Sunday 28 June 2020

Wiktor OSIATYŃSKI - „Ludzkie sprawy”


Wydanie  pośmiertne.  Wikipedia:
Wiktor Osiatyński (ur. 6 lutego 1945 w Białymstoku, zm. 29 kwietnia 2017   w Warszawie) – polski prawnikpisarzpublicysta, nauczyciel akademicki i działacz społeczny, doktor habilitowany nauk prawnych. Specjalista w zakresie prawa konstytucyjnego, historii doktryn politycznych i prawnych oraz praw człowieka, w latach 1991–1997 dyrektor Centrum Badań nad Konstytucjonalizmem w Europie Wschodniej w Chicago, wykładowca m.in. w University of Chicago Law School i na Central European University w Budapeszcie…     …Był..  ..mężem  psycholog  Ewy  Woydyłło-Osiatyńskiej…”
Ewa Woydyłło-Osiatyńska (ur. 1939) – doktor psychologii i terapeuta uzależnień   …Spopularyzowała w Polsce leczenie oparte na modelu Minnesota, bazującego na filozofii Anonimowych Alkoholików….”
Zbiór  rozmów  nt  Człowieka”  z  udziałem  Marii  Jarymowicz  (ur.1942, psycholog)  Jacka  Santorskiego (1951, psycholog),  Wiesława  Łukaszewskiego (1941, psycholog),  Miki  Dunin (autorka  książki „Antyporadnik. Jak stracić męża, żonę i inne ważne osoby”).,  Agaty  Tuszyńskiej (1957, pisarka),  Justyny  Kopińskiej (reporterka),  Pauliny  Młynarskiej (1970, dziennikarka),  Haliny  Bortnowskiej (1931, publicystka),  Zbigniewa  Szawarskiego (1941,  prof., filozof, etyk),  Marii  Barcikowskiej (neurolog),  Eustachego  Rylskiego (1944, pisarz),  Tomasza  Łubieńskiego(1938, pisarz),  Ewy  Woydyłło-Osiatyńskiej  oraz  Doroty  Wodeckiej (1968, dziennikarka).
Tematyka  różnorodna,   „mądrych”  myśli  bez  liku,  więc  tylko  podam  przykład:
Santorski: 
„..Ja osobiście uważam, że człowiek najpierw wymyślił Boga, a następnie wymyślił naukę i to wszystko jest projekcją naszego umysłu, chyba bardzo ograniczonego, ale skądinąd wspaniałego fenomenu. Zmierzam do tego, że dla mnie sens jest tym, co ja nadaję rzeczom, sprawom i zjawiskom. Będąc uczciwy wobec siebie, mogę powiedzieć: moje życie jest piękne, bo kocham. Albo mogę powiedzieć, że sens ma to, że zarabiam, mam pieniądze i bezpieczeństwo.  Człowiek, który sam sobie to określa, ma w pewnym sensie dobre życie…”
Ciekawe,  pobudzające  do  myślenia;  - 8/10
 



Wednesday 24 June 2020

Mikołaj GRYNBERG - „Poufne”


Mikołaj  Grynberg (ur.1969);  recenzowałem  jego  „Oskarżam Auschwitz. Opowieści rodzinne” (9/10).  Wydawnictwo „Czarne”  o  aktualnej  pozycji:

Piękna, osobista proza o losach pewnej żydowskiej rodziny naznaczonej długim cieniem historii. Podążając za narratorem, śledzimy sceny z codziennego życia, pełne czułości i humoru, niekiedy trudne, przepełnione doświadczeniem choroby i straty. Tutaj przeszłość bywa obciążeniem, ale także powodem do wyzwalającego śmiechu, a ironia i miłość pozwalają radzić sobie z gorzkim dziedzictwem. Bohater, kiedyś mały chłopiec, syn i wnuk, teraz ojciec i mąż, obserwuje rodzinne losy i pyta sam siebie: czyim życiem żyję?”

„Lejzor”  na  LC:

Grynberg ocala wiarę w polską literaturę współczesną. Znakomita, intrygująca narracja.”

A  jeszcze  lubiana  przeze  mnie  Justyna  Sobolewska,  która  zaczyna  recenzję  w  „Polityce” słowami:

https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kultura/ksiazki/1958450,1,recenzja-ksiazki-mikolaj-grynberg-poufne.read

Ta opowieść ma zbiorowego bohatera – to rodzina. Patrzymy na zdarzenia oczami syna, ojca, dziadka. Historię tej rodziny (przypominającej wiele innych żydowskich rodzin w tym kraju) poznajemy w urywkach, w rozmowach – wiele się domyślamy. Rodzina jest małym stateczkiem, który musi przetrwać na wzburzonych wodach historii – stąd lęk, najgorsze przeczucia, które wzbudza telefon z nieznanego numeru. Stąd niepokój przekazywany z pokolenia na pokolenie – ojciec robi awanturę o spóźnienie, a tymczasem wszyscy byli przed czasem. Wewnętrzny czas niepokoju o najbliższych biegnie bowiem innymi torami. Ta rodzina wie, że cudem się udało przeżyć, że trzeba się trzymać razem, bo w tym kraju „międzywojnie nie trwa wiecznie”, że Polska jest krajem, który gdy trzeba, „potrafi poświęcić część swoich obywateli”….”
No  to  czas  na  mnie.   Jestem  fanem  literatury  żydowskiej  od  Alejchema  czy  Pereca  po  „naszego”  Singera,  jak  i  Amosa  Oza.  I  dlatego   zawiodłem  się,  bo  w  tym  żydowskim  zbiorze  wspomnieniowych  opowiadań  za  mało  „żydowskości”,  a  parę   szmoncesów  to  za  mało,  by  się  nim  zachwycić.   A  że  czyta  się   dobrze  ten  „rodzinny  rejwach” (tytuł  recenzji  Sobolewskiej),  to   polecam  i  stawiam  7/10    

Friday 19 June 2020

Józef PUCIŁOWSKI - „WIARYgodne chrześcijaństwo”


 Józef  PUCIŁOWSKI  -  „WIARYgodne  chrześcijaństwo” 

O  Kościele  z  miłością  acz  ciut  złośliwie
Józef  Puciłowski  (ur.1939)  OP  tj  dominikanin  (Zakon nazywa się oficjalnie po łacinie Ordo Praedicatorum (pol. Zakon Kaznodziejów), stąd skrót przy nazwisku „OP”).  Wikipedia:
„….Józef Puciłowski znany jest z bezkompromisowego, krytycznego myślenia, wyrażania swych poglądów bez ogródek oraz często ironicznych i prowokacyjnych wykładów i kazań. Od lat 60. opublikował ponad 250 artykułów ma tematy religijne, historyczne i polityczne, przede wszystkim na łamach miesięcznika katolickiego Więź i Tygodnika Powszechnego. Głównymi tematami są historia Kościoła w Polsce i na Węgrzech oraz kondycja moralna Kościoła i jego funkcjonowanie we współczesnym społeczeństwie. Podejmuje trudne tematy związane z własną wspólnotą religijną, krytykując postawy nacjonalistyczne i ksenofobiczne..”
Wydawnictwo  WAM:
„…..Ta książka to zbiór bezkompromisowych komentarzy do Pisma Świętego. To swoiste Credo ojca Józefa Puciłowskiego OP, pokazanie czym w istocie jest chrześcijaństwo godne wiary, godne życia każdego z nas…”
Cóż,  mnie  pozostaje  wynotować  parę  cytatów  i  gorąco  polecić.
Ze  wstępu  o. Dawida  Kusza:
„…Niniejsza książka jest – można by rzec – owocem 14-letniego głoszenia ojca Józefa. Punktem wyjścia każdego kazania był przypadający na daną niedzielę fragment Ewangelii. Komentarz nie ograniczał się jednak tylko do niej. Wzorem swoich duchowych mistrzów jeszcze z czasów wrocławskich (gdzie studiował, a następnie pracował przed wstąpieniem do zakonu) ojciec Józef starał się pokazywać przewodnią myśl, łączącą całą liturgię słowa, by następnie odnieść ją do konkretnych sytuacji życiowych, rodzinnych, społecznych….”
CYTATY:
„….Prawdziwa miłość (a za nią stoi prawo Zbawiciela) nigdy nie zniewala, nie zawłaszcza – a czyni człowieka wolnym!..”
„…Pan Bóg jest Tajemnicą, a droga do Niego wiedzie przez miłość, która na co dzień może przybierać postać zwykłej życzliwości, gotowości pomocy drugiemu, prostego słowa bez agresji. I nie ma w niej pychy i arogancji!..”
„…..Dla Boga, który rodzi się człowiekiem, każdy człowiek jest ważny” (ks. J. Kudasiewicz)…”
„….„Świętość” osobista na zasadzie „wyklęczenia”, „wyspowiadania”, „wysłuchania” nie konfrontowana z tym, co zewnętrzne, w zetknięciu z drugim człowiekiem – to egoizm. To właśnie egoizm wbrew intencjom człowieczym miast przyprowadzać do Boga, odwodzi od Niego…”
„….A czy można kochać Boga, nie kochając człowieka? Nie, nie można!...”
„….Religijność bowiem, pojmowana przede wszystkim jako wypełnianie rytualnych przepisów, ulega wyjałowieniu – staje się ludzkim działaniem, nie jest już komunikacją z Bogiem…”
…„droga wiary jest drogą od lęku do radości, od ułudy i iluzji ku zdziwieniu i wdzięczności za rzeczywistość przerastającą możliwości naszej wyobraźni” (T. Hálik)
To  cytaty  z  zaledwie  10%  kazań  zawartych  w  książce,  lecz  już  one  z  pewnością  zachęcą  myślących  i  poszukujących  do  samodzielnej  lektury.  10/10



Thursday 18 June 2020

Anna SOKALSKA - „Wiedźma”


W  oficjalnej  recenzji  na  LC  „KenGoKang”  pisze:
„…Ze względu na styl nieepatujący przemocą oraz nieskomplikowaną fabułę jest to pozycja skierowana głównie do młodzieży. …”
Autor  recenzji  ma,  w  przeciwieństwie  do  mnie -  starego,  bardzo  złe  mniemanie  o  młodzieży,  bo  to  frazes  mający  usprawiedliwiać  słabiznę  książki,  na  podobieństwo  do  literatury  dla  kobiet.  A  ja  wielokrotnie  tłumaczyłem,  że  podział  na  literaturę  wysokich  lotów  oraz   kobiecą  czy  młodzieżową  jest  idiotyczny,  bo  wielu  głupich  jest  również  wśród  dorosłych  samców.  Jedyny  podział  literatury  jest  na  dobrą  i  złą,  a  przyswajalność  dzieł  nie  zależy  od  wieku  czy  płci.  W  przypadku  wypocin  Sokalskiej  wyręczył  mnie  „Budda”,  lecz  najbardziej  w  sedno  trafiła  „gosia”  (oboje  z  LC):
„Dawno nie czytałam tak rozwlekłej i nudnej książki. Ciekawy temat a akcja mierna. Ocena tylko moja i subiektywna ale miałam wrażenie, że to ćwiczenia autorki. Żałuję wydanych pieniędzy.
Nie  marnujcie  czasu,  bo  i  tak  nie  zdążycie  przeczytać  wszystkich  arcydzieł  literatury,  a  aby  nie  wzbudzać  zbędnych  emocji   daję  tej  pozycji  3  gwiazdki  zamiast  „gosinnej”  pały.  Przyznaję  bez  bicia,  że  do  końca  nie  dobrnąłem,  bo  czasu  coraz  mniej,  a  świetnych  książek  coraz  więcej.

Sunday 14 June 2020

Alice LUGEN - „Tragedia na przełęczy Diatłowa. Historia bez końca”


Kim  jest  autorka?  Wg  LC:

Dziennikarka śledcza zainteresowana problemami współczesnej Rosji, historią Związku Radzieckiego i zimnej wojny. Absolwentka Uniwersytetu Warszawskiego oraz Szkoły Głównej Handlowej. Niezależna publicystka, okazjonalnie tłumaczka. Pisze pod pseudonimem. Przez siedem lat badała kulisy tragedii na przełęczy Diatłowa. Pracowała jako autorka tekstów przemówień i wystąpień publicznych. Jako ghostwriterka napisała 26 książek, głównie wspomnień i biografii. Tragedia na Przełęczy Diatłowa. Historia bez końca jest jej samodzielnym debiutem”
Dużo  słów  nic  mnie  nie  mówiących,  zakończonych  informacją,  że  to  debiut.  „To  słychać,  to  widać,  to  czuć”.  Cenię  reportaże  obiektywne,  a  tu  niestety  autorka  demonstruje  swoje  negatywny  stosunek,  do  wszystkiego  co  sowieckie. Już  w  pierwszym  rozdziale  czytam:
„…Związek Radziecki nie słynął ani z porządku, ani z rzetelnych publikacji. Nikogo zatem nie zaskoczyły sprzeczności w źródłach i chaos w archiwach…    ….Jeden wielki pierdolnik! W każdym źródle jest co innego! Za nic na świecie, za żadne pieniądze nie będę w tym grzebać…”
W  rozdziale  drugim  autorka  podaje  „rewelację”:
„….W latach pięćdziesiątych XX wieku radzieccy studenci mieli ograniczone możliwości rozrywki. Telewizory znajdowały się tylko w nielicznych, najbogatszych domach. Kina i teatry wymagały opłat za bilety, co nie zawsze udawało się pogodzić z bieżącymi wydatkami i skromnym uczelnianym stypendium…” 
No  cóż,  w  „okupowanej”  Polsce  miałem  telewizor  jako  jeden  z  pierwszych – w 1956 roku, a  TVP,  a  w  historii  TVP  czytam:
„..Dopiero rozpoczęcie emisji przez Warszawski Ośrodek Telewizyjny 30 kwietnia 1956 umożliwiło dostęp do programów TV większej grupie odbiorców. WOT emitował program 5 razy w tygodniu. 1 maja 1956 pracę rozpoczął Telewizyjny Ośrodek Transmisyjny ze stacją nadawczą umieszczoną w Pałacu Kultury i Nauki oraz anteną na szczycie iglicy na wysokości 227 metrów. Zasięg stacji wynosił ok. 55 kilometrów…”
Natomiast,  biorąc  przykład  ze  Związku  Radzieckiego,  „reżimowe”  władze  w  PRL,  zapewniały  tanie  książki  oraz  tanie  bilety  do  kin oraz  teatrów.  Oczywiście  w  celu  „siania  propagandy”,  ale   to  już  inny  temat.  Co  do  studenckiej  turystyki  w  ZSRR  to  jej  pozytywy  autorka  szybko  kwituje  zakończeniem:
„….Dotacje otrzymywała każda wyprawa, a studiujący turyści znajdujący się w szczególnie trudnej sytuacji finansowej mogli poprosić o pokrycie wszystkich kosztów, w tym przejazdu i wyżywienia. Studenckie podróże po kraju były zatem bardzo tanie, bywało, że darmowe…       …..Po zakończeniu ekspedycji niezbędne było  przygotowanie sprawozdania, nierzadko liczącego kilkadziesiąt stron….”
To  straszne – kilkadziesiąt  stron!!!
Stary (77)  i  schorowany (106 dolegliwości) jestem,  to skorzystam  i   podeprę  się  recenzją  papa.malar17ea  z  LC:
Ksiązka bardzo słaba. Pod względem struktury i zawartosci nie wykracza poza darmowe materialy od lat dostępne na polskim YT. Pod wzgledem materialu zdjeciowego oferuje duzo mniej. Denerwująco naiwny uproszczony opis rzeczywistosci komunistycznej adresowany do amerykanskiego nastolatka będzie irytowal kazdego kto chocby otarł sie o życie w bloku wschodnim.”
Sądząc  po  wysokich  ocenach  na  LC,  tylko  nieliczni  krytyczni  „otarli  się” o  życie  w  PRL.  A  ja  przeżyłem  całe  44 lata  jego  istnienia,  powstałego,  jak  mawiał  Kisiel  „z  kaprysu  Stalina” i  będącego  „najweselszym  barakiem  w  obozie KDL”.  Więc  dowodząc  starczej  łagodności stawiam    3/10

Sunday 7 June 2020

BAOSHU - „Odzyskanie czasu”


Baoshu, czyli „Boskie Drzewo”, to pseudonim literacki Li Juna (ur. 1980 r.),  pisarza  science  fiction  i  fantasy,   przedstawiciela  coraz  modniejszej  fanfikcji,  w  tym  przypadku  na  bazie  bestsellerowej  trylogii  Liu  Cixina.  Autor  mało  tego,  że  wykazał  się    odwagą  sięgając  po  arcydzieło,   to  pisał  z  namaszczenia   autora.   I  niewątpliwie  odniósł  sukces,  choć  nie  dorównał  swojemu  mistrzowi.  Recenzując   trzeci  tom  trylogii  Liu  Cixina  pisałem:
„.......Cixin Liu najlepiej udało się wyjść poza granice swoistego, gatunkowego getta, łącząc fantastykę, techno thriller z zagadnieniami naukowymi....   …Nie tylko naukowymi, bo poruszane liczne kwestie filozoficzne, psychologiczne, socjologiczne etc w dodatku nawiązujące do historii ludzkości podnoszą rangę książki do arcydzieła…”
Różnicę  trafnie  ujęła  „w_i_o_l_a_a__”  z  LC:
„…To dwie zupełnie inne historie. Jeśli oryginał określiłabym skrótem myślowym "ewolucjonizm", to z grubsza nie spojlerując, drugi to "kreacjonizm" odarty dodatkowo z całej warstwy politycznej, moralnej i filozoficznej. Zostaje opowieść będąca w istocie pretekstem do rozwinięcia wątków pierwowzoru i wypełnienia pewnych luk, które w trylogii zostają niewyjaśnione…    … Nie ma tu zupełnie tego, co było wielką zaletą oryginału, czyli polityki, nauki i prób matematycznego przedstawienia problemów wszechświata…     Jest za to całkiem przyjemna lektura, w prawdzie pozbawiona wielkich ambicji, za to pozwalająca miło spędzić kilka wieczornych chwil….”
A  że  jestem  zwolennikiem  lektur  intelektualnie  pogłębionych,  to  nie  mogę  dać  więcej  gwiazdek  niż  6/10 

Saturday 6 June 2020

Aaron LANSKY - „Przechytrzyć historię. Niezwykłe przygody człowieka, który ocalił milion książek w jidysz”


To  książka  przede  wszystkim  dla  (takich  jak  ja)  miłośników  literatury  pisanej  w  jidysz;  np.  dla  miłośników  recenzowanych  przeze  mnie  takich  pisarzy  jak:   Jehoszua Perle „Żydzi dnia powszedniego” /10 gwiazdek/; Singer „Śmierć Matuzalema i inn” /9/ oraz „Opowieść o Królu Pól”/9/, Szolem Alejchem „Z jarmarku”/10/„Kasrylewka”/9/ oraz „Dzieje  Tewje Mleczarza”, Icchok Lejb Perec „Opowieści chasydzkie i ludowe”/9/, Szymon An-ski / może być pod Rapaport/  (Dybuk) /10/,  Alter KACYZNE - "Dziwny Żyd", "Stare miasto" "Remedium dla literatów" /7/,  Mendele Mojcher SFORIM - "Podróże Benjamina Trzeciego"/9/  i  wielu  innych.
Aaron  Lansky  (ur. 17.06.1955 w  New  Bedford,  Massachusetts) jest  twórcą  Yiddish  Book Center,  organizacji,  którą  stworzył,  by  ocalić  książki  napisane  w  jidysz. Wikipedia:
„..Lansky is the author of Outwitting History (2004), an autobiographical account of how he saved the Yiddish books of the world, from the 1970s to the present day. It won the 2005 Massachusetts Book Award…”
„Wspaniała opowieść, pełna ekscytujących przygód i postaci równie niezapomnianych, jak bohaterowie Singera”. – „New York Post”
Jako dwudziestoczteroletni student Aaron Lansky postanowił podjąć próbę ocalenia porzuconych książek w jidysz, zanim będzie za późno. Dzisiaj, ponad milion książek później, może się on pochwalić nadzwyczajnym osiągnięciem, które nazwano „największą kulturalną akcją ratowniczą w żydowskiej historii”.
W książce Przechytrzyć historię Lansky opowiada o swoich przygodach i dzieli się z czytelnikiem wzruszającymi, a często rozśmieszającymi do łez historiami, które usłyszał, kiedy przemierzał Amerykę, podążając tropem książek. Przedstawia nam oszałamiającą plejadę pisarzy i pokazuje, że kultura, która niemal całkowicie przepadła, może być mostem pomiędzy minionym światem a przyszłością; świadczy też o tym, że słowo pisane może zjednoczyć wszystkich, którzy wierzą w moc wielkiej literatury.

Najlepsza książka według „Library Journal”
Massachusetts Book Award w dziedzinie literatury faktu
ALA Notable Book – Nagroda American Library Association
„Niesamowita… Inspirująca… Ważna” – „Library Journal”
„Coś, co zaczęło się jako opowieść o donkiszotowskiej wyprawie, okazało się później romansem łotrzykowskim, powieścią detektywistyczną, ważną lekcją historii i wzruszającym przywołaniem minionego świata”. – „The Boston Globe”
„Raz na jakiś czas pojawia się książka niosąca niemal uniwersalny przekaz. Przechytrzyć historię jest taką właśnie książką”. –„The Sunday Oregonian”

Aaron Lansky jest założycielem i prezesem Yiddish Book Center (yiddishbookcenter.org) w Amherst w stanie Massachusetts. Otrzymał Nagrodę MacArthur Fellowship (nazywaną „grantem dla geniuszy”) za nadzwyczajny wkład w odrodzenie literatury żydowskiej w Stanach Zjednoczonych. Wraz z rodziną mieszka w zachodniej części stanu Massachusetts…”
Autor  w  „Przedmowie”  pisze:
„..Ta książka jest opowieścią przygodową – opowiada o tym, jak garstka młodych ludzi ocaliła książki w jidysz od zagłady. To także historia mówiących jidysz imigrantów, którzy byli właścicielami owych książek i którzy je czytali – opowieść o tym, jak sadzali nas przy swoich kuchennych stołach, częstowali herbatą i ciasteczkami i przekazywali nam swoje prywatne księgozbiory – tom po tomie. Te spotkania prawie zawsze były przesycone emocjami – ludzie płakali i otwierali przed nami swoje serca, często z nadzwyczajną, zdumiewającą wprost szczerością…”
Przednia  lektura,  gorąco  polecam /8 gwiazdek/

Wednesday 3 June 2020

Monika SZNAJDERMAN - „Zaraza. Mitologia dżumy, cholery i AIDS”


Wznowiona  po  26  latach,  czyli  gdy  autorka  (ur.1959)  miała  35 lat,  a  więc  jest  poniekąd  usprawiedliwione,  że  nie  dorównuje   późniejszym  pozycjom  przeze  mnie  recenzowanym  („Pusty  las” – 8,  „Fałszerze  pieprzu” – 10).  Autorka  pozostawia  treść  bez  zmian,  aktualizując    we  wstępie:
„…Tak, wyraźnie widać, że epidemia COVID-19 uruchamia te same stare scenariusze. Zaraza na przykład zawsze była postrzegana jako kara. Wydaje się nam, że takie podejście dotyczy tylko światopoglądu religijnego, jesteśmy przerażeni padającymi z ambon oskarżeniami, że za epidemię odpowiadają „gender i LGBT”, ale czy jednocześnie sami też nie uważamy, że obecna pandemia jest karą? Karą za zmiany klimatyczne, za niszczenie przyrody i okrucieństwo wobec zwierząt, za pogłębiające się podziały społeczne, za bezduszny kapitalizm i rozpasany konsumpcjonizm? Wydaje mi się, że właśnie w tych kategoriach myślimy, kiedy patrzymy dzisiaj na naszą planetę, nagle – tak nam się zdaje – wolną od smogu, oddychającą, wyzwoloną. I oczekujemy – wielu z nas – że ukarani za to wszystko, po pandemii zmienimy świat na lepsze. W kulturze zaraza zawsze była bowiem postrzegana jako reakcja jakiejś siły wyższej na złamanie tabu, kara za symboliczną obrazę bóstwa. W mitach i dawnych podaniach ludowych często przewija się wątek epidemii jako kary za przelanie krwi brata lub ojca, znieważenie grobu, ograbienie kościoła z relikwii. Krótko mówiąc, zaraza od zawsze była sankcją za gwałt dokonany na narodowym, religijnym czy plemiennym prawie. To wierzenie, sięgające archaicznych pokładów kultury, odnaleźć można także teraz, w pozornie zdesakralizowanych formach….”
Ze  względu  na  coraz  liczniejsze  wizje  świata  po  pandemii  szczególnie  podoba  mnie  się  ironia: „…, po pandemii zmienimy świat na lepsze..,,.  Polecam  lekturę,  choć  chwilami  wydaje  się  przeintelektualizowana (7)