Monday, 29 February 2016

Nora ROBERTS "Śmierć cię pokocha"

Nora ROBERTS - "Śmierć cię pokocha"

Nora Roberts (ur. 1950) jest niewątpliwie fenomenem, bo mieć pomysły na ponad 250 książek to jest "cuś". Zaczęła od 1981 r, tj 35 lat temu; no to wychodzi średnio prawie cztery książki rocznie. Przyznaję, że przeżyłem nieźle 73 lata życia bez znajomości twórczości tej pani i w ogóle tego nie zauważyłem. Ta książka jest z 2009, kiedy autorka miała 59 lat. Piękny wiek i wspaniała kondycja, i z tej właśnie przyczyny, autorki niewiele młodszej ode mnie atakować specjalnie nie zamierzam. Jedno, co mnie zdziwiło, to "familiarność" panująca w amerykańskiej policji. Moje kanadyjskie doświadczenie to, że wszystko na tym kontynencie jest "confidential", i obojętnie czy podejmujesz pracę w policji czy piekarni podpisujesz zobowiązanie "confidence" tzn że NIKOGO nie poinformujesz o stosunkach i istocie twojej pracy. Ta tendencja pogłębia się, tak, że czas akcji - 2060 rok, nie jest żadnym usprawiedliwieniem, a wręcz przeciwnie. Drugi problem to zdolność futurystycznego fantazjowania. Jedyne zauważalne zmiany jakie miałyby zajść w ciągu 51 lat, to automatyczne podstawianie samochodu z garażu, programowany kucharz i androidy człekokształtne zastępujące portiera czy parkingowego. Dziwię się, bo autorka jest leciwa i powinna popatrzeć na cywilizację sprzed 51 lat tzn gdy miała lat 8 i założyć, że skok w przyszłości będzie nie mniejszy niż ten, którego sama doświadczyła.
Wychowałem się na odważnych pomysłach Jules Verne, które bardzo szybko się sprawdziły. Obecnie, obok science fiction, powstał nowy gatunek literacki - fantasy, w którym autorzy dają upust swojej wybujałej wyobraźni, i to tak wybujałej, że w dużym stopniu dla mnie nie przyswajalnej. Roberts jest też skrajnością, lecz w przeciwnym kierunku tzn że jest kompletnie pozbawiona wyobraźni.
Do tego, autorka wpadła w rutynę, i pomnaża zbędne strony, bo jej za to płacą. I tak w tej opowieści nabiła 432 strony, tj co najmniej dwukrotnie za dużo. Co do akcji ma wnieść np akt płciowy Eve Dallas w basenie kąpielowym, w dodatku z własnym mężem nie wiem, ale, do momentu założenia przez Eve „fig” (majtek) zajmuje 5 stron (s. 242 – 246) i to się autorce opłaca.
No cóż, mojej żonie dobrze się to czytało, więc kazała mnie przeczytać, a potem nazwała mnie zrzędą i że szukam dziury w całym. To ja już tylko tyle powiem, że aż pięć dób zmagałem się z tym arcydziełem, czyli o cztery dni za długo i nie wiem po co bo i tak żonie podpadłem.
Czyta się, powiem ugodowo - dobrze, więc dla świętego spokoju idę na kompromis, consensus i do wszystkich diabłów i daję gwiazdek sześć, obiecując sobie solennie, że dalszej znajomości z tą panią nie podtrzymam.

Friday, 26 February 2016

Celia BRAYFIELD - "Boski Andy i przyjaciele"

Celia BRAYFIELD - "Boski Andy i przyjaciele"

Celia Brayfield (ur. 1945) zaczęła pisać późno, (pierwszą znalazłem w 1985) a omawianą, pod tytułem "Mister Fabulous and Friends" wydała w 2003 roku. Jak widać, tłumaczka zmieniła "Mister Fabulousa" na "Boskiego Andy'ego", choć w tekście powraca do (s. 18) "Mister Boski". Brak konsekwencji, pomijając fakt, że "fabulous" to bardziej - bajeczny, baśniowy. Na stronie 13 stoi:
"...umęczone pracą, zestresowane ludzkie wraki, obnosząc swą ironię w drodze do nieprzytomności i zapomnienia, siedziały zwrócone plecami do sceny..."

Nie rozumiem tej "ironii", ale jadę dalej. Dowiaduję się, ze ta bajka przedstawia (s. 16) "pięciu uciekinierów z rzeczywistości", którzy mają łącznie cztery żony i siedmioro dzieci, a ich (s. 17) "..łączny wiek przekraczał obecnie dwieście dwadzieścia dwa lata, a oni nadal żywili ciepłe uczucia wobec Ikettes."
Nie żywię żadnych uczuć wobec Ikettes, bo nie wiem kto zacz, natomiast uważam, że infantylne zachowania podstarzałych wykonawców R&B w kiepskim pubie kolidują z ich profesjonalnymi wizerunkami i powinny zaszkodzić ich karierze.
A w ogóle, jestem zatwardziałym wyznawcą poglądu, że każdy wiek ma swoje prawa, lecz również i obowiązki, że wszystko we właściwym czasie... I dlatego perypetie podstarzałych beatników, to nie moja bajka, toteż lekturę kończę tradycyjnie na stronie 100.. Bawcie się beze mnie.
Jeszcze cacko intelektualne (s.20):
"Jaka jest różnica między kaktusem a klubem starych pierdzieli ? Tak, że kaktus kłuje kolcami, a pierdziele kłują w oczy".
Ha, ha!!

Sylvia NASAR - "Piękny umysł"

Sylvia NASAR - "Piękny umysł"
Biografia genialnego matematyka Johna Nasha

Sylvia Nasar (ur. 1947 w Niemczech), amerykańska dziennikarka, ekonomistka, pochodzenia niemiecko – uzbeckiego, jej książka "Piękny umysł" (1998) zdobyła "The 1998 National Book Critics Circle Award" w dziedzinie biografii, a w 2001 została zekranizowana. (w roli Nasha - Russell Crowe).
John Forbes Nash (1928 -2015), bez wątpliwości g e n i u s z matematyczny, odnoszący sukcesy m. in. w "Teorii gier". Laureat Nobla w dziedzinie ekonomii (1994). Ciężko dotknięty schizofrenią paranoidalną. Żona oddała go do psychiatryka (1959), rozwiodła się z nim (1963) i ponownie poślubiła (2001). Zginęli razem w wypadku samochodowym (2015), Matematyka matematyką, a biografia omawia jego ciekawe życie seksualne też.
Trzecią bohaterka mojej recenzji jest Królowa Nauk, moja niespełniona miłość - MATEMATYKA. Wypada ją przedstawić (wg Wikipedii):
„M a t e m a t y k a to nauka dostarczająca narzędzi do otrzymywania wniosków z przyjętych założeń, zatem dotycząca prawidłowości rozumowania”
I z tej mojej nieszczęsnej miłości wykluwa się pierwsze retoryczne pytanie: dla kogo to jest napisane ?
Nikt nie wymaga od autorki znajomości niuansów wyższej matematyki, pod warunkiem, że umiejętnie ominie matematyczne meandry i podziemne skały. Jak to się robi pokazuje „nasz” Urbanek w uroczej biografii polskich matematyków, takich jak Banach czy Steinhaus, pt „Genialni. Lwowska szkoła matematyków”. Ona jest dziennikarką i ekonomistką a Urbanek - dziennikarzem i prawnikiem, a więc o matematyce mają pojęcie zbliżone; on jednak wybrał formę anegdotyczną, co nadało książce lekkość, a ona.......
..A ona, solidna mróweczka, postawiła na skrupulatność, na rzetelność, na udokumentowanie szczegółów. Jest takie modne słowo: „poraża”, adekwatne do oceny rozmiaru i solidności przypisów w tej książce. One porażają !!! Niby to świadczy dobrze o autorce, toteż ją doceniam i chwalę, lecz przy czytaniu się męczę i całe akapity opuszczam. Poza tym brak zdecydowania w wyborze adresata, powoduje, że pewne partie są dla mnie za trudne, innych nie przyswajam, a jeszcze inne nudne.
Proszę Państwa, sama osoba Nasha jest tak nietypowa, ze trzeba dużo talentu, by opisać jego życie nudnie, a jednak to pani Nasar się udało.
Dodajmy, że film zrealizowany na podstawie tej książki, odbiega tak bardzo, że dzięki temu zdobył 4 Oscary.
Dlaczego więc tak wysoka ocena ? Bo życie geniusza - schizofrenika ciekawe samo w sobie, a opisy stosunków w amerykańskiej nauce oddane rewelacyjnie. No i, pracowitość autorki...

Monday, 22 February 2016

Magda SZABO - "Zamknięte drzwi"

Magda SZABO - "Zamknięte drzwi"

Magda Szabo (1917 -2007) napisała "Zamknięte drzwi" w 1983, ale w 2003 r. otrzymała za nie francuską nagrodę literacką 'Prix Femina Etranger' ( najlepszą powieść obcojęzyczną). Ja czytam z kolei wydanie z 2013, którego bazą jest wydanie z 1993. To wszystko świadczy o długoletnim popycie na to "studium relacji pomiędzy dwiema silnymi kobietami" (okładka).
Powtórzyłem za okładką, choć mamy głównie nie relację, a uzależnienie, z kolei silna to wydaje się tylko jedna, lecz i to tylko póki są „zamknięte drzwi”. Książka pobudza mnie raczej do zastanowienia się nad skutkami tj czyj los został tą znajomością wytyczony,
Po przeczytaniu wszystkich dostępnych w internecie recenzji, nota bene niewiele się między sobą różniących, mam do recenzentów, i w ogóle czytelników, parę pytań. Pierwsze najistotniejsze - czy sukcesywnie odsłaniana przeszłość Emerenc nie wydała się Państwu za bogata ? Kontynuacją mojej przewrotnej myśli jest drugie pytanie: czy zakres i wielość czynności wykonywanych przez nią nie przerasta możliwości jednej osoby ? Bo jeśli to chociaż w części Państwa zastanowi, to logiczne wydaje się przyjęcie wszechobecnej Emerenc, nie jako konkretnej osoby, a raczej za symbol wszechobecnego m i ł o s i e r d z i a wobec wszystkich ludzi, jak i zwierząt. Tylko czy każdemu warto je okazywać? Groteskowo podkreśla to żądanie referencji nie od gosposi,lecz przez gosposię od "państwa". Credo Emerenc to pomoc każdemu potrzebującemu bez względu na rasę czy przekonania polityczne, jak i bez analizy okoliczności. Szukający pomocy Niemiec i Rosjanin, rewolucjonista i ubek wszyscy na nią zasługują. Sam fakt śmierci dwóch kotów wywołuje przygarnięcie dziewięciu potrzebujących!!!
Dalsze moje pytanie dotyczy powtarzanej do znudzenia frazy:
"..Pogłębione studium relacji pomiędzy dwiema silnymi kobietami...."
Dwiema ? Dziwne, bo ja tej drugiej nie dostrzegłem... Pisarka i jej mąż, to mimo wykształcenia i wysokiego mniemania o sobie, to niezaradne manekiny. Samolubni, bezdzietni, już nie psa czy kota, lecz nawet akwarium, nie mający w domu, nie potrafią (czy nie chcą) ugotować obiadu (s.170);
"..w porze posiłków otwierałam dwie puszki i jedliśmy konserwy w trójke z psem..."
Co za abnegacja !!!
Następne pytanie jest powtórzeniem ostatniego, tylko w innym kontekście. Bo dlaczego wyróżniać jako drugą - pisarkę, która z racji narracji częściej się pojawia. A pozostałe "kawiarki" czyli Sutu, Polett i Adelka ? Przecież los każdej z nich jest bardzo istotny dla wymowy książki.
No i jeszcze problem tytułowych drzwi. Przed kim są zamknięte i dlaczego? Czemu nadal po śmierci Emerenc, koszmar senny prześladuje narratorkę, mimo tylu nauk pobranych od gosposi?
Nad odpowiedziami na powyższe pytania proszę się dobrze zastanowić.
A ja za psa Violę dodaję jedną gwiazdkę i razem jest 8

Saturday, 20 February 2016

Grzegorz KOPACZEWSKI - "Huta"

Grzegorz KOPACZEWSKI - "Huta"

Kopaczewski (ur,1977) zadebiutował w 2004 powieścią "Global Nation", a w 2007 wydał "Hutę". I zamilkł. W tym tkwi największy problem, bo krytycy i czytelnicy czekali i czekają na dalsze utwory wskutek pewnego odczuwalnego niedosytu, szczególnie po lekturze "Huty".
Na: http://www.instytutksiazki.pl/autorzy-detal,literatura-polska,1679,kopaczewski-grzegorz.html (chyba Michał Malinowski) czytam:
"....Kopaczewski porzucił formułę prozy obyczajowej, tworząc coś w rodzaju utopijnej groteski. Na terenach poprzemysłowych, należących niegdyś do katowickiej huty Baildon, powstaje z inspiracji socjologów samowystarczalna kolonia artystów i ludzi biznesu, która ma być swoistą próbką społeczeństwa przyszłości. Jej mieszkań, wolni od przemocy, bezrobocia i konieczności ciężkiej pracy fizycznej, mogą swobodnie rozwijać swoje pasje i w pełni się realizować. Historię, teraźniejszość i niewesołą przyszłość tytułowej Huty poznajemy z punktu widzenia młodego doktoranta socjologii, który ma napisać pracę o fenomenie rewitalizacji tego miejsca. Napisałem, że przyszłość tego miejsca będzie niewesoła: jak to z utopiami zazwyczaj bywa, rosnący izolacjonizm Huty, wyczerpywanie się formuły, na której została ufundowana, koniec końców prowadzą do katastrofy... "
Autor o swojej książce mówi:
"...'Huta' to książka dla tych, którzy czują, ze mieszkają w nijakim mieście, w nijakim kraju, z nijakimi ludźmi, o nijakiej świadomości zbiorowej, a chcieliby to zmienić.."
Natomiast Dariusz Nowacki:
"...Grzegorz Kopaczewski popełnił powieść bardzo dobrą, opartą na świetnym pomyśle, błyskotliwą. Osobiście cieszą mnie takie utwory jak ’Huta’, ponieważ stanowią dowód, że w naszej kulturze literackiej jest możliwe inteligentne pisarstwo rozrywkowe w najlepszym guście, jest możliwa proza, z którą czytelnikowi będzie dobrze i czego (że mu dobrze) nie będzie musiał się wstydzić...."
oraz
"....Autor 'Huty' wyśmienicie bawi się dyskursem naukowym, a czytelnik wraz z nim. I to właśnie w tej powieści jest najlepsze, no i unikatowe...."
I jeszcze Jarosław Czechowicz, który mówi m. in.:
"....Demaskatorska, gdyż atakująca sposób życia i rządzenia przez Polaków, wytykająca ich niedoskonałości, bylejakość i znużenie formą i treścią własnego życia..."

Zrezygnowałem z własnych sformułowań, by powyższymi opiniami wesprzeć swoją tezę o niedosycie, bo skoro 'Huta' zebrała tyle pochwał i wzbudziła tak szerokie zainteresowanie, to naturalne jest oczekiwanie na coś następnego, oczywiście, jeszcze bardziej doskonałego, A tu 9 lat mija i ani słychu, ani widu....

Wednesday, 17 February 2016

Blaise PASCAL - "Prowincjałki"

Blaise PASCAL - "Prowincjałki"

Blaise Pascal (1623 -62), w i e l k i matematyk i fizyk, w następstwie doświadczonego przezeń w roku 1654 mistycznego przeżycia porzucił działalność naukową, poświęcając się filozofii i teologii. Z tego okresu jego życia pochodzą dwa najbardziej znane dzieła Pascala: "Prowincjałki" (1956 -57) oraz nigdy niedokończone "Myśli".
"Prowincjałki" to utwór polemiczny, bedący wystapieniem autora w konflikcie pmiędzy jansenistami a jezuitami, a w szczególnosci krytyką kazuistycznej koncepcji grzechu.
J a n s e n i z m, powołując się na św. Augustyna, kładł nacisk na zepsucie natury ludzkiej, niezbędność i wystarczający charakter łaski Bożej do przestrzegania przykazań, co zbliżało ją do kalwińskiej teorii predestynacji. Nie mogli tego znieść wszechmocni j e z u i c i - męski papieski zakon apostolski Kościoła katolickiego, założony w 1534 roku przez św. Ignacego Loyolę. Zawsze dyspozycyjny wobec papiestwa. I to postawa jezuitów zadecydowała o potępieniu jansenizmu przez Innocentego X i Klemensa XI.
Staram się pisać w sposób zrozumiały dla k a ż d e g o czytelnika, przeto dygresja nt wspomnianej "kazuistycznej koncepcji grzechu". Wikipedia;
"Kazuistyka stanowiła metodę postępowania obecną w katolicyzmie, rozpowszechnioną przez jezuitów i nazywaną także 'gradacją grzechów'. Kazuiści chcieli wyznaczyć ścisłą granicę pomiędzy grzechem ciężkim a grzechem lekkim, z którego nie trzeba się spowiadać. Z uwagi na częste usprawiedliwianie poszczególnych przypadków i czynienie wyjątków od twardych zasad, kazuistykę nazywa się czasem teologią łatwego chrześcijaństwa, czy szerokich bram raju. W opozycji do kazuistów pozostawali potępieni przez Watykan - janseniści (zjadliwe "Prowincjałki" Pascala). Kazuistyka pozostaje zasadniczo oficjalną nauką Kościoła..".
W 1655 roku przywódca jansenistów Antoni Arnauld poprosił Pascala o napisanie tekstu polemicznego, który przedstawiłby racje jansenistów w sporze z jezuitami.. Filozof zgodził się i opublikował kolejno 18 tekstów utrzymanych w konwencji listów pisanych przez paryżanina do przyjaciela mieszkającego poza stolicą (Listy napisane przez Ludwika de Montalte do przyjaciela-mieszkańca prowincji i do WW.OO. Jezuitów w sprawie nauki o moralności i polityki tych Ojców). Dzieło było drukowane nielegalnie, w tajnej drukarni i bez podania nazwiska autora, najpierw w częściach, a następnie w całości.
Pascal do końca życia utożsamiał się z tezami zawartymi w "Prowincjałkach", mimo ich potępienia przez papieża. Uważał, że odrzucenie koncepcji moralnych tekstu przez papiestwo było dodatkowym dowodem ich słuszności i zepsucia Kościoła katolickiego.
Powstało dzieło wyjątkowe w literaturze francuskiej, wpisujące się w uniwersalne i właściwe każdemu człowiekowi poszukiwanie systemu wartości. Podkreśla się połączenie ironicznego stylu z potęgą wyobraźni (indywidualizacja i wnikliwa charakterystyka przedstawianych jezuitów) i elokwencją. Te zalety utworu uwypuklali już wcześniejsi czytelnicy. Wolter twierdził, że w "Prowincjałkach" odnajduje więcej humoru, niż w farsach Moliera. Jest to pierwsze ponadczasowe arcydzieło francuskiego klasycyzmu.
Czytam wydanie z "wolnych lektur" w tłumaczeniu Tadeusza Boya – Żeleńskiego i poprzedzone jego znakomitym wstępem.
Boy omawiając spory doktrynalne w Kościele dochodzi do fenomenu Pascala, poniekąd amatora:
"..I właśnie ta „niefachowość” Pascala okazała się największą jego siłą. Teolog, od młodu zaprawny w kontrowersjach scholastycznych, znudziłby publiczność i odstraszyłby ją od tej lektury. Pascal obejmuje kwestię jasnym spojrzeniem uczonego, logika i światowca; wyłuskuje ją z gąszczu scholastyki, wyławia to co zasadnicze, wymacuje słabe punkty, obnaża je w sposób uwydatniający słabiznę i przedstawia w sposób jasny i zrozumiały dla każdego oka. Co prawda, dodaje jeden atut, którego nie oczekiwano, a przynajmniej z pewnością nie w tym stopniu: talent, geniusz pisarski, dzięki któremu najsuchszy, najdalszy — zdawałoby się — od życia przedmiot tętni życiem pod jego piórem, zajmuje i bawi. Od pierwszych słów, czytelnik (mówię zwłaszcza o czytelniku z r. 1656) jest wzięty: skoro przeczytał pierwsze słowa, można być pewnym, że doczyta do końca. Ciężki i trudny materiał staje się dostępnym dla każdej inteligencji. Od pierwszej 'Prowincjałki', ten święty człowiek objawia talent urodzonego „felietonisty”. Używa wszelkich sposobów, aby urozmaicić swój temat: dramatyzuje, dialoguje, ironizuje, zręcznie, lekko, dowcipnie. Literatura francuska — a cóż dopiero mówić o teologii! — nie znała takiego ujęcia rzeczy. ..".
Reasumuje zasługi Pascala jednym zdaniem:
"Spojrzał na teologię świeżymi oczyma profana; spojrzał na swą epokę oczyma genialnego człowieka, który ją wyprzedził...."
Pascal kończy „Prowincjałki” receptą szczególnie aktualną dzisiaj w dobie uznania konieczności współegzystencji kreacjonizmu i ewolucjonizmu:
„…..wedle św. Augustyna i św. Tomasza, kiedy nawet Pismo św. nastręcza nam jakiś ustęp, którego najbliższe literalne znaczenie wydaje się w sprzeczności z tym co zmysły albo rozum rozpoznają z łatwością, nie trzeba próbować im przeczyć i poddawać ich tej jawnej myśli Pisma; ale trzeba wykładać Pismo i szukać w nim innego znaczenia, które by się godziło z tą dotykalną prawdą. Ponieważ słowo boże jest nieomylne nawet w faktach, świadectwo zaś zmysłów i rozumu, działających w swoim zakresie, jest również pewne, trzeba aby te dwie prawdy zgadzały się; że zaś Pismo można wykładać w rozmaite sposoby, podczas gdy świadectwo zmysłów jest jedno, należy, w tych przedmiotach, przyjąć jako prawdziwy wykład Pisma św. ten, który zgodny jest z wiernym świadectwem zmysłów. Trzeba, powiada św. Tomasz, I p. q. 68, a. 1, „zważać, wedle św. Augustyna, dwie rzeczy: po pierwsze, iż Pismo św. ma zawsze jakieś znaczenie prawdziwe; po wtóre, iż — ponieważ może mieć różne znaczenia — kiedy się znajdzie takie, które w świetle rozumu jest oczywiście fałszywe, — nie trzeba się upierać że to jest jego znaczenie istotne, ale szukać innego, które by się zgadzało z rozumem”.
Wyjaśnia to na przykładzie ustępu z Genesis, gdzie jest napisane: „Iż Bóg stworzył dwa wielkie świeczniki, słońce i księżyc, i także gwiazdy”; przez co zdawałoby się iż Pismo św. mówi, że księżyc jest większy niż wszystkie gwiazdy. Ale, ponieważ pewnym jest, z nieomylnych demonstracji, że to jest fałsz, nie należy (powiada ów święty) upierać się przy tym dosłownym znaczeniu, ale trzeba szukać innego, zgodnego z tą prawdą faktyczną, a to mówiąc: „Iż słowo »wielki świecznik« określa wielkość światła księżyca jedynie w stosunku do nas, a nie wielkość jego masy samej w sobie”..."

Manuela GRETKOWSKA - "Silikon"

Manuela GRETKOWSKA - "Silikon"

Jeszcze 10 lat temu Gretkowska (ur 1964) była na ustach wszystkich, gdyż nieustannie wzbudzała sensacje. Była żoną Cezarego Michalskiego i współpracowniczką Józefa Czapskiego. Po Francji, przebywała w Szwecji, pisała felietony, książki i scenariusze, założyła "Partię Kobiet", a nawet została Polką Roku 2007 w plebiscycie "Wysokich Obcasów". Mówiono o niej, że "skandalistka" i "postmodernistka" (cokolwiek to znaczy).
Recenzowałem jej cztery książki, z których wyróżniłem dwie: "Polkę" i omawiany zbiór felietonów.
Pisałem o nim:
„SILIKON” (2000)- zbiór artykułów. Inteligentna baba. Ciekawe sformułowana:
„Polska nie jest krajem intelektualnym, lecz emocjonalnym”;
„Polacy żyją w wiecznym trójkącie /bermudzkim/: Matka Boska, Matka Polka i własna matka..”;
„..Orygenes odcinający sobie członek, by nie zawadzał mu w drodze do zbawienia...”.
„Dogmaty są znakami na pasie startowym w niebo..."

Dzisiaj, znajdując "Silikon" na szarym końcu moich recenzji z zaledwie 7 plusami, ujmuję się za nim i proszę o większą akceptację

Monday, 15 February 2016

ADAM MICKIEWICZ - "PAN TADEUSZ" (popr.)

UZUPEŁNIMONE (ps) 15.02.2015

Arcydzieło, bo nie dość, że wielce trafna satyra naszych przywar, to napisana wspaniałym HEKSAMETREM. Język polski jest b. oporny na zasady akcentowania spondejów i daktyli, a Adaś się uporał z łacińską metryką nie gorzej niż Owidiusz.
PS 15.02.2016 Znalazłem w swoich notatkach:
O „PANU TADEUSZU”:
NORWID: „...to poemat narodowy, w którym jedyna figura serio to Żyd. Z resztą: awanturniki, safanduły, facecjoniści, gawędziarze i kobiet narodowych dwie.... (metresa moskiewska i pensjonarka...).... ...jedzą, piją, grzyby zbierają, czekają aż Francuzi przyjdą zrobić im Ojczyznę..”;
Jan Nepomucen MILLER: „'Pan Tadeusz' to symbol historycznej nieporadności polskiej”;
Zygmunt KRASIŃSKI: „...Don Kichot polski.... ...wszystko z taką prawdą oddane,... że aż strach bierze”;
WAJDA: „...Sędzia mówi do księdza Robaka: „Szabli nam nie zabraknie, szlachta na koń wsiądzie/ Ja z synowcem na czele i - jakoś to będzie”. Robiłem już film KANAŁ, który był dokładnie o tym: zrobimy powstanie, siądziemy na koń, a potem jakoś to będzie”. Brrr...

Sunday, 14 February 2016

Sandor MARAI - "Dziennik"

Sandor MARAI - "Dziennik"

LEKTURA OBOWIĄZKOWA
Przy średniej na LC= 9,22 nie podejmuję się pisać recenzji, bo nikt chyba nie śmie podważyć wielkości tej prozy A więc tylko krótka notka z "Mojego Pod Ręcznika":
"MARAI Sandro /1900-1989/, twórca „realizmu magicznego”, strzelił sobie w łeb, ostatnie słowa w dzienniku: „Czekam na wezwanie, nie ponaglam, ale i nie ociągam się. Już pora”. Również w „Dzienniku”: „Summa vitae to tylko górnolotne wymądrzanie się. Nie istnieje summa vitae”. Przetrwały tylko chwile. Książka o Casanowie „Występ gościnny w Bolzano”."

Emmanuel LEVINAS - "Całość i nieskończoność. Esej o zewnętrzności"

Emmanuel LEVINAS - "Całość i nieskończoność. Esej o zewnętrzności".

Levinasa w Polsce promował przede wszystkim Tischner, a w świecie zachodnim, m.in. na uniwersytetach amerykańskich jest stale modny. Znalazłem w "Moim Pod Ręczniku" notatkę nt jego dzieła:
" TISCHNER tak streszcza myśl Levinasa /o dobrze/: „Tym co jest poza bytem i niebytem jest dobro. O dobru nie można powiedzieć, że już jest, bo gdyby było, nie wzywałoby nas do urzeczywistnienia. Nie można również o nim powiedzieć, że go nie ma, bo gdyby całkiem nie było, nie byłoby też wezwania do jego realizacji. Dobro „jest” w dosłownym tego słowa znaczeniu „metafizyczne”: jego miejsce znajduje się poza fizyką świata, przy czym do fizyki należy również zaliczyć ontologię, która jest jej przedłużeniem. Dobro „jest” wyższe od bytu Jeśli byt ma jakiś sens, to kryje się on w dobru. Dobro usprawiedliwia byt w jego istnieniu. Ale właśnie dlatego zasady rządzące bytem, łącznie z zasadą wyłączonego środka, nie mogą być zasadami rządzącymi dobrem..”. Również TISCHNER opiniuje: „Levinas zdobył uznanie jako mistrz interpretacji „europejskiego rozumu” w filozofii Husserla i Heideggera, po czym w tragedii HOLOCAUSTU zobaczył nową twarz tego rozumu”. Z wywiadu z B. Skargą wynika, że Levinas urodził się w Kownie, za czasów bolszewickich wyjechał do Charkowa. Potem studia filozoficzne w Strassburgu, dalej Fryburg, a tam HUSSERL i HEIDEGGER; całe życie dyskutował z Heidegerra 'Sein and Zeit' /Bycie i Czas/. Zmarł na Alzheimera. Levinas o śmierci: „Każda śmierć jest skandalem i morderstwem..”. Wg L. ŚMIERĆ opiera się na trzech głównych filarach. Jest NICOŚCIĄ /pustka i opuszczenie/, NIEWIEDZĄ /zmarły odchodząc nie zostawia żadnego adresu/ oraz OKROPNOŚCIĄ /skandalem i bezsensem/. KOŁAKOWSKI o LEVINASIE: „...z punktu widzenia filozofii analitycznej to BEŁKOT”."

Friday, 12 February 2016

Jan KRACIK - "Chrześcijaństwo kontra magia. Historyczne perypetie"

Jan KRACIK - „Chrześcijaństwo kontra magia. Historyczne perypetie”

Na podstawie Wikipedii:
Ksiądz Jan Kracik (1941 -2014), prof. zw., dr hab. Był wykładowcą Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie (gdzie kierował Katedrą Historii Nowożytnej) i współpracownikiem „Tygodnika Powszechnego” oraz miesięcznika „Znak”, członkiem zespołu redakcyjnego „Folia Historica Cracoviensia”, był autorem kilkuset publikacji, w tym kilkunastu książek. Ksiądz profesor wypromował sześciu doktorów, kilkudziesięciu magistrów, zarówno na Wydziałach Historii, jak i Teologii Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie. Jednym z jego doktorantów jest obecny biskup pomocniczy krakowski Grzegorz Ryś. Był autorem 20 książek i ponad 500 artykułów.

Ale przede wszystkim był jednym z argumentów na odpowiedzią negatywną w moich rozważaniach nad pytaniem "Czy jestem antyklerykałem?", przedstawionych w eseju pod tym tytułem. Na LC dotychczas recenzowałem tylko jego dwie książki (9 i 10 gwiazdek), a do tej niech Państwa zachęci poniższy fragment:

„Lęk przed herezją i czarami popchnął kiedyś świat chrześcijański aż do eksterminacji oskarżanych o związanie się z szatanem. Użyto do tego pobłogosławionej z wysoka zbrodni sądowej. Czereda jej sprawców, bezpośrednich i pośrednich, duchownych i świeckich, w latach 1450-1750 oddała Księciu Ciemności nieocenione usługi, paląc w Europie na stosach rzesze /wedle rozbieżnych szacunków historyków 50-100 tysięcy/ jego rzekomych wyznawców, a w rzeczywistości żywe ciało Kościoła. W związki mordowanych z diabłem wierzyli ich kościelni i cywilni prześladowcy...”

Gorąco Państwa zachęcam do lektury w s z y s t k i c h książek Księdza Profesora.

Jan OSIECKI, Tomasz BIAŁOSZEWSKI i inni - "Ostatni lot. Raport o przyczynach katastrofy"

Jan OSIECKI, Tomasz BIAŁOSZEWSKI i in. -
- "Ostatni lot. Raport o przyczynach katastrofy"

NIEPOJĘTY BRAK ZAINTERESOWANIA !!!!
W swoich notatkach, czyli „Moim Pod Ręczniku” znajduję:

„KATASTROFA SMOLEŃSKA - Przeczytałem (kwiecień 2013) ś w i e t n y „Ostatni lot. Raport w sprawie katastrofy” (512 str, wyd. Prószyński i -ka} Jana Osieckiego (socjolog, dziennikarz), Tomasza Białoszewskiego (dziennikarz telewizyjny i radiowy.), Roberta Latkowskiego (najstarszy stażem w Polsce pilot Tu-154M, w l. 1986-99 dowódca 36 SPLT) i Mieczysława Prószyńskiego (wydawca, lecz też astrofizyk)”.

Sprawdzam na LC, i oczom nie wierzę: 2 oceny i 0 opinii!!!!! Macierewicz powołuje różnych błaznów na ekspertów, mnożą się fantazje na temat zamachu i wybuchów, a profesjonalnym raportem zainteresowanie zerowe.
N I E.........R O Z U M I E M!!!

Joanna MARAT - "Jedenaście tysięcy dziewic"

Joanna MARAT - "Jedenaście tysięcy dziewic"

Po przykrych doświadczeniach ze współczesnymi polskimi pisarkami, postanowiłem ustosunkowywać się merytorycznie tylko w wyjątkowych przypadkach, ograniczając się w pozostałych do oceny ilością gwiazdek.
A więc no comments; gwiazdek.......
A jednak nie wytrzymałem, bo w dobie rusofobii i pogardy dla Rosjan tj kałmuków, kacapów, bydła sowieckiego, ciemnych azjatów, ciemiężycieli, okupantów, gwałcicieli itd itp tzn tego co dyktuje nam kompleks wyższości wobec Wschodu, który rekompensuje nasz kompleks niższości wobec Zachodu, a szczególnie Ameryki, zaryzykować wątek o rozkoszy i zaspokojeniu kobiety przez tak pogardzanego osobnika, jest ewenementem zmuszającym mnie do dania 10 gwiazdek, bez względu na minusy książki, o których nie zamierzam mówić.

Thursday, 11 February 2016

Irena KRZYWICKA - "Wielcy i niewielcy"

Irena KRZYWICKA - "Wielcy i niewielcy"

Wznowienie tego zbioru (po 50 latach) refleksji autorki na temat 19 znaczących postaci XX wieku, z którymi była zaprzyjaźniona jest genialnym sposobem na zapewnienie im nieśmiertelności, Sama autorka wydawała mnie się tak żywa, tak na co dzień obecna, że w "Moim Pod Ręczniku" odnotowałem na jej temat zaledwie jedno zdanie:
KRZYWICKA Irena z d. GOLDBERG /1904-1994/, synowa Ludwika Krzywickiego (1859 -1941), pisarka, attache kulturalny PRL w Paryżu od 1945 r. Od 1964 mieszkała stale we Francji.

Szanowni Państwo, powiem trywialnie: czas robi swoje i znaczna część młodych nie ma pojęcia o tej wspaniałej Polce, która wyprzedziła swoją epokę o 100 lat. Dlatego, by ją poznać, proszę sięgnąć choćby do Wikipedii, z której fragment kopiuję:
„Irena Krzywicka była autorką kilku powieści, tłumaczyła m.in. utwory H.G. Wellsa, Frischa (Homo Faber) i Dürrenmatta, popularyzowała w Polsce twórczość Marcela Prousta. Przełomem okazała się dla niej współpraca z Tadeuszem Boyem-Żeleńskim, w którym zakochała się. Ten pozamałżeński głośny związek, a także wspólna z kochankiem działalność na rzecz upowszechnienia edukacji seksualnej i kontroli urodzeń, uczyniły z Krzywickiej najbardziej znaną działaczkę feministyczną okresu przedwojennego. Była skandalistką świadomie poruszającą drażliwe kwestie aborcji, seksualności kobiet i homoseksualizmu. Była przeciwniczką monogamii i głosiła wolność seksualną dla kobiet (taką samą, jaką tradycyjnie mieli mężczyźni), domagała się też polepszenia warunków życia więźniów, aby ograniczyć rozwój dewiacji. Głosiła tolerancję dla homoseksualizmu, który określała jako „odwrócenie instynktu płciowego”, w swojej istocie zupełnie naturalnego (tzw. mańkut płciowy). Domagała się legalizacji aborcji, aby zlikwidować groźne dla życia kobiet „podziemie aborcyjne”.
Wspólnie z Boyem-Żeleńskim otworzyła w Warszawie klinikę, w której udzielano bezpłatnych porad dotyczących świadomego macierzyństwa; założyła dodatek do 'Wiadomości Literackich' pt. 'Życie Świadome, który propagował edukację seksualną i w którym publikowali tacy pisarze jak m.in. Zofia Nałkowska, Maria Pawlikowska – Jasnorzewska i Wanda Melcer.
Była obiektem ataków ze strony środowisk prawicowych, które zarzucały jej „szkodzenie narodowi”, atakowali ją także znani pisarze liberalni, tacy jak Jan Lechoń, Maria Dąbrowska i Jarosław Iwaszkiewicz, którzy protestowali przeciwko dominacji kwestii seksualnych w jej twórczości.
W latach 30. XX wieku była inicjatorką nagonki prasowej pod adresem profesora medycyny sądowej Jana Stanisława Olbrachta, zarzucając mu 'przyczynienie się do skazania niewinnej kobiety' podczas jednej z najgłośniejszych rozpraw sądowych dwudziestolecia międzywojennego w Polsce - sprawy Rity Gorgoniowej...."
To tylko krótka wzmianka o tej niezwykłej kobiecie, bo tutaj mam mówić o książce. A książka jest ciepła, intymna i daje świadectwo prawdzie o wielkich Polakach, o których zapomniano bez powodu, jak i o tych, o których chciano zapomnieć. Zaczyna od wspomnienia swojego teścia, wielkiego uczonego, twórcy polskiej socjologii, Ludwika Krzywickiego, by bezpośrednio po nim przejść do pięknej, zamożnej ziemianki. Marii Koszutskiej, która pod pseudonimem Wera Kostrzewa, jako ideolożka KPP, została uwięziona i zamordowana przez NKWD. Wdzięczni Polacy w "wolnej Polsce" odebrali jej ulicę w Warszawie, "przydzieloną" jej po rehabilitacji w 1956 roku.
I tak zaczyna się pochód wspaniałych ludzi i wielkich Polaków, o których prawie się nie mówi, bo pasożytniczy IPN ich nie lubi. Szczególnie dla młodych czytelników jest to jedna z nielicznych okazji poznania tych ludzi i alternatywnej w stosunku do propagandy wspomnianego IPN-u, historii postępowej lewicy w Polsce, szczególnie w I połowie XX wieku.

Michael GRANT - "Herod Wielki"

Michael GRANT - "Herod Wielki"

Temat trudny więc zacznę nietypowo. Jedyną na LC recenzję przede mną napisał "Elevander", z zawodu historyk, Tomasz Babnis, który ocenił książkę Granta wyżej od Krawczuka pt "Herod, Król Judei". A mnie bardzo potrzebna jest recenzja Elevandera, książki Krawczuka, by przejść gładko do swoich notatek na temat Granta. No to ją przytaczam w całości:
"Książka A. Krawczuka o słynnym władcy Judei ukazuje postać Heroda na szerokim tle politycznym I wieku p.n.e. Autor wprowadza czytelnika w złożony świat stosunków we wschodnim basenie M. Śródziemnego. Herod przedstawiony jest jako postać tragiczna ogarnięta strachem o swą władzę, a przy tym wybitny władca prowadzący rozsądną politykę lojalności względem Rzymu i dbający o swoich poddanych. Warto tę książkę przeczytać, by zerwać ze stereotypowym obrazem tego władcy jako krwawego i pozbawionego zalet tyrana.
Tomasz Babnis"
Powyższe, jest równie słuszne dla książki Granta. Teraz przybliżę Heroda, o którym tak pisze Grant pod koniec książki:
„Herod był Żydem jako wyznawca judaizmu, Idumejczykiem i Arabem z pochodzenia, Grekiem dzięki kulturalnym fascynacjom, a Rzymianinem z powodu politycznej lojalności..”
Aby było przejrzyście wyjaśniam od razu tą Idumeję. Herod (73 -4 p.n.e.)....(s.18)
„.....wywodził się z Idumei, stanowiącej płd kraniec judejskiego państwa.. Idumei i Galilei nie łączyło nic poza tym, że obie krainy całkiem niedawno weszły w skład państwa żydowskiego, a Żydzi p o g a r d z a l i mieszkańcami tak jednej, jak i drugiej prowincji..”
Dodajmy, ze Idumea położona na płd od Jerozolimy i Betlejem, na płn graniczyła z miastem Hebron, późniejszą stolicą. Idumejczycy, potomkowie Edomitów, zostali przymusowo nawróceni na judaizm i obrzezani ok 100 r. p.n.e. przez bratanka Judy, Hyrkana. Lecz wg znawców Pisma, warunkiem koniecznym, by zostać uznanym za Żyda jest urodzenie z matki Żydówki (Talmud Babiloński, Jewamot, 456). A matką Heroda była Arabka Kypros z królestwa Nabatyjskiego. Tak więc Herod całe życie zmagał się z dyskomfortem bycia wielkim Królem Żydowskim nie będąc Żydem.

Aby ułatwić zrozumienie niuansów, pozwalam sobie na dygresje, które niektórym mogą się wydać oczywiste, więc zbędne. Odnośnie wspomnianego wyżej obrzezania Idumejczyków, przypominam, że wg Rdz 17, 10-14, zostało ono nakazane Abrahamowi przez Boga, jako niezbędny warunek Przymierza, znak poddania się narodu Bożej woli. Natomiast jako ciekawostkę wyłowiłem obszar Galilei - 40 km x 56 km.
No to czas przejść do „rzezi niewiniątek”, która większości kojarzy się z Herodem. Aby nie być posądzonym o chęć obrazy uczuć religijnych podaje suche fakty i cytaty. Najprostsza i śmieszna data, bo Herod niby umarł 4 lata przed narodzeniem Jezusa. To zostało dawno wyjaśnione, że Dionisius Exiguus (470 – 544) walnął się o 4 do 6 lat. Nie wiemy natomiast dlaczego o „rzezi” nie podają Ewangelie Synoptyczne, poza Mateuszem (2,16), ani sławny historyk, Żyd, Józef Flawiusz (37 – 100)..
Wg Granta „rzeź niewiniątek” jest ludową wersją wyobrażeń o złym i okrutnym tyranie (analogia do Mojzesza i in.). Na powstanie mitu wpłynęło zabójstwo swoich synów (z Marianne I) w 29 r p.n.e. Aleksandra III i Arystobula IV i ich zwolenników, a przede wszystkim pogrom faryzeuszy w 6 r pne. Aby przeciąć dyskusję, przytaczam za Wikipedią:
„... istnieją wątpliwości, czy zdarzenie to miało faktycznie miejsce. Jedynym tekstem przekazującym informacje na ten temat jest wspomniana Ewangelia Mateusza, której autor mógł wpleść tę anegdotę w tok opowiadania z pobudek teologicznych. O rzezi niewiniątek nie wspominają pozostałe Ewangelie Nowego Testamentu ani wczesne apokryfy, jak również inne źródła historyczne, nawet pisma Józefa Flawiusza, opisujące epokę rządów Heroda z pozycji mu nieprzychylnych. Wiadomo jednak, że pod koniec życia Herod dopuścił się wielu mordów, poszukując rzeczywistych lub domniemanych spisków mogących pozbawić go władzy, m.in. zamordował swojego pierworodnego syna Antypatra (z pierwszej żony Doris). Zabił też jedną ze swoich żon oraz jej synów, brata i matkę, którą wydał na śmierć głodową w więzieniu. Współcześnie ocenia się, że okrucieństwo Heroda pod koniec życia wynikało po części z choroby umysłowej wywołanej przez chorobę nerek, z powodu której w końcu zmarł w męczarniach.”
Co do męczarni, to musiały być paskudne, bo robactwo zżerało go od dołu po genitalia, a odnośnie żon to miał ich dziesięć i sporo kłopotów, również przez nie.
Herod był sprawnym władcą i zarządcą, jak i budowniczym portu w Cezarei. Twierdzy Antonia i Drugiej Świątyni w Jeruzalem.
Książka świetnie napisana na temat interesujący dla każdego.

Wednesday, 10 February 2016

Tomas HALIK - "Noc spowiednika. Paradoksy małej wiary w epoce postoptymistycznej"

Tomas HALIK - "Noc spowiednika. Paradoksy małej wiary w epoce postoptymistycznej"

PASJONUJĄCA LEKTURA! NIE LĘKAJCIE SIĘ!!! SPRÓBUJCIE!!
Ks. Tomasa Halika, zwanego czeskim Tischnerem, recenzowałem "Cierpliwość wobec Boga. Spotkaniw wiary z niewiarą: (10 gwiazdek) oraz "Teatr dla aniołów. Życie jak religijny eksperyment". Tak jak tam zaznaczyłem, Halika się nie czyta, Halika się studiuje

HALIK Tomas /1948- /, konwertyta, potajemnie wyświęcony w 78, ksiądz kat., dr fil, psychologii i teologii. „ Czeski Tischner”. W krakowskim WAM wydano „Przemówić do Zachariasza”/2005/. W późniejszej książce pt „Noc zpovednika. Paradoxy male viry v postoptimisticke dobe” czytamy:
„HUSSERL napisał, że ci, których kochaliśmy, właściwie nie umierają - czujemy stale, jak patrzą przez ramię, i zastanawiamy się, czy aprobują, czy też ganią nasze postępowanie. ....Modlić się - znaczy uświadomić sobie, że jestem widziany - i być może spojrzenie oczu tak wielu ludzi, dla których żywię miłość i szacunek, pomaga mi w owym niełatwym zadaniu, jakim jest szukanie woli Bożej. ...Program, nazwany po orwellowsku „BIG BROTHER” cechuje ...niestosowność, gdyż która tkwi w zabawie we wszechobecne oko - i jest to coś, co człowiekowi naprawdę nie przystoi i nie przysługuje..”.
O WOLNOŚCI: „...wolności nie mylić ze SWAWOLĄ - uczy św. Paweł..”.
O KATOPOLAKACH: „Ci katolicy.. mają stereotyp... ...ŻYDOWSKO-MASOŃSKIEGO SPISKU... - i nic mądrzejszego nie są już w stanie wymyślić”.
O KOŚCIELNEJ ANATEMIE: „Wielu „nauczycieli wiary” w Kościele miało... ...problemy z biskupami... Również teksty św. Tomasza były.. ..potępione przez kościelne autorytety. Paryski uniwersytet potępienie wycofał po jego kanonizacji, a OXFORD nie zrobił tego nigdy”.
O KOŚCIELE NA ROZSTAJU: „Kościół w wielu państwach znalazł się dziś na rozstaju: albo przeważy w nim „pospolity katolicyzm” /typu polskiego Radia Maryja czy czeskiego ruchu D.O.S.T./, redukujący Kościół do sekciarskiej, nacjonalistyczno - klerykalnej, antyeuropejskiej /a czasem także antysemickiej/ dziwacznej postaci na marginesie społeczeństwa, albo będą go prowadzić i reprezentować osobowości, które wzbudzają wśród ludzi szacunek...”
POLECAM!!

Danielle STEEL - "Tato"

Danielle STEEL - "Tata"

TYPOWE CZYTADŁO!
Danielle Steel (ur. 1947), autorka ponad 100 książek, czwarta na "List of best-selling fiction authors", z 800 mln egzemplarzy, za Szekspirem (2 mld), Agatą Christie (2 mld) i Babarą Cartland (1 mld). Steel ma dodatkowy atut w rywalizacji: w przeciwieństwie do pozostałych żyje i pisze. Jest tak popularna, że rekomendacji nie potrzebuje, więc mam miejsce i czas, by zaprotestować przeciw określaniu jej twórczości jako "literatury dla kobiet". (Tak napisano np w Wikipedii), Drogie Panie! Przecież takie określenie jest wobec Was obraźliwe i dyskryminujące.. Protestujcie! Nie ma "literatury dla kobiet"; jest tylko literatura dobra i zła.
Oczywiście, kryteria dobra i zła są różne. Np mimo ponad 100 tytułów Pani Steel nie dostała żadnej prestiżowej nagrody literackiej. Ale ile nagród zebrały chały, knoty i ramoty. Tak więc nawet dobrze, że odpada możliwość porównania jej z autorami tych nagrodzonych utworów.
Mnie ta książka zainteresowała ze względu na proponowany model rodziny, bardzo różny od mojego, konserwatywnego, europejskiego. Staram się oddzielać prywatne życie autora od jego dzieła, lecz informacja na okładce o elementach autobiograficznych, prowokuje mnie do ujawnienia, że autorka była szczęśliwą mężatką razy PIĘĆ. Stąd chyba ten - nazwijmy go delikatnie - chłodny stosunek do instytucji małżeństwa.
Nie pierwsza to książka amerykańska, i zapewne nie ostatnia, w której ludzie biorą ślub, płodzą dzieci i wszyscy udają, że się kochają, więc obłudnie się uśmiechają zapewniając, że "It's fine!!". No i przychodzi kryzys kobiety czterdziestoletniej, w którym już nic nie jest "correct", bo brak siły i woli, by dalej się dusić w "political correctness". Przyjmowała zrządzenia losu, w postaci kolejnych dzieci, mniej lub bardziej potulnie, a teraz, po czterdziestce, wpada w rozpacz i panikę z powodu straconych lat wskutek zajmowania się wyłącznie domem. Miała marzenia, a obowiązki domowe zmuszały do odkładania ich w nieokreśloną przyszłość. Stanowi psychicznemu czterdziestojednolatki sprzyja wiek dzieci, które już nie wymagają tak czasochłonnej opieki, bo niedługo wyfruną z domu.
Dalsze zdarzenia po odejściu żony i matki są nieistotne, bo przeróżne wersje wydarzeń jest wymyślić każdy i dlatego skupiam się na tej egoistycznej decyzji.
Podstawową komórką społeczeństwa jest rodzina i nikt nie ma szans tego zmienić. Jeśli ktoś jest innego zdania, to gorzej dla niego i jego bliskich (jeśli takowych jeszcze ma). Zanik wartości tej komórki skutkuje utratą więzi rodzinnych i żyje się, do pewnego momentu, razem, lecz obok siebie. Nie będę się nad tym rozwodził, bo każdy to widzi wokół siebie. Pomaga negatywnie w tym również kult mamony. Patrzę na swoje wnuki, które idąc ze swoją dziewczyną czy chłopakiem, gdziekolwiek, na mecz, do kina, czy na piwo, płacą osobno każdy za siebie; małżeństwo w średnim wieku na lunchu - każdy placi za siebie, a połowę płatności za wspólny dom reguluje Pan domu czekiem wystawionym na Panią.
Wszystko zaplanowane, z uśmiechem realizowane, bez miejsca na 'ułańską" fantazję. I właśnie przez to obrzydliwie nudne. Bo przewidywalne i do wymiotów przyzwoite. Bohaterka nie chce mieć dzieci, Ma 23 lata, ambicje zawodowe i prywatne. Ale boi się, i trzykrotnie rodzi niechciane dzieci. Pod presją męża i otoczenia nie potrafi tych więzów poluźnić przez 20 lat. Czy teraz ma więcej siły? Wątpię, po prostu wykorzystuje moment, gdy trafiła się wolą niebios przerwa w rodzeniu i opieki nad kolejnym niemowlakiem. Wolą niebios, bo zainteresowani potrafią się tylko po małżeńsku kopulować, ale środków antykoncepcyjnych nie umieją stosować, a sama myśl o skrobance, obecnie nazywanej aborcją, wywołuje u "konserwatywnego" mężusia (podobno wykształconego)-skrajne przerażenie. CO ZA DULSZCZYZNA!!
Czy ja ganię czy chwalę bohaterkę ? Nie mam zwyczaju leżącego kopać. Pozostanie niewolnikiem we własnym domu, w którym nawet zalążku normalnej rodziny nie ma, jest bezsensownym poświęceniem nie wiadomo w imię czego. Odejście to zdrada własnych dzieci, bo skromnych więzi wynikających ze wspólnego mieszkania, na odległość podtrzymać się nie ma, a i szansa na nowe, lepsze życie też złudna, bo jak ktoś bezdennie głupi był 20 lat, to nagle nie zmądrzeje. Tak ostro, bo setki tysięcy kobiet na całym świecie łączy karierę zawodową z obowiązkami domowymi. Naszej bohaterce z dobrobytu we łbie się przewróciło i przez 20 lat nic nie robiła, a gdy obudziła się z ręką w nocniku, to kieruje się wyłącznie egoizmem. A czym zasłużył się mąż, że tak go na starość potraktowała
Przeczytać można, może autorka dojdzie do 1 mld egzemplarzy i będzie ją stać na szóstego męża!!

J. M. COETZEE - "Mistrz z Petersburga"

J.M. COETZEE - "Mistrz z Petersburga"


Mój ulubiony Coetzee (ur.1949), laureat Nobla (2003), dwukrotny laureat Bookera (1983i 1999), na pięć lat przed swoją sztandarową "Disgrace" (Hańbą) (1999), zainspirował się Dostojewskiego "Biesami", a szczególnie ocenzurowanym rozdziałem "U Tichona", w którym Stawrogin spowiada się z grzesznego związku z nieletnią Matrioszą. Rozdział ten bywa najczęściej dołączany do tekstu w formie appendiksu.
Znalazłem ciekawą opinię Jakuba Skwarło na http://www.znak.com.pl/kartoteka,ksiazka,603,Mistrz-z-Petersburga, którą cytuję:

"Coetzee obdarł swego mistrza z całej „dostojewszczyzny", pokazując go jako człowieka nieporadnego, naiwnego i pełnego sprzeczności, po czym - no trudno - w genialnym finale wskazał paluchem, na czym wielkość prozy Fiodora Michaiłowicza polega. Jego Dostojewski to wciąż ten, który rozebrał XIX-wiecznego człowieka z jego moralnego kożucha, z Boga, z zasad, z poczucia winy (choć nie z wyrzutów sumienia), ale też ten, który poznał, jak ogromną cenę przychodzi płacić za uprawianie tak bliskiej naturze człowieka literatury.
Książka godna polecenia z całą odpowiedzialnością. Coetzee nie tylko doskonale „wczuł się" w Dostojewskiego, dorzucił ważną cegiełkę do jego pomnika i przypomniał, dlaczego autora „Biesów" czytać trzeba, ale też dał wspaniały z punku widzenia czytelnika popis literacki, w którym na pierwszy plan wysuwa się oszczędność i niezwykła precyzja języka..."

„Mistrz z Petersburga” to rozciągnięta dysputa o walorach rewolucji i komunizmu, być może, interesująca dla anglosasów, lecz mniej dla mnie - wychowanego na Dostojewskim i doświadczonego PRL-em. Podobała mi się tylko myśl, że „ze starością człowiek sukcesywnie MĄDRZEJE, a przez to MALEJE, aż finalnie tak zmaleje, aby móc przejść przez ucho igielne”. Oczywiście to dostępne dla nielicznych obdarzonych rozumem.
Wskazana jest skrupulatna lektura "Biesów" przed książką Coetzee. Spowiedź Stawrogina (U Tichona) dostępna jest na: http://niniwa22.cba.pl/fiodor_dostojewski_biesy.htm

Tuesday, 9 February 2016

Piotr DROŻDŻ - "Ryszard Pawłowski - 40 lat w górach" wywiad - rzeka

Piotr DROŻDŻ - "Ryszard Pawłowski - 40 lat w górach"
Wywiad rzeka

ON PIĘĆ RAZY WSZEDŁ NA NAJWYŻSZĄ GÓRĘ ŚWIATA!!!
TO JAK TEGO NIE CZYTAĆ ?
Zacząć wypada od autora. Znalazłem na http://www.100poradgor.pl/piotr-drozdz,130,ek.html:
Piotr Drożdż {ur. 1974) – dziennikarz, fotograf, instruktor sportu we wspinaczce sportowej (1999). W latach 1999-2006 pracownik Zakładu Alpinizmu AWF w Krakowie. Od 2002 redaktor naczelny magazynu GÓRY. Pomysłodawca i redaktor serii książek o tematyce górskiej oraz międzynarodowego serwisu internetowego www.climbandmore.com. Autor książek Ryszard Pawłowski: 40 lat w górach i Wspinacze: biografie przerwane (w przygotowaniu do druku). Opublikował ponad sto artykułów na tematy alpinistyczne w prasie krajowej i zagranicznej, a także wiele tekstów i zdjęć w polskich i zagranicznych czasopismach oraz portalach internetowych. Członek międzynarodowego jury nagrody Arco Rock Legends (od pierwszej edycji tej nagrody w 2006), Kapituły (2004–2008) i Rady Kolosów (od 2008), Rady Inicjatywy Środowisk Wspinaczkowych „Nasze Skały” oraz jury międzynarodowych nagród przemysłu outdoorowego (Outdoor Celebrity of the Year, Scandinavian Outdoor Award).
Wspinaczkę górską i skałkową uprawia od 1995. W nielicznych wolnych chwilach miłośnik biegów terenowych, jogi i slackline.

Na temat Pawłowskiego polecam cały artykuł Bożeny Skołud i Doroty Kobierzowskiej na http://www.patagonia.com.pl/lider.php#portret, którego fragment tu zamieszczam:
RYSZARD JAN PAWŁOWSKI

Urodzony w Bogatyni w 1950 roku. Zodiakalny Rak, ale Tygrys według horoskopu chińskiego, inżynier elektryk, instruktor alpinizmu, przewodnik górski. 

Wziął udział w ponad 300 wyprawach w różne góry świata jako uczestnik lub organizator. Zdobył dziesięć szczytów 8-tysięcznych, min. K2 (8611 m) płn. Filarem od strony chińskiej. Jest jedynym Polakiem, który pięciokrotnie stanął na szczycie Mt. Everestu (8848 m). Dokonał wielu wejść trudnymi drogami wspinaczkowymi w różnych rejonach Ziemi. Był partnerem wspinaczkowym Jerzego Kukuczki, Adama Zyzaka, Piotra Pustelnika, Janusza Majera, Krzysztofa Wielickiego i wielu innych sławnych himalaistów.

Jest członkiem prestiżowego The Explorers Club w Nowym Jorku, stowarzyszenia zrzeszającego ok. 3000 odkrywców i badaczy z kilkudziesięciu państw wszystkich kontynentów. Otrzymał szereg nagród i wyróżnień w dziedzinach fotografii oraz filmu dokumentalnego. Filmy Pawłowskiego były pokazywane na Festiwalach Górskich i w telewizji. Otrzymał trzykrotnie nagrody i wyróżnienia od Ministra Sportu za Wybitne Osiągnięcia Sportowe. Szkoli młodych adeptów alpinizmu, organizuje wyprawy i występuje z prelekcjami o tematyce górskiej. Jest wciąż aktywny , pomimo 40 letniego stażu w górach.

Organizował i prowadził wyprawy dla niepełnosprawnych sportowców na Alaskę, do Afryki i Patagonii w ramach programu Korona Nadziei.
,
Ma 31 letniego syna Marcina i 13 letnią córkę Martę.

To teraz moja recenzja, choć głupio parę prostych słów nazywać recenzją Proszę Państwa tekst niezmiernie ciekawy, w dodatku nieodzownie związany z tragiczną śmiercią wielu wspaniałych wspinaczy. Lecz, gdyby nawet tekstu w ogóle nie było to i tak 10 gwiazdek bym przydzielił za przepiękne zdjęcia. A że tekst jest, i to tak dobry, to średnia wychodzi 10, a ja zachęcam nawet nieczytatych.

Monday, 8 February 2016

Wojciech JAGIELSKI - "Wypalanie traw"

Wojciech JAGIELSKI - "Wypalanie traw"

Intuicyjnie unikałem recenzowania książek Jagielskiego (ur. 1960), w obawie przed podobieństwem do casusu Kapuścińskiego, którego książek nie recenzuję. Niestety, chyba mam rację. Piszę w tej chwili 1009 recenzję dla LC i wśród opiniowanych książek nie ma ani jednej Kapuścińskiego. Chyba już czas wytłumaczyć się przed Państwem z moich - nazwijmy to - fochów.
Czy ja czytałem książki Kapuścińskiego? - Tak, większość
Czy mnie się one podobały? - Bardzo, prawie wszystkie zasługiwały na 7 do 10 gwiazdek.
Skąd więc moje fochy? - Czuję się, jakby wieszcz H powiedział, "zdradzony o świcie", a bardziej prozaicznie, zrobiony w konia, w balona itd itp. Przez lata lekturę jego, jak myślałem, reportaży, traktowałem jako źródło rzetelnej wiedzy, aż tu nagle się okazało, że ponosiła go "licentia poetica", a konkretnie, że nie wiadomo gdzie przebiega granica pomiędzy faktami, a fikcją literacką. Gdybym wcześniej o tym wiedział..... Ale nie wiedziałem i bezkrytycznie wszystko przyjmowałem. Może to komuś się wydać infantylne, ale w grymaszeniu tkwię po uszy, a że człowiek na starość dziecinnieje, to nie wiem, czy zdążę swoich dąsów się pozbyć.
Niestety, moje intuicyjne obawy wydają się mieć uzasadnienie; po prostu, po bolesnej nauczce od Kapuścińskiego, nie wiem, co w omawianej książce miało miejsce w rzeczywistości, a co jest literacką fikcją. Główny bohater istniał, a z Wikipedii o nim wyczytałem:
"Eugene Terre' Blanche (1941 – 2010) wywodził się z burskiej rodziny o hugenockich korzeniach... ..By dać odpór według niego zbyt liberalnej polityce rządu Balthazara J. Vorstera, w 1970 utworzył Afrikaner Weerstandsbeweging, który miał wykorzystywać nacjonalistyczne i rasistowskie tendencje w białej części społeczeństwa RPA. To oraz talenty oratorskie Terre'Blanche doprowadziły do wzrostu popularności, według szacunków partii miała ona w szczytowym momencie 70 000 członków. Terre'Blanche kierował akcjami AWB wymierzonymi w rząd Frederika W. De Klerka: 9 sierpnia 1991 bojówki partyjne stoczyły bitwę z policją pod Ventersdorpem, 25 czerwca 1993 zaatakowano World Trade Center w co prawda Kempton Park, a w marcu 1994 AWB prowadził walki w bantustanie Bophuthatswana. Opóźniało to co prawda proces demokratyzacji kraju, ale też marginalizowało AWB, który zaczął być postrzegany jako paramilitarna organizacja rasistowska. W 1997 roku, po ataku na stację benzynową, Terre'Blanche został skazany na sześć lat więzienia (odsiadywał karę więzienia za napaść i próbę zabójstwa), z którego wyszedł w 2004. Na scenę polityczną powrócił w marcu 2008.
3 kwietnia 2010 roku Terre'Blanche został zabity we śnie, na swej farmie na północy RPA przez dwóch czarnoskórych robotników rolnych, którym jakoby zalegał z zapłatą. Polityka śmiertelnie pobito rurami i maczetami, podejrzani o sprawstwo zostali aresztowani".
Jagielski kończy załączone kalendarium na 1994 roku, w którym Mandela został prezydentem. Z podanych wyżej danych wynika, że Terre' Blanche wyszedł z więzienia 6 lat przed morderstwem, a na scenę polityczną wrócił zaledwie 2 lata przed nim. Szkoda, że kalendarium nie pociągnięto do 2010 roku.
Do moich uprzedzeń dodam, że moje wyobrażenie o RPA kształtowało się m. in. z lektur Lessing i Coetzee, więc do weryfikacji przymierzałem się ostrożnie.
Czas wreszcie na efekty. Powiem krótko: świetne pióro, od książki trudno się oderwać, więc mimo moich "fochów" muszę ocenić lekturę na 10, nie wiedząc do końca ile w niej faktograficznego reportażu, a ile fikcji literackiej.

Sunday, 7 February 2016

Geoffrey PAYZANT - "Glenn Gould"

Geoffrey PAYZANT - "Glenn Gould - muzyka i myśl"

UWAGA! GOULD - NIEWĄTPLIWIE GENIUSZ MUZYCZNY (Żył zaledwie 50 lat)
Geoffrey Payzant (1926 – 2004) nauczyciel, filozof, pisarz, organista, Ph D 1960, aktywny w wielu kierunkach, w tym w wydawaniu "Canadian Music Journal". Wyjątkowość dzieła Payzanta "Glenn Gould: Music and Mind" polega na tym, że ledwie dotyka osobistego życia i publicznych występów, a skupia się na istocie filozofii Goulda i jej wpływu na jakość, głębię, zakres i różnorodność jego sztuki.
W "Magazynie - Wino" z 16.11.2010 (magazynwino.pl/Artykul/801/o-naturalnosci) znalazłem ciekawy artykuł Andrzeja Daszkiewicza, którego fragment przytaczam:
"Nieżyjący już kanadyjski pianista Glenn Gould po kilku latach wielkiej kariery, ku zdziwieniu krytyków muzycznych i nie zważając na protesty uwielbiającej go publiczności zakończył w wieku zaledwie 32 lat działalność koncertową i skoncentrował się na nagraniach studyjnych. Stwierdził, że tylko mając pełną kontrolę nad wszystkimi aspektami wykonania i rejestracji muzyki będzie w stanie tworzyć dzieła satysfakcjonującej go jakości. Gdyby tylko do tego się ograniczył, jego decyzja nie budziłaby tylu kontrowersji, Gould jednak poszedł dalej – w niespotykanym przed nim w muzyce klasycznej stopniu zaczął głęboko ingerować w samą istotę nagrania.
Przed Gouldem rola producenta i realizatora dźwięku podczas sesji nagraniowej, czy to w studio, czy podczas publicznego występu sprowadzała się w zasadzie do jak najwierniejszego oddania brzmienia muzyki. Jedynie przy nagrywaniu większych kompozycji stosowano metodę zestawiania w jedną całość najlepszych wersji poszczególnych części: trzecia wersja allegra, druga andante i wreszcie piąta wersja finałowego ronda. Sam Gould też stosował tę metodę, choć posuwał się tu do pewnej skrajności, na przykład nagrywając swój płytowy debiut – Wariacje Goldbergowskie Johanna Sebastiana Bacha – już po nagraniu wszystkich trzydziestu wariacji siadł do fortepianu, by nagrać otwierającą dzieło Arię. Jak sam potem napisał musiałem nagrywać ją dwudziestokrotnie, zanim nadałem jej odpowiednią postać, wystarczająco neutralną, aby nie odbierać niczego głębokiemu zaangażowaniu, które pojawia się później w tym utworze. Puryści już za to mogliby się na Goulda oburzyć – przecież w ten sposób stworzył swym nagraniem dzieło nieistniejące, nieprawdziwe, nigdy w ten sposób w swej całości niezagrane.
Purystami Gould się jednak nie przejmował i w swych poszukiwaniach najlepszych interpretacji nagrywanych dzieł poszedł jeszcze dalej. W jednym z wywiadów dał przykład Fugi a-moll z I tomu Das Wohltemperierte Klavier Bacha. Na płycie trwa ona nieco ponad trzy minuty. Nagrano osiem jej wersji, z których wybrano dwie, żadna jednak nie satysfakcjonowała w pełni muzyka. Obie były dobre, jednak miały wadę – były monotonne. Dopiero pomysł pocięcia ich na kawałki i połączenia wybranych fragmentów w jedną całość pozwolił na stworzenie nagrania daleko doskonalszego od tego, czego mogliśmy dokonać w tym samym czasie w studiu. (...) Dzięki pomysłom, które przychodzą do głowy dopiero po nagraniu, możemy często pokonywać ograniczenia, jakie wykonanie nakłada na wyobraźnię...."
Na podstawie Wikipedii:
Glenn Herbert Gould (1932 - 1982) - kanadyjski kompozytor i pianista znany zwłaszcza ze swoich interpretacji utworów Bacha. Szczególna sławę przyniosły mu dwie odmienne interpretacje "Wariacji Goldbergowskich: (z roku 1955 i 1981), a także wykonanie "Die Kunst der Fuge" i "Das Wohltemperierte Klavier" oraz wiele innych. Współpracował z von Karajanem, Bernsteinem i Stokowskim. W 1964 roku porzucił występy przed publicznością, oddając się wyłącznie nagraniom płytowym.
Glenn Gould obdarzony był niezwykłą wyobraźnią muzyczną i słuchacze doceniali jego interpretacje rozciągające się od genialnie pomysłowych, aż do (czasami) kompletnie ekscentrycznych. Zdarzało mu się nagrywać zupełnie różne wersje tych samych utworów. Gra jego była niezwykle przejrzysta i precyzyjna, szczególnie w przypadku kontrapunktów. Wypracował technikę pianistyczną, która pozwalała mu stosować bardzo szybkie tempa bez utraty w zakresie klarowności gry i odrębności każdej nuty. Jednym z elementów tej techniki było zajmowanie bardzo niskiej pozycji przy fortepianie....
(Wikipedia nie pisze o efekcie przebytej - wg red. - choroby Heinego – Mediny. Anglojęzyczna Wikipedia mówi o skutkach niefortunnego upadku z łodzi:
„...he injured his back as a result of a fall from a boat ramp on the shore of Lake Simcoe. This incident is almost certainly related to the adjustable-height chair his father made shortly thereafter. Gould's mother would urge the young Gould to sit up straight at the keyboard. He used this chair for the rest of his life and took it with him almost everywhere. The famous chair was designed so that Gould could sit very low at the keyboard. The chair allowed him to pull down on the keys rather than striking them from above, a central technical idea of his teacher at the Conservatory, Alberto Guerrero.....”)

Tyle wprowadzenia, bo książka jest profesjonalna i trudna dla przeciętnego czytelnika, nie szuka też popularności przez ukazywanie przeróżnych chorób przypisywanych genialnemu muzykowi. Na pewno warto przeczytać!!
W tym wszystkim, co wyżej, brakuje mojej osobistej refleksji, więc informuję, że Glenn zawładnął moim sercem już na stronie 13, gdy wspomina, że przekonał swojego ojca (po 10 latach) do porzucenia wędkarstwa, co skomentował:
„...była to chyba największa rzecz, jakiej kiedykolwiek udało mi się dokonać”
A jednak mam w sobie element plotkarski, skoro brak życia prywatnego, w tym burzliwego związku z mężatką, powoduje obniżenie noty do 8.

Saturday, 6 February 2016

Stefano PECCATORI, Stefano ZUFFI - "Matisse"

Steano PECCATORI, Stefano ZUFFI - "Matisse"

Wydawnictwo "Arkady" wypuściło cenną serię pt "Geniusze malarstwa", a w niej tomiki poświęcone takim artystom jak: Bosch, Caravaggio, Durer, Goya, Tycjan, Cezanne, Friedrich, Gauguin, Giotto, Kandinsky, Leonardo da Vinci, Monet, Pierro della Francesca, Rembrandt, van Gogh, Valazquez, Vermeer i Matisse. Jest to bardzo cenne przedsięwzięcie, przynoszące nieprofesjonaliście kompletną wiedzę o życiu i twórczości danego artysty.
Cała seria, oprócz solidnego opracowania i atrakcyjnej treści, ma dodatkowy walor, o którym czytamy na okładce:
" Cykl 'Geniusze malarstwa', do którego należy ta książka, przedstawia życie artystów w kontekście kulturowym, społecznym i politycznym ich epoki. Aby ułatwić korzystanie z zawartych w niniejszym tomie informacji i ich zapamiętanie w sposób możliwie łatwy i przyjemny, zawartość każdej książki podzielono na trzy duże działy, z których każdy został oznaczony na marginesach innym kolorem: żółtym na stronach dotyczących życia i twórczości artysty, niebieskim przy tekście omawiającym tło historyczne i artystyczne oraz różowym przy analizie dzieł. Każda strona rozkładowa dotyczy osobnego zagadnienia: po części wprowadzającej następuje komentarz do ilustracji. Dzięki temu czytelnik może wybrać odpowiadający mu sposób i kolejność zapoznawania się z tekstem, czytając rozdziały po kolei lub według indywidualnych potrzeb. Całość dopełniają indeksy miejsc i osób.”

Stefano Peccatori (ur. 1965?) jest doktorem filozofii, a od 2011 pełni funkcję generalnego dyrektora Domu Wydawniczego Mondadori Electa w Mediolanie; Stefano Zuffi (ur. 1961) profesor, włoski historyk sztuki, specjalista z zakresu sztuki baroku i renesansu, konsultant w ww wydawnictwie. Obaj mają w indywidualnym dorobku wiele cennych dzieł na temat sztuki.

Henri Matisse (1869 – 1954) - francuski malarz uważany za najsłynniejszego fowistę. (Fowizm - to kierunek w malarstwie francuskim początku XX wieku o bardzo żywej i oderwanej od rzeczywistości kolorystyce dzieł. To właściwie odłam ekspresjonizmu, wyrwany z jego formalnych oków jak dzikie zwierzę (les fauves - dzikie zwierzę). Matisse tworzył silnie uproszczone płótna stanowiące zestaw plam wyrazistych kolorów.).

Matisse zmieniał się jak Picasso, z którym notabene rywalizował, tak więc, by to uchwycić trzeba przestudiować uważnie omawianą książeczkę. Ja tylko mogę dodać, że mój skromny salonik zdobią cztery wielkie reprodukcje van Gogha, po wcześniejszych „cezannach” i „renoirach”; następne będą „matissy”
Na 144 stronach, kompleksowe informacje, niby o Matisse, a naprawdę o malarstwie XX wieku, ilustrowane reprodukcjami wszystkich mistrzów pędzla w jakikolwiek sposób związanych z życiem i twórczością głównego bohatera.
Brak mnie słów zachwytu!!!


Roma LIGOCKA - "Czułość i obojętność"

Roma LIGOCKA - "Czułość i obojętność"

Mam nadzieję, że dalej będę zachwycał się twórczością Ligockiej, bo moje dotychczasowe wysokie oceny (dwa razy po 8 gwiazdek) na to wskazują. Tym razem bodajże 32 miniopowiadania na przeróżne tematy, a więc moja ulubiona krótka forma, jednak na tyle długa, by pomieścić cenne refleksje autorki.

Ligocka zaczyna od symbolu życia -„polsko - żydowskiego rosołu”, który nawet psa wyleczył.....
Od rosołu się zaczęło, a potem czytałem, notowałem i uzbierały się trzy strony notatek, które mogły upodobnić moją recenzję do poprzedniej („Wszystko z miłości”), z której jestem niezadowolony. Wskutek tego notatki unicestwiłem, a Państwu chcę tylko przekazać, że Ligocka inspiruje i prowokuje czytelnika do wspomnień i rozmyślań, co może doprowadzić, r ó w n i e ż, do depresji. Świetna lektura dla ludzi myślących!
W przeciwieństwie do poprzedniej recenzji umyślnie unikam jakichkolwiek cytatów, by nie zakłócić atmosfery intymności między autorką a wrażliwym czytelnikiem.

Friday, 5 February 2016

Asa LARSSON - "W ofierze molochowi"

Asa LARSSON - "W ofierze molochowi"

Miałem już nieprzyjemność zawrzeć znajomość z Larsson poprzez lekturę jej nudnej chały pt "Krew, którą nasiąkła", obdarzonej przeze mnie pałą, a reklamowaną na okładce jako "Kryminał roku według Szwedzkiej Akademii Pisarzy Kryminalnych" . Tym razem na okładce napisano: "Najlepszy szwedzki kryminał 2012, Oficjalna Nagroda Szwedzkiej Akademii Kryminału".
Reklamy niewiele się różnią, podobnie jak i moje oceny. Tym razem zawiniła moja żona, której bezgranicznie ufam, dzięki czemu uwierzyłem, ze to się nieźle czyta. Niestety, ja jestem już stary, toteż męczyłem to 3 dni, przysnąłem w trakcie lektury 18 razy, kląłem na co najmniej dwukrotnie za dużą ilość stron, aż dojechałem do banalnego końca, który podważył sensowność moich wysiłków w uchwyceniu wszystkich wątków. Bo ciągnąć zawiłą akcję przez prawie 400 stron, by zakończyć truizmem, że "jak nie wiadomo o co chodzi, to na pewno chodzi o pieniądze", to odczuwam, jako lekceważenie czytelnika. Do tego jeszcze niesmaczne zabicie psa.
Nudząc się jak mops, zacząłem od 254 strony zwracać uwagę na kunszt tłumaczki, która na stu paru stronach uraczyła nas "kurwą" 6 razy (s.s.. 295, 304, 345, 346, 364, 382), "chujem" 3 razy (s.s.254, 300, 339,) "zasranym" raz (s.280) oraz "pieprzniętymi ciućmami" też raz (s.98). Plus - wzbogaciłem swoje słownictwo o „ciućmy”:
ciućma - kobieta, dziewczyna niezaradna, nierozgarnięta, pozbawiona energii; ślamazara, łamaga, fajtłapa, safanduła; także o mężczyźnie, chłopaku, z silniejszym zabarwieniem ekspresywnym
Tytułem też się nie zachwyciłem, bo tłumaczenie naciągane.

Tuesday, 2 February 2016

Witold TYLOCH - "Dzieje ksiąg Starego Testamentu"

Witold TYLOCH - "Dzieje ksiąg Starego Testamentu"

Nie po to powstała hermeneutyka, by byle kto łapał się za Biblię, samodzielnie czytał i wpadał w próżność, że wszystko zrozumiał. (Hermeneutyka - bada ogólne zasady interpretacji Biblii). Dlatego gorąco polecam literaturę, nazwę słowotwórczo, „parabiblijną” , która stanowi świetne preludium przed rozpoczęciem lektury Biblii.
W starych notatkach znalazłem parę notatek na temat dzieła prof. Tylocha, którymi pragnę podzielić się z Państwem. Nim je podam, dwa (nader skromne) słowa, o autorze, na podstawie Wikipedii;
Witold Tyloch (1927 – 1990) – polski religioznawca, badacz judaizmu, biblista, qumranista, prof. UW.

To już moje notatki:
1. Biblia była napisana głównie po hebrajsku oraz po aramejsku
2. Dzieli się na trzy części wg kolejności powstawania
3. I część PRAWO (hebr. TORA) - nazwana Pięcioksięgiem: Księga Rodzaju (Genesis), Księga Wyjścia (Exodus), Księga Kapłańska (Lewiticus), Księga Liczb (Numeri) oraz Księga Powtórzonego Prawa (Deuteronomium)
4. II część PROROCY (hebr. NEWIIM). Obejmuje wydarzenia po śmierci Mojżesza do upadku Królestwa Judy. Okres Sędziów: Księga Jozuego, Księga Sędziów, Pierwsza Księga Samuela, Druga Księga Samuela, Pierwsza Księga Królewska i Druga Księga Królewska. Dochodzą do tego pisma Proroków: Księgi Izajasza, Jeremiasza i Ezachiela plus 12 proroków „mniejszych”: Księgi Ozeasza, Joela, Amosa, Abdiasza, Jonasza, Micheasza, Nachuma, Habakuka, Sofoniasza, Aggeusza, Zachariasza i Malachiasza.
5. III część PISMA (hebr. KETUWIM): Księga Psalmów, Księga Przysłów, Księga Rut, Pieśń nad Pieśniami, Księga Eklezjastesa (Koheleta), Księga Lamentacji, Księga Estery, Księga Daniela, Ksiega Ezdrasza, Ksiega Nehemiasza, Pierwsza Księga Kronik oraz Druga Księga Kronik
6. W sumie 39 ksiąg; jest to tzw KANON.
7. Tylko KATOLICYZM dołącza dalszych siedem Ksiąg: Barucha, Tobiasza, Judyty, Mądrości, Eklezjastyka i dwie Machabejskie.
8. Najstarsza jest PIEŚŃ DEBORY ( w Księdze Sędziów) - ok. XII w pne.; najmłodsza - Księga Daniela - III-II w p.n.e.
9. Po ARAMEJSKU: Księga Ezdrasza (4,8-16,18; 7,12-26) - dwa duże fragmenty; Księga Daniela (2,4-7,28) - większość; Księga Jeremiasza (10,11) - jeden werset; Księga Rodzaju (31,47) - dwa słowa
10. SAMARYTANIE - stanowili odłam judaizmu z IV w pne. i do dzisiaj uznają za księgi kanoniczne tylko Pięcioksiąg

Zachęcam do lektury, bo to ciekawe i łatwo się czyta.

Monday, 1 February 2016

Maggie O'FARRELL - "Zniknięcia Esme Lennox"

Maggie O'FARRELL - "Zniknięcia Esme Lennox"

O'Farrell (ur. 1972) pochodzi z Irlandii Płn, jest żoną pisarza Williama Sutcliffe.a, mieszka w Edynburgu, za swoją trzecią powieść pt "The Distance Between Us" dostała w 2005 roku nagrodę Somerseta Maughama, a tą, czwartą, napisała w 2006.
Nie wiem co zainspirowało autorkę do takiej książki i takiej konstrukcji, lecz infantylność takiej koncepcji wynika z braku wiedzy bądź doświadczenia autorki. Rozumiem, że 34 – letnia kobieta, podejmuje się przedstawienia mentalności, psychiki 76 – letniej bohaterki, lecz właśnie ze względu na swój młody wiek, należałoby poczytać trochę dzieł psychologicznych na temat psychiki ludzi starych, a jeśli nie, to chociaż ze starymi ludźmi porozmawiać. A do tego wszystkiego bohaterkę faszerowano przez 60 lat „psychotropami”. Trzeba być głupim i nie mieć żadnej wyobraźni, by pomijać fakt, ze pacjent, nie po 60 latach, nie po 6 latach, a po 6 miesiącach brania ”psychotropów” jest wrakiem z nieodwracalnymi zmianami w mózgu. Bo tak wyszła opowieść infantylna i niewiarygodna.
Miłosz zaczyna swój „Traktat Teologiczny” słowami:„Takiego traktatu młody człowiek nie napisze” , bo konieczna jest wiedza aposterioryczna, doceniająca czynnik czasu, a dla młodej kobiety 60 lat życiowych doświadczeń i rozmyślań przekracza możliwości jej percepcji.
Skutek - niewiarygodne czytadło.