Tuesday 6 March 2018

Ryszard KAPUŚCIŃSKI - "Busz po polsku"

Ryszard KAPUŚCIŃSKI - "Busz po polsku"


Ryszard Kapuściński (1932 – 2007) - "cesarz reportażu", a wśród moich 1729 recenzji na LC nie znajdziecie Państwo ani jednej dotyczącej jego książek. Czas robi swoje i wydaje mnie się, że jestem dzisiaj w stanie ten wewnętrzny zakaz złamać, a Państwu jego podłoże przedstawić.

Kierując się poglądami Giedroycia oddzielam dzieło od jego autora, bo bez tego nie miałbym kogo recenzować, przeto ewentualne powiązania Kapuścińskiego z dygnitarzami i służbami specjalnymi, umożliwiającymi mu np. swobodne poruszanie się po ZSRR, nie miały wpływu na mój wewnętrzny zakaz. Co więc było przyczyną, skoro czytałem go „nałogowo” i podziwiałem jego talent ? Najlepiej wyjaśni to fragment z Wikipedii na stronie książki Domosławskiego:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Kapu%C5%9Bci%C5%84ski_non-fiction

„...Domosławski zarzuca Kapuścińskiemu liczne nieścisłości, błędy merytoryczne i luźne traktowanie faktografii w wielu spośród jego najważniejszych prac... ....Co więcej, w wielu przypadkach uważa takie działania za celowe i służące m.in. większemu dramatyzmowi tekstu czy jego zgodności z pewnymi tezami pisarza. Biograf dużo miejsca poświęca rozważaniom na temat granic oddzielających reportaż literacki, będący mimo zastosowanych środków pisarskich częścią literatury faktu, i literaturę piękną. W tym kontekście przytacza różne opinie na temat twórczości Kapuścińskiego. Niemal wszyscy wypowiadający się cenią jego pisarstwo bardzo wysoko, lecz część z nich zarzuca Kapuścińskiemu, iż promując swoje dzieła jako reportaże, a nie chociażby powieści, nadużywał zaufania czytelników, gdyż stopień twórczego przetworzenia zdarzeń był zbyt wielki.... ....Kapuściński ubarwiał i dramatyzował część swoich przygód, opisanych... ...Wedle biografa takie zabiegi stanowiły część autokreacji Kapuścińskiego...."

Kto zajrzy pod podany adres, przekona się, że ograniczyłem tekst do samej istoty sprawy, którą jest wątpliwy sens czytania książek w których nie wiadomo, co jest faktem, a co nie. Po każdej lekturze coś w nas zostaje, a po pewnym czasie, ze względu na naszą zawodną pamięć, nie jesteśmy w stanie powiedzieć, czy to "coś" jest prawdą czy też nie. Niech za przyklad posluży saga Druona, gdzie recenzując "Królów przeklętych II" nawiązywałem do Kapuścinskiego:

"......Problem wyjaśnię Państwu krótko posilając się Kapuścińskim. Umieściłem na LC 859 swoich recenzji, a wśród nich zabrakło Kapuścińskiego. Jeśli Państwo nie zauważyliście braku moich opinii na temat jego książek, to teraz to Wam uświadamiam. Czy ja nie czytam Kapuścińskiego ? Czytam, prawie wszystkie jego książki przeczytałem. Czy lubię je czytać? Bardzo, zawsze lubiłem bajki. To dlaczego ich nie opiniuje ? Bo nie chcę narażać się licznym jego wielbicielom i krzyczeć pierwszy "Król jest nagi". Czytałem jego książki jako wiarogodne reportaże, jako rzetelne źródło wiedzy, a wyszło na jaw, że "pisarza ponosiła fantazja" i w efekcie nie wiadomo, co jest prawdą, a co "fantazją", którą ja nazywam kłamstwem. W każdym razie Kapuściński przestał być źródłem solidnych informacji. To znaczy, że reportaże stały się opowieściami „fantasy”.
Tak samo, albo gorzej jest z cyklem "Królowie przeklęci". Zacząłem go czytać jako literaturę historyczną, w dodatku dotyczącą wydarzeń, o których nie mam pojęcia. Z przejęciem studiowałem pierwszy tom i wynotowywałem koligacje i pokrewieństwa. I wszystko bezsensowne, bo pan Druon pisze nową historię, nie mającą pokrycia w faktach, a w dodatku wskrzesza nieboszczyków. Wystarczy jeden przekonujący dowód, że to fikcja, a jest nim zbrodnicza działalność jednego z głównych bohaterów książki, Wilhelma de Nogaret w 1314 roku, podczas gdy biedaczek zszedł z tego świata 11 kwietnia 1313 roku ! Tak więc prawie rok przed spaleniem Jacquesa de Molay (18 marzec 1314 !!). Oskarżanie nieboszczyka o niecne działania jest wyjątkowo wredne!!..."

Dlatego też zaczynam od jego debiutu z 1962 roku, zweryfikowanego przez czas. Warto zaznaczyć, że po okresie niełaski po "Po Prostu", Kapuściński w tymże 1962 został korespondentem PAP w Afryce, Ameryce Łacińskiej i Azji.

17 reportaży z Polski, 132 strony, a do powiedzenia dużo, więc będzie po bałaganiarsku, narastająco w trakcie lektury, a potem zobaczymy czy coś ciekawego z tego wyszło.

Nieraz słusznie mówiono, że jego reportaże to gotowe scenariusze filmowe, no i mamy scenę już na stronie 7: Wojna. Nalot. Sparaliżowany dziadek na furmance. Wszyscy uciekają:

„..Na opustoszałej, wymarłej drodze zostaje tylko furmanka, na której leży mój dziadek. Dziadek widzi lecące na niego samoloty... ….Kiedy samoloty znikają, wracamy do furmanki i matka wyciera dziadkowi spoconą twarz Czasem naloty powtarzają się kilka razy dziennie. Po każdym nalocie z.. ...twarzy dziadka ścieka pot...”

Pocąca się twarz dziadka to maestria, to dymiący piecyk Gałczyńskiego !! Ten był wspomnieniowy, zresztą późniejszy, dodany do pierwszego wydania, bo w całości przeważają reportaże z „terenu”, z zapyziałej, biednej „Polski B”. No i jak się nie śmiać, gdy w zapadłej dziurze (s. 30):

„....Leżał.. tor... ..Ten tor nigdy nie był czynny. Chłopi torem szli - milicja mandat wzięła. To chłopów żgnęło. Piechotą, a jeszcze płacić....”

Teatr absurdu. Dalej ta sama zabita dziura (s. 30) :
„..Do bitej szosy było kilometrów 25. Do kolei 20...”
..a teraz:
„...trzech synów mam w Warszawie na studiach. Jeden na politechnice jeden na prawie i trzeci na ekonomicznej..”
Taki zły ten PRL był... Ciężkie życie flisaka Jaworskiego, chłopa Piątka gospodarującego na polach pod Grunwaldem, zabawa taneczna w Pratkach, zaniedbany PGR na Wydmie z rozbitkami życiowymi, niczym u Hłaski w „Bazie ludzi umarłych” itd. itp. to realizm prowincjonalny w odróżnieniu od peryferyjnego Nowakowskiego, choć oba łączy sympatia, empatia i elementy groteski.

Są również reportaże z Warszawy, jak o waleciarzach, choć za moich czasów wyszli z mody na korzyść waletów, o dyskobolu Piątkowskim i inne, ale na szczególną uwagę zasługują „Danka” (s. 89) i „Sztywny” (s. 104)

„Danka” dedykowana jest Andrzejowi Berkowiczowi (1932 – 1994) dziennikarzowi pochodzenia żydowskiego, zmuszonego do wyjazdu w 1968, przyjacielowi autora, jak i J. Urbana. A reportaż ? O polskim kołtunie, plica polonica, nienawistnym, nietolerancyjnym, który nawet proboszcza nie posłucha. Nader aktualne !

„Sztywny” - to egzystencjalna refleksja w trakcie piętnastokilometrowego marszu z nieboszczykiem w trumnie, na plecach.

Zbiór kończy reportaż z Ghany przedstawiający groteskowo różne światy kulturowe/

Reasumując, po 50 latach z zainteresowaniem przeczytałem i uważam, że te perełki reportażu nic nie straciły na atrakcyjności, a nawet zyskały jako świadectwo tamtych czasów. 10/10

PS Odkryłem wyśmienitą analizę "Buszu po polsku" w zbiorze "Życie jest z przenikania" Bogusława Wróblewskiego, autorstwa Magdaleny Horodeckiej (s.81-100)



No comments:

Post a Comment