Z radością
powitałem nową (2018)
książkę Kate Morton,
bo ma u
mnie 10/10 za
„Strażnika tajemnic” z
2012 roku, o
którym pisałem:
„..Przepiękna, przewidywalna
SZMIRA. Cudowne czytadło, które przeczytałem rozemocjonowany do ostatniej 919
strony (e-book)… …Oczywiście 10/10 w
kategorii kiczów (jak "Znachor" czy "Trędowata"). Polecam.”
Teraz jest
jeszcze lepiej, bo
jest duch, snujący
się od 150
lat, a stron
prawie tyle samo.
Na pierwszej stronie
czytam:
NIEZWYKŁA
HISTORIA O SKRYWANYM SEKRECIE, OKRUTNYM MORDERSTWIE, ZUCHWAŁEJ KRADZIEŻY,
SZTUCE, MIŁOŚCI I STRACIE.
Rok 1862. Wiktoriańska Anglia.
Już używana w
każdym anonsie „wiktoriańska” oddziałuje
na czytelnika. Grupa
młodych artystów w
malowniczym Birchwood. I….
Nie, streszczenia nie
będzie. Wystarczy duch polerujący „kości”
(s.34 z 468 pdf):
„….Odwraca moje myśli od
zmurszałych kości przyzwyczajeń. Kości takich jak te… … Są też inne kości. Te, które sama sobie
zakazałam polerować…”
Mamy też
błyskotliwe „złote myśli” (s.68):
„Każdy zegar jest wyjątkowy (..) I tak jak
twarz u człowieka, tarcza zegara, niezależnie od tego, czy jest ładna, czy nie,
stanowi tylko maskę, za którą skrywa się mechanizm”.
Podkreślić muszę
też specyficzne piękno
języka (s.73):
„….ojciec powoli staczał się w
mroczne odmęty smutku…”
A że
to wspomina pozaczasowy
duch, ulegam fascynacji
tą opowieścią.
Niestety, szmira
sukcesywnie zaczęła tracić swoją
szmirowatość, na rzecz
zwykłego nieudacznictwa.
Nuda zaczęła mnie
ogarniać i zacząłem
wspominać jak pięknie
cierpiał ordynat Michorowski,
łzy rzęsiste mnie
z oczu popłynęły,
lecz brnąłem dalej…
W efekcie
poczułem się oszukany,
bo chciałem dać
10/10 za wybitną
szmirowatość, a tu
okazało się, że
to zwykła przeciętna
lichota, więc ocena
3/10 niech będzie
dla autorki przestrogą,
bo dalej wierzę,
że ją jeszcze
na wybitną szmirę
stać
No comments:
Post a Comment