Najpierw oniemiałem, gdy na
LC ujrzałem 6,67 (3 ocen i 1 opinia), zacząłem więc pisać
notkę i nagle sobie przypomniałem (skleroza), że ten utwór
recenzowałem w ramach "Trzech opowieści", które
mają ciut lepiej, bo 7,24 (25 ocen i 2 opinie). Nim ją
przytoczę wyjaśniąm:
Uważam go za najważniejsze
dzieło Andrzejewskiego, bo stało się zaczątkiem jego
nowej pięknej, opozycyjnej postawy wobec PRL. Stary endek, a
później czołowy członek peerelowskich elit, do tego pijak
i pedał, stał się odważnym, konsekwentnym, zdecydowanym
opozycjonistą, inicjatorem wselkich akcji antyustrojowych (np
list 34). O naśmiewaniu się z megalomanii piszę w
recenzji, o popaździernikowej odwilży 1956 sądzę, że
wszyscy słyszeli, lecz o zaciskaniu pasa i kształtowaniu
się obywatelskiego oporu raczej nie, więc przypominam.
Społeczeństwo miało już po dziurki w nosie "komunistów"
czy "sowieckich agentów" takich jak Picasso, Gerard
Philipe, Dolores Ibarruri, Hemingway (po opadnięciu fali
fascynacji) czy Paul Robeson. Warszawska ulica żartowala; co
to jest? Białe, siedzi na białych jajach i jest symbolem
pokoju? - Picassowski gołąbek pokoju. - A czarne, siedzi
na czarnych jajach i śpiewa o pokoju? Paul Robeson. Nie ma
więc co się dziwic, że ta książka będąc kpiną z
Picassa stała się bestsellerem.
To teraz przedruk z recenzji
"Trzech opowieści":
"Idzie
skacząc po górach" (1963)
Ale
to był bestseller 53 lata temu!! Picasso - genialny cap.
To z pierwszego zdania książki:
"A
więc stary Antonio Ortiz raz jeszcze zadziwił świat, stary
staruch, genialny cap !"
Bo
osiemdziesięcioletni knur Ortiz to Picasso (1881 – 1973), a
22 – letnia Francoise Piller to Francoise Gilot. Artysta -
geniusz Ortiz przypisał sobie prawo ignorowania wszelkich
praw moralnych, bo wszystko jest tylko tworzywem dla jego
twórczości. Tytuł zaczerpnięty z „Pieśni nad pieśniami”
ma podkreślać jego niezależność:
„....idzie
skacząc po górach, przeskakując pagórki...”
Interpretacji
tytułu, jak i rozważań o „człowieku suwerennym” nie
będę powielał, bo to temat wyczerpany. Zacznę z innej
beczki, bo według mnie....
JEST
TO BEZWZGLĘDNIE NAJLEPSZA KSIĄŻKA ANDRZEJEWSKIEGO,
w
której najpierw stworzył postać super MEGALOMANA, by
następnie go OŚMIESZYĆ. Właśnie dlatego książka jest
genialna, bo nie chodzi o jednego megalomana Picassa, w
dodatku ufajdanego komunizmem, lecz też o rodzimych
bohaterów, w tym Miłosza, Iwaszkiewicza i oczywiście samego
Andrzejewskiego. A książka jest genialna dlatego, że
Andrzejewski wzniósł się ponad własną megalomanię i
wszystko wyszydził. Ironizując strywializował wzniosłość
tworzenia. Bo historia o wenie pochodzącej od Francoise
jest prymitywna blagą, „ściemą” stworzoną na potrzeby
wernisażu.
Kwestię
ironii świetnie ujął autor opracowania dla Wikipedii:
„..Ważną
rolę w utworze pełni ironia, zawarta przede wszystkim w sposobie
kształtowania wypowiedzi przez narratora. Ironia ta wyraża się w
ukazywaniu trywialności ukrytej za wzniosłą twórczością Ortiza.
Ironia ta jest przez badaczy postrzegana jako wyraz kryzysu
światopoglądowego, dotykającego Andrzejewskiego, a także jako
środek zabezpieczający autora przed wpadnięciem w konwencję
wzniosłego pisania o twórczości artystycznej. Ma również
wskazywać na ironiczne połączenie w człowieku wartości duchowych
z cielesnością...."
Odbieram
to jako krytyczną refleksję nad dotychczasowym łajdactwem
tak politycznym, jak i erotycznym. Ze względu na stosunkowo
skromne opracowanie tej opowieści w porównaniu z
„Ciemnościami..” i „Bramami raju”, przepisuję bardzo
trafne słowa z:
„Zabawna,
dowcipna, ostra książka. Dzieło naszego nieżyjącego już
wielkiego pisarza dziś dopiero zyskuje pełnię swej wymowy. Kpina
ze środowiska intelektualistów i artystów. Kpina z wielkich
postaci kultury. Bohaterowie tej książki mają pierwowzory w
wielkich i sławnych, jak Pablo Picasso i opromienionych legendą,
jak Marek Hłasko. "W powojennej Polsce Jerzy Andrzejewski
budził kontrowersje zarówno swoim pisarstwem, jak i swoim
zachowaniem. Umarł potępiony przez jednych, adorowany przez innych,
ale zawsze z tego samego powodu: że radykalnie zmieniał nie tylko
poglądy, ale cały swój światopogląd, a już szczególnie opcje
polityczne. Ożywiały go bowiem i dręczyły ambicje najwyższe."
- Jerzy Adamski”
Skoro
już padło nazwisko Hłaski, wypada dopowiedzieć, że
największą miłością pisarza był Kamil Baczyński, o
którego rywalizował z Iwaszkiewiczem. Z „Trzech opowieści”
tylko ta odbywa się współcześnie i to jest według mnie
jej dodatkowym plusem.
TO
WARTO PRZECZYTAĆ!!!! 10/10
No comments:
Post a Comment