Friday 23 December 2016

Gabriel Garcia Marquez - "Sto lat samotności"

Gabriel Garcia Marquez - "Sto lat samotności"

Nie jestem ślepym wielbicielem tego pisarza, co potwierdzają moje oceny: 8, 7, 6 i trzy pały, więc pełen obaw siadam do dzieła, które przyniosło mu niekwestionowaną popularność na świecie. Gdy ponad 50 lat temu nastąpiła moda na literaturę iberoamerykańską, piałem peany tak na cześć Cortazara, jak i Llosy czy Marqueza. Uprzedzając Państwa zastrzeżenia, że nazwiskiem jednego jest Vargas, a drugiego Garcia, wyjaśniam, że w codziennych rozmowach mówi się częściej o Marquezie, o Llosie, niż o Garcii czy Vargasie, i dla większej przejrzystości będę posługiwał się ostatnim członem ich imienia. Również omawianą pozycję chwaliłem, bo wszyscy chwalili. Teraz, gdy już niewiele życia pozostało, spokojnie weryfikuję swoje młodzieńcze zachwyty. Bez wątpliwości najwięcej mnie kosztowało obniżenie oceny „Gry w klasy” z „arcydzieła” do „4 gwiazdek”.

Prawie wszyscy będą „contra me”, nikogo nie przekonam, więc maksymalnie streszczę moje uwagi. Pierwsza, to, że nie spotkałem w polskojęzycznej Wikipedii tak szerokiego omówienia jakiejkolwiek innej książki; druga, że promocji przysłużył się Llosa publikując w 1971 r analizę „Stu dni..” pod tytułem „Garcia Marquez, historia zabójstwa Boga” . Trzecia, że na liście „100 książek XX wieku” Le Monde zajmuje dopiero 33 miejsce, a czwarta, że oprócz uwag z innych recenzji, które zamieszczam poniżej, dodatkowo podkreślam, że opisy „seksu” w wydaniu południowoamerykańskim wzbudzają we mnie obrzydzenie i skłaniają do wymiotów.

Przegląd opinii, z którymi się utożsamiam zaczynam od „Wioletty”, która wróciła do lektury wcześniej niż ja, bo po 10 latach, a nie 49 jak ja:
„.....O czym jest? O samotności? NIE! Jest to słowotok o rozwiązłości seksualnej wszystkich kolejnych Arcadiów i Aurelianów. Przecież oni się parzyli jak króliki. Najczęściej przewijał się w mojej wyobraźni seks w hamaku. Mimo, że nie chciałam myśleć o tym co czytałam to wciąż natarczywie atakowały mnie przeróżne niechciane obrazy, jest tu tak dużo absurdalnie śmiesznych historii, żałosnych. A już THE BEST był dla mnie świński ogon i nocniki. Na początku jedynie myślałam, że szkoda mi rywalek Rebeki i Amaranty, ale tak tylko myślałam, ponieważ potem niestety nie rozumiałam kompletnie ich czynów, a Aureliano Buendia czekający na osiągnięcie dojrzałości seksualnej Remedios, aby móc ją poślubić to istne pedofilstwo. Zakończenie dotyczące ostatniego z rodu, straszne, obrzydliwe, co ten Marquez ma w głowie!
Co na plus, geneza historii z szyframi Melquiadesa.
Wybrałam jeden cytat, który akurat uznałam za całkiem zabawny i powinien się podobać.
„Z czasem jednak tak się oswoił z tymi zwyczajami, że pewnej nocy, z mniej jeszcze prawdziwego zdarzenia niż inne, rozebrał się w poczekalni i przedefilował przez cały dom utrzymując w równowadze butelkę piwa na swoim niesamowitym fallusie"....."

Wspaniale wypunktował swoją opinię "Orzeł":
"1. Ufff, skończyłem.
2. Błędny tytuł. Nie "Sto lat samotności" a "Czterysta pięćdziesiąt pięć stron nudy" (kilkadziesiąt stron wyjątków).
3. Styl dobry, Marquez pisać potrafi.
4. Książka bez dyscypliny jeśli chodzi o konstrukcję. To nie uporządkowana fabuła, tylko myślotok. Pisane o wszystkim i o niczym, w gruncie rzeczy w kółko o tym samym. Bez umiaru udziwniona fabuła, na siłę irracjonalne zachowania bohaterów - w przeważającej mierze jakieś pierdoły o motylach, skorpionach, latające dywany, siedemdziesiąt dwa nocniki, dużo skatologii i turpizmu. Efekt tego przesadzenia z przesadą jest taki, że książka, która miała (chyba) pokazywać groteskowość ludzkiego losu zjada swój własny ogon - staje się przedrzeźnianiem samej siebie.
5.Brak innych niż groteskowość środków artystycznego wyrazu. Książka szydzi z wszystkiego, z każdej ludzkiej emocji i potrzeby.
6.W kółko powtarzane te same triki i zagrania - tak gdzieś od jednej trzeciej mamy te same sytuacje w różnych konfiguracjach. A to oznacza około 300 stron zbędnego tekstu. Nieźle, nawet jak na noblistę.
7.Literatura iberoamerykańska tak ma się do literatury, jak olimpiada do paraolimpiady. Trzeba oceniać wedle odrębnych reguł, inaczej będzie dyskryminacja.
8.Szkoda czasu na lekturę a tym bardziej jakąś analizę. Strata pieniędzy i niepotrzebne angażowanie zwojów mózgowych."

Zwracam Państwa uwagę na punkt 7. odzwierciedlający również mój obecny stosunek do ww literatury. „Dorota” określa krótko:
„Koszmar! Ledwo ją zmęczyłam. Byłam jeszcze na filmie "Miłość w czasach zarazy" i już wiem, że ten autor jest nie dla mnie. Lubię jak w powieściach coś się dzieje a nie takie lelum polelum."

Natomiast w recenzji "Sławomira Własika" najbardziej mnie odpowiada fragment:
"...To typowa pozycja dla snobów. No może jeszcze dla krytyków literackich (co w sumie na jedno wychodzi). Gdybym jednak już miał napisać co mi się w tej książce podobało to bym napisał... Tytuł. Poważnie. Tytuł jest spoko...."

Pani ukrywająca się pod hasłem "Rosołowe_oko" kończy swój wywód delikatnie:
„....Nie wiem, czy może po prostu nie dojrzałam do tej książki, czy jej nie zrozumiałam, gubiąc się w kolejnych powiązaniach rodzinnych, kolejnych synach, których wybory prowadziły do nieuniknionego końca, kolejnych nawiązaniach do niezrozumiałych dla mnie arcydzieł kultury. Faktem jest, że miałam wobec tej książki olbrzymie oczekiwania, rozbudzone nie tylko wcześniejszymi lekturami, jednak przezornie odkładałam ją na później. Zawiodłam się."

"JimiLeone" wyraża moją refleksję (choć ja skończyłem i to dwa razy):
"Nie wiem skąd zachwyt nad tą pozycją. Jedyna książka, jakiej nie mogłem skończyć. Po prostu nie mogłem przez nią przebrnąć. Ulisses był dla mnie łaskawszy....."

Cudowny w swoim "odkryciu" jest "lex":
"....Realizm magiczny? No to już wiem, że nie lubię tego czegoś. Przecież ta książka jest zupełnie bez sensu. Nie lubię takich i już.
Dodane po kilku latach: nie wiem, ma tak wysokie noty chyba nie bez przyczyny, ale ja prosty człowiek jestem i lubię teksty wprost, takie są nie dla mnie. "

Opinię "fotyka" muszę przytoczyć w całości, do spójność tego wymaga:
"Czego szukamy w dobrej literaturze? Każdy ma swoją odpowiedź. Na odbiór książki wpływa wiele czynników, większość z nich jest subiektywna i może zależeć od szerszego kontekstu naszej codzienności. Dla mnie dobra literatura skłania do myślenia, porusza intelektualnie, emocjonalnie. Potwierdza mój punkt widzenia lub zgoła mu zaprzecza, ale nie pozostawia mnie obojętnym. Dobra książka nie wygładza i nie wybiela mózgu.
Do tego dziełka podchodziłem dwa razy. Za pierwszym stwierdziłam, że może nie teraz. Drugim razem byłem konsekwentny i dotarłem do końca. Co było najciekawsze w tej książce? Tylna okładka po skończeniu!
Takiego knota dawno nie czytałem. Wszystko prawda o magicznej atmosferze, dziedzicznej skazie samotności, rozważaniach nad ewolucją i rewolucją, zadumie nad losem, czasem i nieuchronnością... ale forma w jakiej to zawarto jest dla mnie nieakceptowalna.
Swoją drogą osoby, które oceniają niepozytywnie tę książkę, w kolejnym zdaniu zarzekają się, że to na pewno arcydzieło, ale oni (profani) go nie doceniają. Na Jowisza! Nie dawajmy sobie wmawiać, że jesteśmy wielbłądami.
Waldemar Łysiak opisywał sytuację, kiedy to grono krytyków sztuki zachwycało się instalacją przestrzenną, która okazała się nieposprzątanymi deskami po remoncie galerii.
Tę książkę szczerze każdemu odradzam! Szkoda czasu, jest wiele naprawdę dobrej literatury. Natomiast zwolennikom zachwyconym tym dziełem oddaję pełny szacunek. Każdy ma prawo do subiektywnego odbioru i własnego zdania."

Nie mogę pominąć trafnego zdania "Pabla":
".....Marquez nadaje się co najwyżej na aforystę, który powinien podszkolić się w warsztacie. .."

Jeszcze "Ata":
"...Brak akcji, natłok bohaterów, powtarzające się imiona, absurdalna fantastyka, motyw kazirodztwa- wszystko to razem odrzuca. Spróbowałam jednak "wielkiego dzieła" Noblisty i spróbuje o nim szybko zapomnieć.
Wolę pielić pokrzywy niż wylądować na bezludnej wyspie z tym obszernym bełkotem..."

Oryginalne sformulowanie u "Dzieckokwiatu":
"....Co się dzieje na tych stronnicach! Pedofilstwo! Kłamstwo! Zdrada! Piękna, złowieszcza kobieta! A my, kobiety lubimy słuchać o tym, że piękniejsze od nas, przyciągające kobiety są albo złe albo głupie. ..."

No i kończę fragmentami najciekawszej dla mnie opinii, z ktorej wypisuję jedno zdanie:
"...Opowieść o rodzinie mężnych kobiet i wiecznie im sprawiających kłopoty mężczyzn to nudna saga z nudnym realizmem magicznym, właśnie w wykonaniu Marqueza....."

Wolność jest i korzystając z niej krzyczę: "Król jest nagi!!", a cały Garcia Marquez DO KITU!!! Na pohybel snobom!!!


No comments:

Post a Comment