Friday, 31 March 2017

Olgierd ŚWIERZEWSKI - "Zapach miasta po burzy"

Olgierd ŚWIERZEWSKI - "Zapach miasta po burzy"

UWAGA! ARCYDZIEŁO!!!!
Brak szczegółowych danych o autorze; jedyne istotne co znalazłem, to na http://www.webook.pl/autor-Olgierd_%C5%9Awierzewski.html

"Olgierd Świerzewski to prawnik i wykładowca. W wieku szesnastu lat wygrał konkurs dramaturgiczny pt. "Szukamy Polskiego Szekspira", a sam Tadeusz Różewicz zauważył w nim wielki talent. Jest absolwentem Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego oraz Studium Zarządzania i Marketingu Szkoły Głównej Handlowej. Przez dłuższy czas zajmował się prawem i ekonomią, porzucając pisanie. Świerzewski doradzał także arcymistrzom szachowym - Anatolijowi Karpowowi i Garri Kasparowowi."

Ostatnie zdanie istotne dla książki, bo bohaterami są szachiści. Bohaterami głównego wątku, bo wątków tu co niemiara. Świerzewski stworzył wspaniałą epopeję o ZSRR/Rosji lat 1979 – 2000, z licznymi odwołaniami tak do okresów wcześniejszych jak i wydarzeń o znaczeniu światowym w rożnych zakątkach świata. A wszystko widziane oczami rosyjskiej inteligencji.

Tak, inteligencji, i to z najwyższej półki, bo ona, wbrew polskiej rusofobii i pogardy, istniała i istnieje. Tylko tym antyrosyjskimi trendami mogę sobie wytłumaczyć całkowity brak profesjonalnych recenzji tego arcydzieła, w którym mamy wszystko: sowiecki reżim, rosyjskie pijaństwo, lecz również koneserstwo w dziedzinie muzyki, literatury, sztuk pięknych etc , a ponad wszystko wspaniałą miłość i romantyczną, choć bezwzględną, rywalizację.

Tak, mimo reżimu, ludzie tam kochają się, wzajemnie sobie pomagają, pracują i doskonalą w swoich profesjach. Świerzewski to zna, doskonale wyczuwa sytuację, poglądy i tęsknoty tamtejszej inteligencji, choć trudno mnie pojąć skąd, bo dwóch dziadków Rosjan, o których autor wspomina we wstępie, to trochę za mało.

Jest to w y j ą t k o w a pozycja, ukazująca ZSRR/Rosję o b i e k t y w n i e i wiarygodnie. Ponadto piękny romans, i to nie jeden; dalej - super profesjonalne przedstawienie świata szachistów i ich wyczynów, które przeszły do historii osiągnięć ludzkiego umysłu... Do tego niezliczona ilość dygresji oraz ciekawych i śmiesznych anegdot, dowcipów etc.

Wszystko na wysokim poziomie intelektualnym i napisane „dobrym” językiem. Mimo dobrze opracowanych przypisów, książka wymaga od czytelnika pewnego zakresu wiedzy, bo autor nie tłumaczy, że Brik była kochanką Majakowskiego, ani głębokiej ironii w pytaniu skierowanym do głównego bohatera Olega (nota bene pochodzenia żydowskiego) dlaczego zachwyca się Majakowskim, a nie Mandelsztamem.

Historii autentycznych mamy sporo m.in. opis śmierci Władimira Wysockiego czy niesamowity życiorys Alechina (1892 – 1946). Oprócz postaci autentycznych Świerzewski stwarza postacie na bazie autentycznych bądź też cechy kilku postaci przypisuje jednej. Odnajdujemy tu i Bobby Fiszera, i Petrosjana, i wielu innych.

Proszę Państwa, mamy do czynienia z niedocenionym a r c y d z i e ł e m, dla którego warto zarwać, jak ja, trzy noce, rozchorować się z emocji i popłakać. A do tego, jak oni wódkę piją! I skąd Świerzewski tak perfekcyjnie zna się na wzlotach, upadkach i zmartwychwstaniach pijaków?.. Jedynie zdziwienie wywołuje, ze Oleg spirytus rozcieńcza wodą. To profanacja!

Wednesday, 29 March 2017

Dariusz FIKUS - "Foksal '81"

Dariusz FIKUS - "Foksal '81"

Dariusz Fikus (1932 – 96) należał do ZMP od 1948 do 1956, a do PZPR od 1959 do 1981. Po ogłoszeniu stanu wojennego zrezygnował z pracy w "Polityce" wskutek olśnienia, że komunizm jest "be" i teraz tj w 1984, jako nawrócony, dla mnie przefarbowany, atakuje przede wszystkim swojego przełożonego - Rakowskiego. Jego buta jest tak wielka, że sam cytuje słowa Rakowskiego, będąc pewny, że czytelnik stanie po jego stronie. A Rakowski słusznie mówi:

„Otóż - w moim najgłębszym przekonaniu - ktoś, kto traci wiarę w ten obóz i nie widzi możliwości pozostania w nim dłużej, a nie jest młodzieńcem, powinien położyć uszy po sobie i.. milczeć. Takiej męskiej reakcji można chyba oczekiwać od człowieka dojrzałego, w pełni świadomego i odpowiedzialnego za to, co robił i robi”.

I dlatego Fikus „oświecony” w 49 roku życia, po 33 latach wiernej służby reżimowi, jest niewiarygodny. Sam w dodatku podaje, że zdążył uczestniczyć w wyrzuceniu z „Polityki” Giełżyńskiego (s. 34), a w zamęcie 1980 roku - wyrwać mieszkanie (s. 44).

Natomiast, w cytowanym przez Fikusa, raporcie Giełżyńskiego z wydarzeń na Wybrzeżu, znajduję perełkę w punkcie 7 (s. 33).

„7. Realnym niebezpieczeństwem jest natomiast przejęcie kierownictwa ruchu robotniczego przez kler, a w dalszej perspektywie zrodzą się na pewno tendencje nacjonalistyczne...”

Niestety, to przewidywanie się ziściło. W różnych przytoczonych dokumentach można podobnych perełek znaleźć więcej i dlatego nie mogę całości dać pałę, bo książka mimo wszystko warta przekartkowania, więc daję gwiazdek 5.

Daniel KEYES - "Kwiaty dla Algernona"

Daniel KEYES - "Kwiaty dla Algernona"

Daniel Keyes (1927 – 2014) debiutował trzema opowiadaniami w 1952, w 1959 opublikował swoje najsłynniejsze opowiadanie "Kwiaty dla Algernona", nagrodzone w 1960 Nagrodą Hugo za najlepszą miniaturę literacką. W 1966 otrzymał nagrodę Nebula za tę samą historię przerobioną na powieść. Sukcesu tej kreacji już nie powtórzył, chociaż wydał jeszcze cztery powieści sci-fi. Na LC 8,24 (517 ocen i 57 opinii).

Przy tak dużej liczbie opinii, nie wypada się rozpisywać, więc tworzę najkrótszą recenzję świata:
ECCE HOMO!!

Dla cierpliwych szerzej: jest to studium nad człowieczym losem. Keyes przemawia do każdego zrozumiale, gdyż życie człowieka poniekąd ekstrapolował. A przecież możemy wyobrazić sobie historię dziecka - ofiary już w grupie przedszkolaków, jak i rodzeństwa, poniżanego w szkole i wyśmiewanego w pracy, która np. szuka ucieczki w książkach, dzięki czemu przerasta innych i w końcu zostaje obwieszczona geniuszem. Niestety dopada ją np. Alzheimer, który prowadzi do wtórnej bezradności.

Lektura, szczególnie pierwsza część, przypomniała mnie Martina Edena, który zdobywszy szczyty brzydzi się ludzkością. Tutaj Charlie staje się paskudnym wyśmiewcą krytykującym wszystkich, bo wszyscy intelektualnie stoją poniżej niego. W obu przypadkach aktualne są cytaty:

s.101 Zrozumiałem teraz, że głównym celem wykształcenia jest uświadomienie sobie, iż rzeczy, w które wierzyło się całe życie, nie są prawdą i nic nie jest takie, jakie się wydaje.

s.281,6. ....tak jak znienawidzili mnie przyjaciele z piekarni, bo to, że urosłem, ich pomniejszyło. A tego nie chciałem....

Całość przypomniała mnie film "Awakenings" z Robertem De Niro, oparty na książce Olivera Sacksa pt "Przebudzeni". Koniec przykry. Dodajmy jeszcze truizm:
s. 378,2 ..inteligencja i wykształcenie nie wzbogacone ludzkimi uczuciami nie mają żadnego znaczenia..

oraz cytat dotyczący nie tylko upośledzonych, bo świat większości z nas nie potrzebuje, więc z podwiniętym ogonem chowamy się, jeśli mamy gdzie:
s. 385 ...upośledzeni.. .. Po tygodniu, spędzonym na wolności, zazwyczaj wracają. Orientują się, że nie ma tam dla nich miejsca. Świat ich nie potrzebuje.

Do tego miłość, niedojrzałość emocjonalna i nieporadność bohatera, i mamy sentymentalną opowieść wyciskającą w finale łzy.
Wielka literatura to nie jest, natomiast na pewno warta przeczytania, bo temat odrzucanych i poniżanych jest w jakimś sensie bliski i poruszający dla każdego. Dodatkowe uznanie dla tłumacza, który z hecą ortograficzną świetnie sobie poradził.

Skoro już użyłem słowa „heca”, to największa jest z kwalifikacją książki do sci-fi. Kto to wymyślił w XXI, gdy w tajnych laboratoriach odważnie eksperymentuje się na komórkach macierzystych, a może nawet klonuje człowieka?
Polecam, jako książkę interesującą i świetnie czytaną, a gwiazdek 7.

Monday, 27 March 2017

Kurt VONNEGUT - "Recydywista"

Kurt VONNEGUT - "Recydywista"

Tradycyjnie przypomnę porównanie moich ocen dzieł Vonneguta z jego samoocenami:
1959 - „Syreny z Tytana” A (dziewięć gwiazdek)
1961- „Matka noc” A+ (dziesięć gwiazdek)
1963 - „Kocia kołyska” A+ (dziesięć gwiazdek)
1965 - „Niech... ..Rosewater” A (dziewięć gwiazdek)
1969 - „Rzeźnia numer pięć” A+ (dziesięć gwiazdek)
1973 - „Śniadanie mistrzów” C (jedna gwiazdka
1979 - „Recydywista” („Jailbird”) A ???????
1981- „Niedziela Palmowa” C (jedna gwiazdka)
1987 – "Sinobrody" (brak samooceny) (jedna gwiazdka)
1991 - „Losy gorsze od śmierci” (brak samooceny), (jedna gwiazdka)

Omawiana powieść jest wyjątkowo trudna ze względu na niuanse polityki i stosunków wewnątrz amerykańskich, jak również na bardzo liczne dykteryjki i dygresje. Dla nas najłatwiejszy jest główny bohater, Polak żydowskiego pochodzenia, Starbuck, oryginalnie Stankiewicz, bo to amerykańskie wydanie Piszczyka. Książka jest szeroko omawiana (na LC 6,9; 431 ocen i 24 opinie), postaram się więc pisać to, czego w innych recenzjach nie spotkałem. Aby jednak jasne było o czym piszę przytaczam ocenę z anglojęzycznej Wikipedii:
„..'Jailbird'.. ...is regarded as Kurt Vonnegut's 'Watergate novel'. The plot involves elements that include the U.S. labor movement of the late 19th and early 20th centuries, the dialectical back-and-forth of labor and management, Marxism and capitalism in the 1930s and 1940s, even up to the imperiousness of the Nixon administration. Jailbird revolves around Walter F. Starbuck, a man recently released from a minimum-security prison in Georgia after serving time for his comically small role in the Watergate Scandal. Jailbird is written as a standard memoir, revealing Starbuck's present situation, then coming full circle to tell the story of his first two days after being released from prison... ...The New York Times Book Review called "Jailbird" Vonnegut;s 'Sermon on the Mount;..."
Czyli tematyka obejmuje amerykańskie ruchy robotnicze, problematykę związków zawodowych, marksizm, kapitalizm, czyli wszystko, aż po aferę Watergate w latach 1972 -74. Wyjaśnijmy jeszcze nazwanie tej książki "Kazaniem na Górze". Vonnegut o "Kazaniu na Górze" ("Sermon on the Mount") pisze dwa razy w książce (s. 16):
"...-Panie Hapgood - zapytał - czym wytłumaczy pan fakt, że człowiek pochodzący z tak dobrej rodziny, obdarzony tak wspaniałym wykształceniem jak pan, obiera taką właśnie drogę życia?
- Czym?.. ..- Kazaniem na Górze, proszę wysokiego sądu...”
Powtarza taką obronę Starbuck w sekwencji kończącej książkę (s. 255):
„..Sędzia.. ..spytał, dlaczego taki wykształcony młody człowiek, z takiej dobrej rodziny, pcha się tak strasznie w klasę robotniczą.
Oto kradziona odpowiedź, której udzieliłem Nixonowi:
- Dlaczego? A Kazanie na Górze, wysoka komisjo?..”
To jest tak ważne, że autor poświęca „Kazaniu na Gorze” cały akapit (s. 16):
„Czego dokładnie dotyczyło Kazanie na Górze?
Była to przepowiednia Jezusa Chrystusa, że ubodzy duchem dostąpią Królestwa Niebieskiego; że ci, którzy płaczą, będą pocieszeni; że cisi posiądą ziemię; że ci, którzy łakną sprawiedliwości, będą nasyceni; że miłosierni potraktowani będą miłosiernie; że ludzie czystego serca oglądać będą Boga; że ci, którzy cierpią prześladowanie za sprawiedliwość, także dostąpią Królestwa Niebieskiego, i tak dalej, i tak dalej....”
Vonnegut tak to zaakcentował, by jasno zadeklarować, że cała książka jest kpiną, właściwie ze wszystkiego. Ironia, ironia i jeszcze raz ironia, plus szyderstwo. Do tego wtrącone liczne humorystyczne dykteryjki, z których najbardziej mnie się podobała o płd. koreańskiej agentce Izumi (s. 91), która szukała w kwaterze amerykańskiego oficera bomby atomowej. Kończę tekstem pioseneczki ujawniającej się w mózgu bohatera, jako samoobrona organizmu w sytuacjach krytycznych:
„Sally w ogródeczku / Węgiel przebierała. / Wtem zadarła nogę - hop! / I pierdnęła niczym chłop..”
Minusem książki jest „Prolog” zaliczenie którego jest katorgą i za nią obniżam ocenę do 7 gwiazdek



Sandor MARAI - "Żar"

Sandor MARAI - "Żar"

Sandor Marai (1900 – 1989) węgierski pisarz, dotychczas recenzowałem, i to krótką notką, tylko "Dziennik"), opublikował "Żar" w 1942. Zastanawiający jest brak zainteresowania jego twórczością przez ponad pół wieku. Zwracam uwagę, że omawiany "Żar" został wydany zarówno w Polsce, jak i w Wielkiej Brytanii dopiero w 2000 roku. Dzisiaj czytam go dzięki "Lilian", znajomej z LC, która mnie przesłała e-booka. Ciekawa wydaje mnie się notka w anglojęzycznej Wikipedii:

"....'Embers' is a 1942 novel by the Hungarian writer Sandor Marai. Its original Hungarian title is 'A gyertyák csonkig égnek', which means "Candles burn until the end". The narrative revolves around an elderly general who invites an old friend from military school for dinner; the friend had disappeared mysteriously for 41 years, and the dinner begins to resemble a trial where the friend is prosecuted for his character traits. The book was published in English in 2000....
.....Anna Shapiro reviewed the book for "The Observer" in 2002, and wrote: "Elegiac, sombre, musical, and gripping, Embers is a brilliant disquisition on friendship, one of the most ambitious in literature." Shapiro continued: "About a milieu and values that were already dying before the outbreak of World War II, it has the grandeur and sharpness of Jean Renoir's 1937 movie masterpiece "La Grande Illusion", with which it shares, in both oblique and pronounced ways, some of its substance...."

Na LC 7,74 (662 ocen i 98 opinii) plus moje 10 gwiazdek. Polscy recenzenci piszą o męskiej przyjaźni, o miłosnym trójkącie bądź poszukiwaniu prawdy. Np na www.znak.com.pl/kartoteka,ksiazka,60579,Zar czytam:
".....ta niewielka powieść w swej zewnętrznej warstwie mówi o męskiej przyjaźni, zburzonej przez miłosny trójkąt, przede wszystkim jednak jest refleksją nad potrzebą poznania prawdy, ale także nad niemożnością dotarcia do sedna minionych zdarzeń..."
Akurat jestem w wieku bohaterów tj gdy człowieka nachodzą starcze refleksje i chęci pozytywnego podsumowania własnego życia. A prawda? Często wspominam twierdzenie Tischnera, że są trzy prawdy: twoja, moja i g.... prawda. Mamy oskarżyciela bogatego Węgra i oskarżonego biednego Polaka. Węgier jest sam dla siebie ideałem i nie widzi w sobie żadnych wad. Oskarża Polaka o wszystko, by w końcu dojść do truizmu, że gdy nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Bo cała ich przyjaźń była udawana, gdyż uczucia Polaka zdominowała materialna zawiść

Oskarżając po 41 latach Polaka, zdradzony mąż - Generał podkreśla zarówno biedę Polaka, jak i swojej żony Krystyny, powtarzając jak mantrę:
"...Wszystko jej dałem, majątek i pozycję towarzyską.."
Najbardziej go boli, że udręczona, czego nie jest w stanie pojąć, żona, zdradziła go z takim zerem jak Konrad:
"..I to zdradziła z tobą, cóż to za żałosny bunt"

A więc fabułka banalna, a na plus można zaliczyć trochę truizmów wygłaszanych przez Generała bufona. Ze względu na jego "Dziennik" warto przeczytać też jego jakąś książkę. Może być "Żar". Bo na jeden wieczór. Gwiazdek, ze względu na powyższe – 7.

Saturday, 25 March 2017

Paulo COELHO - "Brida"

Paulo COELHO - "Brida"

Paulo Coelho (ur. 1947) sprawiał rodzinie problem, więc trzykrotnie umieszczali go w zakładzie psychiatrycznym (1966, 1967, 1968). Po kilku latach po raz czwarty i wtedy psychiatrzy wydali werdykt, że w sensie psychiatrycznym jest normalny. Czyli normalny i wyjątkowo zdolny, bo zdobyć tak wielką popularność będąc grafomanem to wyjątkowy talent. Oceniałem jego pięć książek:
„Demon i panna Prym” 2002 dałem 5 gwiazdek
„Weronika postanawia umrzeć” 2000 5 gwiazdek
„Alchemik” 1988 4
„Jedenaście minut” 2003 1
„Alef” 2011 1

Na usprawiedliwienie swoich wysokich ocen, przyznaję, że uległem powszechnej famie o genialności pisarza, bo dzisiaj postawiłbym same pały. Dlaczego więc sięgnąłem po „Bridę” (1990) ? Bo na obczyźnie każdą polskojęzyczną książkę trzeba cenić, a ona znalazła się w nowym pakiecie od „Jonasza”.

Porównam tylko „Weronikę....” i „Bridę”. Gdyby tej pierwszej dać 10 gwiazdek, to obecnie oceniana i tak winna znaleźć się poniżej skali. Super grafomania, którą Państwu stanowczo odradzam.

Nie omawiam szczegółowo tego „dzieła”, bo są jednak pewne granice mego poświęcenia, a na LC są już liczne opinie z „pałą”. Cieszę się natomiast, że moi Koledzy z LC wykazują dobre rozeznanie, dzięki czemu „Brida” ma średnią zaledwie 5,79.

Tomasz LEM - "Awantury na tle powszechnego ciążenia"

Tomasz LEM - "Awantury na tle powszechnego ciążenia"

Syn wielkiego pisarza wspomina ojca. Ciekawe jako literatura uzupełniająca, gdy czytelnik jest zorientowany tak w życiorysie Lema, jak i jego przyjaciół Błońskiego i Mrożka. Tym z Państwa, którzy są mniej zorientowani, postaram się pomóc.

Zacznę od słów, które napisałem w recenzji jego zbioru felietonów pt "Lube czasy":
"....Lem - jeden z pięciu polskich najważniejszych dla mnie pisarzy (obok Parandowskiego i "trójcy" WGS - Witkacy, Gombrowicz, Schulz) był wyjątkowo spostrzegawczy, co jest szczególnie istotne przy pisaniu aktualnych felietonów. Do tego miał dar zwięzłego wyrażania myśli. To on powiedział, że dzięki internetowi dowiedział się jak dużo jest na świecie głupich ludzi. Trudno się nie uśmiechnąć...”

Natomiast w recenzji jego felietonów pt „Rasa drapieżców” zwracałem uwagę na pewne aspekty jego życiorysu:
„...LEM, należy do grona „nawróconych” takich jak Mrożek, Szymborska, Błoński etc, którzy w okresie komunizmu byli nim „zauroczeni”, by w odpowiednim czasie się z niego „otrząsnąć” i stanąć w pierwszym szeregu PLWACZY PRL-u.
Lem zaczął karierę publikując, wraz z Husarskim, w „Czytelniku” - powieść „Jacht Paradise” , piętnującą amerykański imperializm, co mu otworzyło bramy wydawnictwa i w okresie stalinowskim wydał „Astronautów”, „Sezam i inne opowiadania”, „Dzienniki gwiazdowe”, „Obłok Magellana” i in., jak również doszedł w 1958 r do własnego domku i rewelacji tamtych czasów P-70. Natomiast jego sentyment do Lwowa jest zrozumiały, gdyż jego rodzina należała do żydowskiej elity, a ojciec, laryngolog, był właścicielem dwóch kamienic....”

W Wikipedii o wczesnym etapie jego twórczości czytam:
„...Niewątpliwie utwory te były jednakże świadectwem zarówno pewnego zauroczenia młodego Lema ideą komunizmu, jak i przejawem naiwności politycznej pisarza, który doświadczył realiów sowieckiej okupacji we Lwowie. Z tego stanu pisarz szybko się otrząsnął ...”

Co oznaczają „realia sowieckiej okupacji” ja wiem, więc tym bardziej nie rozumiem tej notatki, wiedząc, że rodzinie Lema dobrze się powodziło, a Stanisław beztrosko studiował medycynę. Ponadto „szybko” jest pojęciem względnym, gdy zauważymy, że w 1958 roku Lem miał 37 lat, własny domek i „rakietę” P-70. Obecne „wybielanie” Lema, Mrożka, Błońskiego czy Szymborskiej jest nieuczciwe i niepotrzebne, szczególnie, gdy stosując zasadę Giedroycia, oceniamy dzieło niezależnie od życiorysu. Skoro jestem przy Wikipedii, to ujawnię następną, delikatnie mówiąc, nieścisłość. Wikipedia mija się z prawdą podając, że:
„...W kontaktach bezpośrednich Stanisław Lem okazywał się być człowiekiem pogodnym, dowcipnym i czarującym, co zaskakiwało osoby znające go wyłącznie poprzez jego twórczość. Lubił żartować z otaczającej go rzeczywistości i ludzi, aczkolwiek niekoniecznie z samego siebie..”

W rzeczywistości był obrażalskim samolubem, irytującym ekscentrykiem, uparciuchem i nerwusem. Mam nadzieję, że powyższe uwagi pomogą Państwu w odbiorze książki.

A sama książka? „Lekka, łatwa i przyjemna”. Prawo syna, by powspominać sławnego ojca, więc ze zrozumieniem stawiam gwiazdek 6.




Friday, 24 March 2017

Wojciech MŁYNARSKI - "Od oddechu do oddechu"

Wojciech MŁYNARSKI - "Od oddechu do oddechu"

Wojciech Młynarski (1941 – 2017) to przede wszystkim inteligent z "dobrej rodziny". To było widać, to było słychać, to było czuć. Po napisaniu tekstów kilku piosenek przygotował show, który był jego wielkim entree. Był to program pt "Radosna gęba stabilizacji" wystawiony w starych "Hybrydach" przy ul. Mokotowskiej w listopadzie w 1962 r. Na plakacie widniało: reżyseria Wojciech Młynarski, scenariusz Wojciech Młynarski, aktorzy - na pierwszym miejscu – Wojciech Młynarski, muzyka Chubby Checker, Wojciech Młynarski. Były w tym programie piosenki o „inteligencie „Przekrojowym”, któremu ciasno w głowie”, o królu półświatka Jesiotrdarskim (w realu Andrzej Rzeszotarski, cinkciarz, defenestrowany w 1971, a nie rotmistrz jak podają w internecie), czy też „Ulica Żabia”, którą można usłyszeć w nowym wykonaniu na:
https://www.youtube.com/watch?v=794BibKmJTE

Kończąc ten etap muszę przypomnieć że równocześnie drugim dyżurnym poetą „Hybryd” w tamtych latach był Jonasz Kofta (1942 – 1988). Wojtek wkrótce odszedł do „Dudka”, a Jonasz pozostał aż do zamknięcia „Hybryd”. W trakcie pobytu z kabaretem „Hybrydy” w Paryżu, Młynarski, spokrewniony z Nelą Rubinstein de domo Młynarska, przedłużył sobie pobyt we Francji i bezpośrednio po powrocie, z „Hybryd” odszedł, a do „Dudka” trafił w 1965.

Nazywaliśmy go Pszczół, chyba z powodu pracowitości, bo on wszystkie ciekawe frazy, odzywki, powiedzenia natychmiast notował, szczególnie w barze „Przechodnim” mieszczącym się na przeciw „Hybryd”, gdzie oczekiwało się na ich otwarcie. Najelokwentniejszym przedstawicielem folkloru ul. Mokotowskiej był Zdzisio, którego odzywki Wojtek notował, a Andrzej Zaorski wziął, w ramach eksperymentu psychologicznego, do kina na „Ojca Chrzestnego”, gdzie Zdzisio zasnął już w trakcie „Kroniki Filmowej”

Od najwcześniejszych tekstów do ostatnich zachwycają mnie inteligencja autora, skojarzenia, bogactwo języka i subtelność. Czytając ten zbiór odkrywam perełki co chwilę, których słuchając nie wyłowiłem. Aby nie pozbawić Państwa samodzielnych odkryć podam tylko jeden przykład - przerywniki w „Kupletach Papkina” (s. 313):
„...Jan Kott, pani matko, Jan Kott
mógłby o tym tęgi esej dać w lot..”

„...Sierp, młot, pani matko, sierp, młot,
jak się urwie, straszny będzie łoskot!...”

„..Przez płot, pani matko, przez płot,
straszny przez to się narobił łoskot!..”

„..Oj, SKOT, pani matko, SKOT, SKOT,
straszny nam pod teatrem łoskot!..”

„..Bojkot, pani matko, bojkot,
narobił im w Telewizji łoskot!...” itd.

Aluzje zrozumiałe. Nie ma co główkować, tylko samemu poczytać

Teresa TORAŃSKA - "Dalej"

Teresa TORAŃSKA - "Dalej"

Trzy lata po śmierci Teresy Torańskiej (1944 – 2013) otrzymaliśmy piękny prezent: zbiór wywiadów prowadzonych przez nią wzbogacony sławnymi "Sądami" realizowanymi kiedyś w "Gazecie Wyborczej".
Wychwalać Torańskiej nie zamierzam, bo wystarczą moje dotychczasowe oceny jej książek: trzy razy 10 gwiazdek i raz 9. Absolutny szczyt; żaden pisarz jej nie dorówna. Przekonany jestem, że tak różnorodny zbiór równie mnie zachwyci. Jedyny problem, że będąc w połowie lektury nie mam pomysłu na recenzję. Do cytowania jest za dużo, a powtarzać notki redakcyjnej i innych recenzentów nie zamierzam. Zdecydowałem się tylko przepisać słowa Haliny Bortnowskiej z okładki:

"Teresa docierała do uniwersalnych prawd i wartości, doraźność nie interesowała jej bardziej niż jako pretekst, punkt wyjścia do pokazania tego, co jest głębiej. I to zostaje".

Po lekturze smutny jestem, bo rzeczywistość skłania do refleksji : to nie tak miało być. Dlaczego mając tylu mądrych ludzi - m. in. rozmówców Torańskiej, doprowadziliśmy do tragedii, której nawet autorka nie przewidziała. Mazowiecki proponował:
"Przeszłość odkreślamy grubą kreską"
Odrzuciliśmy propozycję nie bacząc, że w PRL konformizm był powszechny, że w PZPR było do 3 mln członków plus ponad pół miliona w satelickich ZSL i SD, stwarzając możliwość wybiórczego oskarżania niewygodnych konkurentów politycznych. Pierwszą ofiarą stał się rząd Olszewskiego, dający największe nadzieje na zapewnienie stabilności Państwa. A potem zaczęło się piekiełko, które po 28 latach wolnej Polski trwa nadal, a nawet przybiera na sile. Powstały podziały, a priorytetem jest wojna polsko-polska.

Ilość ciekawych rozmówców duża, różnorodność tematów też, postanowiłem więc skreślić parę uwag, bardziej dla siebie „ku pamięci”, niż dla Państwa, bo mój odbiór i wybór jest nadzwyczaj subiektywny.

Nie ulega wątpliwości, że perełką jest rozmowa z Mazowieckim, stanowiąca cenny materiał poznawczy. I ją każdy winien nadzwyczaj uważnie przeczytać i przemyśleć, przeto moje uwagi są zbędne. Niestety, więcej takich perełek nie zauważyłem. Są natomiast rozdziały najbardziej szokujące. Myślę tu o „Sądzie nad gabinetem” (s. 199), którego tematem jest aborcja oraz „Sąd nad obrazem” (s. 239) o obrazie eksponowanym w katedrze w Sandomierzu, zatytułowanym „Infanticiada”, przedstawiający fałszywy do absurdu żydowski mord rytualny chrześcijańskiego dziecka w celu uzyskania krwi na macę. W obu dyskusjach padają słowa rodem z najciemniejszego Średniowiecza, tak głupie, że nie będę ich powtarzał. Dodajmy, ze do Sandomierza przyjeżdżają wycieczki zagraniczne specjalnie w celu obejrzenia tego fenomenu zacofania w XXI wieku.

Ostatnie moje uwagi dotyczą oświadczeń, z których jedno wzbudza empatyczny uśmiech, a drugie - krytyczny rechot. Tak nieprzyjazną reakcję wzbudza uporczywe, permanentne powtarzanie przez Kieresa (s. 226), że „antysemityzm jest w Polsce zjawiskiem marginalnym”, natomiast prawdę pozytywnie przeze mnie przyjętą i wielokrotnie przeze mnie głoszoną, wypowiada tu Cimoszewicz (s. 301): „Ja w ogóle żadnego opozycjonisty do 1989 roku nie znałem”, mimo, że przeżyłem w PRL 45 lat. To ja, bo Cimoszewicz o siedem lat mniej.

Thursday, 23 March 2017

Artur SCHOPENHAUER - "Erystyka czyli sztuka prowadzenia sporów"

Artur SCHOPENHAUER - "Erystyka czyli sztuka prowadzenia sporów"

Wielki pesymista Schopenhauer bawi celnością swoich obserwacji i uwag. Jego cennemu, dogłębnemu dziełu dodają blasku przedmowa Kotarbinskiego oraz przypisy opracowane z jego udzialem. Nie podlegają dyskusji zasługi Łucji i Bolesława Konorskich, którzy nie tylko to dzieło przetłumaczyli i opatrzyli przypisami, lecz równieź opracowali bardzo cenne "Uwagi wstępne". Już same "Przypisy" i "Uwagi .." są poważnym źródłem wiedzy.

W dwojaki sposób można to dzieło czytać: powierzchownie, bez zaglądania do przypisów, nie przejmując się odniesieniami do starożytnych filozofów. W najlepszym przypadku zachwycimy się celnością i aktualnością spostrzeżeń autora, a przypominając sobie odpowiednie zdarzenia we własnym życiu, uśmiechniemy się wielokrotnie. Można też czytać powoli i dogłębnie, studiując "Przypisy", również i te przypisy i dopiski Schopenhauera zamieszczone w tekście. Wtedy osiągamy rozkosz intelektualną.

Okazało się, że książka ma na LC wiele opinii: 6,59 (940 ocen i 65 opinii), nie widzę więc sensu zamieszczania cytatów zachęcajacych do czytania, powiem natomiast, że ubawiłem się serdecznie.

Wiadomości na okladce, w "Przedmowie", "Uwagach wstępnych" i wszelkich przypisach stanowią bogatą wiedzę, stanowiącą cenną etiudę do lektur filozoficznych.

Wednesday, 22 March 2017

Kurt VONNEGUT - "Syreny z Tytana"

Kurt VONNEGUT - "Syreny z Tytana"

Jeszcze jedna pozycja Vonneguta. Popatrzmy na dotychczasowe zestawienie samoocen autora i gwiazdek ode mnie:
1961- „Matka noc” A+ (dziesięć gwiazdek)
1963 - „Kocia kołyska” A+ (dziesięć gwiazdek)
1965 - „Niech... ..Rosewater” A (dziewięć gwiazdek)
1969 - „Rzeźnia numer pięć” A+ (dziesięć gwiazdek)
1973 - „Śniadanie mistrzów” C (jedna gwiazdka
1981- „Niedziela Palmowa” C (jedna gwiazdka)
1987 – "Sinobrody" (brak samooceny) (jedna gwiazdka)
1991 - „Losy gorsze od śmierci” (brak samooceny), (jedna gwiazdka)

Omawiana książka została wydana w 1959 roku, a więc w okresie wczesnym, co nastawia mnie optymistycznie tym bardziej, że próbował wtedy science fiction.

I już na pierwszych stronach Vonnegut mnie kupił chronoklastyczną infundybułą. Pochodzenie etymologiczne wykłada (s. 15):
"....'Chrono' znaczy 'czas'. 'Synklastyczna' znaczy 'nagięta ze wszystkich kierunków w tę samą stronę', jak skórka pomarańczy. 'Infundybuła' jest to przedmiot, który starorożytni Rzymianie, np Juliusz Cezar i Neron, nazywali lejkiem. Jeśli nie wiesz, co to jest lejek, poproś mamusię, żeby ci pokazała.."

Chronoklastyczna infundybuła zaś to miejsce, w którym... (s. 15):
„....najrozmaitsze prawdy pasują do siebie tak świetnie, jak części słonecznego zegarka...”

Np trzy prawdy mojego guru ks. J. Tischnera: „moja prawda, twoja prawda i g.... prawda”, czyli mówimy o miejscu, w którym wszelkie spory tracą rację bytu. Niestety są też minusy:

„..Myślisz może, że fajnie byłoby dostać się w infundybułę chronoklastyczną i zobaczyć całą rozmaitość absolutnych racji, ale jest to rzecz ogromnie niebezpieczna. Nieszczęsny człowiek, o którym była mowa, a także jego nieszczęsny pies, miotają się tam i z powrotem, nie tylko w przestrzeni, lecz i w czasie..”

Ten nieszczęśnik to nasz bohater. Winston Niles Rumfoord (z psem Kozakiem), którego żona Beatrycze i najbogatszy człowiek w Ameryce, Malachiasz Constant, zostaną (s. 24),...
„...sparzeni przez Marsjan, jak bydło hodowane..”
O tym wie tylko Rumfoord, dzięki dematerializacji i poruszaniu się w przestrzeni i czasie. A stąd płynie prawda, że PRZYSZŁOŚĆ JUŻ JEST, tylko ludzie jej nie znają i stąd porażający wniosek, że nie mają ŻADNEGO wpływu na nią.

Fabuła toczy się wartko i pełna jest niesamowitych fantazji, których poznanie pozostawiam czytelnikowi. Mnie najbardziej podobało się pozostanie Chrono na Tytanie, by latać z błękitkami.

Chciałbym natomiast zwrócić Państwa uwagę na rozważania filozoficzne przypominające Lema. Przede wszystkim odrzucenie przez Vonneguta Boga opatrznościowego i ingerującego w ludzkie losy. Pisze (s. 146):
„...A imię tej nowej religii.. ..brzmi: Kościół Boga Doskonale Obojętnego... ...Dwie główne nauki tej religii brzmią: człek marny nie jest w stanie wspomóc ani ucieszyć Boga Wszechmogącego; oraz: los to nie palec Boży..”
Przedstawiciel nowego Kościoła, wielebny Redwine do Wuja (s. 181):
„- Dlaczego dziękuje Pan Bogu?.. ..On się panem nie przejmuje. Nawet palcem nie kiwnął, żeby dostarczyć pana tutaj całego i zdrowego, tak samo, jak nie kiwnąłby palcem, żeby pana zabić..”
Jeszcze hasło tej religii (s. 246):
„Bóg ma wszystko za nic”

Pisze też o atrybutach władzy (s. 141):
„Każdy, kto chciałby w sposób znaczący zmienić świat, musi legitymować się żyłką showmana, szczerą gotowością przelania ludzkiej krwi i nową, wiarygodną religią, którą zainauguruje podczas krótkiej pauzy skruchy i przerażenia, jaka zwykle następuje po rzezi. Przyczyny wszystkich klęsk ziemskich wodzów dają się sprowadzić do zaniedbania przynajmniej jednego z trzech wymienionych elementów..”

I jeszcze ironiczna ocena ludzi (s. 17):
„..Uniósł zegarek ku słońcu, dając mu wchłonąć paliwo, które dla zegarków słonecznych jest tym, czym pieniądze dla istot ziemskich..”

Z przyjemnością powiększam listę książek Vonneguta wysoko przeze mnie ocenionych, a Państwu gorąco polecam.

Tuesday, 21 March 2017

Trygve GULBRANSSEN - "A lasy wieczne śpiewają"

Trygve GULBRANSSEN - "A lasy wiecznie śpiewają"

I znowu zdziwienie, że do tej pory nie czytałem. Wprawdzie Wikipedia podaje jego tylko trzy pozycje, wydane nota bene w Polsce jako dwie, to Gulbranssen (1894 - 1962) jest szeroko znany i podziwiany. Książka napisana w 1933 r. zdobyła szeroką popularność, a w Polsce była wydana w 1938 r i w ostatnich latach wznawiana (np. 1996, 2013). Nie znalazłem wiadomości o jej wznawianiu we wczesnym PRL-u i to mogło się przyczynić do mojego przeoczenia. W latach 50. ubiegłego wieku odkryłem, nagrodzone Noblem (1920), „Błogosławieństwo ziemi” Knuta Hamsuna (1859 – 1952), jak i jego „Głód”, i tymi pozycjami się zachwycałem, a Gulbranssena nie spotkałem.

A teraz spotkałem, przeczytałem jednym tchem i mam: TO NORWESKA RODZIEWICZÓWNA!!!
Młodszy od niej o 30 lat Gulbranssen jedzie, jak ona, na „religijności, tradycji i kulcie przyrody”. To w cudzysłowie jest z Wikipedii na temat twórczości Rodziewiczówny.

Powstała piękna książka o miłości, której kiczowatość mnie nie razi, bo kocham „Trędowatą” i całą twórczość wspomnianej Rodziewiczówny. Nie wstydźmy się naszej miłości do kiczowatych opowieści o szlachetnych ludziach, o przemianie złych w dobrych, o miłosierdziu, a przede wszystkim o marzeniach o miłości i jej spełnieniu, bo odczuwamy brak tego wszystkiego w realu. A takie książki podtrzymują na duchu. Sursum corda! Gwiazdek 10.

Z obowiązku o minusach: 1. prymitywna katecheza (np. s. 50); 2. utożsamianie Kościoła z Bogiem i dostojewszczyzna dla ubogich (np. s. 77); 3. pozycja kobiet (s. 153): zakochana modli się do Boga, aby n a l e ż e ć do ukochanego.

Ale to nieistotne uwagi starego safanduły, który i tak poleca książkę wszystkim, jako łatwą, lekką i przyjemną.

Monday, 20 March 2017

Bolesław LEŚMIAN - "Pochmiel księżycowy"

Bolesław LEŚMIAN - "Pochmiel księżycowy" (wiersze rosyjskie)

Rozczarowany bajką Lermontowa "Aszik Kerib" sięgnąłem po identycznie długiego - 19 stron- Leśmiana (1877 - 1937). Wszystko w "Posłowiu" wyjaśnia mój ulubiony Jerzy Ficowski:

"Zdarzyło się Bolesławowi Leśmianowi, zaczytanemu po uszy w wierszach symbolistów rosyjskich w okresie jego młodzieńczego pobytu w Kijowie, napisać, już po swym polskim debiucie, dwa małe cykle wierszy po rosyjsku. Nie znamy dokładniejszej daty ich powstania, wiadomo tylko, że 'Pieśni Wasilisy Pieremudroj' opublikowane zostały w 1906 roku,,, ..zaś w roku 1907.. ukazało się złożone sześciu wierszy 'Łunnoje pochmelje'...."

To znaczy, że Leśmian miał wtedy 19 – 20 lat. Dalej Ficowski barwnie opisuje swoje trudności w tłumaczeniu "Leśmiana na Leśmiana". Nie jestem znawcą poezji, ale chyba mu się udało. Dodajmy, że Ficowski ładnie nazywa Leśmiana: "największym Czarodziejem polskiej poezji".

Dodajmy, że wg Doroszewskiego pochmiel to przepicie (zwykle w zwrocie: na pochmiel): "Nie było na pochmiel skuteczniejszej rzeczy nad tęgiej wódki kieliszeczek". Czyli nasz kac, amerykański hangover, Grochowiaka - lęki poranne, a Młynarskiego - tupot białych mew.

Dwóch Lesmanów mamy tj Leśmiana i Brzechwę, i zawsze im daję wszystkie możliwe gwiazdki. Amen.

Sunday, 19 March 2017

Michał LERMONTOW - "Aszik - Kerib" bajka turecka

Michał LERMONTOW - "Aszik - Kerib" bajka turecka

Michał Lermontow (1814 – 1941) jeden z najwybitniejszych twórców XIX w., związany z romantyzmem. Autor poematów romantycznych opartych na motywach ludowych, pejzażowej, refleksyjno-filozoficznej i patriotycznej liryki oraz dramatów. Twórca pierwszej rosyjskiej powieści psychologicznej ("Bohater naszych czasów"). Klasyk literatury rosyjskiej.

"Aszik Kerib" to opowiadanie napisane w 1837 r. Wikipedia:

"...Aplin describes its status as "obscure" and appearing to be an "unrevised transcription of a folk tale that was well known in slightly different versions throughout the Caucasus". Powelstock describes it as "what appears to be a transcription, in prose, of a Turkish fairy-tale". Together with his "A Hero of Our Time", Ashik Kerib testifies to the substantial part the landscapes and traditions of the Caucasus played in Lermontov's creative consciousness. "Ashik Kerib" is also part of the 19th-century genre of Russian literature of Caucasus writings (produced at a time when the Russian Empire was engaged in a prolonged drive to acquire the lands south of the Caucasus Mountains).."

Całość liczy 31 stron, lecz tekst zaczyna się od strony 5, a 7 stron zajmują udziwnione ilustracje Szymona Kobylińskiego, tak więc romantyczną baśń poznajemy na 19 (słownie: dziewiętnastu) stronach.

Pierwsze wrażenie: miła bajeczka, choć nieznane słowa męczą; można dać 7 gwiazdek. Po chwili refleksja: ktoś robi mnie w bambuko: wykorzystując nazwisko wielkiego poety, wciska mnie banalną opowiastkę z kaukaskim folklorem, niczym się nie wyróżniającą wśród tysięcy baśni ludowych. Azerbejdżański folklor i nic więcej.

A w ogóle, skoro ta bajka jest przeznaczona dla dzieci, to nie widzę powodu mącenia im w główkach Allachem, jako czarodziejem przenoszącym bohatera w różne odległe miejsca ad hoc pomyślane. Salam alejkum! („Pokój z Wami!”). A gwiazdek 3

Friday, 17 March 2017

Toni MORRISON - "Pieśń Salomonowa"

Toni MORRISON - "Pieśń Salomonowa"

Toni Morrison właśc. Chloe Anthony Wofford-Morrison (ur. 1931), c z a r n a amerykańska pisarka, nagrodzona Noblem w 1993, podobno z przekonań feministka. Wstyd wielki, ale nigdy o niej nie słyszałem.
Rozstrzelonym drukiem napisałem "czarna", bo stary jestem i nie nauczę się już political correctness, by o Murzynie mówić Afro-Amerykanin, a starałem się dobrać słowa, by najkrócej scharakteryzować omawianą książkę i eo ipso wyszło mnie tak: "czarna o czarnych", bo podobno żaden biały w tej książce nie występuje.
Zaskoczony tą książką, postanowiłem, wbrew swoim zasadom, eksperymentować i nic o niej nie czytać, by recenzję napisać emocjonalnie, bez wpływu jakichkolwiek interpretacji czy ocen.

Kontrowersyjna murzyńska wersja „American dream”. Pierwsze wrażenia to przemieszanie animizmu z chrześcijaństwem. Zjawisko, które szeroko relacjonują polscy misjonarze w Afryce, gdzie prozelityzm chrześcijański musi iść na ustępstwa wobec głęboko zakorzenionych tradycji animistycznych. W rezultacie świat duchowy, pełen magii, tajemnic i niedomówień, tworzą przemieszane mity, baśnie pogańskie i historie biblijne. Zabawne jest nadawanie imion z Biblii w zależności od czytanej Księgi. I tak występują: Hagar, Salomon, Koryntian, Piłat czy Ruth. (Jeśli Piłat, to konsekwentnie winna być Rut). Z kolei imię „Koryntian” przypomina mnie znajomego Cygana imieniem Paramount (od wytwórni filmowej). Skoro jesteśmy przy nazwach własnych, to mnie razi „Nieboszczyk” - w oryginale „Dead”. Chyba wolałbym „Umarlaka” „Truposza” czy, po prostu „Trupka”.

Jest to opowieść przygnębiająca, bo adaptacja czarnoskórych w amerykańskiej rzeczywistości to naśladownictwo, „małpowanie” białych. Liczy się mamona, więc celem jest jej zdobycie, bo to daje awans społeczny. Czyli temat do znudzenia opisywany w literaturze amerykańskiej jako „American dream”. W trakcie lektury przypomniała mnie się wspaniała książka Archera „Kane i Abel”, bliższa mnie, bo opisująca karierę biednego imigranta z Polski. Tutaj ojciec (Macon) przedstawia synowi (Mleczarzowi) amerykańską idee fixe (s. e-booka 130):

„.. A teraz posłuchaj, co ci powiem, a co zawsze powinieneś wiedzieć: trzeba coś posiadać. I niech to, co posiadasz, przysparza ci dobra. Wtedy będziesz panem siebie i innych ludzi...”

Przerażające, lecz nie zmienia to faktu, że książka zasługuje na uwagę, jak i że Morrison ma „dobre pióro” i że czyta się ją z dużym zaangażowaniem emocjonalnym. Piszę bezpośrednio po lekturze, w stanie pewnego podniecenia i dlatego daję ostrożnie 7 gwiazdek, które po ochłonięciu może ulec zmianie, równie dobrze w górę, jak i w dół.

Z obowiązku recenzenckiego odnotowuję dwa dyżurne tematy obszernie poruszane w książce: rasizm i seks. Niestety autorka w tych materiach nie wnosi absolutnie nic nowego ani oryginalnego. Szczególnie tematyka rasistowska, w tym porównania z zagładą Indian czy Holocaustem, są żenująco oklepane i pełne frazesów.

Wednesday, 15 March 2017

Jacek FEDOROWICZ - "Święte krowy na kółkach"

Jacek FEDOROWICZ - "Święte krowy na kółkach"

Jacek Fedorowicz (ur. 1937) jakby nie liczyć, jest o 6 lat ode mnie starszy, a zachowuje wigor dużo młodszego ode mnie brata. Zastanawiałem się jak najtrafniej scharakteryzować sposób przedstawiania wspomnień w niniejszym wyborze felietonów z lat 2000 - 2016. Wydaje mnie się za adekwatne stwierdzenie, że Fedorowicz opowiada z niesamowitą swadą, a do tego doskonałą pamięcią i dbałością o szczegóły. Nie złapałem go na jakiejkolwiek niedokładności, mimo, że opisywane miejsca i zdarzenia znam z autopsji. I dlatego warszawiacy z naszego pokolenia muszą dać temu zbiorowi 10 gwiazdek.
Na pozytywną ocenę pozostałych powinien wpłynąć przede wszystkim styl i wszechobecna drwina, charakterystyczna dla całej twórczości Fedorowicza.
Proszę Państwa, e-booka dostałem dzisiaj rano i nie potrafiłem się oderwać, czego i Państwu życzę.
A jeszcze zauważę, że autor zaczynając wspomnienia, przywołuje nazwiska m.in. Cybulskiego, Kobieli, Gruzy i Barei, co jest bardzo sympatyczne.
A dla zachęty - anegdota:
„ Niedawno, podczas wizyty w poradni okulistycznej, skierowano mnie na badanie do bardzo zasłużonej pani profesor. Przed wejściem na drzwiach gabinetu przeczytałem jej imię i nazwisko... ...Czyżby moja szkolna koleżanka? Wszedłem, spojrzałem i natychmiast ogarnęło mnie uczucie zawodu. Nie, to niemożliwe... Za biurkiem siedziała staruszeczka, na oko – stuletnia. Ale na wszelki wypadek postanowiłem spytać.
- Przepraszam panią profesor, ale czy pani przypadkiem nie mieszkała kiedyś w Gdyni?
- Mieszkałam.
- Czy chodziła pani może do „dwójki” na Leśnej, wtedy to była Daszyńskiego?
- Chodziłam.
- Matura w pięćdziesiątym trzecim !?
- Tak!
- No to, kochana, chodziłaś do mojej klasy!
Przyjrzała mnie się uważnie.
- Tak? A czego pan uczył?
Wyszedłem załamany.”

I jeszcze dla śmiechu: MANIA LUBI DANIA, A DRUGA JEJ MANIA TO DANIA.

Friday, 10 March 2017

Marguerite DURAS - "O wpół do jedenastej wieczór, latem"

Marguerite DURAS - "O wpół do jedenastej wieczór, latem"

Wspomnień czar. Zachwycałem się tą 123. stronicową książką równo 55 lat temu, jakoś tak po Sagan "Witaj smutku", a dzisiaj przez przypadek, trafiłem na nią w internecie na:
https://docs.google.com/viewerng/viewer?url=http://stream.freedisc.pl/pdf/6302449

Zacznijmy od autorki. Wg http://portalwiedzy.onet.pl/75390,,,,duras_marguerite,haslo.html:
"...Duras Marguerite, właściwie Marguerite Donnadieu (1914 – 1996), francuska pisarka, dramaturg, scenarzystka filmowa reżyser. Urodziła sie w Indochinach, co miało wpływ na jej twórczość. Początkowo ulegała wpływom włoskiego neorealizmu, w późniejszym okresie wybitna twórczyni tzw. Nowej powieści (nouveau roman. Rozgłos zyskała dzięki powieści autobiograficznej 'Kochanek'..."

Dla mnie to autorka omawianej oraz scenariusza do filmu Resnais "Hiroszima, moja miłość".

Zazdrosny mąż zabił dziewiętnastoletnią żonę i jej kochanka. Poszukują go. Maria pije, a jej mąż Piotr...
"....Ręka Piotra błądzi po ciele tamtej kobiety, wszędzie. Druga przyciska ją do piersi. Stało się. Na zawsze.
Jest wpół do jedenastej wieczorem. Lato..."

A dalej? Tylko 52 strony na e-booka, więc nie wypada Państwu psuć lektury. Proszę nacisnąć podany adres i po godzinnej lekturze będziecie Państwo tak samo ukontentowani jak ja. Pewne 7 gwiazdek.

Wednesday, 8 March 2017

Stanisław GROCHOWIAK - "Trismus"

Stanisław GROCHOWIAK - "Trismus"

Stanisław Grochowiak (1934 – 1976), niesłusznie porzucony wybitny poeta i prozaik, za nie poddanie się koniunkturalnym zmianom. Standardem było "przejrzenie na oczy", że komunizm i PRL są be, a Grochowiak na konformizm nie poszedł. Znajduję opracowanie z marca 2002, Bartłomieja Szleszyńskiego na: http://culture.pl/pl/tworca/stanislaw-grochowiak, a w nim:

"...Po roku 1968 Grochowiak stał się obiektem ataków pokolenia "Nowej fali". Młodzi twórcy krytykowali czołowego poetę poprzedniego pokolenia zarówno za poetykę jego twórczości, która nie odpowiadała hasłom "mówienia wprost" ani "podejrzanego języka", jak i za postawę społeczną. Nie podobało im się, że Grochowiak nie odcina się zdecydowania od poczynań władz, ani to, iż często pojawia się w oficjalnych mediach...."

Był wielkim poetą, całowanym (dosłowne) po rękach przez początkujących wierszokletów, którzy zwracali się doń per "Mistrzu". Odbiór poezji uważam za sprawę intymną, subiektywną i osobistą, przechodzę więc do prozy. Oprócz omawianej powieści gorąco polecam dramaty, zwlaszcza "Chłopców" i "Lęki poranne". Ten ostatni dramat, napisany przez dogłębnego praktyka, polecam szczególnie entuzjastom Pilcha, by zrewidywali swoje uczucia. Podaję ich notowania na LC:
"Chłopcy" - czytelników: 25; opinie: 2; ocena: 7,29
"Lęki poranne" - czytelników: 26; opinie 1 - moja; ocena; 8,8
"Szachy" i "Partita na instrument drewniany" - brak

Na LC znajduję jego 40 samodzielnych pozycji, które dostały razem 13 opinii. (Bez 'Trismusa', bo ten jest wyjątkowy: czytelników: 243; opinie 13; ocena 7,14).
To opowiadanie to...(Wikipedia)...:
"......próba spojrzenia na czas wojny z perspektywy wroga, Niemca. Książka to opowieść o zarządcy obozu, którego młoda żona, początkowo zachwycona silnym charakterem głównego bohatera, stopniowo traci wiarę w słuszność ideologii nazistowskiej i zasadność istnienia obozu..."

Zaledwie 180 stron; proszę spróbować. Zapewniam, że Grochowiak dobrym pisarzem był i że warto jego utwory poznać, a poetą jeszcze lepszym, mimo, że niesłusznie zapomnianym.

Tuesday, 7 March 2017

Stanisław Ignacy Witkiewicz - "622 upadki Bunga czyli demoniczna kobieta"

Stanisław Ignacy WITKIEWICZ - "622 upadki Bunga czyli demoniczna kobieta"

Młodzieńcza, genialna, mroczna, autobiograficzna opowieść Witkacego, nie tylko o la femme fatale, lecz i wpływie na otoczenie demiurga, erotomana Bronisława Malinowskiego, który kosił wszystko, co pod ręką, w tym też samego autora. Przypomnę od razu, że już jako sławny etnolog, autor bestsellera wszech czasów, pt "Życie seksualne dzikich" wziął Witkacego w jedną ze swoich podróży na krawędzie cywilizacji, do Nowej Gwinei.

Proszę Państwa, książka jest trudna, a wiele postaci zbudowano na bazie sławnych indywidualności. Aby ułatwić Państwu lekturę podaję za Wikipedią:
„..Według podanego przez Micińską Klucza, pierwowzorów postaci z '622 upadków...' szukać należy w następujących osobach: Bungo – alter ego autora, Akne Montecalfi - Irena Solska, baron Brummel - Leon Chwistek, Dolores – Emilia Anna Chwistek, siostra Leona, książę Nevermore - Bronisław Malinowski, Mag Childeryk - Tadeusz Miciński,... ...Dolfi Montecalfi - mąż Ireny Solskiej, Ludwik Solski. Stanisław Ignacy Zdyb - Stanisław Zdyb, Stanisław Ignacy Witkiewicz...”

Proponuję Państwu przeczytać moją pisaninę, następnie książkę, a na końcu „Wstęp” Anny Micińskiej, bo jest perfekcyjny, lecz dość długi (s. 5 – 46). To jej zawdzięczamy możliwość tej lektury i dlatego poświęcam jej poniższe uwagi, opracowane na podstawie Wikipedii i moich notatek::

Anna Micińska (1939 – 2001), córka Bolesława Micińskiego (1911 – 1943) i Haliny z Krauzów (1915 – 1998), późniejszej żony zakopiańskiego rzeźbiarza Antoniego Kenara (1906 – 59), ukończyła filologię polską na UJ (praca magisterska o właśnie tej, omawianej powieści pod opieką Kazimierza Wyki). Po studiach pracowała w zakopiańskim Muzeum Tatrzańskim, gdzie porządkowała spuściznę po Witkacym... ..Całe swe życie naukowe Anna Micińska poświęciła osobie Stanisława Ignacego Witkiewicza... ...Przygotowała pierwodruki dzieł niewydanych za życia pisarza: powieści '622 upadki Bunga czyli Demoniczna kobieta' (1972) i eseju 'Niemyte dusze' (1975); wydała go wraz ze wznowioną książką eseistyczną Witkiewicza 'Narkotyki'. Wydała, z Bożeną Danek – Wojnowską 'Listy do syna' Stanisława Witkiewicza (ojca) (1969). Z jej inicjatywy zaczęła ukazywać się edycja krytyczna -'Dzieła zebrane' Witkacego (od 1992, w PIW-ie). Przygotowała dla niej m.in. opracowane edytorsko powieści 'Pożegnanie jesieni' (1992) oraz 'Jedyne wyjście' (1993);...
...Osobne znaczenie miały opracowane przez nią albumy: "wistość tych rzeczy jest nie z świata tego". Stanisława Ignacego Witkiewicza wiersze i rysunki (1977; po raz pierwszy reprodukowane rysunki artysty, wraz z pierwodrukiem jego wierszy; praca wykonana z siostrą przyrodnią Urszulą Kenar) i Witkacy. Życie i twórczość (1990; szczegółowe kalendarium życia, liczne fotografie przedstawiające Witkacego, reprodukcje jego prac)....

Przypominam teraz pierwowzory postaci powieści:
Irena Solska (1877 – 1958), aktorka Teatru Małego w Krakowie, żona Ludwika Solskiego oraz Ottona Grossera, la femme fatale, starsza od Witkacego o lat osiem;
Ludwik Solski, wł. Sosnowski (1855 – 1954), długowieczny aktor i reżyser, mąż Ireny;
Otton Grosser (1883 – 1943), drugi mąż Iren, pracownik Kolei Państwowych;
Leon Chwistek (1884 – 1944), malarz, filozof, matematyk, teoretyk formizmu, współtwórca najsławniejszego sporu intelektualnego z Karolem Irzykowskim (1873 – 1944), autorem „Pałuby”, szachistą, mąż Olgi Steinhaus (1892 - 1962), siostry geniusza matematyki Hugona Steinhausa (1887 – 1972), którego córka Lidia wyszła za Jana Kotta, ofiara Stalina, któremu idiotycznie zaufał;
Emilia Anna Chwistek, siostra Leona;
Bronisław Malinowski (1884 – 1942), późniejszy sławny antropolog i etnolog, teraz - demiurg i erotoman;
Tadeusz Miciński (1873 – 1918), poeta Młodej Polski;
Stanisław Ignacy Zdyb (1884 – 1954) - taternik;
Stanisław Ignacy Witkiewicz (1851 – 1915), ojciec Witkacego, malarz, architekt, pisarz i teoretyk sztuki, twórca i popularyzator stylu zakopiańskiego.
Mam nadzieję, że powyższe dane pomogą Państwu w tej znakomitej lekturze, po której resztę znajdziecie we wstępie Micińskiej, a ja tylko zwracam Państwa uwagę na powieściowe nazwisko Malinowskiego - Nevermore („nigdy więcej”), świadczące o dołku psychicznym Witkacego, po opisanym incydencie homoseksualnym.
Cudowna zabawa! Polecam!

Monday, 6 March 2017

Witold GOMBROWICZ - "Dziennik (1957 - 1961)

Witold GOMBROWICZ - "Dziennik (1957 – 1961)"

W 1957 roku Gombrowicz (1904 – 1969) przebywa dalej w Argentynie, a na temat okresu omawianego w tym tomie "Dziennika", z Wikipedii wiem:
"...W 1950 r. nawiązał korespondencję z Jerzym Giedroyciem i od 1951 r. publikował w paryskiej „Kulturze", tam w 1953 r. rozpoczął druk fragmentów 'Dziennika'. W tym samym roku Instytut Literacki w Paryżu wydał powieść 'Trans-Atlantyk' i dramat 'Ślub' (w jednym tomie, jako 1. tom „Biblioteki Kultury”). Powieść ta w kontrowersyjny sposób podejmowała problem tożsamości narodowej Polaków na emigracji, przedstawiając jej karykaturalny wizerunek. Po 'Pażdzierniku 1956' cztery książki Gombrowicza ukazały się w kraju, a ich autor zyskał duży rozgłos; po roku 1958 władze nie zezwalały już na druk następnych książek. Gombrowicz zyskał natomiast w latach 60. sławę światową, uwieńczoną tłumaczeniami dzieł, także kolejnych powieści:'Pornografii' i 'Kosmosu', oraz realizacjami teatralnymi jego dramatów, szczególnie we Francji, Niemczech i Szwecji...."

Dziennik lat 1957 - 1961 został wydany w formie książkowej w Instytucie Literackim w Paryżu, w 1962 roku i niniejszą recenzję piszę z tym wydaniem w ręku.
Zaczyna się od dywagacji autora na temat „Ferdydurke”, w związku z sensacją, jakie wzbudziło jej wydanie w Kraju. Gombrowicz zarzuca czytelnikom pominięcie „degradacji człowieka przez formę”. Pisze on (s. 10):
„...Oni mówią - i słusznie - że w Ferdydurce' człowiek jest stwarzany przez ludzi. Ale rozumieją to przede wszystkim jako uzależnienie człowieka od grupy społecznej, która narzuca mu obyczaj, konwenans, styl.. ...A degradacja?.. ..Skupili się na.. ..problemie deformacji - zapomnieli, że 'Ferdydurke' jest także książką o niedojrzałości... ..jest obrazem walki o własną dojrzałość kogoś zakochanego w swej niedojrzałości...”

Ostatnie zdanie dobitnie wskazuje, że najtrafniejszym recenzentem dzieł Gombrowicza jest sam Gombrowicz. Powstaje w związku z tym dylemat czy czytać jego utwory bez znajomości 'Dziennika', czy też odwrotnie czytać „Dziennik' bez znajomości utworów? Wyjście jest jedno, bez względu od czego się zacznie trzeba i tak wielokrotnie wracać do obu. Nie można docenić arcydzieł po pierwszym, z natury rzeczy powierzchownym, kontakcie.

Gombrowicz przypomina też studium o „Ferdydurce” Bruna Schulza, drukowane w przedwojennym 'Skamandrze'.

Lektura 'Dziennika' jest pasjonująca a próby recenzji skazane na niepowodzenie, przede wszystkim, ze względu na przeogromny ładunek interpretacyjny. Lapidarnie ujmując z 'Dziennika' dowiaduję się, co Gombrowicz chciał mnie w danym utworze powiedzieć. Sam bym tyle nie odkrył. I dlatego 'Dziennik' jest kluczem do zrozumienia jego twórczości.

'Dziennik' jest również środkiem szokowania czytelników swoimi poglądami. I tu trzeba gorzką pigułkę przełknąć: to nie jest osobisty memuar, lecz przemyślana forma autoprezentacji Wielkiego Megalomana, który non-stop prowokuje czytelnika, by ten go uznał i zapamiętał. Ja mu tę słabostkę dawno wybaczyłem, bo jest faktycznie Wielki, lecz znajdzie się wielu, którzy ujrzą przede wszystkim - Błazna.

W moim przekonaniu Wielka Trójca (Gombrowicz, Schulz, Witkacy) to akme polskiej literatury i nie spodziewam się istotnych zagrożeń dla ich prymatu. Oczywiście 10 gwiazdek.



Sunday, 5 March 2017

Truman CAPOTE - "Inne glosy, inne ściany"

Truman CAPOTE - "Inne głosy, inne ściany"

Truman Capote (1924 -84) - wyjątkowo wrażliwy i subtelny pisarz, na co miał niewątpliwie wpływ jego homoseksualizm, jak i w pewnym sensie alkoholizm. "W pewnym sensie" - bo to feedback raczej: jego nadwrażliwość przyczyniła się do alkoholizmu. Wikipedia:

".....Debiutował jako nowelista zbiorem 'Zatrzaśnij ostatnie drzwi' (1943, 'Shut the Final Door'), po którym wydał kilka jeszcze tomów opowiadań wyróżniających się subtelnością psychologicznego rysunku postaci, ulotnością nastroju i wdziękiem stylistycznym, ale uznaną pozycję literacką zdobył dzięki dwóm powieściom – /Inne głosy, inne ściany' (1948, 'Other Voices, Other Rooms'), zawierające wyraźne pierwiastki autobiograficzne opowieści o dojrzewaniu uczuciowym młodego chłopca, i 'Harfa traw' (1951, 'The Grass Harp'), której bohaterowie uciekają w dzieciństwo, chroniąc się w ten sposób przed okrucieństwem „normalnego” życia, i rezydują gromadnie w rozrosłym drzewie.
Podobne przesłania zawiera opowiadanie 'Śniadanie u Tiffany'ego' (1958, 'Breakfast at Tiffany's'), portretujące młodą dziewczynę, która nie chce stabilizacji i nawet na wizytówce umieszcza informację, że znajduje się permanentnie „w podróży”...."

Akurat z ostatnim zdaniem cytatu nie zgadzam się, ale to kiedy indziej. Piszę te słowa prawie 60 lat po lekturze, bo „wczesny” Capote zasługuje na wyjątkowe uznanie, szczególnie obecnie, gdy pisarze amerykańscy (zarówno północno-, jak i południowo- ) prześcigają się w obsceniczności, pornografii i zwykłym chamstwie.
Ponadto współczesny czytelnik jeśli w ogóle zna wczesną twórczość Capote, to patrzy na nią przez pryzmat „Z zimną krwią” oraz filmu z Audrey Hepburn, a ja proponuję lekturę „chronologicznie rozwijającej się wrażliwości”: omawiana, „Harfa traw”. „Śniadanie...”
Zapewniam, że lektura jest na tyle „czuła”, by wywołać w każdym intymne przemyślenia. Zapraszam gorąco do wszystkich trzech pozycji.

Truman CAPOTE - "Harfa traw"

Truman CAPOTE - "Harfa traw"

Wskutek niedopatrzenia, brak mojego głosu na temat twórczości Trumana Capote, staram się zrekompensować obecnie, pisząc krótkie notki o książkach, którymi fascynowałem się 60 lat temu.
Po "Innych głosach, innych ścianach", uległem urokowi "Harfy traw", o której trafnie pisze na LC "Ula_Pełen zlew", której recenzję polecam. Pozwalam sobie zacytować jej fragment:

".....kiedy w „Harfie traw” Capote „domy wieszczą nocą katastrofę nagłą bezlitosną jasnością” wiem już na pewno, że to jest jedna z tych książek, których nie wolno zbyć obojętnością.
A przecież to opowieść, której można przy pierwszym spotkaniu zarzucić naiwność… Bo kto słyszał, żeby dobrotliwa, dobrze sytuowana stara panna wraz z nastoletnim siostrzeńcem sierotą oraz służącą - bezzębną Murzynką twierdzącą zawzięcie, że jest Indianką - wyprowadzała się w środku nocy do zagubionego w Lesie Nadrzecznym domku na drzewie?..."

Aby mój zachwyt był jasny, podaję, że w tym samym czasie święcił największe triumfy "Buszujący w zbożu", a ja często wynajmowałem fiakra, by poczuć świat, w którym "zaczarowana dorożka, zaczarowany dorożkarz, zaczarowany koń..".....

Magiczny, zmysłowy świat przedstawiony w tych trzech książkach ("Inne głosy...", "Harfa traw". "Śniadanie u Tiffany'ego") świadczy o zasadniczych zmianach mentalności autora "Z zimną krwią". Ja uwielbiam tego pierwszego!

Truman CAPOTE - "Śniadanie u Tiffany'ego"

Truman CAPOTE - "Śniadanie u Tiffany'ego"

Po "Gubernatorze" Warrena, odkryłem również brak moich recenzji (poza jednym wyjątkiem) twórczości Trumana Capote. To, też lektura sprzed ponad pół wieku i też wtedy była "kultowa". Tym bardziej, że my, zza "żelaznej kurtyny" zazdrościliśmy bohaterce - Holly Golightly, że może wystawy takich sklepów oglądać.

Czytając Państwa recenzje, odnotowuję, kompletnie inne od moich, okoliczności poznawania twórczości tego autora. Współczesny czytelnik zna książkę (jak i film, na jej podstawie nakręcony) pt „Z zimną krwią” i Audrey Hepburn w roli Holly w filmie zrealizowanym na podstawie omawianej książki.

My poznawaliśmy autora w innej kolejności: najpierw zbiór opowiadań „Inne głosy, inne ściany”, następnie przecudowna „Harfa traw” i wreszcie „Śniadanie u Tiffany'ego”. I koniec! Filmu z Audrey nie widziałem, a o wiele późniejsze „Z zimną krwią” - to już inny Capote, nie mający nic wspólnego z tym, którego kochaliśmy.

Co pamiętam po ponad 50 latach? Subtelną opowieść o pięknych marzeniach i konfrontacji ich z brutalnym życiem oraz opiekuńczą niespełnioną miłość Freda, a wszystko na 80 stronach.

Niech najlepszym świadectwem uroku tej książki będzie moja pamięć. Takich książek nie zapomina się!!

Robert WARREN - "Gubernator"

Robert WARREN - "Gubernator"

W trakcie rozmowy z "Jonaszem" z LC o brudach aktualnej polskiej sceny politycznej, wspomniałem o tej książce, jako o katechizmie odwiecznych świństw czynionych w walce politycznej i ze zdziwieniem zauważyłem brak mojej opinii na LC.
Więc ad hoc naprawiam to niedopatrzenie: Robert Penn Warren (1905 – 1989) dostał za nią Pulitzera w 1947 a polski czytelnik jej pełną wartość ma okazję w pełni docenić dzisiaj, per analogiam do obecnej sytuacji w Kraju.
Cynizm, bezwzględność i grzebanie w przeszłości, bo zawsze ktoś ukradł ołówek w przedszkolu albo miał dziadka w Wermachcie.
Gorąco polecam.
Wszystko okaże się jasne, gdy podam, że tytuł oryginału to „All the King's Men” i że książkę zekranizowano w 2006 pod tytułem oryginału (polski tytuł: „Wszyscy ludzie króla”) z Sean Pennem.
A, że pisane „nagle” to dodam (Wikipedia):
„It is rated as the 36th greatest novel of the 20th century by Modern Library and was it chosen as one of „Time” magazine's 100 best novels since 1923".

Friday, 3 March 2017

Lynne OLSON Stanley CLOUD - "Sprawa Honoru" Dywizjon 303 Kościuszkowski

Lynne OLSON, Stanley CLOUD - "Sprawa Honoru" Dywizjon 303 Kościuszkowski

Książka ma na LC rewelacyjne wyniki: 8,16 (653 ocen i 65 opinii), toteż nie zamierzam walczyć z powszechną opinią, a jedynie dorzucić swoje trzy grosze.
Wychowałem się na książce Fiedlera "Dywizjon 303", którą gorąco polecam, tym bardziej, że jest dostępna za darmo na:
http://gimswinice.szkoly.lodz.pl/pdf/dywizjon_303.pdf

Niech słowa Marka Fiedlera, syna pisarza, dostępne na:
http://www.fiedler.pl/sub,pl,dywizjon-303.html
powiążą obie książki:

"Lynne Olson i Stanley Cloud to wspaniali amerykańscy autorzy bardzo ważnej dla nas książki SPRAWA HONORU. Miałem przyjemność poznać ich w listopadzie 2004 roku., gdy przebywali w Polsce, promując swą pracę. SPRAWA HONORU jest niezmiernie ciekawą opowieścią o losach pięciu myśliwców Dywizjonu 303, o ich niesamowitych dokonaniach w Bitwie o Anglię, i o tym, jak haniebnie zawiedli ich zachodni sojusznicy.
Książka zaczyna się od opisu Parady Zwycięstwa w 1946 roku w Londynie. Dumnie defilują Brytyjczycy i Amerykanie, Australijczycy, Kanadyjczycy, Czesi, a także Marokańczycy, artylerzyści z Brazylii, nawet żołnierze z Fidżi. Tylko nie ma Polaków. Bo władze brytyjskie nie zaprosiły ich, by nie urazić Stalina. W tłumie widzów stoi as Dywizjonu 303 Witold Urbanowicz, jeden z tych lotników, którzy ocalili Anglię. W pewnej chwili Urbanowicz odwrócił się, chcąc odejść. Stojąca obok starsza dama spojrzała na niego zdziwiona i spytała: „Dlaczego płaczesz, młody człowieku"?
SPRAWĘ HONORU polecam wszystkim - tę książkę trzeba przeczytać !"

I O TYM NIE WOLNO ZAPOMNIEĆ!! Bo zakazu udziału POLSKICH BOHATERÓW w defiladzie zwycięstwa nie zrekompensuje żadna książka. Entuzjaści Enigmy znają (chyba) pomijanie lub pomniejszanie zasług polskich matematyków na Zachodzie, a z lotnikami jest podobnie.

Szczególnie obecnie w 2017 roku, temat jest gorący, wskutek kontrowersji związanych z realizacją filmu o tym Dywizjonie.
Książka jest cenna i to nie podlega dyskusji, a jedyne co ją psuje to "politykierstwo", bo Dywizjon 303 nie był tematem w PRL zakazanym, o czym świadczy kilkanaście wydań książki Fiedlera i wciągnięcie jej na listę lektur szkolnych, bo pogarda "londyńczyków" dla lotników, którzy wrócili do kraju jest przedstawiona tendencyjnie, jednostronnie, bo opisy przemian w Polsce ostatniego półwiecza w są niepotrzebne i subiektywne.

Tak jak po historii Enigmy, tak jak po książce Fiedlera, tak i po tej lekturze, smutno mnie, że jakże często pozostajemy niedowartościowani, a przyczyn poszukajcie Państwo sami