krytyka płynie z pozycji konesera, jaką sobie przypisuję, atmosfery Maisons-Laffitte, choć nigdy tam nie byłem.
Zacząć muszę od autora, który szerokim kręgom jest raczej mało znany. Pomian (ur.1934), wywieziony z rodziną do Kazachstanu, gdzie stracił ojca, powrócił do Polski w 1946..Po ukończeniu studiów (1957) na Wydziale Filozoficznym UW, doktoryzował się (1965) tamże i habilitował (1968). Wyrzucony z PZPR w 1966, stracił pracę na UW wskutek "wypadków marcowych" w 1968. Wyjechał do Francji, skąd wrócił po 1989 r. Jest autorem m.in. zbioru esejów pt "Filozofowie w kręgu polityki".
Ta książeczka sprawia wrażenie chałtury, bo jest zbiorem, dość przypadkowym, esejów pisanych w różnych okolicznościach, w różnych językach, w różnym czasie, bo na przestrzeni 20 lat i w różnych celach, a miałyby je niby łączyć osoba Giedroycia. W notatce "Od autora" czytamy:
"...część zebranych tu szkiców ukazała się pierwotnie w "Kulturze"... ..Pierwsza część książki,, ..przynosi tekst wykładów wygłoszonych w Uniwersytecie Harvarda w kwietniu 1996 roku.. ..dla niepolskiego odbiorcy.."
Do tej żenady dodam, że moim zdaniem w ogóle nie pasują do tytułu trzy ostatnie szkice o Lebensteinie, a o Herlingu przypięte sa na siłę. Wewnątrz tej książki, którą czytałem co najmniej 10 lat temu. Znalazłem swoją uwagę:
"niezłe ale wtórne; na siłę doklepane 4 ostatnie rozdziały, przy jednoczesnym braku wielu istotnych postaci z tytułowego kręgu Giedroycia (p. "Listy". Autobiografia czy opracowanie Berberyusz)"
Proszę Państwa, jeśli ktoś z WIELKIM DZIEŁEM GIEDROYCIA, tj przede wszystkim jego mecenatem POLSKIEJ KULTURY pragnie zapoznać się pobieżnie, to polecam: Jerzego Giedroycia "Autobiografię na cztery ręce", Ewy Berberyusz "Książę z Maisons-Laffitte" oraz do 250 str, Andrzeja Stanisława Kowalczyka "Giedroyc i "Kultura" "; natomiast jeśli kogoś Giedroyc zafascynuje, tak jak mnie, to MUSI poznać jego korespondencję z Miłoszem, Stempowskim, Mieroszewskim, Wańkowiczem, Bobkowskim, Gombrowiczem, Jeleńskim, Nowak-Jeziorańskim i in. Kilkanaście tomów, ale jaka przyjemność !!!
Na mnie największe wrażenie zrobiły listy Mieroszewskiego. Na Pomianie też. No to zacytujmy jedną z jego najtrafniejszych uwag: (str.96)
"O demokracji powiedziano setki rzeczy mądrych i wzniosłych. Ale dopiero na Zachodzie przyswoiliśmy sobie przekonanie, że istnieje tylko jedna prawdziwa wolność, to jest wolność demokratyczna. Wszystko inne nie jest wolnością dla wszystkich. POLACY STAWIAJĄ ZNAK RÓWNOŚCI MIĘDZY WOLNOŚCIĄ A NIEPODLEGŁOŚCIĄ. ALE JEST TO UJĘCIE FAŁSZYWE. Polska rządzona przez oenerowskiego
Reasumując, ten zbiór esejów Pomiana przynosi dużo prawdziwych wiadomości i jest cennym wprowadzeniem w zaczarowany świat Giedroycia, a moja krytyka płynie z pozycji konesera, jaką sobie przypisuję, atmosfery Maisons-Laffitte, choć nigdy tam nie byłem.
Stefan KISIELEWSKI - "Dzienniki"
Stefan KISIELEWSKI - "Dzienniki"
Nie bardzo rozumiem, dlaczego kończą się na 16.05.1980, zawierają posłowie autorskie datowane na 15.08.1982, a wydane zostały pięć lat po śmierci Kisiela (1991), w 1996 roku ? Piszę opinię na podstawie wydania z 2001 roku, tj 10 lat od jego śmierci i tak sobie myślę, że jeszcze następne 10 lat zwłoki by się przydało, bo pióro Kisiela jest kąśliwe, subiektywne, czasem do bólu szczere, nawet wobec przyjaciół i bliskich znajomych.
Nim przejdę do aktualnej recenzji przytaczam w całości moją pierwotną wersję, by na niej bazować:
"W PRL-u felietonistów było wielu, ale żaden nie mógł zabrzmieć przy Kisielu /poza Urbanem, jak i Passentem, Hamiltonem-Słojewskim i Fikusem/. Aby młodym pokazać ich perfekcję zacytujmy Kisiela:
" „Czterech pancernych i psa” /str.364/....„zrobił płk. Przymanowski, tak zwany „Żyd pancerny” /a Centkiewicz to „Żyd polarny"/ oraz jego żona Maria Przymanowska. Otóż w tym właśnie rzecz: Maria P. to p. Hulewiczowa, bohaterka okupacyjnej konspiracji, potem sekretarka /i nie tylko?/ Mikołajczyka w Polsce. Nie udało jej się uciec z Mikołajczykiem, złapana na granicy przypłaciła rzecz długoletnim więzieniem, męczona przez RÓŻAŃSKIEGO. I oto osoba o takiej przeszłości... wychodzi za komunistycznego fagasa i robi z nim głupkowatą propagandę, fałszującą przeszłość. Zaiste, niezbadane są ludzkie drogi!”. A na str.459” „...Mikołajczyk postąpił z nią obrzydle, sam nawiał, a ją zostawił na pastwę RÓŻAŃSKIEGO”.
"Dzienniki" cenniejsze niż archiwa IPN-u ".
Różański (oryg. Goldberg) - to Żyd, pierwszy kat w bezpiece, dyrektor Departamentu Śledczego MBP .
Oficjalnie Kisielewski był szykanowany (i pobity), po swoim wystąpieniu na zebraniu ZLP, w dniu 29.02.1968 r, w trakcie którego powiedział o "dyktaturze ciemniaków", natomiast pomija się, nie wiem dlaczego, jego pochodzenie żydowskie. Jego matka Salomea (panieńskie nazwisko Szapiro) pochodziła z zasymilowanej rodziny żydowskiej i była ciotką (rodzoną siostrą Bernarda, ojca H.) Hanki Sawickiej.
Przecież to był MARZEC 1968, walka z wyimaginowanym syjonizmem, gdy tow Wiesław, (chichot historii - mąż Żydówki Liwy Szoken), nawet z Jasienicy usiłował zrobić Żyda Beynara!!
Kisielewskiego zawsze charakteryzowała megalomania i pewność siebie, jak i wiara w swoją nieomylność. Dlatego jako anegdota przetrwała jego wypowiedż z 1987 roku, na dwa lata przed wiadomymi zmianami (!!!):
"...leżymy obok Związku Radzieckiego, drugiego mocarstwa świata, włączeni w jego system militarno-polityczny i że na "zmianę mapy" NADZIEI NIE MA" (podk. moje)
"Dzienniki" zawierają niezmiernie dużo materiału poznawczego, ale trzeba wiele rozwagi i uwagi, by nie ulec chwilowym sugestiom rozkapryszonego Kisiela. Niech jako przykład służą słowa o wybitnym polskim muzykologu, prof. zw. Michale Bristygierze wymienionym już na pierwszej stronie. (Michał Bristiger, ur. 1921 Żyd, syn "krwawej Luny" (1902-1975), szefowej V i III departamentu MBP). Kisiel pisze:
"Bristiger i Jarociński ŁŻĄ jak z nut, WAZELINUJĄ SIĘ Lissie i Chomińskiemu..... .Bristiger pisze już istny panegiryk, sławiąc pod niebiosa najgłupsze wypociny "Zosi", Cóż za SKURWYSYNY.... ,,Bristyger pominął nawet zbiory artykułów i recenzji... GŁUPIE BYDLĘ...." (podk.moje)
"Zosia" to prof. Zofia Lissa (1908-80), w tym czasie – dyrektor Instytutu Muzykologii UW.
Kisielewski, po spokojnym wyjaśnieniu przez Bristygera zaistniałego zdarzenia, już się nie gniewa i nie pomstuje (str. 26, 109, 74, 446), ale mimo 23 lat czasu, inwektyw nie wymazuje; a przecież one wyrabiają, na samym wstępie, negatywną opinię czytelnika o zainteresowanym. I TO JEST CAŁY KISIEL !!! Dlatego apeluję, aby jego opinie, oceny etc przyjmować z dużą rezerwą.
Kisielewski wyznaczył pięcioletni okres kwarantanny dla "Dzienników", bo zdawał sobie sprawę, że zszokuje i zawiedzie wielu znajomych, a część z nich oceni jego postępowanie jako WREDNE.
I właśnie dlatego wartość poznawczą książki, którą oceniam na dziesięć gwiazdek z determinacją obniżam do zaledwie sześciu.
Nie bardzo rozumiem, dlaczego kończą się na 16.05.1980, zawierają posłowie autorskie datowane na 15.08.1982, a wydane zostały pięć lat po śmierci Kisiela (1991), w 1996 roku ? Piszę opinię na podstawie wydania z 2001 roku, tj 10 lat od jego śmierci i tak sobie myślę, że jeszcze następne 10 lat zwłoki by się przydało, bo pióro Kisiela jest kąśliwe, subiektywne, czasem do bólu szczere, nawet wobec przyjaciół i bliskich znajomych.
Nim przejdę do aktualnej recenzji przytaczam w całości moją pierwotną wersję, by na niej bazować:
"W PRL-u felietonistów było wielu, ale żaden nie mógł zabrzmieć przy Kisielu /poza Urbanem, jak i Passentem, Hamiltonem-Słojewskim i Fikusem/. Aby młodym pokazać ich perfekcję zacytujmy Kisiela:
" „Czterech pancernych i psa” /str.364/....„zrobił płk. Przymanowski, tak zwany „Żyd pancerny” /a Centkiewicz to „Żyd polarny"/ oraz jego żona Maria Przymanowska. Otóż w tym właśnie rzecz: Maria P. to p. Hulewiczowa, bohaterka okupacyjnej konspiracji, potem sekretarka /i nie tylko?/ Mikołajczyka w Polsce. Nie udało jej się uciec z Mikołajczykiem, złapana na granicy przypłaciła rzecz długoletnim więzieniem, męczona przez RÓŻAŃSKIEGO. I oto osoba o takiej przeszłości... wychodzi za komunistycznego fagasa i robi z nim głupkowatą propagandę, fałszującą przeszłość. Zaiste, niezbadane są ludzkie drogi!”. A na str.459” „...Mikołajczyk postąpił z nią obrzydle, sam nawiał, a ją zostawił na pastwę RÓŻAŃSKIEGO”.
"Dzienniki" cenniejsze niż archiwa IPN-u ".
Różański (oryg. Goldberg) - to Żyd, pierwszy kat w bezpiece, dyrektor Departamentu Śledczego MBP .
Oficjalnie Kisielewski był szykanowany (i pobity), po swoim wystąpieniu na zebraniu ZLP, w dniu 29.02.1968 r, w trakcie którego powiedział o "dyktaturze ciemniaków", natomiast pomija się, nie wiem dlaczego, jego pochodzenie żydowskie. Jego matka Salomea (panieńskie nazwisko Szapiro) pochodziła z zasymilowanej rodziny żydowskiej i była ciotką (rodzoną siostrą Bernarda, ojca H.) Hanki Sawickiej.
Przecież to był MARZEC 1968, walka z wyimaginowanym syjonizmem, gdy tow Wiesław, (chichot historii - mąż Żydówki Liwy Szoken), nawet z Jasienicy usiłował zrobić Żyda Beynara!!
Kisielewskiego zawsze charakteryzowała megalomania i pewność siebie, jak i wiara w swoją nieomylność. Dlatego jako anegdota przetrwała jego wypowiedż z 1987 roku, na dwa lata przed wiadomymi zmianami (!!!):
"...leżymy obok Związku Radzieckiego, drugiego mocarstwa świata, włączeni w jego system militarno-polityczny i że na "zmianę mapy" NADZIEI NIE MA" (podk. moje)
"Dzienniki" zawierają niezmiernie dużo materiału poznawczego, ale trzeba wiele rozwagi i uwagi, by nie ulec chwilowym sugestiom rozkapryszonego Kisiela. Niech jako przykład służą słowa o wybitnym polskim muzykologu, prof. zw. Michale Bristygierze wymienionym już na pierwszej stronie. (Michał Bristiger, ur. 1921 Żyd, syn "krwawej Luny" (1902-1975), szefowej V i III departamentu MBP). Kisiel pisze:
"Bristiger i Jarociński ŁŻĄ jak z nut, WAZELINUJĄ SIĘ Lissie i Chomińskiemu..... .Bristiger pisze już istny panegiryk, sławiąc pod niebiosa najgłupsze wypociny "Zosi", Cóż za SKURWYSYNY.... ,,Bristyger pominął nawet zbiory artykułów i recenzji... GŁUPIE BYDLĘ...." (podk.moje)
"Zosia" to prof. Zofia Lissa (1908-80), w tym czasie – dyrektor Instytutu Muzykologii UW.
Kisielewski, po spokojnym wyjaśnieniu przez Bristygera zaistniałego zdarzenia, już się nie gniewa i nie pomstuje (str. 26, 109, 74, 446), ale mimo 23 lat czasu, inwektyw nie wymazuje; a przecież one wyrabiają, na samym wstępie, negatywną opinię czytelnika o zainteresowanym. I TO JEST CAŁY KISIEL !!! Dlatego apeluję, aby jego opinie, oceny etc przyjmować z dużą rezerwą.
Kisielewski wyznaczył pięcioletni okres kwarantanny dla "Dzienników", bo zdawał sobie sprawę, że zszokuje i zawiedzie wielu znajomych, a część z nich oceni jego postępowanie jako WREDNE.
I właśnie dlatego wartość poznawczą książki, którą oceniam na dziesięć gwiazdek z determinacją obniżam do zaledwie sześciu.
Sunday, 21 June 2015
Andrzej Czyżewski - "Marek HŁASKO - Listy"
Andrzej CZYŻEWSKI - "Marek HŁASKO - LISTY"
Hłasko pozostanie na zawsze symbolem pewnej epoki, bez względu na ocenę jego twórczości. Hłasko, Komeda, Polański, Frykowski czy też Cybulski i Kobiela winni znajdować się pod ochroną konserwatora zabytków, a poważniej to formułując, zasługują na staranne opracowywanie publikacji o nich, bo ich barwne życie jest bezcennym świadectwem historycznym o zasadach życia w PRL-u, oraz barwnym "who is who" w tamtym czasach. Np rozczuliłem się, gdy w jednym z listów czytam o Kazimierzu Brandysie, jako o autorze "Obywateli", których z chęcią by się wyparł. Również wynikające z listów homoseksualne ciągoty różnych prominentów nie przynoszą im chwały. NIESTETY, rzucono nam arcyciekawe listy, bez profesjonalnego opracowania i bez rzetelnych przypisów.
Pamiętam doskonale nasze emocje, bo w chwili szczytu sławy Hłaski miałem 16 lat, a ponadto byłem jednym z nielicznych właścicieli książki wydanej przez paryską "Kulturę", zawierającą dwa opowiadania: "Cmentarze" i "Następny do raju" (por. Film "Baza ludzi umarłych"), przemyconych do Polski, przez moją Mamę, wracającą z Targów Expo w Brukseli w 1958 r.
I mimo to, czytając "Listy.." dotkliwie odczułem brak przypisów. To jak to mają czytać młodzi ? Czy wychwycą straszne słowa z listu Hłaski do Andrzejewskiego: (str.92)
"...pójdę do płk. Różańskiego. I powiem mu, że pijesz..."
Różański to pierwszy kat w bezpiece, dyrektor Departamentu Śledczego MBP, a żeby było zabawniej, rodzony brat Borejszy, który trząsł rynkiem wydawniczym. A obaj nazywali się Goldberg.
Czytałem i zżymałem się na Czyżewskiego i na "Agorę", że tak spartaczyli wspaniały żródłowy materiał. Czyżewski próbuje się we "Wstępie" tłumaczyć, że nie jest profesjonalistą, a chęci miał najlepsze. OK, a co powie mój ulubiony Adam Michnik i jego odpowiedzialni (raczej nie) redaktorzy. Bo to woła o pomstę do nieba!!
Dojechałem do kończącego książkę "Kalendarium" i dostałem apopleksji, bo Czyżewski nie zamieścił ANI PÓŁ SŁOWA o PRZYCZYNIE ŚMIERCI DWÓCH WSPANIAŁYCH LUDZI: KOMEDY I HŁASKI. Nie wspomnieć o koszmarze, jaki przeżywał Hłasko, po wypadku Komedy, za który się obwiniał, nie wspomnieć, że Marek umarł 51 dni po Krzysztofie, wskutek popicia alkoholem dużej ilości środków nasennych, to świadome zatajenie albo głupota.
Żywię nadzieję, że ktoś kompetentny zajmie się kiedyś tymi listami, bo na to zasługują.
Hłasko pozostanie na zawsze symbolem pewnej epoki, bez względu na ocenę jego twórczości. Hłasko, Komeda, Polański, Frykowski czy też Cybulski i Kobiela winni znajdować się pod ochroną konserwatora zabytków, a poważniej to formułując, zasługują na staranne opracowywanie publikacji o nich, bo ich barwne życie jest bezcennym świadectwem historycznym o zasadach życia w PRL-u, oraz barwnym "who is who" w tamtym czasach. Np rozczuliłem się, gdy w jednym z listów czytam o Kazimierzu Brandysie, jako o autorze "Obywateli", których z chęcią by się wyparł. Również wynikające z listów homoseksualne ciągoty różnych prominentów nie przynoszą im chwały. NIESTETY, rzucono nam arcyciekawe listy, bez profesjonalnego opracowania i bez rzetelnych przypisów.
Pamiętam doskonale nasze emocje, bo w chwili szczytu sławy Hłaski miałem 16 lat, a ponadto byłem jednym z nielicznych właścicieli książki wydanej przez paryską "Kulturę", zawierającą dwa opowiadania: "Cmentarze" i "Następny do raju" (por. Film "Baza ludzi umarłych"), przemyconych do Polski, przez moją Mamę, wracającą z Targów Expo w Brukseli w 1958 r.
I mimo to, czytając "Listy.." dotkliwie odczułem brak przypisów. To jak to mają czytać młodzi ? Czy wychwycą straszne słowa z listu Hłaski do Andrzejewskiego: (str.92)
"...pójdę do płk. Różańskiego. I powiem mu, że pijesz..."
Różański to pierwszy kat w bezpiece, dyrektor Departamentu Śledczego MBP, a żeby było zabawniej, rodzony brat Borejszy, który trząsł rynkiem wydawniczym. A obaj nazywali się Goldberg.
Czytałem i zżymałem się na Czyżewskiego i na "Agorę", że tak spartaczyli wspaniały żródłowy materiał. Czyżewski próbuje się we "Wstępie" tłumaczyć, że nie jest profesjonalistą, a chęci miał najlepsze. OK, a co powie mój ulubiony Adam Michnik i jego odpowiedzialni (raczej nie) redaktorzy. Bo to woła o pomstę do nieba!!
Dojechałem do kończącego książkę "Kalendarium" i dostałem apopleksji, bo Czyżewski nie zamieścił ANI PÓŁ SŁOWA o PRZYCZYNIE ŚMIERCI DWÓCH WSPANIAŁYCH LUDZI: KOMEDY I HŁASKI. Nie wspomnieć o koszmarze, jaki przeżywał Hłasko, po wypadku Komedy, za który się obwiniał, nie wspomnieć, że Marek umarł 51 dni po Krzysztofie, wskutek popicia alkoholem dużej ilości środków nasennych, to świadome zatajenie albo głupota.
Żywię nadzieję, że ktoś kompetentny zajmie się kiedyś tymi listami, bo na to zasługują.
Kalina BŁAŻEJOWSKA "Uparte serce" Biografia Poświatowskiej
Kalina BŁAŻEJOWSKA - "Uparte serce" Biografia Poświatowskiej
Jak to bywa z biografiami, recenzenci zajmują się bardziej obiektem niż autorem. A ja uważam, że nie jest to miejsce do wychwalania poetki czy biadolenia nad jej chorobą i przedwczesną (jakby jakaś śmierć była "wczesna") śmiercią, lecz do oceny jakości i formy opracowania zgromadzonych materiałów przez autorkę, tym bardziej, że jest to jej debiut.
Kalinę Błażejowską (ur.1987) znam z "Tygodnika Powszechnego", który systematycznie czytuję od 60 lat, czyli ponad dwukrotnie dłużej niż autorka chadza po ziemskim padole. Mimo młodego wieku Błażejowska dała się poznać z najlepszej strony, a dowodem uznania było m.in. zakwalifikowanie jej do grona finalistek Nagrody im. Torańskiej.
Między walorami tej biografii, którą jestem zachwycony, chcę wymienić pracowitość, solidność i rzetelność autorki, ale ponad wszystko osobiste, emocjonalne jej zaangażowanie, łatwo wyczuwane przez czytelnika.
GRATULACJE !! Znakomita biografia, mimo, że to debiut autorki w dużej formie.
Jak to bywa z biografiami, recenzenci zajmują się bardziej obiektem niż autorem. A ja uważam, że nie jest to miejsce do wychwalania poetki czy biadolenia nad jej chorobą i przedwczesną (jakby jakaś śmierć była "wczesna") śmiercią, lecz do oceny jakości i formy opracowania zgromadzonych materiałów przez autorkę, tym bardziej, że jest to jej debiut.
Kalinę Błażejowską (ur.1987) znam z "Tygodnika Powszechnego", który systematycznie czytuję od 60 lat, czyli ponad dwukrotnie dłużej niż autorka chadza po ziemskim padole. Mimo młodego wieku Błażejowska dała się poznać z najlepszej strony, a dowodem uznania było m.in. zakwalifikowanie jej do grona finalistek Nagrody im. Torańskiej.
Między walorami tej biografii, którą jestem zachwycony, chcę wymienić pracowitość, solidność i rzetelność autorki, ale ponad wszystko osobiste, emocjonalne jej zaangażowanie, łatwo wyczuwane przez czytelnika.
GRATULACJE !! Znakomita biografia, mimo, że to debiut autorki w dużej formie.
Saturday, 20 June 2015
Dorota TERAKOWSKA - "W krainie kota"
Dorota TERAKOWSKA - "W krainie kota"
Dorota Terakowska (1938-2004) była żoną Macieja Szumowskiego (1939-2004) i matką Małgorzaty, Katarzyny (Nowak) i Wojciecha. Była dziennikarką i pisarką, a ja nic jej nie czytałem. No i trafiło na "W krainie kota".
Teraz, po lekturze, żałuję, że jej nie znałem, bo to musiała być bardzo miła i pogodna osoba. Świadczy o tym choćby podejście do życia: (str. 49)
"..Królowa czy zwykła kobieta - rodzą się tylko jeden raz i jeden raz umierają.... ...To, co pośrodku, jest najprzyjemniejsze..."
Dość szybko zrozumiałem, że to książka przeznaczona dla młodych czytelników, i dlatego zaskoczony byłem wzmianką o "straszliwej wizji piekła Hieronimusa Boscha" (str.28). Szczęśliwie sobie przypomniałem, że sam reprodukcje z tego piekła oglądałem w wieku przedszkolnym. Oczywiście, to nie jest lektura dla maluchów, a granicę wiekową bym zaproponował na poziomie 12 lat.
No to odmłodziłem się o równe 60 lat i czytałem z zainteresowaniem do północy, bo ta piękna opowieść o najpięknięjszych uczuciach w dwóch alternatywnych rzeczywistościach jest, po prostu, lepsza od lektur z mojej młodości.
Wartościowa lektura, napisana dobrą polszczyzną, a co najważniejsze na wysokim poziomie etycznym i moralnym. Życzyć sobie winniśmy więcej takiej literatury!
Dorota Terakowska (1938-2004) była żoną Macieja Szumowskiego (1939-2004) i matką Małgorzaty, Katarzyny (Nowak) i Wojciecha. Była dziennikarką i pisarką, a ja nic jej nie czytałem. No i trafiło na "W krainie kota".
Teraz, po lekturze, żałuję, że jej nie znałem, bo to musiała być bardzo miła i pogodna osoba. Świadczy o tym choćby podejście do życia: (str. 49)
"..Królowa czy zwykła kobieta - rodzą się tylko jeden raz i jeden raz umierają.... ...To, co pośrodku, jest najprzyjemniejsze..."
Dość szybko zrozumiałem, że to książka przeznaczona dla młodych czytelników, i dlatego zaskoczony byłem wzmianką o "straszliwej wizji piekła Hieronimusa Boscha" (str.28). Szczęśliwie sobie przypomniałem, że sam reprodukcje z tego piekła oglądałem w wieku przedszkolnym. Oczywiście, to nie jest lektura dla maluchów, a granicę wiekową bym zaproponował na poziomie 12 lat.
No to odmłodziłem się o równe 60 lat i czytałem z zainteresowaniem do północy, bo ta piękna opowieść o najpięknięjszych uczuciach w dwóch alternatywnych rzeczywistościach jest, po prostu, lepsza od lektur z mojej młodości.
Wartościowa lektura, napisana dobrą polszczyzną, a co najważniejsze na wysokim poziomie etycznym i moralnym. Życzyć sobie winniśmy więcej takiej literatury!
Grzegorz KRZYMIANOWSKI - "Anomalie"
Grzegorz KRZYMIANOWSKI - "Anomalie"
Krzymianowski (1977) popełnił drugą książkę i czekam na trzecią, choć pierwszej nie czytałem. Zacząć jednak muszę od przerażająco mądrych redaktorów i recenzentów, którzy wyzywają Krzymianowskiego od "okazjonalnych eseistów", bądż "prowincjonalnych prozaików". Nie wiem, co pismaki chciały przez to wyrazić, ale przypuszczam, że pogardę dla początkującego pisarza. To ja starzec w 73 roku życia tym pismakom mówię w stylu młodzieżowym: "Walcie się!!". Szczególne pretensje mam do Konrada Nowackiego, redaktora prowadzącego, który ponosi odpowiedzialność za umieszczenie tego drugiego obrażliwego epitetu na okładce.
A książka ? Dobry pomysł na formę i treść, całkiem niezły język, czyta się dobrze, a że istnieje wielu popieprzonych mężczyzn, skupionych wyłącznie na swoim "ja", to nie wina autora, ale genów i wychowania.
Tak już w życiu bywa, że ludzie "są" z sobą, nie wiadomo dlaczego i po co. Ale to wykracza poza temat tej książki.
Panie Grzegorzu! Gratulacje, i nie przejmuj się Pan pismakami, i zabieraj się Pan, "prowincjuszu", do dalszego "okazjonalnego" pisania.
Krzymianowski (1977) popełnił drugą książkę i czekam na trzecią, choć pierwszej nie czytałem. Zacząć jednak muszę od przerażająco mądrych redaktorów i recenzentów, którzy wyzywają Krzymianowskiego od "okazjonalnych eseistów", bądż "prowincjonalnych prozaików". Nie wiem, co pismaki chciały przez to wyrazić, ale przypuszczam, że pogardę dla początkującego pisarza. To ja starzec w 73 roku życia tym pismakom mówię w stylu młodzieżowym: "Walcie się!!". Szczególne pretensje mam do Konrada Nowackiego, redaktora prowadzącego, który ponosi odpowiedzialność za umieszczenie tego drugiego obrażliwego epitetu na okładce.
A książka ? Dobry pomysł na formę i treść, całkiem niezły język, czyta się dobrze, a że istnieje wielu popieprzonych mężczyzn, skupionych wyłącznie na swoim "ja", to nie wina autora, ale genów i wychowania.
Tak już w życiu bywa, że ludzie "są" z sobą, nie wiadomo dlaczego i po co. Ale to wykracza poza temat tej książki.
Panie Grzegorzu! Gratulacje, i nie przejmuj się Pan pismakami, i zabieraj się Pan, "prowincjuszu", do dalszego "okazjonalnego" pisania.
Antoine de Saint - Exupery - Mały Książę"
Antoine de Saint - Exupery - "Mały Książę"
Na LC 38 419 ocen; 2 632 opinii; a mojej nie ma. WSTYD !!
To będzie o wstydzie Z głowy podaję, więc proszę o wyrozumiałość:
Mały Książę odwiedził planetę pijaka.
- Czemu pijesz ? - zapytał gospodarza
- Bo się wstydzę.
- A dlaczego się wstydzisz?
- Bo piję
I to mnie we łbie zostało po 60 latach
Na LC 38 419 ocen; 2 632 opinii; a mojej nie ma. WSTYD !!
To będzie o wstydzie Z głowy podaję, więc proszę o wyrozumiałość:
Mały Książę odwiedził planetę pijaka.
- Czemu pijesz ? - zapytał gospodarza
- Bo się wstydzę.
- A dlaczego się wstydzisz?
- Bo piję
I to mnie we łbie zostało po 60 latach
Joyce Carol OATES - "Nadobna dziewica"
Joyce Carol OATES - "Nadobna dziewica"
Bohaterką jest szesnastka po przejściach, która upijała się do nieprzytomności /str.40/, bądż zażywała narkotyki i "odchodziła" /str.43/. W obu przypadkach nie wiedziała, co z nią robili współuczestnicy zabawy. Bohaterem jest paskudny staruch pedofil. Książka jest nieudana impresją na temat "Lolity", a autorka wykładowczynią "creative writing" na Uniwersytecie Princeton.
Składam gratulacje władzom uczelni, że w poczet ich naukowej kadry wchodzi tak "kreatywna" profesor, która na wzór i podobieństwo swoje wyedukuje cały szereg zboczonych grafomanów.
PS Przypadkiem odkryłem, że miałem już nieprzyjemność uczoną Oates recenzować: dostała pałę za "Bestie"
Bohaterką jest szesnastka po przejściach, która upijała się do nieprzytomności /str.40/, bądż zażywała narkotyki i "odchodziła" /str.43/. W obu przypadkach nie wiedziała, co z nią robili współuczestnicy zabawy. Bohaterem jest paskudny staruch pedofil. Książka jest nieudana impresją na temat "Lolity", a autorka wykładowczynią "creative writing" na Uniwersytecie Princeton.
Składam gratulacje władzom uczelni, że w poczet ich naukowej kadry wchodzi tak "kreatywna" profesor, która na wzór i podobieństwo swoje wyedukuje cały szereg zboczonych grafomanów.
PS Przypadkiem odkryłem, że miałem już nieprzyjemność uczoną Oates recenzować: dostała pałę za "Bestie"
Krzysztof DAUKSZEWICZ - "Meneliki...."
Krzysztof DAUKSZEWICZ - "Meneliki, limeryki, epitafia,
sponsoruje ruska mafia"
Daukszewicz (ur.1947), zięć Kreczmarów, ojciec czworga dzieci, w tym Grzegorza (ur.1985) – aktora, lubiany artysta estradowy, przedstawiający specyficznym głosem, dykcją i wdziękiem swoje zabawne teksty, popełnił w 2004 roku ten omawiany, całkowicie nieudany zbiorek, który mnie przyszło skrytykować. Szkoda, że przed publikacją nie przeczytał swoich wypocin, jak i, że nie miał nikogo kto by go odwiódł od tego zamysłu.
Ja naprawdę go lubię na estradzie, a jeszcze bardziej moja żona, więc zaczynając lekturę byłem nastawiony przychylnie. Niestety, czytając 150 stron historyjek, które miały być zabawne, nie uśmiechnąłem się ani razu, a uatrakcyjnianie tekstu znanymi nazwiskami jest żenujące. Szczególnie odgrzewane stare anegdoty o moim koledze, Janku Himilsbachu, robiącym za dyżurnego menela nie są śmieszne, a za to są kłamliwe. Nie mam o to pretensji bo to przywilej anegdot, ale pod warunkiem, że bawią. A te przytoczone mogą bawić tylko bardzo niewybrednych czytelników.
Daukszewicz przypomina swoim stylem popularnego artystę z lat mojej młodości, Mariana Załuckiego /1920-79/, którego utworów też można tylko słuchać, bo w formie pisanej tracą swój genre i nie bawią. Z przykrością - pała.
sponsoruje ruska mafia"
Daukszewicz (ur.1947), zięć Kreczmarów, ojciec czworga dzieci, w tym Grzegorza (ur.1985) – aktora, lubiany artysta estradowy, przedstawiający specyficznym głosem, dykcją i wdziękiem swoje zabawne teksty, popełnił w 2004 roku ten omawiany, całkowicie nieudany zbiorek, który mnie przyszło skrytykować. Szkoda, że przed publikacją nie przeczytał swoich wypocin, jak i, że nie miał nikogo kto by go odwiódł od tego zamysłu.
Ja naprawdę go lubię na estradzie, a jeszcze bardziej moja żona, więc zaczynając lekturę byłem nastawiony przychylnie. Niestety, czytając 150 stron historyjek, które miały być zabawne, nie uśmiechnąłem się ani razu, a uatrakcyjnianie tekstu znanymi nazwiskami jest żenujące. Szczególnie odgrzewane stare anegdoty o moim koledze, Janku Himilsbachu, robiącym za dyżurnego menela nie są śmieszne, a za to są kłamliwe. Nie mam o to pretensji bo to przywilej anegdot, ale pod warunkiem, że bawią. A te przytoczone mogą bawić tylko bardzo niewybrednych czytelników.
Daukszewicz przypomina swoim stylem popularnego artystę z lat mojej młodości, Mariana Załuckiego /1920-79/, którego utworów też można tylko słuchać, bo w formie pisanej tracą swój genre i nie bawią. Z przykrością - pała.
Friday, 19 June 2015
Joanna UGNIEWSKA - "MIEJSCA UTRACONE"
Joanna UGNIEWSKA - "Miejsca utracone"
Szkice o pamięci i zapomnieniu we współczesnej literaturze włoskiej
Ugniewska jest tajemnicza i niewiele wiadomości o niej zdobyłem. Ma podwójne nazwisko: Ugniewska-Dobrzańska; jest profesorem doktorem habilitowanym UW; jest italianistką; przetłumaczyła ponad 40 włoskich tytułów; jest współautorką "Historii literatury włoskiej XX wieku" i mimo to wszystko wydaje mnie się, że jest osoba młodą. Oczywiście, względnie młodą, bo habilitacja i taka fachowość czasu wymaga.
Mamy tutaj zbiór esejów ciekawy, bo ciekawy, ale dla takiego laika jak ja - trudny. Bo jak to czytać, jak z obszernej noty bibliograficznej zna się zaledwie parę pozycji ?
Aby ułatwić Państwu lekturę dzielę się wiadomościami, które wyszukałem w Wikipedii w trakcie studiowania tego trudnego tekstu.
(rozdział I)
Giorgio BASSANI (1916-2000) - pochodził z bogatej rodziny żydowskiej i w swojej twórczości podejmował tematy związane z żydowskim środowiskiem Ferrary; 2 książki na LC
Pier Paolo PASOLINI (1922-75) - nie tylko sławny reżyser, ale przede wszystkim wybitny intelektualista. Poza tym nonkonformista, a i homoseksualista, nie kryjący swojej orientacji; 3 pozycje na LC
Paul RICOEUR (1913-2005) - francuski filozof i teolog, hermeneutyczny fenomenolog, zbliżony poglądami do Heideggera i Gadamera; często przywoływany w książkach "mojego" ks. Tischnera; 17 książek na LC, ale tylko 2 opinie; jego myśl Ugniewska umieściła jako motto swojej książki:
"Pod historią - pamięć i zapomnienie.
Pod pamięcią i zapomnieniem - życie.
Lecz pisanie życia to już inna historia.
Niedomknięcie."
Autorka porównuje bohatera Bassaniego - Geo Josza z Paulem Beregterem W. F. Sebalda.
Winfried Georg SEBALD (1944-2001) - pisarz i krytyk niemiecki, uważany za jednego z trzech, który nie doczekał Nobla. Dwaj pozostali to Kapuściński i Derrida; Sebald - 6 książek na LC;
(rozdział II)
Cesare PAVESE (1908 – 50), ceniony przez Włochów pisarz; "piemonckie wzgórza i ulice Turynu tworzyły ramę, w którą wpisywało się doświadczenie bohatera literackiego i samego pisarza"
Ugniewska porównuje "Księżyc i ogniska" Pavesego z "Itaką" Kawafisa. Pavese - 11 książek na LC, ale tylko jedna opinia.
Konstadinos KAWAFIS (1863 – 1933) - grecki poeta (parnasizm, symbolizm), homoseksualista; 7 książek na LC, ale tylko 6 opinii;
Italo CALVINO (1923-85), popularny w Polsce, neorealizm, pózniej teksty alegoryczne i fantasy;
Władimir TOPOROW (1928-2005) - semiotyk, jeden z najbardziej uniwersalnych humanistów współczesności; na LC - trzy książki;
Mircea ELIADE (1907-86) - rumuński religioznawca, zaliczany do klasyków myśli humanistycznej. "Pozostaje jednak postacią wielce kontrowersyjną po pierwsze z uwagi na swoje wczesne poglądy polityczne, po drugie z uwagi na ocenę wartości jego prac. Podczas gdy przez wielu uważany jest za autora publikacji o doniosłym znaczeniu i twórcę nowatorskich koncepcji, to z innej strony padają oskarżenia o brak naukowości. Wskazuje się, że jego prace mają wartość bardziej literacką niż naukową". Na LC - 33 książki, opiniowane przez nielicznych;
(rozdział III)
Carl LEVI (1902-75) - "włoski pisarz i malarz pochodzenia żydowskiego, z wykształcenia lekarz.. ..za działalność antyfaszystowską, został skazany na przymusowy pobyt w Lukanii, na południu Włoch. Lata spędzone na zesłaniu zainspirowały go do stworzenia swego najsłynniejszego dzieła powieści "Chrystus zatrzymał się w Eboli" (1945). Powieść opowiada o wrastaniu zesłańca z północy Włoch w społeczeństwo wioski Gagliano, ludzi niemal nie tkniętych przez nowoczesną cywilizację, których życiem kierują prastare przesądy i zasady". Wspomniany "Chrystus.." jest na LC, ale opinii - 0;
Piero CAMPORESI (1926-97) - włoski historyk literatury i antropolog; autor "Laboratoriów zmysłów" (na LC opinii brak)
(rozdział IV)
Enza BETTIZA (ur.1927 w Dalmacji), włoski pisarz, dziennikarz i polityk. Pochodzi z bogatej rodziny włoskiej, obecna żona Laura Laurenzi też pisarka. Jego najbardziej znana powieść "Esilio" z 1995 oraz "Phantoms of Moscow" z 1993;
Autorka w tym rozdziale przywołuje słowa Ankersmita: /str. 46/
" kiedy tylko doświadczenie traumatyczne zostaje opowiedziane i włączone do historii czyjegoś życia, zatraca swój grożny charakter, następuje zatem pojednanie doświadczenia i tożsamości, respektujące jedno i drugie, pojednanie, które urasta do rangi słowa klucza również w "Esilio"....".
Frank ANKERSMIT (ur.1945) – "holenderski teoretyk historiografii, narratywista; autor "Narrative logic", w której sformułował tezy dotyczące rozbieżności między opisem a narracją czy też - jak będzie to póżniej nazywał - reprezentacją".
Doszedłem do wniosku, że teraz jest właściwy moment, by Państwu jasno powiedzieć o czym jest ta książka. Można dużo gadać, ale nie ma potrzeby, bo sama Ugniewska użyła genialnie prostej formuły: O KAPRYŚNEJ MNEME !! Mneme to pamięć, ale bezpośrednie przetłumaczenie nie jest właściwe, bo to cały szereg relacji między zapamiętywaniem, wspomnieniami i zapomnieniami, oraz traumami, świadomymi i podświadomymi, a że tematyka bogata, recenzent zielony, to musicie Państwo, zdać się na siebie i brać się za lekturę. I tutaj uwaga: ciężko jest do 50 str., dalej coraz łatwiej, bo powtarzają się nazwiska i poglądy.
W tym rozdziale istotne są jeszcze trzy nazwiska:
Fulvio TOMIZZA (1935-99) – włoski pisarz urodzony w Istrii, czyli obecnej Chorwacji. Po aneksji półwyspu przez Jugosławię (1954), przeniósł się do granicznego Triestu i napisał trylogię o swojej rodzinnej Istrii.
Pozwolę sobie w tym miejscu na kąśliwą uwagę, że mam już trochę dosyć tych bohaterskich Italiańców, od których zaczął się faszyzm, a teraz wszyscy płaczą, że każdy w jakimś stopniu jest na "exile" i tęskni za krainą swojego dzieciństwa. A co mają powiedzieć Polacy wygnani z Kresów ? A co mają powiedzieć całe narody byłego ZSRR przesiedlone do skrajnie innych stref klimatycznych ? To wszystko robi się pompatyczne, napuszone, czyli górnolotne i przerażająco mądre; przykład ze str 47, w nawiązaniu do cierpiącego Tomizzy:
"Pisarz zatem, jak w szkicu Josifa Brodskiego "Stan zwany wygnaniem", staje się istotą retrospektywną i retroaktywną, materia przeszłości będzie niewyczerpanym żródłem jego twórczości, a wiejska Istria sprzed exodusu stanie się prawdziwym Borgesowskim Alefem, "jednym z tych punktów przestrzeni, który zawiera wszystkie inne". Dlatego nie wywoła on resentymentu ani zamknięcia się w lokalnej mikrohistorii, lecz poszerzy patrzenie Tomizzy na świat, obejmując wszystkie miejsca w Europie - Pragę, Bałkany - gdzie brutalnie interweniuje historia.."
Sami Państwo oceńcie cytat i zawarte w nim przykłady "brutalnej interwencji historii", a ja wracam do moich przypisów.
Claudio MAGRIS (ur.1939 w Trieście) - profesor współczesnej literatury niemieckiej na uniwersytecie w Treście.
"Magris w swoich utworach swobodnie miesza stylistykę prac naukowych z klasyczną gawędą. Interesuje go szczególnie Europa Środkowa (Mitteleuropa), region, w którym mieszają się kulturowe wpływy austriackie (habsburskie) ze śródziemnomorskimi. Region, w którym przebiega granica między różnymi kulturami, co dobitnie obrazują skomplikowane dzieje Triestu, rodzinnego miasta pisarza (Mikrokosmosy)"
Na LC 9 książek, a opinii "aż" 7
Marisa MADIERI (1938 w Rijece - 1995 w Trieście) - włoska pisarka, w 1964 poznała i poślubiła Claudio Magrisa. Na LC jedna książka, opinii 0.
(rozdział V)
Elio VITTORINI (1908-66) - Najbardziej znaną jego powieścią jest "Ludzie, czy nie" (1945) o włoskim ruchu oporu w czasie II wojny światowej. Ateista. Na LC 3 książki, 4 opinie
Vincenzo CONSOLO (1933-2012) - sycylijski pisarz. Urodził się w Sant'Agata di Militello, ale od 1969 mieszkał w Milano. Na LC 1 książka, 0 opinii.
Matteo COLLURA - (ur. 1945 w Agrygencie) - autor książek o pisarzach sycylijskich Pirandellu i Sciasci oraz esejów przedstawiających oblicze wyspy. Na LC 1 książka pt "Na Sycylii", 4 opinie;
Odnośnie Collury cytat: (str.70)
"Analogicznie do formuły Prousta.. ..według której nasze wspomnienia pozostają "przykute do miejsc, skąd odchodzimy", Collura nazywa swoją opowieść "podróżą do miejsc, gdzie moja pamięć pozostała uwięziona"..."
(rozdział VI)
Ten rozdział, zatytułowany " "Gepard" - kiedy ginie stary świat" jest o twórczości, jak łatwo po gepardzie się domyśleć, Giuseppe Tomasiego di Lampedusa;
(rozdział VII)
To głównie o dwóch pisarzach neapolitańskich, Raffaele LA CAPRI i Errim DE LUKA
Raffaele LA CAPRI (ur.1922) - autor m.in. trzech nowel zebranych pod tytułem "Tre romanzi di una giornata"
Erri DE LUKA (ur,1950) - pisarz neapolitański. Często pisze o swoim rodzinnym mieście, zdarza mu się wplatać w tekst miejscową gwarę.
Następny rozdział (VIII), to esej, o wspomnianym już Pasolinim, a IX - o Umberto Eco. W X autorka powraca do Magrisa, o którym czytaliśmy w rozdziale IV,, a XI jest o Tabucchim.
Antonio TABUCCHI (1943 w Pizie, zm 2012 w Lizbonie) - włoski pisarz tworzący w języku ojczystym i portugalskim.
Ostatni rozdział autorka poświęciła albańskiej pisarce piszącej po włosku - Orneli VORPSI.
Ornela VORPSI (ur. 1968 w Tiranie) - albańska prozaiczka, malarka i fotografik
Proszę Państwa. Każdy pretekst /bo "rozpamiętywanie pamięci" uważam za pretekst do prezentacji szerokiej rzeszy włoskich pisarzy, w tym wielu po raz pierwszy tłumaczonych na polski przez autorkę) jest dobry do prezentacji, pod warunkiem, że ma się co prezentować, a Ugniewska ma !! Dużo się nauczyłem z tej książki, czego i Państwu życzę.
A co do zapamiętywania i zapominania, to w ramach reakcji obronnych, nasz organizm coś tam podświadomie eksponuje, a coś innego eliminuje, i dlatego wspomnienia najbliższych osób są tak bardzo różne.
Szkice o pamięci i zapomnieniu we współczesnej literaturze włoskiej
Ugniewska jest tajemnicza i niewiele wiadomości o niej zdobyłem. Ma podwójne nazwisko: Ugniewska-Dobrzańska; jest profesorem doktorem habilitowanym UW; jest italianistką; przetłumaczyła ponad 40 włoskich tytułów; jest współautorką "Historii literatury włoskiej XX wieku" i mimo to wszystko wydaje mnie się, że jest osoba młodą. Oczywiście, względnie młodą, bo habilitacja i taka fachowość czasu wymaga.
Mamy tutaj zbiór esejów ciekawy, bo ciekawy, ale dla takiego laika jak ja - trudny. Bo jak to czytać, jak z obszernej noty bibliograficznej zna się zaledwie parę pozycji ?
Aby ułatwić Państwu lekturę dzielę się wiadomościami, które wyszukałem w Wikipedii w trakcie studiowania tego trudnego tekstu.
(rozdział I)
Giorgio BASSANI (1916-2000) - pochodził z bogatej rodziny żydowskiej i w swojej twórczości podejmował tematy związane z żydowskim środowiskiem Ferrary; 2 książki na LC
Pier Paolo PASOLINI (1922-75) - nie tylko sławny reżyser, ale przede wszystkim wybitny intelektualista. Poza tym nonkonformista, a i homoseksualista, nie kryjący swojej orientacji; 3 pozycje na LC
Paul RICOEUR (1913-2005) - francuski filozof i teolog, hermeneutyczny fenomenolog, zbliżony poglądami do Heideggera i Gadamera; często przywoływany w książkach "mojego" ks. Tischnera; 17 książek na LC, ale tylko 2 opinie; jego myśl Ugniewska umieściła jako motto swojej książki:
"Pod historią - pamięć i zapomnienie.
Pod pamięcią i zapomnieniem - życie.
Lecz pisanie życia to już inna historia.
Niedomknięcie."
Autorka porównuje bohatera Bassaniego - Geo Josza z Paulem Beregterem W. F. Sebalda.
Winfried Georg SEBALD (1944-2001) - pisarz i krytyk niemiecki, uważany za jednego z trzech, który nie doczekał Nobla. Dwaj pozostali to Kapuściński i Derrida; Sebald - 6 książek na LC;
(rozdział II)
Cesare PAVESE (1908 – 50), ceniony przez Włochów pisarz; "piemonckie wzgórza i ulice Turynu tworzyły ramę, w którą wpisywało się doświadczenie bohatera literackiego i samego pisarza"
Ugniewska porównuje "Księżyc i ogniska" Pavesego z "Itaką" Kawafisa. Pavese - 11 książek na LC, ale tylko jedna opinia.
Konstadinos KAWAFIS (1863 – 1933) - grecki poeta (parnasizm, symbolizm), homoseksualista; 7 książek na LC, ale tylko 6 opinii;
Italo CALVINO (1923-85), popularny w Polsce, neorealizm, pózniej teksty alegoryczne i fantasy;
Władimir TOPOROW (1928-2005) - semiotyk, jeden z najbardziej uniwersalnych humanistów współczesności; na LC - trzy książki;
Mircea ELIADE (1907-86) - rumuński religioznawca, zaliczany do klasyków myśli humanistycznej. "Pozostaje jednak postacią wielce kontrowersyjną po pierwsze z uwagi na swoje wczesne poglądy polityczne, po drugie z uwagi na ocenę wartości jego prac. Podczas gdy przez wielu uważany jest za autora publikacji o doniosłym znaczeniu i twórcę nowatorskich koncepcji, to z innej strony padają oskarżenia o brak naukowości. Wskazuje się, że jego prace mają wartość bardziej literacką niż naukową". Na LC - 33 książki, opiniowane przez nielicznych;
(rozdział III)
Carl LEVI (1902-75) - "włoski pisarz i malarz pochodzenia żydowskiego, z wykształcenia lekarz.. ..za działalność antyfaszystowską, został skazany na przymusowy pobyt w Lukanii, na południu Włoch. Lata spędzone na zesłaniu zainspirowały go do stworzenia swego najsłynniejszego dzieła powieści "Chrystus zatrzymał się w Eboli" (1945). Powieść opowiada o wrastaniu zesłańca z północy Włoch w społeczeństwo wioski Gagliano, ludzi niemal nie tkniętych przez nowoczesną cywilizację, których życiem kierują prastare przesądy i zasady". Wspomniany "Chrystus.." jest na LC, ale opinii - 0;
Piero CAMPORESI (1926-97) - włoski historyk literatury i antropolog; autor "Laboratoriów zmysłów" (na LC opinii brak)
(rozdział IV)
Enza BETTIZA (ur.1927 w Dalmacji), włoski pisarz, dziennikarz i polityk. Pochodzi z bogatej rodziny włoskiej, obecna żona Laura Laurenzi też pisarka. Jego najbardziej znana powieść "Esilio" z 1995 oraz "Phantoms of Moscow" z 1993;
Autorka w tym rozdziale przywołuje słowa Ankersmita: /str. 46/
" kiedy tylko doświadczenie traumatyczne zostaje opowiedziane i włączone do historii czyjegoś życia, zatraca swój grożny charakter, następuje zatem pojednanie doświadczenia i tożsamości, respektujące jedno i drugie, pojednanie, które urasta do rangi słowa klucza również w "Esilio"....".
Frank ANKERSMIT (ur.1945) – "holenderski teoretyk historiografii, narratywista; autor "Narrative logic", w której sformułował tezy dotyczące rozbieżności między opisem a narracją czy też - jak będzie to póżniej nazywał - reprezentacją".
Doszedłem do wniosku, że teraz jest właściwy moment, by Państwu jasno powiedzieć o czym jest ta książka. Można dużo gadać, ale nie ma potrzeby, bo sama Ugniewska użyła genialnie prostej formuły: O KAPRYŚNEJ MNEME !! Mneme to pamięć, ale bezpośrednie przetłumaczenie nie jest właściwe, bo to cały szereg relacji między zapamiętywaniem, wspomnieniami i zapomnieniami, oraz traumami, świadomymi i podświadomymi, a że tematyka bogata, recenzent zielony, to musicie Państwo, zdać się na siebie i brać się za lekturę. I tutaj uwaga: ciężko jest do 50 str., dalej coraz łatwiej, bo powtarzają się nazwiska i poglądy.
W tym rozdziale istotne są jeszcze trzy nazwiska:
Fulvio TOMIZZA (1935-99) – włoski pisarz urodzony w Istrii, czyli obecnej Chorwacji. Po aneksji półwyspu przez Jugosławię (1954), przeniósł się do granicznego Triestu i napisał trylogię o swojej rodzinnej Istrii.
Pozwolę sobie w tym miejscu na kąśliwą uwagę, że mam już trochę dosyć tych bohaterskich Italiańców, od których zaczął się faszyzm, a teraz wszyscy płaczą, że każdy w jakimś stopniu jest na "exile" i tęskni za krainą swojego dzieciństwa. A co mają powiedzieć Polacy wygnani z Kresów ? A co mają powiedzieć całe narody byłego ZSRR przesiedlone do skrajnie innych stref klimatycznych ? To wszystko robi się pompatyczne, napuszone, czyli górnolotne i przerażająco mądre; przykład ze str 47, w nawiązaniu do cierpiącego Tomizzy:
"Pisarz zatem, jak w szkicu Josifa Brodskiego "Stan zwany wygnaniem", staje się istotą retrospektywną i retroaktywną, materia przeszłości będzie niewyczerpanym żródłem jego twórczości, a wiejska Istria sprzed exodusu stanie się prawdziwym Borgesowskim Alefem, "jednym z tych punktów przestrzeni, który zawiera wszystkie inne". Dlatego nie wywoła on resentymentu ani zamknięcia się w lokalnej mikrohistorii, lecz poszerzy patrzenie Tomizzy na świat, obejmując wszystkie miejsca w Europie - Pragę, Bałkany - gdzie brutalnie interweniuje historia.."
Sami Państwo oceńcie cytat i zawarte w nim przykłady "brutalnej interwencji historii", a ja wracam do moich przypisów.
Claudio MAGRIS (ur.1939 w Trieście) - profesor współczesnej literatury niemieckiej na uniwersytecie w Treście.
"Magris w swoich utworach swobodnie miesza stylistykę prac naukowych z klasyczną gawędą. Interesuje go szczególnie Europa Środkowa (Mitteleuropa), region, w którym mieszają się kulturowe wpływy austriackie (habsburskie) ze śródziemnomorskimi. Region, w którym przebiega granica między różnymi kulturami, co dobitnie obrazują skomplikowane dzieje Triestu, rodzinnego miasta pisarza (Mikrokosmosy)"
Na LC 9 książek, a opinii "aż" 7
Marisa MADIERI (1938 w Rijece - 1995 w Trieście) - włoska pisarka, w 1964 poznała i poślubiła Claudio Magrisa. Na LC jedna książka, opinii 0.
(rozdział V)
Elio VITTORINI (1908-66) - Najbardziej znaną jego powieścią jest "Ludzie, czy nie" (1945) o włoskim ruchu oporu w czasie II wojny światowej. Ateista. Na LC 3 książki, 4 opinie
Vincenzo CONSOLO (1933-2012) - sycylijski pisarz. Urodził się w Sant'Agata di Militello, ale od 1969 mieszkał w Milano. Na LC 1 książka, 0 opinii.
Matteo COLLURA - (ur. 1945 w Agrygencie) - autor książek o pisarzach sycylijskich Pirandellu i Sciasci oraz esejów przedstawiających oblicze wyspy. Na LC 1 książka pt "Na Sycylii", 4 opinie;
Odnośnie Collury cytat: (str.70)
"Analogicznie do formuły Prousta.. ..według której nasze wspomnienia pozostają "przykute do miejsc, skąd odchodzimy", Collura nazywa swoją opowieść "podróżą do miejsc, gdzie moja pamięć pozostała uwięziona"..."
(rozdział VI)
Ten rozdział, zatytułowany " "Gepard" - kiedy ginie stary świat" jest o twórczości, jak łatwo po gepardzie się domyśleć, Giuseppe Tomasiego di Lampedusa;
(rozdział VII)
To głównie o dwóch pisarzach neapolitańskich, Raffaele LA CAPRI i Errim DE LUKA
Raffaele LA CAPRI (ur.1922) - autor m.in. trzech nowel zebranych pod tytułem "Tre romanzi di una giornata"
Erri DE LUKA (ur,1950) - pisarz neapolitański. Często pisze o swoim rodzinnym mieście, zdarza mu się wplatać w tekst miejscową gwarę.
Następny rozdział (VIII), to esej, o wspomnianym już Pasolinim, a IX - o Umberto Eco. W X autorka powraca do Magrisa, o którym czytaliśmy w rozdziale IV,, a XI jest o Tabucchim.
Antonio TABUCCHI (1943 w Pizie, zm 2012 w Lizbonie) - włoski pisarz tworzący w języku ojczystym i portugalskim.
Ostatni rozdział autorka poświęciła albańskiej pisarce piszącej po włosku - Orneli VORPSI.
Ornela VORPSI (ur. 1968 w Tiranie) - albańska prozaiczka, malarka i fotografik
Proszę Państwa. Każdy pretekst /bo "rozpamiętywanie pamięci" uważam za pretekst do prezentacji szerokiej rzeszy włoskich pisarzy, w tym wielu po raz pierwszy tłumaczonych na polski przez autorkę) jest dobry do prezentacji, pod warunkiem, że ma się co prezentować, a Ugniewska ma !! Dużo się nauczyłem z tej książki, czego i Państwu życzę.
A co do zapamiętywania i zapominania, to w ramach reakcji obronnych, nasz organizm coś tam podświadomie eksponuje, a coś innego eliminuje, i dlatego wspomnienia najbliższych osób są tak bardzo różne.
Tuesday, 16 June 2015
Czesław MIŁOSZ - "Ziemia ULRO"
Czesław MIŁOSZ - "Ziemia Ulro"
Swego czasu umieściłem fragment własnego wypracowania pt "Czesław Miłosz" /p. blog wgwg1943/, jako recenzję "Ziemi Ulro". Nie zamierzam zmieniać tego tekstu, lecz raczej uzupełnić swoimi skromnymi uwagami. W mocy pozostaje wychwalanie Franaszka za biografię Miłosza, jak i najtrafniejsza charakterystyka poety zawarta w słowach M.P. Markowskiego:
"Miłosz, kiedy patrzy na chmury (niech będzie powiedziane: obłoki) myśli wyłącznie o SOBIE, nie może myśleć o niczym innym..."
Przekładając Markowskiego na Gołębiewskiego (czyli mnie) to Miłosz jest egzaltowanym egotystą, bardzo dbającym o swój image. ON jest WIELKI, cisza, ON będzie mówił. Napuszony, nadęty, a ja już obecnie, po 35 latach od jego Nobla (notabene w jakimś stopniu – politycznego), śmiem wątpić w siłę przetrwania jego twórczości. Ja, podkreślam - laik, podziwiam tylko jego "Traktat teologiczny"./p. recenzja na LC/.
Czując się wielki n a r z u c a nam autorytety, których nie mamy powodu uznawać. W tej książce kuzyna Oscara Milosza, Blake'a i Swedenborga. Nie czuję się kompetentny, aby dyskutować na temat ewentualnej wielkości tych trzech panów, ale jestem przekonany, że kto inny, z podobnym tupetem, mógłby nam zaproponować innych, równie wielkich. A my z pokorą Miłosza wybór akceptujemy i staramy się podążać za "mistrzem" O! I tu jest pogrzebany powód mojej następnej uwagi. Kto spowodował, że z jego ust spijamy każdą kroplę jak objawienie ?
A P O L O G E T Y K A, którą sami skutecznie uprawialiśmy. Pamiętam doskonale 1980 rok, rok "Solidarności", gdy wielcy tego świata dali Miłoszowi Nobla. Moje pokolenie NIE WIEDZIAŁO, kto zacz ? A tydzień póżniej wszyscy stali się specjalistami od poezji Miłosza. I zaczął się szał, bo my idoli potrzebujemy. Ruszyła apologetyka pełną parą.
Byłem jednym z nielicznych z mojego pokolenia, którzy Miłosza dobrze pamiętali, bo wredny "Zniewolony umysł", jak i osoba autora, reżimowego dyplomaty, i to gdzie? - w USA i Paryżu, to tematy wielu burzliwych dyskusji w domu moich rodziców.
Jeszcze raz powtarzam: CENIĘ Miłosza, za wszystkie poglądy jakie głosił po 70-ce, bo się z nimi identyfikuję, ale przestrzegam przed bezkrytycznym przyjmowaniem wszystkiego co napisał. To już czas na moją starą recenzję.
Przepraszam za moją niekompetencję, lecz dla mnie JEDYNY pozytyw to myśl znajdująca się na str. 103:
„Każdy chyba człowiek przyjmuje nieszczęście w osłupieniu, jako coś, co absolutnie nie mogło się zdarzyć, a jednak się zdarzyło. Wydaje się ono pogwałceniem niepisanej umowy z istnieniem. Ufaliśmy tej umowie, zgodnie z którą, mimo, że ludzie na ogół cierpią, my mieliśmy być oszczędzeni”.
„ULRO” - to wymysł schizofrenika Williama BLAKE’a /1757-1827/, symbol „smutnej krainy, do której odsyłał wszystkich ludzi duchowo okaleczonych - przede wszystkim uczonych, zwolenników fizyki Newtona, ale także prawie wszystkich filozofów i artystów. Swój świat budował na lekturze Biblii i na pismach SWEDENBORGA /Emanuel, 1688-1772/”.
Miłosz zaczął od Oskara Władysława de Lubicz MIŁOSZA /1877-1939/, poety francuskiego pochodzenia litewskiego, symbolisty i mistyka, który był z nim spokrewniony. Miłosz był Oskarem zafascynowany, który fascynował się Blakem, zafascynowanym Swedenborgem. Wszystkie te fascynacje odebrałem jako wydumane na potrzeby chęci uprawiania mistycyzmu. Ze względu jednak na to, że Czesław MIŁOSZ „wielkim poetą był” i modnym się stało /po ”Ziemi Ulro”/ rzucanie Swedenborgem czy Blakem w różnych, bardzo uczonych publikacjach, poświęcę im parę słów.
Swedenborg zasiadał w szwedzkiej Izbie Lordów, a w nauce odnosił sukcesy na polu fizyki, matematyki, chemii, biologii i mineralogii. Badał pochodzenie materii, a następnie próbował wyjaśnić relację pomiędzy duszą a ciałem. W 1745 r. doznawszy nadprzyrodzonych widzeń, zajął się studiowaniem teologii. W „Heavenly Arcana” /8 tomów, 1749-56/ przedłożył swoją nową religię opartą na alegorycznej interpretacji Pisma Św., według instrukcji otrzymanych rzekomo od Boga. Swedenborg utrzymywał, że w 1757 r., w jego obecności, odbył się Sąd Ostateczny, na którym zapadła decyzja o zakończeniu egzystencji Kościoła Chrześcijańskiego i powołaniu nowego, przepowiedzianego w Księdze Objawienia /tj Apokalipsie św. Jana/ jako Nowe Jeruzalem. Doktryna nowego Kościoła mówi, że głównym celem człowieka jest osiągnięcie spojenia z Bogiem poprzez miłość i mądrość. Obecnie SWEDENBORGIANIE są skupieni w dwóch oddzielnych organizacjach: General Convention of the New Jerusalem i General Church of the New Jerusalem i liczą łącznie ok 10 tys. wiernych.
Blake był grawerem i ilustratorem książek. W wierszach swoich opisywał i interpretował swoje wizje, w których, jak twierdził, doświadczył Boga, Jezusa Chrystusa, aniołów i dusz wielkich ludzi wcześniejszych czasów. Poezje, a chyba przede wszystkim ilustracje i obrazy wyrażają jego osobistą teologię, pogłębioną studiowaniem pism Swedenborga. Umarł w nędzy i zapomnieniu, ale po latach został doceniony /stał się modny: por. Norwid /. Obecnie jest uważany za jednego z najważniejszych twórców doby Romantyzmu.
Dzisiejsze podsumowanie: mimo sporego wysiłku niewiele z tej książki wyniosłe
Monday, 15 June 2015
Imre KERTESZ - "Kadysz za nienarodzone dziecko"
Imre KERTESZ - „KADYSZ ZA NIENARODZONE DZIECKO”
KERTESZ Imre /ur. 1929/, Żyd węgierski, Nobel 2002. . ŚWIETNE. W 1975 roku napisał „Los utracony”, który z „Fiaskiem” /1988/ oraz „Kadyszem..” /1990/ nazywany jest trylogią „ludzi bez losu”. Nie wydaje mnie się ta nazwa trafna, bo myśl Kertesza odczytuję, że życie to byt zaistniały bez naszej woli, zawarty między dwiema koniecznościami: urodzin i śmierci. Nie my decydujemy o naszych narodzinach, ani o naszej śmierci. Tych pierwszych można uniknąć, ale śmierci już nie..
Po przejściach obozowych bohater nie ma odwagi powołać dziecka do życia, aby nie odpowiadać za ewentualny jego koszmar podobny do przeżytego przez bohatera. To długotrwały skutek holocaustu, porównywalny z chorobą popromienną. Bohater nie nadaje się do małżeństwa, nie nadaje się do ojcostwa, nie nadaje się do.. ..życia. To żywy trup. Bo powrót do normalnego życia po Holocauście udaje się tylko niektórym..
Dlatego oburzająca jest recenzja NIEMCA /!!!/ Schmidta Thorna z „Die Zeit” zamieszczona przez Wydawnictwo W.A.B. na okładce książki:
„Bohater Kertesza to człowiek nieustępujący ani na krok, po Oświęcimiu, konsekwentnie uchylający się przed normalnością; a jednocześnie żałosny egoista, który rozkoszuje się upadkiem, wykorzystuje Oświęcim jako wymówkę, nie chcąc sprostać wymaganiom życia”.
Co za wyjątkowe BYDLĘ !!
W marcu 2012 Kertesz poprosił o azyl w Kanadzie.
KERTESZ Imre /ur. 1929/, Żyd węgierski, Nobel 2002. . ŚWIETNE. W 1975 roku napisał „Los utracony”, który z „Fiaskiem” /1988/ oraz „Kadyszem..” /1990/ nazywany jest trylogią „ludzi bez losu”. Nie wydaje mnie się ta nazwa trafna, bo myśl Kertesza odczytuję, że życie to byt zaistniały bez naszej woli, zawarty między dwiema koniecznościami: urodzin i śmierci. Nie my decydujemy o naszych narodzinach, ani o naszej śmierci. Tych pierwszych można uniknąć, ale śmierci już nie..
Po przejściach obozowych bohater nie ma odwagi powołać dziecka do życia, aby nie odpowiadać za ewentualny jego koszmar podobny do przeżytego przez bohatera. To długotrwały skutek holocaustu, porównywalny z chorobą popromienną. Bohater nie nadaje się do małżeństwa, nie nadaje się do ojcostwa, nie nadaje się do.. ..życia. To żywy trup. Bo powrót do normalnego życia po Holocauście udaje się tylko niektórym..
Dlatego oburzająca jest recenzja NIEMCA /!!!/ Schmidta Thorna z „Die Zeit” zamieszczona przez Wydawnictwo W.A.B. na okładce książki:
„Bohater Kertesza to człowiek nieustępujący ani na krok, po Oświęcimiu, konsekwentnie uchylający się przed normalnością; a jednocześnie żałosny egoista, który rozkoszuje się upadkiem, wykorzystuje Oświęcim jako wymówkę, nie chcąc sprostać wymaganiom życia”.
Co za wyjątkowe BYDLĘ !!
W marcu 2012 Kertesz poprosił o azyl w Kanadzie.
Sunday, 14 June 2015
BRONIEWSCY - "Miłość jest nieprzyjemna. Listy ze wspólnego życia"
Janina i Władysław BRONIEWSCY -
"Miłość jest nieprzyjemna"
Listy ze wspólnego życia
On /1897-1962/ - wielki patriota, żołnierz Legionów Polskich i uczestnik wojny 1920 r,. odznaczony najwyższymi orderami, w tym Virtuti Militari, uczestnik walk w 1939 r., więzień Łubianki, Saratowa i Ałma-Aty, dzięki układowi Sikorski-Majski amnestiowany, przebył cały szlag z Armią Andersa. Po zakończeniu wojny powrócił natychmiast do kraju, mimo ryzyka wynikającego z jego antysowieckiej twórczości.
U Andersa zatruwał życie ponurakom i cierpiętnikom, bo zawsze wesoły, powracał z reguły na kwaterę nad ranem w stanie upojenia alkoholowego. Dla mojego pokolenia to autor tekstu najpopularniejszego szlagieru śpiewanego na wesołą nutę pt "Elegia o Ludwiku Waryńskim". Popularność tej piosenki wynikała z p r z y m u s u szkolnego, bo każdy uczeń musiał "Elegię.." znać na pamięć. Wystarczyło zaadaptować wesołą melodię i wszyscy pięknie śpiewali. Co za obraza świętości !!! Wystraszeni nasi rodzice ograniczeni byli w stanie podpicia do śpiewania "Na lewo most, na prawo most, a w dole Wisła płynie..."
Ona /1904-1981/ z d. Kunig, opuszczona przez niego w 1938 /romans z Zarębińską/, w czasie wojny zaangażowana działaczka ZPP, a potem jeszcze gorzej, bo sekretarz POP PZPR w Związku Literatów Polskich.
Ślub wzięli w 1926.
Ten zbiór obejmuje listy od 7.04.1925 do 1939 plus postscriptum aż do śmierci poety. Świetnie opracowane przypisy to dzieło redaktorki i autorki wstępu Wioletty BOJDY. Lektura bardzo cenna, ale wymagająca skupienia i starannego czytania przypisów. W każdym razie, ja, stary, dużo nieznanych mnie dotąd szczegółów poznałem. Ale nim poznałem, to starałem się dowiedzieć czegokolwiek o sprawczyni tego całego ambarasu, czyli bliższych danych o osobie, która swoimi przypisami zapędziła mnie, biednego starca, w kozi róg, z którego już chyba nie wyjdę. Bo ta pani Bojda zmusiła mnie do poznania całej genealogii rodu Koszutskich, a potem do zadumy nad uczuciem Grycendlera, który zmienił nazwisko na Grydzewski z miłości do panienki z antysemickiej rodziny. A jeszcze na koniec znalazłem, że Halina Koszutska była nie tylko naczelną "Przyjaciółki", ale i babką Listkiewicza b. Prezesa PZPN. A to dopiero początek powiązań; tak więc w tych nieszczęsnych przypisach będę tkwił dalej zakapućkany, bez nadziei na wyjście. A o niej jedynie wydedukowałem, że jest doktorem i to młodym, bo pierwsze jej publikacje datowane są 1998 rokiem, w którym mogła jeszcze być studentką.
Tak więc ostrzegam, czytajcie przypisy bez nadmiernego zaangażowania, bo zgubicie (jak ja) samych Broniewskich i ich miłość, a ta jest najważniejsza.
A teraz tak powiem: "bąwiwanta" Broniewskiego zawsze lubiłem, książka jest genialna, czytajcie ją se sami, a ja się wyłączam na tydzień czasu, który spędzę we wspomnianych przypisach. Adieu!
"Miłość jest nieprzyjemna"
Listy ze wspólnego życia
On /1897-1962/ - wielki patriota, żołnierz Legionów Polskich i uczestnik wojny 1920 r,. odznaczony najwyższymi orderami, w tym Virtuti Militari, uczestnik walk w 1939 r., więzień Łubianki, Saratowa i Ałma-Aty, dzięki układowi Sikorski-Majski amnestiowany, przebył cały szlag z Armią Andersa. Po zakończeniu wojny powrócił natychmiast do kraju, mimo ryzyka wynikającego z jego antysowieckiej twórczości.
U Andersa zatruwał życie ponurakom i cierpiętnikom, bo zawsze wesoły, powracał z reguły na kwaterę nad ranem w stanie upojenia alkoholowego. Dla mojego pokolenia to autor tekstu najpopularniejszego szlagieru śpiewanego na wesołą nutę pt "Elegia o Ludwiku Waryńskim". Popularność tej piosenki wynikała z p r z y m u s u szkolnego, bo każdy uczeń musiał "Elegię.." znać na pamięć. Wystarczyło zaadaptować wesołą melodię i wszyscy pięknie śpiewali. Co za obraza świętości !!! Wystraszeni nasi rodzice ograniczeni byli w stanie podpicia do śpiewania "Na lewo most, na prawo most, a w dole Wisła płynie..."
Ona /1904-1981/ z d. Kunig, opuszczona przez niego w 1938 /romans z Zarębińską/, w czasie wojny zaangażowana działaczka ZPP, a potem jeszcze gorzej, bo sekretarz POP PZPR w Związku Literatów Polskich.
Ślub wzięli w 1926.
Ten zbiór obejmuje listy od 7.04.1925 do 1939 plus postscriptum aż do śmierci poety. Świetnie opracowane przypisy to dzieło redaktorki i autorki wstępu Wioletty BOJDY. Lektura bardzo cenna, ale wymagająca skupienia i starannego czytania przypisów. W każdym razie, ja, stary, dużo nieznanych mnie dotąd szczegółów poznałem. Ale nim poznałem, to starałem się dowiedzieć czegokolwiek o sprawczyni tego całego ambarasu, czyli bliższych danych o osobie, która swoimi przypisami zapędziła mnie, biednego starca, w kozi róg, z którego już chyba nie wyjdę. Bo ta pani Bojda zmusiła mnie do poznania całej genealogii rodu Koszutskich, a potem do zadumy nad uczuciem Grycendlera, który zmienił nazwisko na Grydzewski z miłości do panienki z antysemickiej rodziny. A jeszcze na koniec znalazłem, że Halina Koszutska była nie tylko naczelną "Przyjaciółki", ale i babką Listkiewicza b. Prezesa PZPN. A to dopiero początek powiązań; tak więc w tych nieszczęsnych przypisach będę tkwił dalej zakapućkany, bez nadziei na wyjście. A o niej jedynie wydedukowałem, że jest doktorem i to młodym, bo pierwsze jej publikacje datowane są 1998 rokiem, w którym mogła jeszcze być studentką.
Tak więc ostrzegam, czytajcie przypisy bez nadmiernego zaangażowania, bo zgubicie (jak ja) samych Broniewskich i ich miłość, a ta jest najważniejsza.
A teraz tak powiem: "bąwiwanta" Broniewskiego zawsze lubiłem, książka jest genialna, czytajcie ją se sami, a ja się wyłączam na tydzień czasu, który spędzę we wspomnianych przypisach. Adieu!
Saturday, 13 June 2015
Dorota KRZEMIONKA "Bliżej siebie..."
Dorota KRZEMIONKA - "Bliżej siebie"
Rozmowy z mistrzami
o życiu, uczuciach, marzeniach, relacjach, zdrowiu,
finansach i możliwości zmiany siebie
Po wielu poszukiwaniach wydedukowałem, że autorem jest redaktor Krzemionka. A, że tyle kłopotu mnie narobiła, to postanowiłem się o niej czegoś dowiedzieć. Nie za bardzo mnie się udało, ale wiem, że formalnie nosi podwójne nazwisko Krzemionka – Brzózka, że jest adiunktem /a więc ma stopień doktora/ w Instytucie Psychologii Stosowanej UJ, że dyżuruje tam w środy, że mieszka w Kielcach, że jest redaktorem naukowym miesięcznika "Charaktery" /od 1997 roku popularyzującego wiedzę psychologiczną, w sposób zrozumiały dla przeciętnego czytelnika/, że napisała książki pt "Ja to wytłumaczę", "Czym jest psychologia" oraz "Wiara, nadzieja, zdrowie. Siły, które pokonują raka", ale ile ma lat, nie wiem.
Pani Doktor jest przerażająco rozmowna, bo książka zawiera aż około 50 rozmów a na pewno nie są to wszystkie jakie ona przeprowadziła. Oczywiście taka ilość uniemożliwia napisanie jakiejkolwiek sensownej recenzji, i dlatego ograniczę się do paru fragmentów, które mnie szczególnie zainteresowały. Oczywiście taki wybór jest skrajnie subiektywny, a więc nie reprezentatywny dla całości.
Jeszcze jedno: książka przynosi głównie truizmy, "oczywiste oczywistości", które niewątpliwie autorka z doktoratem z psychologii ma w jednym palcu. Ale ona nie pisze przecież podręcznika dla studentów czy też informatora popularno-naukowego. Ona rozmawia, a ważność padających słów podnoszą autorytety. Mamy schemat polegający na tym, że "objawianą prawdę", z reguły wspomnianą "oczywistą oczywistość" autorka wsadza w usta profesor Kowalskiej, która ją wygłasza jako odkrycie wybitnej profesor Malinowskiej. Przyjrzyjmy się przykładowi z pierwszych stron /str.14-15/
PROFESOR Hanna Brycz odpowiadając na pytanie DOKTOR Krzemionki, wykorzystuje autorytet PROFESORA Bernarda Weinera:
"...Bernard Weiner z Uniwersytetu w Los Angeles twierdzi, że szukając przyczyn zachowań, automatycznie wykorzystujemy trzy wymiary. Dostrzegamy, po pierwsze, przyczyny zewnętrzne, w sytuacji, bądż wewnętrzne, tkwiące w osobie; po drugie, stałe - np trudność zadania, lub zmienne - np. przypadek, szczęście lub pech; po trzecie, kontrolowalne, czyli takie, na które mamy wpływ – np. wysiłek, lub niekontrolowalne - np. pogoda. Ale odmiennie je wykorzystujemy: własne zachowania widzimy jako odpowiedż na sytuację, czyjeś - jako wyraz cech tej osoby..." itd itp
Na marginesie doktor Krzemionka wypisuje sedno danej wypowiedzi. Tu czytamy:
"Jeżeli się spóżniłam to zawiniły korki albo klucz się zaciął w zamku. Ale gdy ktoś się spóżnia, to mógł przewidzieć korki, więc jest nieodpowiedzialny.."
Niestety, wysiłek uczonych poszedł na marne w przypadku mojej osoby bo ja Biblię czytuję a tam stoi /Ew, wg Mat. 7, 3; Łuk. 6, 41./:
"Czemu widzisz żdżbło w oku brata twego, a nie widzisz belki w oku swoim ?"
Pomijam błąd w części: "..np. przypadek, szczęście lub pech"; błąd, bo szczęścia czy pechy są podzbiorami w zbiorze przypadków, a nie zbiorami równoległymi !!!
Na stronie 25 obserwujemy "uogólnienie heideggerowskie", które maksymalnie wykorzystał Stachura nazywając swojego bohatera "Się". Polega na wygłaszaniu prawd lub bzdur bezosobowo np "Mówi się, że twoja żona ciebie zdradza". Tutaj PROFESOR Hazel Rose Markus, w dodatku była żona PROFESORA Zajonca rzecze:
"..NIEKTÓRZY uważają, że pojęcie "ja" jest stosunkowo młodym wytworem. XII wiek JEST WSKAZYWANY jako czas, kiedy zaczęliśmy myśleć o sobie jako kimś odrębnym od innych ludzi.." /podk. moje./
Wniosek: JEST WSKAZYWANE, by NIEKTÓRZY uczeni pospieszyli do biblioteki i poczytali filozofów greckich. W tym miejscu wskazane wydaje się podanie odważnego stwierdzenia ze str.93:
"Wszyscy możemy być genialni, punktualni i oczytani"
Oj ! Oj ! Nie wszyscy !!! No jeszcze na zakończenie zaskoczenie ze strony 293:
"..Mało kto zdaje sobie sprawę, że osoby, które mówią cicho, ZWYKLE są bardzo wrogie"
A mnie, moje długie życie nauczyło, że ludzie kulturalni ZWYKLE mówią cicho, a czasem nawet chamy, ale z tych nieśmiałych.
Rozmowy z mistrzami
o życiu, uczuciach, marzeniach, relacjach, zdrowiu,
finansach i możliwości zmiany siebie
Po wielu poszukiwaniach wydedukowałem, że autorem jest redaktor Krzemionka. A, że tyle kłopotu mnie narobiła, to postanowiłem się o niej czegoś dowiedzieć. Nie za bardzo mnie się udało, ale wiem, że formalnie nosi podwójne nazwisko Krzemionka – Brzózka, że jest adiunktem /a więc ma stopień doktora/ w Instytucie Psychologii Stosowanej UJ, że dyżuruje tam w środy, że mieszka w Kielcach, że jest redaktorem naukowym miesięcznika "Charaktery" /od 1997 roku popularyzującego wiedzę psychologiczną, w sposób zrozumiały dla przeciętnego czytelnika/, że napisała książki pt "Ja to wytłumaczę", "Czym jest psychologia" oraz "Wiara, nadzieja, zdrowie. Siły, które pokonują raka", ale ile ma lat, nie wiem.
Pani Doktor jest przerażająco rozmowna, bo książka zawiera aż około 50 rozmów a na pewno nie są to wszystkie jakie ona przeprowadziła. Oczywiście taka ilość uniemożliwia napisanie jakiejkolwiek sensownej recenzji, i dlatego ograniczę się do paru fragmentów, które mnie szczególnie zainteresowały. Oczywiście taki wybór jest skrajnie subiektywny, a więc nie reprezentatywny dla całości.
Jeszcze jedno: książka przynosi głównie truizmy, "oczywiste oczywistości", które niewątpliwie autorka z doktoratem z psychologii ma w jednym palcu. Ale ona nie pisze przecież podręcznika dla studentów czy też informatora popularno-naukowego. Ona rozmawia, a ważność padających słów podnoszą autorytety. Mamy schemat polegający na tym, że "objawianą prawdę", z reguły wspomnianą "oczywistą oczywistość" autorka wsadza w usta profesor Kowalskiej, która ją wygłasza jako odkrycie wybitnej profesor Malinowskiej. Przyjrzyjmy się przykładowi z pierwszych stron /str.14-15/
PROFESOR Hanna Brycz odpowiadając na pytanie DOKTOR Krzemionki, wykorzystuje autorytet PROFESORA Bernarda Weinera:
"...Bernard Weiner z Uniwersytetu w Los Angeles twierdzi, że szukając przyczyn zachowań, automatycznie wykorzystujemy trzy wymiary. Dostrzegamy, po pierwsze, przyczyny zewnętrzne, w sytuacji, bądż wewnętrzne, tkwiące w osobie; po drugie, stałe - np trudność zadania, lub zmienne - np. przypadek, szczęście lub pech; po trzecie, kontrolowalne, czyli takie, na które mamy wpływ – np. wysiłek, lub niekontrolowalne - np. pogoda. Ale odmiennie je wykorzystujemy: własne zachowania widzimy jako odpowiedż na sytuację, czyjeś - jako wyraz cech tej osoby..." itd itp
Na marginesie doktor Krzemionka wypisuje sedno danej wypowiedzi. Tu czytamy:
"Jeżeli się spóżniłam to zawiniły korki albo klucz się zaciął w zamku. Ale gdy ktoś się spóżnia, to mógł przewidzieć korki, więc jest nieodpowiedzialny.."
Niestety, wysiłek uczonych poszedł na marne w przypadku mojej osoby bo ja Biblię czytuję a tam stoi /Ew, wg Mat. 7, 3; Łuk. 6, 41./:
"Czemu widzisz żdżbło w oku brata twego, a nie widzisz belki w oku swoim ?"
Pomijam błąd w części: "..np. przypadek, szczęście lub pech"; błąd, bo szczęścia czy pechy są podzbiorami w zbiorze przypadków, a nie zbiorami równoległymi !!!
Na stronie 25 obserwujemy "uogólnienie heideggerowskie", które maksymalnie wykorzystał Stachura nazywając swojego bohatera "Się". Polega na wygłaszaniu prawd lub bzdur bezosobowo np "Mówi się, że twoja żona ciebie zdradza". Tutaj PROFESOR Hazel Rose Markus, w dodatku była żona PROFESORA Zajonca rzecze:
"..NIEKTÓRZY uważają, że pojęcie "ja" jest stosunkowo młodym wytworem. XII wiek JEST WSKAZYWANY jako czas, kiedy zaczęliśmy myśleć o sobie jako kimś odrębnym od innych ludzi.." /podk. moje./
Wniosek: JEST WSKAZYWANE, by NIEKTÓRZY uczeni pospieszyli do biblioteki i poczytali filozofów greckich. W tym miejscu wskazane wydaje się podanie odważnego stwierdzenia ze str.93:
"Wszyscy możemy być genialni, punktualni i oczytani"
Oj ! Oj ! Nie wszyscy !!! No jeszcze na zakończenie zaskoczenie ze strony 293:
"..Mało kto zdaje sobie sprawę, że osoby, które mówią cicho, ZWYKLE są bardzo wrogie"
A mnie, moje długie życie nauczyło, że ludzie kulturalni ZWYKLE mówią cicho, a czasem nawet chamy, ale z tych nieśmiałych.
Artur DOMOSŁAWSKI - "Śmierć w Amazonii"
Artur DOMOSŁAWSKI - "Śmierć w Amazonii"
Pierwszy raz recenzuję Domosławskiego /ur.1967/, więc dzielę się z Państwem stanem mojej wiedzy o nim, a ten stan jest niski i ogranicza się do sporu z wdową po Kapuścińskim, o którym Wikipedia pisze:
Wydana w 2010 książka "Kapuściński non-fiction" wzbudziła debatę w mediach nt. Biografii Ryszarda Kapuścińskiego, jego związków z reżimem PRL oraz rzetelności jego reporterskich książek. Wdowa po Kapuścińskim, Alicja Kapuścińska, wytoczyła Domosławskiemu sprawę sądową o ochronę dóbr osobistych oraz praw autorskich. Jednocześnie część publicystów broniła prawa Domosławskiego do takiego, a nie innego, przedstawiania biografii Kapuścińskiego. Inni zwracali uwagę na fakt, że Domosławski nadużył zaufania rodziny Kapuścińskich m.in. wynosząc z pracowni Kapuścińskiego dokumenty i wycinki, których według Izabeli Wojciechowskiej ("Gazeta Wyborcza", 11 marca 2010), nie zwrócił. Domosławski miał się dopuścić manipulacji przy opisie fotografii z archiwum Kapuścińskiego.
W 2013 roku nowy właściciel Świata Książki, w którym ukazała się biografia, zawarł ugodę z Alicją Kapuścińską, zobowiązując się do usunięcia czterech rozdziałów książki. Nakład został już wtedy prawie całkowicie wyczerpany, a wydawnictwu wygasała licencja.
27 maja 2015 Sąd Okręgowy w Warszawie wydał nieprawomocny wyrok, uwzględniający częściowo roszczenia Alicji Kapuścińskiej. Nakazał Domosławskiemu przeproszenie listowne powódki zaś przyszłe wydania biografii reportera mogą ukazywać się, ale bez 10-stronicowego rozdziału O miłość i innych demonach. Sąd oddalił natomiast żądanie przeprosin w mediach i wpłaty 50 tys. zł na Fundację im. Ryszarda Kapuścińskiego.."
Na marginesie tej sprawy, pozwalam sobie na uwagę, że wśród moich 690 recenzji na LC, nie znajdziecie, Państwo, ani jednej dotyczącej Kapuścińskiego. Ciekawe, no nie ?
Omawiana książka, wydana w 2013 r., ma podtytuł: "Nowe eldorado i jego ofiary" i jest, czy to się komuś podoba czy nie, thrillerem, a ten gatunek żyje fantazją. I tu pojawia się pytanie: co w tej książce jest obiektywną prawdą ? Tym bardziej, że jesteśmy po bardzo żywych wymianach poglądów /delikatnie to nazywając/ na temat prawdy i fikcji w twórczości Kapuścińskiego. Sporu nierozwiązanego odnośnie określenia granic swobody fantazjowania w reportażu.
W trakcie lektury doznałem deja vu, bo ja to znam, bo ja tym byłem karmiony przez lata PRL-u, przez lata "socrealizmu", przez lata marksistowskiej indoktrynacji, że świat się dzieli na bogatych-złych i biednych-dobrych. Ja zdobywałem wiedzę, z książek Gorkiego, który twierdził, że amerykańscy kapitaliści budują wieżowce, by biednym zasłonić słońce. Tylko, że w dawnych czasach, nawiedzeni, wcielając w życie wezwanie marksistowskie: "Proletariusze wszystkich krajów łączcie się", tworzyli jakieś tam kosmopolityczne (przepraszam, mówiło się: internacjonalistyczne) "międzynarodówki", które znajdowały sponsorów, a u Domosławskiego: ona, po przejściach z pięciorgiem dzieci, on po przejściach z dwojgiem dzieci, czyli jakby nie było 9 gęb chętnych do papusiania, a oni walczą dziś o Amazonię, jutro o ekologiczne żarcie, pojutrze.. ..z nawyku. A z czego żyją ???
Bo Domosławski ma z czego, bez względu na to czy czuje empatię do swoich bohaterów, czy tylko ją udaje, umiejętnie eksploatuje chwytliwy temat, zadowala licznych czytelników, zbiera kasę i może już jechać w następną podróż.
Reasumując: książkę czyta się nieżle, lecz jednostronne przedstawienie problemu przypomina najgorsze wzorce propagandy komunistycznej.
Pierwszy raz recenzuję Domosławskiego /ur.1967/, więc dzielę się z Państwem stanem mojej wiedzy o nim, a ten stan jest niski i ogranicza się do sporu z wdową po Kapuścińskim, o którym Wikipedia pisze:
Wydana w 2010 książka "Kapuściński non-fiction" wzbudziła debatę w mediach nt. Biografii Ryszarda Kapuścińskiego, jego związków z reżimem PRL oraz rzetelności jego reporterskich książek. Wdowa po Kapuścińskim, Alicja Kapuścińska, wytoczyła Domosławskiemu sprawę sądową o ochronę dóbr osobistych oraz praw autorskich. Jednocześnie część publicystów broniła prawa Domosławskiego do takiego, a nie innego, przedstawiania biografii Kapuścińskiego. Inni zwracali uwagę na fakt, że Domosławski nadużył zaufania rodziny Kapuścińskich m.in. wynosząc z pracowni Kapuścińskiego dokumenty i wycinki, których według Izabeli Wojciechowskiej ("Gazeta Wyborcza", 11 marca 2010), nie zwrócił. Domosławski miał się dopuścić manipulacji przy opisie fotografii z archiwum Kapuścińskiego.
W 2013 roku nowy właściciel Świata Książki, w którym ukazała się biografia, zawarł ugodę z Alicją Kapuścińską, zobowiązując się do usunięcia czterech rozdziałów książki. Nakład został już wtedy prawie całkowicie wyczerpany, a wydawnictwu wygasała licencja.
27 maja 2015 Sąd Okręgowy w Warszawie wydał nieprawomocny wyrok, uwzględniający częściowo roszczenia Alicji Kapuścińskiej. Nakazał Domosławskiemu przeproszenie listowne powódki zaś przyszłe wydania biografii reportera mogą ukazywać się, ale bez 10-stronicowego rozdziału O miłość i innych demonach. Sąd oddalił natomiast żądanie przeprosin w mediach i wpłaty 50 tys. zł na Fundację im. Ryszarda Kapuścińskiego.."
Na marginesie tej sprawy, pozwalam sobie na uwagę, że wśród moich 690 recenzji na LC, nie znajdziecie, Państwo, ani jednej dotyczącej Kapuścińskiego. Ciekawe, no nie ?
Omawiana książka, wydana w 2013 r., ma podtytuł: "Nowe eldorado i jego ofiary" i jest, czy to się komuś podoba czy nie, thrillerem, a ten gatunek żyje fantazją. I tu pojawia się pytanie: co w tej książce jest obiektywną prawdą ? Tym bardziej, że jesteśmy po bardzo żywych wymianach poglądów /delikatnie to nazywając/ na temat prawdy i fikcji w twórczości Kapuścińskiego. Sporu nierozwiązanego odnośnie określenia granic swobody fantazjowania w reportażu.
W trakcie lektury doznałem deja vu, bo ja to znam, bo ja tym byłem karmiony przez lata PRL-u, przez lata "socrealizmu", przez lata marksistowskiej indoktrynacji, że świat się dzieli na bogatych-złych i biednych-dobrych. Ja zdobywałem wiedzę, z książek Gorkiego, który twierdził, że amerykańscy kapitaliści budują wieżowce, by biednym zasłonić słońce. Tylko, że w dawnych czasach, nawiedzeni, wcielając w życie wezwanie marksistowskie: "Proletariusze wszystkich krajów łączcie się", tworzyli jakieś tam kosmopolityczne (przepraszam, mówiło się: internacjonalistyczne) "międzynarodówki", które znajdowały sponsorów, a u Domosławskiego: ona, po przejściach z pięciorgiem dzieci, on po przejściach z dwojgiem dzieci, czyli jakby nie było 9 gęb chętnych do papusiania, a oni walczą dziś o Amazonię, jutro o ekologiczne żarcie, pojutrze.. ..z nawyku. A z czego żyją ???
Bo Domosławski ma z czego, bez względu na to czy czuje empatię do swoich bohaterów, czy tylko ją udaje, umiejętnie eksploatuje chwytliwy temat, zadowala licznych czytelników, zbiera kasę i może już jechać w następną podróż.
Reasumując: książkę czyta się nieżle, lecz jednostronne przedstawienie problemu przypomina najgorsze wzorce propagandy komunistycznej.
Friday, 12 June 2015
Piotr Ibrahim KALWAS - "Salam"
Piotr Ibrahim KALWAS - "Salam"
Jeśli macie Państwo ochotę na najprzedniejszą zabawę, to szybko bierzcie się za Kalwasa /ur.1963/. Ten Polak, który został muzułmaninem, obdarzony niezwykłą spostrzegawczością i umiejętnością cennych porównań potrafi rozbawić każdego malkontenta. Spójrzmy na porównanie sławnego Bazaru Różyckiego z bazarem w Nuakszott /Mauretania/:
"Zapamiętałem taki obrazek z Różyka: w zimowy, deszczowy wieczór przy wejściu od strony Ząbkowskiej siedział fioletowy facet bez nogi, a na wymiętej gazecie przed nim leżała tylko jedna, zardzewiała śruba. Cały jego kram. Facet delirycznym głosem zachwalał zalety śruby przechodzącym ludziom... ..Na bazarze w Nuakszott, jest też sporo mężczyzn bez jednej nogi. Nie mają fioletowych twarzy i zazwyczaj nie sprzedają starych śrub. Pozbawieni kończyn z powodu chorób lub min zajmują się tu krawiectwem..."
Omawiałem wczoraj książkę Stasiuka "Dziewięć", która wielu z Państwa nie przypadła do gustu m.in. z powodu "śmierdzącej" atmosfery, brutalności i obscenicznośći w przedstawianiu rzeczywistości ostatnich 30 lat ubiegłego wieku. Macie więc Państwo teraz wspaniałą alternatywę, bo Kalwas te same lata opisuje z humorem szwejkowskim. Naśmiewa się /i to słusznie/ z "gitów" i "apropagów'", charakterystycznych dla lat siedemdziesiątych, z brzydkich nauczycielek - bezterminowo, a przede wszystkim z ich niewiedzy.
Moją sympatię zaskarbił sobie już na str. 42, gdy ironizował na temat Oriany Falacci (której nie cierpię):
"Nasze katedry są piękniejsze od ich meczetów" – pisała Oriana Falacci w swoim eseju o wyższości Świąt Bożego Narodzenia nad Ramadanem.
Ta elegancka, kulturalna kobieta widziała też podobno kiedyś grupę nielegalnych Somalijczyków, jak szczali na placu Świętego Piotra.
"A ja chcę się pieprzyć z kim chcę, jak chcę i gdzie chcę!!" - tupała nogą temperamentna Włoszka, opisując rolę kobiety w świecie islamu. I według mnie włoska dziennikarka pisała prawdę. Przewrotną prawdę. Oddawała uczucia zdecydowanej większości białych, którzy tak naprawdę gardzą wszystkimi czarnymi, ale nie przyznają się do tego, bo nie pozwala im na to fałszywa correctness panująca w krajach Zachodu....."
Mimo zapowiedzi kwestie religijne wypadły marginalnie, i całe szczęście, bo książkę zdominowały arcyciekawe autobiograficzne szczegóły z życia autora w Warszawie, jak i ze zdobywania pieniędzy poprzez pracę zagranicą. Przypomnijmy, że pochodził z bogatej, prawniczej rodziny; jako dzieciak był "apropagiem", potem "punkiem" nielubianym przez poppersów, zawsze leniem, nastawionym agresywnie do wszelkich instytucji i działań formalnych.
Tylko, że tak już bywa, że działaniom celowym, pozytywnym zawsze towarzyszą zjawiska negatywne. I tak tutaj się stało. Dokładność, drobiazgowość wspomnień doprowadziła do utraty śmieszności tekstu, czyli cała zabawność sytuacyjna została rozmydlona detalami. To jeszcze inaczej powiem: z każdą stroną częstotliwość moich eksplozji śmiechu malała. Ale zaciekawienie trwało, i dlatego książkę Kalwasa mogę polecić, jako wiarygodne żródło wiadomości o tamtych czasachś
Jeśli macie Państwo ochotę na najprzedniejszą zabawę, to szybko bierzcie się za Kalwasa /ur.1963/. Ten Polak, który został muzułmaninem, obdarzony niezwykłą spostrzegawczością i umiejętnością cennych porównań potrafi rozbawić każdego malkontenta. Spójrzmy na porównanie sławnego Bazaru Różyckiego z bazarem w Nuakszott /Mauretania/:
"Zapamiętałem taki obrazek z Różyka: w zimowy, deszczowy wieczór przy wejściu od strony Ząbkowskiej siedział fioletowy facet bez nogi, a na wymiętej gazecie przed nim leżała tylko jedna, zardzewiała śruba. Cały jego kram. Facet delirycznym głosem zachwalał zalety śruby przechodzącym ludziom... ..Na bazarze w Nuakszott, jest też sporo mężczyzn bez jednej nogi. Nie mają fioletowych twarzy i zazwyczaj nie sprzedają starych śrub. Pozbawieni kończyn z powodu chorób lub min zajmują się tu krawiectwem..."
Omawiałem wczoraj książkę Stasiuka "Dziewięć", która wielu z Państwa nie przypadła do gustu m.in. z powodu "śmierdzącej" atmosfery, brutalności i obscenicznośći w przedstawianiu rzeczywistości ostatnich 30 lat ubiegłego wieku. Macie więc Państwo teraz wspaniałą alternatywę, bo Kalwas te same lata opisuje z humorem szwejkowskim. Naśmiewa się /i to słusznie/ z "gitów" i "apropagów'", charakterystycznych dla lat siedemdziesiątych, z brzydkich nauczycielek - bezterminowo, a przede wszystkim z ich niewiedzy.
Moją sympatię zaskarbił sobie już na str. 42, gdy ironizował na temat Oriany Falacci (której nie cierpię):
"Nasze katedry są piękniejsze od ich meczetów" – pisała Oriana Falacci w swoim eseju o wyższości Świąt Bożego Narodzenia nad Ramadanem.
Ta elegancka, kulturalna kobieta widziała też podobno kiedyś grupę nielegalnych Somalijczyków, jak szczali na placu Świętego Piotra.
"A ja chcę się pieprzyć z kim chcę, jak chcę i gdzie chcę!!" - tupała nogą temperamentna Włoszka, opisując rolę kobiety w świecie islamu. I według mnie włoska dziennikarka pisała prawdę. Przewrotną prawdę. Oddawała uczucia zdecydowanej większości białych, którzy tak naprawdę gardzą wszystkimi czarnymi, ale nie przyznają się do tego, bo nie pozwala im na to fałszywa correctness panująca w krajach Zachodu....."
Mimo zapowiedzi kwestie religijne wypadły marginalnie, i całe szczęście, bo książkę zdominowały arcyciekawe autobiograficzne szczegóły z życia autora w Warszawie, jak i ze zdobywania pieniędzy poprzez pracę zagranicą. Przypomnijmy, że pochodził z bogatej, prawniczej rodziny; jako dzieciak był "apropagiem", potem "punkiem" nielubianym przez poppersów, zawsze leniem, nastawionym agresywnie do wszelkich instytucji i działań formalnych.
Tylko, że tak już bywa, że działaniom celowym, pozytywnym zawsze towarzyszą zjawiska negatywne. I tak tutaj się stało. Dokładność, drobiazgowość wspomnień doprowadziła do utraty śmieszności tekstu, czyli cała zabawność sytuacyjna została rozmydlona detalami. To jeszcze inaczej powiem: z każdą stroną częstotliwość moich eksplozji śmiechu malała. Ale zaciekawienie trwało, i dlatego książkę Kalwasa mogę polecić, jako wiarygodne żródło wiadomości o tamtych czasachś
Thursday, 11 June 2015
Andrzej STASIUK - "Dziewięć
Andrzej STASIUK - "Dziewięć"
Wydana w 2012 r., ale napisana w 1999. Stasiuk, urodzony 1960, jak jego bohater, za wczesnego Gomułki, świetnie czuje atmosferę Warszawy, tak końca lat siedemdziesiątych, osiemdziesiątych, jak i tych po transformacji tj wczesnych dziewięćdziesiątych. Szczególnie znajomość Pragi jest imponująca, ale również Dworca Centralnego i okolic, a przede wszystkim tamtejszego savoir vivre'u. Stasiuk mówi:
"Ludzie są różni. Jeden lubi kwiatki, a drugi, jak mu nogi śmierdzą..."
I właśnie o skutkach tej różności jest ta książka. W PRL-u życie było szare, wszyscy byli "równi", nie uwidaczniała się ta różność, chyba, że w naszczaniu do beczki z ogórkami w obrabowywanym sklepie. A ile radochy z tego było, bo w wyniku tego rozkosznego czynu, wszyscy, nieświadomi tego, sąsiedzi spożywali ogórki z moczem. Po transformacji nie ma miejsca na śmiech, bo nastąpiło skrajne rozwarstwienie; jedni jeżdżą luksusowymi samochodami i dysponują olbrzymimi pieniędzmi, a inni złachudrzyli się i poszli w "menelstwo". To wyszło zbyt delikatnie, więc spróbuje inaczej. Prymitywy, margines społeczny zyskał na transformacji najwięcej. Mają kasę, rządzą miastem i... ..strasznie ich to męczy. Bo czy normalny człowiek ma problemy z dobraniem ubrania nie mówiąc o dezodorancie ? Stasiuk jest wspaniały, gdy pokazuje dylemat prymitywa, który znajduje salomonowe rozwiązanie i psika jedną pachę jednym dezodorantem, a drugą - innym. Z tego sztucznego awansu społecznego wykluwa się tęsknota za młodością, gdy walili alpagi /czyli wina marki "Wino"/ w plenerze. Dalej ich łączy sentyment do wydarzeń z dawnych lat, ale coraz rzadziej i tylko chwilowo, bo nowe życie jest brutalne i ich przerasta. Dwa równoległe wątki akcji, autor uzupełnia licznymi migawkami z życia innych przygodnych ludzi.
Wyczytałem w recenzjach zarzuty wobec Stasiuka, że zanudził czytelnika numerami tramwajów i autobusów. A ja, rdzenny warszawiak, jestem mu wdzięczny za drobiazgowość, bo to ułatwia mnie przywoływać własne wspomnienia. Ponadto zauważmy absurdalność takiego zarzutu, bo czym by były "Kwiaty Polskie" Tuwima bez dokładnych tras tramwajowych poszczególnych numerów ?
Ze względu na relatywnie niskie oceny, proponuję autorowi i wydawnictwu wyposażyć następne wydanie w szczegółowe przypisy, bo nie każdy czytelnik załapie specyfikę Dworca Wileńskiego, symbolikę Ząbek czy Pustelnika, nie mówiąc o monstrualnej bliskości: niedżwiedzi, Cerkwi, Komisariatu na Cyryla i Metodego i miejsca spotkań pod pomnikiem "Czterech Śpiących".
Mam nadzieję, że Państwo zrozumieli moją specyficzną sytuację, która zmusza mnie do dania 10 gwiazdek, bo dla mnie to szczytowe osiągnięcie realizmu peryferyjnego, w którym celował Nowakowski.
Wydana w 2012 r., ale napisana w 1999. Stasiuk, urodzony 1960, jak jego bohater, za wczesnego Gomułki, świetnie czuje atmosferę Warszawy, tak końca lat siedemdziesiątych, osiemdziesiątych, jak i tych po transformacji tj wczesnych dziewięćdziesiątych. Szczególnie znajomość Pragi jest imponująca, ale również Dworca Centralnego i okolic, a przede wszystkim tamtejszego savoir vivre'u. Stasiuk mówi:
"Ludzie są różni. Jeden lubi kwiatki, a drugi, jak mu nogi śmierdzą..."
I właśnie o skutkach tej różności jest ta książka. W PRL-u życie było szare, wszyscy byli "równi", nie uwidaczniała się ta różność, chyba, że w naszczaniu do beczki z ogórkami w obrabowywanym sklepie. A ile radochy z tego było, bo w wyniku tego rozkosznego czynu, wszyscy, nieświadomi tego, sąsiedzi spożywali ogórki z moczem. Po transformacji nie ma miejsca na śmiech, bo nastąpiło skrajne rozwarstwienie; jedni jeżdżą luksusowymi samochodami i dysponują olbrzymimi pieniędzmi, a inni złachudrzyli się i poszli w "menelstwo". To wyszło zbyt delikatnie, więc spróbuje inaczej. Prymitywy, margines społeczny zyskał na transformacji najwięcej. Mają kasę, rządzą miastem i... ..strasznie ich to męczy. Bo czy normalny człowiek ma problemy z dobraniem ubrania nie mówiąc o dezodorancie ? Stasiuk jest wspaniały, gdy pokazuje dylemat prymitywa, który znajduje salomonowe rozwiązanie i psika jedną pachę jednym dezodorantem, a drugą - innym. Z tego sztucznego awansu społecznego wykluwa się tęsknota za młodością, gdy walili alpagi /czyli wina marki "Wino"/ w plenerze. Dalej ich łączy sentyment do wydarzeń z dawnych lat, ale coraz rzadziej i tylko chwilowo, bo nowe życie jest brutalne i ich przerasta. Dwa równoległe wątki akcji, autor uzupełnia licznymi migawkami z życia innych przygodnych ludzi.
Wyczytałem w recenzjach zarzuty wobec Stasiuka, że zanudził czytelnika numerami tramwajów i autobusów. A ja, rdzenny warszawiak, jestem mu wdzięczny za drobiazgowość, bo to ułatwia mnie przywoływać własne wspomnienia. Ponadto zauważmy absurdalność takiego zarzutu, bo czym by były "Kwiaty Polskie" Tuwima bez dokładnych tras tramwajowych poszczególnych numerów ?
Ze względu na relatywnie niskie oceny, proponuję autorowi i wydawnictwu wyposażyć następne wydanie w szczegółowe przypisy, bo nie każdy czytelnik załapie specyfikę Dworca Wileńskiego, symbolikę Ząbek czy Pustelnika, nie mówiąc o monstrualnej bliskości: niedżwiedzi, Cerkwi, Komisariatu na Cyryla i Metodego i miejsca spotkań pod pomnikiem "Czterech Śpiących".
Mam nadzieję, że Państwo zrozumieli moją specyficzną sytuację, która zmusza mnie do dania 10 gwiazdek, bo dla mnie to szczytowe osiągnięcie realizmu peryferyjnego, w którym celował Nowakowski.
Subscribe to:
Posts (Atom)