Monday, 4 February 2019

Marta KISIEL - „Dożywocie”


Tak  się  złożyło,   że  o  autorce  słyszałem,  ale  nic  jej  nie  czytałem  i  nagle  wczoraj  poznałem  „Szaławiłę”,  świetnie  się  bawiłem,  diabełka  grającego  na  cymbałach  pokochałem,  10/10  dałem,  a  teraz  biorę  się  za  „Dożywocie”,  czyli  idę  w  przeciwnym  niż  inni  kierunku.
No  to,  alleluja,  jak  mówi  dopiero   co  poznany  anioł,  i  do  przodu.
Proszę  Państwa,   tego  mnie  -  schorowanemu,  stetryczałemu  starcowi  -  potrzeba  było.  Od  dawna  tak  się  nie  bawiłem,  o  wszelkich  troskach  zapominając,   pochłaniałem  strony  do  białego  rana.  Potwierdziła  się  moja  wstępna  diagnoza  przedstawiona  w  notce  na  temat  „Szaławiły”:   to   humor  przypominający  najlepsze  książki  Joanny  Chmielewskiej,  z  tym,  że  język  Kisiel   jest  bogatszy  -  oczywiste,  bo  to  polonistka,  a  nie  architektka,  natomiast  poziom  intelektualny  mniej  wyszukany,  tzn.  aluzje,  nawiązania  czy  odwołania   nie  wymagają   w  większości  przypadków  wysublimowanej  erudycji  czytelnika,  dzięki  czemu    czytelne  dla  szerszej  rzeszy  czytelników.
Skoro  Chmielewskiej  z  zasady  dawałem  „dziesiątki”,  to  książkom  Kisiel,  bogatszym  w  dodatku   o  świat  fantastyczny,   też  będę  dawał  i  wychwalał,  bo  nie  ma  nic  lepszego  niż  zdrowy  śmiech   wywołany   przeuroczą,  delikatną,  a  przy  tym   dobrotliwie  ironiczną,  lekturą.
Muszę  jednak  zaznaczyć,  że  „Szaławiłę”  stawiam  wyżej,  gdyż   wielowątkowość  tutaj,  a  w  dodatku  zrywanie  niektórych  z  nich,  trochę  mnie  zmęczyło.
Takiej  rozrywki  nam  trzeba,  bez  względu  na  wiek  i  kondycję.  Pewne  10/10  w  gatunku  literatury  relaksującej!  Brawo!

No comments:

Post a Comment