Czy się
komu podoba czy
nie, to dla
mnie Pilch to
megaloman wykorzystujący swoją
wyimaginowaną odmienność w
materii spożywania alkoholu,
przynależności religijnej i
stosunku do kobiet.
Mimo, że nie
lubię jego twórczości,
to czytałem większość
jego utworów (moda),
lecz recenzowałem tylko
dwa razy stawiając
raz 7, a raz
4 gwiazdki.
Dzisiejszą notkę
zaczynam fragmentem recenzji
cenionego przeze mnie
i wielokrotnie cytowanego
Jarosława Czechowicza, zaznaczając,
że tym razem
zgadzam się z nim
jedynie w podanych
niżej zdaniach: początkowym
i końcowym:
„Bałem się, że po „Portrecie młodej wenecjanki” może być już tylko gorzej. I nie jest
wcale dobrze. Jerzy Pilch proponuje nam kolejną gorzką, tonącą w mroku i
autoironii książkę z dość ciekawym pomysłem, ale fatalną realizacją. Książkę w
dużej mierze o niczym….”
„……….Niczego
nowego. Niczego naprawdę skupiającego uwagę. Przykro jest sądzić, że Pilch nie
ma nam już nic ważnego do powiedzenia, ale ta książka – inteligentnie przecież
skonstruowana – jest monologiem, którego porządku nie można sobie jakoś
zorganizować w wyobraźni. A może po prostu mnie się to nie udało.”
Środek
recenzji Czechowicza zastępuję
krótkim: „poszarpane myśli
zdolnego megalomana”, a
łagodną dla Pilcha
całość polecam na:
Przeczytałem
również recenzje na
LC, gdzie ta
książka osiągnęła „aż”
5,67/10 (76 ocen i 22 opinie),
a to dlatego,
że oprócz dwóch
odważnych pał, w
co najmniej pięciu
przypadkach autorzy recenzji
dają dużo gwiazdek,
mimo miażdżącej krytyki
w ich własnym
tekście.
Oczywiście,
Pilch jest pewnym
zjawiskiem kulturowym i
prawdopodobnie dalej będę
go czytać, bo
lepiej się z
nim nie zgadzać
niż marnować czas
na rozmnożonych pseudo pisarzy, a
szczególnie pseudo pisarki,
które nie mają
nic do powiedzenia.
Konsekwencją mojej myśli jest inna
skala ocen dla
PISARZA Pilcha, a
inna dla amatorszczyzny pseudo
twórców.
Po tym wyjaśnieniu
mogę już postawić
PAŁĘ
No comments:
Post a Comment