czyli
Autentyczne przygody diabła Marka, w latach 1945 i 1946, w niepodległej Polsce demokratycznej, odtworzone na podstawie: dokumentów, zeznań świadków, wycinków prasowych, oraz własnych obserwacji autora.
Jako prolog do mojej opinii niech służy pytanie diabła Marka ze str. 152:
„- Nie mogę zrozumieć - rzekł oburzony Marek - dlaczego ci zwariowani Polacy, tak bezkrytycznie kochają Anglików /UWAGA! Wstawić zamiennie Francuzów, Amerykanów etc – przyp.mój/, których nigdy na oczy nie widzieli i którzy sprawili im tyle zawodów, wściekle zaś nienawidzą..... ...Rosjan. Przecież mieli dość czasu, żeby ich poznać!
-.....WŁAŚNIE.” /podk.moje/
To „właśnie” jest kwintesencją tej wspaniałej satyry, której autor nadał formę groteski. Aby właściwie ocenić twórczość Piaseckiego, wydaje mnie się konieczne sięgnięcie do jego arcyciekawego życiorysu, który można znależć, choćby, w wikipedii. Dla mnie, w tym momencie, istotny jest fakt, że w jego rodzinnym domu posługiwano się wyłącznie językiem rosyjskim. Wychowanie w kulturze rosyjskojęzycznej wspiera moją śmiałą tezę o podobieństwie diabła Marka, Ostapa Bendera – Ilfy i Pietrowa, Lejzorka - Erenburga, jak również Wolanda – Bułhakowa, podczas, gdy w literaturze polskiej - nie znajduję podobnego fenomenu. Oczywiście, takie porównanie ma na celu dowartościowanie naszego pisarza.
I tu znów muszę powrócić do biografii Piaseckiego, bo ona przekładała się wprost na moją /nie/znajomość z jego twórczością. Wskutek ucieczki z kraju i związanie się z obozem Grydzewskiego w Londynie był w PRL-u zakazany, a i póżniej negatywnie oceniany, przez część intelektualnych elit, za nieprzejednanie miażdżąco krytyczny jego stosunek do Miłosza.
Wstyd przyznać: JA GO NIE ZNAŁEM. Oczywiście we wczesnej młodości zaliczyłem „Kochanka Wielkiej Niedżwiedzicy” , a wiele lat póżniej spotykałem jego nazwisko w „Listach Giedroycia do...” - Mieroszewskiego, Stempowskiego, a szczególnie Wańkowicza, który już przed wojną zasłużył się wyciągając wielkiego in spe pisarza z więzienia. Biję się więc z pokorą w piersi i oznajmiam wszem i wobec, że SERGIUSZ PIASECKI WYBITNYM PISARZEM JEST.
Rżałem od pierwszej strony do ostatniej, a i póżniej nie mogłem spać, bo wstrząsały mną paroksyzmy śmiechu. By nie psuć przyszłym czytelnikom lektury, wspomnę tylko o paru opisanych faktach, do których mogę dorzucić swoje trzy grosze. Przy takim założeniu na pierwszy plan wysuwa się idiotyczna, trwająca do dziś, moda na zmianę nazw ulic. U Piaseckiego czytamy:
„ - Przepraszam pana, gdzie jest ulica Walki Młodych? – spytał go Marek
- A pan pewnie przyjezdny? – nie odpowiadając na pytanie, odezwał się staruszek
- Tak. Jestem z Torunia.
- Więc, panie kochany, nie radzę pytać o ulicę Walki Młodych czy Walki Starych, a lepiej pytaj pan o ulicę Święty Marcin. Bo to czasem za takie pytanie można i po uszach oberwać”
W Warszawie nigdy nie przyjęły się nowe nazwy Chmielnej czy Złotej pozmieniane na Rutkowskiego, Kniewskiego, Hubnera etc. Zmieniono nawet miejsce każni - Aleję Szucha. Ale najśmieszniej było z ul. Żymirskiego. Jej patrona - gen. Franciszka Żymirskiego, uczestnika Insurekcji Kościuszkowskiej utożsamiono z gen. Rolą-Żymierskim, członkiem „rządu lubelskiego”, który w 1949 r. podpadł sowieckiej władzy. Polskie niedouczone lizusy zmieniły więc w 1950 r. nazwę ulicy na Międzyborską.
Spojrzmy na przykład, jak Autor bawi się słowem:
„-Słyszałam, że wkrotce na kupon 10 ser dadzą.
-Co kuma mówi? Dużo dadzą?
-Po gomółce na osóbkę”.
/aluzja do Gomułki i Osóbki-Morawskiego/
I tu dorzucę osobiste wspomnienie. Na początku lat 60-tych dwóch moich kolegów pracowało w jednym z instytutów chemii, w ktorym dyrektorem naczelnym był jakiś GOMÓŁKA, w związku z czym mieli legitymacje z jego podpisem. Taka legitymacja zapewniała nam absolutną bezkarność, bo interweniujący milicjanci nie zauważali różnicy w ortografii.
Swój pogląd o stosunkach między Polakami sygnalizuje wielokrotnie: zdziwieniem diabła /str.116/
„- I któżby w to uwierzył, że Polacy tak postępują z Polakami! Co za naród!”
opisem postawy bezpieki wobec londynskiej emigracji /str.143/:
„Ale mamy instytucję niezawodną: bezpiekę. Wydział Zagraniczny trzyma rękę na pulsie emigracji, więc możemy spać spokojnie. EMIGRACJA MUSI SAMA SIEBIE WYDUSIĆ. Resztę zaś załatwi bezpieka”./podk.moje/
czy też komentarzem do masowych gwałtów w czasach repatriacji /str.34/:
„...Marek wiedział, że repatriacja dotyczy Polaków z terenów wschodnich Polski na zachód. Więc, jego zdaniem, Polacy sami gwałcili i zakażali Polki, tylko polskie Ministerstwo Sprawiedliwości nie chciało do tego się przyznać, zwalało zaś winę na jakieś tajemnicze
W Polsce powojennej na eksponowanych stanowiskach znalazło się dużo Żydów, nie używających swoich prawdziwych nazwisk, jak chociażby bracia GOLDBERG, z ktorych jeden, jako RÓŻAŃSKI trząsł bezpieką, a drugi jako BOREJSZA – rynkiem wydawniczym. Piasecki mówi o tym: /str.146/
„...A któż z nas pamięta swe nazwisko ? Ja mam ich jedenaście”.
Trafnie definiuje politykę:
„-Polityka jest to sposób, w jaki jednostki - nie mające żadnych przekonań – narzucają lub wywołują w społeczeństwach jakieś przekonania, aby z tego procederu ciągnąć dla siebie zyski..”
Jak również Anglię i Rosję: /str.80/
Anglia: „Jest to państwo, gdzie obywatel ma wielką wolność, bo musi robić to, co mu się chce robić” , podczas, gdy: „Rosja jest to państwo, w krórym obywatel musi chcieć robić, co mu każą robić”.
Na koniec zacytujmy pytanie-perełkę z biurokratycznego formularza:
„Panna, czy mężatka? A jeśli tak, to dlaczego?”
No comments:
Post a Comment