Tak się
złożyło, że o
autorce słyszałem, ale
nic jej nie
czytałem i nagle
wczoraj poznałem „Szaławiłę”,
świetnie się bawiłem,
diabełka grającego na
cymbałach pokochałem, 10/10
dałem, a teraz biorę się
za „Dożywocie”, czyli
idę w przeciwnym
niż inni kierunku.
No to,
alleluja, jak mówi
dopiero co poznany
anioł, i do
przodu.
Proszę Państwa,
tego mnie -
schorowanemu, stetryczałemu starcowi
- potrzeba było.
Od dawna tak
się nie bawiłem,
o wszelkich troskach
zapominając, pochłaniałem strony
do białego rana.
Potwierdziła się moja
wstępna diagnoza przedstawiona
w notce na
temat „Szaławiły”: to
humor przypominający najlepsze
książki Joanny Chmielewskiej, z tym, że
język Kisiel jest
bogatszy - oczywiste,
bo to polonistka,
a nie architektka,
natomiast poziom intelektualny
mniej wyszukany, tzn.
aluzje, nawiązania czy
odwołania nie wymagają
w większości przypadków
wysublimowanej erudycji czytelnika,
dzięki czemu są
czytelne dla szerszej
rzeszy czytelników.
Skoro Chmielewskiej
z zasady dawałem
„dziesiątki”, to książkom
Kisiel, bogatszym w
dodatku o świat
fantastyczny, też będę
dawał i wychwalał,
bo nie ma
nic lepszego niż
zdrowy śmiech wywołany
przeuroczą, delikatną, a
przy tym dobrotliwie
ironiczną, lekturą.
Muszę jednak
zaznaczyć, że „Szaławiłę”
stawiam wyżej, gdyż
wielowątkowość tutaj, a
w dodatku zrywanie
niektórych z nich,
trochę mnie zmęczyło.
Takiej rozrywki
nam trzeba, bez
względu na wiek
i kondycję. Pewne
10/10 w gatunku
literatury relaksującej! Brawo!
No comments:
Post a Comment