Friday 3 July 2015

Timothy D. SNYDER - "Skrwawione ziemie" wersja poprawiona 4.07.2015

TIMOTHY D. SNYDER - „BLOODLANDS - EUROPE BETWEEN HITLER AND STALIN” (wersja poprawiona 4.07.2015) 7/8
/kwiecień-maj 2012/.
Ta książka to imieninowy prezent od mojej wnuczki - Patrycji, studiującej na University of Toronto; wręczając ją mnie nadmieniła, że na Uniwersytecie polecana jest jako podręcznik. A ja, uprzedzając wnioski z przedstawionych niżej uwag, przyznaję rację wykładowcom, jako, że dzięki dokładnej lokalizacji masowych morderstw, umożliwia on /podręcznik/ na zrozumienie, nie tylko martyrologii i hekatomby Żydów, Rosjan, Ukraińców, Polaków, Białorusinów, Litwinów i in., lecz również na poznanie specyfiki stosunków geopolitycznych i społecznych w Europie Wschodniej. SNYDER, jako bazę swoich rozważań, przyjął dyskusyjną liczbę 14 mln ofiar, z ktorej wynika narodowa „kolejność” przedstawiona w poprzednim zdaniu. Dodajmy, że autor słusznie zauważa, że dla celów nacjonalistycznej propagandy, ta sama „ofiara” zaliczana jest do statystyk tworzonych przez różnych ideologów, znających „jedyną prawdę”, jak chociażby w przypadku obywateli polskich lub rosyjskich żydowskiego pochodzenia. Co więcej, wielu ludzi skazanych na zagładę w gettach nic nie wiedziało o swoich /często wątpliwych/ żydowskich korzeniach. A kto i gdzie umieściłby, szczęśliwie ocaloną, moją gosposię Romę, osadzoną w MAJDANKU, za seks z ŻYDEM, rozstrzelanym w KATYNIU? A co z nim?

Czytanie książki zaczynam od informacji umieszczonych na okładkach. W tym przypadku, oprócz reklamowych haseł: „A ‘New York Times’ bestseller” oraz „Najważniejsze dzieło historyczne ostatnich lat”, znalazłem zdanie z recenzji autorki „Gułagu”, laureatki Pulitzera w 2004 r.,, żony lubianego przeze mnie Radka Sikorskiego, Anne APPLEBAUM: „Odważna i original historia masowego zabijania w dwudziestym wieku”. Świadomie nie tłumaczę najistotniejszego słowa „original” pozostawiając wybór czytelnikowi z: swoista, autentyczna, niezwykła, osobliwa, dziwaczna, niezwykła. Przypuszczam, że recenzentka miała na myśli - „autentyczna”, ja jednak /po skończonej lekturze/ skłaniam się do znaczenia - „dziwaczna”.

Również z okładki dowiaduję się, że SNYDER zrobił doktorat w Oksfordzie, a obecnie jest profesorem historii na Uniwersytecie w Yale. W tym momencie sięgam do swoich notatek i pod datą 4.07.2011 znajduję uwagi wypisane z recenzji /wypisz, wymaluj/ „Skrwawionych Ziem” SNYDERA napisanej przez B. Sienkiewicza. Pierwsza uwaga, pod którą podpisuję się obiema rękami, to, że...
"....nikt poza Polską nie potrafi uznać polskiej tragedii jako wydarzenia istotnego z punktu widzenia historii Europy XX wieku”.

Druga - to, że Holocaust jest bezprecedensowy jakościowo i ilościowo /a więc recenzent, podobnie jak ja, nie akceptuje „snyderowskiego” porównywania zbrodni hitlerowskich ze stalinowskimi/; a trzecia - to, że „największa co do skali zbrodnia wojenna na ziemiach polskich” /poza Holocaustem/ została dokonana na „..jeńcach sowieckich, którzy zostali zagłodzeni na śmierć /3 mln/”.

A jeszcze, pod ręką, mam aktualny „Tygodnik Powszechny”, z którego dowiaduję się, że SNYDER będzie HONOROWYM GOŚCIEM sympozjum ANAMNES organizowanego we Wrocławiu w dniach 12-16.05.2012, ktore będzie /znów/ rozstrząsać zbrodnie totalitaryzmów XX wieku. Co do ANAMNES to jest to chyba słowotwór, bo znalazłem tylko anamnesis - po grecku: przypomnienie. /Anamnes - znalazłem w jęz. szwedzkim/ Przechodzę do drugiego etapu czytania książki czyli przeglądu bibliografii.

No cóż, delikatnie mówiąc, bibliografia jest nader obfita. Liczy bowiem 40 stron /dla porównania podaję, że bibliografia superobszernej /1150 str./ biografii Wojtyły pt „Świadek nadziei” autorstwa George’a Weigel’a zajmuje 12 stron/. Oprócz pozycji naukowych, badawczych, historiograficznych i publicystycznych znajdujemy w niej beletrystykę i opowieści mitomanów- rusofobów oraz „bab z magla”. Niemożliwe do zaakceptowania jest przerażanie czytelnika superdrastycznymi scenami z okresu Wielkiego Głodu na Ukrainie przez cytowanie jednej, jedynej pozycji napisanej przez /prawdopodobnie chorego psychicznie/ niejakiego Kuśnierza, wydanej w Toruniu przez jakieś wydawnictwo „Grado”. Aby nie być gołosłownym przytaczam przykład, str.50-51 /tłumaczenie moje/:
„Dzieci miały nadęte brzuchy; były pokryte ranami, strupami; ich ciała były nabrzmiałe. Przyprowadzilismy je z zewnątrz, ułożyliśmy na prześcieradłach, a one jęczały. Pewnego dnia wśród dzieci zapadła nagle cisza, więc poszliśmy zobaczyć co się wydarzyło, a one jadły najmniejszego wśród nich, małego Petrusa. Zrywały skrawki ciała z niego i jadły je. I Petrus robił to samo, on odrywał skrawki z siebie i zjadał je, on jadł tyle ile mógł. Inne dzieci przykładały wargi do jego ran i piły jego krew...” /podkr. moje/

Inna moja uwaga dotyczy sprytnej maniery powoływania się na samego siebie, ściślej traktowania książek uprzednio napisanych przez autora jako faktograficznych. Nie będę śledził na jakiej podstawie umieścił swoje rewelacje np w „Sketches from a Secret War”, gdyż mam prawo sądzić, że gdyby istniały wiarygodne żródła, to by znalazły się w omawianej 40-stronicowej bibliografii. Niech za przykład służą niecne zamiary Polski w latach 1930-31, czyli cztery lata po zamachu majowym, których jedynym przywoływanym żródłem są wspomniane „Sketches...”. Na str. 37-38 „Bloodlands” czytamy:
„...Rok 1930 był szczytowym okresem polskiego szpiegostwa w Związku Sowieckim. Polska, w tajemnicy, tworzyła ukraińską armię na ich własnej ziemi i trenowała oddziały Ukraińców i Polaków do specjalnych misji wewnątrz Związku Sowieckiego.... Na jesieni 1931 roku, według raportu wywiadu sowieckiego, Polska i Japonia podpisały tajne porozumienie rozważające wspólny atak na Związek Sowiecki...”

To, że ja przez 69 lat o tym nie słyszałem, oczywiście nie jest żadnym argumentem, bo człowiek uczy się przez całe życie; tym bardziej chciałbym poznać nazwę żródła, z którego SNYDER czerpie te rewelacje, a tu nic, ino inna książka tego samego Snydera. Natomiast coś niecoś słyszałem o sytuacji wewnętrznej w Polsce w latach trzydziestych, jak i o jej potędze militarnej zweryfikowanej wydarzeniami 39 r., przeto z braku dowodów uważam je za nieuzasadnione mrzonki, jak również „urabianie” czytelnika.
Po przeglądzie bibliografii, odnośników jak również skorowidzu zabrałem się do studiowania treści. Z każdej lektury można czerpać korzyści, a przyznam, że ze Snydera nawet sporo; przeto, nim przystąpię do miażdżącej krytyki „BLOODLANDS” omówię jej walory, jak i ciekawostki rozszerzające moją wiedzę.

Bardzo istotne jest podkreślenie różnicy przez SNYDERA między obozami koncentracyjnymi a obozami śmierci. Pisze on:
„Granica między obozami koncentracyjnymi a miejscami masowego zabijania nie może być przeprowadzona perfekcyjnie: w obozach wykonywano egzekucje i w obozach ludzie umierali z głodu. Jednak jest istotna różnica między wyrokiem skazującym na obóz a wyrokiem śmierci, między pracą a zagazowaniem, między zniewoleniem a kulą w łeb. Olbrzymia większość śmiertelnych ofiar obu tj niemieckiego i sowieckiego reżimu nigdy nie widziała obozu koncentracyjnego. Auschwitz był równocześnie obozem koncentracyjnym i miejscem zagłady, jednakże los nie-Żydów, jak i wyselekcjonowanych Żydów zmuszanych do pracy, był nieporównywalny z losem Żydów wybranych do komór gazowych. Tak więc Auschwitz służy dwóm opowieściom, pokrewnym lecz różnym. Auschwitz-jako-obóz-pracy jest bardziej charakterystyczny dla doświadczeń wielkiej liczby ludzi, którzy przeżyli... ..podczas gdy Auschwitz-jako-miejsce-zagłady jest bardziej typowe dla losów tych rozmyślnie zabitych. Większość Żydów przybyłych do Auschwitz została wprost zagazowana; oni... ...nigdy nie spędzili czasu w obozie koncentracyjnym...”.

Gdy dodamy, że zachodni alianci...
„...wyzwolili niemieckie obozy koncentracyjne takie jak Belsen i Dachau, lecz... nie wyzwolili żadnego z ważnych miejsc zagłady, takich jak Treblinka, Sobibór, Bełżec, Chełmno czy Majdanek”
oraz, że....
„...Amerykanie i Brytyjczycy nie dotarli do „Bloodlands” i nie widzieli żadnego z ważnych usprawnień stosowanych do masowych morderstw”...
..to łatwiej zrozumiemy ignorancję Zachodu w zakresie ludobójstwa.
Z powyższego wynika „przereklamowanie” Auschwitz, które wg SNYDERA, jak i Gołębiewskiego, wynika z prostego faktu, że wielu uwięzionych doczekało się uwolnienia przez Armię Czerwoną i może świadczyć, podczas gdy o zagładzie 1,6 mln Żydów w Treblince /800 tys/, Bełżcu /400 tys/, Sobiborze /150 tys/, Chełmnie /150 tys/ czy Majdanku /50 tys/ pozostały tylko „suche” liczby. SNYDER trafnie to ujmuje w końcowym rozdziale „Wniosek: Humanitarność” /str 381/:
„Skazanie na pobyt w obozie koncentracyjnym Belsen to jedno, a transport do fabryki śmierci Bełżec to całkiem coś innego. Pierwsze znaczyło głód i pracę, lecz także szansę przeżycia; to drugie - natychmiastową i pewną śmierć przez zaduszenie. To, ironicznie, jest przyczyną dlaczego ludzie pamiętają o Belsen, a zapominają o Bełżcu..”.

Słusznie też autor podsumowuje, że...
„...niemiecka polityka zakładająca wymordowanie wszystkich Żydów w Europie była realizowana nie w obozach koncentracyjnych, lecz nad „dołami”, w „gazowych” ciężarówkach oraz w „usprawniaczach śmierci” w Chełmnie, Bełżcu, Sobiborze, Treblince, Majdanku i Auschwitz”.
Podoba mnie się też snyderowska ocena polskiej wiktymologii:
„Mimo swoich ogromnych strat, Polska stanowi też przykład propagowania nadymanego /inflated/ cierpiętnictwa. Polacy nauczają, że sześć milionów Polaków i Żydów zostało zabitych podczas II w.św... .....4,8 mln jest bliższe prawdy... ..Polacy prawdopodobnie stracili około 1 mln nieżydowskich obywateli..”.
SNYDER pisze, że: „Poza Polską, polskie cierpiętnictwo jest niedoceniane”, lecz wyraża też zdziwienie, że Polacy dalej użalają się nad Katyniem i Powstaniem Warszawskim, a nie pamiętają o ofiarach lat trzydziestych na terenie Związku Sowieckiego:
„Nawet Polscy historycy rzadko wspominają sowieckich Polaków, którzy zostali zagłodzeni w sowieckim Kazachstanie i na sowieckiej Ukrainie na początku lat 30-tych, jak też sowieckich Polaków rozstrzelanych w trakcie stalinowskiego Wielkiego Terroru w końcu lat 30-tych”.
Nie mogę tu nie zacytować Jerzego URBANA, który pisał:
„W 1937 r. w POW aresztowania, stracono 111 091. Trzy lata przed Katyniem rozstrzelano więc 5,6 razy więcej Polaków niż w Katyniu. Byli to jednak w większości chłopi, a w mniejszości robotnicy i, za przeproszeniem komuniści. Czyli hołota, nie żadna elita... W demokratycznej Polsce osławiona pamięć historyczna ma charakter klasowy”.

Co do Powstania Warszawskiego, to, zaprzyjażniony z Polakami, SNYDER jest delikatnie mówiąc powściągliwy. Używa wprawdzie określenia „zbiorowe samobójstwo”, zauważa, że: „Więcej Polaków zginęło w Powstaniu Warszawskim niż Japończyków w Hiroszimie i Nagasaki”, lecz komentarz ogranicza do następujących słów:
„Nazistowski i sowiecki reżimy bywały czasem aliantami, jak we wspólnej okupacji Polski. Bywało też, że jako wrogowie mieli zgodne cele: jak wtedy, gdy Stalin postanowił nie udzielić pomocy powstańcom w Warszawie w 1944, pozwalając przeto Niemcom wybić ludzi, ktorzy póżniej stawialiby opór komunistycznym rządom”.

Postawę Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych autor, zgodnie z prawdą, komentuje:
„Czerwona Armia wygrywała wojnę przeciw Wermachtowi na wschodnim froncie, więc Stalin był o wiele ważniejszym ALIANTEM niz jakikolwiek rząd Polski”.

Wróćmy do głównego tematu książki tj tej dyskusyjnej liczby 14 mln ofiar. Dlaczego „dyskusyjnej”, wyjaśnię póżniej, a teraz przypatrzmy się snyderowskim liczbom:
5,4 mln Żydów /głównie obywateli polskich i sowieckich/ zagazowanych lub rozstrzelanych w latach 1941-44,
4,2 mln sowieckich obywateli /głównie Rosjan, Białorusinów i Ukraińców/ zagłodzonych przez niemieckich okupantów w latach 1941-44,
3,3 mln sowieckich obywateli /głównie Ukraińców/ zagłodzonych przez ich własny rząd na Ukrainie w latach 1932-33,
0,7 mln cywili /głównie Białorusinów i Polaków/ rozstrzelanych przez Niemców w akcjach odwetowych głównie na Białorusi i w Warszawie, w latach 1941-44,
0,3 mln sowieckich obywateli /głównie Polaków i Ukraińców/ rozstrzelanych przez ich własny rząd, spośród 700 tys ofiar Wielkiego Terroru w latach 1937-38,
0,2 mln polskich obywateli /głównie Polaków/ rozstrzelanych przez Niemców i Sowietów w okupowanej Polsce w latach 1939-41.

Wnioski z powyższego zestawienia szokują nawet mnie: trzy pierwsze pozycje obejmujące 12,9 mln ofiar /z całkowitej ilości 14,1 mln/ nie dotyczą przysłowiowych Polaków-katolików; wśród pozostałych 1,2 mln, wybierając opcję cierpiętniczą, bośmy przecie Chrystusem narodów, da się uzbierać łącznie 700 tys ofiar narodowości polskiej, w tym 200 tys zamordowanych przez Sowietów w okresie Wielkiego Terroru, o których nie bardzo pamiętamy /p. powyższy cytat z Urbana/. Z 4,2 mln mordów dokonanych przez Sowietów, aż 3,3 mln dotyczy Wielkiego Głodu na Ukrainie w latach 1932-33, 0,3 mln - Wielkiego Terroru w latach 1937-38, w tym likwidację polskiego POW i KPP, a „zaledwie” 600 tys miało miejsce w czasie długiej sześcioletniej wojny.

Liczby snyderowskich ofiar sprawdzałem w trzech encyklopediach i w „Europie” Normana Daviesa i udowodniłem sam sobie, że jestem niedouczony. Otóż, pierwsze pytanie zadałem sobie, ile osób zginęło w Oświęcimiu-Brzezince /młodsi używają nazwy Auschwitz-Birkenau/ ? Byłem przekonany, że co najmniej 4 mln, a okazało się, że 1,2 mln. Na usprawiedliwienie swoje podam, że przez prawie pięćdziesiąt lat byłem poddany indoktrynacji, która, zgodnie z szeroko opisywaną przez SNYDERA sowiecką antyniemiecką propagandą wyolbrzymiała rozmiar nazistowskich zbrodni, podając m.in trzy i pół raza zawyżoną ilość ofiar w kompleksie oświęcimskim. To kłamstwo, podobnie jak i inne zagnieżdziło się w naszych głowach, by siłą bezwładności trwać w nich aż do 1990 r. , czyli do czasu oficjalnego dementi. Jako ciekawostkę podaję, za SNYDEREM, że krzewieniem wszelkich kłamstw zajmował się w Polsce członek triumwiratu /Bierut, Minc, Berman/ - Jakub BERMAN, którego jeden z braci zginął w Treblince, a drugi Adolf przewodniczył Centralnemu Komitetowi Żydów Polskich w PRL-u.. Wszyscy trzej byli aktywnymi syjonistami. Tu, w obawie przed zapomnieniem z powodu mojej sklerozy muszę umieścić uwagę, że w książce SNYDERA w ogóle nie pada nazwisko niewątpliwie najpopularniejszego Żyda w Polsce - Józefa Cyrankiewicza /vel Zimmermana/.

Wracając do usprawiedliwień mojej dyletantyzmu, muszę wyznać, że przez pierwsze 65 lat byłem bardzo zajęty urokami życia i nie miałem czasu, ani ochoty na sprawdzanie ilu „mośków” poszło z dymem. A, żem już w siedemdziesiątym roku życia, to mam czas by zadać sobie konsekwentne następne pytanie: gdzie jest ta cholerna TREBLINKA - miejsce zamordowania 800 tys Żydów, głównie z warszawskiego getta? Bo uświadomiłem sobie, że nie wiem. No i okazało się, że parę kilometrów od Warszawy, w powiecie węgrowskim, między W-wą a Białystokiem. To, że nikt mnie tam nie zawiózł przez jedenaście lat szkoły świadczy o skuteczności centralnego sterowania.

Obowiązywały bowiem trzy trasy: Oświęcim-Wieliczka-Poronin /bo Muzeum Lenina/, Nieborów-Arkadia-Żelazowa Wola /bo Chopin/ i Kazimierz /bo architektura renesansowa z elementami gotyku, jak również baroku/. Dyżurnym pisarzem był Żeromski /plus Newerly z „Pamiątką z Celulozy” i Nałkowska z „Granicą” i „Medalionami”, w których Niemcy robili z ludzi mydło/, poetą Mickiewicz /z pominięciem „towiańszczyzny”/, malarzem Matejko, kompozytorem Chopin, a bohaterami Kościuszko i książę Poniatowski. Ten ostatni ze względu na przypisywane mu słowa „Bóg mi powierzył honor Polaków”.

Teraz przejdżmy do słusznych uwag SNYDERA dotyczących powstania II RP i jej granic. Zacznę od SNYDERA rekomendującego Polaków jako „a troublesome group”, jak również przypomnień, że przedwojenną Polskę Hitler określał jako „unreal creation”, a Mołotow jako „ugly offspring”. W tej materii wiarygodniejszy wydaje się Davies, który w „Bożym Igrzysku” przypisuje Stalinowi opinię o Polsce jako o „przepraszam za wyrażenie państwie”, Molotowowi - jako o „potwornym bękarcie traktatu wersalskiego”, Hitlerowi zaś - jako o „sztucznie poczętym państwie” oraz „tak zwanym państwie, pozbawionym wszelkich podstaw narodowych, historycznych, kulturowych czy moralnych”. Oczywiście Mołotow kłamał, bo traktat wersalski potwierdzał tylko zachodnią granicę Polski, a II RP nie była bękartem, bo powstała „w wyniku procesu, który biolodzy mogliby nazwać partenogenezą. Stworzyła się sama w próżni, jaka pozostała po upadku trzech mocarstw rozbiorowych” /Davies/. To samo, w zasadzie pisze SNYDER :
„Deklaracja polskiej niepodległości we wrześniu 1918 r. była tylko i wyłącznie możliwa z powodu, że wszystkie trzy rozbiorowe mocarstwa - Cesarstwa Niemieckie, Habsburgskie i Rosyjskie - zniknęły z mapy świata wskutek wojny i rewolucji.”.

Potem, jak wiemy, była „wojna polsko-ruska”, która zaczęła się na BIAŁORUSI /o czym nie wiemy i nie chcemy wiedzieć/. Po pierwszej wygranej potyczce pod Berezą Kartuską w dniu 14.02.1919 r., Piłsudski zdobył Wilno, Mińsk, a w kwietniu 1920 r. ruszył na Kijów. No i sukcesy się skończyły, a 27-letni Tuchaczewski ruszył spod Berezyny 4 lipca i znalazł się na przedpolu Warszawy już w pierwszych dniach sierpnia. Potem /jak wiemy/ był „Cud nad Wisłą”, i była Matka Boska, ks. Skorupka i Piłsudski, i było 200 tys „sowietów”, którzy chętnie poszli do niewoli /bo nie wiedzieli jak skończą/, no i był kontratak na resztki Czerwonej Armii, aż w końcu rozejm /12 pażdziernika/ i pokój podpisany w Rydze /18.03.21/. No to oddajmy głos naszemu tj „polskiemu przyjacielowi” SNYDERowi:
„W końcu, terytoria zamieszkane przez Białorusinów i Ukraińców podzielono między bolszewicką Rosję i Polskę. Polska, tym sposobem stała się wielonarodowościowym państwem, którego zaledwie dwie trzecie ludności łączył wspólny język, a pozostała część obejmowała 5 mln Ukraińców, 3 mln Żydów, 1 mln Białorusinów i coś pomiędzy pół milionem a milionem Niemców. Polska była wg konstytucji państwem „for the Polish nation”, mimo posiadania największej populacji Żydów w Europie i drugiej co do wielkości /po Rosji bolszewickiej/ populacji Ukraińców i Białorusinów. Dzieliła wszystkie trzy duże mniejszości narodowe - ze swoim wschodnim sąsiadem”.

Na plus SNYDERA zapiszmy, iż podaje wysoką liczebność Żydów w Warszawie i Łodzi /jedna trzecia ludności/, a na minus - brak opisu różnic wyznaniowych i konfliktów na tym tle. Co do granic wytyczonych po II w.św. zauważmy, że już w 1939 r. ludność Litwy, Białorusi i Ukrainy będących pod polską jurysdykcją witała Czerwoną Armię jako...
„...wielkiego wyzwoliciela narodowych mniejszości spod polskiej władzy i wielkiego poplecznika chłopów przeciwko ich panom. We wschodniej Polsce ludność stanowiło około 43% Polaków, 33 % Ukraińców, po 8 % Żydów i Białorusinów oraz małe ilości Czechów, Niemców, Rosjan, Cyganów, Tatarów i in.”.
Co do „naszego” Wilna, SNYDER pisze:
„..Litwini zgłaszali pretensje względem VILNIUS i jego okolic, leżącego aktualnie w pólnocnowschodniej Polsce... ...Litwini traktowali VILNIUS jako swoją prawowitą stolicę, ponieważ to miasto było stolicą ważnego średniowiecznego i wczesnonowożytnego państwa znanego jako Wielkie Księstwo Litewskie...”.

Jeśli zwolennikom polskości Wilna ta argumentacja nie wystarcza, to wyciągamy z zanadrza super kwiatek:
„Miasto VILNIUS było północnowschodnim metropolijnym centrum Polski i krótko stolicą niezależnej oraz sowieckiej Litwy. Lecz przez wszystkie lata tych zmienności, a faktycznie i poprzez poprzednie pół-tysiąca lat VILNIUS był przede wszystkim czymś innym: centrum żydowskiej cywilizacji, znanym jako Jerozolima Północy”.

Zauważyłem przed chwilą, że to już siódma strona mojej pisaniny, przeto ograniczę się do „perełek” z książki SNYDERA, by przejść do totalnej krytyki i zakończyć na dziesiątej stronie mając na względzie granice wytrzymałości, jak i uprzejmości mojego czytelnika. Taką „perełką” są niewątpliwie trzy zdania dotyczące Polski w 1943 roku:
„W wyniku.. katastrofy lotniczej w lecie 1943, bardziej sympatyczny polski wódz i premier został zastąpiony przez mniej sympatycznego. Pomimo swoich obietnic Armia Krajowa nigdy nie zorganizowała żydowskiego oddziału z weteranów Warszawskiego Powstania w Getcie.... ......jednostki Armii Krajowej zabijały uzbrojonych Żydów.. jako bandytów. W nielicznych przypadkach żołnierze Armii Krajowej zabijali Żydów aby zagarnąć ich własność...”

Dopełnia poniekąd amerykańską opinię uwaga o nastrojach w Polsce po zakończeniu wojny:
„Żydzi, którzy próbowali powrócić do domu byli często witani z nieufnością i agresją. Możliwe, ze niektórzy Polacy obawiali się także, że Żydzi mogliby się upomnieć o swoje mienie stracone w czasie wojny, gdyż Polacy, tym czy innym sposobem, posiadali mienie skradzione Żydom /często z ich własnych domów, które zostały zrujnowane/. Toteż Żydzi byli często przesiedlani do uprzednio niemieckiego Śląska, do „odzyskanych ziem” zabranych Niemcom, gdzie takie zdarzenia nie mogłyby nawet zaistnieć. Nawet w takiej sytuacji, tu podobnie jak gdziekolwiek indziej w powojennej Polsce, Żydzi byli bici i mordowani i zastraszani do tego stopnia, że większość pozostałych przy życiu zdecydowała się Polskę opuścić... /Pierwszym etapem drogi/ ....były Niemcy, z ich opustoszałymi obozami... Ochotniczy ruch Żydów ocalałych z Holocaustu do Niemiec był... melancholijną ironią losu.... Tak, to było bardzo niebezpieczne być Żydem w powojennej Polsce”..

Straszne, bo prawdziwe, sam płakałem przy wyjeżdzie zaprzyjażnionej rodziny Steinlaufów w 1949 r., której jeszcze na Dworcu Głównym Polacy ukradli część walizek. Nie wiem ino, gdzie tu miejsce na melancholię. Muszę przypomnieć tu, że cytaty są z książki służącej jako AMERYKAŃSKI UNIWERSYTECKI PODRĘCZNIK. Aby skończyć z tymi niezbyt miłymi sprawami odnotujmy tylko wzmiankę SNYDERA o pogromach Żydów w 1941 r. :
„...miejscowi Polacy wzięli udział w około 30 pogromach w rejonie Białegostoku”.

SNYDER poruszając temat Powstania w Getcie przywołuje Czesława Miłosza:
„Niemcy przypuścili atak na GETTO 19 kwietnia 1943 r, w wigilię Passover. Wielkanoc wypadała w następną niedzielę, 25-tego. Polski poeta Czesław Miłosz rejestrował Święta Wielkanocy z innej strony murów getta, co przypomina w swoim poemacie „Campo di Fiori”, opisując ludzi jeżdżących na karuzeli na pl. Krasińskiego, tuż obok murów getta, podczas gdy Żydzi walczyli i umierali. „Myślałem wtedy” - pisał Miłosz - „o osamotnieniu w umieraniu”. Karuzela kręciła się każdego dnia w czasie Powstania. Stała się symbolem żydowskiego odosobnienia: Żydzi umierali w swoim własnym mieście, podczas gdy Polacy, poza murami getta, żyli i śmiali się. Wielu Polaków nie obchodziło co dzieje się z Żydami w getcie..”

Pozostał nam jarmark ciekawostek. Zacznijmy od żony Stalina.
„Ona wybrała dzień 8.11.1932 roku, nazajutrz po celebracji 15 rocznicy Rewolucji Pażdziernikowej, aby strzelić sobie prosto w serce. Właściwie, nigdy nie zostało wyjaśnione jakie znaczenie miało to dla Stalina, lecz wydaje się, że było szokiem. Próbował zabić się sam. Kaganowicz, który znalazł Stalina jako całkowicie zmienionego człowieka, musiał wygłosić mowę pogrzebową”.

Nie mogę nie wspomnieć, że Łazar Kaganowicz, nota bene Żyd, wg plotek, miał swoje wielkie pięć minut w 1953 roku, kiedy to, w czasie narady u Stalina, miał ponoć rzucić kryształową popielnicą w Stalina. Nie trafił, lecz Stalin wskutek nagłego uniku, miał dostać wylewu krwi do mózgu. No to jeszcze trochę luzu. W szkole podstawowej obowiązywała mnie lektura książeczki niejakiej Heleny Bobińskiej /Żydówki, siostry J. Bruna/ pt „SOSO” o dzieciństwie „Naszego Wodza” Stalina. W 1956 r. na Zjeżdzie Literatów, odbywającym się po XX Zjeżdzie KPZR, na którym obalono „kult jednostki”, zadano pytanie Bobińskiej czy prawdą jest, że pracuje ona nad drugą częścią swojej popularnej książki i czy naprawdę ma ją nazwać „KOMU SOSO ZROBIŁ KUKU” ?

Warto wspomnieć chyba o żydowskim otoczeniu Stalina. Pierwsza „trojka” - Trotsky-Zinowiew- Kamieniew to Bronstein, Apfelbaum i Rosenfeld, czego akurat SNYDER nie podaje. Opisuje natomiast perturbacje Stalina z Żydami w swojej rodzinie, jak i rodzinach najbliższych współpracowników: Mołotowa i Woroszyłowa.
„Stalina syn, Jakow, który zmarł w niewoli niemieckiej był ożeniony z Żydówką. Swietłany pierwszą miłością był żydowski aktor nazwany przez Stalina brytyjskim szpiegiem i zesłany do gułagu. Pierwszy mąż Swietłany też był Żydem; Stalin zarzucil mu skąpstwo i tchórzostwo, no i kazał się jej rozwieść, by mogła poślubić syna Żdanowa...”.

Zabawny jest epizod z Mołotowową:
„Polina Żemczużina, żona ministra spraw zagranicznych Wiaczeslawa Mołotowa, zobaczyła Goldę Meir w dniu 7 listopada 1948, w rocznicę Bolszewickiej Rewolucji, i zachęciła ją do odwiedzenia synagogi. Co gorsza, Żemczużina powiedziała to w jidysz, języku jej i Meir rodziców - w paranoidalnym interpretacji miala to być sugestia narodowej jedności Żydów pomimo granic.. Katarzyna Gorbman, żona Klimenta Woroszyłowa ponoć wykrzykiwała: „Teraz mamy także naszą własną ojczyznę”..... Polina została aresztowana w styczniu 1949... ...została skazana na pobyt w obozie pracy, a Mołotow rozwiódł się z nią. Spędziła 5 lat na wygnaniu w Kazachstanie, wśród „kułaków”, których jej mąż pomógł deportować w latach trzydziestych..”.

Zapomniałem o „perełce” związanej z Leninem, którą SNYDER powtarza co najmniej trzy razy:
„Schorowani żołnierze i zubożali chłopi Rosyjskiego Cesarstwa wszczęli rewoltę na początku 1917. Po ludowym powstaniu, które doprowadziło do upadku rosyjskiej monarchii w lutym, nowy liberalny rząd dążył do wygrania wojny poprzez zwiększoną ofensywę przeciw wrogom tj Cesarstwu Niemieckiemu i Monarchii Habsburskiej. W tej sytuacji tajemną niemiecką bronią stał się Lenin. Niemcy wyekspediowali Lenina z szwajcarskiego wygnania do rosyjskiej stolicy Pietrogrodu w kwietniu, aby zrobił rewolucję, która wyprowadziłaby Rosję z wojny. Z pomocą swego charyzmatycznego sprzymierzeńca Leona Trotskiego i jego zdyscyplinowanych bolszewików, Lenin dokonał coup d’etat /zamach stanu/... w listopadzie. Na początku 1918, Lenina nowy rząd podpisał traktat pokojowy z Niemcami, zgodnie z którym zachodnia Białoruś, Ukraina, kraje bałtyckie i Polska pozostawały pod niemiecką kontrolą. W części dzięki Leninowi, Niemcy wygrały wojnę na wschodnim froncie i na krótko poznały smak Wschodniego Imperium”.

Nie mogę tu nie pociągnąć cytatu, gdyż dotyczy powstania Polski:
„...upadek Cesarstwa Niemieckiego stworzył mocarstwową próżnię we wschodniej Europie.... Podczas gdy Lenin i Trotski uwikłali swoją nowopowstałą Czerwoną Armię w domowe wojny w Rosji i na Ukrainie, pięć krajów wokół Morza Bałtyckiego - Finlandia, Estonia, Łotwa, Litwa i Polska - - stało się niezależnymi republikami”.

Wracając do Lenina, SNYDER gdzie indziej kontynuuje:
„Lenin, sam w sobie, był tajemną niemiecką bronią w Pierwszej Wojnie Światowej; sama Rewolucja Bolszewicka była ubocznym efektem niemieckiej polityki zagranicznej w 1917 roku”.

Uff ! Mocno ! Jeszcze o priorytecie w cierpieniu, nie Polaków, a Białorusinów:
„W ciągu II w. św. połowa ludności Białorusi została albo zabita, albo wysiedlona. Tego nie można powiedzieć o żadnym innym europejskim kraju”.
Teraz o deportacji Ukraińców z Polski: 
„...około 483 099 Ukraińców deportowano z komunistycznej Polski do sowieckiej Ukrainy w latach 44-46, większość z nich siłą..... ...pod kryptonimem „Wisła” około 140 660 Ukraińców wysiedlono w 1947...”.

I na koniec dwie ciekawostki. W 1939 roku po obronie gdańskiej poczty, został zamordowany, wraz z pozostałymi obrońcami, Franciszek Krause,...
„..wujek chłopca imieniem Gunter GRASS, który póżniej został wielkim niemieckim pisarzem. Dzięki jego powieści pt „Blaszany Bębenek” ta szczególna wojenna zbrodnia stała się szeroko znana”.
Druga - o „nadludziach”: ponieważ „nazi” „nie mogli uważać nie-Niemców za równych” oraz wierzyli w „niemiecką wyższość rasową” to nie dziwimy się ich ocenie wobec zachowań rosyjskich POW w niemieckich obozach jenieckich w 1941, gdy to Goring wprowadził w życie plan zagłodzenia więżniów i ...
„...kiedy kanibalizm się zaczął, Niemcy przyjmowali to jako rezultat niskiego poziomu sowieckiej cywilizacji”.
Miał rację mój Ojciec, gdy mnie nauczał, że „lepiej „kacapa” w dupę pocałować niż „szwabowi” rękę podać.

No i dojechaliśmy do krytyki, która zgodnie z obietnicą będzie miażdżąca. SNYDER posługuje się TOTALITERIANIZM-em uczciwie zresztą omawiając historię upowszechnienia tego „nowotworu” przez Hannah ARENDT:
„Ustroje nazistowski i stalinowski muszą być porównywane, nie tak bardzo by jeden czy drugi pojąć, lecz aby zrozumieć nasze czasy i siebie samych. Hannah Arendt zrobiła to w 1951, łącząc dwa reżimy w rubryce pod nagłówkiem „TOTALITARIANISM”. Z kolei rosyjska literatura XIX wieku oferowała jej ideę „zbędnego człowieka” /”superfluous man”/.”

Jeden krótki cytat, a trzy poważne kontrowersje. Pierwsza zasadnicza: NIE WOLNO TYCH USTROJÓW PORÓWNYWAĆ. Ktoś mądry powiedział, że mierzenie zbrodni stalinowskich, tak popełnianych w gułagach, w trakcie przesiedleń całych narodów jak i zagłodzenia Ukrainy - Holocaustem spłaszcza je i trywializuje. Takie porównywania poprzez arendtowskie „łączenie” ich, wrzucanie „do jednego worka”, poprzez „urawniłowkę” pomniejszają ogrom zbrodni obu reżimów. Jest to czysta demagogia /o tym za chwilę/ populistyczna albo efekt mentalności kaprala, który wie, że stopni to kąt prosty ma tylko 90, podczas gdy wrząca woda - 100. Ze względu na wszechobecne w tej tematyce nazwisko Arendt, parę słów o niej.

Hannah ARENDT /1906-1975/, Żydówka, politolog, doktorat obroniony w Heidelbergu, zmuszona do opuszczenia Niemiec w 1933, a Francji w 1941 osiedliła się w Nowym Yorku. W 1951 opublikowała swoją najważniejszą pracę pt „Origins of Totalitarianism”, dzięki której stała się „świętą krową” trendu usprawiedliwiania zbrodni hitlerowskich - sowieckimi. Bez względu na jej zamierzone przesłanie, książka została wydana w apogeum „zimnej wojny”, w trakcie procesu Rosenbergów i została wykorzystana przez McCarthy’ego do obsesyjnej propagandy antykomunistycznej. Póżniej /1963/ wydała jeszcze bardziej kontrowersyjną książkę „Eichmann in Jerusalem”. Supermodne /lub jak kto woli cool/ jest powoływanie się na nią, jak na równie nieobecnych Simone WEIL /1909-43/ czy von BALTHASARA /p. mój tekst/. Przyznaję, że i ja uległem temu i wynotowałem dwa celne spostrzeżenia. Pierwsze o relacji rozumu i wiary: „Myślenie jest jednakowo niebezpieczne dla wszystkich ustalonych wierzeń i przekonań, samo zaś, jako takie, nie tworzy żadnej nowej wiary”. Drugie zaś o rewolucji: „Rewolucja - - rozpoczynana przez prawych i rozumnych - pożera własne dzieci, wynosząc do władzy fanatyków lub ludzi nędznych i skorumpowanych, a miast wolności przynosi terror i zniewolenie”.

Teraz kontrowersja druga - TOTALITARIANIZM. Zauważmy, że w języku polskim w powszechnym użyciu mamy TOTALITARYZM i TOTALIZM. Z polskich żródeł najadekwatniejsza wydaje mnie się definicja Kopalińskiego:
„TOTALIZM /rządy TOTALITARNE/ despotyczna, scentralizowana dyktatura autokratycznego władcy albo hierarchii uważającej się za nieomylną, podporządkowująca życie i prawa obywateli biurokratycznemu aparatowi ucisku”.
Leksykon PWN z 1973 r. /okres gierkowskiego socjalizmu „z ludzką twarzą”/ rozróżnia totalizm od totalitaryzmu; definicja pierwszego zbliżona jest do Kopalińskiego, na temat zaś drugiego pisze:
„TOTALITARYZMU teoria - antykomunistyczna teoria głoszona w pierwszym dziesięcioleciu po II wojnie światowej przez ośrodki imperialistycznej propagandy w ramach wojny psychologicznej przeciw państwom socjalistycznym; teoria ta stawiała znak zrównania między ustrojem państw faszystowskich, a ustrojem socjalistycznym i określała je wspólnym mianem „TOTALITARYZMU” - totalnego ustroju”.

Nie muszę chyba dodawać, że ta ostatnia definicja jest spójna z moimi poprzedzającymi uwagami. Zobaczmy jak to widzi WEBSTER:
„TOTALITARIANIZM. Forma władzy, która podporządkowuje sobie wszystkie aspekty życia obywateli autorytetowi państwa, z pojedynczym charyzmatycznym przywódcą jako ostatecznym władcą. Termin został ukuty we wczesnych latach 20-tych prze Benito MUSSOLINIEGO, lecz totalitarianizm istniał poprzez całą historię. Jest odróżniany od DYKTATURY i AUTORYTARYZMU wskutek wyrugowania w nim wszelkich politycznych zwyczajów i wszystkich starych prawnych zasad. Legitymizuje zorganizowaną przemoc. Policja działa nie przestrzegając prawa. Dążenie do celu jest jedyną ideologiczną podstawą do takiego rządzenia, chęć osiągnięcia celu nie może być nigdy podważana”.

A więc i ta definicja potwierdza zdolności ARENDT w demagogii populistycznej /czy też demagogicznym populizmie/. Bo, tak naprawdę, czyż coś bardziej zasługuje na miano TOTALITARIANIZMU niż II RP? Krwawy zamach majowy, rozwiązanie Sejmu, proces brzeski i pierwszy na świecie obóz koncentracyjny - Bereza Kartuska spełniają wymogi jakiejkolwiek definicji.
Skoro, wbrew rozsądkowi, do powszechnego używania tego „słowopotworu” doszło, to pamiętajmy o przestrodze Kołakowskiego:
„Ludzie, na ogół, co jest naturalne, chcą mieć WOLNOŚĆ, ale chcą mieć także POCZUCIE BEZPIECZEŃSTWA i domagają się tego od państwa. Coraz dalej idące wymagania stawiane państwu zawierają w sobie POTENCJAŁ TOTALITARNY...”.

Jako dygresję przypomnę, że zmorą obecnej „nowomowy” są też wirtualny, który z komputerowej wirtualnej rzeczywistości czyli „skutecznej” /łac. virtualis/ symulacji wizualnej i dżwiękowej sytuacji, miejsc i osób, przeszedł do języka potocznego jako „wymyślony, mogący się zdarzyć” oraz energia pozytywna, która wyparła, w zakresie przymiotników, takie jak konstruktywny, optymistyczny, optymalny czy, w ostateczności, dodatni.
No i wreszcie kontrowersja trzecia - „ZBĘDNY CZŁOWIEK” /”SUPERFLUOUS MAN”/. Używam słowa „zbędny”, gdyż nie potrafiłem znależć innego /poza „niepotrzebny”, „zbyteczny”/ polskiego odpowiednika. Znając literaturę rosyjską oraz starając się zrozumieć tok rozumowania Arendt czy SNYDERA, doszedłem do wniosku, że chodzi o „NIEWAŻNOŚĆ” jednostki, że pojedynczy człowiek jest przedmiotem, a nie podmiotem, że w realizacji nadrzędnego celu ważnego dla ogółu losy indywidualne są bez znaczenia.

Tylko, że to ma miejsce od zarania ludzkości, a „odrodzeniowa” idea humanizmu istnieje od ponad półtysiąca lat. Zgoda też, że literatura rosyjska jest WIELKA i może inspirować każdego i do wszystkiego, lecz snyderowska stylistyka omawianego zdania jest, po prostu, wredna; jest zamaskowaną sugestią, że bezwartościowy los jednostki jest domeną Rosji.

Przejdżmy do dalszych najistotniejszych zarzutów. SNYDER nie potrafi uzasadnić dlaczego wybrał 14 mln, dlaczego akurat te 14 mln, jak również sens wybranego przedziału czasowego.
Z około 4 mln przypisanych Sowietom 3,3 mln zostało zagłodzonych w latach 1932-33, a więc przed datą dojścia Hitlera do władzy, co wyznacza początek omawianego przez autora okresu. Ponadto, do 1939 r. zbrodnie hitlerowskie są ilościowo bez znaczenia. Lata 1933-45, to okres władzy Hitlera, istotny dla Niemiec i poniekąd Zachodniej Europy, lecz nie dla Europy Wschodniej, bo takie zawężenie jest wprost absurdalne i pozbawione jakiegokolwiek zrozumienia dla cierpień ludności zamieszkującej tą część Europy. Jeślibyśmy nawet pominęli lata 1917-32, z jednoczesnym przesunięciem Wielkiego Głodu na rok 1933, to i tak pozostaje ogrom zbrodni sowieckich w latach 1945-53. SNYDER, mimo swoich licznych pobytów m.in. w Polsce, absolutnie nie wyczuwa traumy narodów pozostających w sferze wpływów sowieckich. Stawia również poza nawiasem los jeńców walczących po stronie państw osi, którzy dostali się do niewoli sowieckiej. Dzięki takim ograniczeniom nie ma w książce miejsca dla jednego z największych zbrodniarzy 20 wieku, twórcy „czeka” Feliksa Dzierżyńskiego, nie ma też go dla Żyda, kata Polaków w okresie stalinowskim, Józefa RÓŻAŃSKIEGO /vel GOLDBERG/.

Pośpiech SNYDERA w pisaniu swoich „dzieł” objawia się brakiem spójności i powtarzaniem tych samych fraz. Książka robi wrażenie zlepku poprzednich publikacji autora. Poza tym, często nie rozumiem o co mu chodzi, tym bardziej, ze reprezentuje kraj, w którego bardzo krótkiej historii mamy zawłaszczenie ziem indiańskich i wymordowanie ich właścicieli, niewolnictwo i KuKluxKlan.
SNYDER bowiem pisze: „W wielkim planie Stalina, kolektywizacja rolnictwa konieczna była, by przekształcić Związek Sowiecki w potęgę przemysłową”, a chwilę póżniej biadoli: „Deportacja bogatszych chłopów umożliwiała kradzież ich własności”. To jak Stalin miał wprowadzać „własność społeczną” ?. Dodrukować pieniądze i wykupić ziemie „kułaków” i majątki „polskich panów” ?. Oczywiście, początkowy entuzjasta socjalizmu, uczeń Schaffa, a póżniej wielki znawca i krytyk marksizmu, mój ukochany Leszek Kołakowski zauważył gdzieś tam, że najistotniejszą wadą wdrażania w życie socjalizmu, było dysponowanie dobrami nienależącymi do dysponentów. Cel uświęca środki. Pamiętamy przecież za co inny Żyd, św. Paweł zabił Ananiasza i jego żonę Safirę /Dz.5.1-11/.

Największą bzdurę wypisuje SNYDER o 1968 r. przypisując ideowemu komuniście z przeszłością w „żydowskim” KPP, z żoną Zofią, a naprawdę Liwą SZOKEN, czyli tow. Wiesławowi, antysemityzm:
„Gomułki reżim, tym sposobem, /tj oczyszczając Partię z Żydów/ próbował zrobić komunizm etnicznie polski”.
Nie pada w ogóle nazwisko Moczara. Za to odradzający się endecki antysemityzm przypisuje Stalinowi:
„STALINOWSKI ANTYSEMITYZM w Polsce w 1968 zmienił życie dziesiątek tysięcy ludzi, oraz zakończył wiarę w marksizm wielu inteligentnych młodych ludzi we wschodniej Europie”.
Jakim prawem nam, Polakom, katolikom, którzy wyssysają antysemityzm z piersi matki, którzy słyną z żydowskich pogromów, którzy już w II RP wysyłali Żydów na Madagaskar, którzy za wszelkie niepowodzenia obwiniają żydokomunę bądż „Żydów, masonów i cyklistów”, którzy za wroga nr. 1 mają Żyda Michnika, taki SNYDER zabiera godność nazywając nasz swojski, narodowy, nauczany przez Kościół antysemityzm - STALINOWSKIM. Bóg, Honor, Ojczyzna. Nikt antysemityzmu polskiego kołtuna uczyć nie będzie.


No comments:

Post a Comment