Osiem reportaży z podróży
w 1967 roku po południowych republikach Imperium. Umyślnie
nawiązuję do tytułu jego książki, bo te reportaże tam
wykorzystał. Recenzując "Busz po polsku" pisałem:
".....ewentualne
powiązania Kapuścińskiego z dygnitarzami i służbami specjalnymi,
umożliwiającymi mu np. swobodne poruszanie się po ZSRR...."
Bo
to jest clou tych reportaży. "Kredyt zaufania"
jakim Imperium obdarzyło Kapuścińskiego, umożliwiając mu,
bardzo swobodne, na miarę tamtych czasów, poruszanie się i
rozmawianie z mieszkańcami zależnych od Moskwy republik,
zobowiązuje do "political correctness" czyli unikania
tematów niewygodnych dla totalitarnej władzy, a jest nim
przede wszystkim polityka.
Cieszmy
się więc z barwnych reportaży, nie żądając rzeczy
niemożliwych, bo to było 50 lat temu, gdy ZSRR mocno
trzymał się w posadach..
Najlepsza
jest scena z Kirgizji, skopiowana później na s.79 w
"Imperium", a tutaj na s.96:
„...Cała
jurta wypełniła się ludźmi, którzy zawiadomieni przez konnego
posłańca pościągali z innych pastwisk. Siedzieliśmy w kucki na
wojłokach ogryzając baranie kości i pijąc wódkę. W piciu wódki
Kirgizi przewyższają Rosjan, nie mówiąc o Polakach. Piją również
kobiety. Z reguły w czasie uczty przebywają one poza jurtą.
Gospodarz nalewa szklankę stolicznej i wywołuje imię kobiety. Ona
wchodzi, kuca i duszkiem wychyla całą szklankę. Potem bez słowa,
bez zakąski, wstaje i znika w ciemnościach....”
Oceniając
obiektywnie te reportaże, nie mogę wykorzystywać znajomości
późniejszego "Imperium" i dlatego nie widzę
przeszkód w postawieniu 10 gwiazdek.
No comments:
Post a Comment