Stanislaw Ignacy WITKIEWICZ - "Tumor Mózgowicz"
Dostępny na: https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/tumor-mozgowicz.html
W Słowniku Bohaterów Literackich czytam:
http://encyklopedia.interia.pl/slownik-bohaterow-literackich/news-tumor-mozgowicz,nId,2256531
"...Fantastyczne i nie do końca logicznie powiązane wydarzenia 'Tumora Mózgowicza' oraz bohaterowie, których czyny nie wynikają z jakiegokolwiek psychologicznego prawdopodobieństwa, są elementami Witkacowskiego teatru awangardowego. W jego konstrukcji można się dopatrzyć zarówno groteski, elementów surrealizmu (do którego sam Witkacy się nie przyznawał), jak i wielu twórczych odniesień do polskich i europejskich dokonań dramaturgii...."
Witkacy napisal "Tumora Mózgowicza" w 1920 roku i dlatego wydaje mnie się ważny poniższy fragment z Wikipedii:
".....W roku 1917 przyłączył się do grupy "formistów" i brał udział w jej wystawach. Dwa lata później, w roku 1919, wydał swoje główne dzieło estetyczne 'Nowe formy w malarstwie i wynikające stąd nieporozumienia' zawierające 'Teorię Czystej Formy'.... ..'Teoria Czystej Formy' została wykorzystana także w teatrze. Tutaj Witkacy okazał się wizjonerem i inspirował reżyserów. Pod wpływem teorii Witkacego wykreował swój teatr Tadeusz Kantor..."
Sam autor podkreśla we wstępie że "Tumor.." jest przykladem zastosowania 'teorii czystej formy', o której w Wikipedii czytam:
"....treść dzieła ma niewielkie znaczenie i może być zupełnie dowolna, natomiast istotnym składnikiem staje się forma. Jej dziwność, nieliniowość i brak harmonii mają wstrząsnąć odbiorcą, skonfrontować go z nieznanym i zmusić do głębszych przeżyć... ....Czysta forma zakładała zerwanie z realizmem i naturalizmem. Dzieło skonstruowane na zasadach czystej formy powinno charakteryzować się przypadkową tematyką oraz odrzuceniem następstwa logiczneo poszczególnych scen, deformacją, brakiem chronologicznych następstw w fabule, odrzuceniem praw psychologii, biologii i etyki. Czysta forma miała być środkiem prowadzącym do przeżycia 'Tajemnicy Istnienia'. Istotę teorii czystej formy Witkacy ujmował następująco: „chodzi mi o fantastyczność bez żadnego ładu i składu, aby na scenie człowiek mógł popełnić samobójstwo z powodu wylania się szklanki wody, ten sam stwór, który pięć minut temu tańczył z radości z powodu śmierci ukochanej matki”... ...Witkacy zakładał, że sztuka skonstruowana zgodnie z zasadami czystej formy spowoduje u widza po obejrzeniu przedstawienia stan podobny do wybudzenia się z dziwnego snu..."
Jakub Kasprzak w bardzo interesującym eseju pt "Męczennik Czystej Formy" mówi:
http://teatralny.pl/historia-teatru/meczennik-czystej-formy,1647.html
".....Mimo że dzisiaj Witkacy jest uznanym artystą, jego teoria Czystej Formy wciąż nie jest powszechnie znana. Powtarzane są te same nieporozumienia, które do szału doprowadzały go w latach międzywojennych, oskarżenia o programowy bezsens i wygłup. Nie ma dzisiaj twórców, którzy uważaliby się za uczniów Witkacego i którzy deklarowaliby czysto formalne eksperymenty..."
Z powyższego wysnuwam wniosek, że powierzchowna lektura prowadzi do odbioru tego dzieła jako wygłup i robienie sobie "dżadż" z czytelnika przez Witkacego, natomiast zrozumienie założeń "teorii czystej formy", jak i poznanie sporów o nią m. in. wewnątrz znakomitej trójki WGS, skutkuje zachwytem utworami Witkacego, Gombrowicza, Schulza, w tym, oczywiście, i omawianym "Tumorem..".
Aby było na koniec weselej, cytuję Tumora przemawiającego do Greena:
„.....Ty pudermantlu, ty lokaju skurtyzaniałej nieskończoności!..."
Tradycyjnie 10/10
.
Saturday, 30 September 2017
Friday, 29 September 2017
Michalina DOMANSKA - "Dzwony"
Michalina DOMAŃSKA - "Dzwony"
Michalina Fieduszko, de domo Domańska, (1875 – 1936) napisała siedmiostronicowe "Dzwony" w 1914, które są symbolem tęsknoty za wolnością ciemiężonego ludu polskiego. Wzniosłe, patriotyczne. Może być. 4/10.
Adres: https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/domanska-dzwony.html
Michalina Fieduszko, de domo Domańska, (1875 – 1936) napisała siedmiostronicowe "Dzwony" w 1914, które są symbolem tęsknoty za wolnością ciemiężonego ludu polskiego. Wzniosłe, patriotyczne. Może być. 4/10.
Adres: https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/domanska-dzwony.html
Jules Gabriel VERNE - "Anioł kopalni węgla"
Jules Gabriel VERNE - "Anioł kopalni węgla"
Jules Gabriel Verne (1828 – 1905) - jeden z protoplastów fantastyki naukowej, pisał, jak się okazuje, również powieści dla młodzieży, a że ostatnio karmię się delicjami z "Wolnych Lektur", to nie mogłem sobie odmówić skosztowania tego kawałka.
No i niestrawności dostałem, bo zakalcem mnie uraczono, który w odniesieniu do literatury zwa kiczem nad kiczami.
Czternastoletnia Anna, otrzymuje pracę w kopalni dzięki nepotyzmowi, bowiem właścicielem kopalni jest stryjeczny stryjek. Tam pomaga jej Franciszek, lansując ją jako anioła kopalni; potem ona ratuje jego, a on okazuje się być synem właściciela kopalni i chwile później on ratuje ją, a właściciel kopalni zapewnia jej i umierającemu jej ojcu, a swojemu stryjecznemu bratu lukratywną pracę na powierzchni. Niech żyje nepotyzm, Anna, Franciszek i jej ojciec, który z łoża śmierci wstał!!
Jednego ino nie pojmuję, po jaką cholerę te naiwne dyrdymały Wolne Lektury opublikowały.
Absolutny przebój sezonu, piękna SUPERPAŁA!!!
Adres: https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/aniol-kopalni-wegla.html#anchor-idm325342672
Jules Gabriel Verne (1828 – 1905) - jeden z protoplastów fantastyki naukowej, pisał, jak się okazuje, również powieści dla młodzieży, a że ostatnio karmię się delicjami z "Wolnych Lektur", to nie mogłem sobie odmówić skosztowania tego kawałka.
No i niestrawności dostałem, bo zakalcem mnie uraczono, który w odniesieniu do literatury zwa kiczem nad kiczami.
Czternastoletnia Anna, otrzymuje pracę w kopalni dzięki nepotyzmowi, bowiem właścicielem kopalni jest stryjeczny stryjek. Tam pomaga jej Franciszek, lansując ją jako anioła kopalni; potem ona ratuje jego, a on okazuje się być synem właściciela kopalni i chwile później on ratuje ją, a właściciel kopalni zapewnia jej i umierającemu jej ojcu, a swojemu stryjecznemu bratu lukratywną pracę na powierzchni. Niech żyje nepotyzm, Anna, Franciszek i jej ojciec, który z łoża śmierci wstał!!
Jednego ino nie pojmuję, po jaką cholerę te naiwne dyrdymały Wolne Lektury opublikowały.
Absolutny przebój sezonu, piękna SUPERPAŁA!!!
Adres: https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/aniol-kopalni-wegla.html#anchor-idm325342672
Stanisław Ignacy WITKIEWICZ - "Nienasycenie"
Stanisław Ignacy WITKIEWICZ - "Nienasycenie"
Recenzji stricte nie będzie, bo lepiej czytać witkacologów, rzucę natomiast parę uwag. Zaczynam od żenującej strony polskojęzycznej Wikipedii:
"Nienasycenie – powieść Stanisława Ignacego Witkiewicza wydana w dwóch częściach (Przebudzenie i Obłęd) w 1930 w Warszawie w wydawnictwie "Dom Ksiązki Polskiej".
'Nienasycenie' uważane jest za najlepszą powieść Witkiewicza"
Koniec, kropka, to wszystko. Szczęśliwie coraz więcej polskich czytelników zna angielski, dzięki czemu może zaczerpnąć wiadomości z analogicznej, ale obszernej, strony anglojęzycznej, z której przytaczam fragment:
https://en.wikipedia.org/wiki/Insatiability
„....The utopian story takes place in the future, around 2000. After a battle, Poland is overrun by the army of the last and final Mongol conquests modelled on the Bolshevik revolution. The nation becomes enslaved to a fictional Chinese leader Murti Bing. His emissaries give everyone a special pill called DAVAMESK B2 which takes away their ability to think and their will to resist. East and West become one, in faceless misery fuelled by sexual instincts.
Witkiewicz's 'Insatiability' combines chaotic action with deep philosophical and political discussion, and predicts many of the events and political outcomes of the subsequent years, specifically, the invasion of Poland, the postwar foreign domination as well as the totalitarian mind control exerted, first by the Germans, and then by the Soviet Union on Polish life and art.....
.....Czesław Miłosz frames the first chapter of his book, "The Captive Mind", around a discussion of 'Insatiability', specifically the "Murti-Bing" pill, which allows artists to contentedly conform to the demands of the equivalent of Socialist Realism...."
To, że Witkacy wzorcuje podbój mongolski na rewolucji bolszewickiej, to drobiazg w porównaniu z genialnym proroctwem zniewolenia, jakiego doznaliśmy po II w. św., szczególnie, gdy jesteśmy świadomi samobójczej śmierci autora następnego dnia, w odpowiedzi na inwazję sowiecką 17 września. Ważne są również pigułki Murti-Binga, zniewalające umysł w kierunku tworzenia sztuki socrealistycznej, którym Milosz poświęcił pierwszy rozdział swojego kontrowersyjnego bestselleru pt „Zniewolony umysł” .
W wydaniu dostępnym na portalu „Wolne Lektury”, czytamy na redakcyjnej stronie:
„Młody chłopiec, syn srogiego barona-browarnika, wraca po maturze do rodzinnego dworu. Wydarzenia rozgrywają się bardzo szybko: w ciągu jednej nocy śmierć ojca i podwójna inicjacja seksualna oraz szereg dziwacznych znajomości, które zniechęcają naszego bohatera do sztuki, filozofii i religii, potem nacjonalizacja rodzinnego majątku, cios ze strony kochanki (rozbuchanej, starzejącej się femme fatale) i „upadek” matki w ramiona dziarskiego przedstawiciela „ludu”. Barwnym tłem tego dramatu jest wyuzdana political fiction: pogrążona w chaosie Polska, otoczona republikami bolszewickimi, w Rosji zwyciężyli biali, by zaraz ulec potędze bezdusznych Chińczyków. W atmosferze przygniatającej schyłkowości (upadek w różnych formach i kierunkach dotyczy wszystkich i wszystkiego), w ogólnym dojmującym nienasyceniu, wpływy zdobywa demoniczny, nieodgadniony Mąż Opatrznościowy — krzywonogi Generał-Kwatermistrz Kocmołuchowicz. Autor skupia się na dogłębnych opisach chwilowych stanów emocjonalnych, drgnień duszy. Analizuje zwłaszcza wszelkie wstydliwe i budzące wstręt aspekty relacji międzyludzkich, błyskotliwie zaklinając w materię swoistego, groteskowego języka świeże wówczas idee freudowskie (np. papidło — figura zmarłego, ale wciąż wszechwładnego ojca).”
Bolesność wielka mnie dopadła, bo chcąc się sianem wykręcić, by się nie natrudzić, dzień prawie cały zmitrężyłem w poszukiwaniu recenzji tego dzieła godnych polecenia Państwu, lecz znalazłem ino truizmy bądź frazesy lub potężne uczone dzieła, tak mądre i opasłe, że przekraczające możliwość percepcji szarego człowieka. Tak więc zdany na siebie, z góry przepraszam za moje uwagi nieskładne zapewne w treści i formie.
Oczywiście zacznę od WGS (kolejność dyskusyjna, lecz przypominająca mój monogram), tj dwóch wielkich egotyków kłócących się o FORMĘ i trzeciego skromnego, choć chyba najbardziej efektywnego. I tak sobie wykoncypowałem, że „Nienasycenie” koresponduje z późniejszą twórczością Gombrowicza. Aż tu nagle, przypadkiem trafiłem na poszukiwane zdanie w notce o książce Mateusza Wernera pt „Wobec Nihilizmu. Gombrowicz, Witkacy” na:
http://www.empik.com/wobec-nihilizmu-gombrowicz-witkacy-werner-mateusz,prod22460012,ksiazka-p
„...Nihilizm jest wielkim tematem literatury nowoczesnej, a w polskiej literaturze nurt ten reprezentują dzieła Witolda Gombrowicza i Stanisława Ignacego Witkiewicza. Celem tej publikacji jest prześledzenie sposobu, w jaki autorzy „Pornografii” i „Nienasycenia” podejmują problem nihilizmu, i w jakim stopniu ich własna sztuka i myślenie stają się odpowiedzią na ten problem. Konkluzje do których obaj pisarze doszli, zaszyfrowane w literackich metaforach, konstrukcjach narracyjnych, stylistycznych wyborach, ale także w wypowiedziach explicite filozoficznych – mają dziś dla nas większe znaczenie, niż mogliśmy kiedykolwiek podejrzewać..."
Poza nihilizmem łączył ich głęboki patriotyzm, przejawiający się w analizie naszego "charakteru narodowego" w świadomości zalet i wad Polaków, w trosce o miejsce Polski wśród narodów świata, a w szczególności w Europie, między dwoma mocarstwami.
Z kolei wyjaśnienie tytułu i w ogóle ciekawą recenzję znalazłem na blogu Ewy Wodniak:
http://asocjacje.pl/2014/03/22/o-metafizyce-bebechow-witkacy-nienasycenie/
„...Wszyscy w jednakowym stopniu pożądają władzy nad innymi ludźmi, aby zrekompensować swoje nienasycenie życiem i aby zapełnić pustkę egzystencjalną...."
Chciałem z recenzji Wodniak wziąć tylko jedno zdanie, lecz mogłoby to wypaczyć jej myśl, przeto przepisuję całe zakończenie, a Państwu polecam całość pod powyżej podanym adresem:
„...Katastrofizm Witkacego dochodzi w tej powieści do zenitu, gdy przedstawia on swoją nihilistyczną wizję cywilizacji zmierzającej do upadku. Doprowadza do tego wyczerpanie kultury, kres indywidualizmu we współczesnym świecie i przerost masowych tendencji do taniego, wygodnego i tępego życia społecznego, w którym nie ma już miejsca na przeżywanie w sposób autentyczny tajemnicy istnienia i rozwój wielkich osobowości. Pozostaje w masowym człowieku tylko jakaś nieokreślona tęsknota za wielkimi przeżyciami, która ostatecznie koncentruje się na władzy, zapewniającej w groteskowy sposób metafizyczny dreszcz. Losy Genezypa pokazują, że poszukiwania metafizycznych doświadczeń dla władzy nad ludźmi kończą się obłędem, gdyż jest to taka sama jak u innych bohaterów pusta egzystencja wydrążonych ludzi, która tworzy sobie mechanizmy zastępcze, żywiąc się iluzją życia. Metafizyka bebechów i groteskowych podrygów ludzkich marionetek nienasyconych żądzą władzy – zastępuje prawdziwy kontakt ze światem w jego pierwotnym blasku i autentyczne życie w bezpośrednim doznaniu rzeczywistości z jej fascynującą tajemnicą. „Bo czymże jest życie nie przeżyte na ostrzu wbijającym się w nieznane, na szczycie szaleństwa czy mądrości?”
A więc jednak udało mnie się pozostać leniwym, jak Witkacemu katastrofistą, dlatego kończę tym cytatem z "Nienasycenia":
"Urodzić się garbatym Polakiem - to wielki pech, ale urodzić się do tego jeszcze artystą w Polsce, to już pech najwyższy".
Wielkie, wspaniałe, lecz trudne dzieło; szczęśliwie elementy groteski pomagają je strawić. 10/10
Recenzji stricte nie będzie, bo lepiej czytać witkacologów, rzucę natomiast parę uwag. Zaczynam od żenującej strony polskojęzycznej Wikipedii:
"Nienasycenie – powieść Stanisława Ignacego Witkiewicza wydana w dwóch częściach (Przebudzenie i Obłęd) w 1930 w Warszawie w wydawnictwie "Dom Ksiązki Polskiej".
'Nienasycenie' uważane jest za najlepszą powieść Witkiewicza"
Koniec, kropka, to wszystko. Szczęśliwie coraz więcej polskich czytelników zna angielski, dzięki czemu może zaczerpnąć wiadomości z analogicznej, ale obszernej, strony anglojęzycznej, z której przytaczam fragment:
https://en.wikipedia.org/wiki/Insatiability
„....The utopian story takes place in the future, around 2000. After a battle, Poland is overrun by the army of the last and final Mongol conquests modelled on the Bolshevik revolution. The nation becomes enslaved to a fictional Chinese leader Murti Bing. His emissaries give everyone a special pill called DAVAMESK B2 which takes away their ability to think and their will to resist. East and West become one, in faceless misery fuelled by sexual instincts.
Witkiewicz's 'Insatiability' combines chaotic action with deep philosophical and political discussion, and predicts many of the events and political outcomes of the subsequent years, specifically, the invasion of Poland, the postwar foreign domination as well as the totalitarian mind control exerted, first by the Germans, and then by the Soviet Union on Polish life and art.....
.....Czesław Miłosz frames the first chapter of his book, "The Captive Mind", around a discussion of 'Insatiability', specifically the "Murti-Bing" pill, which allows artists to contentedly conform to the demands of the equivalent of Socialist Realism...."
To, że Witkacy wzorcuje podbój mongolski na rewolucji bolszewickiej, to drobiazg w porównaniu z genialnym proroctwem zniewolenia, jakiego doznaliśmy po II w. św., szczególnie, gdy jesteśmy świadomi samobójczej śmierci autora następnego dnia, w odpowiedzi na inwazję sowiecką 17 września. Ważne są również pigułki Murti-Binga, zniewalające umysł w kierunku tworzenia sztuki socrealistycznej, którym Milosz poświęcił pierwszy rozdział swojego kontrowersyjnego bestselleru pt „Zniewolony umysł” .
W wydaniu dostępnym na portalu „Wolne Lektury”, czytamy na redakcyjnej stronie:
„Młody chłopiec, syn srogiego barona-browarnika, wraca po maturze do rodzinnego dworu. Wydarzenia rozgrywają się bardzo szybko: w ciągu jednej nocy śmierć ojca i podwójna inicjacja seksualna oraz szereg dziwacznych znajomości, które zniechęcają naszego bohatera do sztuki, filozofii i religii, potem nacjonalizacja rodzinnego majątku, cios ze strony kochanki (rozbuchanej, starzejącej się femme fatale) i „upadek” matki w ramiona dziarskiego przedstawiciela „ludu”. Barwnym tłem tego dramatu jest wyuzdana political fiction: pogrążona w chaosie Polska, otoczona republikami bolszewickimi, w Rosji zwyciężyli biali, by zaraz ulec potędze bezdusznych Chińczyków. W atmosferze przygniatającej schyłkowości (upadek w różnych formach i kierunkach dotyczy wszystkich i wszystkiego), w ogólnym dojmującym nienasyceniu, wpływy zdobywa demoniczny, nieodgadniony Mąż Opatrznościowy — krzywonogi Generał-Kwatermistrz Kocmołuchowicz. Autor skupia się na dogłębnych opisach chwilowych stanów emocjonalnych, drgnień duszy. Analizuje zwłaszcza wszelkie wstydliwe i budzące wstręt aspekty relacji międzyludzkich, błyskotliwie zaklinając w materię swoistego, groteskowego języka świeże wówczas idee freudowskie (np. papidło — figura zmarłego, ale wciąż wszechwładnego ojca).”
Bolesność wielka mnie dopadła, bo chcąc się sianem wykręcić, by się nie natrudzić, dzień prawie cały zmitrężyłem w poszukiwaniu recenzji tego dzieła godnych polecenia Państwu, lecz znalazłem ino truizmy bądź frazesy lub potężne uczone dzieła, tak mądre i opasłe, że przekraczające możliwość percepcji szarego człowieka. Tak więc zdany na siebie, z góry przepraszam za moje uwagi nieskładne zapewne w treści i formie.
Oczywiście zacznę od WGS (kolejność dyskusyjna, lecz przypominająca mój monogram), tj dwóch wielkich egotyków kłócących się o FORMĘ i trzeciego skromnego, choć chyba najbardziej efektywnego. I tak sobie wykoncypowałem, że „Nienasycenie” koresponduje z późniejszą twórczością Gombrowicza. Aż tu nagle, przypadkiem trafiłem na poszukiwane zdanie w notce o książce Mateusza Wernera pt „Wobec Nihilizmu. Gombrowicz, Witkacy” na:
http://www.empik.com/wobec-nihilizmu-gombrowicz-witkacy-werner-mateusz,prod22460012,ksiazka-p
„...Nihilizm jest wielkim tematem literatury nowoczesnej, a w polskiej literaturze nurt ten reprezentują dzieła Witolda Gombrowicza i Stanisława Ignacego Witkiewicza. Celem tej publikacji jest prześledzenie sposobu, w jaki autorzy „Pornografii” i „Nienasycenia” podejmują problem nihilizmu, i w jakim stopniu ich własna sztuka i myślenie stają się odpowiedzią na ten problem. Konkluzje do których obaj pisarze doszli, zaszyfrowane w literackich metaforach, konstrukcjach narracyjnych, stylistycznych wyborach, ale także w wypowiedziach explicite filozoficznych – mają dziś dla nas większe znaczenie, niż mogliśmy kiedykolwiek podejrzewać..."
Poza nihilizmem łączył ich głęboki patriotyzm, przejawiający się w analizie naszego "charakteru narodowego" w świadomości zalet i wad Polaków, w trosce o miejsce Polski wśród narodów świata, a w szczególności w Europie, między dwoma mocarstwami.
Z kolei wyjaśnienie tytułu i w ogóle ciekawą recenzję znalazłem na blogu Ewy Wodniak:
http://asocjacje.pl/2014/03/22/o-metafizyce-bebechow-witkacy-nienasycenie/
„...Wszyscy w jednakowym stopniu pożądają władzy nad innymi ludźmi, aby zrekompensować swoje nienasycenie życiem i aby zapełnić pustkę egzystencjalną...."
Chciałem z recenzji Wodniak wziąć tylko jedno zdanie, lecz mogłoby to wypaczyć jej myśl, przeto przepisuję całe zakończenie, a Państwu polecam całość pod powyżej podanym adresem:
„...Katastrofizm Witkacego dochodzi w tej powieści do zenitu, gdy przedstawia on swoją nihilistyczną wizję cywilizacji zmierzającej do upadku. Doprowadza do tego wyczerpanie kultury, kres indywidualizmu we współczesnym świecie i przerost masowych tendencji do taniego, wygodnego i tępego życia społecznego, w którym nie ma już miejsca na przeżywanie w sposób autentyczny tajemnicy istnienia i rozwój wielkich osobowości. Pozostaje w masowym człowieku tylko jakaś nieokreślona tęsknota za wielkimi przeżyciami, która ostatecznie koncentruje się na władzy, zapewniającej w groteskowy sposób metafizyczny dreszcz. Losy Genezypa pokazują, że poszukiwania metafizycznych doświadczeń dla władzy nad ludźmi kończą się obłędem, gdyż jest to taka sama jak u innych bohaterów pusta egzystencja wydrążonych ludzi, która tworzy sobie mechanizmy zastępcze, żywiąc się iluzją życia. Metafizyka bebechów i groteskowych podrygów ludzkich marionetek nienasyconych żądzą władzy – zastępuje prawdziwy kontakt ze światem w jego pierwotnym blasku i autentyczne życie w bezpośrednim doznaniu rzeczywistości z jej fascynującą tajemnicą. „Bo czymże jest życie nie przeżyte na ostrzu wbijającym się w nieznane, na szczycie szaleństwa czy mądrości?”
A więc jednak udało mnie się pozostać leniwym, jak Witkacemu katastrofistą, dlatego kończę tym cytatem z "Nienasycenia":
"Urodzić się garbatym Polakiem - to wielki pech, ale urodzić się do tego jeszcze artystą w Polsce, to już pech najwyższy".
Wielkie, wspaniałe, lecz trudne dzieło; szczęśliwie elementy groteski pomagają je strawić. 10/10
Wednesday, 27 September 2017
Stefan GRABIŃSKI - "Wyspa Itongo"
Stefan GRABIŃSKI - "Wyspa Itongo"
Grzechem byłoby nie skorzystać z okazji i nie przelecieć 86 stron opowieści polskiego E. A. Poe, która pokazała się na portalu "Wolne Lektury":
https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/grabinski-wyspa-itongo.html
Wikipedia:
"Stefan Grabiński (1887 - 1936) – polski pisarz, przedstawiciel nurtu grozy w polskiej literaturze międzywojennej. Klasyk noweli fantastycznej, twórca horroru kolejowego, określany czasem mianem „polskiego Poe" lub "polskiego Lovercrafta"..."
Historyk literatury Artur Hutnikiewicz (1916 – 2005).....
"....zwraca uwagę, że wszystkie fantastyczne pomysły Grabińskiego mają źródła w jego pluralistycznej, neoplatońskiej koncepcji rzeczywistości, w przekonaniu o szczególnej mocy myśli i aktu twórczego oraz w wierze w dynamiczną koncepcję bytu, zainspirowanej doktrynami Fryderyka Nietzschego i Bergsona..."
Ubóstwiam Grabińskiego, a to jest siódma jego pozycja przeze mnie opiniowana. Opowiadanie jest z 1936 roku, a więc napisane tuż przed śmiercią pisarza, pozostającego w skrajnym ubóstwie i osamotnieniu, w wieku 49 lat.
W opuszczonym domostwie postanowił przenocować..
"...zmordowany całodzienną włóczęgą po lasach.. ..Ryszard Krzepniewski, ziemianin z Radłowa"
Nagle puk, puk i zjawia się przepiękna la femme fatale.... Ale to preludium. Przeskakujemy o 16 lat....
Nie, nie mogę ani słowa więcej powiedzieć, bo to przecież tylko godzinka potrzebna, byście Państwo sami przeczytali te zaledwie 86 stron, pod podanym na początku adresem. Przypomnę tylko, że obecnie, po prawie 100 latach, mało się mówi o ektoplazmie, a to jest (Wikipedia):
„Ektoplazma – w pseudonauce nazwa nadana hipotetycznej formie „gęstej bio-energii”, protoplazmatyczna substancja, imitowana przez medium. Jest to galaretowata substancja, wypływająca z ciała medium. Z ust, uszu, nosa, oczu, a nawet z dolnych partii. Według innych wyjaśnień nienaukowych jest to materiał, z którego składają się duchy. Podczas seansów spirytystycznych, ektoplazmę „wydzielały” niektóre organizmy żywe. Nie istnieją niezależne i potwierdzone naukowe badania, potwierdzające istnienie ektoplazmy.."
A na zakończenie wycinek ze sceny milosnej:
"...Usta jej gorące jak szkarłat kennedii zakwitły uśmiechem rozkoszy, gdy uczuły palący żar pocałunku, a smagłe łono spragnione pieszczot podniosło się łukiem tęsknoty na spotkanie mężczyzny. .."
Prtoponuję obejrzeć "kenedię prostratę" na: https://www.tripadvisor.ca/LocationPhotoDirectLink-g495069-d7187649-i142005727-Westways_Wildflowers-Moora_Western_Australia.html
Prawie 100 lat minęło, gdy biedny, umierający gruźlik tak sobie fantazjował i właśnie dlatego te fantazyje poczytajcie, ku pokrzepieniu serc. Urocza, romantyczna opowieść. Polecam 8/10
PS Na LC podano błędnie, że to 86 stron, a jest ok 200 (2 godz. czytania)
Grzechem byłoby nie skorzystać z okazji i nie przelecieć 86 stron opowieści polskiego E. A. Poe, która pokazała się na portalu "Wolne Lektury":
https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/grabinski-wyspa-itongo.html
Wikipedia:
"Stefan Grabiński (1887 - 1936) – polski pisarz, przedstawiciel nurtu grozy w polskiej literaturze międzywojennej. Klasyk noweli fantastycznej, twórca horroru kolejowego, określany czasem mianem „polskiego Poe" lub "polskiego Lovercrafta"..."
Historyk literatury Artur Hutnikiewicz (1916 – 2005).....
"....zwraca uwagę, że wszystkie fantastyczne pomysły Grabińskiego mają źródła w jego pluralistycznej, neoplatońskiej koncepcji rzeczywistości, w przekonaniu o szczególnej mocy myśli i aktu twórczego oraz w wierze w dynamiczną koncepcję bytu, zainspirowanej doktrynami Fryderyka Nietzschego i Bergsona..."
Ubóstwiam Grabińskiego, a to jest siódma jego pozycja przeze mnie opiniowana. Opowiadanie jest z 1936 roku, a więc napisane tuż przed śmiercią pisarza, pozostającego w skrajnym ubóstwie i osamotnieniu, w wieku 49 lat.
W opuszczonym domostwie postanowił przenocować..
"...zmordowany całodzienną włóczęgą po lasach.. ..Ryszard Krzepniewski, ziemianin z Radłowa"
Nagle puk, puk i zjawia się przepiękna la femme fatale.... Ale to preludium. Przeskakujemy o 16 lat....
Nie, nie mogę ani słowa więcej powiedzieć, bo to przecież tylko godzinka potrzebna, byście Państwo sami przeczytali te zaledwie 86 stron, pod podanym na początku adresem. Przypomnę tylko, że obecnie, po prawie 100 latach, mało się mówi o ektoplazmie, a to jest (Wikipedia):
„Ektoplazma – w pseudonauce nazwa nadana hipotetycznej formie „gęstej bio-energii”, protoplazmatyczna substancja, imitowana przez medium. Jest to galaretowata substancja, wypływająca z ciała medium. Z ust, uszu, nosa, oczu, a nawet z dolnych partii. Według innych wyjaśnień nienaukowych jest to materiał, z którego składają się duchy. Podczas seansów spirytystycznych, ektoplazmę „wydzielały” niektóre organizmy żywe. Nie istnieją niezależne i potwierdzone naukowe badania, potwierdzające istnienie ektoplazmy.."
A na zakończenie wycinek ze sceny milosnej:
"...Usta jej gorące jak szkarłat kennedii zakwitły uśmiechem rozkoszy, gdy uczuły palący żar pocałunku, a smagłe łono spragnione pieszczot podniosło się łukiem tęsknoty na spotkanie mężczyzny. .."
Prtoponuję obejrzeć "kenedię prostratę" na: https://www.tripadvisor.ca/LocationPhotoDirectLink-g495069-d7187649-i142005727-Westways_Wildflowers-Moora_Western_Australia.html
Prawie 100 lat minęło, gdy biedny, umierający gruźlik tak sobie fantazjował i właśnie dlatego te fantazyje poczytajcie, ku pokrzepieniu serc. Urocza, romantyczna opowieść. Polecam 8/10
PS Na LC podano błędnie, że to 86 stron, a jest ok 200 (2 godz. czytania)
Tuesday, 26 September 2017
Stanisław Ignacy WITKIEWICZ - "Janulka, córka Fizdejki"
Stanisław Ignacy WITKIEWICZ - "Janulka, córka Fizdejki"
Dramat dostępny na:
https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/witkacy-janulka-corka-fizdejki.html#footnote-idm45084368
Wikipedia:
"Janulka, córka Fizdejki. Tragedya w 4 aktach – dramat Stanisława Ignacego Witkiewicza napisany w 1923 roku. Opowiada o Neo-Krzyżakach, którzy pod wodzą wielkiego mistrza Gotfryda napadają i kolonizują barbarzyńską Litwę. Nieokiełznanie i zacofanie Litwinów ma pomóc cywilizowanym i postępowym Neo-Krzyżakom w zaspokojeniu ich metafizycznego głodu i odczuciu, tak pożądanej, dziwności istnienia. Głównymi tematami poruszanymi przez Witkacego w tym dramacie są rozkład cywilizacyjny i wszechogarniająca ludzka degeneracja.
Janulka, córka Fizdejki doczekała się wielu scenicznych adaptacji m.in. Doroty Bielskiej w teatrze Arlekin czy Jana Klaty w Teatrze Dramatycznym."
Malwina Wadas w recenzji z przedstawienia w teatrze Arlekin na:
http://lodz.wyborcza.pl/lodz/1,35135,9068495,Dzicz__czyli_Witkacy_dla_doroslych_w_Arlekinie.html?disableRedirects=true
"....Opowiada o najeździe Krzyżaków pod wodzą wielkiego mistrza Gotfryda na Litwę i Białoruś, gdzie żyje rodzina kniazia Eugeniusza (Gienka) Pafnucego Fizdejki. Krucjata ma szerzyć cywilizację i podbić "dzicz". Ale zachowania i przyzwyczajenia "ludu podbijanego" okazują się silniejsze i bardziej atrakcyjne od nowej kultury. W efekcie to najeźdźcy muszą przystosować się do warunków dyktowanych przez tych, których zamierzali cywilizować. Zwycięża "zbydlęcenie" i "dzicz". Panuje totalna anarchia, która paradoksalnie - jak to u Witkiewicza - okazuje się najwyższym, zwycięskim porządkiem. Wszyscy piją, krzyczą, szaleją, a w finale... giną... "
W recenzji z przedstawienia Klaty przytaczane są opinie Gruszczyńskiego i Pawłowskiego. Adres: http://culture.pl/pl/dzielo/corka-fizdejki-wg-janulki-corki-fizdejki-witkacego
" '...Córka Fizdejki' jest najbardziej skondensowanym koncentratem niepoprawności politycznej, jaki można sobie wyobrazić w dzisiejszym polskim teatrze" - pisał Piotr Gruszczyński. - "Politycznej niepoprawności politycznej. Piekielnie ostrą brzytwą Klata chlasta Polskę i Polaków, naszą nową europejską ojczyznę i tak zwany Zachód, w spektaklu reprezentowany przez naszych niemieckich sąsiadów." ("Tygodnik Powszechny" 2005, nr 7)
" '...Córka Fizdejki' to próba nazwania dzisiejszego stanu świadomości Europejczyków po obu stronach dawnego muru" - notował Roman Pawłowski. - "A zarazem pamflet na nową i starą Europę, rzucające się sobie w objęcia." ("Gazeta Wyborcza" 22.12.2004)
Natomiast na stronie Fundacji Nowoczesna Polska czytamy: https://nowoczesnapolska.org.pl/2016/07/13/janulka-corka-fizdejki-na-wolnych-lekturach/
"...'Janulka, córka Fizdejki' .. ..bliska jest 'Nienasyceniu'. Wielki Mistrz uosabia problemat sztucznego przebudowania własnej psychiki na potrzeby tytanicznego zadania, zmuszonej, by zapanować nad światem rozpadającym się, zbydlęconym społeczeństwem. Władza jawi się tu jako wcielenie Czystej Formy, a Janulka poważnie podchodzi do obowiązków demonicznej femme fatale.."
Tytuł dramatu tlumaczy przypis 1:
".'Janulka, córka Fizdejki'— nawiązanie do tytułu wydanej w 1826 r. powieści Feliksa Bernatowicza (1786–1836) 'Pojata, córka Lezdejki', opisującej dzieje Litwy w XIV w."
No to wreszcie czas na mnie. Proszę Państwa, jako bezkrytyczny wielbiciel wielkiej trójki WGS (Witkacy, Gombrowicz, Schulz) potrafię jedynie fascynować się ich dziełami, a wobec genialnych opracowań licznych "witkacologów" jestem malutki i mogę jedynie wyznać, że na pierwszym miejscu stawiam Annę Micińską, dalej Konstantego Puzynę i "nawróconego" Jana Błońskiego.
Dla zachęty dwa cytaty z początkowych scen:
"Fizdejko:
Aaaale… panie… Nie mnie będzie pan uczył programowego zbydlęcenia. Ja przeszedłem przez wszystko: przez przeintelektualizowaną bezpośredniość i przez zbydlęcony do ostatnich granic intelekt."
oraz
"v. PLASEWITZ
wstaje z łóżka i tańczy, śpiewając na nutę: „ojra ojra”
Implication is relation,
Ram tararampam pam!
Leibniz, Husserl i Bolzano,
Russell, Chwistek i Peano!
Wynikanie jest relacja,
Jest stosunkiem implikacja!
Do you understand? Logika stosunków daje skrzydła — tak mówił Bertrand Russell. A Henryk Poincare zarzucał mu, że mając skrzydła nie latał na nich wcale."
Niesamowita przygoda intelektualna 10/10. Jeszcze jedno: udało mnie się znaleźć, że genialne przypisy zawdzięczamy (chyba) osobom tu wymienionym:
"Edited and annotated by: Paulina Choromańska, Dorota Kowalska, Justyna Lech, Maciej Rajski."
Dramat dostępny na:
https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/witkacy-janulka-corka-fizdejki.html#footnote-idm45084368
Wikipedia:
"Janulka, córka Fizdejki. Tragedya w 4 aktach – dramat Stanisława Ignacego Witkiewicza napisany w 1923 roku. Opowiada o Neo-Krzyżakach, którzy pod wodzą wielkiego mistrza Gotfryda napadają i kolonizują barbarzyńską Litwę. Nieokiełznanie i zacofanie Litwinów ma pomóc cywilizowanym i postępowym Neo-Krzyżakom w zaspokojeniu ich metafizycznego głodu i odczuciu, tak pożądanej, dziwności istnienia. Głównymi tematami poruszanymi przez Witkacego w tym dramacie są rozkład cywilizacyjny i wszechogarniająca ludzka degeneracja.
Janulka, córka Fizdejki doczekała się wielu scenicznych adaptacji m.in. Doroty Bielskiej w teatrze Arlekin czy Jana Klaty w Teatrze Dramatycznym."
Malwina Wadas w recenzji z przedstawienia w teatrze Arlekin na:
http://lodz.wyborcza.pl/lodz/1,35135,9068495,Dzicz__czyli_Witkacy_dla_doroslych_w_Arlekinie.html?disableRedirects=true
"....Opowiada o najeździe Krzyżaków pod wodzą wielkiego mistrza Gotfryda na Litwę i Białoruś, gdzie żyje rodzina kniazia Eugeniusza (Gienka) Pafnucego Fizdejki. Krucjata ma szerzyć cywilizację i podbić "dzicz". Ale zachowania i przyzwyczajenia "ludu podbijanego" okazują się silniejsze i bardziej atrakcyjne od nowej kultury. W efekcie to najeźdźcy muszą przystosować się do warunków dyktowanych przez tych, których zamierzali cywilizować. Zwycięża "zbydlęcenie" i "dzicz". Panuje totalna anarchia, która paradoksalnie - jak to u Witkiewicza - okazuje się najwyższym, zwycięskim porządkiem. Wszyscy piją, krzyczą, szaleją, a w finale... giną... "
W recenzji z przedstawienia Klaty przytaczane są opinie Gruszczyńskiego i Pawłowskiego. Adres: http://culture.pl/pl/dzielo/corka-fizdejki-wg-janulki-corki-fizdejki-witkacego
" '...Córka Fizdejki' jest najbardziej skondensowanym koncentratem niepoprawności politycznej, jaki można sobie wyobrazić w dzisiejszym polskim teatrze" - pisał Piotr Gruszczyński. - "Politycznej niepoprawności politycznej. Piekielnie ostrą brzytwą Klata chlasta Polskę i Polaków, naszą nową europejską ojczyznę i tak zwany Zachód, w spektaklu reprezentowany przez naszych niemieckich sąsiadów." ("Tygodnik Powszechny" 2005, nr 7)
" '...Córka Fizdejki' to próba nazwania dzisiejszego stanu świadomości Europejczyków po obu stronach dawnego muru" - notował Roman Pawłowski. - "A zarazem pamflet na nową i starą Europę, rzucające się sobie w objęcia." ("Gazeta Wyborcza" 22.12.2004)
Natomiast na stronie Fundacji Nowoczesna Polska czytamy: https://nowoczesnapolska.org.pl/2016/07/13/janulka-corka-fizdejki-na-wolnych-lekturach/
"...'Janulka, córka Fizdejki' .. ..bliska jest 'Nienasyceniu'. Wielki Mistrz uosabia problemat sztucznego przebudowania własnej psychiki na potrzeby tytanicznego zadania, zmuszonej, by zapanować nad światem rozpadającym się, zbydlęconym społeczeństwem. Władza jawi się tu jako wcielenie Czystej Formy, a Janulka poważnie podchodzi do obowiązków demonicznej femme fatale.."
Tytuł dramatu tlumaczy przypis 1:
".'Janulka, córka Fizdejki'— nawiązanie do tytułu wydanej w 1826 r. powieści Feliksa Bernatowicza (1786–1836) 'Pojata, córka Lezdejki', opisującej dzieje Litwy w XIV w."
No to wreszcie czas na mnie. Proszę Państwa, jako bezkrytyczny wielbiciel wielkiej trójki WGS (Witkacy, Gombrowicz, Schulz) potrafię jedynie fascynować się ich dziełami, a wobec genialnych opracowań licznych "witkacologów" jestem malutki i mogę jedynie wyznać, że na pierwszym miejscu stawiam Annę Micińską, dalej Konstantego Puzynę i "nawróconego" Jana Błońskiego.
Dla zachęty dwa cytaty z początkowych scen:
"Fizdejko:
Aaaale… panie… Nie mnie będzie pan uczył programowego zbydlęcenia. Ja przeszedłem przez wszystko: przez przeintelektualizowaną bezpośredniość i przez zbydlęcony do ostatnich granic intelekt."
oraz
"v. PLASEWITZ
wstaje z łóżka i tańczy, śpiewając na nutę: „ojra ojra”
Implication is relation,
Ram tararampam pam!
Leibniz, Husserl i Bolzano,
Russell, Chwistek i Peano!
Wynikanie jest relacja,
Jest stosunkiem implikacja!
Do you understand? Logika stosunków daje skrzydła — tak mówił Bertrand Russell. A Henryk Poincare zarzucał mu, że mając skrzydła nie latał na nich wcale."
Niesamowita przygoda intelektualna 10/10. Jeszcze jedno: udało mnie się znaleźć, że genialne przypisy zawdzięczamy (chyba) osobom tu wymienionym:
"Edited and annotated by: Paulina Choromańska, Dorota Kowalska, Justyna Lech, Maciej Rajski."
Gustaw FLAUBERT - "Kuszenie świętego Antoniego"
Gustaw FLAUBERT - "Kuszenie świętego Antoniego"
tłum. Antoni Lange
Zamieszczam na LC, mimo różnych tłumaczeń (na LC - nowe, Piotra Śniedziewskiego, a i imię autora - Gustave), by nie mnożyć stron przy małej poczytności: 7,59 (22 ocen i 1 opinia). "Moje" wydanie (1907) jest dostępne na: https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/flaubert-kuszenie-sw-antoniego.html
Dla większości czytelników Flaubert (1821 – 1880) to autor jednej książki – "Madame Bovary, podczas gdy on sam uważał omawianą za dzieło swojego życia. W anglojęzycznej Wikipedii czytam:
"....In 1845, at age 24, Flaubert visited the Balbi Palace in Genoa, and was inspired by a painting of the same title, then attributed to Bruegel the Elder (now thought to be by one of his followers). Flaubert worked at the subject in three versions, completed in 1849, 1856 (with extracts published at that time) and 1872, before publishing the final version in 1874. It takes as its subject the famous temptation faced by Saint Anthony the Great, in the Egyptian desert, a theme often repeated in medieval and modern art. It is written in the form of a play script, detailing one night in the life of Anthony the Great, during which he is faced with great temptations...."
Uzupełniając powyższe otrzymaliśmy wersję doskonaloną przez całe życie fantastycznego utworu filozoficznego i historyczno – kulturalnego. Polecam Państwu recenzję Juliusza Kurkiewicza na: http://wyborcza.pl/1,75410,8180499,Panoptikum_Flauberta.html
z której cytuję jedno zdanie:
"....Św. Antoni staje przed kluczowym wyzwaniem intelektualnym nowoczesności: jak żyć i działać w świecie historycznym, w którym każdy pogląd ma jedynie względny charakter, w którym czas ośmiesza i obala każdą ideę, wiarę, przeżycie, w którym nie ma niczego wiecznego. Odpowiedzią Flauberta jest końcowa wizja życia, dynamicznego, nieuchwytnego, nieopisywalnego, łączącego wszystkie przeciwieństwa w kołowrocie śmierci i narodzin...."
Wg przypisu 2 (w książce) św. Antoni to:
"Antoni Pustelnik (251–356) — chrześcijański mnich z Egiptu, święty, ok. 270 rozpoczął ascetyczne życie w odosobnieniu; tradycyjnie uznawany za twórcę anachoretyzmu, pustelniczej odmiany życia mniszego; szczególnie znany z przeżycia serii nadprzyrodzonych pokus, co stało się popularnym motywem w kulturze, wykorzystanym przez wielu malarzy i pisarzy. "
.
Gorąco polecam, tym bardziej, że świetne, wyczerpujące przypisy ułatwiają lekturę i wzbogacają wiedzę czytelnika. Ocena 10/10, bo pobudza do myślenia.
tłum. Antoni Lange
Zamieszczam na LC, mimo różnych tłumaczeń (na LC - nowe, Piotra Śniedziewskiego, a i imię autora - Gustave), by nie mnożyć stron przy małej poczytności: 7,59 (22 ocen i 1 opinia). "Moje" wydanie (1907) jest dostępne na: https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/flaubert-kuszenie-sw-antoniego.html
Dla większości czytelników Flaubert (1821 – 1880) to autor jednej książki – "Madame Bovary, podczas gdy on sam uważał omawianą za dzieło swojego życia. W anglojęzycznej Wikipedii czytam:
"....In 1845, at age 24, Flaubert visited the Balbi Palace in Genoa, and was inspired by a painting of the same title, then attributed to Bruegel the Elder (now thought to be by one of his followers). Flaubert worked at the subject in three versions, completed in 1849, 1856 (with extracts published at that time) and 1872, before publishing the final version in 1874. It takes as its subject the famous temptation faced by Saint Anthony the Great, in the Egyptian desert, a theme often repeated in medieval and modern art. It is written in the form of a play script, detailing one night in the life of Anthony the Great, during which he is faced with great temptations...."
Uzupełniając powyższe otrzymaliśmy wersję doskonaloną przez całe życie fantastycznego utworu filozoficznego i historyczno – kulturalnego. Polecam Państwu recenzję Juliusza Kurkiewicza na: http://wyborcza.pl/1,75410,8180499,Panoptikum_Flauberta.html
z której cytuję jedno zdanie:
"....Św. Antoni staje przed kluczowym wyzwaniem intelektualnym nowoczesności: jak żyć i działać w świecie historycznym, w którym każdy pogląd ma jedynie względny charakter, w którym czas ośmiesza i obala każdą ideę, wiarę, przeżycie, w którym nie ma niczego wiecznego. Odpowiedzią Flauberta jest końcowa wizja życia, dynamicznego, nieuchwytnego, nieopisywalnego, łączącego wszystkie przeciwieństwa w kołowrocie śmierci i narodzin...."
Wg przypisu 2 (w książce) św. Antoni to:
"Antoni Pustelnik (251–356) — chrześcijański mnich z Egiptu, święty, ok. 270 rozpoczął ascetyczne życie w odosobnieniu; tradycyjnie uznawany za twórcę anachoretyzmu, pustelniczej odmiany życia mniszego; szczególnie znany z przeżycia serii nadprzyrodzonych pokus, co stało się popularnym motywem w kulturze, wykorzystanym przez wielu malarzy i pisarzy. "
.
Gorąco polecam, tym bardziej, że świetne, wyczerpujące przypisy ułatwiają lekturę i wzbogacają wiedzę czytelnika. Ocena 10/10, bo pobudza do myślenia.
Monday, 25 September 2017
Joseph CONRAD - "Tajny agent"
Joseph CONRAD - "Tajny agent"
Nie ma szczęścia Conrad do polskich czytelników, ale nie ma również szczęścia do godnej notatki w polskojęzycznej Wikipedii i dlatego podaję początek jego biografii w moim nieudolnym tłumaczeniu z Wikipedii anglojęzycznej:
"...Joseph Conrad,.. .born Józef Teodor Konrad Korzeniowski (1857 – 1924), był polsko – brytyjskim pisarzem, uznanym za jednego z największych pisarzy piszących w języku angielskim.. ...Mimo, że nie znał angielskiego do dwudziestego roku życia, stał się mistrzem stylu w angielskiej prozie ("master prose stylist"), który wprowadził "nieangielską" ("non-English") wrażliwość do angielskiej literatury. W swoich opowiadaniach i powieściach.. ..opisywał doświadczenia ludzkiego ducha w środku nieczułego, niezbadanego wszechświata.
Conrad jest uważany za przedstawiciela wczesnego modernizmu, chociaż jego utwory zawierają jeszcze elementy XIX.-wiecznego realizmu. Jego styl opowiadania oraz anty-bohaterskie postacie, wpłynęły na twórczość licznych pisarzy, takich jak F. Scott Fitzgerald, William Faulkner, Ernest Hemingway, George Orwell, Graham Greene, Gabriel Garcia Marquez, John le Carre,.. ..J.M. Coetzee..."
Wymieniam teraz jego najbardziej podziwiane na całym świecie dzieła, podając w nawiasie polski tytuł i notowania na LC: "The Nigger of the 'Narcissus'" (1897), ("Murzyn z załogi Narcyza" - 6,75, 28 ocen i 2 opinie), "Heart of Darkness" (1899), (lektura szkolna, "Jądro ciemności" - 5,85, 12699 ocen i 505 opinii), "Lord Jim" (1900) (lektura szkolna, 6,22. 1982 ocen i 102 opinie), "Typhoon" (1902), ("Tajfun" - 6,51, 94 ocen i 9 opinii), "Nostromo" (1904) (6,62, 42 ocen i 5 opinii), "The 'Secret Agent" (1907), ("Tajny Agent", 6,3, 170 ocen i 5 opinii), "Under Western Eyes" (1911), ("W oczach Zachodu" - 6,71, 49 ocen i 4 opinie).
No cóż, ŻENADA!!! Jedynym wytłumaczeniem może być niechęć młodzieży do lektur szkolnych i brak odpowiedniego przygotowania nauczycieli.
Proszę Państwa, jak ważne jest omawiane dzieło świadczy objętość jego opracowania w anglojęzycznej Wikipedii; adres: https://en.wikipedia.org/wiki/The_Secret_Agent
O aktualności tego dzieła świadczy zdanie, które z tego źródła wynotowałem:
„....The novel deals broadly with anarchism, espionage and terrorism. It also deals with exploitation of the vulnerable in Verloc's relationship with his brother-in-law Stevie, who has a learning difficulty. Because of its terrorism theme, it was noted as "one of the three works of literature most cited in the American media" two weeks after the September 11 attacks..."
Wspaniała książka dostępna na portalu "Wolne lektury":
https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/conrad-tajny-agent.html
Gorąco polecam; 10/10
Nie ma szczęścia Conrad do polskich czytelników, ale nie ma również szczęścia do godnej notatki w polskojęzycznej Wikipedii i dlatego podaję początek jego biografii w moim nieudolnym tłumaczeniu z Wikipedii anglojęzycznej:
"...Joseph Conrad,.. .born Józef Teodor Konrad Korzeniowski (1857 – 1924), był polsko – brytyjskim pisarzem, uznanym za jednego z największych pisarzy piszących w języku angielskim.. ...Mimo, że nie znał angielskiego do dwudziestego roku życia, stał się mistrzem stylu w angielskiej prozie ("master prose stylist"), który wprowadził "nieangielską" ("non-English") wrażliwość do angielskiej literatury. W swoich opowiadaniach i powieściach.. ..opisywał doświadczenia ludzkiego ducha w środku nieczułego, niezbadanego wszechświata.
Conrad jest uważany za przedstawiciela wczesnego modernizmu, chociaż jego utwory zawierają jeszcze elementy XIX.-wiecznego realizmu. Jego styl opowiadania oraz anty-bohaterskie postacie, wpłynęły na twórczość licznych pisarzy, takich jak F. Scott Fitzgerald, William Faulkner, Ernest Hemingway, George Orwell, Graham Greene, Gabriel Garcia Marquez, John le Carre,.. ..J.M. Coetzee..."
Wymieniam teraz jego najbardziej podziwiane na całym świecie dzieła, podając w nawiasie polski tytuł i notowania na LC: "The Nigger of the 'Narcissus'" (1897), ("Murzyn z załogi Narcyza" - 6,75, 28 ocen i 2 opinie), "Heart of Darkness" (1899), (lektura szkolna, "Jądro ciemności" - 5,85, 12699 ocen i 505 opinii), "Lord Jim" (1900) (lektura szkolna, 6,22. 1982 ocen i 102 opinie), "Typhoon" (1902), ("Tajfun" - 6,51, 94 ocen i 9 opinii), "Nostromo" (1904) (6,62, 42 ocen i 5 opinii), "The 'Secret Agent" (1907), ("Tajny Agent", 6,3, 170 ocen i 5 opinii), "Under Western Eyes" (1911), ("W oczach Zachodu" - 6,71, 49 ocen i 4 opinie).
No cóż, ŻENADA!!! Jedynym wytłumaczeniem może być niechęć młodzieży do lektur szkolnych i brak odpowiedniego przygotowania nauczycieli.
Proszę Państwa, jak ważne jest omawiane dzieło świadczy objętość jego opracowania w anglojęzycznej Wikipedii; adres: https://en.wikipedia.org/wiki/The_Secret_Agent
O aktualności tego dzieła świadczy zdanie, które z tego źródła wynotowałem:
„....The novel deals broadly with anarchism, espionage and terrorism. It also deals with exploitation of the vulnerable in Verloc's relationship with his brother-in-law Stevie, who has a learning difficulty. Because of its terrorism theme, it was noted as "one of the three works of literature most cited in the American media" two weeks after the September 11 attacks..."
Wspaniała książka dostępna na portalu "Wolne lektury":
https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/conrad-tajny-agent.html
Gorąco polecam; 10/10
Karel CAPEK - "Fabryka Absolutu"
Karel Čapek - "Fabryka Absolutu"
Karel Čapek (1890 – 1938) - prekursor science fiction, wprowadził do języka i cywilizacji amerykańskiej słowo "ROBOT", w sztuce z 1920 roku pt "R.U.R" ( "Rosum's Universe Robots"). Recenzując najpoczytniejsze jego satyryczne, dystopijne dzieło "Inwazję jaszczurów" (1936) pisałem:
"...Zapomniałem Państwu powiedzieć, o tym co najważniejsze, a mianowicie o osobistym doświadczeniu, tj o brutalnym wtargnięciu Čapka, (na przełomie lat 50-60), w mój zaczarowany świat wyobraźni , w której niepodzielnie panował Stanisław Lem. Doznałem szoku, bo podziwiałem oczywiście takich pisarzy jak Bradbury, Wells czy Orwell, lecz nie przewidywałem dopuszczenia do królestwa Lema, jeszcze kogoś nowego. A Čapek nie dość, że z impetem wjechał, to wymową swojego dzieła właściwie wszystkich przebił..."
Po 60 latach poglądu nie zmieniłem, tylko Philip K. Dicka dodałem. Skleroza, jeszcze Liu Cixin.
Jego powieściowy debiut z 1922 r., „Fabryka Absolutu” („Tovarna na absolutno”) rozważana jest jako wizja społeczeństwa konsumpcyjnego, jakim mieliśmy się stać w 1943 roku. Daty się poprzesuwały, dzięki czemu mamy, jak najbardziej trafną, satyrę teraźniejszości.
Ludzkość doznaje kontaktu z Absolutem, jeżeli w ogóle, to niewiele, a Čapek zafundował nam Jego nadmiar. Co z tego wynikło przeczytajcie sami na:
https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/capek-fabryka-absolutu.html#s1
Pomysł wyodrębniania Absolutu zbudowany został na Jego wszechobecności:
„....bóstwo jest wszechobecne, że jest obecne w każdej materii i w każdej cząsteczce materii. A teraz wyobraź sobie, że kawałek materii zniszczysz całkowicie, pozornie bez reszty. Ale ponieważ każda materia jest właściwie materią plus Absolut, zniszczyłeś w gruncie rzeczy tylko materię, a pozostała ci niezniszczalna reszta: czysty, wyzwolony, aktywny Absolut.. ..Pozostał czysty Bóg...”
Problem w tym, że...:
„...My nie przywykliśmy do obcowania z prawdziwym bóstwem. Nawet pojęcia nie mamy, ile mogłaby nabroić jego obecność, powiedzmy kulturalnie, moralnie i tam dalej. .."
No i w Kościele Rzymskim, który sam sobie przyznał prawo posiadania prawdy w materii Boga. Biskup Linda...:
"....przybiegł do mnie i powiada, że z katolickiego stanowiska nie może być o żadnym Bogu mowy, że kościół odrzuca stanowczo hipotezę panteistyczną jako heretycką. Jednym słowem, że tu nie ma żadnego legalnego Boga, popartego autorytetem kościoła i że jako ksiądz musi uważać wszystko za oszustwo, fałsz i kacerstwo.."
Nasz bohater G. H. Bondy przejął od wynalazcy, Marka, produkcję karburatorów izolujących Absolut, tym samym otwierając puszkę Pandory. A z Absolutem nie ma żarów, bo...
„— Z Nim trudna sprawa ... ..Gdy nie przekona się drogą rozumowania, ześle na ciebie cudowne oświecenie. Wiesz, co zrobił Szawłowi...."
Nadmiar Absolutu musiał doprowadzić do wojen religijnych, bo... (1080):
"...Każdy wierzy tylko w swojego najlepszego Pana Boga, ale nie wierzy innemu człowiekowi, że on także wierzy w coś dobrego. Ludzie powinni najpierw wierzyć w ludzi, ufać im, a reszta sama się uładzi..."
Dalej nie będę pisał, by nie narazić się dewotom.....
Jeszcze perełka groteskowego stylu (407):
„....Gdyby nań ktoś spojrzał, to pomyślałby, że pan Bondy patrzy na chodnik; ale pan Bondy patrzył w przyszłość..”
I końcowe wyznanie, że paroksyzmy śmiechu wykończyły mnie. 10/10
Karel Čapek (1890 – 1938) - prekursor science fiction, wprowadził do języka i cywilizacji amerykańskiej słowo "ROBOT", w sztuce z 1920 roku pt "R.U.R" ( "Rosum's Universe Robots"). Recenzując najpoczytniejsze jego satyryczne, dystopijne dzieło "Inwazję jaszczurów" (1936) pisałem:
"...Zapomniałem Państwu powiedzieć, o tym co najważniejsze, a mianowicie o osobistym doświadczeniu, tj o brutalnym wtargnięciu Čapka, (na przełomie lat 50-60), w mój zaczarowany świat wyobraźni , w której niepodzielnie panował Stanisław Lem. Doznałem szoku, bo podziwiałem oczywiście takich pisarzy jak Bradbury, Wells czy Orwell, lecz nie przewidywałem dopuszczenia do królestwa Lema, jeszcze kogoś nowego. A Čapek nie dość, że z impetem wjechał, to wymową swojego dzieła właściwie wszystkich przebił..."
Po 60 latach poglądu nie zmieniłem, tylko Philip K. Dicka dodałem. Skleroza, jeszcze Liu Cixin.
Jego powieściowy debiut z 1922 r., „Fabryka Absolutu” („Tovarna na absolutno”) rozważana jest jako wizja społeczeństwa konsumpcyjnego, jakim mieliśmy się stać w 1943 roku. Daty się poprzesuwały, dzięki czemu mamy, jak najbardziej trafną, satyrę teraźniejszości.
Ludzkość doznaje kontaktu z Absolutem, jeżeli w ogóle, to niewiele, a Čapek zafundował nam Jego nadmiar. Co z tego wynikło przeczytajcie sami na:
https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/capek-fabryka-absolutu.html#s1
Pomysł wyodrębniania Absolutu zbudowany został na Jego wszechobecności:
„....bóstwo jest wszechobecne, że jest obecne w każdej materii i w każdej cząsteczce materii. A teraz wyobraź sobie, że kawałek materii zniszczysz całkowicie, pozornie bez reszty. Ale ponieważ każda materia jest właściwie materią plus Absolut, zniszczyłeś w gruncie rzeczy tylko materię, a pozostała ci niezniszczalna reszta: czysty, wyzwolony, aktywny Absolut.. ..Pozostał czysty Bóg...”
Problem w tym, że...:
„...My nie przywykliśmy do obcowania z prawdziwym bóstwem. Nawet pojęcia nie mamy, ile mogłaby nabroić jego obecność, powiedzmy kulturalnie, moralnie i tam dalej. .."
No i w Kościele Rzymskim, który sam sobie przyznał prawo posiadania prawdy w materii Boga. Biskup Linda...:
"....przybiegł do mnie i powiada, że z katolickiego stanowiska nie może być o żadnym Bogu mowy, że kościół odrzuca stanowczo hipotezę panteistyczną jako heretycką. Jednym słowem, że tu nie ma żadnego legalnego Boga, popartego autorytetem kościoła i że jako ksiądz musi uważać wszystko za oszustwo, fałsz i kacerstwo.."
Nasz bohater G. H. Bondy przejął od wynalazcy, Marka, produkcję karburatorów izolujących Absolut, tym samym otwierając puszkę Pandory. A z Absolutem nie ma żarów, bo...
„— Z Nim trudna sprawa ... ..Gdy nie przekona się drogą rozumowania, ześle na ciebie cudowne oświecenie. Wiesz, co zrobił Szawłowi...."
Nadmiar Absolutu musiał doprowadzić do wojen religijnych, bo... (1080):
"...Każdy wierzy tylko w swojego najlepszego Pana Boga, ale nie wierzy innemu człowiekowi, że on także wierzy w coś dobrego. Ludzie powinni najpierw wierzyć w ludzi, ufać im, a reszta sama się uładzi..."
Dalej nie będę pisał, by nie narazić się dewotom.....
Jeszcze perełka groteskowego stylu (407):
„....Gdyby nań ktoś spojrzał, to pomyślałby, że pan Bondy patrzy na chodnik; ale pan Bondy patrzył w przyszłość..”
I końcowe wyznanie, że paroksyzmy śmiechu wykończyły mnie. 10/10
Saturday, 23 September 2017
Kristin HANNAH - "Magiczna chwila"
Kristin HANNAH - "Magiczna chwila"
Z ZASOBÓW BIBLIOTEKI W TORONTO
Oklepany temat "dziecka z lasu" mający na celu wyciśnięcie łez z wrażliwych czytelniczek. Mamy XXI wiek, a takie dyrdymały dalej się ludziom podobają!!! Mnie - nie. 5/10
Z ZASOBÓW BIBLIOTEKI W TORONTO
Oklepany temat "dziecka z lasu" mający na celu wyciśnięcie łez z wrażliwych czytelniczek. Mamy XXI wiek, a takie dyrdymały dalej się ludziom podobają!!! Mnie - nie. 5/10
Mateusz M. LEMBERG - "Zasługa nocy"
Z ZASOBÓW BILIOTEKI W TORONTO
Mateusz M. LEMBERG - "Zasługa nocy"
Lemberg (ur. 1971) debiutuje tym kryminałem na 342 stronach; na LC dostał 6,36 (162 ocen i 29 opinii), po tej, napisał dwie jako ciąg dalszy.
Opinia krótka: nie znoszę w literaturze rynsztoku, również zakamuflowanego pisaniem wspak, którego przykłady podaję:
s.10 "Która godzina, awruk anolodreip?"
s.11 "Co wy, kurwa, w kulki sobie gracie?
s.12 "Kurwa - rzucił Hif"
s.13 "Ślisko, kurwa"
s.14 "Kurwa – powtórzył"
"Co jest, awruk?"
s.15 "Pieprzony ornitolog"
s.17 "..odruchowo bekając"
s.24 "A chuj ci w dupę"
s.31 "..niezle dupy"
s.33 "No i co, Glista, gruby cwelu, mało ci było dawania dupy na Białołęce? - spytała spokojnie"
"Co jest, policyjna lesbo?"
s.34 "Wypierdalać, ale już!"
"Jak to nic nie rozumiesz, kurwa?"
s.35 "Współpracuj, człowieku, kurwa, słyszysz?"
s.36 "Co to, do kurwy nędzy, ma znaczyć?"
s.37 "Awruk ogej anabej ćam – zaklęła"
"Kurwa.. ...Wypierdalaj"
s.48 "Awruk, o co ci chodzi?"
s.50 "Ty mi tu, kurwa, ne czaruj!"
"Koniec tego pierdolenia!"
s.53 "Kurwy?"
s.60 "Witaj, mała lesbo"
s.61 "Co jest, awruk?"
"Wypierdalaj"
"Posłuchaj, kurwo.."
"Tak cię załatwię, kurwo.."
s.62 "Będziesz mi, kurwa..."
"Wypierdalać.."
Jak dla mnie - wystarczy. Do tego przebłyski talentu, jak np (s.59):
"...Gdyby dysponowała penisem, stałby on teraz niczym gwardzista królowej angielskiej pod pałacem Buckingham..."
Na okładce informacja o autorze:
"...Zarabia na życie jako lekarz..."
Tak trzymać!!!! Gratulacje dla wydawnictwa "Prószyński i S-ka" i jego redaktorów i korektorów!!
PAŁA!!
Mateusz M. LEMBERG - "Zasługa nocy"
Lemberg (ur. 1971) debiutuje tym kryminałem na 342 stronach; na LC dostał 6,36 (162 ocen i 29 opinii), po tej, napisał dwie jako ciąg dalszy.
Opinia krótka: nie znoszę w literaturze rynsztoku, również zakamuflowanego pisaniem wspak, którego przykłady podaję:
s.10 "Która godzina, awruk anolodreip?"
s.11 "Co wy, kurwa, w kulki sobie gracie?
s.12 "Kurwa - rzucił Hif"
s.13 "Ślisko, kurwa"
s.14 "Kurwa – powtórzył"
"Co jest, awruk?"
s.15 "Pieprzony ornitolog"
s.17 "..odruchowo bekając"
s.24 "A chuj ci w dupę"
s.31 "..niezle dupy"
s.33 "No i co, Glista, gruby cwelu, mało ci było dawania dupy na Białołęce? - spytała spokojnie"
"Co jest, policyjna lesbo?"
s.34 "Wypierdalać, ale już!"
"Jak to nic nie rozumiesz, kurwa?"
s.35 "Współpracuj, człowieku, kurwa, słyszysz?"
s.36 "Co to, do kurwy nędzy, ma znaczyć?"
s.37 "Awruk ogej anabej ćam – zaklęła"
"Kurwa.. ...Wypierdalaj"
s.48 "Awruk, o co ci chodzi?"
s.50 "Ty mi tu, kurwa, ne czaruj!"
"Koniec tego pierdolenia!"
s.53 "Kurwy?"
s.60 "Witaj, mała lesbo"
s.61 "Co jest, awruk?"
"Wypierdalaj"
"Posłuchaj, kurwo.."
"Tak cię załatwię, kurwo.."
s.62 "Będziesz mi, kurwa..."
"Wypierdalać.."
Jak dla mnie - wystarczy. Do tego przebłyski talentu, jak np (s.59):
"...Gdyby dysponowała penisem, stałby on teraz niczym gwardzista królowej angielskiej pod pałacem Buckingham..."
Na okładce informacja o autorze:
"...Zarabia na życie jako lekarz..."
Tak trzymać!!!! Gratulacje dla wydawnictwa "Prószyński i S-ka" i jego redaktorów i korektorów!!
PAŁA!!
Aleksandra MARININA - "Kolacja z zabójcą"
Aleksandra MARININA - "Kolacja z zabójcą"
Dopiero co recenzowałem jej "Czarną listę" (10 gwiazdek) z 2010 roku, a teraz trafiła mnie się książka otwierająca jej cykl z major Anastazją z 1992 roku.
No cóż, jak na debiut - bardzo dobre. In minus - mało trupów, mało napięcia; in plus - realizm Rosji postsowieckiej, koneksje polityków z przestępcami, a walczący z nimi to gołodupcy. Pułkownik „Pączek” mówi (s. 227):
„...Mam trzydzieści jeden lat wysługi, odejdę na emeryturę. I tak za dzisiejszą pensje mogę kupić żonie zaledwie dwie pary butów...”.
Różnica 18 lat między „Czarną listą” a omawianą, jest wyraźna, stąd wniosek, że Marinina efektywnie doskonaliła swój warsztat. Polecam 7/10
Dopiero co recenzowałem jej "Czarną listę" (10 gwiazdek) z 2010 roku, a teraz trafiła mnie się książka otwierająca jej cykl z major Anastazją z 1992 roku.
No cóż, jak na debiut - bardzo dobre. In minus - mało trupów, mało napięcia; in plus - realizm Rosji postsowieckiej, koneksje polityków z przestępcami, a walczący z nimi to gołodupcy. Pułkownik „Pączek” mówi (s. 227):
„...Mam trzydzieści jeden lat wysługi, odejdę na emeryturę. I tak za dzisiejszą pensje mogę kupić żonie zaledwie dwie pary butów...”.
Różnica 18 lat między „Czarną listą” a omawianą, jest wyraźna, stąd wniosek, że Marinina efektywnie doskonaliła swój warsztat. Polecam 7/10
Friday, 22 September 2017
Anita Halina JANOWSKA - "Krzyżówka"
Anita Halina JANOWSKA - "Krzyżówka"
Anita Halina Janowska (ur. 1933, pseud. Halina Sander) - artysta muzyk, socjolog, pisarka, córka Niemca i Żydówki wspomina swoje dzieciństwo i młodość. Niesamowita opowieść; lecz ja oceniam książkę, a nie jej życie. I tutaj zdziwienie, bo mimo doktoratu z nauk humanistycznych i mimo tak atrakcyjnego tematu wyszło to, co wyszło....
Trochę wspomnień, bez ładu i składu, aż dziw, że żaden redaktor czy znajomy nie zwrócił autorce uwagi'. Janowska wykształcona jest, język polski zna, tylko koncepcji zabrakło.
Jako, że, wskutek przeczytania entuzjastycznych opinii na temat tej książki, byłem pozytywnie nastawiony do niej, to czytałem uważnie i udało mnie się wyłowić 2 (słownie: dwa) cytaty. na
s. 76
"..strach, w porównaniu z miłością, jest uczuciem trwalszym i silniej motywującym do działania.."
Ciekawy i bardzo dojrzały jest ideologiczny bunt dwunastolatki, wychowanej w duchu ewangelickim, przebywającej w środowisku żydowskim, przypominający „zakład Pascala” (s. 118):
„..Były wśród nas i dzieci, które spędziły wojnę w Związku Radzieckim; krzyczały pogardliwie: „Boga nie ma”. „To też jest wiara - myślałam - one wierzą, że Boga nie ma”. I powiedziałam sobie uczciwie: „Nie wiem, czy Bóg jest. Jeśli Go nie ma, to nie ma. Jeśli jest, to i tak nie potrafię Go ani pojąć, ani zrozumieć. Żeby pojąć Boga, trzeba mu dorównać, a to, z założenia, niemożliwe. Dlatego tylko jeden może być rodzaj pychy wobec Boga próbować Go sobie wyobrazić...”
Końcowy wniosek z rozmyślań dorastającej panienki poraża logiką:
„... Jeśli wierzyć Biblii.. ..to na Sądzie Ostatecznym Bóg musiałby wszystkich uniewinnić, bo jeśli grzeszyli dlatego, że obdarzył ich lekkomyślnie Wolną Wolą, to kto tu zawinił ? Chyba On sam...”
Niestety, to za mało na ocenę dobrą. 4/10
Anita Halina Janowska (ur. 1933, pseud. Halina Sander) - artysta muzyk, socjolog, pisarka, córka Niemca i Żydówki wspomina swoje dzieciństwo i młodość. Niesamowita opowieść; lecz ja oceniam książkę, a nie jej życie. I tutaj zdziwienie, bo mimo doktoratu z nauk humanistycznych i mimo tak atrakcyjnego tematu wyszło to, co wyszło....
Trochę wspomnień, bez ładu i składu, aż dziw, że żaden redaktor czy znajomy nie zwrócił autorce uwagi'. Janowska wykształcona jest, język polski zna, tylko koncepcji zabrakło.
Jako, że, wskutek przeczytania entuzjastycznych opinii na temat tej książki, byłem pozytywnie nastawiony do niej, to czytałem uważnie i udało mnie się wyłowić 2 (słownie: dwa) cytaty. na
s. 76
"..strach, w porównaniu z miłością, jest uczuciem trwalszym i silniej motywującym do działania.."
Ciekawy i bardzo dojrzały jest ideologiczny bunt dwunastolatki, wychowanej w duchu ewangelickim, przebywającej w środowisku żydowskim, przypominający „zakład Pascala” (s. 118):
„..Były wśród nas i dzieci, które spędziły wojnę w Związku Radzieckim; krzyczały pogardliwie: „Boga nie ma”. „To też jest wiara - myślałam - one wierzą, że Boga nie ma”. I powiedziałam sobie uczciwie: „Nie wiem, czy Bóg jest. Jeśli Go nie ma, to nie ma. Jeśli jest, to i tak nie potrafię Go ani pojąć, ani zrozumieć. Żeby pojąć Boga, trzeba mu dorównać, a to, z założenia, niemożliwe. Dlatego tylko jeden może być rodzaj pychy wobec Boga próbować Go sobie wyobrazić...”
Końcowy wniosek z rozmyślań dorastającej panienki poraża logiką:
„... Jeśli wierzyć Biblii.. ..to na Sądzie Ostatecznym Bóg musiałby wszystkich uniewinnić, bo jeśli grzeszyli dlatego, że obdarzył ich lekkomyślnie Wolną Wolą, to kto tu zawinił ? Chyba On sam...”
Niestety, to za mało na ocenę dobrą. 4/10
Wednesday, 20 September 2017
Sergiusz PIASECKI - "Adam i Ewa"
Sergiusz PIASECKI - "Adam i Ewa"
Wybaczcie Państwo, że się powtarzam, lecz przekonany jestem, że warto przytoczyć, co pisałem o Piaseckim w recenzji "Mgły":
„Sergiusz Piasecki (1901 – 1964) to wielka, barwna, postać polskiej literatury, lecz nie miejsce tu, by dokładnie opisać jego życie. Zaczynam fragmentem życiorysu z Wikipedii:
"...Był nieślubnym dzieckiem zubożałego i zrusyfikowanego szlachcica Michała Piaseckiego i białoruskiej wieśniaczki Kławdii Kułakowicz (pochodziła z miejscowej schłopiałej szlachty). W dzieciństwie wychowywała go konkubina ojca Filomena Gruszewska, która maltretowała go fizycznie i psychicznie; ojciec niewiele się nim interesował. W domu rodziców rozmawiano wyłącznie po rosyjsku. Jako kilkunastoletni chłopak trafił do więzienia z powodu bójki w szkole. Uciekł z niego i trafił do Moskwy, gdzie był świadkiem wydarzeń rewolucyjnych i śmierci swoich przyjaciół.. ..W trakcie rewolucji przyjechał do Mińska, gdzie związał się z lokalnym światem przestępczym...."
I dalej o całości strony w Wikipedii jemu poświęconej:
"..Panowie Redaktorzy Wikipedii i in.! Nie wybielajcie Piaseckiego, bo on tego nie potrzebuje. Początkowo nic go z Polską nie łączyło, w domu mówiono wyłącznie po rosyjsku, a potem został BANDZIOREM, złodziejem i narkomanem. Dostał wyrok śmierci jako kryminalista, odsiedział 11 lat, aż dzięki sukcesowi jego powieści pt „Kochanek Wielkiej Niedźwiedzicy”, ujęło się za nim grono literatów z Wańkowiczem na czele i wymusiło na prezydencie Mościckim zwolnienie go w 1937 z więzienia. W AK był potrzebny, do wykonywania wyroków śmierci, bo wśród „normalnych” ludzi trudno jest znaleźć chętnych do pociągania za cyngiel. Cały jego urok polega na połączeniu „barwnego” życia z wybitnym talentem literackim. Nie róbcie z niego grzecznego chłopca, dumnego patrioty etc bo to nijak do niego nie pasuje i szkodzi sympatii jaką czytelnicy czują do tego niesfornego awanturnika. Nie róbcie z prostackich „Zapisków oficera Armii Czerwonej” pozycji sztandarowej, bo to „wypadek przy pracy” inspirowany konkretną sytuacją polityczną na emigracji, a talent Piaseckiego ujawnił się bardziej we wszystkich pozostałych pozycjach...."
Aby go poznać polecam Państwu, poza jego książkami, wspaniały melodramat Marii Nurowskiej "Sergiusz, Czesław, Jadwiga" (Piasecki contra Miłosz), jak i jego recenzję pod adresem:
Grzegorz Eberhardt Miłość noblisty; 7.08.2013
No to wreszcie mogę przejść do książki z 1955 roku, pierwotnie drukowanej w odcinkach w londyńskim Dzienniku Polskim i Dzienniku Żołnierza w 1963 .
Na stronie wydawnictwa LTW czytam: http://www.ltw.com.pl/presta/glowna/510-adam-i-ewa.html
Jest to pierwsze wydanie książkowe oparte na maszynopisie autorskim.
W romansie, którego akcja rozgrywa się na Wileńszczyźnie w 1939 roku, autor ukazał, jak system polityczny zabija szczęście wartościowych jednostek.
Adam, utalentowany plastyk, przybywa do Wilna, gdzie jego akwarelami zainteresował się miejscowy antykwariusz i pasjonat sztuki. Na miejscu poznaje Ewę, studentkę pełną życzliwości i niespożytej energii. Między nimi szybko zawiązuje się silne uczucie, przerwane powrotem Ewy do rodzinnego domu na okres wakacji. Młodzi utrzymują kontakt listowy. Gdy do Polski wkraczają wojska sowiecke, Adam wyrusza w niebezpieczną podróż do Białegostoku, aby odnaleźć ukochaną.
Marian Hemar, wypowiadając się o powieści Adam i Ewa, stwierdził, że: „powieść «lepiła się» do czytelnika, coraz bardziej czymś urzekała, czytałem każdy odcinek skwapliwie, nie pominąłem żadnego, każdy utwierdzał mnie na nowo w zainteresowaniu i przyjemności”.
Pierwsze moje odczucie w trakcie lektury, to, że mamy do czynienia z romansidłem w stylu lubianej przeze mnie i sowicie obdarzanej gwiazdkami – Rodziewiczówny, a talent autora i tak objawia się w języku. Bo czyż nie jest piękna "ułuda" w zdaniu (s. 36):
"..W tajemniczych uliczkach i zaułkach migotały mgliste ognie tanich knajp, gdzie w chmurach dymu tytoniowego trzaskały kule bilardowe, krążyły karty do gry i snuła się ułuda alkoholowa..."
A rodem z najlepszego Harlequina wspomnienie romansu czyż nie zachwyca ? (s. 58):
„...Po.. ..romansie z kobietą, zimną i głupią, ale zarozumiałą, która zaśmieciła mu życie i pracę...”
A kiczowate poniższe nie zachwyca? (s. 92) :
„Zakochani, zwarci w pocałunku, płynęli w wieczną głębię miłości..”
Piasecki wykazuje najwyższy kunszt, bo umyślnie tak pisać to swoista sztuka. Najwspanialszy kicz!!
Dodam, że romansidło nabiera specyficznego smaczku wskutek nie tylko dwóch przygód seksualnych bohatera, lecz również dzięki bieganiu z obnażonym penisem wobec bogatej kochanki, jak i dwóch przypadkowych wczasowiczek.
Niestety, nie ma happy endu, bo wybucha wojna i …..nie powiem co dalej, bo nie wypada psuć Państwu lektury..
Rację miał Wańkowicz twierdząc, że Piasecki to wielki talent...
Lubię Piaseckiego, a i z tej lektury miałem frajdę. W tej kategorii 10/10
Wybaczcie Państwo, że się powtarzam, lecz przekonany jestem, że warto przytoczyć, co pisałem o Piaseckim w recenzji "Mgły":
„Sergiusz Piasecki (1901 – 1964) to wielka, barwna, postać polskiej literatury, lecz nie miejsce tu, by dokładnie opisać jego życie. Zaczynam fragmentem życiorysu z Wikipedii:
"...Był nieślubnym dzieckiem zubożałego i zrusyfikowanego szlachcica Michała Piaseckiego i białoruskiej wieśniaczki Kławdii Kułakowicz (pochodziła z miejscowej schłopiałej szlachty). W dzieciństwie wychowywała go konkubina ojca Filomena Gruszewska, która maltretowała go fizycznie i psychicznie; ojciec niewiele się nim interesował. W domu rodziców rozmawiano wyłącznie po rosyjsku. Jako kilkunastoletni chłopak trafił do więzienia z powodu bójki w szkole. Uciekł z niego i trafił do Moskwy, gdzie był świadkiem wydarzeń rewolucyjnych i śmierci swoich przyjaciół.. ..W trakcie rewolucji przyjechał do Mińska, gdzie związał się z lokalnym światem przestępczym...."
I dalej o całości strony w Wikipedii jemu poświęconej:
"..Panowie Redaktorzy Wikipedii i in.! Nie wybielajcie Piaseckiego, bo on tego nie potrzebuje. Początkowo nic go z Polską nie łączyło, w domu mówiono wyłącznie po rosyjsku, a potem został BANDZIOREM, złodziejem i narkomanem. Dostał wyrok śmierci jako kryminalista, odsiedział 11 lat, aż dzięki sukcesowi jego powieści pt „Kochanek Wielkiej Niedźwiedzicy”, ujęło się za nim grono literatów z Wańkowiczem na czele i wymusiło na prezydencie Mościckim zwolnienie go w 1937 z więzienia. W AK był potrzebny, do wykonywania wyroków śmierci, bo wśród „normalnych” ludzi trudno jest znaleźć chętnych do pociągania za cyngiel. Cały jego urok polega na połączeniu „barwnego” życia z wybitnym talentem literackim. Nie róbcie z niego grzecznego chłopca, dumnego patrioty etc bo to nijak do niego nie pasuje i szkodzi sympatii jaką czytelnicy czują do tego niesfornego awanturnika. Nie róbcie z prostackich „Zapisków oficera Armii Czerwonej” pozycji sztandarowej, bo to „wypadek przy pracy” inspirowany konkretną sytuacją polityczną na emigracji, a talent Piaseckiego ujawnił się bardziej we wszystkich pozostałych pozycjach...."
Aby go poznać polecam Państwu, poza jego książkami, wspaniały melodramat Marii Nurowskiej "Sergiusz, Czesław, Jadwiga" (Piasecki contra Miłosz), jak i jego recenzję pod adresem:
Grzegorz Eberhardt Miłość noblisty; 7.08.2013
No to wreszcie mogę przejść do książki z 1955 roku, pierwotnie drukowanej w odcinkach w londyńskim Dzienniku Polskim i Dzienniku Żołnierza w 1963 .
Na stronie wydawnictwa LTW czytam: http://www.ltw.com.pl/presta/glowna/510-adam-i-ewa.html
Jest to pierwsze wydanie książkowe oparte na maszynopisie autorskim.
W romansie, którego akcja rozgrywa się na Wileńszczyźnie w 1939 roku, autor ukazał, jak system polityczny zabija szczęście wartościowych jednostek.
Adam, utalentowany plastyk, przybywa do Wilna, gdzie jego akwarelami zainteresował się miejscowy antykwariusz i pasjonat sztuki. Na miejscu poznaje Ewę, studentkę pełną życzliwości i niespożytej energii. Między nimi szybko zawiązuje się silne uczucie, przerwane powrotem Ewy do rodzinnego domu na okres wakacji. Młodzi utrzymują kontakt listowy. Gdy do Polski wkraczają wojska sowiecke, Adam wyrusza w niebezpieczną podróż do Białegostoku, aby odnaleźć ukochaną.
Marian Hemar, wypowiadając się o powieści Adam i Ewa, stwierdził, że: „powieść «lepiła się» do czytelnika, coraz bardziej czymś urzekała, czytałem każdy odcinek skwapliwie, nie pominąłem żadnego, każdy utwierdzał mnie na nowo w zainteresowaniu i przyjemności”.
Pierwsze moje odczucie w trakcie lektury, to, że mamy do czynienia z romansidłem w stylu lubianej przeze mnie i sowicie obdarzanej gwiazdkami – Rodziewiczówny, a talent autora i tak objawia się w języku. Bo czyż nie jest piękna "ułuda" w zdaniu (s. 36):
"..W tajemniczych uliczkach i zaułkach migotały mgliste ognie tanich knajp, gdzie w chmurach dymu tytoniowego trzaskały kule bilardowe, krążyły karty do gry i snuła się ułuda alkoholowa..."
A rodem z najlepszego Harlequina wspomnienie romansu czyż nie zachwyca ? (s. 58):
„...Po.. ..romansie z kobietą, zimną i głupią, ale zarozumiałą, która zaśmieciła mu życie i pracę...”
A kiczowate poniższe nie zachwyca? (s. 92) :
„Zakochani, zwarci w pocałunku, płynęli w wieczną głębię miłości..”
Piasecki wykazuje najwyższy kunszt, bo umyślnie tak pisać to swoista sztuka. Najwspanialszy kicz!!
Dodam, że romansidło nabiera specyficznego smaczku wskutek nie tylko dwóch przygód seksualnych bohatera, lecz również dzięki bieganiu z obnażonym penisem wobec bogatej kochanki, jak i dwóch przypadkowych wczasowiczek.
Niestety, nie ma happy endu, bo wybucha wojna i …..nie powiem co dalej, bo nie wypada psuć Państwu lektury..
Rację miał Wańkowicz twierdząc, że Piasecki to wielki talent...
Lubię Piaseckiego, a i z tej lektury miałem frajdę. W tej kategorii 10/10
Tuesday, 19 September 2017
Wojciech ORLIŃSKI - "Lem. Życie nie z tej ziemi"
Wojciech ORLIŃSKI - "Lem - życie nie z tej ziemi"
Z Wojciechem Orlińskim spotkałem się raz, w zbiorze 12 utworów zatytułowanych „Głos Lema”, w którego recenzji pisałem:
„....Wojciech Orliński (ur. 1969), dziennikarz GW, autor książki „Co to są sepulki?”. Wiążę nadzieje z jego opowiadaniem bo sam jestem zwolennikiem sepulenia. No i za wytrwałość zostałem wynagrodzony; pierwsze opowiadanie spełniające wymogi tytułu, a do tego świetne, z „lemowskim” poczuciem humoru, z elementami groteski. Zasłużone 10 gwiazdek!! ...”
Powyższe uzasadnia nadzieję, z jaką zabierałem się do tej biografii, tym bardziej, że Lema czytam od ponad 60 lat i zaliczam go do piątki moich ulubionych polskich autorów, którą współtworzą Parandowski oraz trójca WGS czyli Witkacy, Gombrowicz i Schulz.
Nim przystąpię do oceny tej książki zacytuję ciekawą notkę z mojej recenzji „Głosu Lema” na temat twórczości Lema, w której w dodatku pada nazwisko autora biografii (cytat z Wikipedii):
„....Krytyk i historyk literatury Małgorzata Szpakowska uważa Lema za późnego spadkobiercę postpozytywistycznego naturalizmu, z czego wynika jego charakterystyczna mizantropia, wykazująca wspólne korzenie z twórczością Przybyszewskiego i Witkacego. W dziedzinie filozofii nauki Lem często odwoływał się do prac filozofa i logika Bertranda Russella oraz filozofa nauki Karla R. Poppera. Epistemologiczne poglądy Lema można zaliczyć do szkoły krytycznych uczniów Poppera, takich jak filozof nauki Imre Lakatos. Przekonania Lema w zakresie antropologii publicysta i dziennikarz Wojciech Orliński określa jako mizantropijny humanizm - człowiek znajduje się w centrum zainteresowań Lema, nie wzbudza on jednak jego sympatii jako przypadkowy produkt ewolucji, zniewolony przez atawistyczne instynkty. W domenie metafizyki Lem prezentował stanowisko agnostyka, wyraźnie różne jednak od oficjalnego ateizmu państwowego, np. radzieckiego. Filozofia społeczna Lema przejawiała się w wielu dziełach poprzez krytykę ustroju totalitarnego z pozycji humanistycznych, w późniejszych utworach pojawiła się również krytyka społeczeństwa konsumpcyjnego i skrajnie permisywnego. W publicystyce dotyczącej filozofii języka Lem odrzucał strukturalizm i semiotykę, stojąc na stanowisku, iż nie można analizować dzieła literackiego samego w sobie, abstrahując od kontekstu odczytania go przez odbiorcę...."
Zwracam uwagę na przywołane tu nazwisko mistrza paradoksu - Bertranda Russella, bo w twórczości Lema wiele paradoksów znajdujemy. Podkreślam, że dla mnie fantastyka jest dla Lema środkiem, a nie celem, natomiast uprawianie przez niego filozofii z wyrafinowanym poczuciem humoru przypomina ks. J. Tischnera.”
Wspomniany ks. J. Tischner mawiał: „..są trzy prawdy: moja prawda, twoja prawda i g.... prawda”. Objawię, o biografii Orlińskiego tylko dwie prawdy, w dodatku obie moje: pozytywną i negatywną, co oznacza, ze jestem „za, a nawet przeciw”.
Negatywną wspieram dwiema recenzjami z LC, z którymi zgadzam się w 120%, jako, że jestem stary, więc Lema i o Lemie dłużej czytam niż cytowani recenzenci. Obie recenzje przytaczam w całości bez jakichkolwiek poprawek.
Godło „ramachadran”:
„Jako fan Lema jestem szczerze rozczarowany tą biografią. Przede wszystkim autor nie wykazał się ani dociekliwością, ani pracowitością. Większość zaprezentowanych informacji zaczerpnięta została z już wydanych i każdemu czytelnikowi dostępnych źródeł - 2 wywiadów rzek przeprowadzonych kolejno przez:Fiałkowskiego i Beresia; z autobiograficznej książki Lema Wysoki Zamek; z dziennika przyjaciela Lema - Szczepańskiego. Biografia jest niejako kompilacją powyższych publikacji ze sporą domieszką sugestii gdzie i jakie wątki biograficzne w powieściach Lema dostrzega Orliński. Gdzie praca dziennikarska, nowe dokumenty, nowi rozmówcy, świadkowie, cokolwiek do tej pory niewydanego?
Z powyższych powodów książka przyjmuje formę ciągnących się całymi stronami cytatów z każdemu fanowi Lema dobrze książek, głównie wyżej wymienionych.
Autor streszcza w bardzo obszerny sposób wiele książek Lema, co również jest zbędne, bo nie zawsze są tam wątki autobiograficzne.
Te dwie kwestie powodują, że książka puchnie do ponad 400 stron, ale nie dowiemy się z niej o takich smaczkach, z życia codziennego, jakie każdego fana ciekawią: jakie filmy Lem lubił, jaką muzykę, jakie powieści czytał, jak poznał swoją żonę i jak ich związek się kształtował itd.
Orlińśki żartobliwie mówi o lemologach, z pewnością z ich publikacji korzystał i obszernie ich dzieła cytował, ale go do lemologów zaliczać nie mogę - brak pogłębionych własnych badań.”
Godło „Rick Deckard”:
„I to jest ta szeroko reklamowana biografia Mistrza S-fiction ? Wolne żarty :D Co jak co, ale taki geniusz zasługuje na równie godną biografię a to są jakieś popłuczyny. Niech Pan Orliński pójdzie na praktyki do Grzebałkowskiej ona go nauczy jak się robi resercz do pisania biografii. Trzeba być leniem patentowanym żeby na zasadzie zatkajdziury kopiować teksty w wcześniejszych publikacji, to juz wszystko było napisane, nie ma tu nic nowego, ciekawego odkrywczego. Ten czytelniczy "lep na muchy" jest dobry dla kogoś kto mało zna S.Lema lub nie zna go wcale, z pewnością nie da prawdziwych fanów S.Lema.”
Konkluzja jedna: biografia niedopracowana, bez znaczącego własnego wkładu twórczego, zasługująca najwyżej na 3 gwiazdki. I jest ona jak najbardziej słuszna dla grona ludzi interesujących się Lemem.
Tylko, że nas jest garstka, co natychmiast przekonująco udowadniam. Autobiograficzny „Wysoki Zamek” ma na LC zaledwie 16 opinii, praca Smuszkiewicza pt „Stanisław Lem” - jedną, Beresia „Rozmowy ze Stanisławem Lemem” też jedną, a Szpakowskiej „Dyskusje ze Stanisławem Lemem” - zero. Jest jeszcze Leś na LC z „Stanisław Lem wobec utopii”- opinii 0. Jego syna, Tomasza Lema biograficzne „Awantury na tle powszechnego ciążenia” - 37 opinii, podczas gdy ujawnionych na LC czytelników Lema jest 20 514. A ilu nieujętych tą statystyką?? Miliony!!!!
Zachodzi wielka dysproporcja między ilością czytelników dzieł Lema, a niewielką grupą znających jego życie, jego inspiracje, jego wątpliwości, jak i jego wzloty i upadki'.
Filozofowie już dawno temu udowodnili, że lepsze jest „cuś” niż „nic”. Orlińskiego opracowanie, mimo, że wtórne, daje niezwykłą wręcz okazję poznania szerokim rzeszom czytelników arcyciekawej biografii wielkiego pisarza, bo innej nikt nie napisał. I za to pionierskie dzieło należy się 9 gwiazdek, co daje finalną średnią 6.
Kto nie zna, niech czyta, a kto zna niech przekartkuje - dla przypomnienia.
Z Wojciechem Orlińskim spotkałem się raz, w zbiorze 12 utworów zatytułowanych „Głos Lema”, w którego recenzji pisałem:
„....Wojciech Orliński (ur. 1969), dziennikarz GW, autor książki „Co to są sepulki?”. Wiążę nadzieje z jego opowiadaniem bo sam jestem zwolennikiem sepulenia. No i za wytrwałość zostałem wynagrodzony; pierwsze opowiadanie spełniające wymogi tytułu, a do tego świetne, z „lemowskim” poczuciem humoru, z elementami groteski. Zasłużone 10 gwiazdek!! ...”
Powyższe uzasadnia nadzieję, z jaką zabierałem się do tej biografii, tym bardziej, że Lema czytam od ponad 60 lat i zaliczam go do piątki moich ulubionych polskich autorów, którą współtworzą Parandowski oraz trójca WGS czyli Witkacy, Gombrowicz i Schulz.
Nim przystąpię do oceny tej książki zacytuję ciekawą notkę z mojej recenzji „Głosu Lema” na temat twórczości Lema, w której w dodatku pada nazwisko autora biografii (cytat z Wikipedii):
„....Krytyk i historyk literatury Małgorzata Szpakowska uważa Lema za późnego spadkobiercę postpozytywistycznego naturalizmu, z czego wynika jego charakterystyczna mizantropia, wykazująca wspólne korzenie z twórczością Przybyszewskiego i Witkacego. W dziedzinie filozofii nauki Lem często odwoływał się do prac filozofa i logika Bertranda Russella oraz filozofa nauki Karla R. Poppera. Epistemologiczne poglądy Lema można zaliczyć do szkoły krytycznych uczniów Poppera, takich jak filozof nauki Imre Lakatos. Przekonania Lema w zakresie antropologii publicysta i dziennikarz Wojciech Orliński określa jako mizantropijny humanizm - człowiek znajduje się w centrum zainteresowań Lema, nie wzbudza on jednak jego sympatii jako przypadkowy produkt ewolucji, zniewolony przez atawistyczne instynkty. W domenie metafizyki Lem prezentował stanowisko agnostyka, wyraźnie różne jednak od oficjalnego ateizmu państwowego, np. radzieckiego. Filozofia społeczna Lema przejawiała się w wielu dziełach poprzez krytykę ustroju totalitarnego z pozycji humanistycznych, w późniejszych utworach pojawiła się również krytyka społeczeństwa konsumpcyjnego i skrajnie permisywnego. W publicystyce dotyczącej filozofii języka Lem odrzucał strukturalizm i semiotykę, stojąc na stanowisku, iż nie można analizować dzieła literackiego samego w sobie, abstrahując od kontekstu odczytania go przez odbiorcę...."
Zwracam uwagę na przywołane tu nazwisko mistrza paradoksu - Bertranda Russella, bo w twórczości Lema wiele paradoksów znajdujemy. Podkreślam, że dla mnie fantastyka jest dla Lema środkiem, a nie celem, natomiast uprawianie przez niego filozofii z wyrafinowanym poczuciem humoru przypomina ks. J. Tischnera.”
Wspomniany ks. J. Tischner mawiał: „..są trzy prawdy: moja prawda, twoja prawda i g.... prawda”. Objawię, o biografii Orlińskiego tylko dwie prawdy, w dodatku obie moje: pozytywną i negatywną, co oznacza, ze jestem „za, a nawet przeciw”.
Negatywną wspieram dwiema recenzjami z LC, z którymi zgadzam się w 120%, jako, że jestem stary, więc Lema i o Lemie dłużej czytam niż cytowani recenzenci. Obie recenzje przytaczam w całości bez jakichkolwiek poprawek.
Godło „ramachadran”:
„Jako fan Lema jestem szczerze rozczarowany tą biografią. Przede wszystkim autor nie wykazał się ani dociekliwością, ani pracowitością. Większość zaprezentowanych informacji zaczerpnięta została z już wydanych i każdemu czytelnikowi dostępnych źródeł - 2 wywiadów rzek przeprowadzonych kolejno przez:Fiałkowskiego i Beresia; z autobiograficznej książki Lema Wysoki Zamek; z dziennika przyjaciela Lema - Szczepańskiego. Biografia jest niejako kompilacją powyższych publikacji ze sporą domieszką sugestii gdzie i jakie wątki biograficzne w powieściach Lema dostrzega Orliński. Gdzie praca dziennikarska, nowe dokumenty, nowi rozmówcy, świadkowie, cokolwiek do tej pory niewydanego?
Z powyższych powodów książka przyjmuje formę ciągnących się całymi stronami cytatów z każdemu fanowi Lema dobrze książek, głównie wyżej wymienionych.
Autor streszcza w bardzo obszerny sposób wiele książek Lema, co również jest zbędne, bo nie zawsze są tam wątki autobiograficzne.
Te dwie kwestie powodują, że książka puchnie do ponad 400 stron, ale nie dowiemy się z niej o takich smaczkach, z życia codziennego, jakie każdego fana ciekawią: jakie filmy Lem lubił, jaką muzykę, jakie powieści czytał, jak poznał swoją żonę i jak ich związek się kształtował itd.
Orlińśki żartobliwie mówi o lemologach, z pewnością z ich publikacji korzystał i obszernie ich dzieła cytował, ale go do lemologów zaliczać nie mogę - brak pogłębionych własnych badań.”
Godło „Rick Deckard”:
„I to jest ta szeroko reklamowana biografia Mistrza S-fiction ? Wolne żarty :D Co jak co, ale taki geniusz zasługuje na równie godną biografię a to są jakieś popłuczyny. Niech Pan Orliński pójdzie na praktyki do Grzebałkowskiej ona go nauczy jak się robi resercz do pisania biografii. Trzeba być leniem patentowanym żeby na zasadzie zatkajdziury kopiować teksty w wcześniejszych publikacji, to juz wszystko było napisane, nie ma tu nic nowego, ciekawego odkrywczego. Ten czytelniczy "lep na muchy" jest dobry dla kogoś kto mało zna S.Lema lub nie zna go wcale, z pewnością nie da prawdziwych fanów S.Lema.”
Konkluzja jedna: biografia niedopracowana, bez znaczącego własnego wkładu twórczego, zasługująca najwyżej na 3 gwiazdki. I jest ona jak najbardziej słuszna dla grona ludzi interesujących się Lemem.
Tylko, że nas jest garstka, co natychmiast przekonująco udowadniam. Autobiograficzny „Wysoki Zamek” ma na LC zaledwie 16 opinii, praca Smuszkiewicza pt „Stanisław Lem” - jedną, Beresia „Rozmowy ze Stanisławem Lemem” też jedną, a Szpakowskiej „Dyskusje ze Stanisławem Lemem” - zero. Jest jeszcze Leś na LC z „Stanisław Lem wobec utopii”- opinii 0. Jego syna, Tomasza Lema biograficzne „Awantury na tle powszechnego ciążenia” - 37 opinii, podczas gdy ujawnionych na LC czytelników Lema jest 20 514. A ilu nieujętych tą statystyką?? Miliony!!!!
Zachodzi wielka dysproporcja między ilością czytelników dzieł Lema, a niewielką grupą znających jego życie, jego inspiracje, jego wątpliwości, jak i jego wzloty i upadki'.
Filozofowie już dawno temu udowodnili, że lepsze jest „cuś” niż „nic”. Orlińskiego opracowanie, mimo, że wtórne, daje niezwykłą wręcz okazję poznania szerokim rzeszom czytelników arcyciekawej biografii wielkiego pisarza, bo innej nikt nie napisał. I za to pionierskie dzieło należy się 9 gwiazdek, co daje finalną średnią 6.
Kto nie zna, niech czyta, a kto zna niech przekartkuje - dla przypomnienia.
Douglas ADAMS - "Restauracja...." II i III cz
Douglas ADAMS – "Restauracja na końcu Wszechświata", "Życie, Wszechświat i cała reszta"
To jest tak głupie, że aż śmieszne. To Monty Python w wydaniu SF. Skoro tak twierdzimy, to przypomnijmy (Wikipedia)
"Monty Python (also known as "The Pythons") were a British surreal comedy group who created their sketch comedy show "Monthy Python's Flying Circus, which first aired on the BBC in 1969. Forty-five episodes were made over four series. The Python phenomenon developed from the television series into something larger in scope and impact, including touring stage shows, films, numerous albums, several books, and musicals. The Pythons' influence on comedy has been compared to the Beatles' influence on music. Their sketch show has been referred to as "not only one of the more enduring icons of 1970s British popular culture, but also an important moment in the evolution of television comedy."
Od prawie pół wieku ubóstwiam surrealistyczne skecze Monty Pythona i jego naśladowców, lecz w formie pisanej tracą, według mnie, 90% śmieszności. Aby przekonać Państwa do moich herezji podaję adres sztandarowego skeczu pt "Ministerstwo głupich kroków":
https://www.youtube.com/watch?v=OgV4iBQVNyU
Czytam, czytam i nagle jakieś światełko w moim łbie zaświeciło: TO JEST ŚWIETNE, a ja muszę zweryfikować swoją ocenę pierwszej części.
Bo skoro jestem wielbicielem Teatru Absurdu, to powinienem te same kryteria zastosować wobec Adamsa. Mój błąd polega na tym, że utwory Becketta, Ionesco, Geneta, Pintera, Albee, jak i Jarry'ego "Ubu Król" znam przede wszystkim z teatru, a Adamsa oceniam na podstawie lektury. Również na moją miłość do Mrożka czy Różewicza zasadniczy wpływ miały przedstawienia teatralne.
W związku z tym do lektury pobudziłem i zaprzągłem swoją plastyczną wyobraźnię, dzięki czemu surrealistyczne pomysły zaczęły mnie zachwycać. No i śmiałem się do rozpuku.
Reasumując, całość Adamsa jest świetna w swoim gatunku. Czemu więc nie daję jej 10 gwiazdek, jak np "Trędowatej" wśród kiczowatych melodramatów? Bo oceniam formę literacką, a genialność osiąga forma widowiskowa. Czy skecze porównywanego w większości recenzji Cyrku Monty Pythona przeniesione na papier bawiłyby? No właśnie, dlatego 8/10
To jest tak głupie, że aż śmieszne. To Monty Python w wydaniu SF. Skoro tak twierdzimy, to przypomnijmy (Wikipedia)
"Monty Python (also known as "The Pythons") were a British surreal comedy group who created their sketch comedy show "Monthy Python's Flying Circus, which first aired on the BBC in 1969. Forty-five episodes were made over four series. The Python phenomenon developed from the television series into something larger in scope and impact, including touring stage shows, films, numerous albums, several books, and musicals. The Pythons' influence on comedy has been compared to the Beatles' influence on music. Their sketch show has been referred to as "not only one of the more enduring icons of 1970s British popular culture, but also an important moment in the evolution of television comedy."
Od prawie pół wieku ubóstwiam surrealistyczne skecze Monty Pythona i jego naśladowców, lecz w formie pisanej tracą, według mnie, 90% śmieszności. Aby przekonać Państwa do moich herezji podaję adres sztandarowego skeczu pt "Ministerstwo głupich kroków":
https://www.youtube.com/watch?v=OgV4iBQVNyU
Czytam, czytam i nagle jakieś światełko w moim łbie zaświeciło: TO JEST ŚWIETNE, a ja muszę zweryfikować swoją ocenę pierwszej części.
Bo skoro jestem wielbicielem Teatru Absurdu, to powinienem te same kryteria zastosować wobec Adamsa. Mój błąd polega na tym, że utwory Becketta, Ionesco, Geneta, Pintera, Albee, jak i Jarry'ego "Ubu Król" znam przede wszystkim z teatru, a Adamsa oceniam na podstawie lektury. Również na moją miłość do Mrożka czy Różewicza zasadniczy wpływ miały przedstawienia teatralne.
W związku z tym do lektury pobudziłem i zaprzągłem swoją plastyczną wyobraźnię, dzięki czemu surrealistyczne pomysły zaczęły mnie zachwycać. No i śmiałem się do rozpuku.
Reasumując, całość Adamsa jest świetna w swoim gatunku. Czemu więc nie daję jej 10 gwiazdek, jak np "Trędowatej" wśród kiczowatych melodramatów? Bo oceniam formę literacką, a genialność osiąga forma widowiskowa. Czy skecze porównywanego w większości recenzji Cyrku Monty Pythona przeniesione na papier bawiłyby? No właśnie, dlatego 8/10
Monday, 18 September 2017
Douglas ADAMS - "Autostopem przez galaktykę"
Douglas ADAMS - "Autostopem przez galaktykę"
UWAGA!! POD WPŁYWEM LEKTURY DALSZYCH CZĘŚCI POSTANOWIŁEM ZMIENIĆ OCENĘ TEJ Z 4 GWIAZDEK NA 8, MIMO 18 PLUSÓW ZDOBYTYCH DOTYCHCZAS OD PAŃSTWA. UZASADNIENIE PODAM W RECENZJI WSPOMNIANYCH CZĘŚCI, NANOSZĄC TUTAJ TYLKO DWIE POPRAWKI
Douglas Adams (1952 – 2001) - angielski pisarz, twórca scenariuszy, eseista, humorysta, satyryk i dramaturg. Jego fani celebrują Dzień Ręcznika (Wikipedia):
"Dzień Ręcznika, ang. Towel Day – nieformalne święto obchodzone 25 maja jako hołd składany Douglasowi Adamsowi... ...Ręcznik jest nawiązaniem do popularnego cyklu powieści Adamsa "Autostopem przez Galaktykę". Najmodniejszy model ma na sobie napis: "Don't panic!".. ..oraz liczbę 42, czyli dwa znane motywy z twórczości Adamsa...."
Fabuła (Wikipedia):
"...Artur pewnego dnia dowiaduje się, że jego dom ma być zburzony, a na jego miejscu ma powstać obwodnica. Wkrótce okazuje się, że dziwnym zbiegiem okoliczności w tym samym czasie ma zostać zniszczona cała Ziemia, gdyż wymagają tego plany budowy hiperprzestrzennej obwodnicy galaktycznej. Jednak Ford zabiera go w szaloną wycieczkę po Galaktyce, w czasie której poznają inne kluczowe postaci cyklu i którą wieńczy wizyta w kosmicznej wytwórni planet...."
Anglojęzyczna Wikipedia:
".....The Hitchhiker's Guide to the Galaxy... ..is a comedy science fiction series created by Douglas Adams..."
Wydawnictwo Albatros na:
http://www.wydawnictwoalbatros.com/ksiazka,724,1096,autostopem-przez-galaktyke-trylogia.html
"Pięciotomowa saga „Autostopem przez galaktykę” to połączenie fantasy i zwariowanego humoru w stylu Monty Pythona i Terry'ego Pratchetta. Kultowa opowieść dla wszystkich - nie tylko miłośników fantastyki i specyficznego angielskiego humoru! Sprzedana w milionach egzemplarzy, przetłumaczona na kilkadziesiąt języków, zaadaptowana jako słuchowisko radiowe i z sukcesem zekranizowana.
Nie sposób nie polubić jej bohaterów - Ziemianina Artura Denta, kilku kosmitów (o zupełnie ludzkim wyglądzie i zachowaniach!) oraz cierpiącego na depresję robota Marvina. Całe to mocno surrealistyczne towarzystwo podróżuje po Galaktyce, próbując odnaleźć sens życia, rozwiązując zagadki kosmosu, a przy okazji uratować wszechświat..."
No i wreszcie ja! Rozczarowany pierwszymi 52 stronami z 312 (e-book), postanowiłem spisywać swoje odczucia na bieżąco. I tak, odnośnie dotychczas przeczytanych stron oświadczam, że położenie się w błocie, przed buldożerem urzędnika zarządu miasta odpowiedzialnego za wykonanie pracy przez ten buldożer, w celu zastąpienia protestującego, naszego bohatera Artura Denta, nie jest ani komiczne, ani absurdalne, lecz po prostu głupie. Ergo, 17% lektury nie wywołało u mnie nawet najskromniejszego uśmiechu.
POPRAWKA: ZABRAKŁO MNIE WYOBRAŻNI. ZAPEWNE JAKO SKECZ ŚMIESZYŁOBY.
Nie rozumiem zdania o statkach kosmitów (s. 55,6):
"....Ogromne statki wisiały bez ruchu na niebie, nad każdym krajem na Ziemi. Wisiały bez drgnienia, olbrzymie, ciężkie, niewzruszone. Były obrazą natury. Wielu ludzi, próbując objąć rozumem to, co widzą, doznało szoku. Statki wisiały na niebie w sposób, w jaki nie robią tego cegły..."
Skoro "wisiały bez ruchu" to były pewnie "niewzruszone", pies je trącał, ale co do nich mają cegły?? Czy cegły w ogóle coś "robią"??
Niezbyt odkrywczy, a na pewno nie zabawny, przypis 1 do strony 62,9:
".....Prezydent jest właściwie figurantem — nie piastuje władzy. Jest wprawdzie pozornie wybierany przez rząd, lecz cechy, którymi musi się wykazać, mają niewiele wspólnego z umiejętnościami przywódczymi, a dużo z umiejętnością subtelnego dozowania bezczelności. Z tego powodu prezydent jest osobistością pełną sprzeczności...."
Zaczynam wyczuwać, że ten rodzaj humoru nie dla mnie (s. 63,3):
"...Wygodnie się rozparł i leniwie ułożył dwie ręce na oparciu fotela. Sterował dodatkową ręką, którą kazał sobie niedawno dorobić pod prawą pachą..."
Wymazuję dalszą część recenzji i kwituję książkę dwoma słowami: WIELKIE ROZCZAROWANIE i kopiuję recenzję z LC oznaczoną godłem "Shimik", pod którą się podpisuję:
"Najpierw widziałem film i twierdzę, że był durny ale mimo wszystko momentami był tak głupi, że aż śmieszny:) I teraz jeszcze powiem, że książka wcale się w tym względzie nie różni:) Momentami można się pośmiać, a przez resztę czasu człowiek czuje się zażenowany...
Myślę, że dobra jest na otępienie się! Przy lekturze nie można myśleć logicznie, a i po lekturze jeszcze przez jakiś czas ten stan rzeczy się utrzyma:)"
4/10 POPRAWKA 8/10
UWAGA!! POD WPŁYWEM LEKTURY DALSZYCH CZĘŚCI POSTANOWIŁEM ZMIENIĆ OCENĘ TEJ Z 4 GWIAZDEK NA 8, MIMO 18 PLUSÓW ZDOBYTYCH DOTYCHCZAS OD PAŃSTWA. UZASADNIENIE PODAM W RECENZJI WSPOMNIANYCH CZĘŚCI, NANOSZĄC TUTAJ TYLKO DWIE POPRAWKI
Douglas Adams (1952 – 2001) - angielski pisarz, twórca scenariuszy, eseista, humorysta, satyryk i dramaturg. Jego fani celebrują Dzień Ręcznika (Wikipedia):
"Dzień Ręcznika, ang. Towel Day – nieformalne święto obchodzone 25 maja jako hołd składany Douglasowi Adamsowi... ...Ręcznik jest nawiązaniem do popularnego cyklu powieści Adamsa "Autostopem przez Galaktykę". Najmodniejszy model ma na sobie napis: "Don't panic!".. ..oraz liczbę 42, czyli dwa znane motywy z twórczości Adamsa...."
Fabuła (Wikipedia):
"...Artur pewnego dnia dowiaduje się, że jego dom ma być zburzony, a na jego miejscu ma powstać obwodnica. Wkrótce okazuje się, że dziwnym zbiegiem okoliczności w tym samym czasie ma zostać zniszczona cała Ziemia, gdyż wymagają tego plany budowy hiperprzestrzennej obwodnicy galaktycznej. Jednak Ford zabiera go w szaloną wycieczkę po Galaktyce, w czasie której poznają inne kluczowe postaci cyklu i którą wieńczy wizyta w kosmicznej wytwórni planet...."
Anglojęzyczna Wikipedia:
".....The Hitchhiker's Guide to the Galaxy... ..is a comedy science fiction series created by Douglas Adams..."
Wydawnictwo Albatros na:
http://www.wydawnictwoalbatros.com/ksiazka,724,1096,autostopem-przez-galaktyke-trylogia.html
"Pięciotomowa saga „Autostopem przez galaktykę” to połączenie fantasy i zwariowanego humoru w stylu Monty Pythona i Terry'ego Pratchetta. Kultowa opowieść dla wszystkich - nie tylko miłośników fantastyki i specyficznego angielskiego humoru! Sprzedana w milionach egzemplarzy, przetłumaczona na kilkadziesiąt języków, zaadaptowana jako słuchowisko radiowe i z sukcesem zekranizowana.
Nie sposób nie polubić jej bohaterów - Ziemianina Artura Denta, kilku kosmitów (o zupełnie ludzkim wyglądzie i zachowaniach!) oraz cierpiącego na depresję robota Marvina. Całe to mocno surrealistyczne towarzystwo podróżuje po Galaktyce, próbując odnaleźć sens życia, rozwiązując zagadki kosmosu, a przy okazji uratować wszechświat..."
No i wreszcie ja! Rozczarowany pierwszymi 52 stronami z 312 (e-book), postanowiłem spisywać swoje odczucia na bieżąco. I tak, odnośnie dotychczas przeczytanych stron oświadczam, że położenie się w błocie, przed buldożerem urzędnika zarządu miasta odpowiedzialnego za wykonanie pracy przez ten buldożer, w celu zastąpienia protestującego, naszego bohatera Artura Denta, nie jest ani komiczne, ani absurdalne, lecz po prostu głupie. Ergo, 17% lektury nie wywołało u mnie nawet najskromniejszego uśmiechu.
POPRAWKA: ZABRAKŁO MNIE WYOBRAŻNI. ZAPEWNE JAKO SKECZ ŚMIESZYŁOBY.
Nie rozumiem zdania o statkach kosmitów (s. 55,6):
"....Ogromne statki wisiały bez ruchu na niebie, nad każdym krajem na Ziemi. Wisiały bez drgnienia, olbrzymie, ciężkie, niewzruszone. Były obrazą natury. Wielu ludzi, próbując objąć rozumem to, co widzą, doznało szoku. Statki wisiały na niebie w sposób, w jaki nie robią tego cegły..."
Skoro "wisiały bez ruchu" to były pewnie "niewzruszone", pies je trącał, ale co do nich mają cegły?? Czy cegły w ogóle coś "robią"??
Niezbyt odkrywczy, a na pewno nie zabawny, przypis 1 do strony 62,9:
".....Prezydent jest właściwie figurantem — nie piastuje władzy. Jest wprawdzie pozornie wybierany przez rząd, lecz cechy, którymi musi się wykazać, mają niewiele wspólnego z umiejętnościami przywódczymi, a dużo z umiejętnością subtelnego dozowania bezczelności. Z tego powodu prezydent jest osobistością pełną sprzeczności...."
Zaczynam wyczuwać, że ten rodzaj humoru nie dla mnie (s. 63,3):
"...Wygodnie się rozparł i leniwie ułożył dwie ręce na oparciu fotela. Sterował dodatkową ręką, którą kazał sobie niedawno dorobić pod prawą pachą..."
Wymazuję dalszą część recenzji i kwituję książkę dwoma słowami: WIELKIE ROZCZAROWANIE i kopiuję recenzję z LC oznaczoną godłem "Shimik", pod którą się podpisuję:
"Najpierw widziałem film i twierdzę, że był durny ale mimo wszystko momentami był tak głupi, że aż śmieszny:) I teraz jeszcze powiem, że książka wcale się w tym względzie nie różni:) Momentami można się pośmiać, a przez resztę czasu człowiek czuje się zażenowany...
Myślę, że dobra jest na otępienie się! Przy lekturze nie można myśleć logicznie, a i po lekturze jeszcze przez jakiś czas ten stan rzeczy się utrzyma:)"
4/10 POPRAWKA 8/10
Sunday, 17 September 2017
Liu Cixin - "Ciemny las"
CIXIN LIU - "Ciemny las"
Recenzowałem Liu "Problem trzech ciał" (10), a teraz mam drugi tom trylogii. Nim przejdę do fantastyki wyciągam bardzo trafne realistyczne stwierdzenie (s. 46,7 - e-book):
".... sześćdziesiąt lat.. ...to najlepszy okres w życiu, wiek, w którym człowiek pozbywa się ciężarów noszonych po czterdziestce i pięćdziesiątce, a nie pojawiają się jeszcze niedomagania i spowolnienie siedemdziesiątki i osiemdziesiątki. Wiek, w którym można cieszyć się życiem...."
Za 400 lat dolecą Trisolarianie, którzy zniszczą Ziemian, jak Europejczycy w Ameryce - Indian. W związku z tym powstaje idea eskapizmu tj ucieczki z Ziemi. ONZ uchwala zakaz eskapizmu, jak w XX – XXI wieku rozprzestrzeniania broni jądrowej, szczególnie w Płn Korei i Iranie czyli niedopuszczania innych do grupy mocarstw, które takową posiadają. Propaganda fałszu o wszechświatowej solidarności, przy jednoczesnym dalszym zbrojeniu się przez mocarstwa czy kontynuacji budowy statków - miast dla uprzywilejowanych. I właśnie partykularne interesy, szczególnie w konfrontacji mocarstw z pozostałymi, są groźniejsze niż obca inwazja.
Ponieważ ludzki rozum jest jedynym niedostępnym miejscem dla Trisolarian, ONZ wybiera czterech mężczyzn na "Wallfacers" ("Wpatrujących się w ścianę"), którzy przechowają tajne plany obrony. Trisolarianie wyznaczają "Wallbreakers" ("Burzycieli ścian") z zadaniem rozpracowania każdego z czwórki uczonych.
Wallfacer Bill Hines, brytyjski neurolog, pracuje nad stworzeniem rasy nadludzi drogą genetycznych modyfikacji; Frederick Tyler, wcześniej Sekretarz Obrony USA, zamierza zbudować flotę "Mosquito" - statków kosmicznych pilotowanych przez samobójców; a Rey Diaz, uprzednio przywódca Wenezueli, sławny z odparcia inwazji USA, zamierza skonstruować super bombę wodorową.....
Plan Tylera zostaje ujawniony, a on - zdesperowany, popełnia samobójstwo...
Najsympatyczniejszy jest Luo Ji, prowadzący hedonistyczny tryb życia, ale go hibernują i budzą po 200 latach, co mu pozwala, po dalszych trzech latach, wpaść w alkoholizm. Bo on jest najbardziej "ludzki". A w ogóle dzieje się wiele i samemu trzeba to przeczytać...
Jeszcze istotny, choćby w wyjaśnieniu tytułu, paradoks Fermiego (Wikipedia):
"...Wielkość i wiek Wszechświata sugerują, że powinno istnieć wiele zaawansowanych technicznie pozaziemskich cywilizacji. Jednak takiemu rozumowaniu przeczy brak obserwacyjnych dowodów ich istnienia. Zatem albo początkowe założenia są nieprawidłowe i zaawansowane technicznie życie jest znacznie rzadsze niż się sądzi, albo metody obserwacji są niekompletne i ludzkość jeszcze ich nie wykryła, albo metody są błędne i cywilizacja ludzka poszukuje niewłaściwych śladów..."
Związek paradoksu z tytułem pięknie opisał na LC "Hrosskar":
".....Autor zaczerpnął go bowiem z paradoksu Fermiego, wedle którego istnieje duże prawdopodobieństwo powstania życia w kosmosie, ale którego nie obserwujemy. Dlaczego? Otóż Cixin Li przyrównuje wszechświat do ciemnego lasu, w którym każda cywilizacja to uzbrojony łowca, który skrada się i poluje na swoje ofiary. Co więcej musi on być ostrożny, ponieważ nie jest on jedynym myśliwym i w każdej chwili może go ktoś zaatakować. Każda więc mądra cywilizacja stara się siedzieć cicho, nie dać się zobaczyć i tym samym unicestwić. Ludzkość wysyłając sygnał w kosmos zapaliła ogromne ognisko, oznajmiając wszem i wobec, gdzie jest. Po tych stosunkowo krótkich rozważaniach cała książka nabiera zdecydowanie innego wydźwięku i zupełnie inaczej spojrzałem na jej zakończenie. .."
A w ogóle jest to arcydzieło nieporównywalne z niczym, które ja połknąłem za szybko, bo sensatem z natury jestem. Powrócę do książki niebawem, dokładnie przestudiuję, bo tego ona wymaga i wtedy mądrzejszą recenzję napiszę. Proszę nie czekać, tylko brać się do czytania!!
Recenzowałem Liu "Problem trzech ciał" (10), a teraz mam drugi tom trylogii. Nim przejdę do fantastyki wyciągam bardzo trafne realistyczne stwierdzenie (s. 46,7 - e-book):
".... sześćdziesiąt lat.. ...to najlepszy okres w życiu, wiek, w którym człowiek pozbywa się ciężarów noszonych po czterdziestce i pięćdziesiątce, a nie pojawiają się jeszcze niedomagania i spowolnienie siedemdziesiątki i osiemdziesiątki. Wiek, w którym można cieszyć się życiem...."
Za 400 lat dolecą Trisolarianie, którzy zniszczą Ziemian, jak Europejczycy w Ameryce - Indian. W związku z tym powstaje idea eskapizmu tj ucieczki z Ziemi. ONZ uchwala zakaz eskapizmu, jak w XX – XXI wieku rozprzestrzeniania broni jądrowej, szczególnie w Płn Korei i Iranie czyli niedopuszczania innych do grupy mocarstw, które takową posiadają. Propaganda fałszu o wszechświatowej solidarności, przy jednoczesnym dalszym zbrojeniu się przez mocarstwa czy kontynuacji budowy statków - miast dla uprzywilejowanych. I właśnie partykularne interesy, szczególnie w konfrontacji mocarstw z pozostałymi, są groźniejsze niż obca inwazja.
Ponieważ ludzki rozum jest jedynym niedostępnym miejscem dla Trisolarian, ONZ wybiera czterech mężczyzn na "Wallfacers" ("Wpatrujących się w ścianę"), którzy przechowają tajne plany obrony. Trisolarianie wyznaczają "Wallbreakers" ("Burzycieli ścian") z zadaniem rozpracowania każdego z czwórki uczonych.
Wallfacer Bill Hines, brytyjski neurolog, pracuje nad stworzeniem rasy nadludzi drogą genetycznych modyfikacji; Frederick Tyler, wcześniej Sekretarz Obrony USA, zamierza zbudować flotę "Mosquito" - statków kosmicznych pilotowanych przez samobójców; a Rey Diaz, uprzednio przywódca Wenezueli, sławny z odparcia inwazji USA, zamierza skonstruować super bombę wodorową.....
Plan Tylera zostaje ujawniony, a on - zdesperowany, popełnia samobójstwo...
Najsympatyczniejszy jest Luo Ji, prowadzący hedonistyczny tryb życia, ale go hibernują i budzą po 200 latach, co mu pozwala, po dalszych trzech latach, wpaść w alkoholizm. Bo on jest najbardziej "ludzki". A w ogóle dzieje się wiele i samemu trzeba to przeczytać...
Jeszcze istotny, choćby w wyjaśnieniu tytułu, paradoks Fermiego (Wikipedia):
"...Wielkość i wiek Wszechświata sugerują, że powinno istnieć wiele zaawansowanych technicznie pozaziemskich cywilizacji. Jednak takiemu rozumowaniu przeczy brak obserwacyjnych dowodów ich istnienia. Zatem albo początkowe założenia są nieprawidłowe i zaawansowane technicznie życie jest znacznie rzadsze niż się sądzi, albo metody obserwacji są niekompletne i ludzkość jeszcze ich nie wykryła, albo metody są błędne i cywilizacja ludzka poszukuje niewłaściwych śladów..."
Związek paradoksu z tytułem pięknie opisał na LC "Hrosskar":
".....Autor zaczerpnął go bowiem z paradoksu Fermiego, wedle którego istnieje duże prawdopodobieństwo powstania życia w kosmosie, ale którego nie obserwujemy. Dlaczego? Otóż Cixin Li przyrównuje wszechświat do ciemnego lasu, w którym każda cywilizacja to uzbrojony łowca, który skrada się i poluje na swoje ofiary. Co więcej musi on być ostrożny, ponieważ nie jest on jedynym myśliwym i w każdej chwili może go ktoś zaatakować. Każda więc mądra cywilizacja stara się siedzieć cicho, nie dać się zobaczyć i tym samym unicestwić. Ludzkość wysyłając sygnał w kosmos zapaliła ogromne ognisko, oznajmiając wszem i wobec, gdzie jest. Po tych stosunkowo krótkich rozważaniach cała książka nabiera zdecydowanie innego wydźwięku i zupełnie inaczej spojrzałem na jej zakończenie. .."
A w ogóle jest to arcydzieło nieporównywalne z niczym, które ja połknąłem za szybko, bo sensatem z natury jestem. Powrócę do książki niebawem, dokładnie przestudiuję, bo tego ona wymaga i wtedy mądrzejszą recenzję napiszę. Proszę nie czekać, tylko brać się do czytania!!
Saturday, 16 September 2017
Katarzyna TUBYLEWICZ - "Ostatnia powieść Marcela"
Katarzyna TUBYLEWICZ - "Ostatnia powieść Marcela"
UWAGA! Z zasobów Biblioteki w Toronto
Tubylewicz (ur. 1974) - polska pisarka, publicystka, tłumaczka literatury szwedzkiej, joginka. Omawianą książkę wydała w 2016 roku, a czytelnicy dali jej szczodrze gwiazdek 5,7 (40 ocen i 15 opinii). Jedni piszą, drudzy oceniają, a ja jestem stary i dlatego rzadko się dziwię. A tym razem się dziwię i to bardzo, bo mój ulubiony recenzent, którego często cytuję Jarosław Czechowicz poświęcił tej książce dużo słów, a recenzję swoją zakończył słowami:
"...„Ostatnia powieść Marcela” to rzecz w dużej mierze ironiczna i na tyle wieloznaczna, że może być odczytana także jako proza o feministycznym charakterze. Czy to wszystko o tym? Czy starcie płci naprawdę determinuje odbiór tej książki? Cieszę się, że zdarzają się tak niejednoznaczne opowieści, w konfrontacji z którymi pozostajemy w pewnej czytelniczej niepewności. W tej książce jest niepokój, wyraziste emocje, czytelne motywacje bohaterów i dwuznaczne ich działania. Tubylewicz rozprawia o tym, że prawdziwe spotkanie z drugim człowiekiem, które odmieni nasze życie, może mieć miejsce w każdej chwili. "
Nie rozumiem nic z podanego fragmentu, podaję więc adres całości recenzji:
http://krytycznymokiem.blogspot.ca/2016/03/ostatnia-powiesc-marcela-katarzyna.html
Nie wiem czy słusznie, lecz przypuszczam, że Czechowicz miał powody by akurat napisać to, co napisał. Bo dla mnie twór Tubylewicz w ogóle literaturą nie jest, a bełkotem bez ładu i składu.
A, że po raz pierwszy aż tak nie podzielam opinii cenionego recenzenta, to wpadlem w glęboką zadumę. Wsparcie dostałem czytając recenzje na LC:
"Dotka76": "Szkoda mi czasu. Przerwałam czytanie po kilku stronach. "
"gośka": "Zdumiewająco słabe czytadło ....."
a szczególnie recenzję oznaczoną godlem "czytankianki", którą w calości przepisuję"
"To jakoś nie brzmi. Nie jest dobre. Prawdę mówiąc, kawałki były tak banalne i napuszone, że chciało mi się wyć. (…) W tym tekście nie ma autentyczności. (s. 162)
Cytat idealnie pasuje do powieści Tubylewicz o pisarzu w średnim wieku i urokliwej dwudziestolatki. W zapowiedziach podkreślano, że autorka odeszła od utartych schematów – cóż, próbowała tak bardzo, że fabuła razi sztucznością, zwłaszcza główny bohater. Książka niespójna i naiwna, ale sądząc po cytowanych utworach z pretensjami do prozy ambitnej. Nie przy takim warsztacie, a w szczególności stylu. Tybylewicz bardzo stara się być oryginalna i co rusz serwuje pseudopoetyckie frazy. Zdecydowanie celuje w porównaniach (średnio jedno co dwie strony, choć zdarzają się cztery na jednej), kilka przykładów:
gotowy do startu i zwycięstwa jak Kusociński w Los Angeles (s. 51)
wwierca się w ciszę jak głowica transrektalna w odbyt (s. 56)
lądowanie jak Dzierżyński na placu dziś Bankowym (s. 58)
zamknięcie laptopa jak odłączanie od aparatury podtrzymującej życie (s. 70)
głowę miałem ciężką jak jacuzzi mego przyjaciela (s. 138)
wgryzałem się w tekst jak wkurwiony labrador (s. 163)
piła łapczywie jak spragniony wody Tuareg (s. 230)
Nie i jeszcze raz nie. To jest po prostu słaba powieść."
UWAGA! Z zasobów Biblioteki w Toronto
Tubylewicz (ur. 1974) - polska pisarka, publicystka, tłumaczka literatury szwedzkiej, joginka. Omawianą książkę wydała w 2016 roku, a czytelnicy dali jej szczodrze gwiazdek 5,7 (40 ocen i 15 opinii). Jedni piszą, drudzy oceniają, a ja jestem stary i dlatego rzadko się dziwię. A tym razem się dziwię i to bardzo, bo mój ulubiony recenzent, którego często cytuję Jarosław Czechowicz poświęcił tej książce dużo słów, a recenzję swoją zakończył słowami:
"...„Ostatnia powieść Marcela” to rzecz w dużej mierze ironiczna i na tyle wieloznaczna, że może być odczytana także jako proza o feministycznym charakterze. Czy to wszystko o tym? Czy starcie płci naprawdę determinuje odbiór tej książki? Cieszę się, że zdarzają się tak niejednoznaczne opowieści, w konfrontacji z którymi pozostajemy w pewnej czytelniczej niepewności. W tej książce jest niepokój, wyraziste emocje, czytelne motywacje bohaterów i dwuznaczne ich działania. Tubylewicz rozprawia o tym, że prawdziwe spotkanie z drugim człowiekiem, które odmieni nasze życie, może mieć miejsce w każdej chwili. "
Nie rozumiem nic z podanego fragmentu, podaję więc adres całości recenzji:
http://krytycznymokiem.blogspot.ca/2016/03/ostatnia-powiesc-marcela-katarzyna.html
Nie wiem czy słusznie, lecz przypuszczam, że Czechowicz miał powody by akurat napisać to, co napisał. Bo dla mnie twór Tubylewicz w ogóle literaturą nie jest, a bełkotem bez ładu i składu.
A, że po raz pierwszy aż tak nie podzielam opinii cenionego recenzenta, to wpadlem w glęboką zadumę. Wsparcie dostałem czytając recenzje na LC:
"Dotka76": "Szkoda mi czasu. Przerwałam czytanie po kilku stronach. "
"gośka": "Zdumiewająco słabe czytadło ....."
a szczególnie recenzję oznaczoną godlem "czytankianki", którą w calości przepisuję"
"To jakoś nie brzmi. Nie jest dobre. Prawdę mówiąc, kawałki były tak banalne i napuszone, że chciało mi się wyć. (…) W tym tekście nie ma autentyczności. (s. 162)
Cytat idealnie pasuje do powieści Tubylewicz o pisarzu w średnim wieku i urokliwej dwudziestolatki. W zapowiedziach podkreślano, że autorka odeszła od utartych schematów – cóż, próbowała tak bardzo, że fabuła razi sztucznością, zwłaszcza główny bohater. Książka niespójna i naiwna, ale sądząc po cytowanych utworach z pretensjami do prozy ambitnej. Nie przy takim warsztacie, a w szczególności stylu. Tybylewicz bardzo stara się być oryginalna i co rusz serwuje pseudopoetyckie frazy. Zdecydowanie celuje w porównaniach (średnio jedno co dwie strony, choć zdarzają się cztery na jednej), kilka przykładów:
gotowy do startu i zwycięstwa jak Kusociński w Los Angeles (s. 51)
wwierca się w ciszę jak głowica transrektalna w odbyt (s. 56)
lądowanie jak Dzierżyński na placu dziś Bankowym (s. 58)
zamknięcie laptopa jak odłączanie od aparatury podtrzymującej życie (s. 70)
głowę miałem ciężką jak jacuzzi mego przyjaciela (s. 138)
wgryzałem się w tekst jak wkurwiony labrador (s. 163)
piła łapczywie jak spragniony wody Tuareg (s. 230)
Nie i jeszcze raz nie. To jest po prostu słaba powieść."
Stefan CHWIN - "Krótak historia pewnego żartu"
Stefan CHWIN - "Krótka historia pewnego żartu"
Chwin ma dwie wady: jedną - pozę mędrca: "Słuchajcie, będę mówił", podczas gdy faktycznie niewiele ciekawego ma do powiedzenia oraz drugą - za późno się urodził, bo w 1949 roku, z czego wynika niezaprzeczalny fakt, że jego pierwsze, najskromniejsze osobiste odczucia dotyczą okresu na pewno po śmierci Stalina (miał 4 lata), ale chyba też lat dopiero po wybudowaniu PKiN. po referacie Chruszczowa, po amnestii dla więźniów politycznych, po powrocie Prymasa Wyszyńskiego i po Polskim Październiku czyli odwilży.
W związku z powyższym, nie rozumiem czemu wszyscy wokół wciskają, że omawiana książka jest autobiografią.
Oceniałem następujące książki Chwina (w kolejności chronologicznej): "Hanemann" z 1995 – 3 gwiazdki, "Złoty pelikan" z 2003 - 1, "Żona prezydenta" z 2005 – 7 oraz "Panna Ferbelin" z 2011 – 3
Omawiana, z 1991, ma na LC 6,56 (75 ocen i 9 opinii), co jest wynikiem nader skromnym, tym bardziej, że była co najmniej dwukrotnie wznawiana.
W moim odczuciu, używając określenia z mojej dalekiej młodości (jestem o 6 lat starszy od autora), Chwin "truje" tzn epatuje czytelnika truizmami, frazesami, banialukami i dyrdymałami. Nil novi sub sole, ale podane z miną mędrca. Kto chce niech czyta, lecz jak wykazuje podana statystyka, fanów wielu nie znajdzie (na LC - 71; dla porównania: nielubiany przeze mnie Pilch ma fanów 630, a lubiany Stasiuk - 532).
Ta książka jest przygrywką do "Hanemanna" i daję jej gwiazdek tyle samo tj 3
Chwin ma dwie wady: jedną - pozę mędrca: "Słuchajcie, będę mówił", podczas gdy faktycznie niewiele ciekawego ma do powiedzenia oraz drugą - za późno się urodził, bo w 1949 roku, z czego wynika niezaprzeczalny fakt, że jego pierwsze, najskromniejsze osobiste odczucia dotyczą okresu na pewno po śmierci Stalina (miał 4 lata), ale chyba też lat dopiero po wybudowaniu PKiN. po referacie Chruszczowa, po amnestii dla więźniów politycznych, po powrocie Prymasa Wyszyńskiego i po Polskim Październiku czyli odwilży.
W związku z powyższym, nie rozumiem czemu wszyscy wokół wciskają, że omawiana książka jest autobiografią.
Oceniałem następujące książki Chwina (w kolejności chronologicznej): "Hanemann" z 1995 – 3 gwiazdki, "Złoty pelikan" z 2003 - 1, "Żona prezydenta" z 2005 – 7 oraz "Panna Ferbelin" z 2011 – 3
Omawiana, z 1991, ma na LC 6,56 (75 ocen i 9 opinii), co jest wynikiem nader skromnym, tym bardziej, że była co najmniej dwukrotnie wznawiana.
W moim odczuciu, używając określenia z mojej dalekiej młodości (jestem o 6 lat starszy od autora), Chwin "truje" tzn epatuje czytelnika truizmami, frazesami, banialukami i dyrdymałami. Nil novi sub sole, ale podane z miną mędrca. Kto chce niech czyta, lecz jak wykazuje podana statystyka, fanów wielu nie znajdzie (na LC - 71; dla porównania: nielubiany przeze mnie Pilch ma fanów 630, a lubiany Stasiuk - 532).
Ta książka jest przygrywką do "Hanemanna" i daję jej gwiazdek tyle samo tj 3
Friday, 15 September 2017
Elena FERRANTE - "Historia nowego nazwiska"
Elena FERRANTE - "Historia nowego nazwiska"
Ferrante to pseudonim autorki ukrywającej swoje pochodzenie. Ze wzgledu na opcję zwiazana z Wadowicami podaję namiary na ciekawy artykuł Claudio Gatti w "NYR Daily":
http://www.nybooks.com/daily/2016/10/02/elena-ferrante-an-answer/
Interesujący fragment to:
"....None of the details corresponds to the life and background of Anita Raja. Like the mother of Elsa Morante, Raja’s mother was a teacher, not a seamstress, and she wasn’t Neapolitan. She was born in Worms, Germany, into a family of Polish Jews who emigrated from Wadowice, a town west of Krakow. She spoke Italian with a strong German accent. Raja has no sisters, only a younger brother, and although she was born in Naples, she moved to Rome with her family at the age of three and has lived there ever since. ..."
Nie znam pierwszego tomu, a ten zaczyna się w 1966 roku, gdy Lila ma 22 lata i pozostawia Elenie 8 zeszytów swoich notatek. Dalej to konfrontacja wspomnień Eleny z treścią wspomnianych zeszytów. Czyta się dobrze, choć ilość postaci utrudnia połapanie się. Możliwe, że to przez brak znajomości pierwszego tomu..
Ale, co by nie kobinować, to nie jest wymarzona lektura dla mnie.. Po prostu, szkoda mnie czasu, gdy sterta innych książek czeka na mnie..
Doceniając popularność autorki, daję jej powieści 6 gwiazdek i życzę głębokiego przejęcia się losem bohaterek.
Ferrante to pseudonim autorki ukrywającej swoje pochodzenie. Ze wzgledu na opcję zwiazana z Wadowicami podaję namiary na ciekawy artykuł Claudio Gatti w "NYR Daily":
http://www.nybooks.com/daily/2016/10/02/elena-ferrante-an-answer/
Interesujący fragment to:
"....None of the details corresponds to the life and background of Anita Raja. Like the mother of Elsa Morante, Raja’s mother was a teacher, not a seamstress, and she wasn’t Neapolitan. She was born in Worms, Germany, into a family of Polish Jews who emigrated from Wadowice, a town west of Krakow. She spoke Italian with a strong German accent. Raja has no sisters, only a younger brother, and although she was born in Naples, she moved to Rome with her family at the age of three and has lived there ever since. ..."
Nie znam pierwszego tomu, a ten zaczyna się w 1966 roku, gdy Lila ma 22 lata i pozostawia Elenie 8 zeszytów swoich notatek. Dalej to konfrontacja wspomnień Eleny z treścią wspomnianych zeszytów. Czyta się dobrze, choć ilość postaci utrudnia połapanie się. Możliwe, że to przez brak znajomości pierwszego tomu..
Ale, co by nie kobinować, to nie jest wymarzona lektura dla mnie.. Po prostu, szkoda mnie czasu, gdy sterta innych książek czeka na mnie..
Doceniając popularność autorki, daję jej powieści 6 gwiazdek i życzę głębokiego przejęcia się losem bohaterek.
Aleksandra MARININA - "Czarna lista"
Aleksandra Marinina - "Czarna lista"
Marina Anatoljewna Aleksiejewa ps. Aleksandra Marinina, (ur.1957) - z wykształcenia prawniczka, 20 lat pracy w milicji (ppłk), w 1992 wydała pierwsza powieść; ta jest z 1995. Z cyklu 26 jej kryminałów z major Anastazją Kamienską, NTV zrealizowała serial telewizyjny pt "Kamieńska".
Wszyscy ją znają, a ja nie, ale teraz poznam tylko że bez Nastii, bo akurat w tej powieści zastępuje ją major Stasow.
No i jest! TO JEST TO!!!! Wreszcie zwięzły (298 stron), logiczny kryminał, bez dłużyzn, z logiczną, wartką akcją, z pięcioma trupami, a mimo to z humorem i romantyczną miłością. Do tego świetnie ukazana spuścizna Związku Radzieckiego z maniakalną grupką starych komuchów, jak i ogólnym „kapowaniem”, bo wobec każdego można posłużyć się szantażem.
Wiarygodność psychologiczna, mentalna, historyczna czy obyczajowa, a nade wszystko lekkość i humor, powodują, że bez cienia wątpliwości ogłaszam ten kryminał rewelacją i zaczynam poszukiwać innych książek tej niewątpliwie inteligentnej autorki. Pochwały dla tłumaczki Aleksandry Stronki, również za przypisy. Oczywiście 10/10
Marina Anatoljewna Aleksiejewa ps. Aleksandra Marinina, (ur.1957) - z wykształcenia prawniczka, 20 lat pracy w milicji (ppłk), w 1992 wydała pierwsza powieść; ta jest z 1995. Z cyklu 26 jej kryminałów z major Anastazją Kamienską, NTV zrealizowała serial telewizyjny pt "Kamieńska".
Wszyscy ją znają, a ja nie, ale teraz poznam tylko że bez Nastii, bo akurat w tej powieści zastępuje ją major Stasow.
No i jest! TO JEST TO!!!! Wreszcie zwięzły (298 stron), logiczny kryminał, bez dłużyzn, z logiczną, wartką akcją, z pięcioma trupami, a mimo to z humorem i romantyczną miłością. Do tego świetnie ukazana spuścizna Związku Radzieckiego z maniakalną grupką starych komuchów, jak i ogólnym „kapowaniem”, bo wobec każdego można posłużyć się szantażem.
Wiarygodność psychologiczna, mentalna, historyczna czy obyczajowa, a nade wszystko lekkość i humor, powodują, że bez cienia wątpliwości ogłaszam ten kryminał rewelacją i zaczynam poszukiwać innych książek tej niewątpliwie inteligentnej autorki. Pochwały dla tłumaczki Aleksandry Stronki, również za przypisy. Oczywiście 10/10
Wednesday, 13 September 2017
Charlotte LINK - "Dom sióstr"
Charlotte LINK - "Dom sióstr"
Charlotte Link (ur. 1963) - niemiecka pisarka, omawianą pozycję wydała w 1999. Ta książka ma na LC 7,41 (3648 ocen i 524) opinie. Przy takiej ilości opinii trudno liczyć na zainteresowanie moją, więc krótko parę uwag.
Po pierwsze - niemieckie małżeństwo adwokatów w rozkładzie (małżeństwo, a nie adwokaci), udaje się na zadupie, by próbować ratować swój związek i mimo sprzyjającej aury odcinającej je od świata, nie mają sobie nic do powiedzenia, a żona stara się zabić nudę przypadkowo znalezioną lekturą. Gdyby znalazła "Kapitał" Marksa, również, by go z zapałem czytała i skutki mogłyby być ciekawsze. Naiwność tego bazowego pomysłu jest rozbrajająca. Po drugie - logikę postępowania kobiet uwieńcza jedna z końcowych rozmów (s. 1122):
„...- Ty... spałaś z nim, prawda? - zapytał....
Tak. Zrobiłam to. I nigdy w życiu nie wstydziłam się za coś aż tak bardzo....
Dlatego, że... okazał się łajdakiem?
Dlatego, że zawsze nim był. I dlatego, że wiedziałam to już przedtem. A mimo to... nie potrafiłam się oprzeć..
Dlaczego?...
Nie wiem....
Musisz przecież wiedzieć..
To takie trudne... Stało się. Przykro mi”
Miłość jest, dwie wojny są, trupy są, cierpień co niemiara, a najlepszy jest szpieg niemiecki, który molestowany przez dwie zakochane (47 i 16 lat), wybiera ucieczkę przed nimi, mimo pewnej śmierci.
Ale w ogóle, świetnie się czyta o jeszcze jednej la femme fatale i dlatego z pełnym przekonaniem polecam Państwu i daję gwiazdek 7
Charlotte Link (ur. 1963) - niemiecka pisarka, omawianą pozycję wydała w 1999. Ta książka ma na LC 7,41 (3648 ocen i 524) opinie. Przy takiej ilości opinii trudno liczyć na zainteresowanie moją, więc krótko parę uwag.
Po pierwsze - niemieckie małżeństwo adwokatów w rozkładzie (małżeństwo, a nie adwokaci), udaje się na zadupie, by próbować ratować swój związek i mimo sprzyjającej aury odcinającej je od świata, nie mają sobie nic do powiedzenia, a żona stara się zabić nudę przypadkowo znalezioną lekturą. Gdyby znalazła "Kapitał" Marksa, również, by go z zapałem czytała i skutki mogłyby być ciekawsze. Naiwność tego bazowego pomysłu jest rozbrajająca. Po drugie - logikę postępowania kobiet uwieńcza jedna z końcowych rozmów (s. 1122):
„...- Ty... spałaś z nim, prawda? - zapytał....
Tak. Zrobiłam to. I nigdy w życiu nie wstydziłam się za coś aż tak bardzo....
Dlatego, że... okazał się łajdakiem?
Dlatego, że zawsze nim był. I dlatego, że wiedziałam to już przedtem. A mimo to... nie potrafiłam się oprzeć..
Dlaczego?...
Nie wiem....
Musisz przecież wiedzieć..
To takie trudne... Stało się. Przykro mi”
Miłość jest, dwie wojny są, trupy są, cierpień co niemiara, a najlepszy jest szpieg niemiecki, który molestowany przez dwie zakochane (47 i 16 lat), wybiera ucieczkę przed nimi, mimo pewnej śmierci.
Ale w ogóle, świetnie się czyta o jeszcze jednej la femme fatale i dlatego z pełnym przekonaniem polecam Państwu i daję gwiazdek 7
Tuesday, 12 September 2017
Aleksandra Katarzyna MALUDY - "Zesłana miłość"
Aleksandra Katarzyna MALUDY - "Zesłana miłość"
Na LC 8,25 (8 ocen i 8 opinii). Prawdopodobnie "uprzejmych" znajomych, skoro autorka zwróciła się do mnie o obiektywną opinię. Szukam dalej i okazuje się, że to nie jest jej debiut, lecz trzecia już książka na LC, a w dodatku druga związana z Powstaniem Styczniowym. Nie sprawdziłem wcześniej, bobym tego nie czytał, a obecnie niezręcznie się wycofać.
Jakby nie było autorka wykazuje dużo odwagi, bo temat jest na tyle oklepany, że większość czytelników obchodzi książki o tematyce cierpiętniczej, popowstaniowej z daleka, a ja sam przyznaję, że nigdy nie udało mnie się dotrwać do ostatniej strony Orzeszkowej "Nad Niemnem".
Zaczęło się nie najlepiej, bo pierwsze zdanie nie podobało mnie się pod względem stylistycznym, a na stronie 6 zaskoczyła mnie fraza „kurwa jego mać”. Również w dalszej treści w osłupienie wprawiły mnie kilkakrotnie powtarzające się „chuje”. Sądzę, że autorka, z wykształcenia polonistka i historyczka, a zawodowo - nauczycielka, sprawdziła zasadność tych zwrotów w latach 60. XIX wieku. Potem zadałem sobie pytanie: do jakiego czytelnika adresowana jest ta książka? I to już koniec narzekań, a pozytywy zaczynam od odpowiedzi na postawione sobie pytanie.
Odpowiedź jest prosta: książka jest adresowana do każdego czytelnika i pewien jestem, że przez każdego zostanie dobrze przyjęta. Jest to bowiem kolaż romansu z rzetelną powieścią historyczną. Nie znam osobiście autorki, a na podstawie lektury wyobrażam ją sobie jako połączenie romantyczności kobiety wrażliwej z pasją pedagoga. Oprócz zdolności literackich wykazała się niesamowitą skrupulatnością i pracowitością w uwiarygodnieniu postaci historycznych, jak i przebiegu zdarzeń.
Powieść toczy się dwutorowo: główny wątek to los powstańców po 1863 roku, w tym zakochanej Justyny; drugi - tworzy wymieniona Justyna, która odreagowując, pisze powieść o swojej imienniczce zakochanej w bohaterze sprzed 200 lat - w Niceforze Czernichowskim (zm. 1675). Oba wątki łączy finałowa podróż śladami Czernichowskiego.
Szczegółowe przypisy wzbogacają wiedzę czytelnika o bohaterach, o wydarzeniach historycznych, jak i całym bogatym folklorze miejsc zsyłki.
Proszę Państwa, nie jestem miłośnikiem ani romansów, ani powieści historycznych, a od tej perełki nie mogłem oderwać się aż do ostatniej strony. Umyślnie oszczędny jestem w opisie, bo nie chcę Państwu psuć lektury, którą musicie zaliczyć. Daję dla zachęty 8 gwiazdek, by zmobilizować autorkę do dalszego pisania.
Na LC 8,25 (8 ocen i 8 opinii). Prawdopodobnie "uprzejmych" znajomych, skoro autorka zwróciła się do mnie o obiektywną opinię. Szukam dalej i okazuje się, że to nie jest jej debiut, lecz trzecia już książka na LC, a w dodatku druga związana z Powstaniem Styczniowym. Nie sprawdziłem wcześniej, bobym tego nie czytał, a obecnie niezręcznie się wycofać.
Jakby nie było autorka wykazuje dużo odwagi, bo temat jest na tyle oklepany, że większość czytelników obchodzi książki o tematyce cierpiętniczej, popowstaniowej z daleka, a ja sam przyznaję, że nigdy nie udało mnie się dotrwać do ostatniej strony Orzeszkowej "Nad Niemnem".
Zaczęło się nie najlepiej, bo pierwsze zdanie nie podobało mnie się pod względem stylistycznym, a na stronie 6 zaskoczyła mnie fraza „kurwa jego mać”. Również w dalszej treści w osłupienie wprawiły mnie kilkakrotnie powtarzające się „chuje”. Sądzę, że autorka, z wykształcenia polonistka i historyczka, a zawodowo - nauczycielka, sprawdziła zasadność tych zwrotów w latach 60. XIX wieku. Potem zadałem sobie pytanie: do jakiego czytelnika adresowana jest ta książka? I to już koniec narzekań, a pozytywy zaczynam od odpowiedzi na postawione sobie pytanie.
Odpowiedź jest prosta: książka jest adresowana do każdego czytelnika i pewien jestem, że przez każdego zostanie dobrze przyjęta. Jest to bowiem kolaż romansu z rzetelną powieścią historyczną. Nie znam osobiście autorki, a na podstawie lektury wyobrażam ją sobie jako połączenie romantyczności kobiety wrażliwej z pasją pedagoga. Oprócz zdolności literackich wykazała się niesamowitą skrupulatnością i pracowitością w uwiarygodnieniu postaci historycznych, jak i przebiegu zdarzeń.
Powieść toczy się dwutorowo: główny wątek to los powstańców po 1863 roku, w tym zakochanej Justyny; drugi - tworzy wymieniona Justyna, która odreagowując, pisze powieść o swojej imienniczce zakochanej w bohaterze sprzed 200 lat - w Niceforze Czernichowskim (zm. 1675). Oba wątki łączy finałowa podróż śladami Czernichowskiego.
Szczegółowe przypisy wzbogacają wiedzę czytelnika o bohaterach, o wydarzeniach historycznych, jak i całym bogatym folklorze miejsc zsyłki.
Proszę Państwa, nie jestem miłośnikiem ani romansów, ani powieści historycznych, a od tej perełki nie mogłem oderwać się aż do ostatniej strony. Umyślnie oszczędny jestem w opisie, bo nie chcę Państwu psuć lektury, którą musicie zaliczyć. Daję dla zachęty 8 gwiazdek, by zmobilizować autorkę do dalszego pisania.
Feliks S. GOŁĘBIOWSKI - "Rowerem do Azji Mniejszej"
Feliks Stanisław GOŁĘBIOWSKI -
"Rowerem do Azji Mniejszej"
Feliks Stanisław Gołębiowski (1901 – 1969), żołnierz POW i AK, pseud. "Żarski", d-ca kompanii w Powstaniu Warszawskim, prezes PZKol 1939 – 1960 (z przerwą 1951-56), współtwórca Wyścigu Pokoju, zasłużony działacz WTC i PZKol, prezes honorowy PZKol, zorganizował, wraz z W. Bendkowskim, Cz. Szeszko i L. Chodaczyńskim wyprawę do Azji Mniejszej, którą w omawianej książce opisał. Książka jest dostępna m. in. na: https://polona.pl/item/1453129/6/
Przejeżdżać po 120 km dziennie, rowerami bez przerzutki, za to na drewnianych obręczach, w 1931 roku, w tym po bezdrożach Rumunii, to wyczyn niesamowity, a podróż pelna przygód. Ze względu na to, że autor to mój Stryj, wolę w wychwalaniu książki skorzystać z fragmentów recenzji Piotra Zabłudowskiego na: http://www.koloroweru.pl/strony/do_azji_1931.html, którą polecam calą
"...Jedną z pierwszych polskich wypraw rowerowych, jak byśmy dzisiaj powiedzieli, egzotycznych, była bez wątpienia wycieczka zorganizowana przez Feliksa Gołębiowskiego z Warszawskiego Towarzystwa Cyklistów przez Rumunię, Bułgarię i Turcję do Stambułu w 1931 roku...
.....Trasa 2.110 km, prowadzi przez Lublin, Lwów, Stanisławów, Czerniowce (granica), Bukareszt, Ruszczuk, Plewnę, Sofię, Filipopoli, Adrianopol do Stambułu...
...Głównym celem wyprawy była więc „propaganda polskiego sportu kolarskiego”, jak również, ogólnie - promocja Polski, która pamiętajmy, dopiero co odzyskała niepodległość i ponownie zawitała na mapę Europy. Rowery, na których czwórka zapaleñców pedałowała w owym czasie, były to zwykłe rowery seryjnie produkowane przez polskie firmy: Łucznik, Ormonde, Rybowski... ...Rowery miały drewniane obręcze i wyposażone były w bagażniki. Jazda w trudnym, górzystym terenie z jednym przełożeniem nie należała do najłatwiejszych. „Miejscami tak było ciężko jechać, że często, kręcąc nogami, stało się na miejscu, bowiem koła oblepione błotem, nawet z góry nie chciały się posuwać”...
...Wyprawa trwała 36 dni. Dzielni cykliści w swej podróży borykali się z trudnościami technicznymi, kiepską jakością dróg, upałem, a niekiedy nawet głodem, gdy okolica nie obfitowała w pożywienie.
Najgorszy odcinek do Plewny tak został opisany: „Droga była bardzo zła, miejscami nawet do tego stopnia, że rowery musieliśmy często przenosić na plecach przez szeroko rozlane wody na drodze.” Pedałowano oczywiście w marynarkach i spodniach „pumpach”....
....Problem noclegów rozwiązano, korzystając najczęściej z gościnności klubów kolarskich, gdzie z nadzwyczajną serdecznością przyjmowano polskich podróżników.
O problemach aprowizacyjnych na terenie Rumunii tak pisał Gołębiowski w dzienniku wyprawy: „O tem, żeby na wsi rumuñskiej kupić cośkolwiek do jedzenia, nie może być mowy. Mleka tu nie ma, ponieważ ubogi wieśniak rumuñski nie pozwala sobie na taki luksus, by krowę utrzymywać jedynie w celu produkcji mleka..."
....Ogółem przejechano rowerami 2672 km jadąc przez cztery pañstwa...."
Polecam gorąco, bo przygód na 228 stronach bez liku.
"Rowerem do Azji Mniejszej"
Feliks Stanisław Gołębiowski (1901 – 1969), żołnierz POW i AK, pseud. "Żarski", d-ca kompanii w Powstaniu Warszawskim, prezes PZKol 1939 – 1960 (z przerwą 1951-56), współtwórca Wyścigu Pokoju, zasłużony działacz WTC i PZKol, prezes honorowy PZKol, zorganizował, wraz z W. Bendkowskim, Cz. Szeszko i L. Chodaczyńskim wyprawę do Azji Mniejszej, którą w omawianej książce opisał. Książka jest dostępna m. in. na: https://polona.pl/item/1453129/6/
Przejeżdżać po 120 km dziennie, rowerami bez przerzutki, za to na drewnianych obręczach, w 1931 roku, w tym po bezdrożach Rumunii, to wyczyn niesamowity, a podróż pelna przygód. Ze względu na to, że autor to mój Stryj, wolę w wychwalaniu książki skorzystać z fragmentów recenzji Piotra Zabłudowskiego na: http://www.koloroweru.pl/strony/do_azji_1931.html, którą polecam calą
"...Jedną z pierwszych polskich wypraw rowerowych, jak byśmy dzisiaj powiedzieli, egzotycznych, była bez wątpienia wycieczka zorganizowana przez Feliksa Gołębiowskiego z Warszawskiego Towarzystwa Cyklistów przez Rumunię, Bułgarię i Turcję do Stambułu w 1931 roku...
.....Trasa 2.110 km, prowadzi przez Lublin, Lwów, Stanisławów, Czerniowce (granica), Bukareszt, Ruszczuk, Plewnę, Sofię, Filipopoli, Adrianopol do Stambułu...
...Głównym celem wyprawy była więc „propaganda polskiego sportu kolarskiego”, jak również, ogólnie - promocja Polski, która pamiętajmy, dopiero co odzyskała niepodległość i ponownie zawitała na mapę Europy. Rowery, na których czwórka zapaleñców pedałowała w owym czasie, były to zwykłe rowery seryjnie produkowane przez polskie firmy: Łucznik, Ormonde, Rybowski... ...Rowery miały drewniane obręcze i wyposażone były w bagażniki. Jazda w trudnym, górzystym terenie z jednym przełożeniem nie należała do najłatwiejszych. „Miejscami tak było ciężko jechać, że często, kręcąc nogami, stało się na miejscu, bowiem koła oblepione błotem, nawet z góry nie chciały się posuwać”...
...Wyprawa trwała 36 dni. Dzielni cykliści w swej podróży borykali się z trudnościami technicznymi, kiepską jakością dróg, upałem, a niekiedy nawet głodem, gdy okolica nie obfitowała w pożywienie.
Najgorszy odcinek do Plewny tak został opisany: „Droga była bardzo zła, miejscami nawet do tego stopnia, że rowery musieliśmy często przenosić na plecach przez szeroko rozlane wody na drodze.” Pedałowano oczywiście w marynarkach i spodniach „pumpach”....
....Problem noclegów rozwiązano, korzystając najczęściej z gościnności klubów kolarskich, gdzie z nadzwyczajną serdecznością przyjmowano polskich podróżników.
O problemach aprowizacyjnych na terenie Rumunii tak pisał Gołębiowski w dzienniku wyprawy: „O tem, żeby na wsi rumuñskiej kupić cośkolwiek do jedzenia, nie może być mowy. Mleka tu nie ma, ponieważ ubogi wieśniak rumuñski nie pozwala sobie na taki luksus, by krowę utrzymywać jedynie w celu produkcji mleka..."
....Ogółem przejechano rowerami 2672 km jadąc przez cztery pañstwa...."
Polecam gorąco, bo przygód na 228 stronach bez liku.
Saturday, 9 September 2017
Dan SIMMONS - "Hyperion"
Dan SIMMONS - "Hyperion"
Dan Simmons (ur. 1948), debiutował w 1982 opowiadaniem "Pod prąd Styksu", a pierwszą powieść opublikował w 1985 ("Pieśń bogini Kali"), za którą otrzymał Nagrodę World Fantasy; omawianą - wydał w 1989, a jej fabuła zbudowana jest z opowieści sześciorga z pielgrzymów: Kapłana "O człowieku, który szukał Boga", Żołnierza "O wojennych kochankach", Poety "Pieśni Hyperiona", Uczonego "Gorzki jest smak wód rzeki Lete", Detektywa "Długie pożegnanie" oraz Konsula "Wspominając Siri".
Niestety, to lektura nie dla mnie. Wychowany na Lemie czy Bradburym, przyswoiłem tylko Philipa K. Dicka i ostatnio - Liu Cixin. Inne mnie męczą i nudzą. Aby nie psuć statystyk nie daję gwiazdek, bo patrząc na wyniki na LC 8,31 (3829 ocen i 328 opinii) przyjmuję opcję, że to nie wina autora, lecz mojego wieku.
Dan Simmons (ur. 1948), debiutował w 1982 opowiadaniem "Pod prąd Styksu", a pierwszą powieść opublikował w 1985 ("Pieśń bogini Kali"), za którą otrzymał Nagrodę World Fantasy; omawianą - wydał w 1989, a jej fabuła zbudowana jest z opowieści sześciorga z pielgrzymów: Kapłana "O człowieku, który szukał Boga", Żołnierza "O wojennych kochankach", Poety "Pieśni Hyperiona", Uczonego "Gorzki jest smak wód rzeki Lete", Detektywa "Długie pożegnanie" oraz Konsula "Wspominając Siri".
Niestety, to lektura nie dla mnie. Wychowany na Lemie czy Bradburym, przyswoiłem tylko Philipa K. Dicka i ostatnio - Liu Cixin. Inne mnie męczą i nudzą. Aby nie psuć statystyk nie daję gwiazdek, bo patrząc na wyniki na LC 8,31 (3829 ocen i 328 opinii) przyjmuję opcję, że to nie wina autora, lecz mojego wieku.
Friday, 8 September 2017
Bernard MINIER - "Bielszy odcień śmierci"
Bernard MINIER - "Bielszy odcień śmierci"
Bernard Minier (ur. 1960) zadebiutował w 2011, właśnie tą książką, rozpoczynając cykl kryminałów z komendantem Martinem Servazem. Jak na razie napisal ich cztery plus jedną bez komendanta. Skoro utrzymuje się (oraz żonę i dwoje dzieci) z tego, to, mając na względzie niebywałą obecnie konkurencję, znaczy, że jest dobry w tym co robi. Potwierdza to wynik na LC: 7,46 (1725 ocen i 285 opinii) oraz satysfakcja z lektury mojej skromnej osoby.
Fragment z Księgi Ezechiela 7,11-14, który mozna traktować jako motto książki, pojawia sie dopiero na stronie 911 (e-book)
"Gwałt stał się berłem niesprawiedliwości. Nic po nich nie pozostanie, nic z ich bogactwa, nic z ich krzyków, żaden ślad po ich wspaniałości. Nadchodzi czas, zbliża się ów dzień. Nikt z powodu swej niegodziwości nie będzie mógł ocalić życia. Nikt do boju nie ruszy...."
A w ogóle książka jest wielce niemoralna, bo powołując się na niewydolny system sprawiedliwości, legitymizuje poniekąd samodzielne wymierzanie kary. A jeżeli nie legitymizuje, to na pewno stara się wzbudzić sympatie czytelnika dla mścicieli.
A, że czyta się świetnie to daję 8 gwiazdek, by rezerwę zachować dla następnych książek tego autora. Zmęczony ostatnio skandynawskimi kryminałami, zrelaksowałem się lekkością Francuza.
Bernard Minier (ur. 1960) zadebiutował w 2011, właśnie tą książką, rozpoczynając cykl kryminałów z komendantem Martinem Servazem. Jak na razie napisal ich cztery plus jedną bez komendanta. Skoro utrzymuje się (oraz żonę i dwoje dzieci) z tego, to, mając na względzie niebywałą obecnie konkurencję, znaczy, że jest dobry w tym co robi. Potwierdza to wynik na LC: 7,46 (1725 ocen i 285 opinii) oraz satysfakcja z lektury mojej skromnej osoby.
Fragment z Księgi Ezechiela 7,11-14, który mozna traktować jako motto książki, pojawia sie dopiero na stronie 911 (e-book)
"Gwałt stał się berłem niesprawiedliwości. Nic po nich nie pozostanie, nic z ich bogactwa, nic z ich krzyków, żaden ślad po ich wspaniałości. Nadchodzi czas, zbliża się ów dzień. Nikt z powodu swej niegodziwości nie będzie mógł ocalić życia. Nikt do boju nie ruszy...."
A w ogóle książka jest wielce niemoralna, bo powołując się na niewydolny system sprawiedliwości, legitymizuje poniekąd samodzielne wymierzanie kary. A jeżeli nie legitymizuje, to na pewno stara się wzbudzić sympatie czytelnika dla mścicieli.
A, że czyta się świetnie to daję 8 gwiazdek, by rezerwę zachować dla następnych książek tego autora. Zmęczony ostatnio skandynawskimi kryminałami, zrelaksowałem się lekkością Francuza.
Tuesday, 5 September 2017
Cormac McCarthy - "Przeprawa"
Cormac McCarthy - "Przeprawa"
Druga część Trylogii Pogranicza; pierwszej, pt "Rącze konie" dałem 7 gwiazdek i wiele ciepłych słów, jako książce "podróżniczej". Teraz Billy Parham trzykrotnie przeprawia się przez granicę z Meksykiem: z powodu wilczycy, w pogoni koniokradów i w poszukiwaniu brata. Jeszcze dodam, że recenzowałem również "Drogę" (8), którą byłem zachwycony.
Ta część wydaje mnie się bardziej melancholijna od pierwszej, a akcja przebiegająca w brutalnym świecie spełnia, wg anglojęzycznej Wikipedii wiele wymogów „picaro” tj „powieści łotrzykowskiej”.
Niech autora diabli wezmą, bo odebrał mnie chęć do pisania recenzji, doprowadzając do szlochu nad losem ciężarnej wadery. Rozklekotał mnie jak stary fortepian. A to też sztuka! W finałowej scenie Billy pogonił psa i płakaliśmy obaj.
Jeszcze dobra rada dla Państwa: nie czytajcie licznych recenzji, a jeżeli przeczytaliście to nie ulegajcie im i nie poszukujcie „drogi do wewnątrz siebie” czy tam innych „głębi”, przenośni czy symboli, lecz podejdźcie emocjonalnie i odbierajcie jedynie własnym sercem, a satysfakcję i łzy gwarantuję. 8/10
Druga część Trylogii Pogranicza; pierwszej, pt "Rącze konie" dałem 7 gwiazdek i wiele ciepłych słów, jako książce "podróżniczej". Teraz Billy Parham trzykrotnie przeprawia się przez granicę z Meksykiem: z powodu wilczycy, w pogoni koniokradów i w poszukiwaniu brata. Jeszcze dodam, że recenzowałem również "Drogę" (8), którą byłem zachwycony.
Ta część wydaje mnie się bardziej melancholijna od pierwszej, a akcja przebiegająca w brutalnym świecie spełnia, wg anglojęzycznej Wikipedii wiele wymogów „picaro” tj „powieści łotrzykowskiej”.
Niech autora diabli wezmą, bo odebrał mnie chęć do pisania recenzji, doprowadzając do szlochu nad losem ciężarnej wadery. Rozklekotał mnie jak stary fortepian. A to też sztuka! W finałowej scenie Billy pogonił psa i płakaliśmy obaj.
Jeszcze dobra rada dla Państwa: nie czytajcie licznych recenzji, a jeżeli przeczytaliście to nie ulegajcie im i nie poszukujcie „drogi do wewnątrz siebie” czy tam innych „głębi”, przenośni czy symboli, lecz podejdźcie emocjonalnie i odbierajcie jedynie własnym sercem, a satysfakcję i łzy gwarantuję. 8/10
Monday, 4 September 2017
Jo NESBO - "Trzeci klucz"
Jo NESBO - "Trzeci klucz"
To już szósta jego książka recenzowana przeze mnie a czwarta w serii "Harry Hole". Dwie spoza serii dostały ode mnie: "Syn" - 8 gwiazdek, a "Krew na śniegu" – 7, natomiast ocena poszczególnych tomów serii systematycznie wzrasta: "Człowiek nietoperz" - 5, "Karaluchy" – 6, "Czerwone gardło" – 8, to teraz winno być 9.
Skoro to już czwarta książka z Harrym Hole, pozytywnie przeze mnie recenzowana, to wypada zastanowić się czemu jestem tak łaskawy w ich ocenie ? Bo te książki mają wady, z mego punktu widzenia, typowe dla skandynawskich kryminałów tzn są monstrualnie długie, zawierają niezliczoną ilość dygresji i drugoplanowych wątków, mają dłużyzny, a przede wszystkim przestają być kryminałem na rzecz powieści obyczajowej wzbogacanej przemyśleniami autora (-rki), rzadko odkrywczymi czy też naciąganymi prawdami z zakresu psychologii.
No i odkryłem, że przyczyna tkwi w „ludzkim” Harrym, którego miłość do trunków pozwala mnie przyjmować go za „swojaka”, a bezpruderyjny stosunek do stosunku, szczególnie po stosunku, podoba mnie się i bawi. Nobody is perfect! - jak usłyszał Jack Lemmon w końcowej scenie „Pół żartem, pół serio”.
Jedyny minus to te śmierdzące „Camele”, do których Nesbo zmusza Harry'ego, nie bacząc na jego zdrowie. A z Cygankami lepiej amorów nie uskuteczniać!
Stron 424 (e-book – 820), jak skróci o połowę, to dam więcej, a w tej wersji - 7/10
To już szósta jego książka recenzowana przeze mnie a czwarta w serii "Harry Hole". Dwie spoza serii dostały ode mnie: "Syn" - 8 gwiazdek, a "Krew na śniegu" – 7, natomiast ocena poszczególnych tomów serii systematycznie wzrasta: "Człowiek nietoperz" - 5, "Karaluchy" – 6, "Czerwone gardło" – 8, to teraz winno być 9.
Skoro to już czwarta książka z Harrym Hole, pozytywnie przeze mnie recenzowana, to wypada zastanowić się czemu jestem tak łaskawy w ich ocenie ? Bo te książki mają wady, z mego punktu widzenia, typowe dla skandynawskich kryminałów tzn są monstrualnie długie, zawierają niezliczoną ilość dygresji i drugoplanowych wątków, mają dłużyzny, a przede wszystkim przestają być kryminałem na rzecz powieści obyczajowej wzbogacanej przemyśleniami autora (-rki), rzadko odkrywczymi czy też naciąganymi prawdami z zakresu psychologii.
No i odkryłem, że przyczyna tkwi w „ludzkim” Harrym, którego miłość do trunków pozwala mnie przyjmować go za „swojaka”, a bezpruderyjny stosunek do stosunku, szczególnie po stosunku, podoba mnie się i bawi. Nobody is perfect! - jak usłyszał Jack Lemmon w końcowej scenie „Pół żartem, pół serio”.
Jedyny minus to te śmierdzące „Camele”, do których Nesbo zmusza Harry'ego, nie bacząc na jego zdrowie. A z Cygankami lepiej amorów nie uskuteczniać!
Stron 424 (e-book – 820), jak skróci o połowę, to dam więcej, a w tej wersji - 7/10
Sunday, 3 September 2017
Marcel WOŹNIAK - "Biografia Leopolda Tyrmanda"
Marcel WOŹNIAK - „Biografia Leopolda Tyrmanda”
„Moja śmierć będzie taka, jak moje życie”
Marcel Woźniak (ur. 1984) stanął przed niezwykle trudnym zadaniem, bo napisanie obiektywnej biografii postaci tak kontrowersyjnej jak Tyrmand, nikogo nie zadowoli. Jedni powiedzą, że ich idola oczernia, a drudzy - że wybiela.
Sam, mimo, że zaliczam się do jego fanów (bo „Zły”, bo „Filip”, bo „Opowiadania..”, bo jazz, bo bikiniarskie kolorowe skarpetki), w recenzji „Opowiadań wszystkich”, pisałem:
„....Nie zgadzam się z mitem o jakimś szczególnym prześladowaniu Tyrmanda w PRL-u, a nawet wręcz przeciwnie... ...„Zakaz paszportowy”, czy „zakaz publikacji” był powszechny i dotyczył i Kisiela, i Urbana.... ...Tyrmand przestał drukować w „TP”, bo Turowicz podpadł i „TP” przejął „Pax” (marzec 53), a równo rok po tym (kwiecień 54), „Czytelnik” podpisał z Tyrmandem umowę na „Złego” (wydane w 55 !!!). W 1958 r wydał zbiór „Gorzki smak...”, a w 1961 „Filipa”. Jakaś niezdrowa moda w Polsce panuje: beneficjenci PRL-u byli prześladowani, a klakierzy „zbrodniczego systemu” oddawali legitymacje partyjne. A po co je brali?"
Jak pisać biografię czołowego beneficjenta PRL, przedstawiciela elit żydowskich, który w notce wydawniczej do swojej "Cywilizacji komunizmu", ktorej nota bene nawet "The New Yorker" nie chciał wydać, mimo zapłacenia honorarium, pisze:
".....Życie w komunizmie jest piekłem, ale nie dla wszystkich. Jest piekłem dla ludzi dobrej woli. Dla uczciwych. Dla rozsądnych. Dla chcących pracować z pożytkiem dla siebie i dla innych. Dla przedsiębiorczych. Dla tych, którzy chcą coś zrobić lepiej, wydajniej, ładniej. Dla tych, którzy chcą rozwijać, wzbogacać, pomnażać. Dla wrażliwych. Dla prostolinijnych i skromnych. Natomiast dobrze prosperują w komunizmie głupcy nie dostrzegający własnej marności i śmieszności. Doskonale powodzi się służalcom, oportunistom i konformistom; wiedzie im się tym lepiej, że mogą nie robić nic, albowiem i tak nie sądzą, że należy coś robić w zamian za serwilizm ? czują się zwolnieni z wszelkiej odpowiedzialności co wzmaga ich znakomite samopoczucie" .
Święta prawda; tylko, kto ją glosi??!! Wyjątkowy tupet!! Gdyby kogoś interesowała moja recenzja, to na LC lub pod adresem: http://wgwg1943.blogspot.ca/search?q=Tyrmand++Cywilizacja++komunizmu
Niestety, Woźniak napisał biografię skrajnie subiektywną, zupelnie niepotrzebnie wybielającą Tyrmanda, czego on nie potrzebuje, bo jego umiejętność przeżycia jest fascynująca i nie zraża jego licznych fanów.
Woźniak mówi w wywiadzie na stronie:
http://dzieje.pl/ksiazki/moja-smierc-bedzie-taka-jak-moje-zycie-nowa-biografia-leopolda-tyrmanda
".....Tyrmand systematycznie spychany był pod ścianę. Wykorzystał odwilż, napisał "Złego" i "U brzegów jazzu", zorganizował festiwale jazzowe. Ale był dla władz niewygodny, więc zaczęto go ośmieszać i deprecjonować. Robiono z niego faceta od panienek i kolorowych skarpetek. Dzisiejszy mit Tyrmanda jest tego pokłosiem... ...Wyjechał z Polski, gdy miał dość i władzy, i stołecznych salonów...."
Nieprawda!! Jego bestseller "Zły" został wydany (1955) i święcił triumfy na ponad rok przed "odwilżą". Tyrmand wyjechał z Polski za "późnego Gomulki", w 1965, a w ostatnich latach ten "gnębiony" twórca publikował: w 1957 "Gorzki smak czekolady Lucullus" oraz "U brzegów jazzu", w 1961 – "Filipa" oraz dramat "Polacy, czyli pakamera" ("Dialog, nr 6); w 1963 – "Niebo – projekt scenariusza" ("Dialog nr 6") - a w 1964 - odcinki skandalizującego "Życia towarzyskiego i uczuciowego" w tygodniku "Kultura". Ponadto w 1963 był scenarzystą w "Naprawdę wczoraj" Rybkowskiego.
Jak na prześladowanego - nieźle.
Mania, inaczej zaklamanie, o walce z komunizmem przekroczyło już wszelkie granice przyzwoitości.
A książce Woźniaka daję 6 gwiazdek, by czytelników nie odstraszyć od idola moich młodych lat, niesamowitego bikiniarza i jazzmana Tyrmanda.
„Moja śmierć będzie taka, jak moje życie”
Marcel Woźniak (ur. 1984) stanął przed niezwykle trudnym zadaniem, bo napisanie obiektywnej biografii postaci tak kontrowersyjnej jak Tyrmand, nikogo nie zadowoli. Jedni powiedzą, że ich idola oczernia, a drudzy - że wybiela.
Sam, mimo, że zaliczam się do jego fanów (bo „Zły”, bo „Filip”, bo „Opowiadania..”, bo jazz, bo bikiniarskie kolorowe skarpetki), w recenzji „Opowiadań wszystkich”, pisałem:
„....Nie zgadzam się z mitem o jakimś szczególnym prześladowaniu Tyrmanda w PRL-u, a nawet wręcz przeciwnie... ...„Zakaz paszportowy”, czy „zakaz publikacji” był powszechny i dotyczył i Kisiela, i Urbana.... ...Tyrmand przestał drukować w „TP”, bo Turowicz podpadł i „TP” przejął „Pax” (marzec 53), a równo rok po tym (kwiecień 54), „Czytelnik” podpisał z Tyrmandem umowę na „Złego” (wydane w 55 !!!). W 1958 r wydał zbiór „Gorzki smak...”, a w 1961 „Filipa”. Jakaś niezdrowa moda w Polsce panuje: beneficjenci PRL-u byli prześladowani, a klakierzy „zbrodniczego systemu” oddawali legitymacje partyjne. A po co je brali?"
Jak pisać biografię czołowego beneficjenta PRL, przedstawiciela elit żydowskich, który w notce wydawniczej do swojej "Cywilizacji komunizmu", ktorej nota bene nawet "The New Yorker" nie chciał wydać, mimo zapłacenia honorarium, pisze:
".....Życie w komunizmie jest piekłem, ale nie dla wszystkich. Jest piekłem dla ludzi dobrej woli. Dla uczciwych. Dla rozsądnych. Dla chcących pracować z pożytkiem dla siebie i dla innych. Dla przedsiębiorczych. Dla tych, którzy chcą coś zrobić lepiej, wydajniej, ładniej. Dla tych, którzy chcą rozwijać, wzbogacać, pomnażać. Dla wrażliwych. Dla prostolinijnych i skromnych. Natomiast dobrze prosperują w komunizmie głupcy nie dostrzegający własnej marności i śmieszności. Doskonale powodzi się służalcom, oportunistom i konformistom; wiedzie im się tym lepiej, że mogą nie robić nic, albowiem i tak nie sądzą, że należy coś robić w zamian za serwilizm ? czują się zwolnieni z wszelkiej odpowiedzialności co wzmaga ich znakomite samopoczucie" .
Święta prawda; tylko, kto ją glosi??!! Wyjątkowy tupet!! Gdyby kogoś interesowała moja recenzja, to na LC lub pod adresem: http://wgwg1943.blogspot.ca/search?q=Tyrmand++Cywilizacja++komunizmu
Niestety, Woźniak napisał biografię skrajnie subiektywną, zupelnie niepotrzebnie wybielającą Tyrmanda, czego on nie potrzebuje, bo jego umiejętność przeżycia jest fascynująca i nie zraża jego licznych fanów.
Woźniak mówi w wywiadzie na stronie:
http://dzieje.pl/ksiazki/moja-smierc-bedzie-taka-jak-moje-zycie-nowa-biografia-leopolda-tyrmanda
".....Tyrmand systematycznie spychany był pod ścianę. Wykorzystał odwilż, napisał "Złego" i "U brzegów jazzu", zorganizował festiwale jazzowe. Ale był dla władz niewygodny, więc zaczęto go ośmieszać i deprecjonować. Robiono z niego faceta od panienek i kolorowych skarpetek. Dzisiejszy mit Tyrmanda jest tego pokłosiem... ...Wyjechał z Polski, gdy miał dość i władzy, i stołecznych salonów...."
Nieprawda!! Jego bestseller "Zły" został wydany (1955) i święcił triumfy na ponad rok przed "odwilżą". Tyrmand wyjechał z Polski za "późnego Gomulki", w 1965, a w ostatnich latach ten "gnębiony" twórca publikował: w 1957 "Gorzki smak czekolady Lucullus" oraz "U brzegów jazzu", w 1961 – "Filipa" oraz dramat "Polacy, czyli pakamera" ("Dialog, nr 6); w 1963 – "Niebo – projekt scenariusza" ("Dialog nr 6") - a w 1964 - odcinki skandalizującego "Życia towarzyskiego i uczuciowego" w tygodniku "Kultura". Ponadto w 1963 był scenarzystą w "Naprawdę wczoraj" Rybkowskiego.
Jak na prześladowanego - nieźle.
Mania, inaczej zaklamanie, o walce z komunizmem przekroczyło już wszelkie granice przyzwoitości.
A książce Woźniaka daję 6 gwiazdek, by czytelników nie odstraszyć od idola moich młodych lat, niesamowitego bikiniarza i jazzmana Tyrmanda.
Saturday, 2 September 2017
Mark KRAJEWSKI - "Arena szczurów"
Marek KRAJEWSKI - "Arena szczurów"
Po długiej przerwie po raz czwarty postanowiłem dać szansę Krajewskiemu. Dotychczasowe moje oceny to gwiazdek: 5 ("Dżuma w Breslau"), 3 ("Koniec świata w Breslau") oraz 1 ("Erynie).
Niestety, ta książka humoru ani ocen nie poprawiła. Brak "porządnego" wątku kryminalnego, za to festiwal obrzydlistwa. Fe!
Po długiej przerwie po raz czwarty postanowiłem dać szansę Krajewskiemu. Dotychczasowe moje oceny to gwiazdek: 5 ("Dżuma w Breslau"), 3 ("Koniec świata w Breslau") oraz 1 ("Erynie).
Niestety, ta książka humoru ani ocen nie poprawiła. Brak "porządnego" wątku kryminalnego, za to festiwal obrzydlistwa. Fe!
Friday, 1 September 2017
Liu Cixin - "Problem trzech ciał"
Liu Cixin - "Problem trzech ciał"
Liu Cixin (ur. 1963) - inżynier, zaczął publikować w 1998, ta jest z 2006 i rozpoczyna cykl "Wspomnienia o przeszłości Ziemi"; po niej idą "Ciemny las" (2008) i "Koniec śmierci" (2010).
Wikipedia:
"Rewolucja kulturalna w Chinach. Ye Wenjie, córka wybitnego fizyka jest świadkiem śmierci swego ojca z rąk hunwejbinów. Sama zostaje zesłana do tajnej bazy wojskowej Czerwony Brzeg, gdzie uczestniczy w programie wysyłania sygnałów w kosmos w poszukiwaniu obcych cywilizacji. Niespodziewanie to ona w końcu nawiązuje pierwszy kontakt. Czasy współczesne, naukowiec Wang Miao zostaje powołany w skład komisji badającej przyczyny samobójstw czołowych fizyków. W trakcie dochodzenia natyka się na grę komputerową o niestabilnym świecie Trzech Ciał. Okazuje się, że świat tej gry wcale nie jest fikcją, ale projekcją rzeczywistości obcej cywilizacji, która wysłała ku Ziemi armadę, wezwana przez Ye Wenjie "
Jeszcze opinia popularnego George R. R. Martina:
"Bardzo oryginalna książka, wyjątkowe połączenie spekulacji naukowych i filozoficznych, polityki i historii, teorii spiskowych i kosmologii, w której królowie i cesarze znani z dziejów Zachodu i Chin łączą się w onirycznym świecie gry, a gliniarze i fizycy zajmują się światowymi spiskami, morderstwami i najazdem przybyszów z kosmosu w świecie rzeczywistym.."
UWAGA! Podważana w wielu recenzjach wartość literacka, wynika niewątpliwie z wtórności tłumaczenia. Andrzej Jankowski tłumaczył z angielskiego, a jego dodatkową zasługą są świetnie opracowane przypisy.
Bazą staje się katastroficzna wizja (s. 109):
".....Od drugiej połowy dwudziestego wieku fizyka stopniowo traci zwięzłość i prostotę charakterystyczną dla jej klasycznych teorii. Współczesne modele teoretyczne stają się coraz bardziej skomplikowane, niejasne i niepewne. Także ich eksperymentalna weryfikacja jest coraz trudniejsza. To znak, że – jak się zdaje – fizyka doszła do ściany. Członkowie Granic Nauki postulują nowy sposób myślenia. Ujmując to prosto, chcą wykorzystać metody nauki do odkrycia jej granic, spróbować stwierdzić, czy jest granica poznania przyrody przez naukę – granica, której nie jest ona w stanie przekroczyć. Rozwój fizyki w obecnych czasach zdaje się świadczyć, że dotarliśmy do tej granicy..."
W celu oswojenia się z podstawowymi pojęciami polecam krótki artykuł Anny Kettner na http://www.edukacja.edux.pl/p-6721-ontologiczne-konsekwencje-kosmologicznej.php
bądź/i książki i artykuły ks. prof. Michała Hellera, laureata Nagrody Templetona.
Powrócę jeszcze do pierwszych stron książki, gdyż odrzucanie przez reżim chiński zdobyczy „imperialistycznej” nauki, w tym teorii Einsteina, przypomniało mnie początek moich studiów w 1960, kiedy w obowiązującym nas podręczniku chemii organicznej Cziczibabina twierdzono, że tak popularny dzisiaj, rezonans magnetyczny (mezomerię) wymyślili i propagują uczeni amerykańscy, by zaciemnić naukę. Szczęśliwie, rok później, mieliśmy już podręcznik amerykański (L.F. Fieser i M. Fieser).
Nie mogę nie zacytować zdania prof. Wanga, zgodnego z moim przeświadczeniem (s. 115):
".....zdolność jakiejś osoby do poznania prawdy jest wprost proporcjonalna do wiedzy tej osoby."
A teraz "polonica" (s. 211):
"......Gdy po raz pierwszy wyraziła zainteresowanie fizyką teoretyczną, powiedziałam jej, że nie jest to świat, w który łatwo jest wejść kobiecie. „A pani Curie?” – zapytała. Odparłam, że pani Curie nigdy nie weszła do tego świata. Odniosła sukces tylko dzięki uporowi i ciężkiej pracy. Gdyby ona sama tego nie zrobiła, jej dzieło dokończyłby ktoś inny...."
…. oraz na stronie 325 loguje się jako „Kopernik”
Odnoszę wrażenie, że autor, inżynier Liu, akceptuje koncepcję yin i yang, natomiast nie lubi Konfucjusza, skoro zamienia go w sopel (s. 258):
" – To Konfucjusz – rzekł Mo Zi. – Uważał, że wszystko musi się stosować do li, jego koncepcji porządku i przyzwoitości, i że nie ma we Wszechświecie niczego, co by nie podlegało tej zasadzie. Stworzył system rytuałów i miał nadzieję, że uda mu się za jego pomocą przewidzieć ruch słońca.... ...Och, ten ziąb. Konfucjusz stanął tam i zamarzł. Zmienił się w słup lodu. I tam pozostaje...”
Kolejne wejście Wanga do gry i Arystoteles przedstawia Galileusza (s. 330):
„– To Galileusz – wyjaśnił Arystoteles. – Głosi, że świat można zrozumieć w drodze obserwacji i eksperymentów. Jest myślicielem pozbawionym wyobraźni, ale jego wyniki zasługują na uwagę.”
Biedny Galileusz! Toczy się fascynująca dyskusja wielkich w dziejach ludzkości, którą co chwila przerywa papież okrzykami względem Wanga: „Na stos!.. Palcie go na wolnym ogniu!”, bo na tym jego mądrość się kończy.
Następna scena to pojedynek na miecze Newtona z Leibnizem o nierozstrzygnięte do dzisiaj pierwszeństwo w stworzeniu rachunku różniczkowego (s. 381), po czym Newton z von Neumannem udają się do cesarza przedstawić projekt „ludzkiego komputera”, do realizacji którego potrzeba 30 mln ludzi. I tak z biegiem książki przewija się plejada filozofów i uczonych. Równocześnie pojawia się problem Trisolarian, którzy.... (s. 422):
„...mają zdolność odwadniania się w wielu cyklach swej cywilizacji. Aby przystosować się do swego nieprzewidywalnego środowiska naturalnego, potrafią całkowicie usunąć wodę ze swych ciał i zmienić się w suche, włókniste przedmioty. Dzięki temu unikają ekstremalnych warunków, w których życie nie może istnieć....”
….czyli formy przetrwalnikowe, co można porównać choćby z zarodnikowaniem bakterii.
Ale przejdźmy do rzeczy ogólnych. Wydaje mnie się, że do dokładnego zrozumienia książki niezwykle cenny jest przypis do strony 357 (s. 378):
„.....Ruch trzech ciał pod wpływem ich wzajemnego przyciągania jest tradycyjnym zagadnieniem mechaniki klasycznej, które powstaje w sposób naturalny na gruncie mechaniki nieba. Od XVI wieku pracowało nad nim wielu uczonych. Euler, Lagrange i bardziej współcześni badacze wspomagani przez komputery znaleźli rozwiązania jedynie dla szczególnych przypadków tego zagadnienia. Karl F. Sundman udowodnił istnienie ogólnego rozwiązania problemu trzech ciał w postaci szeregów nieskończonych, ale zbiegają się one tak wolno, że są praktycznie bezużyteczne [przyp. autora i tłumacza]."
Najważniejsze pytanie to... (s. 425):
"..– Jakbyście się czuli, gdyby cywilizacja trisolariańska miała wkroczyć na nasz świat?.."
Wydaje się, że nasze ziemskie problemy nie zmniejszyłyby się, a może nawet by się zintensyfikowały.
Zwyczajowa obszerność recenzji zmusza mnie do końcowych uwag, a te są krótkie. Po prostu do moich ulubionych autorów tj Stanisława Lema, Ray Bradbury'ego i Philipa K. Dicka dołączam Liu.
Liu Cixin (ur. 1963) - inżynier, zaczął publikować w 1998, ta jest z 2006 i rozpoczyna cykl "Wspomnienia o przeszłości Ziemi"; po niej idą "Ciemny las" (2008) i "Koniec śmierci" (2010).
Wikipedia:
"Rewolucja kulturalna w Chinach. Ye Wenjie, córka wybitnego fizyka jest świadkiem śmierci swego ojca z rąk hunwejbinów. Sama zostaje zesłana do tajnej bazy wojskowej Czerwony Brzeg, gdzie uczestniczy w programie wysyłania sygnałów w kosmos w poszukiwaniu obcych cywilizacji. Niespodziewanie to ona w końcu nawiązuje pierwszy kontakt. Czasy współczesne, naukowiec Wang Miao zostaje powołany w skład komisji badającej przyczyny samobójstw czołowych fizyków. W trakcie dochodzenia natyka się na grę komputerową o niestabilnym świecie Trzech Ciał. Okazuje się, że świat tej gry wcale nie jest fikcją, ale projekcją rzeczywistości obcej cywilizacji, która wysłała ku Ziemi armadę, wezwana przez Ye Wenjie "
Jeszcze opinia popularnego George R. R. Martina:
"Bardzo oryginalna książka, wyjątkowe połączenie spekulacji naukowych i filozoficznych, polityki i historii, teorii spiskowych i kosmologii, w której królowie i cesarze znani z dziejów Zachodu i Chin łączą się w onirycznym świecie gry, a gliniarze i fizycy zajmują się światowymi spiskami, morderstwami i najazdem przybyszów z kosmosu w świecie rzeczywistym.."
UWAGA! Podważana w wielu recenzjach wartość literacka, wynika niewątpliwie z wtórności tłumaczenia. Andrzej Jankowski tłumaczył z angielskiego, a jego dodatkową zasługą są świetnie opracowane przypisy.
Bazą staje się katastroficzna wizja (s. 109):
".....Od drugiej połowy dwudziestego wieku fizyka stopniowo traci zwięzłość i prostotę charakterystyczną dla jej klasycznych teorii. Współczesne modele teoretyczne stają się coraz bardziej skomplikowane, niejasne i niepewne. Także ich eksperymentalna weryfikacja jest coraz trudniejsza. To znak, że – jak się zdaje – fizyka doszła do ściany. Członkowie Granic Nauki postulują nowy sposób myślenia. Ujmując to prosto, chcą wykorzystać metody nauki do odkrycia jej granic, spróbować stwierdzić, czy jest granica poznania przyrody przez naukę – granica, której nie jest ona w stanie przekroczyć. Rozwój fizyki w obecnych czasach zdaje się świadczyć, że dotarliśmy do tej granicy..."
W celu oswojenia się z podstawowymi pojęciami polecam krótki artykuł Anny Kettner na http://www.edukacja.edux.pl/p-6721-ontologiczne-konsekwencje-kosmologicznej.php
bądź/i książki i artykuły ks. prof. Michała Hellera, laureata Nagrody Templetona.
Powrócę jeszcze do pierwszych stron książki, gdyż odrzucanie przez reżim chiński zdobyczy „imperialistycznej” nauki, w tym teorii Einsteina, przypomniało mnie początek moich studiów w 1960, kiedy w obowiązującym nas podręczniku chemii organicznej Cziczibabina twierdzono, że tak popularny dzisiaj, rezonans magnetyczny (mezomerię) wymyślili i propagują uczeni amerykańscy, by zaciemnić naukę. Szczęśliwie, rok później, mieliśmy już podręcznik amerykański (L.F. Fieser i M. Fieser).
Nie mogę nie zacytować zdania prof. Wanga, zgodnego z moim przeświadczeniem (s. 115):
".....zdolność jakiejś osoby do poznania prawdy jest wprost proporcjonalna do wiedzy tej osoby."
A teraz "polonica" (s. 211):
"......Gdy po raz pierwszy wyraziła zainteresowanie fizyką teoretyczną, powiedziałam jej, że nie jest to świat, w który łatwo jest wejść kobiecie. „A pani Curie?” – zapytała. Odparłam, że pani Curie nigdy nie weszła do tego świata. Odniosła sukces tylko dzięki uporowi i ciężkiej pracy. Gdyby ona sama tego nie zrobiła, jej dzieło dokończyłby ktoś inny...."
…. oraz na stronie 325 loguje się jako „Kopernik”
Odnoszę wrażenie, że autor, inżynier Liu, akceptuje koncepcję yin i yang, natomiast nie lubi Konfucjusza, skoro zamienia go w sopel (s. 258):
" – To Konfucjusz – rzekł Mo Zi. – Uważał, że wszystko musi się stosować do li, jego koncepcji porządku i przyzwoitości, i że nie ma we Wszechświecie niczego, co by nie podlegało tej zasadzie. Stworzył system rytuałów i miał nadzieję, że uda mu się za jego pomocą przewidzieć ruch słońca.... ...Och, ten ziąb. Konfucjusz stanął tam i zamarzł. Zmienił się w słup lodu. I tam pozostaje...”
Kolejne wejście Wanga do gry i Arystoteles przedstawia Galileusza (s. 330):
„– To Galileusz – wyjaśnił Arystoteles. – Głosi, że świat można zrozumieć w drodze obserwacji i eksperymentów. Jest myślicielem pozbawionym wyobraźni, ale jego wyniki zasługują na uwagę.”
Biedny Galileusz! Toczy się fascynująca dyskusja wielkich w dziejach ludzkości, którą co chwila przerywa papież okrzykami względem Wanga: „Na stos!.. Palcie go na wolnym ogniu!”, bo na tym jego mądrość się kończy.
Następna scena to pojedynek na miecze Newtona z Leibnizem o nierozstrzygnięte do dzisiaj pierwszeństwo w stworzeniu rachunku różniczkowego (s. 381), po czym Newton z von Neumannem udają się do cesarza przedstawić projekt „ludzkiego komputera”, do realizacji którego potrzeba 30 mln ludzi. I tak z biegiem książki przewija się plejada filozofów i uczonych. Równocześnie pojawia się problem Trisolarian, którzy.... (s. 422):
„...mają zdolność odwadniania się w wielu cyklach swej cywilizacji. Aby przystosować się do swego nieprzewidywalnego środowiska naturalnego, potrafią całkowicie usunąć wodę ze swych ciał i zmienić się w suche, włókniste przedmioty. Dzięki temu unikają ekstremalnych warunków, w których życie nie może istnieć....”
….czyli formy przetrwalnikowe, co można porównać choćby z zarodnikowaniem bakterii.
Ale przejdźmy do rzeczy ogólnych. Wydaje mnie się, że do dokładnego zrozumienia książki niezwykle cenny jest przypis do strony 357 (s. 378):
„.....Ruch trzech ciał pod wpływem ich wzajemnego przyciągania jest tradycyjnym zagadnieniem mechaniki klasycznej, które powstaje w sposób naturalny na gruncie mechaniki nieba. Od XVI wieku pracowało nad nim wielu uczonych. Euler, Lagrange i bardziej współcześni badacze wspomagani przez komputery znaleźli rozwiązania jedynie dla szczególnych przypadków tego zagadnienia. Karl F. Sundman udowodnił istnienie ogólnego rozwiązania problemu trzech ciał w postaci szeregów nieskończonych, ale zbiegają się one tak wolno, że są praktycznie bezużyteczne [przyp. autora i tłumacza]."
Najważniejsze pytanie to... (s. 425):
"..– Jakbyście się czuli, gdyby cywilizacja trisolariańska miała wkroczyć na nasz świat?.."
Wydaje się, że nasze ziemskie problemy nie zmniejszyłyby się, a może nawet by się zintensyfikowały.
Zwyczajowa obszerność recenzji zmusza mnie do końcowych uwag, a te są krótkie. Po prostu do moich ulubionych autorów tj Stanisława Lema, Ray Bradbury'ego i Philipa K. Dicka dołączam Liu.
Violetta OZMINKOWSKI - "Agnieszka Osiecka: 'Lubię farbować wróble' "
Violetta OZMINKOWSKI - "Agnieszka Osiecka: 'Lubię farbować wróble..'"
Wychwalałem dopiero co książkę tej autorki o Wisłockiej: (Violetta OZMINKOWSKI - "Michalina Wisłocka. Sztuka kochania gorszycielki"). Teraz zaserwowała literacki kolaż o mojej podziwianej sąsiadce z Saskiej Kepy, o Agnieszce Osieckiej.
No i bomba! Komu się nie podoba to trąba. W "Bibliografii" (s. 205) czytam:
"Książka powstała na podstawie autentycznych, niezmienionych słów Agnieszki Osieckiej z ponad stu wywiadów przeprowadzonych z nią od 1964 do 1997 roku przez liczne grono dziennikarzy i dziennikarek... ..a także cytatów z jej książek....".
Dobra robota! W tym gatunku nic więcej zrobić się nie da i dlatego zachęcam innych czytelników, by za moim przykładem dawali 10 gwiazdek.
Powstał wspaniały niby – wywiad, szczególnie dla mnie cenny, bo sama Osiecka, jak i jej towarzystwo, wszyscy ciut ode mnie starsi, to idole mojej młodości.
Gorąco polecam!
Wychwalałem dopiero co książkę tej autorki o Wisłockiej: (Violetta OZMINKOWSKI - "Michalina Wisłocka. Sztuka kochania gorszycielki"). Teraz zaserwowała literacki kolaż o mojej podziwianej sąsiadce z Saskiej Kepy, o Agnieszce Osieckiej.
No i bomba! Komu się nie podoba to trąba. W "Bibliografii" (s. 205) czytam:
"Książka powstała na podstawie autentycznych, niezmienionych słów Agnieszki Osieckiej z ponad stu wywiadów przeprowadzonych z nią od 1964 do 1997 roku przez liczne grono dziennikarzy i dziennikarek... ..a także cytatów z jej książek....".
Dobra robota! W tym gatunku nic więcej zrobić się nie da i dlatego zachęcam innych czytelników, by za moim przykładem dawali 10 gwiazdek.
Powstał wspaniały niby – wywiad, szczególnie dla mnie cenny, bo sama Osiecka, jak i jej towarzystwo, wszyscy ciut ode mnie starsi, to idole mojej młodości.
Gorąco polecam!
Subscribe to:
Posts (Atom)