Carol
Berg (ur.1948) - amerykańska
pisarka. (Wikipedia):
„…….Carol Berg is the author of several fantasy novels, including the
books from the Rai-Kirah series, Song of the Beast, the books
from The Bridge of D'Arnath series,
and the Lighthouse novels.
In January 2010, she introduced a new series with the release of The Spirit Lens: A Novel of the Collegia
Magica.
Berg holds a degree in mathematics from Rice
University, and a degree in computer science from the University
of Colorado. Before writing full-time, she designed software. She
lives in Colorado, and is the mother of three boys…”
Debiutowała w
2000 roku „Przeobrażeniem”, a
potem doszły dwa
tomy, razem tworząc
serię Rai-Kirah.
Pierwsza sprawa
to oryginalność nazw i
imion, bo „normalne” imiona
maja tylko przywódcy
Imperium Zła, oczywiście!!
o brzmieniu rosyjskim:
Ivan, Dmitri i
Aleksander. Imperium
zniewala wszystkich sąsiadów,
a nieposłuszne narody
„likwiduje” („aluzju poniał”
- Aleksander jest
m.in. palatynem anagramowego AZHAKSTANU) Aleksander bitnym
i okrutnym jest,
jak i analfabetą (hmmm, „kacap”).
Czytam te amerykańskie
dyrdymały, mylę pokrętne
nazwy i powoli
dojrzewa myśl, że
dobrnę do s.100
z 325 pdf. Nie
wiem, o co
chodzi, lecz podziwiam
oryginalność języka autorki
(s.71):
„– Lys na Llyr. – Tienoch havedd, Llyr. Nepharo wydd –
odpowiedziałem. – Śpij spokojnie..”
Fajne, nie?
W dodatku nasz
bohater - niewolnik, który
był Strażnikiem, czuje
przymus (s.82):
„..kształcić tych, którzy nosili Fedanach..”.
To
bardzo poważna sprawa.
lecz zaciekawienie moje
wzrosło, bo pojawiła
się „kobitka”, która natychmiast
rozwiązała język naszemu
milczącemu niewolnikowi,
imieniem Seyonne. Trup
sieje się gęsto,
a analfabetyzm -
szeroko. No i
czary-mary i zaklęcia
są. Autorka uprzedza
moje pytanie dlaczego
Seyonne, znający czary-mary,
daje się torturować
i zniewalać od
16 lat. Bo
moc utracił, ale
pomagać (kolaboracja??) wybiórczo
Aleksandrowi może…
Tymczasem minąłem
stronę 100 i
postanowiłem czytać dalej,
by dowiedzieć się
w co autorka
zmieni księcia Aleksandra;
no i zmieniła
w jakąś smokowatą
bestię - shangara, którego
Seyonne wypędził, a
patrząc w oczy Aleksandra,
ujrzał, że (s.126):
„..W
głębinach jego duszy płonął Fedanach….
Aby
efektownie zakończyć lekturę i znajomość z
autorką, zajrzałem na
następną stronę (s.127):
„…Powróciliśmy
do szopy ogrodnika, choć Aleksander przysięgał, że ma dosyć taplania się w
błocku….”
Brawo, Aleksandrze!
A ja mam „dosyć
taplania się” w
takich nieporadnych dyrdymałach. Estetyki mojej
specjalnie ta lektura
nie ubodła, więc
wspaniałomyślnie daję 3/10
No comments:
Post a Comment