Przez wiele lat Coetzee
(ur.1940) miał miejsce w piątce moich ulubionych pisarzy
"zagranicznych" (inni to: Dostojewski, Joyce, Kafka i
Murakami), a to głównie wskutek mojego zachwytu
niewątpliwym arcydziełem – "Hańbą", a później
stracił je na rzecz Amosa Oza. Tłumaczy to poniekąd
zestawienie moich recenzji ustawione chronologicznie podług
daty publikacji książki, które obejmuje wystarczająco dużo
pozycji, by wniosek był klarowny:
„Foe” 1986 7 gwiazdek;
„Wiek żelaza” 1990 – 10 gw.; „Mistrz z Petersburga”
1994 – 9; „Chłopięce lata” 1998 – 8; „HAŃBA”
1999 – 10, „Dziwniejsze brzegi. Eseje literackie 86-99”
2002 – 6; „Młodość” 2002 – 10; NAGRODA NOBLA - 2003;
„Elizabeth Castello” 2003 – 7; „POWOLNY CZŁOWIEK”
2005 - ????; …...DŁUGA PRZERWA.... „Dzieciństwo Jezusa”
- PAŁA!!!
Dużymi literami odznaczyłem
istotne dla mojego wywodu wydarzenia. Cztery lata po
rewelacyjnej „Hańbie” - Nobel w 2003, wielka popularność,
z rozpędu jeszcze parę pozycji, kryzys twórczy wyraźnie
podkreślony m.in. w omawianej książce, długa przerwa i
kompromitujące „Dzieciństwo Jezusa”. Oczywiście to
tylko moja prywatna opinia laika, lecz wolność jest, więc
piszę co myślę!!
Przejdźmy więc do książki:
bohater w rozterce, Elizabeth, która go niby wymyśliła -
w rozterce i J. M. Coetzee, który ją wymyślił też w
rozterce. To jak ja mam nie być w rozterce ??!!
Szczęśliwie znalazłem
pomocną dłoń w świetnej recenzji Jerzego Jarniewicza,
której koniec przepisuję:
„.....Wieloznaczna
powieść Coetzeego, która spotkała się ze skrajnie odmiennymi
reakcjami, intryguje i irytuje zarazem. Nie daje się łacno
okiełznać, gdyż autor splótł ją z wielu różnorodnych wątków,
których wzajemne relacje pozostają do końca niejasne. Mamy tu
alegoryczną opowieść o wyobcowaniu i utracie racji życia, a na
innym poziomie - historię spotkania kultur i krytykę pogrążającego
się w niemocy indywidualizmu. Mamy też rozważania na temat relacji
między prawdą a fikcją, między życiem wymyślonym a życiem
prawdziwym. Być może jednak "Powolny człowiek" jest
przede wszystkim osobistą opowieścią o nieuniknionej bezdomności
pisarza, któremu nie udaje się zadomowić nawet w wykreowanym przez
siebie świecie."
Przekładając
profesjonalny język Jarniewicza na "nasze", to
Coetzee miota się, goni w piętkę i nie wie co zrobić z
bohaterem, z niepokojem Costello, a przede wszystkim z samym
z sobą, co potwierdziło życie (długoletnie milczenie).
Rutyna świetnego niegdyś pisarza ratuje książkę na tyle,
że mogę z czystym sumieniem postawić 7 gwiazdek, lecz w
moim odczuciu Nagroda Nobla bokiem mu wyszła. Przepraszam
za tak ostre słowa, lecz mam osobisty żal do pisarza, bo
"Hańba" pozostaje moją ulubioną książką i dalej
ją uważam za arcydzieło.
No comments:
Post a Comment