Thursday, 27 February 2014

Adam MICHNIK - "WŚRÓD MĄDRYCH LUDZI"

Adam MICHNIK - “WŚRÓD MĄDRYCH LUDZI”
Dzieła Wybrane t.VII

Jak tytuł sugeruje dominują rozmowy, a rozmówców redaktorzy ustawili alfabetycznie /do połowy książki/, mamy więc tematyczny rozgardiasz, który poniekąd uatrakcyjnia lekturę, lecz utrudnia całościową ocenę. Dla mnie, to przede wszystkim kopalnia „złotych myśli” rozmówcow, ciekawostek z ich życia i anegdot, z której wydobywałem cenne skarby i umieszczałem je w swoich wypracowaniach. Nie lubię się powtarzać i dlatego ograniczę się do cytatów przeze mnie jeszcze niewykorzystanych; jeszcze - bo ich atrakcyjność na pewno skłoni mnie do ich użycia.

Zacznę od propagatorki pojęcia totalitaryzmu Hannah ARENDT, za ktorą nie przepadam /gdyż uważam totalitaryzm za propagandowy slogan mccarthysmu/, lecz cenię za trafne wypowiedzi. Wg niej:

„Rewolucja - rozpoczynana przez prawych i rozumnych – pożera własne dzieci, wynosząc do władzy fanatyków lub ludzi nędznych i skorumpowanych, a miast wolności przynosi terror i zniewolenie”.

Muszę teraz przytoczyć anegdotę, którą Michnik kończy rozdzial o Arendt:

„10 sierpnia 1945 r. amerykańska pisarka Mary McCarthy, rozważając problem Raskolnikowa ze „Zbrodni i kary”, pytała w liście do Hannah Arendt: „Dlaczego nie miałabym zamordować swojej babki, skoro tego chcę? Daj mi jeden dobry powód”.
Arendt odpowiedziała: „Filozoficzna odpowiedż byłaby odpowiedzią Sokratesa: skoro muszę żyć z samym sobą, skoro jestem jedyną osobą, od której nigdy nie będę w stanie się uwolnić, której towarzystwo muszę znosić do końca życia, nie chcę stać się mordercą. Nie chcę spędzić życia w towarzystwie mordercy”.
Właśnie!!

O wielkim naszym poecie i tlumaczu, Stanisławie BARAŃCZAKU, podaje autor ciekawostkę:

„Jego wiersze stały się inspiracją dla słynnego spektaklu poznańskiego Teatru Ósmego Dnia. Słowa poznańskiego poety stały się głosem pokolenia”.

W rozmowie Michnika z BRODSKIM pada zlowieszcza przepowiednia ISAIAHA BERLINA:

„...w Rosji zapanuje nacjonalizm. To będzie gorsze niż stalinizm..”

oraz jego truizm: „..człowiek to jedyne zwierzę, ktore zabija osobników swego gatunku”.

BRODSKI, który niósł trumnę ACHMATOWEJ, wspomina jej słowa:

„DOSTOJEWSKI nie znal całej prawdy. Uważał, że jeżeli zarąbałeś staruchę lichwiarkę, to potem do końca życia będą cię gryzły wyrzuty sumienia, potem przyznasz się i pójdziesz na Sybir. A my wiemy, że można rano rozstrzelać 10-15 ludzi, a wieczorem wrócić do domu i zwymyślać żone za jej brzydką fryzurę”.

Na literę „B” mam jeszcze Brychta i Bieruta, a potem jeszcze pozostale 22 litery alfabetu. I znajdziemy się w połowie książki. Wniosek jeden: jeśli kogoś zachęciłem do lektury, to mnie chwała; a jeśli nie - to i dalsze moje pisanie go nie zachęci.

Kończąc opinię ostatniego tomu „Dzieł Wybranych” chcę podkreślić zawarty w nich potencjał intelektualny, nieporównywalny z niczym, i dlatego zaniechanie tej lektury przynosi stratę tylko nieczytającemu.


Wednesday, 26 February 2014

Adam MICHNIK - "DWIE DEKADY WOLNOŚCI"

Adam MICHNIK - "Dwie dekady wolności" Dzieła tom VI

Tradycyjnie przypominam o wprowadzeniu do "Dzieł" w recenzji pierwszego tomu.
W tomie VI poznajemy rzeczywistość z punktu widzenia Litwinów, Łotyszy, Estończyków, Słowaków, Czechów, Chorwatów, Serbów, Rumunów, Bułgarów, Rosjan, Ukraińców, Białorusinów, Żydów oraz Dalajlamy. A, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, to mamy wielobarwny wachlarz poglądów czy, jak kto woli, wielce zróżnicowany krajobraz Europy po bitwie, czyli po upadku ZSRR. Ponadto dwa eseje, których streścić nie sposób.

Pierwszy pt „Zła przeszłość i psy gończe, czyli odpieprzcie się od Wałęsy”, w którym Michnik zadaje retoryczne pytanie (s. 637):
„Co powoduje, że ludzie, którzy wynieśli pod niebiosa Lecha Wałęsę... ..poniewierają teraz swoim idolem ?”.
......i wyraża pogląd, że nazywanie Wałęsy agentem SB jest....
„....tyle warte, co nazywanie Józefa Piłsudskiego organizatorem napadów rabunkowych i złodziejem cudzych pieniędzy”.
Analizę tego stanu rzeczy wspiera wypowiedzią Leszka Kołakowskiego (”Przegląd Polityczny nr 84/2007):
„Słowo 'inkwizytor' jest zbyt podniosłe, by nim określać małych, rozwścieczonych krzykaczy i kłamców, którzy nie mogą znieść tego, że inni ludzie naprawdę walczyli przeciwko PRL-owskiej władzy, naprawdę siedzieli latami po więzieniach albo naprawdę uzbrajali nas siłą polskiego słowa. Kuroń, Wałęsa czy Miłosz muszą być zdrajcami. Ale ich imiona są i będą chwalebnie zapisane w historii naszego kraju. A o niezdarnych kłamcach nikt nie będzie pamiętał za kilka lat..”.

Drugi - to „Posłowie” zatytułowane „Liberalny inteligent i wiatr dziejów. Polemika z Rafałem Kalukinem”, a w nim obszerny cytat o „krainie krzywych luster” z książki ANDERMANA pt „To wszystko”. Więcej nic nie powiem, bo eseje warto samemu przeczytać, a Janusz Anderman to „lektura obowiązkowa”. Dla zachęty początek (s. 650):
„Wszyscy wiedzą, że znaleźliśmy się w krainie krzywych luster, w których nie sposób rozpoznać samego siebie. (…) Przeszłości nie ma, przyszłość nie istnieje; nie sposób jej sobie wyobrazić. Jest teraźniejszość, rozedrgana, galaretowata, rokująca niewiadoma. Już nie jesteśmy tacy, jak w zapomnianych czasach, nie wiadomo, jacy będziemy...”

Co jeszcze Oj, dużo. Wypunktuję podkreślając temat:
1. O listach Macierewicza z 1992 z nazwiskami współpracowników SB (s. 38):
„...Na listach znalazło się m.in. 39 posłów, 11 senatorów, trzech ministrów, a także Prezydent RP Lech Wałęsa...
Antoni Macierewicz twierdzi, że obie listy konsultował z Janem Olszewskim. Jan Olszewski twierdzi, że nic o 'teczce' prezydenta nie wiedział. Jeden z nich kłamie? Który?.....
….Insynuowanie dziś, że to agent komunistycznej policji jest głową państwa, to po prostu działanie na szkodę Polski..”
Od napisania powyższych słów minęły 24 lata, a tępogłowe kreatury z IPN- u, z uporem maniaka, szkodzą Polsce!!!
2. O efektach strajków (s. 43):
„...Strajkujący.. ..robotnicy mieli poczucie, że o czymś przesądzili, że ich głos był niezwykle ważny. Paradoks ich dzisiejszej sytuacji polega na tym, że padli ofiarą procesu, który uruchomili...”
3. O kryzysie zaufania. Panuje w Polsce... (s. 44):
„....fundamentalny kryzys zaufania. Jeżeli znów odradza się stereotyp bogacza – złodzieja, to stąd już krok do bolszewickich pomysłów odbierania 'rozkradzionej' własności...”
4. O stosunku Mazowieckiego do Kościoła. Michnik przypomina... (s. 68):
„....formułę Tadeusza Mazowieckiego, że szanuje Kościół, który jest znakiem sprzeciwu, ale sprzeciwiać się będzie każdej próbie uczynienia z Kościoła znaku przymusu..”.
5. O agresywności niektórych ludzi Kościoła. Po wygłaszanych przez nich pretensjach... (s. 94):
„...można by.. ..wnosić, że mandat do udziału we władzy daje sakrament chrztu, a nie demokratycznie wyrażona wola wyborców..”
6. O religii wciskanej do polityki (s. 104):
„..Postkomunistyczny szowinizm często jest wsparty przez polityczną instrumentalizację religii, Religii, która aspiruje do roli ideologii politycznej... ...Myślących inaczej wyklina jako antychrystów. Przeciwników kryminalizacji aborcji porównuje do zwolenników Holocaustu i Gułagu. Chce ewangelizować poprzez instytucje państwa. Domaga się przywilejów prawnych dla swego Kościoła. Twierdzi, że liberalny porządek i zasada neutralnego państwa oznacza dyskryminację ludzi religijnych. Przestrzega przed związkami z Unią Europejską, w której widzi Babilon, siedlisko grzechu i zepsucia, cywilizację śmierci, królestwo pornografii, aborcji, antykoncepcji i rozwodów”
7. Cytat z Kisiela (s. 107):
„...my, Polacy, wszystko przegrywamy na własne życzenie..”
I Michnik, którego w trakcie sporu... :
„...dopadała.. ..myśl o zmarnowanych polskich szansach – o klęskach, które były rezultatem naszego warcholstwa, nieudolności, braku rozsądku i wyobraźni...”
8. Znowu o szkodliwości oskarżania Lecha Wałęsy, a więc temat nadal aktualny (s. 141):
„...Oskarżenie Lecha Wałęsy wymierzone jest w całą tradycję „Solidarności”, w całą tradycję demokratycznej opozycji. To „Solidarność” z sierpnia 1980 r. staje dziś przed Sądem Lustracyjnym. Dla nędznej gry politykierskiej poniża się i upokarza Polskę w oczach całego świata... Nie można.. ..przystać na publiczne opluwanie człowieka, który stał się dla świata symbolem polskiej wolności..”
9. Przestroga (s. 143):
„Oskarżenie Lecha Wałęsy jest zamachem na polską godność i tożsamość narodową; oskarżenie Aleksandra Kwaśniewskiego jest zamachem na polską demokrację.... ...Zapytają nas kiedyś dzieci: dlaczego milczałeś w obliczu draństwa”
10. O Ameryce (s. 168):
„..Ameryka nie zdominuje świata, w którym są Chiny i Rosja..”
11. „Le Monde” o pogromach w Polsce. W odpowiedzi na wystąpienie Michnika broniącego Polaków „Le Monde” w dniu 18.02.1995 m. in. napisało (s. 189):
„...To w Polsce, i nigdzie poza nią, doszło po wojnie do pogromów, w których mordowani byli Żydzi ocaleni z obozów śmierci. Czy mamy, Adamie Michniku, zapomnieć o Kielcach? Zatrze pamięć o fali antysemityzmu w 1968 roku?”
Fikał i się dofikał, że został najbardziej opluwanym Żydem polskim, o którym gawiedź ino wie, że jego ojciec nazywał się Szechter.

Przejrzałem kilkanaście stron swoich notatek i postanowiłem zrezygnować z denerwowania moich potencjalnych czytelników; przeto ograniczam się do „pięknego” stwierdzenia Czechowa (s. 287):
„Kłamstwo jest jak alkoholizm”
oraz do cytowanego przez Michnika prezydenta HAVLA (s. 598):
„..rozpowszechnił się w życiu publicznym bardzo szczególny rodzaj ANTYKOMUNISTYCZNEGO OPĘTANIA. Tak jakby niektórzy ludzie, którzy przez lata milczeli, chodzili posłusznie na wybory, zajmowali się tylko sobą i bardzo uważali, żeby nie podpaść, nagle poczuli potrzebę odreagowania jakimś mocarnym gestem swego wcześniejszego poniżenia i poczucia czy może podejrzenia, że wcześniej się nie sprawdzili. Dlatego wzięli sobie na cel tych, którzy najmniej im to wypominali - czyli dysydentów. Ciągle bowiem traktowali ich jako żywy WYRZUT SUMIENIA, jako przykład tego, że jeśli ktoś nie chciał, to nie musiał się całkowicie podporządkować..”. /podkr.moje/.
Polecam, oczywiście, całe „Dzieła Wybrane”, lecz ten tom szczególnie, ze względu na tematy wciąż żywe.

Jose SARAMAGO - Ewangelia wg Jezusa Chrystusa

Jose SARAMAGO - “Ewangelia według Jezusa Chrystusa”

Czyżby potwierdzała się reguła, że większość pisarzy jest w stanie napisać TYLKO JEDNĄ DOBRĄ KSIĄŻKĘ ? Bo, w przypadku Saramago, poza genialnym dziełem pt „Baltazar i Blimunda” spotykają mnie same rozczarowania. Gorzej, że ostatnio przeczytane przeze mnie „Miasto ślepców” i „Ewangelia....” to nie są książki słabe, przeciętne, lecz wskroś ZŁE, zbudowane na chorej, błędnej koncepcji. Opiniując pierwszą z nich pisałem: „Tytłanie się w odchodach nie jest ulubionym wątkiem moich lektur”. Ba, ale z drugą - to dopiero mamy kłopot.

SARAMAGO RŻNIE GŁUPA. Czlowiek wykształcony, oczytany UDAJE, że nie słyszał o APOLEGETYCE. A to, panie dzieju, APOLOGIA przystrzyżona na potrzeby wiary chrześcijańskiej.

APOLOGETYKA - NAUKA O OBRONIE ZASAD WIARY CHRZEŚCIJAŃSKIEJ, /Encykopedyczny Słownik Wyrazów Obcych, Aleksandra Brucknera z 1939 r/
- OBRONA, USPRAWIEDLIWIENIE, WYWYŻSZENIE ZASAD, PRZEKONAŃ, zwł. DOGMATÓW WIARY CHRZEŚCIJAŃSKIEJ /Kopaliński/

Przez prawie 2000 lat MĄDRZY tego świata uprawiali APOLEGETYKĘ, by opracować spójną doktrynę RELIGII, dającej ludowi WIARĘ, NADZIEJĘ i BOŻĄ MIŁOŚĆ.

Zaczęło się od MAŁEJ SEKTY ŻYDOWSKIEJ, której nauczanie wyprowadził poza krąg OBRZEZANYCH „nawrócony” Paweł-Szaweł. Przeforsował to, wbrew św. Piotrowi, na Soborze w Jerozolimie w 49 r. Udostępniając doktrynę poganom wyeksponował KRZYŻ, czyli ZBAWIENIE, oraz ZMARTWYCHWSTANIE, aby dać słuchaczom NADZIEJĘ na lepsze życie w Niebie. Akceptacja posłuszeństwa w życiu doczesnym skutkowała nazwą chrześcijaństwa „religią niewolników”. Aby NAUKA Chrystusowa była przyswajalna dla pogan musiał odejść od pewnych elementów judaizmu i uwzględni
elementy filozofii greckiej. Najważniejszy etap długiej walki o DOKTRYNĘ zakończył Św.Augustyn, adaptując dla potrzeb chrześcijaństwa filozofię PLOTYNA, przedstawioną w ENEADACH. Nie miejsce tu na przedstawianie historii chrześcijaństwa, lecz miejsce na podkreślenie, że PODWAŻANIE DOGMATÓW I DOKTRYNY JEST IRRACJONALNE

Grzebanie stricte w historii jest bezsensowne, bo to, co nawet wydaje się pewne - nim nie jest, ale przede wszystkim dlatego, że WIARA nie potrzebuje pewników lecz CHĘCI uznania doktryny i autorytetów ją głoszących. Począwszy od BOGA, którego istnienie jest „podejrzane”, bo, jak mówi KOŁAKOWSKI, „podejrzana” jest WIELOŚĆ DOWODÓW NA JEGO ISTNIENIE. Gdyby istniał JEDEN przekonywujący DOWÓD, reszta byłaby zbędna. Poprzez EXODUS i plagi egipskie, nie odnotowane przez kronikarzy, aż po narodziny Jezusa nic nie jest udowodnione. I dobrze, bo to nam NIEPOTRZEBNE.

Faktograficznie, nie znamy ani daty urodzenia Jezusa, ani daty Jego śmierci. Nie wiemy, czy nauki pobierał u esseńczyków, jak Jan Chrzciciel, czy u faryzeuszy. Wszystko to są zbędne dociekania, bo wypracowana przez dwa tysiąclecia DOKTRYNA oparta na wybranych EWANGELIACH JEST W PEŁNI SATYSFAKCJONUJĄCA, a istotą jej jest, że BÓG przekazał nam swoje SŁOWO /LOGOS/, czyli jedynego Syna, poprzez INKORPORACJĘ W JEZUSA /a Słowo Ciałem się stało/. I tego SŁOWA niech wierni uważnie słuchają, niech Nim się w życiu doczesnym kierują, a dzięki Męce Pańskiej.......

Nie zgadzam się na naruszanie WSPÓLNEGO DOBRA jakim jest DOKTRYNA CHRZEŚCIJAŃSKA, w imię której popełniono również wiele zbrodni, gdyż jest ONA niezaprzeczalnie naszym, europejskim DZIEDZICTWEM. Przeto wielce podejrzane pomysły Saramago czy też Coetzee /p.”Dzieciństwo Jezusa”/ nie powinny być przychylnie oceniane.

Saramago drwi z czytelnika, czyli m.in. ze mnie wciskając „kit” /str.70-71/;

„...to Józef, a kobieta dżwigająca brzuch pod brodą ma na imię Maria, oboje zdążają do Betlejem, aby stanąć tam do spisu... ..z ŁATWOŚCIĄ można tu znależć Józefów i Marie, ..rzec można za rogiem... ..nie byłoby niczym NADZWYCZAJNYM, gdyby w tym czasie i w tych okolicach urodziło się jednocześnie, po dwóch stronach ulicy albo pola, dwoje dzieci tej samej płci, męskiej.. ..nawet jeślibyśmy.. ..nadali im to samo imię Joszua, czyli Jezus..” /podkr.moje/

Pomijając niskie prawdopodobieństwo takiego zdarzenia, zapytajmy: dlaczego mielibyśmy to rozważać. Przecież tu nie chodzi o FAKTY, lecz o CHORY POMYSŁ autora.

Panie Saramago! Ludzie wierzą w Niepokalane Poczęcie, wierzą w Jezusa - JEDYNEGO SYNA Marii, w imię czego robisz im zamęt w głowach? Skoro juz ślepych umazałeś w odchodach, Marię i Józefa obarczyłeś dziewiątką bachorów, skąd weżmiesz pomysł na następną książkę ?

Kogo nie przekonaly argumenty „doktrynalne”, zapraszam na stronę 11, gdzie autor filozofuje:

„..albowiem Dobro i Zło same w sobie nie istnieją. Każde z nich jest wtedy, gdy drugiego nie ma..”

Filozofów, teologów, jak i fizyków powalił paroksyzm śmiechu, a Ockhman sięgnął po swoją słynną brzytwę. No i Lord Kelvin w grobie się poruszył. Bytem jest DOBRO, jak i CIEPŁO.
Zimno nie jest bytem......

Sunday, 23 February 2014

Vladimir NABOKOV - "BEND SINISTER"

Vladimir NABOKOV - “Z NIEPRAWEJ STRONY”

„BEND SINISTER” w polskich wydaniach obdarzono tytułami: „Z NIEPRAWEJ STRONY”, „NIEPRAWE GODŁO” oraz „SKOŚNIE W LEWO”, a ja, po zapoznaniu się z treścią, najchętniej bym widział dosłowne przetłumaczenie na „PONURY ZAKRĘT”. Zobaczmy, co autor mówi na temat tytułu we wstępie do swojej książki:

„Określenie BEND SINISTER oznacza w heraldyce pas lub wstęgę malowaną od lewej strony /co w powszechnym, acz niesłusznym mniemaniu, oznacza pochodzenie z nieprawego łoża/. Wybór tytułu był próbą przywiedzenia na myśl konturu zniekształconego poprzez załamanie światła, skrzywienia w zwierciadle bytu, niewłaściwego kierunku wybranego przez życie, nieprawego i niemrawego świata. Wadą tytułu jest fakt, że poważny czytelnik, szukający „idei przewodnich” czy „ogolnoludzkich wartości” /co znaczy prawie to samo/ w powieści, może dać sie skusić, by poszukać ich właśnie w tej książce”.

Jeżeli DODAMY deklarację autora, że..

„..wpływ mojej epoki na niniejszą ksiażkę jest tak nieistotny, jak wpływ moich książek, a przynajmniej tej, na moją epokę..”

oraz ideologię „kałuży”, „paranomazję” /przypuszczam, że chodzi o „PARONOMAZJĘ”, czyli grę słów o zbliżonym brzmieniu, lecz o różnych znaczeniach/, „enfant terrible” XXw. Fradrika SKOTOMY z jego EKWILIZMEM /którego wyższość nad komunizmem i religią miałaby polegać na tym, że nie koncentruje się tylko na równości ekonomicznej, niemożliwej do zaprowadzenia i sprawiedliwości PO ŚMIERCI, nie dającej ludziom pełnej satysfakcji, lecz którego metody wprowadzenia pozostają nieznane/, liczne bezsensowne anagramy, nieporadne próby tworzenia narzecza rusko-polsko-niemieckiego, reinterpretację Hamleta, odwoływanie się do Sokratesa /p. Pankrat Cykutin = Sokrates Cykutnik/, Joyce’a, Saula Steinberga, Mallarme’a, Remarque’a , Kafki, Orwella czy Werfla, umieszczenie akcji w autorytarnym państwie PADUKGRADZIE rządzonym przez patologicznego tyrana PADUKA /analogia do Lenina w Leningradzie, bądż Stalina w Stalingradzie/,

a wszystko po to, by opowiedzieć nam

BANALNĄ HISTORIĘ O NIEDOGODNOŚCIACH ŻYCIA W TOTALITARYZMIE,

to podjęte środki przewyższyly cel.

Żenujące są odkrywcze stwierdzenia typu /str.89/: „skoro tylko ekwiliści stracą nadzieję na twoją współpracę, zamkną cię w więzieniu”, czy tez historyjki o szantażu czy aresztach „wydobywczych”. Szczególnie dzisiaj, gdy każdy czytał chociaż jedną z publikacji biograficznych Stalina, i każdy słyszał o Miłosza „Zniewolonym umyśle”.

Staram się nie powielać opublikowanych już opinii, więc i teraz parę uwag „oryginalnych”. Najpierw techniczna: nie wiem czy tłumacz czy Wydawnictwo, lecz ktoś powinien był pomyśleć o tłumaczeniu tak dużej ilości wypowiedzi w języku francuskim. Brak przypisów utrudnia lekturę. A teraz najważniejsza uwaga. Nie zauważyłem w żadnej, dosłownie żadnej recenzji, ani polsko- ani anglojęzycznej, wzmianki na temat wrodzonego, paskudnego SADYZMU głównego bohatera Kruga, który przez pięć lat przewodził bandzie małych hitlerków, znęcającej się nad przyszłym dyktatorem Padukiem. Ani słowa też na temat poddańczego pocałunku ręki Kruga przez Paduka. W tej sytuacji nie dziwię się, że Panowie Recenzenci nic nie zrozumieli z ostatniej sceny książki, w której obłąkany Krug atakuje nie wszechwładnego tyrana Paduka, lecz ofiarę swego sadyzmu - młodego Ropucha.

I właśnie, ze względu na ten wątek, na PONURY ZAKRĘT historii, na którym zmieniają się role bohaterów, ksiażkę polecam. No i poza tym Nabokowa wypada znać.

PS1. Jestem ciekaw wszelkich jasnych, łopatologicznych wytłumaczeń, któregokolwiek z trzech polskich tytułów ksiażki
PS2. Nie tylko tytuł bym zmienił, również Partię Zwykłego Człowieka na Partię Przeciętnego Czlowieka


Friday, 21 February 2014

Adam MICHNIK - "Takie czasy.." t.V

Adam MICHNIK - "Takie czasy" Dzieła, tom V

POSZCZEGÓLNE TOMY CZY MOJE RECENZJE MOŻNA CZYTAĆ W DOWOLNEJ KOLEJNOŚCI, LECZ WARTO ZACZĄĆ OD PRZEDMOWY W MOJEJ RECENZJI TOMU I
Tom V to teksty rozproszone z lat 1983-2009; tak różnorodne tematycznie, że nie sposób ich zwięźle zrecenzować. Niewątpliwie wymienione lata, to, nawiązując do tytułu, lata ciekawe, ciekawe czasy, tylko, że takie określenie.... (s. 11):
"....przypomina.. ,,stare przekleństwo żydowskie: 'Obyś żył w ciekawych czasach'..."

Esej tytułowy "Takie czasy..." ma podtytuł "Rzecz o kompromisie (1985)" (s, 55 – 185) i zaczyna się fragmentem bardzo ważnego przemówienia Jaruzelskiego skierowanego do harcerzy (marzec 1985), z którego cytuję rewelacyjne retoryczne pytanie (s. 55):
"...Kto i kiedy dał różnym samozwańczym autorytetom moralne prawo, aby poniżać ciężki trud 40 – lecia, spotwarzać dorobek narodu, obrzucać obelgami jedyne państwo polskie, jakie istnieje?"
Aby podkreślić słuszność wypowiedzi Jaruzelskiego przypominam co czołowy opozycjonista Stefan Kisielewski mówił:
„Bo ta POLSKA, powstała z kaprysu Stalina, czy jej ustrój komuś się podoba, czy nie jest jedynym państwem polskim, jakie istnieje na całym globie.... ...Stalin był wielkim mordercą narodów, ale Polskę po II w.św. stworzył geopolitycznie logiczną”.

Oczywiście przyłączam się do oskarżającego pytania Jaruzelskiego dodając od siebie drugie:
Jak długo tolerowane będzie plucie w twarz bohaterom Armii Berlinga i ich rodzinom, którzy po opuszczeniu sowieckich łagrów i gułagów bohatersko walczyli o Polskę, w dużym procencie ginąc pod Lenino (gdzie z powodu braku zaufania do Polaków, Sowieci nie przeprowadzili przygotowania artyleryjskiego), w walkach o Wał Pomorski czy ginąc w Powstaniu Warszawskim po desancie na Przyczółek Czerniakowski?
Skąd tyle pogardy w tym dla prządek, murarzy, górników wyrabiających po 500% normy , dla licznych społeczników, którzy zlikwidowali analfabetyzm, wszawicę, gruźlicę, a prosty ciemny lud przekonali do piorunochronów i elektryczności? Tym większa chwała dla narodu, że tego dokonał mimo wojny domowej i mimo okupacji sowieckiej.
Wracając do książki: zafascynowały mnie, nazwijmy to, „rozmowy” zaczynające się od str 295. Polecam je szczególnie młodszym ode mnie, którzy nie byli bezpośrednimi świadkami epoki schyłkowego PRL-u i nie zawsze są zorientowani w rzetelnym „who is who”, wskutek obowiązującego dziś uproszczonego schematu „białe-czarne”.

1. „Gustaw-Konrad z Waryńskim w tle” - z Michnikiem rozmawia Jacek Żakowski /str.295-306/
2. „Marzec, Maj – a z wolnością kłopot” – rozmawiają Michnik i Daniel Cohn-Bendit./str.306-317/ Z tej rozmowy wyłowiłem dwie perełki: slogan Che Guevary:
"....dopóki ten świat jest taki, jaki jest, ja nie mam ochoty umierać we własnym łóżku”
oraz , jakże trafną i aktualną, opinię Michnika o USA:
„..oni zawsze interweniowali tam, gdzie nikt ich nie chciał, a nigdy tam, gdzie wszyscy na nich czekali”.
3. „Nie było odwrotu” - na temat interwencji w Czechosłowacji w 1968 r rozmawia Michnik z prof. Jirzim Hajkiem, ówczesnym ministrem SZ w CSRS. /str.318-323/. Przypomnę tu wypowiedź Michnika z II tomu (s.56):
„....'Polacy dławią ruch wolnościowy w Czechosłowacji' - pomyślałem. I poczułem - pierwszy raz w życiu - gorzki smak narodowej hańby...”
4. „Wolałem szybko zapomnieć” - w 2000 r. z Millerem rozmawia Michnik i Paweł Smoleński /str 329-342/
5. „Rozmawiać bez nienawiści” - Michnik z Jaruzelskim./str.346-366/. UWAGA Jest to tekst zamykający wspomnienia gen. Wojciecha Jaruzelskiego „Kajdany i schronienie” wydane w 1992 r. przez francuską oficynę Lattes. W trakcie tej rozmowy Jaruzelski wygłasza merytoryczny apel do Narodu:
„Kochany narodzie, jesteś wspaniały, godzien szacunku z takiego i takiego powodu, ale pamiętaj, że ciągnie się za tobą złowrogi cień nie 45 lat, ale 450. Nie wolno schlebiać kołtunowi, który uważa się za prawdziwego Polaka..”.

/Zainteresowanych tematyką kołtuna zapraszam do przeczytania mojego wypracowania „Plica polonica” na blogu wgwg1943.blogspot.com/
6. „Zadzwonił do mnie Breżniew”- z I sekr KC PZPR /09.80-10.81/ KANIĄ rozmawia Michnik i Maziarski./str.367-378/. I tu bardzo istotna sprawa MAPY planowanej INTERWENCJI, której po prostu, NIE MA. Kania /13-14.12.1997/ mówi:
„Nie ma jednak w archiwach Sztabu Generalnego Wojska Polskiego MAPY INTERWENCJI, chociaż z całą pewnością została tam złożona i była chroniona na specjalnych zasadach. Prowadziłem w tej sprawie rozmowy z szefem prezydenckiego Biura Bezpieczeństwa Jerzym MILEWSKIM, z szefem Sztabu Generalnego gen. Tadeuszem WILECKIM i - mimo deklarowanej przychylności - mapy nadal nie ma..... ..Trzeba ją traktować jako wartość narodową, KORONNY DOWÓD GROŻĄCEJ POLSCE KRWAWEJ KATASTROFY... ..Albo odnajdzie się mapa, albo poznamy sprawców jej eliminacji...” /podkr.moje/
Przyszłość przyniosła trzecie „albo” - nikt nic nie wie.
7. „Polska zimna wojna” - z Jaruzelskim rozmawia Michnik i Paweł Smoleński /11.12.2001/ /str.379-388/
8. „Pożegnanie z bronią” - z gen. Kiszczakiem i Michnikiem rozmawiają Agnieszka Kublik i Monika Olejnik /str.409-470/. Pasjonująca lektura, a mnie najbardziej przypadły do gustu słowa prawdy o postawie polskiego Kościoła w stanie wojennym, wypowiedziane przez Michnika:
„Kościół ma dwa tysiące lat. Kościół współżył z każdą władzą. Także z władzą generałów w Polsce. Ksiądz prymas uważał wówczas, że karta „Solidarności” jest już zamknięta. W tej materii podzielał opinię gen. Jaruzelskiego. Ja wtedy razem z innymi działaczami podziemia mówiłem: „towarzysz Glemp”...”.
9. „Wybierzmy też przeszłość” - z prezydentem Kwaśniewskim rozmawia Michnik i in./str.484-94/
10. „Nasz stół” - z Helena Łuczywo i Michnikiem rozmawia Paweł Smoleński /495-510/.

Zdając sobie sprawę z tego, że większość czytelników mojej opinii, nie przeczyta omawianego tomu, podaję prawdziwe perły rozszerzające horyzonty każdego Polaka.
Zaczynam od tragedii rodzinnej, jakże kontrowersyjnego dzisiaj, Antoniego MACIEREWICZA. Michnik cytuje tu prof. Zbigniewa Ryszarda Grabowskiego: /str.327/
„Kiedyś w 1949 r. /ojciec Antoniego/ został ostrzeżony, że UB jest na jego tropie w związku z rzekomą siatką szpiegowską francuskiego konsula w Szczecinie. Doc. Macierewicz w swoim gabinecie na Pasteura wypił szklankę roztworu cyjanku potasu. Gdy po niego przyszli - już nie żył.. ... Wdowa po doc. Macierewiczu została z trojgiem dzieci..”.

Aby poprawić nastrój czytelnika rozbawię go słowami HITLERA zanotowanymi przez Rauschninga a przypomnianymi przez Michnika na str 117:
„Metody marksistowskie – powiedział Hitler – są po prostu najlepsze dla zdobywania mas. (..) Okrucieństwo imponuje. Okrucieństwo i surowa siła.. Ludzie potrzebują uzdrawiającego strachu”.

Teraz czas na dokształcenie, bowiem współczesna młodzież nie zna treści „LOJALKI” z 1950 r., jaką Episkopat podpisał z komunistyczną władzą. Przypomnijmy, że to wtedy SAPIEHA oświadczył, ze nie zgiął karku przed hitlerowcami, więc i nie zegnie przed bolszewikami i opuścił posiedzenie Episkopatu trzaskając drzwiami. A w „lojalce” stało: /str.157/
„Episkopat wyjaśni duchowieństwu, aby nie sprzeciwiało się rozbudowie spółdzielczości na wsi..., ..będzie traktować działalność „band podziemnych” jako „zbrodnie”... ..Będzie piętnował i karał konsekwencjami kanonicznymi duchownych, winnych udziału w jakiejkolwiek akcji podziemnej i antypaństwowej..”
DYGRESJA: Z „Mojego Pod Ręcznika”: „LOJALKA - jedynym, który nie podpisał słynnej 'lojalki' w 1950 roku, był autochton, wikariusz apostolski Olsztyna - ks. Albert Zink. Podaje to za wspaniałym kapłanem, poprzednikiem ks. Twardowskiego u Wizytek, ks Janem ZIEJĄ (1897 – 1991), również 'niepokornym'...”
Przejrzałem swoje notatki i zrezygnowałem z podawania informacji kontrowersyjnych np na temat Dmowskiego /str.191/, Piłsudskiego /str.189/, Rzepeckiego /str.230/ czy działalności NSZ /str.228/, aby nie ściągać gromów na własną głowę. Przytaczam natomiast pogląd z którym się identyfikuję: /str.278/
„.....protest moralny przeciwko niesprawiedliwości i marazmowi społecznemu w Polsce” /międzywojennej - II RP/... skłaniał do marszu „pod czerwonym sztandarem komunizmu”.

Zakończę zaś słowami mądrego człowieka, Juliusza Mieroszewskiego, alter ego Giedroycia /str.246/:
„Tylko wolność demokratyczna jest wolnością dla wszystkich. Polacy stawiają znak równania między wolnością a niepodległością. Ale jest to ujęcie fałszywe. Polska rządzona przez oenerowskiego furherka mogłaby być państwem niepodległym i suwerennym, ale w tej Polsce nie byłoby wolności dla mnie, ani dla setek tysięcy moich rodaków”.
MICHNIKA czy się lubi lub nie, ale czytać warto.



Kurt VONNEGUT - "RZEŻNIA NUMER PIĘĆ"

Kurt VONNEGUT - “Rzeżnia numer pięć”

UWAGA!!! ARCYDZIEŁO !!! DOSKONAŁOŚĆ FORMY I TREŚCI, a w dodatku dojrzałość intelektualna, tak rzadko spotykana u pisarzy amerykańskich.
Vonnegut wystawił sobie ocenę A+, a mnie zabraklo skali: A+++++++++++++++...

Wspominaną przeze mnie, niedawno /por. „Dzieciństwo Jezusa” Coetzee’a/ dewizę Terencjusza „Nihil humani a me alienum puto” /”Nic ludzkiego nie jest mnie obce”/ Vonnegut przeniósł na o wiele „wyższą półkę”, za pomocą jednego zwrotu kwitującego naszą przeszłość, terażniejszość i przyszłość - ZDARZA SIĘ. To „zdarza się” wykracza poza pole działalności ludzkiej powodując tym samym HUMANISTĘ pojęciem zbyt wąskim dla geniuszu autora. Ad hoc zauważam paralelę wszechświatów Vonneguta i mego ukochanego LEMA, a „wypadanie z czasu” to ulepszony wehikuł H.G.Wellsa.

W gabinecie Billy’ego, jak i kopercie medalionu „kosmicznej” żony – Montany, autor umieścił modlitwę:

„Boże, daj mi pogodę ducha,
abym godził się z tym, czego zmienić nie mogę,
odwagę, abym zmieniał to, co zmienić mogę,
i mądrość, abym zawsze potrafił
odróżnić jedno od drugiego”.

I uzupełnił cynicznym stwierdzeniem: „Do rzeczy, których Billy nie mógł zmienić, należała przeszłość, terażniejszość i przyszłość”. Pozostawał więc „zbiór pusty”.

Przejaw humanizmu Vonneguta odnajdujemy w komentarzu do ewangelicznego opisu tragedii żony Lota:

„Ona jednak obejrzała się i ZA TO JĄ KOCHAM, bo to było TAK LUDZKIE” /podkr.moje/

W powieści pojawia się, znany nam ze „Śniadania mistrzów” autor książek fantastycznonaukowych Kilgore Trout i jedyny jego czytelnik Eliot Rosewater. Przypomnę, że „Śniadanie...” oceniłem jako fatalny „wypadek przy pracy”, który jestem teraz skłonny skorygować do „nieudanego preludium” przed wspaniałym „opusem”, w którym dojrzała osobowość Rosewatera służy autorowi do wypowiedzenia „vonnegutowskiego” CREDO.

Rosewater uważa, że „brak sławy Kilgore’a Trouta był całkowicie zasłużony. Proza w jego wykonaniu budziła grozę. Miał tylko dobre pomysły”. Podobnie jak William Blake /1757-1827/ który wywarł tak wielki wpływ na „naszego” Miłosza /por.”Ziemia Ulro”/.

Bo Billy Pilgrim /po naszemu PIELGRZYM!!!/ i Rosewater „usiłowali na nowo odnależć siebie i swoje miejsce w świecie. Fantastyka naukowa była im w tym wielką pomocą”. A to dlatego, że...

„..wszystko czego można się dowiedzieć o życiu, jest w „Braciach Karamazow” Fiodora Dostojewskiego.
- Ale TO JUŻ DZIŚ NIE WYSTARCZA - powiedział Rosewater” /podkr.moje/

Bo Pilgrim i Rosewater, Lem i Miłosz ze „swoim” Swedenborgiem i Blakem, jak i Bruno Schulz pospołu z Witkacym, to ludzie.....

„...których schorzenia umysłowe nie dają się uleczyć, ponieważ ich przyczyny leżą w czwartym wymiarze i trójwymiarowi ziemscy lekarze nie potrafią ich sobie nawet wyobrazić”.

Vonnegutowski /wymyślony/ Trout i miłoszowski /rzeczywisty/ Blake twierdzą, że..

„....wampiry, wilkołaki, chochliki, anioły i tak dalej istnieją naprawdę, ale w czwartym wymiarze.. ...Podobnie jak niebo i piekło”.

Wprowadzając wątek „Ewangelii z Kosmosu” Trouta autor zastanawia się „dlaczego chrześcijanie wykazują taką skłonność do okrucieństwa”. Odpowiedzi nie udziela a wszystko obraca w żart, udzielając nam cyniczną przestrogę:

„Zanim kogoś zabijecie, upewnijcie się, czy nie ma on zbyt mocnych pleców”.

Skoro już wspomnieliśmy o chrześcijanach, to posłuchajmy uwagi Vonneguta na temat podstawy doktrynalnej tej religii, czyli nadanej ludziom przez Boga - WOLNEJ WOLI. Ustami Tralfamadorczyka mówi:

„Gdyby nie moje długoletnie studia nad Ziemianami, nie wiedziałbym w ogóle co to znaczy „wolna wola”. Byłem na trzydziestu jeden zamieszkanych planetach i studiowałem materiały dotyczące stu innych. Ziemia jest jedyną planetą, na której wspomina się o czymś takim jak wolna wola”.

Do chrześcijaństwa nawiązuje też druga część pełnego tytułu książki, który brzmi:

„RZEŻNIA NUMER PIĘĆ czyli krucjata dziecięca czyli obowiązkowy taniec ze śmiercią”

Nie miejsce, ani czas na zajmowanie sie tu jedną z czarnych kart w historii chrześcijaństwa. Nas interesuje przeniesienie nazwy „krucjata dziecięca” na końcowe sceny teatru Drugiej Wojny Światowej, kiedy to, po obu stronach walczyły niewinne dzieci. Żona weterana, Mary O’Hare szydzi z zakłamania i apologii bohaterstwa jej uczestników:

„-Będziecie udawać, że byliście mężczyznami, a nie dziećmi, i w filmie będą was grali Frank Sinatra i John Wayne albo któryś z tych wspaniałych, zakochanych w wojnie obleśnych staruchów. I wojna będzie wyglądać tak cudownie, że zapragniemy nowych wojen. A walczyć będą dzieci...”.

Pierwsza część tytułu - ta rzeżnia, to miejsce w którym przetrwało około 100 jeńców amerykańskich w czasie dywanowego bombardowania Drezna. Wydaje mnie się przesadne eksponowanie tego miejsca przez recenzentów. Fakt, że Vonnegut osobiście to bombardowanie przeżył, nie zmienia mojej opinii. Bo co wtedy powiemy o cywilnych mieszkańcach Hiroszimy i Nagasaki, których zagłada była wynikiem chęci wykazania przewagi militarnej Stanów Zjednoczonych nad dotychczasowym aliantem, szczodrze finansowanym przez podatników amerykańskich - ZSRR, który stał się nagle wrogiem w rozpoczętej właśnie „zimnej wojnie”, wskutek głupoty nic nie rozumiejącego /to slowa syna Eisenhowera w „World War II Chronicle/ Trumana.

Istotne jest, że o tym „oszałamiającym sukcesie” lotnictwa amerykańskiego:

„-Amerykanie dowiedzieli się wreszcie o Dreżnie w dwadzieścia trzy lata po wojnie” /str.200/

Vonnegut kpi, że wg Darwina „kazdy trup to krok naprzód w rozwoju”.

Dobrze się bawiłem czytając o mentalności amerykańskiej. Najpierw okrutne pytanie „Jak jesteś taki mądry, to dlaczego nie jesteś bogaty?”. A teraz o micie łatwego wzbogacenia się:

„Najbardziej szkodliwym ze wszystkich amerykańskich kłamstw jest przesąd, że w Ameryce łatwo można się dorobić. Nie uznając faktu, że zdobycie pieniędzy jest ogromnie trudne, wszyscy ci, którzy ich nie zdobyli, mają pretensje tylko do siebie. Ta tendencja do samooskarżania jest wielkim atutem w ręku bogatych i możnych, którzy dzięki temu mogli robić dla swoich biednych mniej..niż jakakolwiek klasa rządząca, powiedzmy, od czasów Napoleona”.

Ze względu na mój wiek /71/ pozwolę sobie zakończyć wypracowanie radosnym cytatem ze str.198:

„Staruszek cierpiał bardzo na skutek wzdęcia. Odbijało mu się i miał straszliwe gazy.
- Przepraszam – powiedział do Billy’ego i znowu pryknął, - O, Boże – dodał – wiedziałem, że starość to nie radość, ale nie przypuszczałem, że to takie straszne”.

Wednesday, 19 February 2014

Kurt VONNEGUT - ŚNIADANIE MISTRZÓW

Kurt VONNEGUT - „ŚNIADANIE MISTRZÓW”


C, tylko C /a może aż C/ to SAMOOCENA Vonneguta tej NIEUDANEJ książki, opublikowanej w Polsce pt „Śniadanie mistrzów, czyli żegnaj, czarny poniedziałku” /w orig.: „Breakfast of Champions”/, przeto dziwię się tej niczym nieuzasadnionej idolatrii polskich czytelników, wyrażanej dużą ilością gwiazdek. Przeczytałem ją jednym tchem, a przed przyśnięciem chroniła mnie złość na autora budzącego mnie coraz bardziej imponujacymi rozmiarami PENISA. To po kilku razach przestało być zabawne, aż w końcu zakrawało na patologię.

Wracając do samooceny, Vonnegut przyznał sobie A+ za „Slaughterhouse-Five” /”Rzeżnię nr 5”/ i „Cat’s Craddle”; notę A - za cztery książki; notę B za dwie, jak i za dwie - C /obok omawianej, - „Palm Sunday”/ oraz D /za „Slapstick” i „Happy Birthday, Wanda”/.

„NOBLESSE OBLIGE”, dlatego też UZNANY PISARZ za swoje wpadki winien być ukarany /podobnie jak mój ulubiony Coetzee za „Dzieciństwo Jezusa”/ przez nadanie jego knotowi, góra, dwóch gwiazdek.

Doceniam innowacyjne poszukiwanie formy przez włączenie autora w tok akcji, lecz kończy się ono na czczej deklaracji o możliwości podejmowania ad hoc alternatywnych rozwiązań. Wydaje mnie się, że ten pomysł nie został dostatecznie wykorzystany.

Na okładce jakiś bardzo „mądry” Pan Redaktor pisze:

„Autor bezlitośnie demaskuje zakłamanie, głupotę i fałszywą dumę, ukazując całkowity brak szacunku dla symboli i rzeczy powszechnie uważanych za świętości, jak np. hymn narodowy”.

Takie zdanie Pana Redaktora mógłbym potraktować jako atak na mój POLSKI PATRIOTYZM, gdyż zwyczajowo śpiewam: „..dał nam przykład Bonaparte jak zwyciężać mamy..”., a z naszej POLSKIEJ „fałszywej dumy” oszczercy nieraz się naśmiewali.

Nie jestem praktykującym katolikiem, a mimo to czuję pewien dyskomfort czytając następujący fragment: /str.77/

„Prostytutki pracowały dla alfonsa. Był wspaniały i okrutny. Był ich bogiem. Pozbawił je wolnej woli, co im zupełnie nie przeszkadzało. I tak nie wiedziały, co z nią zrobić. Czuły się tak, jakby się oddały Jezusowi na przykład, żeby prowadzić życie pełne poświęcenia i ufności, tyle że oddały się alfonsowi, a nie Jezusowi”.

Kurt! Ty, amerykański prymitywie, dowiedz się, że najważniejszym dogmatem religii judeochrześcijańskiej jest WOLNA WOLA, jaką Bóg obdarzył człowieka.

A poza tym banał goni banał, wskutek czego udało mnie się wynotować tylko jedną „złotą” myśl, notabene też banalną: /str.180/ na pytanie „...czy boi sie przYszlości.. ...da odpowiedż... ..największym przerażeniem napawa mnie przEszłość”.

Nie przemawia do mnie również fragment nawiązujący do tytułu: /str.202/:

„Karbekian zamówił wytworne martini Beefeater ze skórką cytryny, więc Bonnie powiedziała:
- Śniadanie mistrzów.
- To samo powiedziała pani, przynosząc mi pierwsze martini – zauważył Karabekian.
- Mówię to zawsze, kiedy podaję komuś martini - odparła Bonnie.
- Czy to nie staje się nudne? – spytal Karabekian – A może ludzie po to właśnie zakładają miasta w takich zakazanych miejscach, żeby móc powtarzać w kółko te same dowcipy, dopóki Jasny Anioł Śmierci nie zasypie im ust popiołem”

Jak ktoś zrozumie, o co tu biega, to bardzo proszę o kontakt.

Książki, które czytam sa poniekąd wynikiem ograniczoności zbiorów biblioteki torontańskiej, i tylko to mnie tlumaczy.


Tuesday, 18 February 2014

Paul AUSTER - SZALEŃSTWA BROOKLYNU

Paul AUSTER - “The Brooklyn Follies”

„”You can’t change weather” - znaczy, że pewne rzeczy są, po prostu, takie, jakie są, a my nie mamy wyboru, lecz musimy je akceptować”. Moje /może nieporadne, ale dosłowne/ tłumaczenie cytatu ze str.25 to motto tej książki.

Idealizm cechuje młodych; walczyć z całym światem można, ale PO CO?. Rozmawia o tym dwóch starych /Harry i Nathan/ z młodym /Tom/. /str.99-110/, a kropkę „nad „i” autor stawia, kończąc akcję książki na 46 minut przed atakiem na WTC /11.09.2001/, po którym „dym z trzech tysięcy spalonych ciał będzie się unosił nad Brooklynem i opadnie na nas jako biała chmura popiołów i śmierci”. To brzmi jak przestroga, bo zanim nastąpi skończymy lekturę ostaniego zdania:

„Ale, ponieważ teraz, jest wciąż godzina ósma, więc spaceruję aleją pod lśniącym błękitem nieba, będąc szczęśliwy, moi przyjaciele, tak szczęśliwy, jak ktokolwiek, kto kiedykolwiek żył”

Bynajmniej, autor nie przedstawia wizji katastroficznej. U Austera każdy poszukuje swego miejsca w życiu, swego „The Hotel Existence”, i prawie każdy znajduje, bo sprzyja temu wszechobecna tolerancja, pobłażanie i empatia. Nie walczmy więc ze światem, lecz starajmy się stworzyć „swoj intymny mały świat” /wzorem Sammy Lee/. To nie jest konformizm; to jest HUMANIZM.

Tak więc, Auster znów zachwyca. I znów jego Brooklyn. W „Sunset Park” centralną postacią był 28-letni „uciekinier”, a tu 59-letni schorowany emeryt, który u schyłku życia zamierza napisać książkę pt „Book of Human Folly”, lecz natłok wydarzeń w otaczającej go rzeczywistości uniemożliwi mu to. Nasz bohater - Nathan jest spoiwem całej powieści: jest powiernikiem, spowiednikiem, słuchaczem, głosem rozsądku i sumienia oraz zaklinaczem przyszłości. A to wszystko jest wynikiem jego aposteriorycznej mądrości, czyli, mówiąc po ludzku, umiejętności korzystania z doświadczenia życiowego.

W trzystu stronicowej książce mamy bogactwo, szczegółowo sportretowanych, różnorodnych postaci, przedziwne ich losy, zbiegi okoliczności, lecz przede wszystkim wszechobecną miłość we wszelkich możliwych odmianach. Przyjemności płynącej z tej lektury nie mogę potencjalnemu czytelnikowi odbierać, przechodzę więc do strefy „intelektualnej”.

Autor niebezpiecznie balansuje na granicy percepcji czytelnika nasycając książkę, o raczej skromnej objętości, światem intelektu w formie wtrąconych dykteryjek raczej mniej, niż bardziej, związanych z treścią. Takie igraszki są niebezpieczne, czego dowiódł, zatracając czytelność, m.in Saul Bellow, Philip Roth czy Umberto Eco /o Joyce nie mówię, bo to trochę inna sprawa/. Nie chciałbym, aby mój ulubiony pisarz stracił równowagę w tej materii. A w omawianej książce m,in. mamy: porównywanie E.A.Poe /1809-49/ z Henry’m Davidem Thoreau /1817-62/; dalej historię grobu Poe’go - „pierwszego pisarza jakiego Ameryka dała światu”/, który honorują stojąc razem „twin fathers of modern poetry” Walt Whitman /1819-92/ i Stephane Mallarme /1842-98/; wcześniej historyjkę o Ludwigu Wittgensteinie /1889-1951/. Kuriozalna jest strona 150, na której znalazły się następujące nazwiska: Stendhal, Melville, Kafka, Flaubert, Musil, Cervantes, Marlowe, Higginson, Dickinson, Poe i Griswold. Ale to takie drobne utyskiwania, jako, że należę do czytających dokładnie.

Podobała mnie się natomiast nazwa zespołu bluesowego - „Brave New World” /nawiązująca do Huxleya. Książkę POLECAM, i przypominam o moim ulubionym „Timbuktu”
A jeszcze piękna dykteryjka o Kafce, który pocieszał dziewczynkę w parku pisząc do niej listy w imieniu zagubionej lalki.

Friday, 14 February 2014

Paul AUSTER - SUNSET PARK

Paul AUSTER - “SUNSET PARK”

Na okładce cytat: „Paul Auster is defnitely a genius” - Haruki Murakami.

A ja jestem zafascynowany dwoma geniuszami: AUSTEREM I MURAKAMI, z tym, że ten drugi już promocji nie potrzebuje, podczas, gdy pierwszy wciąż jeszcze nie zdobył takiej popularności, na jaką zasługuje. Ma wprawdzie 25 pozycji na „lubimy czytać”, lecz, poza „The New York Trilogy”, pozostałe książki są niedocenione, a szczególnie ulubiona przeze mnie historia Mr. Bones’a /GNATA/ pt „TIMBUKTU”.

Zgodnie z moimi oczekiwaniami lektura kolejnej książki Austera pt „Sunset Park” była wielką przyjemnością, która skończyła się, wraz z ostatnią stroną, o trzeciej rano, bo nie potrafiłem się od niej oderwać.

Powieść, z jednej strony opowiada o stosunkowo młodych ludziach, którzy zawierają „a silent pact of some sort, a mutual understanding that allows them to share their loneliness and frustrations” /str.248/ /”swoistą milczącą umowę, na bazie wzajemnego zrozumienia, która pozwala im dzielić swoje osamotnienie i frustracje”/, a z drugiej - o „harcie ducha” w rozwiązywaniu problemów związanych z uporządkowaniem własnego życia i dostosowaniem się do otaczającej rzeczywistości. Aby uwypuklić ten temat Auster przypomina kultowy film Wiliama Wylera z 1946 r pt „The Best Years of Our Lives” /”Najlepsze lata naszego życia”/, o którym wzmianki przewiją się przez całą powieść. W filmie tym trzej weterani II w.św. wykazują się wspomnianym właśnie „hartem ducha”, w pokonaniu trudności w przejściu do stabilnego /cywilnego/ życia.

Auster zachwyca umiejętnością skondensowanego opisu życia w brooklynowskiej rzeczywistości, szczegółowym przedstawieniem panujących stosunków i obyczajów, w tym przebiegu uroczystości pogrzebowych, jak i roli rozgrywek baseballowych w życiu typowych Amerykanów. Zwróciłem uwagę na zasady współżycia rodziców i dzieci, których sedno tkwi w zdaniu: /rodzice/ „nie mają prawa zmuszać go do czegokolwiek niezgodnego z jego wolą”. A więc nie ingerować; OK, ale serce boli, toteż Morris przez siedem lat jeżdzi po całych Stanach - do Chicago, Arizony, New Hampshire, na Florydę, by dyskretnie podejrzeć jedynego syna, czy nie jest w niebezpieczeństwie, czy nie potrzebuje pomocy. Tak to obowiązująca „corectness” przegrywa z tradycją kulturową.

Umieszczenie naszych bohaterów w niezamieszkalej ruderze zapowiada niechybny koniec pewnego etapu życia, a solidność autora nie pozwala na „happy end”.

Tuesday, 11 February 2014

Joseph HELLER - "CATCH-22"

Joseph HELLER - “Catch-22”

Książka „lekka, łatwa i przyjemna”; jedni nazywają ją groteską, inni satyrą wojenną, a jeszcze inni absurdalną komedią lub zlepkiem absurdów. W każdym razie można się pośmiać, przynajmniej do jej połowy. I za to dałem aż/tylko 5 gwiazdek, bo...

1. W miarę czytania coraz mniej mnie bawiły powtarzane chwyty stylistyczne, m.in. polegające na powtarzaniu fraz. Np. „Then KEEP YOUR STUPID MOUTH SHUT when I tell you KEEP YOUR STUPID MOUTH SHUT” lub “They told him to APPLY FOR AVIATION CADET TRAINING, and he APPLIED FOR AVIATION CADET TRAINING” czy też “..SITTING IN HIS OFFICE SIGNING THEM ALL DAY LONG was a lot better than SITTING IN HIS OFFICE ALL DAY LONG not SIGNING THEM”. /podkr.moje/

2. Do znudzenia schematyczne rozmowy, w których jeden “rżnie głupa” a drugi przestaje panować nad nerwami, co pierwszy skrzętnie wykorzystuje, aż drugi wpada w furię.

3. Autor sam oświadczył, że nie napisałby tej książki, gdyby nie poznał „Przygód Dobrego Wojaka Szwejka”, tym samym narzucając mnie poniekąd podświadome porównywanie obu książęk. Ogłaszam werdykt: wygrał Hasek.

Lecz niestety zastrzeżenia moje są głębsze. Heller z pochodzenia jest rosyjskim ŻYDEM, który, niestety, uosabia stanowisko amerykańskich Żydów, udających, że nie słyszeli o Holocauście czy jak kto woli o Shoah. Tylko, że Żydzi udawali w czasie trwania II w.św., a on dlugie lata od jej zakończenia. Jego alter ego - Yossarian jest jakimś debilem, dziwi się, że chcą go zabić; za co?, skoro on nikomu krzywdy nie zrobił. A puszczani z dymem Żydzi, Cyganie, homoseksualiści, chorzy psychicznie i przedstawiciele wszelkich innych nacji, a mordowana ludność cywilna na swój los zasłużyła ?

Heller wysłany został do Włoch w 1944 r. gdzie wziął udział w 60 lotach, absolutnie bezpiecznych, bo obrona przeciwlotnicza już nie istniała. Toteż oceniał wojnę: „zabawna na początku.. Doznawałeś uczucia, że uczestniczenie w niej jest chlubne..”. Może dla Amerykanów chlubne, bo dla Europejczyków - niechcianą koniecznością.

Cały spór z dowództwem dotyczy ilości bojowych lotów, a „Yossarian devises multiple strategies to avoid combat missions” /”Yossarian wymyśla wielorakie strategie, aby uniknąć bojowych misji”/. OK, podejście szwejkowskie, tylko że wojny I i II - niepodobne. Na koniec „złota” myśl Hellera przytoczona w recenzji anglojęzycznej: „Pokój na ziemi mógłby znaczyć koniec cywilizacji jaką my znamy”. Wysoki intelekt.

Mimo moich starczego marudzenia książkę polecam, jako niezłą rozrywkę z krainy absurdu, choć osobiście wolę Ionesco, Becketta, Jarry’ego czy naszego Gombrowicza i Mrożka.

Friday, 7 February 2014

Aldous HUXLEY - "The Genius and the Goddess" .

Aldous HUXLEY - “GENIUSZ I BOGINI”

„The trouble with fiction,.. ..is that it makes too much sense. Reality never makes sense” - tymi słowami rozpoczyna Huxley swoją przygodę z „sensowną” beletrystyką, taką, że aż resztki włosów stanęły mnie na głowie.

Historia zaczyna się w 1951 roku. John Rivers, żonaty, dzieciaty i „wnuczaty” bezwstydnie, ekshibicjonisycznie opowiada o swojej „potyczce”, sprzed 30 laty, z rodziną Maartens. Nasz „maminsynkowaty” bohater zostaje asystentem GENIUSZA Henry’ego, zamieszkuje w jego domu wraz z żoną Henry’ego - 36- letnią BOGINIĄ Katy i ich dziećmi, w tym 15-letnią Ruth....

I w tym momencie muszę streszczenie fabuły przerwać. Bo po co kontynuować skoro jest przewidywalna. Przecież najprymitywniejszy czytelnik przewidzi, że „dziewiczy” John, pozbawiony nadopiekuńczej mamusi będzie adorować Katy, że Katy, nudząca się jak mops i zmęczona „geniuszem”, prześpi się z Johnem, który z kolei będzie molestowany przez dojrzewającą Ruth. Ja bym poszerzył „konflikt uczuć” o rudego syna – Timmy’ego, psa Bimbo i „housekeeper” Beulah...

W którym kierunku Huxley rozwinął swojego „Harlequina” jest nieistotne, wystarczy powiedzieć, że przerażony prawdopodobnie własnymi breweriami, obie miłośnice uśmiercił, a GENIUSZOWI dołożył jeszcze dwie żony, co dało summa summarum - cztery.

W pierwszym odruchu poczułem się huxley-owskim oszustwem boleśnie ugodzony, bo nastawiłem się na emocje „z górnej półki”, jakie mnie towarzyszyły przy wielokrotnie czytanym „Brave New World”, lecz, w trakcie czytania skonstatowałem, że „lekka” lektura też może być też przyjemna. Przecież mnie, czytającemu głównie pozycje „poważne”, dużo niekłamanej radości przynoszą powieści Joanny Chmielewskiej.

Dwa zastrzeżenia jednak pozostały: pierwsze, że Huxley wciska w tekst na siłę pseudofilozoficzne rozważania, umieszczając w banalnej opowiastce nazwiska Praxitelesa, Swinburne’a, Goethe’go, D.H.Lawrence’a, Theocritusa, Virgilego, Stendhala, H.G.Wellsa, Anatola France’a, Swinburne’a, Dantego, Pertrarkę itd. itp. Przypomniało mnie to nieznośnego Saula Bellowa, który wskutek popisów swojej „erudycji” jest nieczytelny.

Drugie zastrzeżenie dotyczy zwrotu określającego narcystycznego Riversa: „burdened with doubt and guilt”. Takie określenie to pasuje do Raskolnikowa.



Tuesday, 4 February 2014

Adam MICHNIK Diabeł naszego czasu


Adam MICHNIK - "Diabeł naszego czasu" Dzieła, tom IV

CZWARTY TOM I JA PO RAZ CZWARTY ZAPRASZAM PAŃSTWA DO NIEZWYKŁEJ LEKTURY INTELEKTUALNEJ. GWARANTUJĘ POZNANIE WIELU INTERESUJĄCYCH LUDZI I ICH OPINII NA PRZERÓŻNE TEMATY
Jeśli ktoś z Państwa nie czytał mojej recenzji I tomu, to proszę to zrobić, gdyż zamieszczona tam przedmowa jest przydatna przy recenzji każdego z siedmiu tomów.
Przedmowę do tego tomu pt "Wierność i kłopot, czyli o Michniku" napisał Andrzej Romanowski (ur. 1951), prof. UJ, literaturoznawca. Czytamy w niej (s. 16):
„...'Diabeł naszego czasu' naznaczony jest tą właśnie goryczą, która stała się w minionych pięciu latach doświadczeniem byłych dysydentów i 'kombatantów'. A mimo to lektura tej książki nie przestaje być zajęciem krzepiącym...”
Romanowski cytuje tez bardzo istotną uwagę Michnika (s. 11):
„...cały potencjał nietolerancji, agresji i skłonności autorytarnych, jaki istniał w komunizmie, odradza się w innym języku, w innym rytuale i pod innymi sztandarami..”
Rzeczywistość przerosła najczarniejsze przewidywania.
Omawiany IV tom „Dzieł” to wielotematyczna publicystyka z lat 1985-1994, przeto dokładne jej omówienie jest niemożliwe i mija się z celem. Postanowiłem więc zasygnalizować tylko parę atrakcyjnych wątków, by potencjalnego czytelnika zachęcić do samodzielnej lektury. Wydaje mnie się, że moje recenzje poprzednich tomów mogły niektórych z Państwa zmęczyć, toteż tym razem staram się poruszyć zagadnienia równie ważne, ale rozbawiające czytelnika.

I tak, niech barwna postać Antoniego Macierewicza uatrakcyjni moją recenzję na wstępie. O jego tragedii rodzinnej napisałem w recenzji tomu V, a tutaj tylko przypomnę, że Michnik wielokrotnie podkreślał zasługi „Antosia” w stworzeniu KOR-u. Po wyjściu z więzienia, Michnik przejął palmę pierwszeństwa w Komitecie Obrony Robotników, wskutek czego rozżalony Macierewicz odszedł, a poczucie poniekąd porażki niewątpliwie wpłynęło na rewizję własnych poglądów. Czytając ten tom dowiadujemy się, że młody Macierewicz był wielbicielem Che Guevary i przeciwnikiem radykalnego nacjonalizmu.
„...gdybyś wtedy powiedział Antkowi, że kiedyś stanie się wcieleniem radykalnej postendecji, to plunąłby ci w twarz, że oszczercą jesteś”.(s. 506)
Niemniej Michnik wyczuwał (s. 329) „w Macierewiczu fanatyka, który jest kimś między Inkwizytorem a Dzierżyńskim”, a to już bardziej nam przybliża jego „wydanie” obecne.

Drugim „rozrywkowym” wątkiem jest ironiczne porównanie życia „przed” i „po” (s. 356-7):
„Cechą systemu komunistycznego było życie w bezpieczeństwie. Było to życie niewolnicze, więzienne ale bezpieczne. Każdy więzień wiedział dobrze, gdzie będzie spał i co będzie jadł. Życie w warunkachwolności jest zarazem życiem w ryzyku. Nasz wczorajszy więzień, dziś uwolniony, cieszyć się może światem bez krat, ale martwić się musi tym, że nie wie, gdzie będzie spał i co będzie jadł”.
Nie na próżno mój kochany ks. Józef Tischner pisał o „nieszczęsnym darze wolności”, a Leszek Kołakowski o ograniczaniu wolności wraz ze wzrostem bezpieczeństwa socjalnego;

Teraz bardzo wartościowa tyrada na temat „Solidarności” (s. 382):
„....”SOLIDARNOŚĆ” była po pierwsze ruchem na rzecz wolności obywatelskiej i demokracji politycznej; po drugie ruchem na rzecz suwerenności państwa i tożsamości narodu; po trzecie ruchem na rzecz praw świata pracy i jego emancypacji.
Każdy z tych nurtów rodził swoje patologie i krył w sobie przyszłe sprzeczności. Ruch na rzecz demokracji i swobód obywatelskich łatwo wyradzał się w inteligencki elitaryzm; ruch na rzecz tożsamości narodowej łatwo degradował się w ksenofobiczny nacjonalizm zespolony z religijnym integryzmem; ruch na rzecz praw i emancypacji świata pracy łatwo degenerował się w egoistyczny populizm...
...Dla ludzi mojej formacji osobistą tragedią stała się ewolucja „Solidarności” od związku, którego symbolami byli działacze formatu Bujaka czy Frasyniuka, do związku Zygmunta Wrzodaka. Jest to chyba najgłębsze z moralnych upokorzeń. Jak inaczej określić tę drogę: od syntezy najlepszych polskich wartości do faszyzującego bełkotu?”.

Michnik pisze też jotę w jotę to samo co Havel o 'kompleksie antydysydenckim', że wskutek tego, iż większość społeczeństwa nie była ani dysydencka, ani opozycyjna, lecz była konformistycznie przystosowana do ładu dyktatury, to dysydenci stali się wyrzutem sumienia. Bo to oni mieli odwagę i protestowali wśród powszechnego milczenia i konformizmu.
„Któż zaś lubi, gdy mu się przypomina czas, w którym nie był specjalnie fotogeniczny ?”. (s. 409).

Skoro padło nazwisko prezydenta Havla, to przypomnijmy (za Michnikiem – s. 186), że w czasie obrad polskiego Okrągłego Stołu odbyła się w Warszawie premiera jego sztuki, podczas gdy on siedział w czechosłowackim więzieniu, i na premierę demonstracyjnie przyszedł komunistyczny premier Mieczysław Rakowski. To dowodzi, że świat nie jest biało-czarny i że ferowanie lekkomyślnych osądów jest (delikatnie nazywając) dziecinadą.
Z całego tomu na szczególną uwagę zasługuje przemówienie Michnika wygłoszone w Centralnej Synagodze w Nowym Jorku, 19.IV.1991, pt " Solidarność z żydowskim losem", z okazji otrzymania Nagrody Shofara (s. 397).

J.M.COETZEE - "The Childhood of Jesus

J.M. COETZEE - “Dzieciństwo Jezusa”

Nihil humani a me alienum puto /Terencjusz/. /„Nic ludzkiego nie jest mnie obce”/. Dotyczy to również zarozumiałości, próżności, hucpy i zbytniej pewności siebie. A to cechy, które objawił Coetzee. Memu ulubionemu pisarzowi, autorowi arcydzieła - „Hańby”, odbiło, przewróciło się z dobrobytu we łbie. Wyszedł z założenia, że cokolwiek napisze, to ludzie i tak kupią i nie ośmielą się podnieść ręki na opromienionego chwałą, laureata Nagrody Nobla. Szczególnie trafne jest tu określenie hucpa – arogancja zademonstrowana przez autora wobec mnie, wobec moich uczuć religijnych.

Dla jasności przekazu informuję, że jak większość Polaków rozpocząłem swoją drogę od katolicyzmu, by dojść w sensie filozoficznym do panenteizmu oraz przekonania Junga, że wiara w istnienie Boga jest mnie niepotrzebna, skoro o tym, że ON JEST, ja po prostu WIEM.

Tytuł - „The Childhood of Jesus” jest tanim chwytem komercyjnym, w pełni udanym, sądząc po przeczytanych przeze mnie recenzjach czytelników, którzy w Simonie dopatrują się bądż św. Józefa, bądż archanioła Gabriela. O usiłowaniach identyfikacji Inez z Matką Boską, czy też odkrywaniu Jezusa w rozwydrzonym smarkaczu – Dawidzie, nie chcę słyszeć, bo to woła o pomstę do Nieba.

W trakcie czytania zrobiłem cztery strony notatek m.in. o nawiedzeniu Inez-Marii czy też o Jezusie-Dawidzie mówiącym: „I haven’t got a mother and I haven’t got a father. I just am”, lecz zrezygnowałem z umieszczania ich w tej opinii, gdyż drobiazgowy opis spektakularnego manipulowania Biblią pomniejszyłby skalę przestępstwa.

O co więc autorowi /poza pieniędzmi/ chodziło? Co nam chciał przekazać ? To pytanie zadaje mnie, /w koszmarnych snach, od 55 lat/, moja polonistka z liceum, p. Różańska. Nachodzi mnie i pyta: „co poeta chciał nam powiedzieć ?”, a ja się budzę przerażony i szepczę: „ja nie wiem nawet co to mickiewiczowskie czterdzieści i cztery”. I tym razem też nie wiem, ale wcale się tym nie martwię.
Czym więc jest ta książka ? Mniej lub więcej udaną satyrą rzeczywistości panującej w państwie - nazywanym przez Hannah Arendt - totalitarnym, państwie – przed którym przestrzega Leszek Kołakowski - o rozbudowanym „welfare state”, czy też każdym państwie widzianym oczami „newcomers”. Ale to za mało by mnie usatysfakcjonować.

Monday, 3 February 2014

MICHNIK - SZANSE POLSKIEJ DEMOKRACJI

Adam MICHNIK - "Szanse polskiej demokracji" tom II

KTO MICHNIKA NIE CZYTA DUŻO TRACI
Gorzej niż z tomem I, bo tylko moja recenzja z zaledwie 19 plusami, a ocena tego zbioru genialnych artykułów i esejów wyszła - 5,5 gwiazdki, jako średnia moich dziesięciu i innego czytelnika - jednej gwiazdki.
Przedmowę pt „Profil człowieka odważnego (o Adamie Michniku)” napisał sam Jan Nowak – Jeziorański, a jej przesłanie sprecyzował w końcowym fragmencie (s. 12):
„Cała filozofia Michnika streszcza się w tym jednym zdaniu:
'Każdy akt oporu ocala jakąś sumę wolności, godności i prawdy. Ocala wartości, bez których żaden naród nie może egzystować' .”

Z bogatej problematyki omawianej przez Michnika, wybieram, dla Państwa, dwa tematy do szerszego omówienia:
1. „Solidarność” nigdy nie postulowała odsunięcia komunistów od władzy
2. Dmowski propagował nacjonalizm, lecz pod protektoratem Moskwy.

Ad 1. „SOLIDARNOŚĆ” nie postulowała odsunięcia komunistów od władzy (s. 41), a kler przed takimi pomysłami przestrzegał (por. pouczanie strajkujących przez prymasa Wyszyńskiego 26.o8.1980 r na Jasnej Górze). Strajkujący w 1980 r. nawet w najczarniejszych snach nie przewidywali zamiany realnego socjalizmu na kapitalizm. Chcieli socjalizmu z „ludzką twarzą”.

Od wydarzeń 1980 roku minęło prawie 36 lat (piszę te słowa 9.05.2016 r. paradoksalnie w Dniu Zwycięstwa, podważanym propagandą o zniewoleniu. I z tej przyczyny wezwanie o zaprzestanie profanacji pamięci młodych Polaków - więźniów łagrów i gułagów, którzy poświęcili życie dla Ojczyzny ginąc pod Lenino czy w walkach o Wał Pomorski, a jedyną ich „winą” było to, że nie zdążyli załapać się do Armii Andersa). Od powstania „Solidarności” wyrosły dwa pokolenia i głównie dla nich postanowiłem przytoczyć 21 sławnych postulatów gdańskich robotników strajkujących w 1980 roku, by pomóc im przyswoić prawdę zawartą w tytule tego punktu

Postulat 1. Akceptacja niezależnych od partii i pracodawców wolnych związków zawodowych wynikających z ratyfikowanych przez PRK Konwencji nr 87 Międzynarodowej Organizacji Pracy, dotyczących wolności związków zawodowych.
Postulat 2. Zagwarantowanie prawa do strajku oraz bezpieczeństwa strajkującym i osobom wspomagającym.
Postulat 3. Przestrzegać zagwarantowanej w Konstytucji PRL wolności słowa, druku, publikacji, a tym samym nie represjonować niezależnych wydawnictw oraz udostępnić środki masowego przekazu dla przedstawicieli wszystkich wyznań.
Postulat 4. Przywrócić do poprzednich praw: a. ludzi zwolnionych z pracy po strajkach w 1970 i 1976 r., studentów wydalonych z uczelni za przekonania, b. zwolnić wszystkich więźniów politycznych /w tym Edmunda Zadrożyńskiego, Jana Kozłowskiego, Marka Kozłowskiego, znieść represje za przekonania.
Postulat 5. Podać w środkach masowego przekazu informacje o utworzeniu Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego oraz publikować jego żądania.
Postulat 6. Podać realne działania mające na celu wyprowadzenie kraju z sytuacji kryzysowej poprzez: a. podanie do publicznej wiadomości pełnej informacji o sytuacji społeczno-gospodarczej, b. umożliwienie wszystkim środowiskom i warstwom społecznym uczestniczenie w dyskusji nad programem reform.
Postulat 7. Wypłacić wszystkim pracownikom biorącym udział w strajku wynagrodzenie za okres strajku - jak za urlop wypoczynkowy, z funduszu CRZZ.
Postulat 8. Podnieść zasadnicze uposażenie każdego pracownika o 2000 zł na miesiąc, jako rekompensatę dotychczasowego wzrostu cen.
Postulat 9. Zagwarantować automatyczny wzrost płac równolegle do wzrostu cen i spadku wartości pieniądza.
Postulat 10. Realizować pełne zaopatrzenie rynku wewnętrznego w artykuły żywnościowe, a eksportować tylko nadwyżki.
Postulat 11. Znieść ceny komercyjne oraz sprzedaż za dewizy w tzw. eksporcie wewnętrznym.
Postulat 12. Wprowadzić zasady doboru kadry kierowniczej na zasadach kwalifikacji, a nie przynależności partyjnej oraz znieść przywileje MO, SB i aparatu partyjnego poprzez: zrównanie zasiłków rodzinnych, zlikwidowania specjalnych sprzedaży itp.
Postulat 13. Wprowadzić na mięso i jego przetwory kartki bony żywnościowe /do czasu opanowania sytuacji na rynku/.
Postulat 14. Obniżyć wiek emerytalny dla kobiet do 55 lat, a dla mężczyzn do lat 60 lub przepracowanie w PRL 30 lat dla kobiet i 35 lat dla mężczyzn bez względu na wiek
Postulat 15. Zrównać renty i emerytury starego portfela do poziomu aktualnie wypłacanych.
Postulat 16. Poprawić warunki pracy służby zdrowia, co zapewni pełną opiekę medyczna osobom pracującym.
Postulat 17. Zapewnić odpowiednią ilość miejsc w żłobkach i przedszkolach dla dzieci kobiet pracujących.
Postulat 18. Wprowadzić urlop macierzyński płatny przez okres trzech lat na wychowanie dziecka.
Postulat 19. Skrócić czas oczekiwania na mieszkania.
Postulat 20. Podnieść diety z 40 zł na 100 zł za rozłąkę.
Postulat 21. Wprowadzić wszystkie soboty wolne od pracy. Pracownikom w ruchu ciągłym i systemie czterobrygadowym brak wolnych sobót zrekompensować zwiększonym wymiarem urlopu wypoczynkowego lub innymi płatnymi dniami wolnymi od pracy.

Jak Państwo widzicie, przeważały postulaty socjalne, a słowo "komunizm" nie padło ani razu.
Dzisiaj szafuje się słowem "komunizm", w koło Macieju bzdurzy się o "walce z komunizmem", a my walczyliśmy o "socjalizm z ludzką twarzą" osiągalny przez spełnienie powyższych postulatów. Tak w 1976 r oceniał sytuację Michnik (s. 110):
„Nierealistyczna jest rachuba na obalenie reżimu w Polsce, jeśli nie ulegnie zmianie struktura polityczna ZSRR; niebezpieczne jest dążenie do działań konspiracyjnych”.
NIKT W POLSCE NAWET NIE MARZYŁ O UPADKU IMPERIUM SOWIECKIEGO. Najpopularniejszy wtedy katolicki felietonista „Kisiel” przyjmował zakłady, że ZSRR za jego życia nie padnie (p. „Dzienniki” Kisielewski).*
* Dlatego jako anegdota przetrwała jego wypowiedź z 1987 roku, na dwa lata przed wiadomymi zmianami (!!!):
"...leżymy obok Związku Radzieckiego, drugiego mocarstwa świata, włączeni w jego system militarno-polityczny i że na "zmianę mapy" NADZIEI NIE MA" (podk. moje)

Michnik słusznie pisał (s. 110):
„Czynnikiem wyznaczającym granice możliwej ewolucji jest militarna i polityczna obecność ZSRR w Polsce”.
Przeto
„droga niewątpliwej walki o reformy, droga ewolucji, poszerzającej zakres swobod obywatelskich i praw człowieka jest jedyną drogą dla dysydentów w Europie Wschodniej..”.
Koncepcja polskiej opozycji zakładała
„powolne, stopniowe, cząstkowe przeobrażenia, a nie gwałtowny przewrót i zniszczenie przemocą istniejącego systemu”.
Klasycznym przykładem funkcjonowania „NOWEJ UMOWY SPOŁECZNEJ” była gierkowska Polska i kadarowskie Węgry. Sens tej „umowy” polegał na tym, że.. (s, 130):
„aparat władzy nie utrudniał ludziom życia, a ludzie nie utrudniali aparatowi władzy rządzenia. Aparat nie ingerował zbyt brutalnie w życie prywatne i zawodowe obywateli, a obywatele nie ingerowali w strefy zastrzeżone dla partyjnej nomenklatury”.
Ta „umowa” doprowadziła m.in. do paradoksu jakim były 3 min członków PZPR /w większości „porządnych” ludzi/ z 13 mln zatrudnionych w ogóle /czyli co czwarty/ (s. 106):
„Wielu wstępujących do PZPR motywowało swą decyzję następująco: 'w ten tylko sposób służyć mogę sprawie demokracji w Polsce'.”.

Ad. 2 DMOWSKI PROPAGOWAŁ NACJONALIZM, LECZ POD PROTEKTORATEM MOSKWY
Zwijam się ze śmiechu obserwując prawicowych, nacjonalistycznych rusofobów składających wieńce przed pomnikiem Dmowskiego, wg którego (s. 151):
„...nowoczesny Polak miał słuchać rosyjskiego generał-gubernatora, rozbijać żydowskie sklepy i czekać na zmianę koniunktury międzynarodowej”.
DMOWSKI PROPAGOWAŁ NACJONALIZM, LECZ POD PROTEKTORATEM MOSKWY. Dlatego RUSOFOB CZCZĄCY DMOWSKIEGO TO TYPOWY OKSYMORON. Aby przybliżyć jego kontrowersyjną osobę zamieszczam cytat z omawianej książki (s. 293) :
„Jego refleksje o potędze mafii żydowsko-masońskiej wprawiają dziś w zakłopotanie nawet zawziętych zwolenników Dmowskiego. Nasuwa się pytanie: jak człowiek tak przenikliwy i inteligentnie analizujący sytuację międzynarodową mógł wierzyć w głupstwa godne bab z magla.. ..Stajemy bezradni wobec tej tajemniczej skazy, która miała stać się chorobą polskiej duszy..”.
Michnik kontynuuje myśl na następnej stronie (s. 294)
„...Myśl Dmowskiego precyzyjnie odzwierciedla polski kompleks antyzachodni. Kompleks odrzuconej miłości. Kompleks ubogiego krewnego, którego odpędzono od rodzinnego stołu po spektakularnej plajcie. Schizofrenia impresaria, który marzy o dyrekcji paryskiej opery, a zawiaduje publicznym zamtuzem w prowincjonalnej rosyjskiej guberni. Z tego rozdarcia rodził się agresywny nacjonalizm. Ze słabości i zacofania czynił on źródło siły”.
Zasadniczo mógłbym na tym zakończyć, lecz skoro ja się naszukałem, a przede mną Michnik, to postanowiłem dodać dwie uwagi na temat Dmowskiego, aby Państwu da spójny obraz tego wielkiego polityka. Na stronie 295 Michnik zauważa:
„..Dmowski popierał wielkorosyjski nacjonalizm w dążeniu do powiększenia imperiów carów o resztę ziem polskich...”
…..a wcześniej (s. 288) przedstawia pogląd Dmowskiego na temat „zdrowego instynktu narodowego” (s. 288):
„W „Myślach nowoczesnego Polaka” Dmowski brutalnie stwierdził, że kto mówi, iż chciałby Polski zgodnej ze wszystkimi sąsiadami, powodującej się abstrakcyjnym ideałem sprawiedliwości, a nie ekspansją terytorialną; kto chciałby w walce z Rusinami, Litwinami czy Żydami widzieć objawy „szowinizmu”, a nie zdrowy instynkt narodowy; kto mówi, że chciałby Polski, ale krzywi się na myśl o polskiej policji i polskich więzieniach - ten kpi sobie z idei niepodległości..”

Skoro już tyle czasu Państwu zabrałem, to jeszcze o chwilę uwagi proszę dla paru cytatów.
O interwencji polskiej w Czechosłowacji w 1968 roku (s. 56):
„....'Polacy dławią ruch wolnościowy w Czechosłowacji' - pomyślałem. I poczułem - pierwszy raz w życiu - gorzki smak narodowej hańby...”
O nagonce na Miłosza (s. 70):
„...Takiej nagonki nie znała polska literatura od czasu sprawy Brzozowskiego.. ..Miłosz zaatakował sam rdzeń intelektualny ówczesnej świadomości kulturalnej Polaków....”
O antyrosyjskości (s. 149):
„...antyrosyjskość bywa maską dla postaw zachowawczych i dla zwyczajnego konformizmu..”
O Piłsudskim jednozdaniowe streszczenie świetnego eseju zamieszczonego w innym tomie (s. 163):
„...przewrót majowy był złamaniem zasady konstytucyjnej. Konflikty z Sejmem przygotowały hańbę Brześcia. (.) Z ducha Brześcia wyrosła Bereza, Ozon i groźny obyczaj elity władzy, która poczęła traktować państw i naród jak swój prywatny folwark...”
Przypomniał też porzekadło (s. 179):
„Polacy umieją z godnością umierać, ale nie umieją z godnością żyć”
A ten poniekąd przegląd kończę listą osób, choć z obecnością niektórych na niej trudno mnie się pogodzić. Michnik pisze (s. 248):
„Przypomnijmy więc, że aktywną obecność, a nie wewnętrzną migrację wybrali: Tadeusz Kotarbiński i Kazimierz Ajdukiewicz, Tadeusz Manteuffel i Kazimierz Wyka, Maria i Stanisław Ossowscy. Maria Dąbrowska i Leon Schiller, Antoni Słonimski i Jerzy Zawieyski. Powtórzmy: celem ich wszystkich była obecność w życiu narodu i obrona tego, co wydało się możliwe do obrony”



Sunday, 2 February 2014

MICHNIK - KOŚCIÓŁ, LEWICA, DIALOG

Adam MICHNIK - „KOŚCIÓŁ, LEWICA, DIALOG”
tom I

UWAGA! MIMO EWENTUALNYCH NEGATYWNYCH UCZUĆ DO AUTORA, NIE MOŻNA GO NIE CZYTAĆ!!
W pierwszych miesiącach mojej obecności na LC (I kwartał 2014), umieściłem recenzje siedmiu tomów „Dzieł” Michnika, niewątpliwie bardzo wartościowych. Aby to dodatkowo uzasadnić cytuję sąsiada z LC, "kiniol89", autora j e d y n e j opinii omawianego I tomu, poza moją:
"Adam Michnik - Urban III RP jak nazywają go niektórzy, bądź naczelny inteligent jak mawiają inni. Nie będę ukrywał, że raczej skłaniam się ku pierwszemu określeniu, ale to nie ma większego znaczenia..."

OK, i o to chodzi, bo ja nie agituję za Michnikiem, ani nie namawiam do żadnych pozytywnych uczuć, lecz gorąco namawiam do czytania tego "naczelnego inteligenta" bądź "Urbana III RP", jak go trafnie nazwał "kiniol89". A tymczasem wyniki są tragiczne: omawiany tom, jak wspomniałem, opiniowaliśmy tylko my dwaj, ocen uzbierało się wszystkiego 12, a moja dotychczasowa recenzja dostała 27 plusów.
Nie wiem, czy zdecyduję się na poprawę recenzji wszystkich siedmiu tomów, więc rzeczy dotyczące całości tutaj wyłożę:
W przeciwieństwie do kolegi z LC jestem wielbicielem Adasia, który choć o trzy lata ode mnie młodszy, wzbudzał mój zachwyt od czasów szkolnych. Oczywiście nie tylko mój, gdy jako licealista znalazł protektora w Adamie Schaffie, a jako 17-latek zrobił furorę u Giedroycia w Paryżu.
Dwadzieścia parę lat temu zrobiłem sobie listę żyjących polskich intelektualistów szczególnie dla mnie ważnych. Obok Michnika umieściłem na niej panie Janion i Skargę i panów Kołakowskiego, Miłosza, Lema, ks, Tischnera, ks. Michała Hellera oraz multi tituli Karola Wojtyłę. Niestety, czas robi swoje i z moje dziewiątki pozostało troje: prof. Maria Janion (ur. 1926), ks, prof, laureat Templetona. Michał Heller (ur, 1936) i wiecznie młody Michnik (ur. 1946).
Nim przejdę do książki, chcę Państwu zaproponować wcześniejsze przeczytanie "Między panem a plebanem", rozmowę dwóch mędrców Tischnera i Michnika prowadzoną przez Żakowskiego
Aby Państwa przekonać do lektury, a nie znużyć ograniczę się do "Posłowia" ks. J. Tischnera, a z treści wybrałem wizerunek Kołakowskiego stworzony przez Michnika.
„POSŁOWIE” ma tytuł
„Po co Pan Bóg stworzył Michnika?"
Według dowcipnego ks. Tischnera (s. 279):
"Jasne, że musiał mieć jakiś cel. Jakby nie było celu, toby nie było Michnika, A Michnik jest, Zdaniem niektórych nawet za bardzo! Więc po co?"
Tischner kontynuuje temat parę stron dalej (s. 291):
„Co sobie myślał Pan Bóg, stwarzając Michnika? Oto właściwe pytanie! Jak dotąd, wydaje się, że chciał uczynić Michnika „ofiarą dziejów”. Nasycił jego duszę sprzecznościami, grzechem obciążył samo jego istnienie. Co z takim zrobić? Ukrzyżować! Taką myśl od dawna wyrażają polscy antysemici... ..Czy Michnik jest Żydem? A czy to takie ważne, jak jest naprawdę? Antysemityzm to taki kierunek, który sam decyduje o tym, kto jest, a kto nie jest Żydem....”
I jak tu Tischnera nie kochać?. A w dodatku, gdy końcowej odpowiedzi udziela po góralsku (s.293):
„Nie wiecie, po co Pan Bóg stworzył Michnika?
- Coby mądry zmądrzoł, a głupi jesce barzyj zgłupioł”
Musimy jednak powrócić do początku „Posłowia”, gdzie ks. J. Tischner zauważa trochę w stylu Norwida (s 279):
„Język polski nie zna takiej obelgi, jakiej by nie rzucono w twarz Michnikowi, ani też nie zna takiej pochwały, jaką by go nie ozdobiono. Michnika gani się lub chwali, czy oznacza to, że się Michnika rozumie? Jedno z drugim nie zawsze idzie w parze....”
W „Posłowiu” jeszcze dobry cytat z Simone Weil (s. 292):
„Kto mieczem wojuje, od miecza ginie, ale kto odrzuci miecz, ten zginie na krzyżu”

Recenzję tomu zacznijmy od końca, czyli samooceny autora (s. 200):
„...nakreśliłem obraz Kościoła zbyt rozjaśniony..”.
No właśnie, to bardzo delikatna samoocena. Przy całej wartości książki, denerwuje czytelnika strach Michnika przed klerem. I przez to trochę się zawiodłem.
Autor asekuruje się cytatami, a sam odważa się tylko stwierdzić (s. 204):
„..jak długo ludzie Kościoła nie zrozumieją całej dwuznaczności sojuszu kleru z szowinizmem narodowym.. ...tak długo grozić im będzie niebezpieczeństwo tłumaczenia nauk Ewangelii na język politycznego fanatyzmu...”. /podkr .moje/.
Skoro Michnik głównie cytuje, to i ja kwintesencję tej książki przedstawię podając myśli innych. Zacznijmy od Marksa, nie wyrywając jego „opium” z kontekstu (s. 14):
„Religia jest westchnieniem uciśnionego stworzenia, sercem nieczułego świata, jak jest duszą bezdusznych stosunków. Religia jest opium ludu”.
Katolicki pisarz i poseł, Jerzy Zawiejski wspomina (s, 14):
„Bo czymże był Kościół i katolicyzm dla nas, byłych socjalistów i katechumenów w dwudziestoleciu ? Muszę wyznać z bólem, że Kościół, w osobie swych urzędowych przedstawicieli, czyli kleru, stanowił dla nas największą przeszkodę na drodze do katolicyzmu i wiary. Katolicyzm równał się dla nas z antysemityzmem, z faszyzmem, z ciemnogrodem, fanatyzmem itd..”.
Skoro Zawiejski, katolik o nieposzlakowanej opinii, rzuca takie oskarżenia polskiemu klerowi, to ja tylko skromnie dodam, że III RP coraz bardziej przypomina Drugą.
Z kolei, najczęściej obecnie cytowana kobieta - Simone Weil (o pierwszeństwo z nią może tylko walczyć Hannah Arendt) pisała (s. 97):
„...żeby Kościół powiedział otwarcie, że zmienił się, czy też chce się zmienić. W przeciwnym razie kto weźmie go poważnie, pamiętając INKWIZYCJĘ ? ..... Kościół pierwszy położył w Europie XIII wieku.. ..fundamenty totalizmu.. ..A sprężyną tego totalizmu był użytek zrobiony z dwóch małych słów ANATHEMA SIT”. (przyp.mój - NIECH BĘDZIE PRZEKLĘTY).
Ze względu na aktualność przytoczę teraz słowa mego mistrza Kołakowskiego (s, 272):
„..Jeśli Kościół nie potrafi przez nauczanie swoje i wpływ duchowy.. ..ograniczać grzechów, ..jeśli więc posłanie jego jest mało skuteczne.. to sam siebie winić powinien, niż żądać świeckiego ramienia”.
Aby dopełnić obrazu dzieła jeszcze parę istotnych cytatów: Kołakowskiego, mówiącego o..(s. 118): „..zmorze klerykalnego, fanatycznego i tępego katolicyzmu, który od czterech stuleci przygniata i sterylizuje naszą kulturę narodową”.;
Miłosza, który, co ciekawe, że już w 1988 r, napisał (s. 209):
„..w Polsce nastąpił wzrost tendencji nacjonalistycznych, które mnie.. ..przypominają alians pomiędzy Kościołem katolickim, a prawicą polityczną”,
a także on, w liście do Venclowy (s. 211):
„...w naszym stuleciu ostoją mentalności sarmackiej, która zrodziła nowoczesny nacjonalizm, był Kościół”.;
oraz Michnika powtarzającego za Wolterem, Feuerbachem i Marksem (s. 155):
„...religia jest zawsze jakąś formą protezy psychologicznej, wyrazem słabości duchowej, rodzajem ucieczki od odpowiedzialności”.
Kończę swoją opinię słowami niedawno zmarłego człowieka, który zawsze uważnie słuchał adwersarzy tj Mazowieckiego (s. 145):
„DIALOG ma zatem miejsce wtedy, kiedy zakłada wprost lub pośrednio - gotowość do wniknięcia w odmienne racje i w odmienną perspektywę myślenia..”.
Maruda jestem, więc jeszcze mądre pouczenie ks. Romana Rogowskiego (s. 155):
„..wiara nie jest ASEKURACJĄ, ale WEZWANIEM. Bóg to nie ktoś, kto jest swoistym panaceum na wszelkie niedostatki..”.
No i wreszcie doszedłem do obiecanej, niezwykle trafnej charakterystyki Kołakowskiego (s. 150-1):
"...Zaczynał - w okresie stalinowskim - jako skrajny ateista i "osobisty wróg Pana Boga". Podejmowana przezeń krytyka religii i Kościoła była krytyką totalną. Odrzucając konsekwentnie stalinizm, nie zrewidował zrazu swych skrajnie antyreligijnych przekonań. Jeszcze w 1956 roku, w okresie odwilży i Października, głosił poglądy, które poprzednio nazwaliśmy antyreligijnym obskurantyzmem, Kołakowski - jak się zdaje - niemal jednakie kryteria przykładał do wiary w Boga i wiary w stalinowskie fetysze. Krytyka jednego zjawiska była zarazem krytyką drugiego. W znakomitym i niezwykle ważnym eseju o „Kapłanie i błaźnie” (1958) wystąpił Kołakowski jako zwolennik cnót „błazeńskich”: permanentnego krytycyzmu i nieufnego relatywizmu wobec wszelkich kapłańskich ideologii, wobec wszystkich, łącznie z chrześcijaństwem, skodyfikowanych wizji ludzkiego świata. Był zatem również wrogiego tępego i fanatycznego ateizmu, czego dał wyraz w ciekawym artykule „Małe tezy de sacro et profano” (1959 rok). Pisał:
'Z punktu widzenia świeckiego humanizmu socjalistycznego w Polsce wzrost indyferentyzmu religijnego religijnego jest, oczywiście, pożądany (..). Z tego samego punktu widzenia pożądane są jednak również postępy, jakie katolicyzm otwarty czyni kosztem katolicyzmu fanatycznego i konserwatywnego, pomimo że działalność jego nie zmierza w kierunku indyferentyzacji religijnej, ale religijności pogłębionej i zmodernizowanej'.
W dalszej części wywodu wyszydza Kołakowski infantylny ateizm „demaskatorski”, którego, „odbiór kończy się na przekonanych ateistach”. Kolejnym etapem ewolucji autora „Kultury i fetyszy” był piękny esej „Jezus Chrystus – prorok i reformator” (1965 rok). Ponowił tam swoje ataki na fanatyczny katolicyzm i prostacki ateizm, powtórzył nadzieje wiązane z otwartym katolicyzmem, ale zarazem - co najważniejsze - złożył wielki hołd naukom moralnym Jezusa Chrystusa i fundamentalnym wartościom chrześcijaństwa. Zasadniczy ton tego eseju odnaleźć można także w „Obecności mitu”, a w późniejszej publicystyce, pisanej już po 1968 roku w Anglii i Stanach Zjednoczonych, Kołakowski uznał religię za jeden z niewielu gwarantów trwałości kultury i norm międzyludzkich.
Tego po dziennikarsku powierzchownego streszczenia ewolucji stosunku Kołakowskiego do religii nie weźmie mi za złe - mam nadzieję - nikt z duchowych uczniów Kołakowskiego. Wszyscy ludzie z mego pokolenia są w jakiejś mierze jego uczniami. Zbuntowanymi, niewiernymi, krytykującymi - ale zawsze przezeń uwarunkowanymi. Leszek Kołakowski był dla mojego pokolenia - wyłączam oczywiście katolików - wzorem odwagi obywatelskiej, czystości moralnej i intelektualnej rzetelności...”

Ostatnie słowa w pełni uzasadniają celowość umieszczenia oceny Kołakowskiego w mojej recenzji, bo zapewniam, że nigdzie, Państwo, nie znajdziecie tak prawdziwej i esencjonalnej oceny naszego największego filozofa.' i Ta esencjonalność jest cechą charakterystyczną całego tomu, w którym powiedziano tak wiele na tak niewielu stronach. Proszę Państwa, Wasze uczucia do Michnika są nieistotne wobec bogactwa podanych faktów i przetrawionych myśli. Pominięcie lektury „Dzieł” Michnika zubaża każdego, bez szansy rekompensaty innym sposobem.