Monday, 31 October 2016

Jerzy ŁOJEK - "Dzieje pięknej Bitynki"

Jerzy ŁOJEK - "Dzieje pięknej Bitynki"

Jerzy Łojek (1932 – 86), historyk ze wszystkimi stopniami, naukowymi, od 1969 związany z Instytutem Badań Literackich PAN. Wikipedia
„Opublikował ponad 350 artykułów i 34 książki, z których wiele zyskało miano bestsellerów i mimo wysokich, jak na literaturę naukową, nakładów i licznych wznowień, szybko znikały z półek księgarskich..."

Omawianą, opatrzoną podtytułem "Historia życia Zofii Potockiej 1760 – 1822" opublikował w 1970. Pamiętam, że cieszyła się dużym powodzeniem i zachwytami, które podzielałem.
Wikipedia o słynnej metresie pisze:
"..Zofia Konstantynowna Glavani primo voto Witt secundo voto Potocka, przedstawiała się także jako Sophie de Tchelitche (Celice) (1760 -1822) – stambulska kurtyzana pochodzenia greckiego, według legendy niewolnica sułtana, słynna metresa wielu osobistości, szpieg. Ulubienica europejskich salonów; jedna z najbarwniejszych postaci polskiej historii, do której przeszła jako kobieta słynąca z wyjątkowej urody (La Belle Phanariote), intelektu i licznych romansów. Znana także z przebiegłości i braku skrupułów. Na salony weszła jako żona Józefa Witta (1778-1798), a po rozwodzie z nim – jako trzecia żona Stanisława Szczęsnego Potockiego, którego poślubiła 17 kwietnia 1798 roku. …"

Profesor Łojek jest profesjonalistą i odmitologizowuje bujny życiorys pięknej Bitynki wokół którego narosło wiele legend i nieścisłości. Wyjaśnia tytuł (s. 31):
„...Centrum dzisiejszej Bursy jest oddalone niepełna 20 km od wybrzeży morza Marmara… ..starożytna nazwa prowincji, na obszarze której leżała przed wiekami Bursa – Bitynii – posłużyła.. ..Boscampowi jako przenośne określeni narodowości Zofii; nazywał ją „młodą” lub „piękną Bitynką”, a miano to zachowaliśmy w tytule niniejszej książki...”

„De gustibus non est disputandum”, ale na podstawie załączonych ilustracji, trudno byłoby mnie wzbudzić w sobie niepohamowane chucie do pięknej Bitynki. Możliwe, że to tylko kwestia ukierunkowania popędu seksualnego w danej epoce.

Obok sensacyjnej wręcz biografii Zofii Potockiej, autor urocza nas szczegółowym obrazem epoki, jakże innym od nauczanego w szkołach, i to właśnie mnie zaskoczyło i zaciekawiło do tego stopnia, że polecam Państwu historię przebiegłej kurtyzany szczególnie gorąco.

Robert JUNGK - "Jaśniej niż tysiąc słońc"

Robert JUNGK - "Jaśniej niż tysiąc słońc"

Robert Jungk, właśc. Robert Baum (1913 – 1994), austriacki publicysta pochodzenia żydowskiego. Mimo to, że "staroć", to trudno ustalić dane. Polskojęzyczna Wikipedia: "...zajmujący się futurologią.."; anglojęzyczna - "..wrote mostly on issues relating to nuclear weapons..". Udało mnie się ustalić daty wydań dwóch jego najpopularniejszych książek: oryginały w języku niemieckim "Jaśniej niż tysiąc słońc" – 1956, a "Promienie z popiołów" – 1959; po angielsku odpowiednio – 1958 i 1961 a po polsku (w odwrotnej kolejności) 1967 i 1964.
Proszę Państwa, co tam książka, najcenniejsze jest „Posłowie”, którym zabłysnął Olgierd Wołczek
Olgierd Wołczek (1922 - 1982) –fizyk, popularyzator astronautyki, autor 32 książek. Otóż jego „Posłowie” nie dotyczy książki a jest apologią sowieckiej nauki. Już w pierwszym zdaniu krytykuje Jungka, że pominął osiągnięcia radzieckich uczonych, mimo, że pisze te słowa 14 lat po straceniu Rosenbergów na krześle elektrycznym. Nie miejsce tu na rozważania, jaka rolę odegrały w kradzieży tajemnicy bomby atomowej poszczególne osoby, lecz nikt nie podważa samego faktu kradzieży. Sowieci niewątpliwie osiągnęli olbrzymi sukces, bo nie dość, że zorganizowali kradzież stulecia, to również potrafili ją wykorzystać. Tymczasem Wołczek pisze:

„Jungk przedstawił w swojej książce interesujący przebieg wydarzeń, które doprowadziły do powstania w Stanach Zjednoczonych broni jądrowej: atomowej i wodorowej Pominął natomiast zupełnie rozwój analogicznych zagadnień w Związku Radzieckim, ponieważ.. ..nie udało mu się zdobyć równie wszechstronnych informacji w tej dziedzinie...”

Nie mógł zdobyć czegoś, co nie istniało. Całe „Posłowie” jest o sukcesach ZSRR pod wodzą Kurczatowa, a o kradzieży i pośmiertnych Bohaterach Związku Radzieckiego - Rosenbergach ani słowa. Pozwalam sobie na dygresję o stanie sowieckiej nauki w tamtych latach i wspominam z rozrzewnieniem obowiązujący mnie w 1961 roku podręcznik Cziczibabina „Podstawy chemii organicznej”, w którym głoszono, że rezonans chemiczny (mezomeria) jest perfidnym wymysłem imperialistycznych naukowców z USA, którzy go propagują, by zaciemnić naukę i skierować innych naukowców na błędne tory.

No to czas na samą książkę. Niestety, o ile pierwsze rozdziały wzbudzają zainteresowanie i przynoszą wiele ciekawostek to im dalej, tym gorzej; po prostu autorowi zabrakło pary (i wiadomości). Reasumując przeczytać można, tylko po co, skoro przez 60 lat, jakie minęły od napisania tej książki, powstało wiele ciekawszych opracowań


Edgar Allan Poe - "Berenice"

Edgar Allan POE - "Berenice"

E.A. Poe w tłumaczeniu Bolesława Leśmiana; i dlatego od początku mamy przepiękne, poetyckie wyrażenia jak "spowinięty w melancholię", "kędyż się podziała", "zmurszałych ruin mej pamięci". . Utwór zaczyna motto:
Dicebant mihi sodales (…) levatas — Mówili mi towarzysze, że, gdybym odwiedził mogiłę kochanki, ulżyłbym nieco mym smutkom.
A potem mamy zmagania katalepsji z monomanią zakończone makabrą.
Tym razem Poe mnie zaskoczył, ale nie treścią, a tak superszybkim końcem, że osłupiałem.

Katalepsja, stan kataleptyczny (łac. catalepsis z gr. κατάληψις "chwytanie" od przedrostka kata 'pod, w dół' używanego również jako wzmocnienie oraz gr. lêpsis 'napad') – specyficzne zesztywnienie mięśni, połączone z zastyganiem postawy ciała oraz położeniem kończyn i wygięciem szyi, także w nienaturalnych pozycjach.
Objaw spowodowany jest wzmożeniem napięcia mięśniowego przy jednoczesnym upośledzeniu lub nawet całkowitym zablokowaniu czynności ruchowych chorego. Zesztywnienie to jest elastyczne, to znaczy ciałem chorego można poruszać. W zależności od odmiany katalepsji, po poruszeniu ciałem chorego, zastyga ono w nowej pozycji – gibkość (giętkość) woskowa lub też ciało wraca do poprzedniej pozycji.
Jeden z objawów chorobowych mogących występować w katatonii, a także w niektórych chorobach mózgu lub zatruciach. Podobne objawy można wywołać także hipnozą lub zablokowaniem receptorów dopaminergicznych (w skrajnych przypadkach – może być powikłaniem stosowania leków antypsychotycznych[
Monomania (gr. monos – jeden i mania – mania, szał) – chorobliwe opanowanie umysłu przez jedną myśl lub ideę, obsesyjne chorobliwe zainteresowanie tylko jedną sprawą, przedmiotem lub ideą. Emocjonalna monomania jest wtedy, gdy pacjent jest opanowany tylko jednym uczuciem lub kilkoma z nim związanymi. Intelektualna monomania jest wtedy, gdy ktoś opanowany jest wyłącznie jedną ideą.
Potocznie, termin monomania często wiązany jest z subkulturami, które dla opinii publicznej są ezoteryczne. Różnice między monomanią i pasją mogą być bardzo subtelne i trudne do rozpoznania.

Sunday, 30 October 2016

Grzegorz Miecugow, Tomasz Sianecki - "Kontaktowi czyli szklarze bez kitu"

Grzegorz MIECUGOW, Tomasz SIANECKI -
- "Kontaktowi czyli szklarze bez kitu"

Autoreklama. Dwóch, skądinąd sympatycznych dziennikarzy, korzystając z popularności ich programu "Szkło kontaktowe", przybliżają dowcipnie swoje i kolegów z TV i Radio sylwetki, by podtrzymać sympatię czytelników – telewidzów.

WIKIPEDIA

Grzegorz Miecugow (ur. 22 listopada 1955 w Krakowie[1]) – polski dziennikarz, redaktor radiowej Trójki, wydawca i prezenter Wiadomości w TVP1, twórca i prezenter Faktów w TVN, prowadzący program Szkło kontaktowe w TVN24. Syn Brunona Miecugowa.
Tomasz Sianecki (ur. 9 grudnia 1960 w Warszawie[1]) – polski dziennikarz radiowy i telewizyjny, reporter.
Kontaktowi, czyli szklarze bez kitu – książka Grzegorza Miecugowa i Tomasza Sianeckiego wydana 17 października 2007 roku w Warszawie nakładem wydawnictwa Świat Książki.
Pomysł na napisanie książki narodził się po sukcesie programu telewizyjnego Szkło kontaktowe, emitowanego przez stację TVN24, którego gospodarzami są właśnie Miecugow i Sianecki.
Książka opisuje kulisy powstawania Szkła; od niezbyt udanego debiutu aż po dzisiejszy jego fenomen. Przedstawia także sylwetki pięciu komentatorów: Tomasza Jachimka, Artura Andrusa, Krzysztofa Daukszewicza, Marka Przybylika oraz Wojciecha Zimińskiego, których obecność jest wpisana w formułę programu. Na końcu książki autorzy zamieszczają specjalny alfabet „czyli wszystko to, co chcieliśmy zawsze Państwu opowiedzieć, ale się wstydziliśmy” oraz specjalne posłowie, poświęcone zmarłemu w 2004roku dziennikarzowi TVN Marcinowi Pawłowskiemu.

JA: Nie znam "Szkła kontaktowego", bo mieszkam w Kanadzie, doceniam natomiast starania autorów, by czytelników książka rozśmieszyła, jak i zaspokoiła ich ciekawość. Na pewno jest to pogodna literatura relaksująca. Brak znajomości tematu uniemożliwia mnie wyższa ocenę niż na 6 gwiazdek

Wiesław WEISS - "Pink Floyd. Szyderczy śmiech i krzyk rozpaczy"

Wiesław WEISS - "Pink Floyd. Szyderczy śmiech i krzyk rozpaczy"

Czytałem niedawno Sławomira Orskiego "Pink Floyd. Psychodeliczny fenomen". Wikipedia, odnośnie tych dwóch autorów podaje:
S. Orski Pink Floyd – psychodeliczny fenomen, Rock-Serwis 1991, 1994 (reedycja poprawiona)
W. Weiss O krowach, świniach, robakach oraz wszystkich utworach Pink Floyd, In Rock 2006, Pink Floyd – szyderczy śmiech i krzyk rozpaczy, Iskry 1995, Pink Floyd – szyderczy śmiech i krzyk rozpaczy, aktualizowana i uzupełniona (reedycja poprawiona), Iskry 2002
Porównuję reakcje czytelników na LC:
Książka Orskiego: czytelników: 152 | opinie: 6 | ocena: 7,14 (58 głosów) 
Omawiana Weissa: czytelników: 168 | opinie: 7 | ocena: 7,15 (73 głosy) 
Podobieństwo niewątpliwe, to i moja recenzja podobna.
"Z Wikipedii:
".....angielski zespół rockowy założony w 1965 roku w Londynie, Ich twórczość, początkowo klasyfikowana jako rock psychodeliczny, w późniejszych latach nabrała cech rocka progresywnego. Grupa znana jest z filozoficznie zabarwionych tekstów piosenek, eksperymentów z dźwiękiem, innowacyjnego podejścia do kwestii grafiki w albumach oraz rozbudowanych występów koncertowych. Sprzedali na całym świecie ponad 250 milionów albumów...."

Jestem pełen podziwu dla autora za zebranie i opracowanie materiału w ekstremalnie szczegółowy sposób, jak i naświetleniu wielu tematów bocznych i towarzyszących. Załączone na końcu kalendarium, dyskografia i wideografia podnoszą encyklopedyczną wartość książki.
To i ocena taka sama: 8 gwiazdek

Saturday, 29 October 2016

Zygmunt TRZISZKA - "Na pohybel"

Zygmunt TRZISZKA - "Na pohybel"

Na ostatniej stronie znajduję uwagę:
"Książka jest nie autoryzowanym wywiadem, w którym są dokumenty i ulotki kolportowane przez Służbę Bezpieczeństwa"

Zygmunt Trziszka (1935 -2000 samobójstwo) - prozaik, publicysta, krytyk literacki, związany z tzw nurtem chłopskim lub wiejskim w literaturze. Ukończył Wydział Filologii Polskiej na Wyższej Szkole Pedagogicznej w Opolu.
W latach 1982–1990 był redaktorem "Miesięcznika Literackiego". W 1970 roku otrzymał nagrodę im. Piętaka za powieść "Romansoid". Zajmował się twórczością m. in. Edwarda Stachury, Tadeusza Nowaka a także Leopolda Buczkowskiego.
Kazimierz Świtoń (1931 – 2014) - radiotelemechanik, działacz opozycji w okresie PRL, współtwórca Wolnych Związków Zawodowych Górnego Śląska, poseł na Sejm I kadencji.
Był członkiem SD, z którego został wykluczony w 1977 po zaangażowaniu się w działalność opozycyjną, kiedy to przyłączył się do zainicjowanej przez KOR głodówki w kościele św. Marcina w Warszawie.
W 1978 został pozbawiony koncesji na prowadzenie tej działalności ze względu na zaangażowanie opozycyjne. W 1982 przeszedł na rentę inwalidzką, następnie na emeryturę.
Oficjalny przebieg jego walki podaje Wikipedia, natomiast według mnie wpadł w obsesyjną tragikomiczną walkę z całym światem. Mnożył teorie spiskowe i niesamowite oskarżenia...
Dzisiaj, 29 października 2016 roku wymazałem dalszą część recenzji, bo obaj twórcy tej książki nie żyją. De mortuis aut bene aut nihil.
Dodam tylko, że zajmowanie się tą książką po 23 latach od jej publikacji wydaje się irracjonalne. Właśnie dlatego stawiam PAŁĘ, by potencjalnych czytelników zniechęcić.

Friday, 28 October 2016

Antoine de Saint - Exupery - "Mały Książę"

Antoine de Saint - Exupery - "Mały Książę"

Wszystko zostało już powiedziane, więc by nie być banalnym przypomnę fragment dla dorosłych:
"...Następną planetę zajmował Pijak. Te odwiedziny trwały bardzo krótko, pogrążyły jednak Małego Księcia w głębokim smutku.
- Co ty tu robisz? - spytał Pijaka, którego zastał siedzącego w milczeniu przed baterią butelek pełnych i bateria butelek pustych.
- Piję - odpowiedział ponuro Pijak.
- Dlaczego pijesz? - spytał Mały Książę.
- Aby zapomnieć - odpowiedział Pijak.
- O czym zapomnieć? - zaniepokoił się Mały Książę, który już zaczął mu współczuć.
- Aby zapomnieć, że się wstydzę - stwierdził Pijak, schylając głowę.
- Czego się wstydzisz? - dopytywał się Mały Książę, chcąc mu pomóc.
- Wstydzę się, że piję - zakończył Pijak rozmowę i pogrążył się w milczeniu.
Mały Książę zakłopotany ruszył dalej...."

Krzysztof Łoziński, Piotr Rachtan - "Raport gęgaczy"

Krzysztof ŁOZIŃSKI, Piotr RACHTAN - "Raport gęgaczy"
O kłamstwach, manipulacjach i prawdziwych zamiarach środowiska PiS

Oceniam II wydanie z 2016 roku, w którym zmieniono autorów I wydania przesuwając Waldemara Kuczyńskiego i Marcina Makowieckiego do grona współpracujących obok Antoniego Miklaszewskiego, Sławomira Popowskiego i Pawła Wimmera.

Krzysztof Łoziński (ur.1948) - pisarz, publicysta, alpinista, mistrz wschodnich sztuk walki, działacz opozycji antykomunistycznej w okresie PRL.
Piotr Rachtan, również „wiekowy”, skoro w 1968 r był bliskim współpracownikiem Adama Michnika i „komandosów”; w 2007 - nieudany kandydat PO do Sejmu dziś dziennikarz partyjnego pisma PO „POGŁOS”

Tytuł i motto nawiązuje do utworu Szpotańskiego „Cisi i Gęgacze, czyli bal u prezydenta” (zapraszam do trzech moich recenzji utworów Szpotańskiego na LC). Motto brzmi:
„Gnomie, coś Polskę przez tak długie lata
wtrącił skutecznie w bez wyjścia kabałę,
nie myśl, że znowu zrobisz z nas wariata,
wziąć się nie damy na stare kawały..”

Wspomogę autorów optymistycznym fragmentem z finału opery:
"I tak się cały ustrój ten zawali,
bo prawnej sankcji nawet mu nie stanie,
Gęgacze wyjdą z więzień w wielkiej chwale,
a Gnom żałosnym gęgaczem zostanie."

Gwoli ścisłości przypomnijmy, że „gęgaczami” określono intelektualistów tworzących rozgadaną opozycję. Poza gęgaczami – opozycjonistami występują również „trwożliwi pseudoopozycjoniści’ zwani Białymi Gnidami. Muszę też przypomnieć, że to Szpotański powiedział:
„Polacy to naród gęgaczy i szeptaczy zbierających się w chroniące je stadka, bo pojedynczo boją się cokolwiek powiedzieć..”

Oczywisty wniosek, że autorów stać na autoironię. Wpisując się w ten nastrój stwierdzam, że czuję się jak ksiądz Benedykt Chmielowski, który redagując w roku 1746 pierwszą polską encyklopedię powszechną „Nowe Ateny”, nie widząc sensu rozwodzenia się nad oczywistościami, zdefiniował konia następująco:
„KOŃ JAKI JEST, KAŻDY WIDZI”

Podobnie ja, piszący recenzje w dniu 28.10.2016, widzę, jak każdy trzeźwy, efekty autorytarnych rządów PiS, a zamroczeni 500+ niedługo ujrzą.
Jestem w uprzywilejowanej sytuacji, konfrontując rzeczywistość z prognozami autorów i dlatego łatwo mnie skrytykować raport.
1. Autorzy nie docenili chucpy PiS i dlatego rzeczywistość przerosła ich przewidywania.
2. Autorzy nie docenili ciemnoty społeczeństwa, które omamione 500+ i innymi nierealnymi obietnicami dalej dobrze ocenia rządy PiS

Dlatego też ich starania w oświeceniu Narodu nie przyniosą ż a d n y c h efektów, póki pojedynczy obywatel nie odczuje tragicznych skutków rozdawnictwa i nietrafnych reform we własnej kieszeni.
Ponadto ta jedna książeczka skierowana w dodatku do nielicznych skazana jest na przegranie z kłamstwami i oszczerstwami, które Kaczyński doprowadził do absurdalnej perfekcji. Poza kryzysem finansowym pomóc mogą tylko ekstremalne ugrupowana młodych np. bandziorów – kiboli, gdy ich rosnące żądania nie zostaną spełnione, a wtedy ich reakcja może być nieobliczalna.
Będąc sercem i duszą z autorami muszę postawić 10 gwiazdek, ale bardziej z obowiązku niż z przekonania. Lekturę polecam, choć wydarzenia bieżące zabierają jej świeżość.

Thursday, 27 October 2016

Andrzej MICEWSKI - "Ludzie i opcje"

Andrzej MICEWSKI - "Ludzie i opcje"

Andrzej Micewski (1926 -2004) - historyk, publicysta, poseł na Sejm II kadencji. Do 1956 działał w Stowarzyszeniu "Pax', współtworzył miesięcznik "Więź" i KIK. W okresie stanu wojennego był jednym z doradców prymasa Glempa, zasiadał w Prymasowskiej Radzie Społecznej. Jako historyk opublikował kilkanaście książek, głównie na temat II Rzeczypospolitej.
W 2006 dziennik "Rzeczpospolita" podał, że Andrzej Micewski przez dziesięć lat (od połowy lat 70.) współpracował ze Służbą Bezpieczeństwa pod pseudonimami Michalski i Historyk.

W tej książce Micewski przedstawił 53 sylwetki sceny politycznej; na 270 stronach - 53 sylwetki, średnio 5 stron na wybranego. Oczywiście, wolność jest i bardzo subiektywny wybór Micewskiego zmuszeni jesteśmy zaakceptować, ale mam prawo wyrazić zdziwienie, że redaktorzy Wydawnictwa nie zaprotestowali przeciw mieszance wybuchowej porządnych ludzi ze zbrodniarzami w rodzaju „krwawej Luny” Brystygierowej.

Niech przykład Brystygierowej posłuży do oceny wartości książki, bo Micewski pisze przede wszystkim o jej urodzie, wykształceniu i stwierdza (s. 54):
„...Z powołania pisarka, była tez miłośniczką poezji francuskiej, estetką...”

Tymczasem w Wikipedii czytam:
„...Nadzorowała ona pierwszy etap śledztwa: osobiście katowała zatrzymanych, miała własne wyrafinowane metody znęcania się nad nimi (np. biła pejczem mężczyzn po genitaliach i przycinała je szufladą). Ofiarą takich tortur padł m.in. szef propagandy PSL na województwo olsztyńskie Szafarzyński, który wkrótce po sesji przesłuchań zmarł z ogólnego wycieńczenia. Jeden z uwięzionych tak ją wspomina:”zbrodnicze monstrum przewyższające okrucieństwem niemieckie dozorczynie z obozów koncentracyjnych”. Żołnierz AK i były więzień polityczny Anna Rószkiewicz-Litwinowiczowa tak wspomina Brystigerową w swojej książce „Trudne decyzje”: „Julia Brystygierowa słynęła z sadystycznych tortur zadawanych młodym więźniom, była zdaje się zboczona na punkcie seksualnym i tu miała pole do popisu”….”

Nie miejsce tu na szczegóły o „krwawej Lunie”, natomiast wypuszczanie książki w 1993 roku, w Wolnej Polsce, z pozytywnym wizerunkiem najgorliwszej oprawczyni reżimu jest skandalem

To tylko przykład, lecz w ogóle nie znalazłem ANI JEDNEGO wizerunku „uczciwego” bądź coś wnoszącego do całości ogólnie znanej.

A do tego niesmak gdy po 18 stron po „krwawej” Lunie czytam o Prymasie Wyszyńskim, a po następnych 20 o Karolu Wojtyle, tym bardziej, że Micewski nie ma dosłownie nic ciekawego o JP II do powiedzenia. Jeszcze o sąsiedztwie: Prymasa od Kliszki dzielą 4 strony. Niedobrze się robi.

Bardzo zła i tendencyjna książka, która winna być wycofana z obiegu

Wednesday, 26 October 2016

Stanisław OSSOWSKI - "O strukturze społecznej"

Stanisław OSSOWSKI - "O strukturze społecznej"

Stanisław Ossowski (1897 – 1963) wraz z żoną Marią (1896 - 1974), był jednym z największych a u t o r y t e t ó w intelektualno - moralnych w powojennej Polsce, przyczynił się w znacznym stopniu do odbudowy znaczenia socjologii polskiej.
Był przedstawicielem orientacji humanistycznej, dostrzegał zasadnicze różnice pomiędzy naukami przyrodniczymi a społecznymi. Sądził, że wszystkie zjawiska życia społecznego mają aspekt świadomościowy. Na przykład więź społeczna, szczególnie etniczna czy narodowa, jest efektem wyobrażeń i przekonań. Ich formy patologiczne takie jak rasizm czy szowinizm Ossowski zdecydowanie piętnował, chwaląc jednocześnie przejawy pozytywne takie jak patriotyzm („ojczyzna prywatna” lub „ojczyzna ideologiczna”).
W 1965, już po śmierci Profesora, Maria Ossowska (z Kołakowskim i Kotarbińskim) sporządziła opinię w sprawie pojęcia wiadomości - p. moja notka pt "Aneks" na: wgwg1943.blogspot.com/2013/11/aneks-ossowskiej-i-koakowskiego.html
która została wykorzystana przez obronę w procesie Kuronia i Modzelewskiego, oskarżonych o "rozpowszechnianie (..) fałszywych wiadomości" w napisanym przez nich "Liście otwartym do Partii".
Omawiane wydanie to przedruk dwóch prac z "Dzieł" t. V: "Zagadnienia struktury społecznej" oraz "Struktura klasowa w społecznej świadomości".
Według Ossowskiego, struktura społeczna to system międzyludzkich zależności, dystansów i hierarchii zarówno w nieorganizacyjnej, jak organizacyjnej formie, na który składają się następujące rodzaje stosunków społecznych: funkcjonalne, dychotomiczne i gradacyjne.
Ossowski pisze dostępnie nawet dla laików, więc jako jeden z nich, przebrnąłem szczęśliwie do końca, lecz przyznam szczerze, że zrobiłem to nie z zainteresowania socjologią, a w ramach kultu Stanisława i Marii Ossowskich, w jakim zostałem wychowany.

Janusz ROLICKI - "Edward Gierek: przerwana dekada"

Janusz ROLICKI - "Edward Gierek: przerwana dekada"

Janusz Rolicki (ur. 1938) - dziennikarz w latach 1970 – 1981 członek PZPR, autor licznych zbiorów reportaży i wywiadów – rzek z Edwardem Gierkiem.
Edward Gierek (1913 – 2001) - I Sekretarz KC PZPR w latach 1970 -80, autor pytania: "Pomożecie?"

Na podstawie własnych wspomnień i Wikipedii podaję dwie daty tworzące klamrę obejmującą tytułową dekadę.
Podczas spotkania Edwarda Gierka ze stoczniowcami w Gdańsku 25 stycznia 1971 roku padły pamiętne słowa I sekretarza KC PZPR:
"No, więc jak - pomożecie?
W tym momencie na sali rozległy się burzliwe oklaski...."

18 maja 1981 stanął przed powołaną przez PZPR komisją Grabskiego. W lipcu tego samego roku został usunięty z partii, co było ewenementem na skalę całego bloku wschodniego…

Nie miejsce tu na obronę bądź atak na Gierka, bo ocenie podlega wywiad – rzeka i jej autor. Nim to zrobię muszę przypomnieć, jak najbardziej aktualne, stwierdzenie Norwida („Myśli o Polsce i o Polakach” s. 57):
„My pochodzimy ze społeczeństwa jedynego na globie, w którym nie ma ani jednego czymkolwiek bądź wyższego obywatela, który by zelżonym od rodaków albo upoliczkowanym i nawet obitym nie był”

Muszę również przypomnieć, że w trakcie mojego długiego życia, nikt nie otrzymał większego wsparcia rozentuzjazmowanego społeczeństwa niż poprzednik Gierka - tow. Wiesław w 1956 roku, obecnie - w 1970 roku, opluty, zgnojony, obarczony całkowitą odpowiedzialnością za niepowodzenia systemu systematycznie zmierzającego do samozagłady. A więc atmosfera upadku Gierka 10 lat później to „nil novi sub sole”.

Muszę przypomnieć, że również ówczesna TVP traktowała społeczeństwo jako ciemny motłoch, pokazując kolorowy telewizor w rządowym ośrodku koło Spały, jako element luksusu i złodziejstwa Gierka, które doprowadziło do „koszmarnego” zadłużenia Polski.

W tych okolicznościach muszę wspomnieć, że dane mnie było opiniować wszystkie wnioski inwestycyjne dużego Zjednoczenia i osobiście wyliczać wskaźnik efektywności ekonomicznej każdego przedsięwzięcia inwestycyjnego. O braku kompetencji osób decydujących, niech świadczy fakt, że efekt ustawowej zmiany licznika z mianownikiem we wzorze na E - wskaźnik efektywności, pozostawał kompletnie poza ich możliwością percepcji i nie byli w stanie zrozumieć, że dotychczas wymagany jak najwyższy wskaźnik, teraz winien być poniżej jednego. Wszystkie inwestycje miały zaniżane koszty, skrócone czasy realizacji i wzięte z chmury przewidziane efekty mające zapewnić spłatę kredytu. Wszyscy kłamali, by wejść do planu, a potem polskie „jakoś to będzie”. Kupowano maszyny i urządzenia, które w błocie i śniegu czekały latami na montaż w budynkach pod które nie zaczęto nawet kopać dołu. Niekompetencja doprowadzała do humorystycznych sytuacji, a powszechny brak znajomości obcych języków powodował co chwilę „qui pro quo”. Z Wikipedii (hasło Gierek):
„Wielu inwestycji nigdy nie ukończono, głównie z powodu źle skonstruowanego programu inwestycyjnego, który nie bilansował się, co spowodowało zbyt duże dysproporcje w całej gospodarce, doprowadzając przede wszystkim do kryzysu energetycznego i transportowego, związanego z brakiem rozbudowy infrastruktury kolejowej (największe środki przeznaczono na drogi krajowe)....”
Ale, za niepowodzenia, obarczono tylko Gierka.

Czas na ocenę książki: niestety, jest żałośnie subiektywna. Obrona Gierka to personalny atak na innych, pozbawiony analizy własnych błędów. Tym samym „jabłko niedaleko padło od jabłoni”. Nie zapominajmy, że Gierek był częścią tego systemu, wg Wikipedii należał do „puławian”, moim zdaniem, szczególnie odpowiedzialnych za Polskę

Tuesday, 25 October 2016

Jan BRZECHWA - "Przygody Pchły Szachrajki"

Jan BRZECHWA - "Przygody Pchły Szachrajki"

Jan Brzechwa (1898 – 1966) właściwie Jan Wiktor Lesman, brat stryjeczny Bolesława Leśmiana, autor „Kaczki Dziwaczki”, „Szelmostw Lisa Witalisa”, cyklu z Panem Kleksem, no i „Przygód Pchły Szachrajki” (1946).

W "Moim Dzienniku" pod datą 27.08.2011 znajduję notatkę:
"W związku z nazwaniem przez Tuska pchłą – szachrajką – Kaczyńskiego, przypominam początkową strofę:
...Była sobie Pchła Szachrajka.
Niesłychana rzecz po prostu,
By ktoś tak marnego wzrostu
I nędznego pchlego rodu
Mógł wyczyniać bez powodu
Takie psoty i galgaństwa
Jak Pchła owa, proszę państwa..."

Bardzo mądra bajka z morałem

Wychowałem się na Brzechwie i Leśmianie, a dzisiaj dochodzą mnie słuchy o protestach przeciwko nazwaniu szkoły imieniem Brzechwy, bo Żyd. Apostołowie i Ewangeliści też

Peter WATTS - "Echopraksja"

Peter WATTS - "Echopraksja"
Skoro dałem 1 gwiazdkę "Ślepowidzeniu", to tu powinienem dać mniej, a nie umiem. Przy ogólnym zachwycie, okazuję się "nieczasowym", starym zgredem, który jest tępy i nic nie rozumie. Jak jeden mówi, że jestem pijany, to się przeciwstawiam, ale jeśli dziesięciu tak twierdzi to idę spać; toteż nie podejmuję dyskusji, ino zaznaczam swoje votum separatum - pałą, bo nec Hercules contra plures czyli i Herkules d..., kiedy wrogów kupa. Czas umierać!

Stefan KISIELEWSKI "KISIEL" - "Lata pozłacane, lata szare"

Stefan KISIELEWSKI - "Lata pozłacane, lata szare"

Stefan Kisielewski - "Kisiel" był, obok "Kibica" (Urbana), "Hamiltona" (Słojewskiego), "Bywalca" (Passenta) oraz KTT (Toeplitza), najpopularniejszym felietonistą PRL. Pełnili oni role „gwizdków bezpieczeństwa” reżimu, podobnie jak kabarety studenckie czy „Koń” i „Owca” Dobrowolskiego. Czyli pompatycznie mówiąc „podtrzymywały ducha narodu”.
Do niniejszego zbioru felietonów z lat 1945 – 1987 podchodzę z dużą rezerwą, bo jestem po lekturze pośmiertnie wydanych „Dzienników”, które, niestety, odkryły prawdziwe, wykrzywione oblicze Kisiela. W recenzji „Dzienników” pisałem:
„..Piszę opinię na podstawie wydania z 2001 roku, tj 10 lat od jego śmierci i tak sobie myślę, że jeszcze następne 10 lat zwłoki by się przydało, bo pióro Kisiela jest kąśliwe, subiektywne, czasem do bólu szczere, nawet wobec przyjaciół i bliskich znajomych.…"
i kończyłem ją uwagą:
„...Kisielewski wyznaczył pięcioletni okres kwarantanny dla "Dzienników", bo zdawał sobie sprawę, że zszokuje i zawiedzie wielu znajomych, a część z nich oceni jego postępowanie jako WREDNE….”
I niestety okazało się, że ta „wredność” psuje mnie przyjemność aktualnej lektury. Nie chcąc się powtarzać, polecam moje recenzje wspomnianych „Dzienników” (6 gwiazdek), jak i „Bez cenzury” i „Felietonów pod choinkę” (po 8 gwiazdek)..
Wydawnictwo "ZNAK” wydało ten zbiór - 756 stron - bez jakichkolwiek przypisów, dzięki czemu jest on nieczytelny nawet dla mnie starego wiekiem i stażem czytelniczym felietonów Kisiela. Trudno wymagać od młodego czytelnika, by co chwila szukał w Wikipedii kto zacz, tym bardziej, że znalezione tam wiadomości mają się często nijak do treści felietonu. Dla przykładu w dwóch pierwszych felietonach pojawiają się dwie fascynujące postacie: Jerzy Borejsza i Jan Kott. Żeby zrozumieć stosunek Kisiela do nich, trzeba o nich coś wiedzieć, a tu i Wikipedia jest zbyt powściągliwa. A sprawa jest istotna, bo ich nazwiska pojawiają się wielokrotnie, a ilokrotnie nie powiem, bo Panom Redaktorom ze „ZNAKU” nie przyszło nawet do łba sporządzić indeks nazwisk.
Co ciekawe nie można nikogo personalnie wskazać, bo jedynym nazwiskiem, jakie udało mnie się znaleźć jest autor opracowania graficznego. Wyśledziłem i już wiem kto w 1987 roku, jako szef ZNAKU ponosi za to „dyrektorską” odpowiedzialność; to niestety, nieodżałowany Jacek Woźniakowski (1920 - 2012), który jak widać, miał nieodpowiedzialnych podwładnych.
Mimo tych wad daję 8 gwiazdek ze względu na wartość poznawczą nie do przecenienia.

Sunday, 23 October 2016

10 AUTORÓW - "10 x miłość"

Izabela Filipiak, Tomasz Jastrun, Jerzy Pilch, Katarzyna Pisarzewska, Hanna Bakuła, Agnieszka Stefańska, Manuela Gretkowska, Janusz Leon Wiśniewski, Maria Nurowska, Grażyna Szapołowska - "10 x miłość"

Co o tym myślę, będzie na końcu, a ja zaczynam przegląd, nie według książkowej kolejności, lecz według spadającej mojej sympatii bądź stopnia znajomości.
Na pierwszy ogień pewna firma tzn Maria Nurowska, znana z dobrego pióra, recenzowana przeze mnie tylko siedem razy bo niektóre inne jej pozycje czytałem dawno, gdy nie bawiłem się w opiniowanie. Plon różnorodny, bo jedna dziewiątka, cztery siódemki i dwie wpadki o których nie ma potrzeby tu mówić. I tym razem - udane opowiadanie o miłości polskiej pisarki i amerykańskiego biznesmena. Pewne 7 gwiazdek.

Talentu pisarskiego Grażyny Szapołowskiej nie znam, lecz trudno byłoby nie zauważyć jej kreacji aktorskich. Jej opowiadanko rozbrajająco banalne, by nie użyć mocniejszych słów. Lepiej niech zostanie przy aktorstwie
I to jest pierwszy sygnał świadczący o klapie tej książki spowo dowanej złą koncepcją bądź też wadliwym doborem autorów.

Czas na Manuelę Gretkowską co do której twórczości mam mieszane uczucia uwidocznione dwiema siódemkami dla „Silikonu” i „Polki”, a o dwóch innych wolę nie mówić. Niestety w przypadku opowiadania z tego zbioru, też lepiej nie mówić.

Tomasza Jastruna znam tylko „Grę wstępną” przy lekturze której świetnie się bawiłem i oceniłem na 7 gwiazdek. Tym razem: rozczarowanie, szkoda gadać...

Nie lubię megalomana Jerzego Pilcha i unikam recenzowania jego utworów. Doceniłem jednak jego „Tysiąc spokojnych miast:” dając 7 gwiazdek. Tutaj, niestety, znowu obsesyjne ględzenie o alkoholu plus banalny seks ze starą aktorką. Szmira.

Pozostałych autorów nie recenzowałem, chociaż o niektórych (Bakuła, Wiśniewski) słyszałem. I tym razem tak pozostanie bo szkoda czasu.
Reasumując jedna z najgorszych składanek jakie w życiu widziałem! Wydał to-to „Świat Książki”

Fred VARGAS - "Z mroków przeszłości"

Fred VARGAS - "Z mroków przeszłości"

Fred Vargas to pseudonim francuskiej historyczki, archeolożki i pisarki Frederique Audoin -Rouzeau (ur. 1957). Jej kryminały wygrały trzy sukcesywne International Dagger Awards ustanowione przez Crime Writers Association, w latach 2006, 2008 i 2009. Jest pierwszą autorką tak uhonorowaną. Zaczęła publikować w 1991, a ta omawiana jest z 1997 roku i jest trzecią z serii Les Evangelistes.
Tytuł serii nawiązuje do przezwiska trzech przyjaciół: Marka, Łukasza i Mateusza - Ewangelistów, którzy pomagają byłemu policjantowi Ludwikowi w rozwiązaniu serii makabrycznych zbrodni, a wszystko z sentymentu do emerytowanej paryskiej prostytutki. Dużo dobroci, miłości, przyjaźni, a wszystko okraszone ironią, skutkuje świetną relaksową lekturą od której nie sposób się oderwać. I dlatego, na pewno, 10 gwiazdek w kategorii kryminałów,

Saturday, 22 October 2016

Wojcech ŻUKROWSKI - "Porwanie w Tiutiurlistanie"

Wojciech ŻUKROWSKI - "Porwanie w Tiutiurlistanie"

Nie byłoby tej notatki, gdyby nie zakłamanie w notatce redakcyjnej na LC, promującej omawianą książkę i eksponującą znajomość Żukrowskiego z Karolem Wojtyłą. Ten reżimowy sługus nie nadaje się na pozytywnego bohatera.
Zacznę od jego "genialnej" książki. Czytelnicy dali jej na LC - 5,94 przy 297 ocenach i 14 opiniach tzn że to jest to chała czyli knot. Tymczasem redakcja pisze:
"..Powieść wpisana na międzynarodową listę IBBY, International Board Books for Young People, która zbiera światowe arcydzieła literackie dla dzieci i młodzieży.
Porwanie w Tiutiurlistanie od dziesięcioleci cieszy się niesłabnącą popularnością wśród czytelników....
.....Wojciech Żukrowski w mistrzowski sposób konstruuje wciągającą, pełną niezwykłych zwrotów akcji fabułę z elementami powieści awanturniczej, baśni oraz fantasy - dzięki temu Porwanie w Tiutiurlistanie jest świetną lekturą zarówno dla młodszego, jak i starszego czytelnika.
Niezwykłe przygody trójki przyjaciół - koguta Pypcia, kota Mysibrata oraz lisicy Chytraski - opowiedziane z humorem, trzymają w napięciu do ostatniej strony!"

Ocena 5,94 zaprzecza bzdurnemu twierdzeniu, że to arcydzieło, a skromna ilość ocen ośmiesza twierdzenie o "niesłabnącej popularności wśród czytelników".

Jeszcze gorzej z prawdą o autorze, wyjątkowo wiernym i wielce zasłużonym sługusie reżimu. Redakcja powiadamia nas, że...:
"....W czasie okupacji poznał Karola Wojtyłę, późniejszego papieża Jana Pawła II. Przyjaźń z Wojtyłą trwała do samej śmierci Żukrowskiego.
W latach 50. XX wieku dużo przebywał poza Polską, najczęściej w krajach azjatyckich (Wietnam, Chiny, Indie, Laos). Jednym z rezultatów tych wypraw były późniejsze książki...."

To wizerunek pozytywnego Polaka a nie reżimowego agenta; agenta bo korespondentami wojennymi zostają tylko zaufani ludzie!!! Skonfrontujmy to z Wikipedią, która również stara się upiększyć Żukrowskiego życiorys, ale jednak podaje:
„Wojciech Żukrowski.. ..poseł na Sejm PRL VI, VII, VIII i IX kadencji.. ..W latach 1945 -1947 jako oficer ludowego Wojska Polskiego dowodził IV Samodzielny Batalionem Samochodowy, jednostka specjalna pozostającą do dyspozycji wojewody katowickiego, generała Aleksandra Zawadzkiego…
...W latach 1953 - 1954 przebywał w Wietnamie i Chinach jako korespondent wojenny..
….W latach 1956 -59 pracował jako radca ambasady PRL w Nowym Delhi w Indiach.. ..W 1961 przebywał w Laosie.. …W 1964 podpisał list pisarzy polskich, protestujących przeciwko „listowi 34”, wyrażając „protest przeciwko uprawianej na łamach prasy zachodniej oraz na falach dywersyjnej rozgłośni radiowej Wolnej Europy, zorganizowanej kampanii, oczerniającej Polskę Ludową”. W 1968 członek Komitetu Frontu Jedności Narodu… …W latach 1983 – 1989 był przewodniczącym Krajowej Rady Towarzystwa Przyjaźni Polsko – Radzieckiej… ..W 1981 jednoznacznie i publicznie poparł generała Wojciecha Jaruzelskiego i wprowadzenie stanu wojennego. W środowiskach warszawskiej solidarnościowej inteligencji organizowano wtedy akcje protestacyjne i zwracano Wojciechowi Żukrowskiemu jego książki,...”

Żadne próby wybielania tego konsekwentnego klakiera reżimu mnie nie przekonają, bo, tam i wtedy, żyłem, kochałem i cierpiałem. Oczywiście, uznając pogląd Giedroycia, jestem w stanie oddzielić dzieło od moralności jego autora. Tylko, że tu nie ma dzieła, a książczyna, którą Państwo ocenili na 5,94, co postaram się skorygować moja pałą. Dodajmy jeszcze, że Wielcy Pisarze błagali o przydział papieru w PRL-u, w który Żukrowski był dobrze zaopatrzony i co by na jakikolwiek temat, nie nagryzmolił, było priorytetowo wydawane,




Friday, 21 October 2016

Iwan BARKOW Aleksander PUSZKIN - "Panieńskie igraszki"

Iwan BARKOW, Aleksander Puszkin - "Panieńskie igraszki"

Wyjaśnijmy, że Puszkin został dopisany by przyciągnąć czytelnika, a cała jego obecność to poemat pt "Cień Barkowa" zajmujący 13 stron.
Na podstawie Encyklopedii PWN podaję:
Iwan Semionowicz Barkow (1732 – 1768) - rosyjski poeta i tłumacz, syn duchownego prawosławnego, zyskał szeroką popularność jak twórca krążących w odpisach, rubasznych, obscenicznych wierszy, posłań, ód i bajek.
Mianowany ojcem rosyjskiej poezji obscenicznej stał się głównym autorem omawianego zbioru, który oprócz Puszkina uzupełnia Lukasz Mudiszczew. Zbiór wydany w Polsce w 1994 wzbogacił ilustracjami Franciszek Starowieyski (1930 – 2009)

Obsceniczność to mało powiedziane; to siermiężna, słowiańska rubaszność w stylu Fredry, której nie przystoi słuchać li czytać młódkom.
Nawet tytułów niektórych wierszy nie mogę podać, bo Administracja LC by ich nie przepuściła

Peter WATTS - "Ślepowidzenie"

Peter WATTS - "Ślepowidzenie"

Zdarzyło mnie się przeczytać i zrecenzować "Kroki w mieznane. Almanach fantastyki 2010" i właśnie stamtąd znam Wattsa. Pisałem wówczas:
"..Peter Watts (1958) "Rzeczy". Wg Obarskiego (s. 579):
"...autor sięgnął do kultowego filmu 'The Thing" (1982), będącego mieszanką horroru i science – fiction. Opowiedział całą historię raz jeszcze, tyle że z zupełnie innego punktu widzenia...."
Koncepcję zespolenia biomasy versus indywidualizm człowieka zrozumiałem, tym bardziej, że biomasa skojarzyła mnie się z wyższą inteligencją oceanu magmy u Lema. Gorzej z wykonaniem: sknocić tak ciekawy pomysł to sztuka; wyszła nuda, a ze spodziewanego horroru nic nie pozostało. Dla mnie - przeciętność tzn 3 gwiazdki..."

Odbiór "Ślepowidzenia" wg Wikipedii:
Carl Hayes w recenzji dla Booklist napisał „Watts umieszcza masę nie dających spokoju idei, wystarczyłoby ich na kilka powieści, co więcej nadaje nowy rozmach wszystkim najważniejszym motywom od rzeczywistości wirtualnej po biologię pozaziemską“. Kirkus Reviews pisze „Watts zbytnio komplikuje i wszystko co oferuje to ciągłe poszukiwanie, mieszanie szyków, wyzwania i czasem przeszywające uczucie ciekawości”. Jackie Cassida „Watts doskonałą umiejętnością narracji wciąga swoich czytelników w niesamowitą opowieść“. Publishers Weekly „Watts w zadziwiający i oryginalny sposób opowiada znaną historię Pierwszego Kontaktu”
Odbiór wg LC:
1876 ocen; 215 opinii; średnia 7,83

Czas umierać, bo dla mnie to bełkot absolutnie nie do przyjęcia, całkowity organiczny brak finezji. Jeszcze nim umrę wspomnę o towarzyszach niedoli z LC:

eR: Straszliwie i potwornie nudna.
Nie da się tego czytać.
Sami entuzjaści widzę,nie wiem co w tej książce dobrego znaleźli.
Pisarz -jakby się naćpał i umieścił na stronach pierwszy bełkot,jaki mu przyszedł do głowy.

Lena: Bełkotliwe, męczliwe, niespójne. Obrazowanie jak na prochach, postacie papierowe. Ciężko dotrwać do końca i nie urwać szczęki od ziewania.

Nesihansu: Prawie same dobre recenzje. Cóż, nie posądzam autorów ich wszystkich o snobizm, może rzeczywiście znależli w lekturze to, co twierdzą, że znaleźli. Nowatorskie? Genialne? Dla mnie to był jeden nieprzerwany bełkot. Nie jestem w stanie powiedzieć o czym właściwie była ta książka. Usiłowałam skupić się na tekście ale moje myśli co i rusz nieuchronnie odlatywały w kosmos. To nie jest tak, że unikam tytułów które wymagają wysiłku intelektualnego aby je zrozumieć. Ale jeśli już mam się wysilać to wolę coś popularnonaukowego np z fizyki. Nigdy więcej Petera Wattsa.

Mojrzesh: Bałem się przejrzeć opinie na temat tej powieści. Bałem bo z każdej przeczytanej recenzji bił blask geniuszu opiewany przez recenzentów. Bałem bo do mnie ten geniusz jakoś nie doleciał. Nie rozumiem czemu zachwycać się tym technologiczno egzystencjalnym żargonem, który według mnie jest kompletnie nie strawny a powieść mnie tylko nużyła, po lekturze byłem tylko zmęczony. Nie rozumiem geniuszu Ślepowidzenia gdzie już wiele lat temu Stanisław Lem w Solaris opisał identyczna sytuacje (próba kontaktu z obcym bytem) i zrobił to w o wiele przystępniejszy i ciekawszy sposób. Notabene Solaris ubóstwiam od lat.

rad88: Ksiazka jest bardzo slaba, chaotyczna. Narracja jest niespojna, postaci sa nieczytelne na rowni z dialogami. Nie sadze ze to tylko kwestia polskiego tlumaczenia. Autor szafuje pojeciami ktorych nie rozumie, konstruuje jakies belkotliwe wywody na rozne pseudo-naukowe tematy rzekomo wokol natury ludzkiej swiadomosci. Nie wiele z tych wynurzen wynika. Do tego jeszcze jacys obcy. Ogolnie pozycja bardzo meczaca i nic nie wnoszaca do swiata pozycji S-F. Po prostu meczacy belkot grafomana. 
Wysoka note na stronach takich jak ta czy biblionetka pl moge wytlumaczyc jedynie albo sponsoringiem wydawcy, albo tym ze wiekszosc ludzi oceniajacych to dzielo nigdy nie mialo stycznosci z wartosciowym S-F takich autorow jak Asimov, Philip K. Dick czy Zajdel.

Kika: Psuedonaukowy chaos, treść nie tworzy fabuły, postacie trudne do uchwycenia, właściwie nie wiem, jakie są. Żargon nieczytelny, opisy przesadnie literackie - kto o wypuszczaniu sond pisze o "porodzie"?! Dla mnie to słaba pozycja ze względu nie na pomysły sf, ale kaleką formę. Nie wiem, czy autor silił się na "poetyckość" czy tłumacz poległ na froncie, ale końcowy efekt mierny.

Polu: Ale jazda, jakby się człowiek w psychiatryku znalazł

Wiseman: Nie gustuję w tym gatunku, ale znajomi polecali, to przeczytałem. Przykro mówić, ale dla mnie z literaturą ma to niewiele wspólnego, totalny bełkot. Bardziej niż sama książka podobało mi się posłowie. Żeby nie było - miałem styk z matematyką i fizyką na poziomie uniwersyteckim i Hawkinga czytam z przyjemnością ;)

Lintu: "Redefinicja fantastyka naukowej". "Genialna, egzystencjalna opowieść". Niestety uwierzyłem w te hasła. Gdyby nie to, być może dodałbym +1 do oceny.
Uważam się za dość nieźle wyrobionego i oczytanego osobnika, ale nie mam pojęcia, o czym była ta książka i w czym leży jej wartość. Nie rozumiem, co się w niej działo, dlaczego i przede wszystkim po co. Fabuła jest miałka, sztampowa do bólu i rozwijana w ślimaczym tempie, do tego poszatkowana i niespójna. Postaci są płaskie, płytkie i nijakie, a marne próby ich psychologizacji wzbudzają jedynie pusty śmiech i poczucie narastającego absurdu. W niczym nie pomaga pseudonaukowy bełkot, któremu nie udaje się ani trochę przykryć dziur wywołanych przez brak właściwej treści. Wszelkie wątki zdają się być powierzchowne, szczątkowe i zwyczajnie słabe (że wspomnę o motywie dzieciństwa głównego bohatera czy wątku romansowym).
A Obcy? Spodziewałem się rewolucyjnego podejścia do Pierwszego Kontaktu - przecież to miał być główny atut tej książki! Ale... no cóż, nie wyszło, jak i wszystko inne - nie ma w koncepcji Obcych niczego oryginalnego ani zaskakującego, a wydawałoby się, że po 50 latach od Solaris i Niezwyciężonego można by się wysilić na jakieś świeże pomysły.
Reasumując - dawno nie czytałem powieści tak mocno przereklamowanej, tak totalnie bezwartościowej i o tak wielkim stężeniu bzdur. Tragedia.

itd itp

Wszystko powiedziane, więc ja już nic nie muszę.... Podoba mnie się przypomnienie o genialnym "Solaris". Ale nie tylko, Po prostu "cudze chwalicie swego nie znacie". Nie musicie być etuzjastami Lema, bo jest o wiele młodszy Dukaj, którego fanem wcale nie jestem, ale Dukaj jest a r c y m i s t r z e m w porównaniu z taką m i e r n o t ą jak Watts.

PS Młodzi znajomi z LC przekonali mnie do Philip Dicka; i to wszystko.

Konstanty Ildefons GAŁCZYŃSKI - "Liryka i groteska"

Konstanty Ildefons GAŁCZYŃSKI - "Liryka i groteska"

Jest to wybór żony poety, Natalii Gałczyńskiej (1908 -1976) "najcenniejszych utworów Gałczyńskiego z powojennego okresu" (okładka). Poważnie zainteresowanym polecam elaborat Elżbiety Sidoruk pt "Gałczyński - mistrz poetyckiej groteski" dostępny na:
http://www.kigalczynski.pl/prace/konferencje/krakow2003/referaty/sidoruk.pdf

Natalia Gałczyńska dokonała nie jednego, a trzech wyborów z: poezji, Teatrzyku "Zielona Gęś" oraz "Listów z fiołkiem", które dopiero co recenzowałem. W tej sytuacji skupiam się na poezji, a tu mamy i ”Niobe”, i „Zaczarowaną dorożkę” dedykowaną „Natalii - która jest latarnią zaczarowanej dorożki”, a zaczyna się tak (s.20):
„Zapytajcie Artura
daję słowo: nie kłamię,
ale było jak ulał
sześć słów w tym telegramie:
ZACZAROWANA DOROŻKA
ZACZAROWANY DOROŻKARZ
ZACZAROWANY KOŃ….”

…..i „O wróbelku” (s. 38):
„Wróbelek jest mała ptaszyna
wróbelek istotka niewielka,
on brzydką stonogę pochłania,
lecz nikt nie popiera wróbelka.

Więc wołam: Czyż nikt nie pamięta,
że wróbelek jest druh nasz szczery?!
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Kochajcie wróbelka, dziewczęta,
kochajcie, do jasnej cholery!

A piecyk stoi i dymi. Pokochajcie Gałczyńskiego, do jasnej cholery!!
A jak pokochacie, to i konkluzję poznacie (s. 189):
„Nasz piecyk cudem zreperowany,
lecz Osiołek Porfirion to gość podejrzany”

A. A. MILNE - "Chatka Puchatka"

A. A. MILNE - "Chatka Puchatka"

Alan Aleksander Milne (1882 – 1956) - brytyjski pisarz, który napisał "Kubusia Puchatka" (1926) i "Chatkę Puchatka| (1928)
Miałem, czytałem w latach 1949 -1951, nigdy się tymi książkami nie zachwycałem, bo wolałem Grabowskiego "Puc, Bursztyn i goście" i "Reksio i Pucek", cykl Hugh Loftinga o Dr Dolittle, jak i bajki Leśmiana czy Brzechwy "Szelmostwa Lisa Witalisa".
Korzystając z okazji, postanowiłem zweryfikować swoją ocenę z dzieciństwa i przeleciałem tekst po ponad 65 latach. I jestem zadowolony, głównie z siebie, że byłem tak rezolutnym dzieckiem i Puchatka nie akceptowałem.. Bo tylko rezolutne dziecko nie cieszy się z karmienia tygrysa tranem ani też z głupoty poszczególnych zwierząt.
Ale skoro prawie wszystkim te irracjonalne naiwności i głupoty się podobają, to nie będę walczył z całym światem i umknę przed krytyką stawiając gwiazdek 6.

Mario Vargas Llosa - "Wojna końca świata"

Mario Vargas Llosa - "Wojna końca świata"

Ustawiam chronologicznie książki dotychczas przeze mnie oceniane:
1969 Rozmowa w "Katedrze" - gwiazdek 6
1984 Historia Alejandra Mayty 5
1987 Gawędziarz 5
1997 Listy do mlodego pisarza 2
2006 Szelmostwa niegrzecznej dziewczynki 1
2010 Marzenie Celta 7
Wnioski z powyższego - żadne, chyba, że "pańska łaska na pstrym koniu jeździ". Uzupełniam: w 2010 dostał na starość Nobla, a na LC ma 30 książek z ocenami od 5,75 do 7,95.
Jak widać: u mnie "tak sobie" notowany, a na LC żadną książką nie przekroczył bariery ośmiu gwiazdek.
Ta omawiana jest z 1981 roku, a średnia na LC ma wysoką, bo 7,26. Istotne dane o kanwie tej książki podaje jej tłumaczka Dorota Walasek – Elbanowska (s. 701):
„...Osnuta na tle autentycznych postaci i wydarzeń (powstanie, działalność i upadek jednej z chiliastycznych sekt XIX wiecznej Brazylii), przedstawia apokaliptyczną... ..wizję świata i człowieka.
Pod koniec XIX wieku na półpustynnych wyżynach północno - wschodniej Brazylii.. ..pojawia się prorok, apostoł, kaznodzieja Antonio Mendes Maciel, przez lud zwany O Conselheiro (dosłownie: doradca, szerzej - pocieszyciel nauczyciel). Wędruje od osady do osady, głosząc konieczność ascezy i bliski koniec świata, naucza, interpretując na swój sposób prawdy chrześcijańskiej wiary, udziela rad, służy pomocą w rozstrzyganiu sąsiedzkich sporów. Legenda przypisze mu nadprzyrodzoną moc i wiele cudownych uzdrowień Wokół charyzmatycznego pielgrzyma gromadzą się wierni…..”

Czyli solidną sekściarską bazę mamy. Ale to nie wszystko Na następnej stronie tłumaczka pisze:
„...Dzieje tej „wojny końca świata” znane są dokładnie dzięki korespondentowi wojennemu jednego z paulistańskich dzienników Euclidesowi da Cunha, który tło i przebieg konfliktu utrwalił na kartach monumentalnego dzieła „Os sertoes” (Sertony), uznanego później za klasyczną pozycję brazylijskiej literatury… ...Temu to człowiekowi zadedykował Vargas Llosa swą książkę , a jedna z głównych jej postaci - dziennikarz okularnik korespondent wojenny „Jornal de Noticias” i świadek zagłady Canudos - jest daleką literacką reminiscencją brazylijskiego pisarza….”

Wydawałoby się, że w opisanej sytuacji, nie sposób spieprzyć tematu i że epopeja raz, dwa będzie gotowa. A jednak Vargas jest zdolny, bowiem pierwszą częścią tak udręczył, tak zanudził czytelnika, że pozostałe części nie uratowały dzieła w oczach wytrwałego. (niewytrwali do II i dalszych części, nie dobrnęli). Ponadto, bez znajomości wspomnianego dzieła brazylijskiego korespondenta, niemożliwe jest rozdzielenie ewentualnych zasług pomiędzy Vargasem a da Cunha. Jednej z czytelniczek objawiło się powinowactwo do naszego Sienkiewicza. OK, lecz ujmę to tak : jeśli rację ma Gombrowicz pisząc o Sienkiewiczu:
„...nigdy nie było tak pierwszorzędnego pisarza drugorzędnego. To HOMER drugiej kategorii..”.-

- to Vargas Llosa różni się tym, że drzemania nie utrudnia. Jestem ugodowo nastawiony więc daję gwiazdek aż 5

Thursday, 20 October 2016

Kira GAŁCZYŃSKA - "Jak się te lata mylą..."

Kira GAŁCZYŃSKA - "Jak się te lata mylą...."


Kira Gałczyńska (ur. 1936), córka poety snuje wspomnienia od 1952 roku, podkreślając różnice wywołane śmiercią Stalina w 1953 roku. I od pierwszych stron jestem mile zaskoczony trafnością opisu ludzi, zdarzeń i atmosfery. W dniu śmierci Stalina chodziła do klasy maturalnej u Żmichowskiej w Warszawie, a ja dopiero do czwartej klasy podstawówki, więc może mniej rozumiałem, lecz równie dokładnie nastrój tamtych dni pamiętam. Na pewno ma ona rację pisząc (s. 29): „..o ogólnym nastroju rozpaczy...” Wprawdzie nie dlatego, że……:
„…..W piątek 6 III przestało bić serce wodza ludzkości”
lecz z obawy o przyszłość, ze strachu przed niewiadomym, a w tej niepewności przyszło nam żyć prawie 3 lata, aż do referatu Chruszczowa na XX Zjeździe KPZR.
Polityka pozostaje na marginesie, bo ważniejsze co się działo i gdzie się bywało. A więc; oczywiście, basen Legii i dawna YMCA; wydanie przez Tyrmanda kultowej książki „U brzegów jazzu”, no i kiełkujący jazz. Wydanie „Złego” czyli warszawskich „Tajemnic Paryża”, jak ładnie to Gałczyńska nazywa (s. 44) i dancingi w „Kameralnej”. Wreszcie matura czule wspominana, a dalej dziesiątki nazwisk wspólnych znajomych i wiele ciekawostek na ich temat.

Mniej więcej od 55 strony wspomnienia osobiste przeplatane są wydarzeniami politycznymi, a jednym z pierwszych upadek Berii (w prasie wiadomość już 11 lipca). Autorka wspomina Karola Makuszyńskiego, który zmarł również w 1953, jak i zmarłego w uprzednim roku Borejszę. Lecz 1953 rok to dla autorki, przede wszystkim śmierć ojca, a i trzy tygodnie później Tuwima, który dopiero co deklarował pomoc „ojcowską”.
Gałczyńska wspomina plejadę sławnych postaci zamieszkujących Aleję Róż, jak i podejmowanych w leśniczówce Pranie. (Wśród tych ostatnich „krwawą” Lunę Bristigerową). Ciekawostkę wyczytałem o Dziadzi ze „Wspólnego Pokoju” Uniłowskiego. Gałczyńska pisze (s. 96):
"...z największą czułością zawsze wspominać będę Stanisława Marię Salińskiego, popularnie nie tylko przez nas zwanego Dziadzią. "Zapisany" pod tym imieniem we "Wspólnym Pokoju" Uniłowskiego, pozostał na zawsze "Dziadzią" właściwie dla wszystkich..."
Wspomnienia ciągną się do zamknięcia „Po Prostu” i odwilży po Polskim Październiku. Imponujący materiał, boleśnie zgodny z prawdą, którą potwierdzam, bo nastawiony bojowo (każdy co innego pamięta) nie złapałem autorki na niczym. Duża rzecz!!!

Wednesday, 19 October 2016

Bolesław LEŚMIAN - "Szczęście"

Bolesław LEŚMIAN - "Szczęście"

Bolesław Leśmian (1879 – 1937), pierwotnie LESMAN (pochodzenie żydowskie), czołowy poeta międzywojnia. Jego dziadek Bernard Lesman miał pięcioro dzieci, a między nimi Józefa (1847 – 1912), ojca naszego Bolesława oraz Aleksandra Stanisława, ojca Jana, późniejszego Brzechwy. Według Wikipedii:
".....Uznany za najbardziej nowatorską, najoryginalniejszą i najbardziej skrajną indywidualność twórczą literatury polskiej XX wieku, u której pośmiertnie dopatrywano się poetyckiego geniuszu; za życia zaś określano epigonem Młodej Polski... .. Autor baśni pisanych prozą oraz erotyków.. ..silnie nacechowanych egzystencjalizmem oraz filozofia Henriego Bergsona.. ..Jako pasjonat Nietzschego, Leśmian czuł niechęć do ludzi biernych przeciętnych. Ideałem dlań był wolny i niezależny człowiek renesansu. Często odwoływał się także do symbolizmu..."
Jak pisze w "Posłowiu" Piotr Kuncewicz:
"..Nasz wybór prezentuje tę właśnie stronę poezji Leśmiana, o której mawiano zawsze z pewnym zdziwieniem i zakłopotaniem. I chyba nie było dotąd zbioru koncentrującego się specjalnie na tym właśnie erotycznym wątku. Odczytana pod tym kątem widzenia poezja Leśmiana objawia po raz kolejny swoje mistrzostwo i bogactwo….”
Oczarowany dopiero co skończoną lekturą, niewiele mam do dodania, lecz specjalnie dla Państwa wybrałem poniższy wiersz pt „We śnie”:
Śnisz mi się obco. Dal bez tła,
Wieczność się w chmurach błyska.
Lecimy razem. Mgła i mgła!
Bóg, ciemność i urwiska.

Do mgły i mroku naglisz mnie
I szepczesz, zgrzana lotem:
"Toć ja się tobie tylko śnię!
Nie zapominaj o tem..."

Nie zapominam. Mkniemy wzwyż
Do niewiadomej mety.
O, jak ty trudno mi się śnisz!
O, jawo moja, gdzie ty?

Maria Krüger - "Karolcia"

Maria Krüger - "Karolcia"

Maria Krüger (1904 – 1999). Wg Wikipedii:
"..Ukończyła Wydział Humanistyczny UW oraz Akademię Nauk Politycznych w Warszawie. Debiutowała w 1928 w "Płomyczku".. ..Wymyśliła znaną telewizyjną audycję "Miś z okienka", do której długo pis60ała teksty. Jej najbardziej znana książka dla dzieci to "Karolcia" (1959).... ..Jej najbardziej znana książka dla młodzieży to powieść pt "Godzina pąsowej róży" (1960)…"

JA KAROLCI NIE ZNAŁEM, bo gdy wyszła, to miałem 16 lat i co innego miałem w głowie. A teraz poznałem i świetnie się bawiłem, choć, tak całkowicie, to jeszcze nie zdziecinniałem. Nic więcej nie mam do powiedzenia, bo Karolcię wszyscy znają i kochają

Tuesday, 18 October 2016

Jan TWARDOWSKI - "Nowy zeszyt w kratkę"

NIE ZGADZAM SIĘ!! Od tych słów zamierzam ponownie opublikować moje recenzje książek, których Państwo nie czytacie, a co do których wartości jestem głęboko przekonany. Ta idea powstała, gdy, dość przypadkowo, przejrzałem moje recenzje, które dostały najmniej plusów. Ale problem wnet okazał się o wiele poważniejszy, bo dotyczy książek za których recenzje dostałem od Państwa satysfakcjonującą ilość plusów, a mimo to poczytność tych naprawdę wartościowych pozycji jest znikoma. Wybieram tylko pozycje interesujące i zrozumiałe "dla każdego", a cykl zaczynam od utworów ks. Jana Twardowskiego.

Ks. Jan TWARDOWSKI - "Nowy zeszyt w kratkę"
Na LC 7,05 i jedna, jedyna, moja opinia za którą dostałem 41 plusów

Dotychczasowa recenzja:
Przecudowna ewangelizacja, katechizacja dzieci (i dorosłych) przez uosobienie dobroci i miłości tj ks. Jana Twardowskiego. Proszę Państwa, każdy kto ma małe dzieci winien mieć tę książeczkę na podorędziu, bo to wspaniale podany zestaw wszystkich prawd chrześcijańskich. A że Ksiądz jest poetą to tekst przetyka wieloma wierszykami.
Ks. Jan Twardowski (1915 - 2006), od 1959 aż do emerytury był rektorem kościoła sióstr Wizytek w Warszawie, gdzie głosił kazania dla dzieci, którym później zadedykował m.in. ten zbiór oraz "Patyki i patyczki". Był również wieloletnim wykładowcą i wychowawcą pokoleń kleryków w warszawskim seminarium.
Dla tych z Państwa, którzy nie czytali jego autobiografii przytaczam istotny fragment mojej recenzji książki pt „Autobiografia. Myśli nie tylko o sobie. Tom I 1915 -1959”:
„….Mnie zainteresował fragment dotyczący Zieleńczyków i Baczyńskiego, w którym znajduję potwierdzenie faktów umieszczonych przeze mnie w recenzji „Wybór poezji” Baczyński. (str.177)
„Ojciec Dziuli (Zieleńczyk), Adam, był profesorem filozofii we Wszechnicy... ..Jego siostra była matką poety, Krzysztofa Kamila Baczyńskiego... ..Rodzina Zieleńczyków była .. ..pochodzenia żydowskiego, ale gestapo o tym nie wiedziało...”
Potem było Powstanie, a po Powstaniu seminarium, długa droga kapłańska uwieńczona stanowiskiem rektora kościoła Sióstr Wizytek, na miejsce legendarnego księdza Jana Ziei, który akurat /str.282/ „podpadł u niego /tj prymasa Wyszyńskiego/ w niełaskę”…...”

Młody Jan Twardowski sympatyzował w Żydówce Dziuli, siostrze ciotecznej Kamila a więc proszę nie tworzyć bzdurnego, fałszywego mitu Polaka – Powstańca z Kamila, bo komu jak komu, ale księdzu Twardowskiemu wypada wierzyć. Piszę o tym, bo ostatnio spotkałem się z bezpardonowymi atakami za esej "Baczyński Krzysztof Kamil" dostępny na:
http://wgwg1943.blogspot.ca/search?q=Kamil++Baczy%C5%84ski

Dziula z siostrą i ojcem zostali rozstrzelani po donosie Polaka. Drugim powodem przytoczenia tego fragmentu jest postać ks. Jana Ziei (1897 – 1991), którą należy znać: (Wikipedia)
"........polski duchowny, działacz społeczny, tłumacz, publicysta i pisarz religijny, żołnierz wojny roku 1920, obrony z września 1939 r., kapelana "Szarych Szeregów" i AK (ps. Wojciech, Rybak), uczestnik powstania warszawskiego, działacz opozycji demokratycznej w PRL, podpułkownik WP, współzałożyciel Komitetu Obrony Robotników i Komitetu Samoobrony Społecznej "KOR".....”

Przepraszam za dygresję, ale takie ciekawostki warto przypominać. Wracam do omawianego zbioru i jak to bywa u ks. Twardowskiego, znajduję dużo sformułowań wartych wynotowania, jak np. (s. 24):
„….męczennik jest świętym męczennikiem, kiedy zupełnie nie myśli o samym sobie, ale o tym, żeby innym pomagać...”
Podoba mnie się definicja duszy (s. 47):
„...Duszą jest to, co niewidzialne w nas - to, co kocha, modli się, myśli, czuje, to, co ocenia nasze postępowanie…. ...Duszę.. ..można obmyć z grzechu. Obmywamy ją przez żal serdeczny….”

Ksiądz naucza dając dobre rady (s. 51 i n):
„..Jak upadniesz – spróbuj się podnieść od razu. Wtedy będzie mniej bolało...”
„….musisz sam umieć cierpieć. Spotkać się z tym co boli, sam na sam….”
„..Każdy dobry musi być jednocześnie odważny, bo inaczej będzie dobrą ciapą...”
„..Czasami ktoś upadnie, bo się za bardzo boi i dlatego się przewraca. Nie boj się, a będziesz szedł dalej...”
„...Jeżeli pomyślisz, że kogoś bardziej boli, stanie się cud - to, co ciebie bolało, wyda ci się mniejsze i nie takie ważne...”

Aby nie wpaść w przesadną powagę przytaczam wierszyk Księdza o Mojżeszu (s. 133):
„..Córka władcy - Faraona/ woła smutno i wesoło/ że w koszyku krytym smołą/ płynie dzieciak z pupką gołą..”

I kończę ostrzeżeniem na grobie (s. 153):
„...Szanuj zdrowie, bo jak nie/ - to cię spotka to co mnie..”


Włodzimerz WYSOCKI - "Nie ma mnie"

Włodzimierz WYSOCKI - "Nie ma mnie"

Legenda mojej młodości, bard Wysocki (1938 – 1980). Jako aktor zyskał sławę swoimi kreacjami w Teatrze na Tagance, lecz przede wszystkim był pieśniarzem. Do epoki Wysockiego najwiekszą popularnością cieszyli się Bułat Okudżawa (1924 -97), dzięki m.in. Osieckiej i Aleksander Wertyński (1889 -1957), odrestaurowany m.in. przez tłumaczenia Jonasza Kofty (1942 -1988). Specyficzny niski, ochrypły głos Wysockiego świetnie naśladował m.in. Tadeusz Gumplowicz (1943? - 1981) W 1967 roku Wysocki poznał aktorkę Marinę Vlady (ur.1938), swą późniejszą trzecią żonę, co wzmocnilo jego popularność w Polsce ze względu na sentyment do jej "końskiego ogona" z filmu "Przed potopem" (1953) granego w Polsce za "wczesnego Gomułki"
W tym zbiorze umieszczono 38 jego pieśni w oryginale i w tłumaczeniu Michała B. Jagiełły. Powiedzmy szczerze: ten zbiór ma wartość sentymentalną dla takich staruchów jak ja, ale mimo wszystko wolę po prostu wcisnąć jego wykonanie na You Tube. I to często robię. Adres? Np: https://www.youtube.com/watch?v=oXl5ixBtjpY

Monday, 17 October 2016

Konstanty Ildefons GAŁCZYŃSKI - "Listy z fiołkiem"

Konstanty Ildefons GAŁCZYŃSKI - "Listy z fiołkiem"

Gałczyński (1905 – 53) – moja miłość od wczesnego dzieciństwa, bo gdy miałem trzy latka, szalał Teatrzyk Zielona Gęś z Osiołkiem Porfirionem, a frazę kwitującą ułudę mknącego świata: „A piecyk stoi i dymi” wypowiadam często i dziś.
W tym zbiorze gatunkowych hybryd, Osiołka Porfiriona i Hermenegildę Kociubińską zastąpił Karakuliambro, a teksty pochodzą z okresu działania wspomnianego teatrzyku (1946 – 1950)
Gałczyńskiego czuję, i to tak silnie, że nie potrafię o nim pisać, bo powtarzam w kółko: „zaczarowana dorożka, zaczarowany dorożkarz, zaczarowany koń”.
W związku z tym znalazłem dla Państwa dwie znakomite wypowiedzi na temat tego zbioru:
Stanisława Gębali
http://www.kigalczynski.pl/prace/konferencje/krakow2003/referaty/gebala.pdf
oraz Doroty Blednickiej
http://galczynski.klp.pl/a-9320.html
Gwarantuję świetną zabawę jak i zauroczenie.

Jacek DUKAJ - "W kraju niewiernych"

Jacek DUKAJ - "W kraju niewiernych"

Jest to zbiór ośmiu opowiadań z lat 1992 – 1999, czyli epoki "wczesnego Dukaja". Przypominam, że ja się dopiero wczytuję w Dukaja, po długim okresie moich uprzedzeń do jego osoby (znajomość z Ziemkiewiczem). Oceniałem dotychczas Xawrasa i Wrońca; obie pozycje po 8 gwiazdek.

Zbiór zaczyna „Ruch Generała” z 1996 – 7. Wyczytałem gdzieś, że autor nazwał to opowiadanie „pastiszem fantasy”. I słusznie. Coś nietypowego przewidywałem, gdy przebijałem się przez pierwsze strony kompletnie dla mnie nieprzyswajalne, przez nader wymyślne słownictwo i udziwnienia akcji. Jednak wytrwałem i zostałem nagrodzony finałem, który jest aż nazbyt realistyczny (s. 75):
„..Generał machnął ręką i odciął głowę Birzinniego… Oślepieni, dopiero po chwili ujrzeli wzniesiony w prawej dłoni Żarnego czerep… ..Krew kapała. Lud znów ryczał’
- Śmierć wszystkim wrogom Imperium! - krzyknął Żarny
- Śmieeeeeeerć!!!…
- ...Zetrę nieprzyjaciół! Odzyskam ziemie! Przywrócę czasy dawnej chwały! Na mój honor przysięgam!!
Lud ryczał.”
A więc mimo odległej kosmicznej przyszłości wszystko mamy „po staremu”: kreacja mitu bohatera, krwawe obalenie starej władzy, „obiecanki - cacanki” nowego uzurpatora i ryczący, głupi lud. Trochę zakpił Dukaj z czytelnika, lecz cel uświęca środki. Gwiazdek 6

„IACTE” - powstałe w 1994 -95, to western w kosmosie. IACTE to (s 146) Intdessivy ste Accelerattorio Cheaoss dlio Trie – prhobbilyvy sa Entrophy w języku Trupów (ale dżadża!!) tzn Generator Chaosu, Moderator Entropii, Akcelerator probabilistyczny. Możliwość działania głównego bohatera, indiańskiego łowcy, Podążającego za Cieniem, jest ograniczona, gdyż on jest tylko zjawą senną konkretnego człowieka i unicestwiając swojego twórcę zniszczyłby siebie. Dukaj porusza tu wiele poważnych tematów np. ewolucji, lecz robi to z przymrużeniem oka. Najfajniejszy słowo-twór to”zbęzzębnieję”, a truizm (s. 127):
„..bogów sobie utoczymy na obraz i podobieństwo naszych lęków i marzeń”
Zabawa zabawą lecz nie bardzo wiem, co autor chciał nam przekazać. Gwiazdek 5.

„IRREHAARE” to (s. 164) firma software’owa, jedna ze spółek Itsui, która zmonopolizowała rynek oprogramowania relaksacyjnego dla Allaha. No i ten system „zwariował”. Firmą włada „Samuraj”, który (s. 165 – 6)…:
„...sformował dla siebie postać nie przewidzianą przez algorytmy Irrehaare… ..To kopnięty facet, jakiś niewyżyty dzielnicowy Stalin, co zamarzył sobie imperium w elektronicznym śnie, bo nie był na tyle inteligentny, by zbudować je na jawie...”

I w tym momencie z ciekawością przeczytałem recenzję na LC opatrzoną godłem „tivrusky”. Oto jej fragment:
„...Najlepsze opowiadanie całego zbioru. Pierwsze rozdziały to jedna wielka niezrozumiała mozaika - bohater budzi się co chwila w różnych światach. W jednym jest zabijany, w drugim torturowany, w trzecim tylko majaczy... W końcu zdajemy sobie sprawę, że akcja toczy się w pamięci komputera, który w skutek awarii odciął od świata podłączonych doń graczy. Każdy serwer stanowi inny świat - z inaczej płynącym czasem, innymi prawami fizyki itd... Każdy ze światów zamieszkały jest, poza graczami, przez Atrapy - sztucznie wygenerowane marionetki sztucznej inteligencji.
Dostajemy świat obdarty z moralności - przecież nikt tutaj nie ginie na prawdę. Atrapy przecież nie są prawdziwe - spotykamy więc bohatera, którego hobby jest mordowanie dzieci... spotykamy bohatera, który w Atrapie się zakochał i z nią żył... Spotykamy bohaterów mających dzieci - atrapy! Gdzie przebiega linia między tym co prawdziwe i nieprawdziwe, moralne i niemoralne, dobre i złe? Nie ma żadnych odpowiedzi. Są tylko pytania.
I nieziemska scena spotkania Allaha... coś niesamowitego….”

Proszę Państwa, zacytowana recenzja jest kompetentna i lepiej wyraża moje odczucia, niż sam bym to zrobił, bo ja, stary, to z epoki Lema i tam się lepiej czuję. W związku z tym polecam Państwu wspomnianą recenzję w całości i ocenę daję taką samą jak jej autor tj 8 gwiazdek

Saturday, 15 October 2016

Małgorzata MUSIEROWICZ - "Szósta klepka"

Małgorzata MUSIEROWICZ - "Szósta klepka"

Małgorzata Musierowicz (ur. 1945), z domu Barańczak, starsza siostra Stanisława Barańczaka (1946 – 2014), - absolwentka ASP, polska pisarka, autorka książek dla dzieci i młodzieży, ilustratorka. Twórczyni cyklu powieściowego "Jeżycjada" ( nazwa od miejsca zamieszkania autorki - Jeżyce w Poznaniu). Omawiana pozycja jest drugą w cyklu i została wydana w 1977 roku. Na wniosek dzieci została Kawalerem Orderu Uśmiechu w 1994 roku.
Nie czuję się na siłach oceniać, bo czasy za bardzo się zmieniły. Szesnastoletnia Cesia uczęszcza do I klasy i jest (według mnie) infantylna, bo za moich czasów w jej wieku robiło się maturę bądź zaczynało klasę maturalną. W wieku siedemnastu lat byłem na studiach, prowadziłem dorosłe życie, a znajomością literatury czy polityki reprezentowałem wyższy poziom od swojego obecnego. Toteż nie jestem w stanie zrozumieć dziecięcych problemów współczesnych nastolatków.
A książka? Bardzo sympatyczna, więc by nie psuć statystyki, jak i pamiętając, że nieznana mnie dotychczas autorka jest siostrą świetnie mnie znanego i cenionego poety i tłumacza, stawiam gwiazdek 7.

Morgan SPORTES - "Dryfujące kontynenty"

Morgan SPORTES - "Dryfujące kontynenty"

Sportes (ur. 1947) rożne rzeczy studiował potem różne rzeczy robił, lecz sukcesów raczej nie miał. Również usiłował pisać. Wolność jest, więc mu wolno. Nie rozumiem natomiast decyzji PIW-u dotyczącej wydania tego bełkotu. Szukając usprawiedliwienia dla Panów Redaktorów znajduję szczególną datę publikacji - datę transformacji ustrojowej tj 1989 rok.
To wszystko, bo przygody Sportesa po nażarciu się grzybów halucynogennych nie są warte niczyjej uwagi.
Jeszcze dopisek, lecz nie dla wrażliwych. Lekarze, farmaceuci zasłaniają się w Polsce „klauzulą sumienia”. Dlaczego nie mieliby z niej skorzystać redaktorzy i księgarze? Wydaje mnie się że propagowanie opisów (s. 51 -2) członka ubrudzonego krwią i ropą z cieknącego jajnika brudnej, chorej prostytutki jest o wiele bardziej kontrowersyjne niż sprzedaż kondomów.
Dojechałem do „grzecznościowej” strony setnej, lecz ostateczny wyrok wydałem już na s. 87, po opisie rzygowin spowodowanych grzybkami.
Ostrzeżenie: nie brudzić sobie rąk czymś takim!!!

Friday, 14 October 2016

Andrzej MLECZKO - "Rysunki"

Andrzej MLECZKO - "Rysunki"

Dopiero co omawiałem Mleczki "Pożegnanie z komuną", a teraz przeglądam rok później (1991) przepięknie wydane "Rysunki": duży format (A4), piękny album, idealny na prezent.
Rysunki podzielone tematycznie w kolejności: DIABEŁ, SAVOIR VIVRE, KAMASUTRA, MLECZKOMIKSY, PORNO DLA UBOGICH, RYSUNKI TEATRALNE, ROZMÓWKI POLSKO-POLSKIE, BAJKI, POŻEGNANIE Z KOMUNĄ, WESOŁYCH ŚWIAT, KRAKÓW, ZNAKI, SUPLEMENT.
Sto dwadzieścia stron śmiechu!

Andrzej MLECZKO - "Pożegnanie z komuną"

Andrzej MLECZKO - "Pożegnanie z komuną"

Andrzej Mleczko (ur. 1949) - polski rysownik, satyryk i scenograf, znany przede wszystkim jako autor publikowanych w prasie rysunków satyrycznych. Artystycznie debiutował w 1971 w tygodniku „Student”. Debiut książkowy w 1978 - "Obrazki". Omawiana w 1990.
Zbiór rysunków satyrycznych, który kończy rysunek klęczącego Lenina, a w "obłoczku" jego modlitwa:
"PROLETARIUSZE WSZYSTKICH KRAJÓW WYBACZCIE MI"
Kupa śmiechu!!!

Iwan TURGIENIEW - "Poezje prozą"

Iwan TURGIENIEW - "Poezje prozą"

Iwan Siergiejewicz Turgieniew (1818 – 1883) - jeden z głównych przedstawicieli rosyjskiego realizmu krytycznego, mistrz analizy psychologicznej. Wielki klasyk literatury rosyjskiej, niestety w Polsce mniej znany niż Tołstoj i Dostojewski. A szkoda. Teraz jest okazja poznania jego najkrótszej formy. Szczegóły, w umieszczonych na końcu "Uwagach", podaje tłumacz Paweł Hertz:
„...Poezje prozą stanowią formalną zdobycz literatury europejskiej pierwszych dziesięcioleci XIX weku. Nazwę tej zdobyczy: poezje prozą, utrwalili najpewniej znacznie później Francuzi. Wiąże się to.. ..z podtytułem…. ..zbiory Baudelaire’a „Le Spleen de Paris”. Zbiór ten pojawił si w roku 1869, a podtytuł brzmiał: Les petits poemes e prose. Wyraz: poeme, oznacza zarówno wiersz, jak poemat, trzeba więc było dorzucić przymiotnik: les petits poemes, aby z góry niejako określić rozmiar tych „drobnych” utworów…. ...Turgieniew pierwszy, a z wybitniejszych pisarzy rosyjskich jedyny, posłużył się tą formą.. ..Przywłaszczając sobie obcą formę, nadając jej prawo istnienia w poetyce rosyjskiej, Turgieniew napełnił ją wszystkimi elementami, które stanowiły wówczas przedmiot zainteresowań literatury tego kraju: przepuścił je przez pryzmat własnej osobowości i zgodnie z cechami użytej przez siebie formy ów subiektywizm silnie zaznaczył…. ...Trzeba powiedzieć, że forma poezji prozą była jak gdyby stworzona do wyrażania refleksji „patrzącego na słońce”, który sam staje się słońcem przyciągającym piękno….”

Dostaliśmy 83 utwory (część I - 51, część II - 32), na 96 prawych stronach, bo lewe strony zajmują oryginały, dzięki czemu możemy czytać po rosyjsku rozkoszując się językiem Turgieniewa. Trzeba przyznać, że, w obliczu takiej konfrontacji, nasz znakomity Paweł Hertz (1918 – 2001) musiał szczególnie przyłożyć się do niniejszych tłumaczeń.

Te perełki, rzadko przekraczające objętość strony, można czytać w dowolnej kolejności zgodnie z uwagą Turgieniewa, zwracającego się do czytelnika:
„Do czytelnika
Mój drogi czytelniku, nie czytaj tych utworów po kolei: z pewnością ogarnie cię nuda i książka wypadnie ci z rąk. Ale czytaj je na wyrywki: dziś jeden, jutro drugi a któryś z nich może poruszy w twoim sercu”

Nie mam co do tego żadnej wątpliwości i to bez względu na kolejność czytania. By to udowodnić przepisuję jeden z piękniejszych utworów:

Droga do miłości
Wszystkie uczucia mogą prowadzić do miłości, do namiętności: nienawiść, współczucie, obojętność, szacunek, przyjaźń, strach - nawet pogarda.
Tak, wszystkie uczucia… Z wyjątkiem jednego: wdzięczności.
Wdzięczność to dług; każdy uczciwy człowiek płaci swoje długi… Ale miłość - to nie pieniądze

Thursday, 13 October 2016

Kurt VONNEGUT - "Sinobrody"

Kurt VONNEGUT - "Sinobrody"

Jeszcze jedna pozycja Vonneguta. Popatrzmy na dotychczasowe zestawienie samoocen autora i gwiazdek ode mnie:
1961- „Matka noc” A+ (dziesięć gwiazdek)
1963 - „Kocia kołyska” A+ (dziesięć gwiazdek)
1965 - „Niech... ..Rosewater” A (dziewięć gwiazdek)
1969 - „Rzeźnia numer pięć” A+ (dziesięć gwiazdek)
1973 - „Śniadanie mistrzów” C (jedna gwiazdka
1981- „Niedziela Palmowa” C (jedna gwiazdka)
1991 - „Losy gorsze od śmierci” (brak samooceny), (jedna gwiazdka)

Omawiana książka została wydana w 1987 roku, a więc w okresie „nieciekawym”, co nastawia mnie ujemnie do tej lektury. Początek mnie się podoba, bo dużo ironii, a i uwagi warte wynotowania, jak ta…(s. 26 ):
„...życie człowieka da się streścić jednym słowem: ‘skrępowanie’...”
….bądź ta, odzwierciedlająca także moje odczucia….(s. 31):
„…- Jeśli ktoś odkrył o co chodzi w życiu, to za późno. Mnie to już nie interesuje...”

Vonnegut wyjaśnia tytuł (s. 62-3):
„…...Sinobrody to fikcyjny bohater bardzo starej baśni dla dzieci… ..W baśni żeni się wielokrotnie.. ..W końcu poślubia następne.. ..i przywozi do zamku. Oblubienicy wolno wchodzić do wszystkich komnat prócz jednej… ..nowa żona.. ..zagląda tam. Sinobrody przyłapuje ją na tym w chwili, kiedy, osłupiała, patrzy na trupy jego poprzednich żon, które - z wyjątkiem pierwszej - zabił za zaglądanie do komnaty. Pierwszą zabił bowiem za co innego...”

W książce zamiast komnaty mamy kartoflarnię, a w niej……. Nie mogę zdradzić; niech każdy doczyta do końca i wyrobi sobie niezależną opinię. Bo moja jest miażdżąca: to nie jest mój Vonnegut z lat 1961 -1969, który dostał ode mnie trzy razy po dziesięć gwiazdek i raz dziewięć. To jest Vonnegut, bardzo mierny pisarz z lat późniejszych, gdy jego twórczość wykazuje silną tendencję spadkową. I dlatego utwory te honoruję PAŁĄ, bo sprawiły mnie wielki zawód. Gdyby kto inny był ich autorem, dałbym każdemu z nich 5 gwiazdek, ale w jego przypadku to jest kompromitacja.

Oczywiste, że rutyna nie pozwala pisarzowi tej klasy co Vonnegut napisać książki nudnej, więc czyta się ją lekko i zauważa humor autora. Lecz, niestety, widzę w niej same dyrdymały i banialuki, a ujawniona tajemnica kartoflarni nie współgra, według mnie, z dotychczasowym nastrojem.
Może się mylę skoro większość recenzentów zachwyca się, lecz wiem na pewno, że nie ma to nic wspólnego z a r c y d z i e ł a m i wymienionymi wyżej

Tuesday, 11 October 2016

Prosper MERIMEE - "Carmen. Lokis"

Prosper MERIMEE - „Carmen. Lokis”

Prosper Merimee (1803 -1870) Sławę jednak przyniosły mu nowele i opowiadania. Początkowo były publikowane na łamach czasopism literackich, następnie zebrane m.in. w tomach "Mozaika"(1833) i "Kolomba"(1840). Do najgłośniejszych należą "Wenus z Ille"(1837), „Mateo Falcone” (1829), „Colomba” (1840), Lokis (1869) oraz "Carmen" (1845), na podstawie której Georges Bizet stworzył słynną operę o tym samym tytule. Powyższe tytuły publikowane były w różnych zestawieniach , lecz zaszczyt wprowadzenia tego przypadł akurat mnie.
Pierwsze opowiadanie przetłumaczył Tadeusz Boy – Żeleński, a drugie Leopold Staff. A więć nie tylko oryginał to k l a s y k a, lecz tłumaczenie też. O treści nie ma sensu mówić, bo o Carmen kazdy słyszał, a Lokisa spopularyzował Janusz Majewski kręcąc film pod tym tytułem. Moge tylko przypomnieć, że po tym filmie modne było powiedzenie:
„Lokis krąży, dziewczyny w ciąży”
Miłej lektury

Jose Maria ARGUEDAS - "Yawar fiesta"

Jose Maria ARGUEDAS - "Yawar Fiesta"

Jose Maria Arguedas (1911 - 1969) opublikował „Krwawe święto”, bo tak brzmi tłumaczenie z języka keczua,. w 1940 roku. Ta książka uważana jest za czołowe dzieło indygenizmu. No to wyjaśnijmy, co to za zwierzę: wg Wikipedii:
„...Indygenizm (hiszp indigena - tubylec) - prąd w kulturze i sztuce (głównie literaturze) południowoamerykańskiej.. ...Kierunek pojawił się w drugiej połowie XIX wieku i postulował przywrócenie indiańskich tradycji i wartości narodowej kulturze, zdeterminowanej dotychczas przez zagraniczne – głównie europejskie (hiszpańskie) – wpływy.... ...W literaturze przejawiał się m.in. wykorzystywaniem tradycyjnych indiańskich języków, mitów oraz opowieści. Najbardziej znani pisarze kojarzeni z indygenizmem to:Ciro Alegria, Jose Maria Arguedas, Miguel Angel Asturias...”

Tematem wiodącym jest walka byków, corrida w stylu andyjskim tzw turupukllay, która jest częścią corocznego święta niepodległości Peru, uzyskanej 28 lipca 1821 roku.. Wyszukałem sporo ciekawostek, lecz ich nie podaję, bo Państwo poznacie je z lektury i posłowia tłumacza, które obowiązkowo należy przeczytać przed lekturą. Załączony słowniczek języka keczua ułatwia żmudne czytanie do mniej więcej czterdziestej strony, bo tyle trzeba by powtarzane nazwy w keczua oswoić i przyswoić, a potem to już sama przyjemność. Podkreślam warto przemęczyć się przez te pierwsze strony, bo książka warta jest tego, a zboczeńcy zachwycający się oryginalną corridą wydadzą się niewiniątkami w porównaniu z entuzjastami krwawej turupukllay.

Szczególnie polecam czytelnikom zainteresowanym antropologią, socjologią i odległymi kulturami, bo Wikipedia mówi, że jest to opowieść o Indianach kultywujących swoją kulturę:
„It is the story of the triumph of these people in their decision to preserve their cultural identity and aspects of their social organization.....”

Posluchajmy jeszcze co mówi hiszpańskojęzyczny pisarz peruwiański Julio Ramón Ribeyro (1929 -2014):
"He has said of this novel that the author
"Traced in it the best possible social and economic sketch of a large village in the Sierra, that has no comparison in our literature for the accuracy of its information and the lucidity of its analysis"

Sunday, 9 October 2016

Pietro ARETINO - "Żywoty kurtyzan"

Pietro ARETINO - "Żywoty kurtyzan”

Pietro Aretino (1492 -1556) - renesansowy twórca literackiej pornografii; ale jakiej pornografii!!! Pornografii subtelnej, finezyjnej, wysublimowanej, artystycznej, delikatnej i profesjonalnej, w przeciwieństwie do prymitywnej, wulgarnej i prostackiej uprawianej przez współczesnych tuzów literatury z Rothem, Marquezem i Coelho na czele. Przykłady tej pierwszej to poznane przeze mnie 60 lat temu Aretino „Jak Nanna swą córeczkę Pippę na kurtyzanę kształciła” .oraz np Mika Waltari „Egipcjanin Sinuhe”. Przykłady drugiej, ktore znalazłem wśród swoich recenzji na LC to, niestety, trylogia mojego ulubionego Murakami „1Q84”, Coelho „Jedenaście minut”, Marqueza „Zła godzina” oraz „Rzecz o mych smutnych dziwkach”, Littella „Łaskawe”, Rotha „Nauczyciel pożądania” i „Konające zwierzę”, Oatesa „Nadobna dziewica”, Mailera „Twardziele nie tańczą” , Vicenta „Chorzy na miłość”. Stone'a „Zatoka dusz”, Fowlesa „Mantissa”, Atwood „Oryks i Derkacz”, czy Jellinek „Amatorki” i wiele, wiele innych. Oczywiście, wymienione pozycje różnią się poziomem literackim i intelektualnym, ale łączy je schlebianie modzie na „brudny” seks.

I dlatego namawiam Państwa na wspomnienia Nanny, w formie rozmowy z przyjaciółką, bo są niezmiernie ciekawe, a spora doza ironii rozbawi każdego. I chociaż temat wydaje się drażliwy, to możemy pozazdrościć umiejętności kulturalnego rozmawiania o najbardziej wyrafinowanych sztuczkach łóżkowych. Zapraszam też do dalszej części pt „Jak Nanna....”, bo do niej mam szczególny sentyment ze względu na mój młodzieńczy wiek, gdy ją poznawałem.

Gwarantuję świetną zabawę, dużo śmiechu, no i trochę zaczerwienionych policzków z wrażenia.. Dodam jeszcze, że lektura 30 stron posłowia do 95 stron tekstu nie jest konieczna, a nawet wrecz zbędna, bo ta krotochwila ma bawić i nic poza tym.

Wednesday, 5 October 2016

Alice MUNRO - "Taniec szczęśliwych cieni"

Alice MUNRO - "Taniec szczęśliwych cieni”

To debiutancki zbiorek Munro z 1968 roku.
Alice Ann Munro (ur. 1931) została nazwana przez Cynthię Ozick (ur. 1928) „naszym Czechowem”, a inni podchwycili ten wymysł amerykańskiej pisarki, notabene córki żydowskich emigrantów z Rosji, i zgodnie za nią gęgają: to amerykanski Czechow !! Po pierwsze – nie amerykański, a kanadyjski. A po drugie - Munro dostała Nobla, a Czechow nie; to może i Munro lepsza (kwestia gustu), ale na pewno nic ją z Czechowem nie łączy (poza długością utworów) Wikipedia o niej pisze:
„..Uważana za jedną z najznamienitszych żyjących autorek krótkich form prozatorskich. Thomas Tausky w biograficznym eseju "Alice Munro. Biocritical Essay" napisał: „Uznawana za najlepszą kanadyjską autorkę noweli i opowiadań, Alice Munro systematycznie tworzy dzieła, w których dokładny opis relacji społecznych i głęboki rys psychologiczny łączą się z bezbłędnym instynktem używania właściwej formy ekspresji”. Jej opowiadania skupiają się na relacjach międzyludzkich w codziennym życiu. Akcja większości jej prozy osadzona jest w południowo-zachodniej części prowincji Ontario i często obraca się wobec z pozoru trywialnych i codziennych faktów i obserwacji otaczającej rzeczywistości. Bohaterowie tych opowiadań (na ogół kobiety) to antyteza literackiego heroizmu...."
W 2009 przyznano jej prestiżową Międzynarodową Nagrodę Bookera za całokształt twórczości literackiej, a w 2013 Nagrodę Nobla w dziedzinie literatury.
Piętnaście opowiadań z ontaryjskiej prowincji. Pierwsze – dyrdymały o upadłym przedsiębiorcy, który stał się komiwojażerem eliksiru „z ogona mamuta i półdupków białego kreta na porost włosów i wąsów , przeciwko parchom i łysinie” zachwalanego pieśnią (s. 10):
„Na wszystkie bolączki sposob mamy/ Maści na wrzody, na łupież balsamy”
W drugim - miejscowa społeczność kombinuje, jak pozbyć się sąsiedztwa ruiny z której dodatkowo dolatuje smród kur. Jedna - odmawia podpisu petycji. Dyrdymały.
W trzecim ciotka podśpiewuje (s. 53): „Nito, Juanito, piękny księżyc zajdzie wnet”, a bohaterka – dziewczynka z ojcem, komiwojażerem z pierwszego opowiadania, wyjmuje z pułapek zdechłe piżmoszczury, a potem patrzy jak kot pije whisky. Banialuki.
W czwartym banialuki i dyrdymały; małomasteczkowy, banalny podryw. I tak do ostatniego opowiadania. Można to szumnie nazwać realizmem prowincjonalnym, ale po co, skoro specjalisci od Nobla czy Bookera juz ściśle określili, jakie wielkie wartości niesie twórczość tej drugorzędnej pisarki przesiąknietej prowincjonalnością i pozbawionej szerszych horyzontów czy też wznioslejszych przemysleń. Ewenementem jest że z całej książki nie wynotowałem choćby jednego ciekawego zdania. A nagrody niech Państwa nie zmylą, bo są uznaniem dla wieku: Booker dla 78 - letniej pisarki, a Nobel dla 82 – letniej. A Oz, Kundera i Murakami grzecznie w kolejce po Nobla stoją

Tuesday, 4 October 2016

Barbara RYBAŁTOWSKA - "Co to za czasy"

Barbara RYBAŁTOWSKA - „Co to za czasy”

To juz siódma część cyklu, z którego recenzowałem tylko część II pt „Szkoła pod baobabem”, której dałem 10 gwiazdek oraz część III pt „Koło graniaste”, obdarzone przeze mnie 9 gwiazdkami. Barbara Rybałtowska (ur. 1936) snuje sagę rodzinną na kanwie własnych przeżyć.
Nie wiem, w którym tomie zaczął się zjazd po równi pochyłej, bo szczęśliwie nie czytałem części III – VI. I to dobrze, że nie czytałem, bo obserwacja tak drastycznego obniżenia lotów nie należy do przyjemności. Faktem jest, że część siódma to czytadło, żywe czytadło, lecz pozbawione nawet humoru, a 3 gwiazdki daję tylko ze względu na sentyment do wcześniejszych części. Srogi zawód!!

Sunday, 2 October 2016

Tadeusz KIJAŃSKI - "Gerta"

Tadeusz KIJAŃSKI - „Gerta”

Książka z płytą CD. Pięknie wydana (idealna na prezent), wzbogacona o obrazy Tadeusza Kijańskiego i zdjęcia aktorów: - bohaterów opowiadania: Marty Kurzak, Mariusza Bonaszewskiego, Henryka Talara, autora i Mirosława Zbrojewicza..
Tadeusz Kijański (ur. 1947) reżyser, scenarzysta, scenograf, aktor, malarz i pisarz. Autor filmów kinowych, telewizyjnych, spektakli teatralnych, sztuk teatralnych, słuchowisk radiowych oraz kilku książek. Twórca wszechstronny.
„Gerta” to jednocześnie opowiadanie i słuchowisko, nawiazujące do „Królowej Śniegu”, zachwyca i wzrusza. Słowa więcej nie powiem, by Państwu nie popsuć przyjemności. Śmiem jedynie zaproponować przeczytanie przed wysłuchaniem; notabene lektura zrobiła na mnie większe wrażenie, jako, że jestem wzrokowcem i mam bujną wyobrażnię. Piękna rzecz!!

Saturday, 1 October 2016

Weronika MUREK - "Uprawa roślin południowych metoda Miczurina"

Weronika MUREK - "Uprawa roślin poludniowych metodą Miczurina”

Debiut dwudziestosześcioletniej Weroniki Murek (ur. 1989) nominowany do trzech różnych nagród. Wiem ponadto, że jest absolwentką Wydziału Prawa i Administracji oraz że pisze książki i sztuki, jako rzecze Wikipedia nie podając ani jednego tytułu poza omawianym.
Siedem opowiadań, łącznie 139 stron, lecz pierwsze ciągnie się do 70., więc wymaga szczególnego omówienia, które daje Dariusz Nowacki na:
http://wyborcza.pl/1,75410,17579234,Debiut_bez_slabych_punktow___Uprawa_roslin_poludniowych.html
a ja powtarzam tylko jego końcowe, jak się wydaje, trafne przypuszczenie:
:„..Być może bohaterka wcale nie umarła, być może była traktowana przez otoczenie jako nieobecna i niegodna wysłuchania, a zatem jej śmierć nie wprowadza żadnej zmiany, tylko sankcjonuje pewien porządek...".
Oczywiście polecam całą (krótką) recenzję Nowackiego, a sam ostrzegam przed pohopnymi próbami zaszufladkowania pisaniny Murek do realizmu magicznego, surrealizmu czy innej cholery. To jest d e b i u t, w którym autorka przedstawia swoje przerózne zwariowane propozycje nieupoważniające do jakiejkolwiek klasyfikacji. Z tej różnorodności wykrystalizuje się styl, lecz dopiero w przyszłosci, jesli prawniczka zdecyduje się w tym kierunku rozwijać.
Pozostaję zadowolony z lektury, czekam na więcej, a dla zachęty daję 7 gwiazdek.