Św. AUGUSTYN - "Dialogi filozoficzne"
Na początku mojej obecności na LC (styczeń 2014) umieściłem następującą notkę na temat "Dialogów..":
"Św. Augustyn (354-430) uważany za prekursora egzystencjalizmu (m. in. wg Zdziechowskiego – p. „Ontologia” Świeżawskiego) zaadaptowawszy do potrzeb chrześcijaństwa, myśli PLOTYNA, wyrażone w „Enneadach”, stworzył kanon klasycznej literatury teologicznej. Dzięki lekturze „Dialogów..” poznałem koncepcję WIARY (przez duże W), poznawalnej tylko na drodze rozumowej oraz DUSZY dwojakiego rodzaju /a właściwie trojakiego, bo z „ANIMUS”, jako część, Augustyn wyróżnia „MENS”/.
Wnioski z tej lektury opisałem w recenzji „Tischner czyta Katechizm” na portalu „Lubimy czytać” oraz na moim blogu; wgwg1943.blogspot.ca oraz tamże w wypracowaniu pt „Wiara”. Należy wspomnieć że św. Augustyn przyznał wolnej woli pierwszeństwo przed rozumem, zrywając tym samym z intelektualizmem greckim. Wg niego Bóg nie stworzył zła, którego źródłem jest WOLNA WOLA człowieka. (por. „Nieszczęsny dar wolności” Tischnera). "
Ze względu na to, że jest to dalej jedyna na LC recenzja tego wspaniałego dzieła, postanowiłem rozszerzyć ją, by Państwa zachęcić do tej wielce wartościowej, lecz i bardzo ciekawej lektury. Nie mogę nie stwierdzić, że w Kraju, w którym olbrzymia większość deklaruje przynależność do Kościoła Katolickiego, brak zainteresowania jednym z dwóch największych doktrynerów tego Kościoła (drugi to Tomasz z Akwinu) żenuje.
Aby systematycznie przedstawić myśl Augustyna zaczynam od pojęć religii i wiary. Korzystam ze swojego eseju "Wiara" wspomnianego wyżej:
Ponieważ pojęcia wiary i religii nam się przeplatają zdefiniujmy i tę ostatnią:
RELIGIA TO ZJAWISKO SPOŁECZNO-KULTURALNE, FORMA ŚWIADOMOŚCI SPOŁECZNEJ, BĘDĄCE UFANTASTYCZNIONYM ODBICIEM REALNEGO ŚWIATA, POWSTAŁYM W WARUNKACH BEZSILNOŚCI WOBEC SIŁ PRZYRODY I SIŁ SPOŁECZNYCH; NA RELIGIĘ SKŁADAJĄ SIĘ: ZESPÓŁ WIERZEŃ /DOKTRYNA/, ZWIĄZANYCH Z NIMI PRAKTYK /KULT/ I INSTYTUCJI.
A więc akceptacja doktryny, kultu i organizacji wspólnoty prowadzi do WIARY zgodnej z RELIGIĄ. A wyznawanie religii jest wiarą; wiarą, która daje nadzieję. Wierzymy aby mieć nadzieję, a dokładniej staramy się wierzyć by ją mieć. A wspomniane konieczne PRZEŚWIADCZENIE nabywamy z wiary w AUTORYTET,....
„co skraca drogę poznania i uwalnia nas od wysiłku.... Jest to zbawienne dla ludzi, którym brak bystrości umysłu utrudnia poznanie rozumowe.... Ludzie ci - a jest ich z pewnością WIĘKSZOŚĆ - dają się łatwo zwieść dowodom pozornym...Toteż dla nich najpożyteczniej jest wierzyć powadze wybitnych ludzi...” /św. Augustyn/.
Tym autorytetem jest rodzina, społeczność miejscowa i ksiądz proboszcz, czyli otaczające środowisko narzucające zasady etyczne czyli moralność. O korzyści płynącej z tego zwięźle mówi ulubiony filozof Isaaca Bashevisa Singera /1904-91/ - Baruch SPINOZA /1632-77/:
„Gmin, o ile reguł moralnych przestrzega, to zwykle ze strachu marnego przed piekłem.... Ci, którzy nie potrafią pod panowaniem rozumu żyć, MUSZĄ mieć zalecenie godziwego życia, jakie im RELIGIA daje...”.
Jednakże religię i wiarę odróżnia bardzo poważna właściwość. Otóż, RELIGIA odnosi się do ZBIOROWOŚCI, podczas gdy WIARA - do JEDNOSTKI. Blaise PASCAL /1623-62/ stwierdza:
„Wiara jest darem Boga, którą daje według własnego upodobania. Wiara jest dziełem łaski, a łaska, na mocy samego pojęcia, jest rozdzielana arbitralnie, nie według zasad”....
….WIARA natomiast jest ufnością, do której prowadzi długa droga życia, poprzez wzloty i upadki, poprzez ich ocenę, poprzez sumienie, poprzez własne decyzje i odpowiedzialność lub jej brak, poprzez odnalezienie samego siebie w głębi własnego serca. Każdy ma swoją drogę. Droga doświadczeń jednego człowieka nie jest drogą innego. To, co najważniejsze dokonuje się wewnątrz, w samotności. I przychodzi czas kontemplacji, i trzeba zdecydować, czy chce się wierzyć. Bo wszystkie wątpliwości muszą być rozwiane przez CHĘĆ WIARY. CHCĘ - to kluczowe słowo, bo to akt WOLI nadaje wierze sens.
Reasumując, najpierw musi być wiara, prymitywna wiara, najczęściej narzucona przez otoczenie zgodnie z maksymą św. Augustyna: „Crede, ut intelligas” (uwierz, abyś zrozumiał) tzn „NIE USIŁUJ ZROZUMIEĆ BY WIERZYĆ, ALE WIERZ BY ZROZUMIEĆ”. Dalej, już tylko dla nielicznych wybranych tj obdarzonych przez Boga „ŁASKĄ” ROZUMU, wyboista droga analizy swego WNĘTRZA, w którym gromadzą się wszystkie zdobycze ROZUMU, mającego własności poznawcze, i w efekcie określenie swojej relacji do ABSOLUTU.
Augustyn poświęca wiele uwagi relacji „dobra” i „zła”. Nim przyjął chrzest w wieku 33 lat wyznawał doktrynę manichejczyków, którzy wskutek wpływu mitologii perskiej, wierzyli w odwieczne zmaganie się tych dwóch sił. Chrześcijaństwo jednak głosi, że jest jeden stwórca dobry, który zła nie sprawia, choć je dopuszcza. Augustyn pisze:
„...już to po to, by mogło większe dobro dzięki temu zrodzić, już to po to, by kontrasty wzbogacały byt..”
Zło w sensie metafizycznym jest według Augustyna niebytem i brakiem dobra. Zło moralne (czyli grzech) mieści się w porządku i harmonii wszechświata, gdyż Bóg, stwarzając wolną wolę z niczego (ex nihilo), dopuszczał możliwość jej upadku, choć tego nie zakładał z góry i czynienia zła zakazuje.
Przekładając istotę powyższego z polskiego na nasze „dobro”, „ciepło” to byty (w fenomenologii Dasein), natomiast „zło”, „zimno” to niebyty, czyli nie istnieją: „Zło” jest brakiem „dobra”, a „zimno” brakiem „ciepła”.
Aby nie trudzić Państwa szukaniem przytaczam odpowiedni fragment o duszy z mojej recenzji „Tischner czyta Katechizm”:
„..Św. Augustyn rozróżnia (poza wspólnym nam i roślinom pierwiastkiem życiowym, który należy nazywać raczej „życiem” niż „duszą”) dwa rodzaje dusz: ANIMA i ANIMUS. ANIMA - to dusza w ogóle, taka, jaką posiadają również zwierzęta. ANIMUS - to dusza myśląca, rozumna, właściwa człowiekowi. Najwyższa część duszy tak pojętej, siedziba mądrości nosi nazwę MENS. Aby przybliżyć znaczenie MENS przytaczam trzy konteksty: pierwszy z ENEIDY Wergiliusza
MENS AGITAT MOLEM - „duch” porusza materię, tj określenie przewagi rozumu nad materią; drugi - MENS SANA IN CORPORE SANO - to wymieniony wyżej: zdrowy „duch” w zdrowym ciele, oraz trzeci - MENS INVICTA MANET - „duch” pozostaje niezwyciężony. Ten „duch” w powyższych przykładach wydaje się bliższy umysłowi, intelektowi.
Te trzy stopnie duszy - anima, animus, mens - odpowiadają dość dokładnie podziałowi PLOTYNA, który widzi w człowieku dwa uhierarchizowane pierwiastki: „duszę niższą”, uczestniczącą w „duszy świata”, posiadającą życie zmysłowe i rozumowe, oraz „duszę wyższą”, uczestniczącą w ROZUMIE /NOUS/, obdarzoną intuicją i zdolną wznosić się ku Bogu. Przypomnijmy: Plotyn – 205-270 r. n. e., Augustyn – 354-430 r. n. e. i podkreślmy, że z dzisiejszej perspektywy NAJWAŻNIEJSZY filozof w dziejach ludzkości, jest prawie zapomniany, a nektar spija sprytny Augustyn, który mając 33 lata się ochrzcił, poczytał ENNEADY Plotyna w tłumaczeniu Mariusza Wiktorynusa, bo niedouczony był i greki nie znał, po czym myśli Plotyna zaadaptował do potrzeb chrześcijaństwa. No to zasłużył się i przeto został obdarzony tytułem ŚWIĘTEGO. Zakończmy ten akapit myślą św. Augustyna:
„DUSZE LUDZI UCZONYCH SĄ WE WŁAŚCIWY SPOSÓB JAKBY PEŁNIEJSZE
I WIĘKSZE NIŻ DUSZE NIEUKÓW”....”
Jeszcze o wolnej woli. Augustyn twierdzi, że mamy, bo gdy Bóg nas darmową łaską darzy, nie tylko czynimy dobro, ale też mamy wolę, by tak czynić, a gdy łaski brak, czynimy zło i chcemy być zła twórcami. Z siebie samego nikt nie ma nic, jeno grzech i kłamstwo. Padamy z własnej woli, ale z własnej woli nie możemy się podnieść...
Takiego fatalistycznego wywodu, proszę nie przyjąć pochopnie jako zachęty do rozpusty, że niby skoro wszystko zależy od łaski Boga udzielanej arbitralnie, to nasze postępowanie jest bez znaczenia. To „zły” podsuwa takie logiczne wnioski.....ha, ha!!
Co by nie było wolę Augustyna od Tomasza!!
Tuesday, 31 May 2016
Monday, 30 May 2016
Julia HARTWIG - "Apollinaire"
Julia HARTWIG - "Apollinaire"
Trudno o osobę bardziej kompetentną w tej materii niż Julia Hartwig (ur, 1921), która nie dość, że tłumaczyła Apollinaire'a na język polski, to sama jest wielką poetką. Nie miejsce tu pisać o jej fascynującym życiu i wielokierunkowej twórczości, lecz muszę wspomnieć o aktualnym, dwa miesiące temu, (29.03.2016) zaszłym wydarzeniu. Podaję to za: http://www.instytutksiazki.pl/wydarzenia,aktualnosci,34915,julia-hartwig-oficerem-legii-honorowej.html
"Julia Hartwig - jedna z najbardziej uznanych współczesnych polskich poetek, pisarka, eseistka i tłumaczka, została odznaczona przez Francuzów orderem oficera Legii Honorowej. Insygnia orderu wręczył jej ambasador Francji w Polsce Pierre Buhler.
„Najwyższe władze we Francji postanowiły uhonorować ją tym wysokim odznaczeniem, aby wyrazić uznanie dla jej imponującego dorobku, w szczególności w dziedzinie przekładu i popularyzacji w Polsce wielkich XX-wiecznych pisarzy tworzących po francusku″ - napisano w komunikacie opublikowanym w środę na stronie internetowej Ambasady Francji w Polsce..."
Uzupełnijmy to wspomnieniem audycji "dwójki" z ubiegłego roku (23.08.2015). Ściągam z:
http://www.polskieradio.pl/8/195/Artykul/263717,Julia-Hartwig-Paryz-widze-oczami-Apollinaire%E2%80%99a
"...Julia Hartwig opowiadała w Dwójce o powodach, dla których zainteresowała się poezją Apollinaire’a, o zagadkach jego pochodzenia. Poetka mówiła także o mieście, po którego ulicach wędrował autor "Pięknej rudowłosej". - Właściwie do dzisiaj widzę Paryż oczami Apollinaire’a - przyznała, wspominając o wizycie w mieszkaniu francuskiego twórcy. ..."
No to teraz o tytułowym poecie. Po matce Kostrowicki, osoba ojca pozostaje niepewna; jeden z głównych przedstawicieli francuskiej awangardy poetyckiej. Guillaume Albert Vladimir Alexandre Apollinaire de Kostrowitzky urodził się 26 sierpnia 1880 r. w Rzymie. Wspierając się Wikipedią opracowałem największy z możliwych skrót wiadomości o jego drodze artystycznej.
Apollinaire był początkowo związany z fowistami, następnie z kubistami, torował drogę surrealizmowi, trudno jest go wpisać jednak w kontekst jednego z nurtów epoki, bowiem nie interesowały go żadne „izmy”, a skupiony był na swojej własnej drodze artystycznej, którą określał czasem mianem „orfizmu dramatycznego”.Chociaż najbardziej znany jest jako poeta, jego twórczość obejmuje także utwory prozatorskie i eseistykę. Najbardziej popularne zbiory jego poezji to "Alkohole" i "Kaligramy"; napisał powieść "Poeta zamordowany" . Odegrał ważną, często inspirującą rolę w kształtowaniu awangardy, zarówno w poezji, jak i sztuce. Wielokrotnie oceniał obrazy ówczesnych artystów na łamach francuskich magazynów, sympatyzując z kubistami, których twórczość zdawała się najbliższa jego własnej teorii sztuki. Postulował on malarstwo niefiguratywne, abstrakcyjne.
Swoją recenzję "Wybrańców losu" Hartwig zaczynałem słowami:
"KLASA, o której decyduje KULTURA i TAKT, to nieodłączni towarzysze Julii Hartwig..."
Profesjonalnie to wyraża recenzent, którego nazwiska niestety nie pamiętam, sądzę, że z "Tygodnika Powszechnego" (Przeglądałem stare swoje papierzyska i znalazłem kserokopię recenzji, bez nagłówka. Ale znalazłem na Onet: to LEKTOR czyli Tomasz Fiałkowski):
"...Julia Hartwig pięknie oddaje ów gorączkowy klimat "stolicy świata", rodzących się spontanicznie idei, życia młodych artystów widzianego niejako od strony ulicy, z perspektywy zgrzebnej codzienności zderzonej z nadzwyczajnymi odkryciami ducha. Jest tu i historia kradzieży „Giocondy”, o co oskarżono właśnie Apollinaire'a, i opis przebiegu batalii o nowe malarstwo. Kryzys związku Apollinaire'a z malarką Marie Laurencin i kolejne partnerki Picassa, Salon Gertrudy Stein oraz przybysze z Polski, Ludwik Markus – Marcoussis i jego żona Alicja Halicka. Niespodziewane spotkania, nocne lektury wierszy, powstające i upadające pisma. Rzeczywistość naładowana energią, w której niezwykła osobowość Apollinaire'a mogła się twórczo spełnić...”.
Naprawdę piękna książka, którą gorąco wszystkim polecam!
Trudno o osobę bardziej kompetentną w tej materii niż Julia Hartwig (ur, 1921), która nie dość, że tłumaczyła Apollinaire'a na język polski, to sama jest wielką poetką. Nie miejsce tu pisać o jej fascynującym życiu i wielokierunkowej twórczości, lecz muszę wspomnieć o aktualnym, dwa miesiące temu, (29.03.2016) zaszłym wydarzeniu. Podaję to za: http://www.instytutksiazki.pl/wydarzenia,aktualnosci,34915,julia-hartwig-oficerem-legii-honorowej.html
"Julia Hartwig - jedna z najbardziej uznanych współczesnych polskich poetek, pisarka, eseistka i tłumaczka, została odznaczona przez Francuzów orderem oficera Legii Honorowej. Insygnia orderu wręczył jej ambasador Francji w Polsce Pierre Buhler.
„Najwyższe władze we Francji postanowiły uhonorować ją tym wysokim odznaczeniem, aby wyrazić uznanie dla jej imponującego dorobku, w szczególności w dziedzinie przekładu i popularyzacji w Polsce wielkich XX-wiecznych pisarzy tworzących po francusku″ - napisano w komunikacie opublikowanym w środę na stronie internetowej Ambasady Francji w Polsce..."
Uzupełnijmy to wspomnieniem audycji "dwójki" z ubiegłego roku (23.08.2015). Ściągam z:
http://www.polskieradio.pl/8/195/Artykul/263717,Julia-Hartwig-Paryz-widze-oczami-Apollinaire%E2%80%99a
"...Julia Hartwig opowiadała w Dwójce o powodach, dla których zainteresowała się poezją Apollinaire’a, o zagadkach jego pochodzenia. Poetka mówiła także o mieście, po którego ulicach wędrował autor "Pięknej rudowłosej". - Właściwie do dzisiaj widzę Paryż oczami Apollinaire’a - przyznała, wspominając o wizycie w mieszkaniu francuskiego twórcy. ..."
No to teraz o tytułowym poecie. Po matce Kostrowicki, osoba ojca pozostaje niepewna; jeden z głównych przedstawicieli francuskiej awangardy poetyckiej. Guillaume Albert Vladimir Alexandre Apollinaire de Kostrowitzky urodził się 26 sierpnia 1880 r. w Rzymie. Wspierając się Wikipedią opracowałem największy z możliwych skrót wiadomości o jego drodze artystycznej.
Apollinaire był początkowo związany z fowistami, następnie z kubistami, torował drogę surrealizmowi, trudno jest go wpisać jednak w kontekst jednego z nurtów epoki, bowiem nie interesowały go żadne „izmy”, a skupiony był na swojej własnej drodze artystycznej, którą określał czasem mianem „orfizmu dramatycznego”.Chociaż najbardziej znany jest jako poeta, jego twórczość obejmuje także utwory prozatorskie i eseistykę. Najbardziej popularne zbiory jego poezji to "Alkohole" i "Kaligramy"; napisał powieść "Poeta zamordowany" . Odegrał ważną, często inspirującą rolę w kształtowaniu awangardy, zarówno w poezji, jak i sztuce. Wielokrotnie oceniał obrazy ówczesnych artystów na łamach francuskich magazynów, sympatyzując z kubistami, których twórczość zdawała się najbliższa jego własnej teorii sztuki. Postulował on malarstwo niefiguratywne, abstrakcyjne.
Swoją recenzję "Wybrańców losu" Hartwig zaczynałem słowami:
"KLASA, o której decyduje KULTURA i TAKT, to nieodłączni towarzysze Julii Hartwig..."
Profesjonalnie to wyraża recenzent, którego nazwiska niestety nie pamiętam, sądzę, że z "Tygodnika Powszechnego" (Przeglądałem stare swoje papierzyska i znalazłem kserokopię recenzji, bez nagłówka. Ale znalazłem na Onet: to LEKTOR czyli Tomasz Fiałkowski):
"...Julia Hartwig pięknie oddaje ów gorączkowy klimat "stolicy świata", rodzących się spontanicznie idei, życia młodych artystów widzianego niejako od strony ulicy, z perspektywy zgrzebnej codzienności zderzonej z nadzwyczajnymi odkryciami ducha. Jest tu i historia kradzieży „Giocondy”, o co oskarżono właśnie Apollinaire'a, i opis przebiegu batalii o nowe malarstwo. Kryzys związku Apollinaire'a z malarką Marie Laurencin i kolejne partnerki Picassa, Salon Gertrudy Stein oraz przybysze z Polski, Ludwik Markus – Marcoussis i jego żona Alicja Halicka. Niespodziewane spotkania, nocne lektury wierszy, powstające i upadające pisma. Rzeczywistość naładowana energią, w której niezwykła osobowość Apollinaire'a mogła się twórczo spełnić...”.
Naprawdę piękna książka, którą gorąco wszystkim polecam!
Sunday, 29 May 2016
jerzy TYMKOWSKI - "Podróż do Chin przez Mongoliją w latach 1820 - 1821"
Jerzy TYMKOWSKI - "Podróż do Chin"
TYLKO DLA AMATORÓW STAROCI!!!
Nim przejdę do autora muszę powiedzieć o przepięknych kartach tytułowych, które wraz z całym tekstem są dostępne za darmo pod adresem:
http://www.dbc.wroc.pl/dlibra/docmetadata?id=8927&from=publication
Teraz staram się przepisać dokładnie strone tytułową:
PODRÓŻ DO CHIN
PRZEZ
M O N G O L I J Ą
W L A T A C H 1820 i 1821
PRZEZ
JERZEGO TYMKOWSKIEGO
ODBYTA,
Z ROSSYJSKIEGO ZAŚ NA POLSKI JĘZYK
PRZEZ
T. W. KOCHAŃSKIEGO,
CZŁONKA TOWARZYSTWA JEOGRAFICZNE
W PARYŻU,
PRZEŁOŻONA.
T O M I
WE LWOWIE,
DRUKIEM PIOTRA PILLERA
1 8 2 8
_______________________________________________________________________________________
No i dedykacja tłumacza na następnych dwóch stronach:
JAŚNIE WIELMOŻNEMU
HRABI
ARTHUROWI
P O T O C K I E M U
uniżenie ofiarowane
przez tłumacza
_____________________________________
JAŚNIE WIELMOŻNY
PANIE HRABIO!
Przejęty wdzięcznością za odebrane wychowanie, i rozliczne dobrodziejstwa od ś. p. Jaśnie Oświeconej Księżny Marszałkowej Lubomirskiej a Babki J W. Pana Hrabi; składam przed J W. Panem Hrabią niniejsze dzieło, jako pierwszą pracą pióra mego, w dowód tak powinnego uczucia.
Dzieło to nie jest wprawdzie moim oryginalnym tworem; lecz tego rodzaju wiadomości jakie w sobie zawiera, w literaturze ojczystej zupełny jest niedostatek. Nim wiec własne ułożę dzieło, udzielam tymczasem przekładu tak światłego opisu Chin. Spełnią się moje zyczenia jeśli choć w części wypłacę się z długu wdzięczności.
Zostaje z głębokim uszanowaniem
J. W. Pana Hrabi
najniższym sługą,
Th. Wil. Kochański
__________________________________
Proszę Państwa, taki początek zanęci prawdziwych smakoszy, a dalej czekają na nich cudowne opisy i możliwość konfrontacji współczesnej wiedzy z tą sprzed d w u s t u lat. Pasjonująca lektura
TYLKO DLA AMATORÓW STAROCI!!!
Nim przejdę do autora muszę powiedzieć o przepięknych kartach tytułowych, które wraz z całym tekstem są dostępne za darmo pod adresem:
http://www.dbc.wroc.pl/dlibra/docmetadata?id=8927&from=publication
Teraz staram się przepisać dokładnie strone tytułową:
PODRÓŻ DO CHIN
PRZEZ
M O N G O L I J Ą
W L A T A C H 1820 i 1821
PRZEZ
JERZEGO TYMKOWSKIEGO
ODBYTA,
Z ROSSYJSKIEGO ZAŚ NA POLSKI JĘZYK
PRZEZ
T. W. KOCHAŃSKIEGO,
CZŁONKA TOWARZYSTWA JEOGRAFICZNE
W PARYŻU,
PRZEŁOŻONA.
T O M I
WE LWOWIE,
DRUKIEM PIOTRA PILLERA
1 8 2 8
_______________________________________________________________________________________
No i dedykacja tłumacza na następnych dwóch stronach:
JAŚNIE WIELMOŻNEMU
HRABI
ARTHUROWI
P O T O C K I E M U
uniżenie ofiarowane
przez tłumacza
_____________________________________
JAŚNIE WIELMOŻNY
PANIE HRABIO!
Przejęty wdzięcznością za odebrane wychowanie, i rozliczne dobrodziejstwa od ś. p. Jaśnie Oświeconej Księżny Marszałkowej Lubomirskiej a Babki J W. Pana Hrabi; składam przed J W. Panem Hrabią niniejsze dzieło, jako pierwszą pracą pióra mego, w dowód tak powinnego uczucia.
Dzieło to nie jest wprawdzie moim oryginalnym tworem; lecz tego rodzaju wiadomości jakie w sobie zawiera, w literaturze ojczystej zupełny jest niedostatek. Nim wiec własne ułożę dzieło, udzielam tymczasem przekładu tak światłego opisu Chin. Spełnią się moje zyczenia jeśli choć w części wypłacę się z długu wdzięczności.
Zostaje z głębokim uszanowaniem
J. W. Pana Hrabi
najniższym sługą,
Th. Wil. Kochański
__________________________________
Proszę Państwa, taki początek zanęci prawdziwych smakoszy, a dalej czekają na nich cudowne opisy i możliwość konfrontacji współczesnej wiedzy z tą sprzed d w u s t u lat. Pasjonująca lektura
Józef TISCHNER - "Przekonać Pana Boga" (wywiad)
Józef TISCHNER - "Przekonać Pana Boga"
z ks. J. Tischnerem rozmawiają D. Zańko i J. Gowin
Ja, uczeń i wielbiciel Tischnera oświadczam, że jest to najsłabsza pozycja wydawnicza związana z jego imieniem. Jest to wzorcowe exemplum zasady, w myśl której nie ma głupich odpowiedzi, są tylko głupie pytania. Szukając w swoich szpargałach znalazłem moja notkę z 26.06.2000 roku, zrobioną bezpośrednio po przeczytaniu tego wywiadu:
"B. źle napisane. Wadliwa konstrukcja, głupie pytania, przez co niejasne odpowiedzi. Skakanie po tematach, wybiórcze zagadnienia, w efekcie kto nie "siedzi" w temacie ten nic nie rozumie, a kto "siedzi" (jak ja - ha, ha!) to się nudzi, bo to są wyrywkowe cytaty z wcześniejszych wypowiedzi Tischnera. Kto zrozumie rzucanie Levinasem czy Rosenzweigem, to nie ma tu czego szukać, bo nic nowego nie ma. A kto ich nie zna, to z tego wywiadu ich nie pozna. Reasumując, potwierdziło się moje wcześniejsze przekonanie, że Gowin to menda i palant".
Ostatnie prorocze stwierdzenie, po 16 latach od tej notki, ma specjalny smaczek.
Reasumując NIE CZYTAĆ tego, bo wartościowych książek Tischnera jest bez liku (p. moje recenzje) i po nie lepiej sięgnąć
z ks. J. Tischnerem rozmawiają D. Zańko i J. Gowin
Ja, uczeń i wielbiciel Tischnera oświadczam, że jest to najsłabsza pozycja wydawnicza związana z jego imieniem. Jest to wzorcowe exemplum zasady, w myśl której nie ma głupich odpowiedzi, są tylko głupie pytania. Szukając w swoich szpargałach znalazłem moja notkę z 26.06.2000 roku, zrobioną bezpośrednio po przeczytaniu tego wywiadu:
"B. źle napisane. Wadliwa konstrukcja, głupie pytania, przez co niejasne odpowiedzi. Skakanie po tematach, wybiórcze zagadnienia, w efekcie kto nie "siedzi" w temacie ten nic nie rozumie, a kto "siedzi" (jak ja - ha, ha!) to się nudzi, bo to są wyrywkowe cytaty z wcześniejszych wypowiedzi Tischnera. Kto zrozumie rzucanie Levinasem czy Rosenzweigem, to nie ma tu czego szukać, bo nic nowego nie ma. A kto ich nie zna, to z tego wywiadu ich nie pozna. Reasumując, potwierdziło się moje wcześniejsze przekonanie, że Gowin to menda i palant".
Ostatnie prorocze stwierdzenie, po 16 latach od tej notki, ma specjalny smaczek.
Reasumując NIE CZYTAĆ tego, bo wartościowych książek Tischnera jest bez liku (p. moje recenzje) i po nie lepiej sięgnąć
Saturday, 28 May 2016
Władimir BUKOWSKI - "I powraca wiatr"
Władimir BUKOWSKI - "I powraca wiatr"
Zacznijmy od jedynej rzeczy godnej uwagi w tej książce, to jest od tytułu. Nawiązuje on do Księgi Koheleta 1, 3-6:
"..Cóż przyjdzie człowiekowi z całego trudu,
jaki zadaje sobie pod słońcem?
Pokolenie przychodzi i pokolenie odchodzi,
a ziemia trwa po wszelkie czasy.
Słońce wschodzi i zachodzi,
i na miejsce swoje śpieszy z powrotem,
i znowu tam wschodzi.
Ku południowi ciągnąc
i ku północy zawracając,
kolistą drogą wieje wiatr
i znowu wraca na drogę swojego krążenia..."
No to skoro wyjaśniliśmy tytuł (jeśli?!), to możemy przypomnieć, że dysydent, tytuł którym najczęściej obdarza się Bukowskiego, to „opozycjonista w państwie rządzonym autokratycznie”. Nie miejsce tu na analizę jego curriculum vitae, choć wiele w nim rzeczy niejasnych. Ja skupiam się na książce, która jest wzruszająco nieprawdziwa i kłamliwa w sposób infantylny. Do tego poziom, czego przykładem, w zamierzeniu śmiesznym, miało być wyjaśnienie znajomości myśli Lenina w pewnej rodzinie (s. 101):
„....wszystko wyjaśniło się w sposób humorystyczny. Okazało się, że z braku papieru toaletowego wynieśli oni do ubikacji „Dzieła zebrane” Lenina. Każde z nich widziało różne strony tego kompletu, z różnymi artykułami, czasem wręcz z różnych okresów , rzecz jasna, nie mogli uzgodnić wspólnej opinii odnośnie głoszonych przez autora poglądów. Taki jest właśnie Lenin, taka jest jego dialektyka...”
Panie Bukowski, gdyby pan czytał dzieła Lenina, to wiedziałby pan, że nie ma i nie było takiej rodziny na świecie, by wszyscy jej członkowie byli w stanie samodzielnie czytać Lenina. Po drugie sądzę, że podobnie jak w Polsce, dzieła Lenina i Stalina były i w ZSRR wydawane na luksusowym papierze absolutnie nieprzydatnym jako erzac papieru toaletowego. A już końcowe zdanie to styl propagandy sowieckiej!. Ale wróćmy do młodych lat naszego bohatera (s 167):
„..Nie interesowały ich wcale moje zeznania, planowali zrobić ze mnie kapusia i po to mnie aresztowali.. ...Dosyć jednak było, zdaje się, jednego spojrzenia na mnie, by zrozumieli swój błąd. Emanowała ze mnie taka nienawiść, tak wyraźnie pragnąłem ich rozszarpać, że pytania stawiali bardziej dla formalności...”
Pytania stawiali dla formalności, a zeznania ich nie interesowały. Natomiast zademonstrowana nienawiść zrobiła na nich wrażenie. To dlaczego pana, panie Bukowski nie zamordowali? Bo u nas Grzesio Przemyk za podobną demonstrację został z zimną krwią zamordowany, i to na zwykłym komisariacie, a nie w kaźni KGB. A jeżeli coś od pana chcieli, to czemu panu jąder nie ścisnęli szufladą jak to zwykli robić szeregowi funkcjonariusze bratniej MO. Podobne idiotyzmy mamy co chwilę (s.168):
„....ja milczałem. Nie bili co prawda, ale myślę, że i to by nie pomogło. Za bardzo byłem na nich rozwścieczony...”
Wolność jest, myśleć wolno, dyrdymały pleść też. Nawet najbardziej naiwny, łatwowierny czytelnik domaga się krwi., toteż nasz dysydent przypomniał sobie jak go bili (s. 153):
„...Bili mnie długo, ze cztery godziny... ...Była czwarta nad ranem, gdy wypchnęli mnie na ulicę... ..Komunikacja jeszcze nie ruszyła i z trudem dowlokłem się do domu...”
Ale niedojdy! Cztery godziny! A nasi chłopcy z MO największego kozaka doprowadzali do zaniku zdolności poruszania w 5 minut. To już jasne, że ZSRR musiał upaść!! Szkoda czasu i atłasu, więc przechodzę do sprawy wymiany. Polska Wikipedia podaje:
„W 1967 został deportowany z ZSRR w ramach wymiany za sekretarza generalnego Komunistycznej Partii Chile Luisa Corvalana (18 grudnia 1976 roku na lotnisku w Zurychu)”
Ta informacja jest dezinformacją, bo po przeczytaniu jej czytelnik nic już nie rozumie. Co Bukowski ma do Chile, a co Chile ma do ZSRR? Szczęśliwie dostępna jest wersja anglojęzyczna informująca o rozmowach Forda z Breżniewem:
„After months of negotiation between the Soviet and US governments, he was enchanged in December 1976 for Luis Corvalian, the generał secretary of the Communist Party of Chile. Following a short stay in the Netherlands Bukovsky settled in the United Kingdom.....”
A więc Stany Zjednoczone oddały Sowietom wyjątkowo cennego agenta w zamian za..... No właśnie kogo? To już nie moje zadanie. A do Chile nie dojechał!!
Z końcowych stron dowiadujemy się, że Breżniew był wspaniałomyślny i pozwolił razem z Bukowskim wyjechać rodzinie (s. 415):
„...Razem z wami polecą wasza matka, siostra i siostrzeniec..”
Pamiętając 1968 rok w Polsce oraz przymusową emigrację postsolidarnościową, zaczynam lubić Breżniewa, czytając jak wspaniałomyślnie potraktował Bukowskiego (s. 419):
„...Otrzyma pan sowiecki paszport ważny na pięć lat. Nie zostaje pan pozbawiony obywatelstwa...”
Jak po czymś takim mówić o sowieckich zbrodniarzach czy choćby nawet jakimś tam totalitaryzmie. Żyć nie umierać.
Epilog: starszy ode mnie o rok Bukowski ma się dobrze (pewnie w KGB zabrakło radioaktywnego polonu), a dzięki Breżniewowi i zachodnim sponsorom skończył studia na Cambridge, które zresztą nie są mu przydatne w permanentnym protestowaniu,
Z dwóch mitomanów Suworow lepszy, bo wątki sensacyjne trzymają w napięciu
Zacznijmy od jedynej rzeczy godnej uwagi w tej książce, to jest od tytułu. Nawiązuje on do Księgi Koheleta 1, 3-6:
"..Cóż przyjdzie człowiekowi z całego trudu,
jaki zadaje sobie pod słońcem?
Pokolenie przychodzi i pokolenie odchodzi,
a ziemia trwa po wszelkie czasy.
Słońce wschodzi i zachodzi,
i na miejsce swoje śpieszy z powrotem,
i znowu tam wschodzi.
Ku południowi ciągnąc
i ku północy zawracając,
kolistą drogą wieje wiatr
i znowu wraca na drogę swojego krążenia..."
No to skoro wyjaśniliśmy tytuł (jeśli?!), to możemy przypomnieć, że dysydent, tytuł którym najczęściej obdarza się Bukowskiego, to „opozycjonista w państwie rządzonym autokratycznie”. Nie miejsce tu na analizę jego curriculum vitae, choć wiele w nim rzeczy niejasnych. Ja skupiam się na książce, która jest wzruszająco nieprawdziwa i kłamliwa w sposób infantylny. Do tego poziom, czego przykładem, w zamierzeniu śmiesznym, miało być wyjaśnienie znajomości myśli Lenina w pewnej rodzinie (s. 101):
„....wszystko wyjaśniło się w sposób humorystyczny. Okazało się, że z braku papieru toaletowego wynieśli oni do ubikacji „Dzieła zebrane” Lenina. Każde z nich widziało różne strony tego kompletu, z różnymi artykułami, czasem wręcz z różnych okresów , rzecz jasna, nie mogli uzgodnić wspólnej opinii odnośnie głoszonych przez autora poglądów. Taki jest właśnie Lenin, taka jest jego dialektyka...”
Panie Bukowski, gdyby pan czytał dzieła Lenina, to wiedziałby pan, że nie ma i nie było takiej rodziny na świecie, by wszyscy jej członkowie byli w stanie samodzielnie czytać Lenina. Po drugie sądzę, że podobnie jak w Polsce, dzieła Lenina i Stalina były i w ZSRR wydawane na luksusowym papierze absolutnie nieprzydatnym jako erzac papieru toaletowego. A już końcowe zdanie to styl propagandy sowieckiej!. Ale wróćmy do młodych lat naszego bohatera (s 167):
„..Nie interesowały ich wcale moje zeznania, planowali zrobić ze mnie kapusia i po to mnie aresztowali.. ...Dosyć jednak było, zdaje się, jednego spojrzenia na mnie, by zrozumieli swój błąd. Emanowała ze mnie taka nienawiść, tak wyraźnie pragnąłem ich rozszarpać, że pytania stawiali bardziej dla formalności...”
Pytania stawiali dla formalności, a zeznania ich nie interesowały. Natomiast zademonstrowana nienawiść zrobiła na nich wrażenie. To dlaczego pana, panie Bukowski nie zamordowali? Bo u nas Grzesio Przemyk za podobną demonstrację został z zimną krwią zamordowany, i to na zwykłym komisariacie, a nie w kaźni KGB. A jeżeli coś od pana chcieli, to czemu panu jąder nie ścisnęli szufladą jak to zwykli robić szeregowi funkcjonariusze bratniej MO. Podobne idiotyzmy mamy co chwilę (s.168):
„....ja milczałem. Nie bili co prawda, ale myślę, że i to by nie pomogło. Za bardzo byłem na nich rozwścieczony...”
Wolność jest, myśleć wolno, dyrdymały pleść też. Nawet najbardziej naiwny, łatwowierny czytelnik domaga się krwi., toteż nasz dysydent przypomniał sobie jak go bili (s. 153):
„...Bili mnie długo, ze cztery godziny... ...Była czwarta nad ranem, gdy wypchnęli mnie na ulicę... ..Komunikacja jeszcze nie ruszyła i z trudem dowlokłem się do domu...”
Ale niedojdy! Cztery godziny! A nasi chłopcy z MO największego kozaka doprowadzali do zaniku zdolności poruszania w 5 minut. To już jasne, że ZSRR musiał upaść!! Szkoda czasu i atłasu, więc przechodzę do sprawy wymiany. Polska Wikipedia podaje:
„W 1967 został deportowany z ZSRR w ramach wymiany za sekretarza generalnego Komunistycznej Partii Chile Luisa Corvalana (18 grudnia 1976 roku na lotnisku w Zurychu)”
Ta informacja jest dezinformacją, bo po przeczytaniu jej czytelnik nic już nie rozumie. Co Bukowski ma do Chile, a co Chile ma do ZSRR? Szczęśliwie dostępna jest wersja anglojęzyczna informująca o rozmowach Forda z Breżniewem:
„After months of negotiation between the Soviet and US governments, he was enchanged in December 1976 for Luis Corvalian, the generał secretary of the Communist Party of Chile. Following a short stay in the Netherlands Bukovsky settled in the United Kingdom.....”
A więc Stany Zjednoczone oddały Sowietom wyjątkowo cennego agenta w zamian za..... No właśnie kogo? To już nie moje zadanie. A do Chile nie dojechał!!
Z końcowych stron dowiadujemy się, że Breżniew był wspaniałomyślny i pozwolił razem z Bukowskim wyjechać rodzinie (s. 415):
„...Razem z wami polecą wasza matka, siostra i siostrzeniec..”
Pamiętając 1968 rok w Polsce oraz przymusową emigrację postsolidarnościową, zaczynam lubić Breżniewa, czytając jak wspaniałomyślnie potraktował Bukowskiego (s. 419):
„...Otrzyma pan sowiecki paszport ważny na pięć lat. Nie zostaje pan pozbawiony obywatelstwa...”
Jak po czymś takim mówić o sowieckich zbrodniarzach czy choćby nawet jakimś tam totalitaryzmie. Żyć nie umierać.
Epilog: starszy ode mnie o rok Bukowski ma się dobrze (pewnie w KGB zabrakło radioaktywnego polonu), a dzięki Breżniewowi i zachodnim sponsorom skończył studia na Cambridge, które zresztą nie są mu przydatne w permanentnym protestowaniu,
Z dwóch mitomanów Suworow lepszy, bo wątki sensacyjne trzymają w napięciu
Matthew PARKER - "Monte Cassino. Opowieść o najbardziej zaciętej bitwie II wojny światowej"
Matthew PARKER - "Monte Cassino. Opowieść o najbardziej zaciętej bitwie II wojny światowej"
Młody historyk brytyjski Matthew Parker napisał ważną dla nas książkę, o treści której sam mówi:
"Pod Monte Cassino Polacy wykazali się ogromnym męstwem. Ale ze strategicznego punktu widzenia ta bitwa nie miała sensu – mówi Matthew Parker w rozmowie z „Pamięcią.pl”..."
O Monte Cassino wszyscy wszystko wiedzą, to ja przypomnę dwie ciekawostki. Pierwsza - to, że mój patron, św. Wojciech nim został świętym, był wskutek "nieświętego" prowadzenia się wygnany z Pragi i umieszczony dyscyplinarnie w klasztorze na Monte Cassino. Druga - współczesna, to, że w PRL-u Anders, który miał przybyć na białym koniu i wyzwolić Polskę spod okupacji sowieckiej, był na indeksie, a z nim również pieśń "Czerwone maki". Szybko stało się zwyczajem zamawianie wykonania tej pieśni u orkiestry w restauracjach przeróżnej kategorii. Obowiązkowo wszyscy przerywali konsumpcję wstawali i na stojąco wysłuchiwali tej pieśni. Był to symboliczny s o l i d a r n y społeczny protest przeciw reżimowej władzy. Nieszczęsny był los jakiegoś gapy (bądź pijanego), który nie wstał, a już tragedia, gdy wyszedł na parkiet z zamiarem tańczenia. Nim zrobił pierwsze pas był gromadnie pobity i sponiewierany ku uciesze pozostałych.
Co do książki, wszyscy są zgodni, że dobra i że w ogóle fajnie, iż brytyjski historyk zajął się "naszą" bitwą , "zapomnianą przez Amerykanów i Brytyjczyków". Ostatnie słowa w cudzysłowie, bo są cytatem z wywiadu Parkera udzielonego Michałowi Kuźmińskiemu z "Tygodnika Powszechnego" z 26 czerwca 2005 roku. Doszedłem do wniosku, że streszczenie tego wywiadu będzie dla Państwa o wiele ciekawsze niż moje wymądrzanie się. Zaczynam od wspomnianego "zapomnienia":
"...Problem w tym, że Monte Cassino jest bitwą zapomnianą przez Amerykanów i Brytyjczyków. W 60. rocznicę D-Day rozpisały się o nim wszystkie angielskie gazety i czasopisma. Ale o Monte Cassino - kompletna cisza...”
W wywiadzie Parker zaczyna od wpływu osobowości gen. Andersa i sytuacji politycznej na niewątpliwe bohaterstwo Polaków wykazane w szturmie na Monte Cassino. Przytacza odpowiedni fragment pamiętników Andersa:
„.....wykonanie tego zadania ze względu na rozgłos, jaki Monte Cassino zyskało wówczas w świecie, mogło mieć duże znaczenie dla sprawy polskiej. Byłoby najlepszą odpowiedzią na propagandę sowiecką, która twierdziła, że Polacy nie chcą się bić z Niemcami....”
Anders był dobrze wyszkolonym byłym carskim oficerem, co osobiście doceniał Stalin, lecz nie był doświadczonym politykiem. Parker podkreśla brak prawidłowej oceny bieżących wydarzeń politycznych przez Generała:
„...Już w lutym 1944 r. Winston Churchill ogłosił układ ze Związkiem Radzieckim dotyczący wschodnich granic Polski. Jednak Anders sądził, że Brytyjczykom chodzi o manewr polityczny; po prostu nie chciał uwierzyć, ze kraj straci ziemie, z których pochodzi większość jego żołnierzy. Aby nadać impetu sprawie polskiej, aby jak mówił Anders - „wypełnić ulice chwałą”, potrzebna była legenda zdobywców klasztoru. I udało się”
Całkowicie odmiennie oceniali bitwę o Monte Cassino alianci. Apologetów mitów narodowych namawiam do zaprzestania dalszej lektury mojej pisaniny, jak i omawianej książki.
„..Tragedia polegała na tym, że za bitwą nie stały racje strategiczne... ..Czy istniała taktyczna konieczność ataku na sam klasztor? Nie sądzę. Leese tłumaczył Andersowi, że niezbędne było związanie niemieckich spadochroniarzy obroną klasztoru, aby odwrócić ich uwagę od głównego uderzenia w dolinie rzeki Liri.... ...drugi atak, wieczorem 16 maja, był moim zdaniem posunięciem całkowicie politycznym. W rejonie klasztoru pozostało nie więcej niż 200 niemieckich spadochroniarzy. Ale wciąż mogli zadać nacierającym ciężkie straty. Koniec końców, klasztor został właściwie opuszczony, a nie zdobyty szturmem... ...Zabici we Włoszech to zmarnowane ofiary....”
Parker docenia i rozumie postawę Polaków, i mówi:
„.....udział Polaków miał - można powiedzieć - wyższą rangę. To fakt znany na całym świecie. Ponieśli ogromne straty: 42 proc. żołnierzy. Najwięcej spośród wszystkich towarzyszy broni...”
Parker szokująco podsumowuje politykę Churchilla i rolę Związku Radzieckiego w zwycięstwie nad Niemcami:
„...Jego plan prowadził do maksymalnego opóźnienia inwazji przez kanał La Manche. Churchill miał nadzieje, że do chwili lądowania we Francji armię niemiecka zniszczą Sowieci i bombardowania strategiczne. Dlatego Brytyjczycy i Amerykanie pełnili rolę peryferyjną, we Włoszech i Francji, a unicestwienie nazistów dokonało się przede wszystkim za sprawą Rosjan.... ….Pamiętając o takich zbrodniach Sowietów jak Katyń czy deportacje, musimy równocześnie być im wdzięczni za zniszczenie Hitlera, I cokolwiek czuje się, zwłaszcza w Polsce, do Sowietów, nie sposób się spierać, ze było inaczej...”
Warto zapamiętać ostatnie słowa wyrażające pogląd całego Zachodu, a nie ulegać IPN-u mitomanii. Nikt nie podważa wielkiego bohaterstwa i poświęcenia żołnierzy w bitwie o Monte Cassino, pod Lenino czy Powstańców Warszawy, lecz należy pamiętać, że ich patriotyczna ofiara miała przede wszystkim znaczenie polityczne i moralne, a nie militarne.
Książka dodatkowo godna uwagi, bo napisana przez „Angola”
Młody historyk brytyjski Matthew Parker napisał ważną dla nas książkę, o treści której sam mówi:
"Pod Monte Cassino Polacy wykazali się ogromnym męstwem. Ale ze strategicznego punktu widzenia ta bitwa nie miała sensu – mówi Matthew Parker w rozmowie z „Pamięcią.pl”..."
O Monte Cassino wszyscy wszystko wiedzą, to ja przypomnę dwie ciekawostki. Pierwsza - to, że mój patron, św. Wojciech nim został świętym, był wskutek "nieświętego" prowadzenia się wygnany z Pragi i umieszczony dyscyplinarnie w klasztorze na Monte Cassino. Druga - współczesna, to, że w PRL-u Anders, który miał przybyć na białym koniu i wyzwolić Polskę spod okupacji sowieckiej, był na indeksie, a z nim również pieśń "Czerwone maki". Szybko stało się zwyczajem zamawianie wykonania tej pieśni u orkiestry w restauracjach przeróżnej kategorii. Obowiązkowo wszyscy przerywali konsumpcję wstawali i na stojąco wysłuchiwali tej pieśni. Był to symboliczny s o l i d a r n y społeczny protest przeciw reżimowej władzy. Nieszczęsny był los jakiegoś gapy (bądź pijanego), który nie wstał, a już tragedia, gdy wyszedł na parkiet z zamiarem tańczenia. Nim zrobił pierwsze pas był gromadnie pobity i sponiewierany ku uciesze pozostałych.
Co do książki, wszyscy są zgodni, że dobra i że w ogóle fajnie, iż brytyjski historyk zajął się "naszą" bitwą , "zapomnianą przez Amerykanów i Brytyjczyków". Ostatnie słowa w cudzysłowie, bo są cytatem z wywiadu Parkera udzielonego Michałowi Kuźmińskiemu z "Tygodnika Powszechnego" z 26 czerwca 2005 roku. Doszedłem do wniosku, że streszczenie tego wywiadu będzie dla Państwa o wiele ciekawsze niż moje wymądrzanie się. Zaczynam od wspomnianego "zapomnienia":
"...Problem w tym, że Monte Cassino jest bitwą zapomnianą przez Amerykanów i Brytyjczyków. W 60. rocznicę D-Day rozpisały się o nim wszystkie angielskie gazety i czasopisma. Ale o Monte Cassino - kompletna cisza...”
W wywiadzie Parker zaczyna od wpływu osobowości gen. Andersa i sytuacji politycznej na niewątpliwe bohaterstwo Polaków wykazane w szturmie na Monte Cassino. Przytacza odpowiedni fragment pamiętników Andersa:
„.....wykonanie tego zadania ze względu na rozgłos, jaki Monte Cassino zyskało wówczas w świecie, mogło mieć duże znaczenie dla sprawy polskiej. Byłoby najlepszą odpowiedzią na propagandę sowiecką, która twierdziła, że Polacy nie chcą się bić z Niemcami....”
Anders był dobrze wyszkolonym byłym carskim oficerem, co osobiście doceniał Stalin, lecz nie był doświadczonym politykiem. Parker podkreśla brak prawidłowej oceny bieżących wydarzeń politycznych przez Generała:
„...Już w lutym 1944 r. Winston Churchill ogłosił układ ze Związkiem Radzieckim dotyczący wschodnich granic Polski. Jednak Anders sądził, że Brytyjczykom chodzi o manewr polityczny; po prostu nie chciał uwierzyć, ze kraj straci ziemie, z których pochodzi większość jego żołnierzy. Aby nadać impetu sprawie polskiej, aby jak mówił Anders - „wypełnić ulice chwałą”, potrzebna była legenda zdobywców klasztoru. I udało się”
Całkowicie odmiennie oceniali bitwę o Monte Cassino alianci. Apologetów mitów narodowych namawiam do zaprzestania dalszej lektury mojej pisaniny, jak i omawianej książki.
„..Tragedia polegała na tym, że za bitwą nie stały racje strategiczne... ..Czy istniała taktyczna konieczność ataku na sam klasztor? Nie sądzę. Leese tłumaczył Andersowi, że niezbędne było związanie niemieckich spadochroniarzy obroną klasztoru, aby odwrócić ich uwagę od głównego uderzenia w dolinie rzeki Liri.... ...drugi atak, wieczorem 16 maja, był moim zdaniem posunięciem całkowicie politycznym. W rejonie klasztoru pozostało nie więcej niż 200 niemieckich spadochroniarzy. Ale wciąż mogli zadać nacierającym ciężkie straty. Koniec końców, klasztor został właściwie opuszczony, a nie zdobyty szturmem... ...Zabici we Włoszech to zmarnowane ofiary....”
Parker docenia i rozumie postawę Polaków, i mówi:
„.....udział Polaków miał - można powiedzieć - wyższą rangę. To fakt znany na całym świecie. Ponieśli ogromne straty: 42 proc. żołnierzy. Najwięcej spośród wszystkich towarzyszy broni...”
Parker szokująco podsumowuje politykę Churchilla i rolę Związku Radzieckiego w zwycięstwie nad Niemcami:
„...Jego plan prowadził do maksymalnego opóźnienia inwazji przez kanał La Manche. Churchill miał nadzieje, że do chwili lądowania we Francji armię niemiecka zniszczą Sowieci i bombardowania strategiczne. Dlatego Brytyjczycy i Amerykanie pełnili rolę peryferyjną, we Włoszech i Francji, a unicestwienie nazistów dokonało się przede wszystkim za sprawą Rosjan.... ….Pamiętając o takich zbrodniach Sowietów jak Katyń czy deportacje, musimy równocześnie być im wdzięczni za zniszczenie Hitlera, I cokolwiek czuje się, zwłaszcza w Polsce, do Sowietów, nie sposób się spierać, ze było inaczej...”
Warto zapamiętać ostatnie słowa wyrażające pogląd całego Zachodu, a nie ulegać IPN-u mitomanii. Nikt nie podważa wielkiego bohaterstwa i poświęcenia żołnierzy w bitwie o Monte Cassino, pod Lenino czy Powstańców Warszawy, lecz należy pamiętać, że ich patriotyczna ofiara miała przede wszystkim znaczenie polityczne i moralne, a nie militarne.
Książka dodatkowo godna uwagi, bo napisana przez „Angola”
Wednesday, 25 May 2016
Kazimierz MALEWICZ - "Świat bezprzedmiotowy?
Kazimierz MALEWICZ - "Świat bezprzedmiotowy"
Kazimierz Malewicz (1879 -1935) twórca suprematyzmu*, ale i sowiecki filozof (był nawet komunistycznym komisarzem czyli ministrem), to jeszcze jeden przykład obłędnego zawłaszczania przez nas, Polaków, sławnej osoby, która z Polską nie chciała mieć nic wspólnego. Ostatecznie przez pewien okres życia uważał się za Ukraińca, ale n i g d y nie deklarował polskości. Tworzył europejską awangardę, był prekursorem minimalizmu, a powszechną sławę zdobył czarnym kwadratem. Wikipedia o tym pisze:
"...W czerwcu 1915 Malewicz namalował obraz, na którym widnieje na białym tle pojedynczy obiekt malarski: czarny czworobok. Ten czworobok mający mało wspólnego z odwzorowaniem formy geometrycznej, jest malarskim bytem. Pierwszy cykl prac, powstałych bezpośrednio potem, był manifestacją przewagi czystego koloru, występującego pod postacią dwuwymiarowych płaszczyzn barwnych, z których każda została obdarzona własną energią. Odrzucając więź ze światem przedmiotów spoza obrazu, Malewicz nazwał ten rodzaj sztuki bezprzedmiotową i określił wymyślony przez siebie system przewagi czystego koloru mianem suprematyzmu. Pierwsza wystawa dzieł suprematycznych miała miejsce w Piotrogrodzie, w grudniu 1915, i odbyła się w ramach Ostatniej wystawy futurystów 0,10 …"
* WG Wikipedii suprematyzm to..
„....kierunek w sztuce abstrakcyjnej, stworzony przez.. ..Malewicza w 1915 roku. Suprematyzm zakładał całkowite oderwanie sztuki od rzeczywistości, dążenie do maksymalnego uproszczenia form, a przede wszystkim do zerwania z narracją i przedmiotowością w sztuce...”
Omawianą książkę opublikował w 1927 roku w Berlinie, a jest ona analizą różnych kierunków malarskich od naturalizmu począwszy, poprzez impresjonizm, Cezanne'a, kubizm, a na suprematyzmie kończąc.
Książka jest wspaniałą lekturą dla każdego, i profesjonalisty, i laika, takiego jak ja. Postanowiłem nie pisać recenzji tej niezwykłej książki, a oddać głos Pani Profesor Barbarze Skardze (1919 - 2009), która recenzję tej książki opublikowała w „TP” z 17 września 2006 roku. Staram się streścić to, co najważniejsze:
Nad tytułem recenzji pt „Drogi sztuki, drogi filozofii”, Skarga umieściła uwagę:
„..Autor tej książki był nie tylko artystą, lecz jednocześnie myślicielem. Jego twórcze credo potwierdza moje przekonanie, że sztuka i filozofia muszą z sobą korespondować”
Na początku recenzji wzmiankuje o ważnej roli tłumacza, której podjął się....:
„...profesor Stanisław Fijałkowski, znakomity nasz malarz, uczeń Władysława Strzemińskiego, a zatem „wnuk” Malewicza. Kto mógłby lepiej oddać sens i ducha tej pracy!”.
Wspominając o swojej możliwości kontemplacji „Czarnego kwadratu” w Zachęcie, nasza filozofka przypomina, że obraz ten był dla jego twórcy skoncentrowaną kwintesencją sensów....
„...materialnym wcieleniem, symbolem nowego Boga”.
Teraz najciekawszy fragment o suprematyzmie:
„...Suprematyzm, stwierdzał Malewicz, to wolność. „Jestem wolny – pisał – jedynie wtedy, gdy moja wola dzięki krytycznej i filozoficznej postawie jest w stanie w aktualnej sytuacji wyprowadzić uzasadnienie nowych zjawisk. Przebiłem błękitny abażur ograniczeń kolorystycznych i dotarłem do bieli. Za mną więc towarzysze awiatorzy, żeglujcie w otchłań, ja ustawiłem semafory suprematyzmu”. Suprematyzm obala nie tylko malarskość, ale przede wszystkim „przedmiotowe przedstawianie natury, ażeby dotrzeć do samego szczytu prawdziwej niezamaskowanej sztuki”. Dodajmy, sztuki o formie otwartej, która pobudza wyobraźnię widza przez zawarte w niej konstruktywne napięcia. Ma być to sztuka czysta, niczym nieskażona, wzbudzająca czyste przeżycie, a więc sięgająca tam gdzie był pierwszy krok....”
I teraz, proszę Państwa, wszystko się wyjaśnia, dlaczego rolę recenzenta scedowałem na Panią Profesor. (bo ja bym tak nie potrafił, jak poniżej):
„..Gdy czytam te słowa, dostrzegam w nich to samo dążenie, które było tak charakterystyczne dla Husserla, i nie tylko dla Husserla, że należy odsłonić źródło, że tylko źródło może ujawnić prawdę, że prawda jest zawsze u źródeł, prawda obnażona, czysta, autentyczna.. „Filozofia - pisał Husserl – z istoty swej jest nauką o prawdziwych początkach, o źródłach”.......”
A właściwie wszytko to próżne gadanie, ręce opadają, bo w końcówce Pani Profesor wali całą prawdę o polskim ciemnogrodzie, a paradoks w tym, że dotyczy wielkiego twórcy, którego chcemy ogłosić Polakiem:
„...Niestety sztuka abstrakcyjna nie cieszy się popularnością w Polsce, gdzie nadal symbolem wielkości malarstwa jest Matejko. Dowodem na to jest choćby fakt, że książka Malewicza, już przetłumaczona, 13 lat oczekiwała na wydanie mimo starań tłumacza... ..O tej obojętności, ale także ignorancji, świadczy także sposób wydania.. ..Otrzymaliśmy bowiem broszurę z zamazanymi reprodukcjami, jak gdyby technika pozostała na poziomie XIX wieku... ..Boje się więc, że i dziś książka Malewicza nie wzbudzi zainteresowania...”
Miała rację profesor Skarga, bo po 10 latach od wydania na LC jest j e d n a krótka recenzja, lecz teraz wszystko się zmieni, bo Państwo zachęceni moją recenzją, po książkę sięgną. Amen.
Kazimierz Malewicz (1879 -1935) twórca suprematyzmu*, ale i sowiecki filozof (był nawet komunistycznym komisarzem czyli ministrem), to jeszcze jeden przykład obłędnego zawłaszczania przez nas, Polaków, sławnej osoby, która z Polską nie chciała mieć nic wspólnego. Ostatecznie przez pewien okres życia uważał się za Ukraińca, ale n i g d y nie deklarował polskości. Tworzył europejską awangardę, był prekursorem minimalizmu, a powszechną sławę zdobył czarnym kwadratem. Wikipedia o tym pisze:
"...W czerwcu 1915 Malewicz namalował obraz, na którym widnieje na białym tle pojedynczy obiekt malarski: czarny czworobok. Ten czworobok mający mało wspólnego z odwzorowaniem formy geometrycznej, jest malarskim bytem. Pierwszy cykl prac, powstałych bezpośrednio potem, był manifestacją przewagi czystego koloru, występującego pod postacią dwuwymiarowych płaszczyzn barwnych, z których każda została obdarzona własną energią. Odrzucając więź ze światem przedmiotów spoza obrazu, Malewicz nazwał ten rodzaj sztuki bezprzedmiotową i określił wymyślony przez siebie system przewagi czystego koloru mianem suprematyzmu. Pierwsza wystawa dzieł suprematycznych miała miejsce w Piotrogrodzie, w grudniu 1915, i odbyła się w ramach Ostatniej wystawy futurystów 0,10 …"
* WG Wikipedii suprematyzm to..
„....kierunek w sztuce abstrakcyjnej, stworzony przez.. ..Malewicza w 1915 roku. Suprematyzm zakładał całkowite oderwanie sztuki od rzeczywistości, dążenie do maksymalnego uproszczenia form, a przede wszystkim do zerwania z narracją i przedmiotowością w sztuce...”
Omawianą książkę opublikował w 1927 roku w Berlinie, a jest ona analizą różnych kierunków malarskich od naturalizmu począwszy, poprzez impresjonizm, Cezanne'a, kubizm, a na suprematyzmie kończąc.
Książka jest wspaniałą lekturą dla każdego, i profesjonalisty, i laika, takiego jak ja. Postanowiłem nie pisać recenzji tej niezwykłej książki, a oddać głos Pani Profesor Barbarze Skardze (1919 - 2009), która recenzję tej książki opublikowała w „TP” z 17 września 2006 roku. Staram się streścić to, co najważniejsze:
Nad tytułem recenzji pt „Drogi sztuki, drogi filozofii”, Skarga umieściła uwagę:
„..Autor tej książki był nie tylko artystą, lecz jednocześnie myślicielem. Jego twórcze credo potwierdza moje przekonanie, że sztuka i filozofia muszą z sobą korespondować”
Na początku recenzji wzmiankuje o ważnej roli tłumacza, której podjął się....:
„...profesor Stanisław Fijałkowski, znakomity nasz malarz, uczeń Władysława Strzemińskiego, a zatem „wnuk” Malewicza. Kto mógłby lepiej oddać sens i ducha tej pracy!”.
Wspominając o swojej możliwości kontemplacji „Czarnego kwadratu” w Zachęcie, nasza filozofka przypomina, że obraz ten był dla jego twórcy skoncentrowaną kwintesencją sensów....
„...materialnym wcieleniem, symbolem nowego Boga”.
Teraz najciekawszy fragment o suprematyzmie:
„...Suprematyzm, stwierdzał Malewicz, to wolność. „Jestem wolny – pisał – jedynie wtedy, gdy moja wola dzięki krytycznej i filozoficznej postawie jest w stanie w aktualnej sytuacji wyprowadzić uzasadnienie nowych zjawisk. Przebiłem błękitny abażur ograniczeń kolorystycznych i dotarłem do bieli. Za mną więc towarzysze awiatorzy, żeglujcie w otchłań, ja ustawiłem semafory suprematyzmu”. Suprematyzm obala nie tylko malarskość, ale przede wszystkim „przedmiotowe przedstawianie natury, ażeby dotrzeć do samego szczytu prawdziwej niezamaskowanej sztuki”. Dodajmy, sztuki o formie otwartej, która pobudza wyobraźnię widza przez zawarte w niej konstruktywne napięcia. Ma być to sztuka czysta, niczym nieskażona, wzbudzająca czyste przeżycie, a więc sięgająca tam gdzie był pierwszy krok....”
I teraz, proszę Państwa, wszystko się wyjaśnia, dlaczego rolę recenzenta scedowałem na Panią Profesor. (bo ja bym tak nie potrafił, jak poniżej):
„..Gdy czytam te słowa, dostrzegam w nich to samo dążenie, które było tak charakterystyczne dla Husserla, i nie tylko dla Husserla, że należy odsłonić źródło, że tylko źródło może ujawnić prawdę, że prawda jest zawsze u źródeł, prawda obnażona, czysta, autentyczna.. „Filozofia - pisał Husserl – z istoty swej jest nauką o prawdziwych początkach, o źródłach”.......”
A właściwie wszytko to próżne gadanie, ręce opadają, bo w końcówce Pani Profesor wali całą prawdę o polskim ciemnogrodzie, a paradoks w tym, że dotyczy wielkiego twórcy, którego chcemy ogłosić Polakiem:
„...Niestety sztuka abstrakcyjna nie cieszy się popularnością w Polsce, gdzie nadal symbolem wielkości malarstwa jest Matejko. Dowodem na to jest choćby fakt, że książka Malewicza, już przetłumaczona, 13 lat oczekiwała na wydanie mimo starań tłumacza... ..O tej obojętności, ale także ignorancji, świadczy także sposób wydania.. ..Otrzymaliśmy bowiem broszurę z zamazanymi reprodukcjami, jak gdyby technika pozostała na poziomie XIX wieku... ..Boje się więc, że i dziś książka Malewicza nie wzbudzi zainteresowania...”
Miała rację profesor Skarga, bo po 10 latach od wydania na LC jest j e d n a krótka recenzja, lecz teraz wszystko się zmieni, bo Państwo zachęceni moją recenzją, po książkę sięgną. Amen.
Tuesday, 24 May 2016
Agnieszka LINGAS - ŁONIEWSKA - "Brudny świat"
Agnieszka LINGAS – ŁONIEWSKA - "Brudny świat"
Poczułem się zobligowany do przeczytania tej książki, bo mojej żonie się spodobała, a ponadto wskutek poznania autorki, która, po mojej recenzji "Zakrętów losu", była uprzejma dwa słowa do mnie napisać. Znalazłem w internecie, że obie książki zostały wydane w 2010 r, a przy okazji odkryłem niezwykłą płodność autorki: w latach 2010- 2014 - ponad 20 książek. Autorka jest młodą kobietą i przy takiej intensywności tworzenia może sporo namącić.
Na przedniej okładce odczytuję nadruk:
"Dramat, który złamie niejedno serce"
...co mnie trochę deprymuje, bo mam wszczepiony pacemaker, lecz awers to rekompensuje:
"Jeden z najopularniejszych fan fiction w 2010 roku wydany w USA pod tytułem "Dirty World"..."
Na LC wynik rewelacyjny: 884 oceny, 205 opinii, średnia 7,64. Ona - Kati, on - Tommy. No to startujemy! A moja kwalifikacja? Romans mrożący krew w żyłach. Wspaniały, wyciskający łzy kicz. Oderwać się od niego nie mogłem jak od "Trędowatej". Tylko tytuł ironiczny. Już w poprzedniej recenzji zwracałem uwagę na język pani Agnieszki, który powoduje, że w jej książkach nic nie jest brudne. Dominuje dobro, miłość, przyjaźń i szlachetność wskutek czego najstraszniejsze zdarzenia nie epatują brudem.
Tworczość pani Lingas - Łoniewskiej, mimo tak młodego wieku, to reminiscencja literatury z epoki gdy Millera za "Zwrotnik Raka" nie wpuszczano do Anglii, a Nabokow nie mógł wydać "Lolity" w Stanach Zjednoczonych. Niestety, "to se ne vrati" i współcześni autorzy prześcigają się w "brudnym świecie" obscenicznością, pornografią i dewiacjami. Szczególnie obie Ameryki, a w tym jeszcze niedawno pruderyjne, protestanckie USA, gustują w takiej literaturze.
Pani Agnieszka zainspirowała mnie do stworzenia listy książek uznanych przeze mnie za brudne, których recenzje zamieściłem na LC, jak i moim blogu wgwg1943.blogspot.com, ukaranych przeze mnie, oczywiście jedną gwiazdką. Poczynając od najsławniejszych, są to: "Nauczyciel pożądania" i "Konające zwierzę" Roth, "Rzecz o mych smutnych dziwkach" i "Zła godzina" Marquez, "Szelmostwa niegrzecznej dziewczynki" Vargas Llosa, "Ravelstein" Bellow, "Miasto ślepców" Saramago, "Jedenaście minut" Coelho, "Oryks i Derkacz" Atwood, "Wszystko o czym wiesz" Zoe Heller, "Zatoka dusz" Stone, "Tropikalne zwierzę" Gutierrer, "Trudna miłość" Shreve, "Twardziele nie tańczą" Norman Mailer, "Po nie swoich stronach łóżka" de l'Ain, "Powrót gracza" Tolkin, "Prywatne życie Pippy Lee" Miller. "Oskarżony pluszowy miś" Chase. "Nadobna dziewica" Oates, "Nieznajomy w raju" Goudge, "Mantissa" Fowkes, "Laleczka" Fielding, "JA" Martel, "Chorzy na miłość" Vicent, "Cien" Alvtegen, "Biała flaga nad Kefalinią" Venturi i "Burning Hunger" Taylor. Lista nie obejmuje licznych polskich autorów, a co do jej zawartości "de gustibus non est disputandum".
Kontynuując prowokację krzyczę: z powodów czysto estetycznych LEPIEJ CZYTAĆ LINGAS ŁONIEWSKĄ NIŻ KTÓRĄKOLWIEK KSIĄŻKĘ Z POWYŻSZEJ LISTY. Aby podkreślić swoje obrzydzenie b r u d n y m i utworami, traktując omawianą książkę jako pewne antidotum na złe trendy we wspólczesnej literaturze - daję 10 gwiazdek.
O treści ani słowa, by nie psuć Państwu lektury, a tylko o moim skojarzeniu finału z "Forrest Gump"
Poczułem się zobligowany do przeczytania tej książki, bo mojej żonie się spodobała, a ponadto wskutek poznania autorki, która, po mojej recenzji "Zakrętów losu", była uprzejma dwa słowa do mnie napisać. Znalazłem w internecie, że obie książki zostały wydane w 2010 r, a przy okazji odkryłem niezwykłą płodność autorki: w latach 2010- 2014 - ponad 20 książek. Autorka jest młodą kobietą i przy takiej intensywności tworzenia może sporo namącić.
Na przedniej okładce odczytuję nadruk:
"Dramat, który złamie niejedno serce"
...co mnie trochę deprymuje, bo mam wszczepiony pacemaker, lecz awers to rekompensuje:
"Jeden z najopularniejszych fan fiction w 2010 roku wydany w USA pod tytułem "Dirty World"..."
Na LC wynik rewelacyjny: 884 oceny, 205 opinii, średnia 7,64. Ona - Kati, on - Tommy. No to startujemy! A moja kwalifikacja? Romans mrożący krew w żyłach. Wspaniały, wyciskający łzy kicz. Oderwać się od niego nie mogłem jak od "Trędowatej". Tylko tytuł ironiczny. Już w poprzedniej recenzji zwracałem uwagę na język pani Agnieszki, który powoduje, że w jej książkach nic nie jest brudne. Dominuje dobro, miłość, przyjaźń i szlachetność wskutek czego najstraszniejsze zdarzenia nie epatują brudem.
Tworczość pani Lingas - Łoniewskiej, mimo tak młodego wieku, to reminiscencja literatury z epoki gdy Millera za "Zwrotnik Raka" nie wpuszczano do Anglii, a Nabokow nie mógł wydać "Lolity" w Stanach Zjednoczonych. Niestety, "to se ne vrati" i współcześni autorzy prześcigają się w "brudnym świecie" obscenicznością, pornografią i dewiacjami. Szczególnie obie Ameryki, a w tym jeszcze niedawno pruderyjne, protestanckie USA, gustują w takiej literaturze.
Pani Agnieszka zainspirowała mnie do stworzenia listy książek uznanych przeze mnie za brudne, których recenzje zamieściłem na LC, jak i moim blogu wgwg1943.blogspot.com, ukaranych przeze mnie, oczywiście jedną gwiazdką. Poczynając od najsławniejszych, są to: "Nauczyciel pożądania" i "Konające zwierzę" Roth, "Rzecz o mych smutnych dziwkach" i "Zła godzina" Marquez, "Szelmostwa niegrzecznej dziewczynki" Vargas Llosa, "Ravelstein" Bellow, "Miasto ślepców" Saramago, "Jedenaście minut" Coelho, "Oryks i Derkacz" Atwood, "Wszystko o czym wiesz" Zoe Heller, "Zatoka dusz" Stone, "Tropikalne zwierzę" Gutierrer, "Trudna miłość" Shreve, "Twardziele nie tańczą" Norman Mailer, "Po nie swoich stronach łóżka" de l'Ain, "Powrót gracza" Tolkin, "Prywatne życie Pippy Lee" Miller. "Oskarżony pluszowy miś" Chase. "Nadobna dziewica" Oates, "Nieznajomy w raju" Goudge, "Mantissa" Fowkes, "Laleczka" Fielding, "JA" Martel, "Chorzy na miłość" Vicent, "Cien" Alvtegen, "Biała flaga nad Kefalinią" Venturi i "Burning Hunger" Taylor. Lista nie obejmuje licznych polskich autorów, a co do jej zawartości "de gustibus non est disputandum".
Kontynuując prowokację krzyczę: z powodów czysto estetycznych LEPIEJ CZYTAĆ LINGAS ŁONIEWSKĄ NIŻ KTÓRĄKOLWIEK KSIĄŻKĘ Z POWYŻSZEJ LISTY. Aby podkreślić swoje obrzydzenie b r u d n y m i utworami, traktując omawianą książkę jako pewne antidotum na złe trendy we wspólczesnej literaturze - daję 10 gwiazdek.
O treści ani słowa, by nie psuć Państwu lektury, a tylko o moim skojarzeniu finału z "Forrest Gump"
Sunday, 22 May 2016
Malcolm GLADWELL - "What the Dog Saw And Other Adventures"
Malcolm GLADWELL - "What the Dog Saw?"
Wnuk mnie tym „uszczęśliwił”; sam przeczytał już dwie książki Gladwella, a teraz czyta trzecią, wyjścia nie mam, muszę czytać, bo chce ze mną gadać. Mając to na uwadze, już nie szukam tłumaczenia na język polski, ino oglądam podarowaną książkę; a w niej samego tekstu 410 stron plus przedmowa, instrukcje i tematy dyskusyjne do czytania grupowego. Na naszym LC Gladwell (ur. 1963) ma 6 książek, a odnośnie tej - 138 ocen, 21 opinii i średnią 6,59 gwiazdek. Również tam podano, że jest jednym.. "..ze 100 najbardziej wpływowych ludzi na świecie".
Z anglojęzycznej Wikipedii wyczytałem, że jest to zbiór 19 artykułów, publikowanych uprzednio w "The New Yorker", w którym zaczął pracować w 1996, wydany w 2009 roku. Artykuły poruszają popularne tematy, w których Gladwell:
"..tries to show us the world through the eyes of others, even if that other happens to be a dog.."
(..stara się pokazać nam świat oczami innych, nawet jeżeli temu innemu zdarzy się być psem..)
Zbiór podzielony jest na trzy części (6,7,6). Pierwsza część jest o ludziach którzy są świetni w tym co robią, lecz niekoniecznie są sławni; druga omawia problemy w prognozowaniu, w tym skandal finansowy z Enronem w 2011 roku czyli skutki „kreatywnej księgowości”; a część trzecia - szeroką gamę psychologicznych i socjologicznych aspektów obejmujących różnice we wpływie wczesnego bądź późnego niedorozwoju na profilowanie kryminalne (tj określanie charakterystyki indywidualnej sprawcy przestępstwa).
Przeczytałem co napisałem, przejrzałem dziesiątki amerykańskich i polskich recenzji i czuję potrzebę zwrócenia Państwa uwagi na „performerski” charakter jego publikacji. Bo uczonym, to on raczej nie jest:
„He graduated with a degree in History from University of Toronto, Trinity College, Toronto in 1984”
W dodatku ze słabymi stopniami. Przeszedł żmudną drogę dziennikarską i osiągnął niewątpliwy sukces, lecz umieszczone w tym zbiorze artykuły są dalej kolejnymi publikacjami w „The New Yorker” pisanymi „pod czytelnika”, niezbyt wykształconego przedstawiciela „middle class”. Wikipedia przedstawia jego najbłyskotliwsze myśli:
„Truly successful decision making relies on a balance between deliberate and instinctive thinking.
We learn by example and by direct experience because there are real limits to the adequacy of verbal instruction.
We have, as human beings, a storytelling problem. We're a bit too quick to come up with explanations for things we don't really have an explanation for..."
Fajne? No fajne, lecz głębi nie widzę. Dla mnie - truizmy czyli banały. Ten zachwyt nad tym autorem przypomina mnie mój własny Emmanuelem Levinasem (1906 – 1995), dzięki lekturze ks. Tischnera i rozmów Levinasa z JP II w Castel Gandolfo, do chwili, gdy trafiłem na opinię Kołakowskiego, że „...z punktu widzenia filozofii analitycznej to bełkot”.
Oczywiście, nie twierdzę, że Gladwell to bełkot, a nawet wprost przeciwnie uważam jego spostrzeżenia za cenne, trafne i dowcipne; apeluję natomiast o umiar w zachwycie i pamięć, że były pisane, by zadowolić naczelnego i zdobyć popularność amerykańskich czytelników.
Wszystko, co napisałem rekompensuje prześmiewczy styl Gladwella, który potrafi kpić ze wszystkiego począwszy od samego siebie. I tym, zaprezentowanym już w przedmowie, kupuje czytelnika, a mnie przypomina styl Twaina. Nie znam polskiego tłumaczenia, lecz widzę konieczność przypisów, bo nawet ja, mieszkający 26 lat w Kanadzie, muszę szukać po internecie, by zrozumieć o czym autor mówi.
"Świat oczami innych...". W przedmowie Gladwell wspomina z wczesnego dzieciństwa swoje zdziwienie brakiem zachwytu kochanych rodziców jego ulubionym gatunkiem krakersów. I o to w tej książce chodzi: o zrozumienie innego widzenia w zależności od, w uproszczeniu, punktu siedzenia.
Pierwszy artykuł z 2000 roku, to swoista laurka dla wynalazcy i businessmana w branży kuchennej Rona M. Popeila (ur. 1935), który zaczął od ulicznej dystrybucji wynalazków swojego ojca, a doszedł do wielkiej sławy i wielkich pieniędzy. Takiego sprzedawcę najczęściej określa się obecnie najczęściej słowem "pitchman", wcześniej również "hawker" i to jest początek moich trudności z pisaniem recenzji, jako, że nie dysponując polskim wydaniem, spotykam bariery językowe, dla mnie nie do pokonania.
Następny artykuł to "The Ketchup Conundrum" (zagadka ketchupu), z Howardem Miskowitzem (mój rówieśnik - ukrywa swój wiek, ale ja wyśledziłem) a potem Nassim Nicholas Taleb (ur. 1960) - ekonomista, trader i analityk rynku. W artykule czwartym Gladwell zaczyna od barwników włosów, a kończy na pigułkach antykoncepcyjnych - temacie, który kontynuuje w artykule piątym skupiając się na GnRHA. W artykule tym najważniejsze osoby to Shirley Polykoff (1908 -1988), Ilon Specht (ur. ok. 1951) - to włosy, kosmetyki i L'OREAL oraz John Rock (1890 – 1984) i Malcolm Pike działajacy w "birth control". Bohaterem, kończącego pierwszą część, tytułowego artykułu jest Cesar Millan (ur. 1969) - behawiorysta psów.
Proszę Państwa, umyślnie wymieniłem tyle nazwisk, w większości ludzi żyjących obecnie bądź w momencie publikacji artykułu, by podkreślić, że artykuły o nich są laudacyjne, czyli przyjemne dla zainteresowanego i chętnie akceptowane przez czytelników. O minusach takiego podejścia nie trzeba uświadamiać. Żyjemy w krainie sukcesu!
A teraz powiem tak: zmęczyłem się, bo zwykłem czytać z dokładnym zrozumieniem (dlatego negatywnie oceniłem Umberto Eco „Imię Róży”, które zajęło mnie około miesiąca). Lekturę tych artykułów, jak i innych książek Gladwella, oczywiście będę kontynuował, bo są bardzo interesujące, a w dodatku wnuk na rozmowę o nich czeka.
Duże gratulacje dla polskiego tłumacza, bo język marketingu jest trudno przetłumaczalny.
Za ilość i atrakcyjność nieznanych faktów i anegdot - 10 gwiazdek
PS przepraszam, że to dopisuję, gdy już mam 37 plusów, lecz dopiero teraz zauważyłem notkę czytelnika "Hmm", który dał tej książce 1 gwiazdkę, a ja w duzym stopniu z nim się zgadzam. Bo wszystko zależy od kąta patrzenia. Oto jego opinia:
"Półka pod tytułem gniot i niezły "marketnig". Słowem humbug.Druga niedoczytana książka w moim życiu. Szkoda czasu. "Some many books, so little time" jak mawiał Frank parający się Jazzem.
*Frank Zappa.
Polecam jeśli macie czasu na zmarnowanie, w innych przypadkach, absolutnie, nie dość, że książka na wskroś subiektywna, to jeszcze można by ją było skrócić o połowę gdyż Malcolm lubi się powtarzać. Trzeba mu jednak przyznać to, że znalazł sposób na utrzymanie się (na całkiem dobrej stopie ekonomicznej) pisząc książki służące "rozwojowi" (chyba zer po przecinku, jeśli chodzi o własne konto bankowe). W tym samym pakiecie można by było sprzedawać książki Coelho."
Wnuk mnie tym „uszczęśliwił”; sam przeczytał już dwie książki Gladwella, a teraz czyta trzecią, wyjścia nie mam, muszę czytać, bo chce ze mną gadać. Mając to na uwadze, już nie szukam tłumaczenia na język polski, ino oglądam podarowaną książkę; a w niej samego tekstu 410 stron plus przedmowa, instrukcje i tematy dyskusyjne do czytania grupowego. Na naszym LC Gladwell (ur. 1963) ma 6 książek, a odnośnie tej - 138 ocen, 21 opinii i średnią 6,59 gwiazdek. Również tam podano, że jest jednym.. "..ze 100 najbardziej wpływowych ludzi na świecie".
Z anglojęzycznej Wikipedii wyczytałem, że jest to zbiór 19 artykułów, publikowanych uprzednio w "The New Yorker", w którym zaczął pracować w 1996, wydany w 2009 roku. Artykuły poruszają popularne tematy, w których Gladwell:
"..tries to show us the world through the eyes of others, even if that other happens to be a dog.."
(..stara się pokazać nam świat oczami innych, nawet jeżeli temu innemu zdarzy się być psem..)
Zbiór podzielony jest na trzy części (6,7,6). Pierwsza część jest o ludziach którzy są świetni w tym co robią, lecz niekoniecznie są sławni; druga omawia problemy w prognozowaniu, w tym skandal finansowy z Enronem w 2011 roku czyli skutki „kreatywnej księgowości”; a część trzecia - szeroką gamę psychologicznych i socjologicznych aspektów obejmujących różnice we wpływie wczesnego bądź późnego niedorozwoju na profilowanie kryminalne (tj określanie charakterystyki indywidualnej sprawcy przestępstwa).
Przeczytałem co napisałem, przejrzałem dziesiątki amerykańskich i polskich recenzji i czuję potrzebę zwrócenia Państwa uwagi na „performerski” charakter jego publikacji. Bo uczonym, to on raczej nie jest:
„He graduated with a degree in History from University of Toronto, Trinity College, Toronto in 1984”
W dodatku ze słabymi stopniami. Przeszedł żmudną drogę dziennikarską i osiągnął niewątpliwy sukces, lecz umieszczone w tym zbiorze artykuły są dalej kolejnymi publikacjami w „The New Yorker” pisanymi „pod czytelnika”, niezbyt wykształconego przedstawiciela „middle class”. Wikipedia przedstawia jego najbłyskotliwsze myśli:
„Truly successful decision making relies on a balance between deliberate and instinctive thinking.
We learn by example and by direct experience because there are real limits to the adequacy of verbal instruction.
We have, as human beings, a storytelling problem. We're a bit too quick to come up with explanations for things we don't really have an explanation for..."
Fajne? No fajne, lecz głębi nie widzę. Dla mnie - truizmy czyli banały. Ten zachwyt nad tym autorem przypomina mnie mój własny Emmanuelem Levinasem (1906 – 1995), dzięki lekturze ks. Tischnera i rozmów Levinasa z JP II w Castel Gandolfo, do chwili, gdy trafiłem na opinię Kołakowskiego, że „...z punktu widzenia filozofii analitycznej to bełkot”.
Oczywiście, nie twierdzę, że Gladwell to bełkot, a nawet wprost przeciwnie uważam jego spostrzeżenia za cenne, trafne i dowcipne; apeluję natomiast o umiar w zachwycie i pamięć, że były pisane, by zadowolić naczelnego i zdobyć popularność amerykańskich czytelników.
Wszystko, co napisałem rekompensuje prześmiewczy styl Gladwella, który potrafi kpić ze wszystkiego począwszy od samego siebie. I tym, zaprezentowanym już w przedmowie, kupuje czytelnika, a mnie przypomina styl Twaina. Nie znam polskiego tłumaczenia, lecz widzę konieczność przypisów, bo nawet ja, mieszkający 26 lat w Kanadzie, muszę szukać po internecie, by zrozumieć o czym autor mówi.
"Świat oczami innych...". W przedmowie Gladwell wspomina z wczesnego dzieciństwa swoje zdziwienie brakiem zachwytu kochanych rodziców jego ulubionym gatunkiem krakersów. I o to w tej książce chodzi: o zrozumienie innego widzenia w zależności od, w uproszczeniu, punktu siedzenia.
Pierwszy artykuł z 2000 roku, to swoista laurka dla wynalazcy i businessmana w branży kuchennej Rona M. Popeila (ur. 1935), który zaczął od ulicznej dystrybucji wynalazków swojego ojca, a doszedł do wielkiej sławy i wielkich pieniędzy. Takiego sprzedawcę najczęściej określa się obecnie najczęściej słowem "pitchman", wcześniej również "hawker" i to jest początek moich trudności z pisaniem recenzji, jako, że nie dysponując polskim wydaniem, spotykam bariery językowe, dla mnie nie do pokonania.
Następny artykuł to "The Ketchup Conundrum" (zagadka ketchupu), z Howardem Miskowitzem (mój rówieśnik - ukrywa swój wiek, ale ja wyśledziłem) a potem Nassim Nicholas Taleb (ur. 1960) - ekonomista, trader i analityk rynku. W artykule czwartym Gladwell zaczyna od barwników włosów, a kończy na pigułkach antykoncepcyjnych - temacie, który kontynuuje w artykule piątym skupiając się na GnRHA. W artykule tym najważniejsze osoby to Shirley Polykoff (1908 -1988), Ilon Specht (ur. ok. 1951) - to włosy, kosmetyki i L'OREAL oraz John Rock (1890 – 1984) i Malcolm Pike działajacy w "birth control". Bohaterem, kończącego pierwszą część, tytułowego artykułu jest Cesar Millan (ur. 1969) - behawiorysta psów.
Proszę Państwa, umyślnie wymieniłem tyle nazwisk, w większości ludzi żyjących obecnie bądź w momencie publikacji artykułu, by podkreślić, że artykuły o nich są laudacyjne, czyli przyjemne dla zainteresowanego i chętnie akceptowane przez czytelników. O minusach takiego podejścia nie trzeba uświadamiać. Żyjemy w krainie sukcesu!
A teraz powiem tak: zmęczyłem się, bo zwykłem czytać z dokładnym zrozumieniem (dlatego negatywnie oceniłem Umberto Eco „Imię Róży”, które zajęło mnie około miesiąca). Lekturę tych artykułów, jak i innych książek Gladwella, oczywiście będę kontynuował, bo są bardzo interesujące, a w dodatku wnuk na rozmowę o nich czeka.
Duże gratulacje dla polskiego tłumacza, bo język marketingu jest trudno przetłumaczalny.
Za ilość i atrakcyjność nieznanych faktów i anegdot - 10 gwiazdek
PS przepraszam, że to dopisuję, gdy już mam 37 plusów, lecz dopiero teraz zauważyłem notkę czytelnika "Hmm", który dał tej książce 1 gwiazdkę, a ja w duzym stopniu z nim się zgadzam. Bo wszystko zależy od kąta patrzenia. Oto jego opinia:
"Półka pod tytułem gniot i niezły "marketnig". Słowem humbug.Druga niedoczytana książka w moim życiu. Szkoda czasu. "Some many books, so little time" jak mawiał Frank parający się Jazzem.
*Frank Zappa.
Polecam jeśli macie czasu na zmarnowanie, w innych przypadkach, absolutnie, nie dość, że książka na wskroś subiektywna, to jeszcze można by ją było skrócić o połowę gdyż Malcolm lubi się powtarzać. Trzeba mu jednak przyznać to, że znalazł sposób na utrzymanie się (na całkiem dobrej stopie ekonomicznej) pisząc książki służące "rozwojowi" (chyba zer po przecinku, jeśli chodzi o własne konto bankowe). W tym samym pakiecie można by było sprzedawać książki Coelho."
Thursday, 19 May 2016
Sławomir MROŻEK - "Krótkie, ale całe historie"
Sławomir MROŻEK - "Krótkie, ale całe historie"
Opowiadania wybrane
UWAGA! NISKA OCENA (JAK NA MROŻKA) ZA OBNIŻENIE POZIOMU WSKUTEK BRAKU SELEKCJI
Dzięki Mrożkowi Polska była "najweselszym barakiem w socjalistycznym obozie". W PRL-u systematycznie chodziłem do teatru, gdzie Teatr Absurdu reprezentował Beckett, Genet, Ionesco i Pinter. I do nich dołączył w 1958 roku Mrożek, którego idolem był Gombrowicz. Przypomnijmy, że w Polsce ten kierunek uprawiał Witkacy, a w PRL-u Różewicz.
Proszę Państwa Mrożek to wielka postać naszej literatury, lecz zwięźle o nim pisać - trudno. Popełniłem trzy notatki na temat trzech jego książek ("Baltazar. Autobiografia", "Tango" i "Miłość na Krymie"), które w tej chwili ponownie przeczytałem i zwracam się do Państwa z ogromną prośbą o ich przeczytanie, bo wyrywkowe ich cytowanie nie odda ich sensu. Posłużę się fragmentem mojej pisaniny o "Baltazarze. Autobiografii", by przedstawić problem.
Pisałem:
"Był idolem mojej młodości, i jako rysownik, i jako pisarz, a na starość dalej go lubię, cenię i z wielką przyjemnością czytam po raz n-ty jego utwory...."
Fajnie, lecz nastrój zmieniam już w następnym zdaniu:
"..... Wyprzedzając narzucające się pytanie oświadczam, że nie mam żadnych zastrzeżeń ani nie propaguję negatywnej oceny jego postępowania w 1953 roku, bo znam te czasy z autopsji, mam natomiast pretensje o to, że struga z siebie, ale i ze mnie wariata i to straszne zdarzenie pomija. Mało tego, wyczuwam z lektury, że go to uwiera. Nieprzyjemne wrażenie potęguje takim sformułowaniem (s.18)
„...wnet nauczyłem się mieć podwójną moralność: uległą wobec państwa, skądinąd znienawidzonego, oraz prywatną...”
To straszne zdanie. Czy to znaczy, że swojego guru, przywódcę grupy - Włodka, (s. 143) „komunistę - entuzjastę”, aktywnego współpracownika UB i jego żonę - Szymborską, oszukiwał ? A jak z Janem Błońskim, czy się zmówili czy jeden drugiego oszukiwał, skoro obaj podpisali haniebny list ? Czy nie prościej przyznać się do chwilowej fascynacji komunizmem ?...."
Winni jesteśmy mu uczciwą ocenę, a nie wykorzystywanie jego życiorysu, jego osoby do tworzenia nowej, zakłamanej historii Polski, w której wszyscy walczyli w opozycji, a kolaborowała z reżimem garstka szmat. W recenzjach, do których dalej Państwa zapraszam, przypominam, że i nasz "dyżurny" filozof, Kołakowski był ze "stajni" głównego polskiego marksisty Schaffa, a obok zaangażowanych entuzjastów "nowego ładu społecznego" panował powszechny konformizm. I dlatego wypada coś niecoś wiedzieć o socrealizmie przed wygłaszaniem radykalnych sądów i ocen.
Już przechodzę do naszego zbioru opowiadań, lecz muszę przypomnieć o cyklu satyrycznych rysunków Mrożka, drukowanych w "Przekroju" juz od 1953 roku, pod tytułem "Przez okulary Sławomira Mrożka", które nas oswoiły z absurdalnym myśleniem autora. No to jeszcze opinia twórcy "Przekroju" Eilego według Bratkowskiego, która znalazłem na:.....
http://studioopinii.pl/stefan-bratkowski-mrozek-apostol-cywilizacji-przekroju/
"..... Odkrył go Eile, twórca i naczelny "Przekroju", jedynego takiego pisma, jak mawiał sam Eile, w Polsce od Odry do Oceanu Spokojnego. Z jego poczuciem humoru, nie do zniesienia w socjalistycznym realizmie... Mówił o Mrożku - to syn Gałczyńskiego i Witkacego, z niepokalanego poczęcia...."
Zaczyna się od „Pancerzy praktycznych”, śmiesznych, aktualnych i dzisiaj, a może szczególnie dzisiaj, gdy reklama święci triumfy, bo za PRL-u reklamowało się tylko towary niechodliwe, buble.
Potem dwa słabsze i żenujący „Słoń”, o powłoce kształtu słonia, która napełniona przez spryciarzy gazem z miejskiej sieci, uleciała w przestworza. Ale śmieszne, co?
Poprawia mnie humor satyryczny "Proces" i piękny "Łabędź". No i wreszcie talent Mrożka w pełnej krasie w opowiadaniu "Lew", które kończy sekwencja:
"salus rei publicae suprema lex tibi esto"
co pozwolę sobie przetłumaczyć: "Dobro Rzeczypospolitej powinno być dla ciebie najwyższym prawem".
Parę stron dalej mamy jedno z najpopularniejszych opowiadań Mrożka o charakterystycznej dla komuny, przemianie chłopa w działacza, satyrycznie obdarzone tytułem dramatu Ibsena „Peer Gynt” itd itp
De gustibus non est disputandum - wobec różnorodności poziomu dalszych opowiadań, nie będę ich selekcjonował i wybierał lepszych i gorszych. Wydawnictwo decydując się na tak szeroką antologię narazili czytelników na nudę i zniechęcenie. Sądzę, że Państwo podziela moją opinię, bo ja wprawdzie stary jestem, lecz nie do tego stopnia, by przy Mrożku zapadać w drzemkę. A tak się stało trzy razy. Mrożek się sam obroni, a do panów redaktorów mam żal.
Opowiadania wybrane
UWAGA! NISKA OCENA (JAK NA MROŻKA) ZA OBNIŻENIE POZIOMU WSKUTEK BRAKU SELEKCJI
Dzięki Mrożkowi Polska była "najweselszym barakiem w socjalistycznym obozie". W PRL-u systematycznie chodziłem do teatru, gdzie Teatr Absurdu reprezentował Beckett, Genet, Ionesco i Pinter. I do nich dołączył w 1958 roku Mrożek, którego idolem był Gombrowicz. Przypomnijmy, że w Polsce ten kierunek uprawiał Witkacy, a w PRL-u Różewicz.
Proszę Państwa Mrożek to wielka postać naszej literatury, lecz zwięźle o nim pisać - trudno. Popełniłem trzy notatki na temat trzech jego książek ("Baltazar. Autobiografia", "Tango" i "Miłość na Krymie"), które w tej chwili ponownie przeczytałem i zwracam się do Państwa z ogromną prośbą o ich przeczytanie, bo wyrywkowe ich cytowanie nie odda ich sensu. Posłużę się fragmentem mojej pisaniny o "Baltazarze. Autobiografii", by przedstawić problem.
Pisałem:
"Był idolem mojej młodości, i jako rysownik, i jako pisarz, a na starość dalej go lubię, cenię i z wielką przyjemnością czytam po raz n-ty jego utwory...."
Fajnie, lecz nastrój zmieniam już w następnym zdaniu:
"..... Wyprzedzając narzucające się pytanie oświadczam, że nie mam żadnych zastrzeżeń ani nie propaguję negatywnej oceny jego postępowania w 1953 roku, bo znam te czasy z autopsji, mam natomiast pretensje o to, że struga z siebie, ale i ze mnie wariata i to straszne zdarzenie pomija. Mało tego, wyczuwam z lektury, że go to uwiera. Nieprzyjemne wrażenie potęguje takim sformułowaniem (s.18)
„...wnet nauczyłem się mieć podwójną moralność: uległą wobec państwa, skądinąd znienawidzonego, oraz prywatną...”
To straszne zdanie. Czy to znaczy, że swojego guru, przywódcę grupy - Włodka, (s. 143) „komunistę - entuzjastę”, aktywnego współpracownika UB i jego żonę - Szymborską, oszukiwał ? A jak z Janem Błońskim, czy się zmówili czy jeden drugiego oszukiwał, skoro obaj podpisali haniebny list ? Czy nie prościej przyznać się do chwilowej fascynacji komunizmem ?...."
Winni jesteśmy mu uczciwą ocenę, a nie wykorzystywanie jego życiorysu, jego osoby do tworzenia nowej, zakłamanej historii Polski, w której wszyscy walczyli w opozycji, a kolaborowała z reżimem garstka szmat. W recenzjach, do których dalej Państwa zapraszam, przypominam, że i nasz "dyżurny" filozof, Kołakowski był ze "stajni" głównego polskiego marksisty Schaffa, a obok zaangażowanych entuzjastów "nowego ładu społecznego" panował powszechny konformizm. I dlatego wypada coś niecoś wiedzieć o socrealizmie przed wygłaszaniem radykalnych sądów i ocen.
Już przechodzę do naszego zbioru opowiadań, lecz muszę przypomnieć o cyklu satyrycznych rysunków Mrożka, drukowanych w "Przekroju" juz od 1953 roku, pod tytułem "Przez okulary Sławomira Mrożka", które nas oswoiły z absurdalnym myśleniem autora. No to jeszcze opinia twórcy "Przekroju" Eilego według Bratkowskiego, która znalazłem na:.....
http://studioopinii.pl/stefan-bratkowski-mrozek-apostol-cywilizacji-przekroju/
"..... Odkrył go Eile, twórca i naczelny "Przekroju", jedynego takiego pisma, jak mawiał sam Eile, w Polsce od Odry do Oceanu Spokojnego. Z jego poczuciem humoru, nie do zniesienia w socjalistycznym realizmie... Mówił o Mrożku - to syn Gałczyńskiego i Witkacego, z niepokalanego poczęcia...."
Zaczyna się od „Pancerzy praktycznych”, śmiesznych, aktualnych i dzisiaj, a może szczególnie dzisiaj, gdy reklama święci triumfy, bo za PRL-u reklamowało się tylko towary niechodliwe, buble.
Potem dwa słabsze i żenujący „Słoń”, o powłoce kształtu słonia, która napełniona przez spryciarzy gazem z miejskiej sieci, uleciała w przestworza. Ale śmieszne, co?
Poprawia mnie humor satyryczny "Proces" i piękny "Łabędź". No i wreszcie talent Mrożka w pełnej krasie w opowiadaniu "Lew", które kończy sekwencja:
"salus rei publicae suprema lex tibi esto"
co pozwolę sobie przetłumaczyć: "Dobro Rzeczypospolitej powinno być dla ciebie najwyższym prawem".
Parę stron dalej mamy jedno z najpopularniejszych opowiadań Mrożka o charakterystycznej dla komuny, przemianie chłopa w działacza, satyrycznie obdarzone tytułem dramatu Ibsena „Peer Gynt” itd itp
De gustibus non est disputandum - wobec różnorodności poziomu dalszych opowiadań, nie będę ich selekcjonował i wybierał lepszych i gorszych. Wydawnictwo decydując się na tak szeroką antologię narazili czytelników na nudę i zniechęcenie. Sądzę, że Państwo podziela moją opinię, bo ja wprawdzie stary jestem, lecz nie do tego stopnia, by przy Mrożku zapadać w drzemkę. A tak się stało trzy razy. Mrożek się sam obroni, a do panów redaktorów mam żal.
Tuesday, 17 May 2016
Agnieszka LINGAS - ŁANIEWSKA" - "Zakręty losu"
Agnieszka LINGAS – ŁONIEWSKA - "Zakręty losu"
Pełno jej w bibliotece w Toronto, pełno jej w LC. No to wypada się ustosunkować i w tym to celu wypożyczyłem trzy tytuły. Na okładce nic nie było, to kliknąłem Wikipedię - nie ma, ale znalazłem na: http://www.empik.com/szukaj/produkt?author=Lingas-%C5%81oniewska+Agnieszka
"Agnieszka Lingas-Łoniewska urodziła się w 1972 roku. Przez całe życie jest związana z Wrocławiem - tu mieszka i pracuje, tu również ukończyła studia. Jest absolwentką filologii polskiej Uniwersytetu Wrocławskiego. Pisze książki, które łączą w sobie sensację z romansem. Jest miłośniczką zwierząt (ma trzy koty oraz psa), zespołu Within Temptation oraz jeszcze mocniejszej muzyki rockowej.
Jest autorką kilkunastu książek - głównie zaliczanych do prozy kobiecej. Na swoim koncie ma m.in. tytuły takie, jak: "Zakład o miłość", "Bez przebaczenia", "W szpilkach od Manolo", a także trylogię o zbiorczym tytule "Zakręty losu". Jej książki są cenione przez czytelniczki i chętnie wybierane spośród innych. Autorka prowadzi również blogainternetowego oraz współtworzy stronę internetową Czytajmy Polskich Autorów, promującą polską literaturę. Swoją twórczość wydaje również w antologiach literackich - m.in. takich, jak "31.10 Haloween po polsku" oraz "Zatrute pióra". W 2014 roku ukazała się jej najnowsza powieść pod tytułem "Brudny świat" - książka wcześniej została opublikowana w USA w języku angielskim."
Nie znalazłem ani jednej poważnej, profesjonalnej recenzji, natomiast na LC wynik imponujący: 7,77 przy 1099 ocenach i 2o9 opiniach. W cytowanym, poprzednim akapicie znowu użyto idiotyzmu – "zaliczanych do prozy kobiecej". Nie wiem do czego zaliczyć autorów takiej głupoty, bo od lat z nią walczę, tłumacząc, że jedyny sensowny podział literatury jest na: dobrą i złą. Nie widzę żadnych powodów do stosowania niższych kryteriów oceny danej książki z powodu powodzenia u kobiet. W końcu książki historyczne, biografie czy reportaże z podróży też mają swoich sympatyków, jak i wrogów, ale nikt nie stosuje kryterium płci.
Czas już na książkę. Pierwsze zdziwienie we mnie wzbudził język autorki. Jako kilkunastoletni chłopak mówiłem językiem niezrozumiałym dla moich rodziców, dzisiaj w siedemdziesiątym czwartym roku życia, wspominam, ze słabo rozumiałem język moich dzieci, a obecnie w ogóle nie rozumiem języka moich wnucząt. I to tak po polsku, jak i po angielsku. Tymczasem panią Agnieszkę (chyba się nie pogniewa za taką formę, ale posługiwanie się pdwójnym nazwiskiem autorki jest niewygodne) rozumiem, a dialogi między flirtującymi są jak z moich czasów. To fajne dla mnie, a skoro ma tak wysokie oceny, to wyraźnie i młodzież zaakceptowała.
Następna sprawa to skojarzenia. Mnie jej proza kojarzy się z Rodziewiczówną i Buyno – Arctową. Czy to źle? Nie, wprost przeciwnie, skoro książki wymienionych autorek dobrze wspominam po sześćdziesięciu latach. (Rodziewiczównie na LC zawsze - podróż sentymentalna - daję dziesięć gwiazdek).
Czyta się to "lekko, łatwo i przyjemnie", a opinię, że nie jest to literatura z górnej półki, łagodzę przypomnieniem opinii Gombrowicza o Sienkiewiczu:
„...nigdy nie było tak pierwszorzędnego pisarza drugorzędnego. To HOMER drugiej kategorii..”.
Reasumując: młodym nie zaszkodzi, dla mnie jako relaks też, ale mnie już mało czasu zostało, więc zmuszony jestem do ograniczenia się do tej jednej pozycji z obfitej twórczości autorki.
Pełno jej w bibliotece w Toronto, pełno jej w LC. No to wypada się ustosunkować i w tym to celu wypożyczyłem trzy tytuły. Na okładce nic nie było, to kliknąłem Wikipedię - nie ma, ale znalazłem na: http://www.empik.com/szukaj/produkt?author=Lingas-%C5%81oniewska+Agnieszka
"Agnieszka Lingas-Łoniewska urodziła się w 1972 roku. Przez całe życie jest związana z Wrocławiem - tu mieszka i pracuje, tu również ukończyła studia. Jest absolwentką filologii polskiej Uniwersytetu Wrocławskiego. Pisze książki, które łączą w sobie sensację z romansem. Jest miłośniczką zwierząt (ma trzy koty oraz psa), zespołu Within Temptation oraz jeszcze mocniejszej muzyki rockowej.
Jest autorką kilkunastu książek - głównie zaliczanych do prozy kobiecej. Na swoim koncie ma m.in. tytuły takie, jak: "Zakład o miłość", "Bez przebaczenia", "W szpilkach od Manolo", a także trylogię o zbiorczym tytule "Zakręty losu". Jej książki są cenione przez czytelniczki i chętnie wybierane spośród innych. Autorka prowadzi również blogainternetowego oraz współtworzy stronę internetową Czytajmy Polskich Autorów, promującą polską literaturę. Swoją twórczość wydaje również w antologiach literackich - m.in. takich, jak "31.10 Haloween po polsku" oraz "Zatrute pióra". W 2014 roku ukazała się jej najnowsza powieść pod tytułem "Brudny świat" - książka wcześniej została opublikowana w USA w języku angielskim."
Nie znalazłem ani jednej poważnej, profesjonalnej recenzji, natomiast na LC wynik imponujący: 7,77 przy 1099 ocenach i 2o9 opiniach. W cytowanym, poprzednim akapicie znowu użyto idiotyzmu – "zaliczanych do prozy kobiecej". Nie wiem do czego zaliczyć autorów takiej głupoty, bo od lat z nią walczę, tłumacząc, że jedyny sensowny podział literatury jest na: dobrą i złą. Nie widzę żadnych powodów do stosowania niższych kryteriów oceny danej książki z powodu powodzenia u kobiet. W końcu książki historyczne, biografie czy reportaże z podróży też mają swoich sympatyków, jak i wrogów, ale nikt nie stosuje kryterium płci.
Czas już na książkę. Pierwsze zdziwienie we mnie wzbudził język autorki. Jako kilkunastoletni chłopak mówiłem językiem niezrozumiałym dla moich rodziców, dzisiaj w siedemdziesiątym czwartym roku życia, wspominam, ze słabo rozumiałem język moich dzieci, a obecnie w ogóle nie rozumiem języka moich wnucząt. I to tak po polsku, jak i po angielsku. Tymczasem panią Agnieszkę (chyba się nie pogniewa za taką formę, ale posługiwanie się pdwójnym nazwiskiem autorki jest niewygodne) rozumiem, a dialogi między flirtującymi są jak z moich czasów. To fajne dla mnie, a skoro ma tak wysokie oceny, to wyraźnie i młodzież zaakceptowała.
Następna sprawa to skojarzenia. Mnie jej proza kojarzy się z Rodziewiczówną i Buyno – Arctową. Czy to źle? Nie, wprost przeciwnie, skoro książki wymienionych autorek dobrze wspominam po sześćdziesięciu latach. (Rodziewiczównie na LC zawsze - podróż sentymentalna - daję dziesięć gwiazdek).
Czyta się to "lekko, łatwo i przyjemnie", a opinię, że nie jest to literatura z górnej półki, łagodzę przypomnieniem opinii Gombrowicza o Sienkiewiczu:
„...nigdy nie było tak pierwszorzędnego pisarza drugorzędnego. To HOMER drugiej kategorii..”.
Reasumując: młodym nie zaszkodzi, dla mnie jako relaks też, ale mnie już mało czasu zostało, więc zmuszony jestem do ograniczenia się do tej jednej pozycji z obfitej twórczości autorki.
Jan SZTAUDYNGER - "Puch ostu" Fraszki o życiu i miłości
Jan SZTAUDYNGER - "Puch ostu"
Fraszki o życiu i miłości
Jan Izydor Sztaudynger (1904 – 1970}, dr fil., specjalista teatru lalkowego, lecz przede wszystkim satyryk. Bestsellerem były "Piórka" wydane w 1954, omawiany zbiór wydano cztery lata później. Na LC 27 książek, lecz tylko "Piórka" doczekały się 19 opinii; reszta pojedynczych lub żadnych. A jeszcze ciekawostka: doktorat zrobił bądź w 1924 , bądź w 1927 (różne źródła). Nawet w tej drugiej wersji miał zaledwie 23 lata!!!
Nie wiecie Państwo, ile radości tracicie nie czytając jego. I chodzi nie tylko o samą lekturę, lecz i o możliwość jego cytowania. Muszę wspomnieć o fascynacji mojego pokolenia Sztaudyngerem.
W końcu lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku, gdy szaleliśmy na opiewanych przez Gąsowskiego "prywatkach" z rock and rollem, odciągnąć nas od tańca potrafiła tylko babcia Marzeny, która znała blisko Sztaudyngera i sypała jego niepublikowanymi "piórkami".
Może i dzisiaj, młodym to się spodoba. Więc do dzieła.
Na temat swojej twórczości żartował (s, 23):
„Wciąż tworzę dzieła wiekopomne,
O których jurto sam zapomnę?”
Ale my nie zapomnimy, szczególnie uszczypliwych, jak (s. 65):
„Nic tak nie potrafi gryźć,
Jak cudzy laurowy liść”
...czy też pouczających (s. 82):
„Słowo mocniej bije
Niż najtęższe kije”
Wracając do oceny własnej twórczości, drwiąca samoocena jest OK, ale krytyki nie lubi (s. 87):
„Nie zgnębi mnie byle przytyk,
W dupie miejsce mam dla krytyk....”
To teraz refleksja o „spóźnionej wiedzy” (s. 100):
„Dopiero smutek jesieni
Radość wiosny oceni”
Jako stary dziad przyznam rację jego uwadze (s. 135):
„Las wczesnej mej młodości
Ucieszył mnie i zdumiał:
Ja już się wyszumiałem,
A on się nie wyszumiał.”
Ale, gdy byłem młody.. (s. 141):
„Zapraszałem nieraz różne panie
Na grzybobranie.
Powtórnie chciała iść na grzyby
Ta tylko, z którą zbierałem na niby”
Sztaudynger kocha kpiny.. (s. 155):
„Mój kaliber -
To koliber”
I pouczenie (s. 157):
„Niebo i miłą
Bierze się siłą”
A czy to nie jest piękne? (s. 159):
NAGROBEK CZŁOWIEKA ZMARŁEGO NA UDAR SŁONECZNY
Ceń
Cień
albo ŚWINI PRAGNĄCEJ WIEDZIEĆ, Z KIM MA PRZYJEMNOŚĆ
Czyj
Ryj?
a ŚWINI PRAGNĄCEJ ZACHOWAĆ INCOGNITO
Kryj
Ryj
I jeszcze: ŚWINI PRAGNĄCEJ ZACHOWAĆ CZYSTOŚĆ
Myj
Ryj
Jeśli kogoś to nie bawi, to może to przypomnienie się spodoba (s. 167):
Albo wianek
Albo Janek
czy też: Alimenta -
To niespodziana rozkoszy pointa
No to trochę poświntuszymy (s. 174)
Każdy jebca
to pochlebca
A o pewnej „innej” Lubi bilard bez kijka
- Lesbijka
O „nadętych” Najbardziej zawsze nadęci
Kastraci i impotenci
No i jak przypadkiem ci "nadęci" się trafili, to mogę pozostałym polecić następne strony, z przekonaniem, że się Państwu spodobają
Fraszki o życiu i miłości
Jan Izydor Sztaudynger (1904 – 1970}, dr fil., specjalista teatru lalkowego, lecz przede wszystkim satyryk. Bestsellerem były "Piórka" wydane w 1954, omawiany zbiór wydano cztery lata później. Na LC 27 książek, lecz tylko "Piórka" doczekały się 19 opinii; reszta pojedynczych lub żadnych. A jeszcze ciekawostka: doktorat zrobił bądź w 1924 , bądź w 1927 (różne źródła). Nawet w tej drugiej wersji miał zaledwie 23 lata!!!
Nie wiecie Państwo, ile radości tracicie nie czytając jego. I chodzi nie tylko o samą lekturę, lecz i o możliwość jego cytowania. Muszę wspomnieć o fascynacji mojego pokolenia Sztaudyngerem.
W końcu lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku, gdy szaleliśmy na opiewanych przez Gąsowskiego "prywatkach" z rock and rollem, odciągnąć nas od tańca potrafiła tylko babcia Marzeny, która znała blisko Sztaudyngera i sypała jego niepublikowanymi "piórkami".
Może i dzisiaj, młodym to się spodoba. Więc do dzieła.
Na temat swojej twórczości żartował (s, 23):
„Wciąż tworzę dzieła wiekopomne,
O których jurto sam zapomnę?”
Ale my nie zapomnimy, szczególnie uszczypliwych, jak (s. 65):
„Nic tak nie potrafi gryźć,
Jak cudzy laurowy liść”
...czy też pouczających (s. 82):
„Słowo mocniej bije
Niż najtęższe kije”
Wracając do oceny własnej twórczości, drwiąca samoocena jest OK, ale krytyki nie lubi (s. 87):
„Nie zgnębi mnie byle przytyk,
W dupie miejsce mam dla krytyk....”
To teraz refleksja o „spóźnionej wiedzy” (s. 100):
„Dopiero smutek jesieni
Radość wiosny oceni”
Jako stary dziad przyznam rację jego uwadze (s. 135):
„Las wczesnej mej młodości
Ucieszył mnie i zdumiał:
Ja już się wyszumiałem,
A on się nie wyszumiał.”
Ale, gdy byłem młody.. (s. 141):
„Zapraszałem nieraz różne panie
Na grzybobranie.
Powtórnie chciała iść na grzyby
Ta tylko, z którą zbierałem na niby”
Sztaudynger kocha kpiny.. (s. 155):
„Mój kaliber -
To koliber”
I pouczenie (s. 157):
„Niebo i miłą
Bierze się siłą”
A czy to nie jest piękne? (s. 159):
NAGROBEK CZŁOWIEKA ZMARŁEGO NA UDAR SŁONECZNY
Ceń
Cień
albo ŚWINI PRAGNĄCEJ WIEDZIEĆ, Z KIM MA PRZYJEMNOŚĆ
Czyj
Ryj?
a ŚWINI PRAGNĄCEJ ZACHOWAĆ INCOGNITO
Kryj
Ryj
I jeszcze: ŚWINI PRAGNĄCEJ ZACHOWAĆ CZYSTOŚĆ
Myj
Ryj
Jeśli kogoś to nie bawi, to może to przypomnienie się spodoba (s. 167):
Albo wianek
Albo Janek
czy też: Alimenta -
To niespodziana rozkoszy pointa
No to trochę poświntuszymy (s. 174)
Każdy jebca
to pochlebca
A o pewnej „innej” Lubi bilard bez kijka
- Lesbijka
O „nadętych” Najbardziej zawsze nadęci
Kastraci i impotenci
No i jak przypadkiem ci "nadęci" się trafili, to mogę pozostałym polecić następne strony, z przekonaniem, że się Państwu spodobają
Friday, 13 May 2016
Adam MICHNIK - "Wśród mądrych ludzi" dzieła tom VII
Adam MICHNIK - "Wśród mądrych ludzi" Dzieła tom VII
NAJATRAKCYJNIEJSZY TOM ZE WZGLĘDU NA KALEJDOSKOP NAZWISK.
Przeważają rozmowy, lecz są również recenzje, artykuły, eseje. Ponad 400 stron ułożone jest alfabetycznie, co jest wygodne w wyszukiwaniu, a przeszkadza w systematycznej lekturze ze względu na zmiany tematyki, nastroju i formy.
Dla mnie, to przede wszystkim kopalnia „złotych myśli” rozmówców, ciekawostek z ich życia i anegdot, z której wydobywałem cenne skarby i umieszczałem je w swoich wypracowaniach. Nie lubię się powtarzać i dlatego ograniczę się do cytatów przeze mnie jeszcze niewykorzystanych; jeszcze - bo ich atrakcyjność na pewno skłoni mnie do ich użycia. Jako, że to moja finałowa recenzja, to dla Państwa, których znużyłem poprzednimi, niniejsza będzie tryskać humorem.
Na początek przypominam sławną rozmowę syna z ojcem, „człowiekiem naszych czasów”, partyjnym dyrektorem, który łapie nowy wiatr, w czasach „Solidarności”, ze świetnej powieści Janusza Andermana pt „Cały czas” (s. 13):
„ - Przecież nie ruszą, te skurwysyny dziesięciu milionów, nie mają szans
- Jakie skurwysyny? - pytał A.Z.
- Jak to, jakie? Partia! Zjednoczona! Robotnicza! I tak dalej.
- Przecież ojciec też należy do partii.
- Należę, należę... Od razu należę. Przecież jak bym się nie zapisał, to bym nie był dyrektorem. Partia! A gdzie byśmy dzisiaj byli, gdyby nie partia? My, w sensie rodzina. Ja bym do dziś krowy pewnie pasał. Taktycznie się zapisałem, jak wszyscy. Ale „Solidarność” u siebie założyłem natychmiast. I sto procent załogi mam!”
Teraz – propagatorka pojęcia totalitaryzmu Hannah ARENDT, za którą nie przepadam (gdyż uważam totalitaryzm za propagandowy slogan mccarthysmu), lecz cenię za trafne wypowiedzi. Wg niej:
„Rewolucja - rozpoczynana przez prawych i rozumnych – pożera własne dzieci, wynosząc do władzy fanatyków lub ludzi nędznych i skorumpowanych, a miast wolności przynosi terror i zniewolenie”.
Muszę teraz przytoczyć anegdotę, którą Michnik kończy rozdział o Arendt (s. 36):
„10 sierpnia 1945 r. amerykańska pisarka Mary McCarthy, rozważając problem Raskolnikowa ze „Zbrodni i kary”, pytała w liście do Hannah Arendt: „Dlaczego nie miałabym zamordować swojej babki, skoro tego chcę? Daj mi jeden dobry powód”.
Arendt odpowiedziała: „Filozoficzna odpowiedź byłaby odpowiedzią Sokratesa: skoro muszę żyć z samym sobą, skoro jestem jedyną osobą, od której nigdy nie będę w stanie się uwolnić, której towarzystwo muszę znosić do końca życia, nie chcę stać się mordercą. Nie chcę spędzić życia w towarzystwie mordercy”.
O wielkim naszym poecie i tłumaczu, Stanisławie BARAŃCZAKU, podaje autor ciekawostkę (s. 37)::
„Jego wiersze stały się inspiracją dla słynnego spektaklu poznańskiego Teatru Ósmego Dnia. Słowa poznańskiego poety stały się głosem pokolenia”.
Natomiast z rozmowy Michnika z sir Isaiahem Berlinem wybrałem trafne stwierdzenie...(s. 46):
".....że człowiek to jedyne zwierzę, które zabija osobników swego gatunku.."
…..oraz uwagę o przyczynach rozruchów studenckich 1968 roku (s. 53):
„Cały liberalny świat, który powstał po wojnie, nie dał ludziom niczego, w co można mocno wierzyć. Oni potrzebują jakiegoś płomienia, a że rozum tego płomienia nie daje – garnęła ich nuda i poczucie bezsensu. Moim zdaniem nuda to najważniejszy powód, dla którego ludzie idą na wojnę albo robią rewolucję. Główna przyczyna wydarzeń roku 1968: studentom było nudno...”
Josif BRODSKI, który niósł trumnę ACHMATOWEJ, wspomina jej słowa (s. 71):
„DOSTOJEWSKI nie znal całej prawdy. Uważał, że jeżeli zarąbałeś staruchę lichwiarkę, to potem do końca życia będą cię gryzły wyrzuty sumienia, potem przyznasz się i pójdziesz na Sybir. A my wiemy, że można rano rozstrzelać 10-15 ludzi, a wieczorem wrócić do domu i zwymyślać żonę za jej brzydką fryzurę”.
Obiecałem, że w tej recenzji będzie więcej humoru, to przechodzę do Kołakowskiego znanego z ironii (s. 195):
„....Okazuje się, że wszyscy dzielnie walczyli z komunizmem przez pół wieku, nieprawdaż? Innych nie było, wszyscy krew przelewali przez te wszystkie dziesięciolecia, oprócz garstki sprzedawczyków. To jest potrzebne dla dobrego samopoczucia. A przecież wiemy, jak było naprawdę”
Aby utrzymać nastrój szyderczy przechodzę do pobicia Antoniego Słonimskiego (s. 337):
„ Autor pięknych wierszy patriotycznych pobity został - po wierszu „Dwie ojczyzny” - przez związanego z obozem nacjonalizmu trzeciorzędnego literata Ipohorskiego. Miał to być odwet za”szkalowanie narodu polskiego przez Żyda”... ...podczas okupacji Ipohorski został zastrzelony z wyroku sądu podziemnego za współpracę z hitlerowcami...”
Na koniec zostawiłem Konwickiego, który nie jest zabawny, bo wali prawdę, której wielu Polaków nie chce słuchać. Ostatnio nabrał oficjalnej formy kult wyjątkowo okrutnego bandziora Łupaszki. Ma szczęście Konwicki, że tego nie dożył. Przytaczam jedną z wielu jego opowieści (s. 233):
„...Czytam wspomnienia pewnej pani z Polskiego Radia – Żydówki. Opowiada, jak z rodziną uratowała się pod Białymstokiem dzięki polskim chłopom, którzy nie wzięli nawet żadnych pieniędzy. W 1945 r. przyszedł oddział partyzancki, ona krępuje się napisać jaki - skatował i obrabował tych ludzi za ukrywanie Żydów. Jakiż to mógł być oddział polski w tym czasie na Białostocczyźnie? Mógł to być oddział Łupaszki.. Jednocześnie w tym samym języku, w tej samej gramatyce, składni i metaforyce czytam apologie – mało, hymny na temat bohaterstwa tych oddziałów..”
I wciska się społeczeństwu kit i bajer o „żołnierzach wyklętych”. A jak niektórym to się nie podoba, to dokładam z trochę innej beczki (s. 208):
„... jak się czyta pamiętniki, wspomnienia, opracowania historyczne XVIII wieku, widać jak na dłoni, że Polska była wrzodem na ciele Europy i ten wrzód musiał być wycięty”
Jeszcze Konwicki, człowiek stamtąd podkreśla (s. 213):
„....myśmy tam byli jednak kolonizatorami....”
Ilu by nie było Konwickich, Miłoszów, Giedroyciów czy Hennelowych, i tak nie przekonają krzykaczy o polskości Wilna czy Lwowa. (Może „uczonych” z IPN dokształcę?)
Kończąc opinię ostatniego tomu „Dzieł Wybranych” chcę podkreślić zawarty w nich potencjał intelektualny, nieporównywalny z niczym, i dlatego zaniechanie tej lektury przynosi stratę tylko nieczytającemu.
NAJATRAKCYJNIEJSZY TOM ZE WZGLĘDU NA KALEJDOSKOP NAZWISK.
Przeważają rozmowy, lecz są również recenzje, artykuły, eseje. Ponad 400 stron ułożone jest alfabetycznie, co jest wygodne w wyszukiwaniu, a przeszkadza w systematycznej lekturze ze względu na zmiany tematyki, nastroju i formy.
Dla mnie, to przede wszystkim kopalnia „złotych myśli” rozmówców, ciekawostek z ich życia i anegdot, z której wydobywałem cenne skarby i umieszczałem je w swoich wypracowaniach. Nie lubię się powtarzać i dlatego ograniczę się do cytatów przeze mnie jeszcze niewykorzystanych; jeszcze - bo ich atrakcyjność na pewno skłoni mnie do ich użycia. Jako, że to moja finałowa recenzja, to dla Państwa, których znużyłem poprzednimi, niniejsza będzie tryskać humorem.
Na początek przypominam sławną rozmowę syna z ojcem, „człowiekiem naszych czasów”, partyjnym dyrektorem, który łapie nowy wiatr, w czasach „Solidarności”, ze świetnej powieści Janusza Andermana pt „Cały czas” (s. 13):
„ - Przecież nie ruszą, te skurwysyny dziesięciu milionów, nie mają szans
- Jakie skurwysyny? - pytał A.Z.
- Jak to, jakie? Partia! Zjednoczona! Robotnicza! I tak dalej.
- Przecież ojciec też należy do partii.
- Należę, należę... Od razu należę. Przecież jak bym się nie zapisał, to bym nie był dyrektorem. Partia! A gdzie byśmy dzisiaj byli, gdyby nie partia? My, w sensie rodzina. Ja bym do dziś krowy pewnie pasał. Taktycznie się zapisałem, jak wszyscy. Ale „Solidarność” u siebie założyłem natychmiast. I sto procent załogi mam!”
Teraz – propagatorka pojęcia totalitaryzmu Hannah ARENDT, za którą nie przepadam (gdyż uważam totalitaryzm za propagandowy slogan mccarthysmu), lecz cenię za trafne wypowiedzi. Wg niej:
„Rewolucja - rozpoczynana przez prawych i rozumnych – pożera własne dzieci, wynosząc do władzy fanatyków lub ludzi nędznych i skorumpowanych, a miast wolności przynosi terror i zniewolenie”.
Muszę teraz przytoczyć anegdotę, którą Michnik kończy rozdział o Arendt (s. 36):
„10 sierpnia 1945 r. amerykańska pisarka Mary McCarthy, rozważając problem Raskolnikowa ze „Zbrodni i kary”, pytała w liście do Hannah Arendt: „Dlaczego nie miałabym zamordować swojej babki, skoro tego chcę? Daj mi jeden dobry powód”.
Arendt odpowiedziała: „Filozoficzna odpowiedź byłaby odpowiedzią Sokratesa: skoro muszę żyć z samym sobą, skoro jestem jedyną osobą, od której nigdy nie będę w stanie się uwolnić, której towarzystwo muszę znosić do końca życia, nie chcę stać się mordercą. Nie chcę spędzić życia w towarzystwie mordercy”.
O wielkim naszym poecie i tłumaczu, Stanisławie BARAŃCZAKU, podaje autor ciekawostkę (s. 37)::
„Jego wiersze stały się inspiracją dla słynnego spektaklu poznańskiego Teatru Ósmego Dnia. Słowa poznańskiego poety stały się głosem pokolenia”.
Natomiast z rozmowy Michnika z sir Isaiahem Berlinem wybrałem trafne stwierdzenie...(s. 46):
".....że człowiek to jedyne zwierzę, które zabija osobników swego gatunku.."
…..oraz uwagę o przyczynach rozruchów studenckich 1968 roku (s. 53):
„Cały liberalny świat, który powstał po wojnie, nie dał ludziom niczego, w co można mocno wierzyć. Oni potrzebują jakiegoś płomienia, a że rozum tego płomienia nie daje – garnęła ich nuda i poczucie bezsensu. Moim zdaniem nuda to najważniejszy powód, dla którego ludzie idą na wojnę albo robią rewolucję. Główna przyczyna wydarzeń roku 1968: studentom było nudno...”
Josif BRODSKI, który niósł trumnę ACHMATOWEJ, wspomina jej słowa (s. 71):
„DOSTOJEWSKI nie znal całej prawdy. Uważał, że jeżeli zarąbałeś staruchę lichwiarkę, to potem do końca życia będą cię gryzły wyrzuty sumienia, potem przyznasz się i pójdziesz na Sybir. A my wiemy, że można rano rozstrzelać 10-15 ludzi, a wieczorem wrócić do domu i zwymyślać żonę za jej brzydką fryzurę”.
Obiecałem, że w tej recenzji będzie więcej humoru, to przechodzę do Kołakowskiego znanego z ironii (s. 195):
„....Okazuje się, że wszyscy dzielnie walczyli z komunizmem przez pół wieku, nieprawdaż? Innych nie było, wszyscy krew przelewali przez te wszystkie dziesięciolecia, oprócz garstki sprzedawczyków. To jest potrzebne dla dobrego samopoczucia. A przecież wiemy, jak było naprawdę”
Aby utrzymać nastrój szyderczy przechodzę do pobicia Antoniego Słonimskiego (s. 337):
„ Autor pięknych wierszy patriotycznych pobity został - po wierszu „Dwie ojczyzny” - przez związanego z obozem nacjonalizmu trzeciorzędnego literata Ipohorskiego. Miał to być odwet za”szkalowanie narodu polskiego przez Żyda”... ...podczas okupacji Ipohorski został zastrzelony z wyroku sądu podziemnego za współpracę z hitlerowcami...”
Na koniec zostawiłem Konwickiego, który nie jest zabawny, bo wali prawdę, której wielu Polaków nie chce słuchać. Ostatnio nabrał oficjalnej formy kult wyjątkowo okrutnego bandziora Łupaszki. Ma szczęście Konwicki, że tego nie dożył. Przytaczam jedną z wielu jego opowieści (s. 233):
„...Czytam wspomnienia pewnej pani z Polskiego Radia – Żydówki. Opowiada, jak z rodziną uratowała się pod Białymstokiem dzięki polskim chłopom, którzy nie wzięli nawet żadnych pieniędzy. W 1945 r. przyszedł oddział partyzancki, ona krępuje się napisać jaki - skatował i obrabował tych ludzi za ukrywanie Żydów. Jakiż to mógł być oddział polski w tym czasie na Białostocczyźnie? Mógł to być oddział Łupaszki.. Jednocześnie w tym samym języku, w tej samej gramatyce, składni i metaforyce czytam apologie – mało, hymny na temat bohaterstwa tych oddziałów..”
I wciska się społeczeństwu kit i bajer o „żołnierzach wyklętych”. A jak niektórym to się nie podoba, to dokładam z trochę innej beczki (s. 208):
„... jak się czyta pamiętniki, wspomnienia, opracowania historyczne XVIII wieku, widać jak na dłoni, że Polska była wrzodem na ciele Europy i ten wrzód musiał być wycięty”
Jeszcze Konwicki, człowiek stamtąd podkreśla (s. 213):
„....myśmy tam byli jednak kolonizatorami....”
Ilu by nie było Konwickich, Miłoszów, Giedroyciów czy Hennelowych, i tak nie przekonają krzykaczy o polskości Wilna czy Lwowa. (Może „uczonych” z IPN dokształcę?)
Kończąc opinię ostatniego tomu „Dzieł Wybranych” chcę podkreślić zawarty w nich potencjał intelektualny, nieporównywalny z niczym, i dlatego zaniechanie tej lektury przynosi stratę tylko nieczytającemu.
Adam MICHNIK - "Dwie dekady wolności" Dzieła tom VI
Adam MICHNIK - "Dwie dekady wolności" Dzieła tom VI
Tradycyjnie przypominam o wprowadzeniu do "Dzieł" w recenzji pierwszego tomu.
W tomie VI poznajemy rzeczywistość z punktu widzenia Litwinów, Łotyszy, Estończyków, Słowaków, Czechów, Chorwatów, Serbów, Rumunów, Bułgarów, Rosjan, Ukraińców, Białorusinów, Żydów oraz Dalajlamy. A, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, to mamy wielobarwny wachlarz poglądów czy, jak kto woli, wielce zróżnicowany krajobraz Europy po bitwie, czyli po upadku ZSRR. Ponadto dwa eseje, których streścić nie sposób.
Pierwszy pt „Zła przeszłość i psy gończe, czyli odpieprzcie się od Wałęsy”, w którym Michnik zadaje retoryczne pytanie (s. 637):
„Co powoduje, że ludzie, którzy wynieśli pod niebiosa Lecha Wałęsę... ..poniewierają teraz swoim idolem ?”.
......i wyraża pogląd, że nazywanie Wałęsy agentem SB jest....
„....tyle warte, co nazywanie Józefa Piłsudskiego organizatorem napadów rabunkowych i złodziejem cudzych pieniędzy”.
Analizę tego stanu rzeczy wspiera wypowiedzią Leszka Kołakowskiego (”Przegląd Polityczny nr 84/2007):
„Słowo 'inkwizytor' jest zbyt podniosłe, by nim określać małych, rozwścieczonych krzykaczy i kłamców, którzy nie mogą znieść tego, że inni ludzie naprawdę walczyli przeciwko PRL-owskiej władzy, naprawdę siedzieli latami po więzieniach albo naprawdę uzbrajali nas siłą polskiego słowa. Kuroń, Wałęsa czy Miłosz muszą być zdrajcami. Ale ich imiona są i będą chwalebnie zapisane w historii naszego kraju. A o niezdarnych kłamcach nikt nie będzie pamiętał za kilka lat..”.
Drugi - to „Posłowie” zatytułowane „Liberalny inteligent i wiatr dziejów. Polemika z Rafałem Kalukinem”, a w nim obszerny cytat o „krainie krzywych luster” z książki ANDERMANA pt „To wszystko”. Więcej nic nie powiem, bo eseje warto samemu przeczytać, a Janusz Anderman to „lektura obowiązkowa”. Dla zachęty początek (s. 650):
„Wszyscy wiedzą, że znaleźliśmy się w krainie krzywych luster, w których nie sposób rozpoznać samego siebie. (…) Przeszłości nie ma, przyszłość nie istnieje; nie sposób jej sobie wyobrazić. Jest teraźniejszość, rozedrgana, galaretowata, rokująca niewiadoma. Już nie jesteśmy tacy, jak w zapomnianych czasach, nie wiadomo, jacy będziemy...”
Co jeszcze Oj, dużo. Wypunktuję podkreślając temat:
1. O listach Macierewicza z 1992 z nazwiskami współpracowników SB (s. 38):
„...Na listach znalazło się m.in. 39 posłów, 11 senatorów, trzech ministrów, a także Prezydent RP Lech Wałęsa...
Antoni Macierewicz twierdzi, że obie listy konsultował z Janem Olszewskim. Jan Olszewski twierdzi, że nic o 'teczce' prezydenta nie wiedział. Jeden z nich kłamie? Który?.....
….Insynuowanie dziś, że to agent komunistycznej policji jest głową państwa, to po prostu działanie na szkodę Polski..”
Od napisania powyższych słów minęły 24 lata, a tępogłowe kreatury z IPN- u, z uporem maniaka, szkodzą Polsce!!!
2. O efektach strajków (s. 43):
„...Strajkujący.. ..robotnicy mieli poczucie, że o czymś przesądzili, że ich głos był niezwykle ważny. Paradoks ich dzisiejszej sytuacji polega na tym, że padli ofiarą procesu, który uruchomili...”
3. O kryzysie zaufania. Panuje w Polsce... (s. 44):
„....fundamentalny kryzys zaufania. Jeżeli znów odradza się stereotyp bogacza – złodzieja, to stąd już krok do bolszewickich pomysłów odbierania 'rozkradzionej' własności...”
4. O stosunku Mazowieckiego do Kościoła. Michnik przypomina... (s. 68):
„....formułę Tadeusza Mazowieckiego, że szanuje Kościół, który jest znakiem sprzeciwu, ale sprzeciwiać się będzie każdej próbie uczynienia z Kościoła znaku przymusu..”.
5. O agresywności niektórych ludzi Kościoła. Po wygłaszanych przez nich pretensjach... (s. 94):
„...można by.. ..wnosić, że mandat do udziału we władzy daje sakrament chrztu, a nie demokratycznie wyrażona wola wyborców..”
6. O religii wciskanej do polityki (s. 104):
„..Postkomunistyczny szowinizm często jest wsparty przez polityczną instrumentalizację religii, Religii, która aspiruje do roli ideologii politycznej... ...Myślących inaczej wyklina jako antychrystów. Przeciwników kryminalizacji aborcji porównuje do zwolenników Holocaustu i Gułagu. Chce ewangelizować poprzez instytucje państwa. Domaga się przywilejów prawnych dla swego Kościoła. Twierdzi, że liberalny porządek i zasada neutralnego państwa oznacza dyskryminację ludzi religijnych. Przestrzega przed związkami z Unią Europejską, w której widzi Babilon, siedlisko grzechu i zepsucia, cywilizację śmierci, królestwo pornografii, aborcji, antykoncepcji i rozwodów”
7. Cytat z Kisiela (s. 107):
„...my, Polacy, wszystko przegrywamy na własne życzenie..”
I Michnik, którego w trakcie sporu... :
„...dopadała.. ..myśl o zmarnowanych polskich szansach – o klęskach, które były rezultatem naszego warcholstwa, nieudolności, braku rozsądku i wyobraźni...”
8. Znowu o szkodliwości oskarżania Lecha Wałęsy, a więc temat nadal aktualny (s. 141):
„...Oskarżenie Lecha Wałęsy wymierzone jest w całą tradycję „Solidarności”, w całą tradycję demokratycznej opozycji. To „Solidarność” z sierpnia 1980 r. staje dziś przed Sądem Lustracyjnym. Dla nędznej gry politykierskiej poniża się i upokarza Polskę w oczach całego świata... Nie można.. ..przystać na publiczne opluwanie człowieka, który stał się dla świata symbolem polskiej wolności..”
9. Przestroga (s. 143):
„Oskarżenie Lecha Wałęsy jest zamachem na polską godność i tożsamość narodową; oskarżenie Aleksandra Kwaśniewskiego jest zamachem na polską demokrację.... ...Zapytają nas kiedyś dzieci: dlaczego milczałeś w obliczu draństwa”
10. O Ameryce (s. 168):
„..Ameryka nie zdominuje świata, w którym są Chiny i Rosja..”
11. „Le Monde” o pogromach w Polsce. W odpowiedzi na wystąpienie Michnika broniącego Polaków „Le Monde” w dniu 18.02.1995 m. in. napisało (s. 189):
„...To w Polsce, i nigdzie poza nią, doszło po wojnie do pogromów, w których mordowani byli Żydzi ocaleni z obozów śmierci. Czy mamy, Adamie Michniku, zapomnieć o Kielcach? Zatrze pamięć o fali antysemityzmu w 1968 roku?”
Fikał i się dofikał, że został najbardziej opluwanym Żydem polskim, o którym gawiedź ino wie, że jego ojciec nazywał się Szechter.
Przejrzałem kilkanaście stron swoich notatek i postanowiłem zrezygnować z denerwowania moich potencjalnych czytelników; przeto ograniczam się do „pięknego” stwierdzenia Czechowa (s. 287):
„Kłamstwo jest jak alkoholizm”
oraz do cytowanego przez Michnika prezydenta HAVLA (s. 598):
„..rozpowszechnił się w życiu publicznym bardzo szczególny rodzaj ANTYKOMUNISTYCZNEGO OPĘTANIA. Tak jakby niektórzy ludzie, którzy przez lata milczeli, chodzili posłusznie na wybory, zajmowali się tylko sobą i bardzo uważali, żeby nie podpaść, nagle poczuli potrzebę odreagowania jakimś mocarnym gestem swego wcześniejszego poniżenia i poczucia czy może podejrzenia, że wcześniej się nie sprawdzili. Dlatego wzięli sobie na cel tych, którzy najmniej im to wypominali - czyli dysydentów. Ciągle bowiem traktowali ich jako żywy WYRZUT SUMIENIA, jako przykład tego, że jeśli ktoś nie chciał, to nie musiał się całkowicie podporządkować..”. /podkr.moje/.
Polecam, oczywiście, całe „Dzieła Wybrane”, lecz ten tom szczególnie, ze względu na tematy wciąż żywe.
Tradycyjnie przypominam o wprowadzeniu do "Dzieł" w recenzji pierwszego tomu.
W tomie VI poznajemy rzeczywistość z punktu widzenia Litwinów, Łotyszy, Estończyków, Słowaków, Czechów, Chorwatów, Serbów, Rumunów, Bułgarów, Rosjan, Ukraińców, Białorusinów, Żydów oraz Dalajlamy. A, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, to mamy wielobarwny wachlarz poglądów czy, jak kto woli, wielce zróżnicowany krajobraz Europy po bitwie, czyli po upadku ZSRR. Ponadto dwa eseje, których streścić nie sposób.
Pierwszy pt „Zła przeszłość i psy gończe, czyli odpieprzcie się od Wałęsy”, w którym Michnik zadaje retoryczne pytanie (s. 637):
„Co powoduje, że ludzie, którzy wynieśli pod niebiosa Lecha Wałęsę... ..poniewierają teraz swoim idolem ?”.
......i wyraża pogląd, że nazywanie Wałęsy agentem SB jest....
„....tyle warte, co nazywanie Józefa Piłsudskiego organizatorem napadów rabunkowych i złodziejem cudzych pieniędzy”.
Analizę tego stanu rzeczy wspiera wypowiedzią Leszka Kołakowskiego (”Przegląd Polityczny nr 84/2007):
„Słowo 'inkwizytor' jest zbyt podniosłe, by nim określać małych, rozwścieczonych krzykaczy i kłamców, którzy nie mogą znieść tego, że inni ludzie naprawdę walczyli przeciwko PRL-owskiej władzy, naprawdę siedzieli latami po więzieniach albo naprawdę uzbrajali nas siłą polskiego słowa. Kuroń, Wałęsa czy Miłosz muszą być zdrajcami. Ale ich imiona są i będą chwalebnie zapisane w historii naszego kraju. A o niezdarnych kłamcach nikt nie będzie pamiętał za kilka lat..”.
Drugi - to „Posłowie” zatytułowane „Liberalny inteligent i wiatr dziejów. Polemika z Rafałem Kalukinem”, a w nim obszerny cytat o „krainie krzywych luster” z książki ANDERMANA pt „To wszystko”. Więcej nic nie powiem, bo eseje warto samemu przeczytać, a Janusz Anderman to „lektura obowiązkowa”. Dla zachęty początek (s. 650):
„Wszyscy wiedzą, że znaleźliśmy się w krainie krzywych luster, w których nie sposób rozpoznać samego siebie. (…) Przeszłości nie ma, przyszłość nie istnieje; nie sposób jej sobie wyobrazić. Jest teraźniejszość, rozedrgana, galaretowata, rokująca niewiadoma. Już nie jesteśmy tacy, jak w zapomnianych czasach, nie wiadomo, jacy będziemy...”
Co jeszcze Oj, dużo. Wypunktuję podkreślając temat:
1. O listach Macierewicza z 1992 z nazwiskami współpracowników SB (s. 38):
„...Na listach znalazło się m.in. 39 posłów, 11 senatorów, trzech ministrów, a także Prezydent RP Lech Wałęsa...
Antoni Macierewicz twierdzi, że obie listy konsultował z Janem Olszewskim. Jan Olszewski twierdzi, że nic o 'teczce' prezydenta nie wiedział. Jeden z nich kłamie? Który?.....
….Insynuowanie dziś, że to agent komunistycznej policji jest głową państwa, to po prostu działanie na szkodę Polski..”
Od napisania powyższych słów minęły 24 lata, a tępogłowe kreatury z IPN- u, z uporem maniaka, szkodzą Polsce!!!
2. O efektach strajków (s. 43):
„...Strajkujący.. ..robotnicy mieli poczucie, że o czymś przesądzili, że ich głos był niezwykle ważny. Paradoks ich dzisiejszej sytuacji polega na tym, że padli ofiarą procesu, który uruchomili...”
3. O kryzysie zaufania. Panuje w Polsce... (s. 44):
„....fundamentalny kryzys zaufania. Jeżeli znów odradza się stereotyp bogacza – złodzieja, to stąd już krok do bolszewickich pomysłów odbierania 'rozkradzionej' własności...”
4. O stosunku Mazowieckiego do Kościoła. Michnik przypomina... (s. 68):
„....formułę Tadeusza Mazowieckiego, że szanuje Kościół, który jest znakiem sprzeciwu, ale sprzeciwiać się będzie każdej próbie uczynienia z Kościoła znaku przymusu..”.
5. O agresywności niektórych ludzi Kościoła. Po wygłaszanych przez nich pretensjach... (s. 94):
„...można by.. ..wnosić, że mandat do udziału we władzy daje sakrament chrztu, a nie demokratycznie wyrażona wola wyborców..”
6. O religii wciskanej do polityki (s. 104):
„..Postkomunistyczny szowinizm często jest wsparty przez polityczną instrumentalizację religii, Religii, która aspiruje do roli ideologii politycznej... ...Myślących inaczej wyklina jako antychrystów. Przeciwników kryminalizacji aborcji porównuje do zwolenników Holocaustu i Gułagu. Chce ewangelizować poprzez instytucje państwa. Domaga się przywilejów prawnych dla swego Kościoła. Twierdzi, że liberalny porządek i zasada neutralnego państwa oznacza dyskryminację ludzi religijnych. Przestrzega przed związkami z Unią Europejską, w której widzi Babilon, siedlisko grzechu i zepsucia, cywilizację śmierci, królestwo pornografii, aborcji, antykoncepcji i rozwodów”
7. Cytat z Kisiela (s. 107):
„...my, Polacy, wszystko przegrywamy na własne życzenie..”
I Michnik, którego w trakcie sporu... :
„...dopadała.. ..myśl o zmarnowanych polskich szansach – o klęskach, które były rezultatem naszego warcholstwa, nieudolności, braku rozsądku i wyobraźni...”
8. Znowu o szkodliwości oskarżania Lecha Wałęsy, a więc temat nadal aktualny (s. 141):
„...Oskarżenie Lecha Wałęsy wymierzone jest w całą tradycję „Solidarności”, w całą tradycję demokratycznej opozycji. To „Solidarność” z sierpnia 1980 r. staje dziś przed Sądem Lustracyjnym. Dla nędznej gry politykierskiej poniża się i upokarza Polskę w oczach całego świata... Nie można.. ..przystać na publiczne opluwanie człowieka, który stał się dla świata symbolem polskiej wolności..”
9. Przestroga (s. 143):
„Oskarżenie Lecha Wałęsy jest zamachem na polską godność i tożsamość narodową; oskarżenie Aleksandra Kwaśniewskiego jest zamachem na polską demokrację.... ...Zapytają nas kiedyś dzieci: dlaczego milczałeś w obliczu draństwa”
10. O Ameryce (s. 168):
„..Ameryka nie zdominuje świata, w którym są Chiny i Rosja..”
11. „Le Monde” o pogromach w Polsce. W odpowiedzi na wystąpienie Michnika broniącego Polaków „Le Monde” w dniu 18.02.1995 m. in. napisało (s. 189):
„...To w Polsce, i nigdzie poza nią, doszło po wojnie do pogromów, w których mordowani byli Żydzi ocaleni z obozów śmierci. Czy mamy, Adamie Michniku, zapomnieć o Kielcach? Zatrze pamięć o fali antysemityzmu w 1968 roku?”
Fikał i się dofikał, że został najbardziej opluwanym Żydem polskim, o którym gawiedź ino wie, że jego ojciec nazywał się Szechter.
Przejrzałem kilkanaście stron swoich notatek i postanowiłem zrezygnować z denerwowania moich potencjalnych czytelników; przeto ograniczam się do „pięknego” stwierdzenia Czechowa (s. 287):
„Kłamstwo jest jak alkoholizm”
oraz do cytowanego przez Michnika prezydenta HAVLA (s. 598):
„..rozpowszechnił się w życiu publicznym bardzo szczególny rodzaj ANTYKOMUNISTYCZNEGO OPĘTANIA. Tak jakby niektórzy ludzie, którzy przez lata milczeli, chodzili posłusznie na wybory, zajmowali się tylko sobą i bardzo uważali, żeby nie podpaść, nagle poczuli potrzebę odreagowania jakimś mocarnym gestem swego wcześniejszego poniżenia i poczucia czy może podejrzenia, że wcześniej się nie sprawdzili. Dlatego wzięli sobie na cel tych, którzy najmniej im to wypominali - czyli dysydentów. Ciągle bowiem traktowali ich jako żywy WYRZUT SUMIENIA, jako przykład tego, że jeśli ktoś nie chciał, to nie musiał się całkowicie podporządkować..”. /podkr.moje/.
Polecam, oczywiście, całe „Dzieła Wybrane”, lecz ten tom szczególnie, ze względu na tematy wciąż żywe.
Thursday, 12 May 2016
Adam MICHNIK - "Takie czasy" Dzieła tom V
Adam MICHNIK - "Takie czasy" Dzieła, tom V
POSZCZEGÓLNE TOMY CZY MOJE RECENZJE MOŻNA CZYTAĆ W DOWOLNEJ KOLEJNOŚCI, LECZ WARTO ZACZĄĆ OD PRZEDMOWY W MOJEJ RECENZJI TOMU I
Tom V to teksty rozproszone z lat 1983-2009; tak różnorodne tematycznie, że nie sposób ich zwięźle zrecenzować. Niewątpliwie wymienione lata, to, nawiązując do tytułu, lata ciekawe, ciekawe czasy, tylko, że takie określenie.... (s. 11):
"....przypomina.. ,,stare przekleństwo żydowskie: 'Obyś żył w ciekawych czasach'..."
Esej tytułowy "Takie czasy..." ma podtytuł "Rzecz o kompromisie (1985)" (s, 55 – 185) i zaczyna się fragmentem bardzo ważnego przemówienia Jaruzelskiego skierowanego do harcerzy (marzec 1985), z którego cytuję rewelacyjne retoryczne pytanie (s. 55):
"...Kto i kiedy dał różnym samozwańczym autorytetom moralne prawo, aby poniżać ciężki trud 40 – lecia, spotwarzać dorobek narodu, obrzucać obelgami jedyne państwo polskie, jakie istnieje?"
Aby podkreślić słuszność wypowiedzi Jaruzelskiego przypominam co czołowy opozycjonista Stefan Kisielewski mówił:
„Bo ta POLSKA, powstała z kaprysu Stalina, czy jej ustrój komuś się podoba, czy nie jest jedynym państwem polskim, jakie istnieje na całym globie.... ...Stalin był wielkim mordercą narodów, ale Polskę po II w.św. stworzył geopolitycznie logiczną”.
Oczywiście przyłączam się do oskarżającego pytania Jaruzelskiego dodając od siebie drugie:
Jak długo tolerowane będzie plucie w twarz bohaterom Armii Berlinga i ich rodzinom, którzy po opuszczeniu sowieckich łagrów i gułagów bohatersko walczyli o Polskę, w dużym procencie ginąc pod Lenino (gdzie z powodu braku zaufania do Polaków, Sowieci nie przeprowadzili przygotowania artyleryjskiego), w walkach o Wał Pomorski czy ginąc w Powstaniu Warszawskim po desancie na Przyczółek Czerniakowski?
Skąd tyle pogardy w tym dla prządek, murarzy, górników wyrabiających po 500% normy , dla licznych społeczników, którzy zlikwidowali analfabetyzm, wszawicę, gruźlicę, a prosty ciemny lud przekonali do piorunochronów i elektryczności? Tym większa chwała dla narodu, że tego dokonał mimo wojny domowej i mimo okupacji sowieckiej.
Wracając do książki: zafascynowały mnie, nazwijmy to, „rozmowy” zaczynające się od str 295. Polecam je szczególnie młodszym ode mnie, którzy nie byli bezpośrednimi świadkami epoki schyłkowego PRL-u i nie zawsze są zorientowani w rzetelnym „who is who”, wskutek obowiązującego dziś uproszczonego schematu „białe-czarne”.
1. „Gustaw-Konrad z Waryńskim w tle” - z Michnikiem rozmawia Jacek Żakowski /str.295-306/
2. „Marzec, Maj – a z wolnością kłopot” – rozmawiają Michnik i Daniel Cohn-Bendit./str.306-317/ Z tej rozmowy wyłowiłem dwie perełki: slogan Che Guevary:
"....dopóki ten świat jest taki, jaki jest, ja nie mam ochoty umierać we własnym łóżku”
oraz , jakże trafną i aktualną, opinię Michnika o USA:
„..oni zawsze interweniowali tam, gdzie nikt ich nie chciał, a nigdy tam, gdzie wszyscy na nich czekali”.
3. „Nie było odwrotu” - na temat interwencji w Czechosłowacji w 1968 r rozmawia Michnik z prof. Jirzim Hajkiem, ówczesnym ministrem SZ w CSRS. /str.318-323/. Przypomnę tu wypowiedź Michnika z II tomu (s.56):
„....'Polacy dławią ruch wolnościowy w Czechosłowacji' - pomyślałem. I poczułem - pierwszy raz w życiu - gorzki smak narodowej hańby...”
4. „Wolałem szybko zapomnieć” - w 2000 r. z Millerem rozmawia Michnik i Paweł Smoleński /str 329-342/
5. „Rozmawiać bez nienawiści” - Michnik z Jaruzelskim./str.346-366/. UWAGA Jest to tekst zamykający wspomnienia gen. Wojciecha Jaruzelskiego „Kajdany i schronienie” wydane w 1992 r. przez francuską oficynę Lattes. W trakcie tej rozmowy Jaruzelski wygłasza merytoryczny apel do Narodu:
„Kochany narodzie, jesteś wspaniały, godzien szacunku z takiego i takiego powodu, ale pamiętaj, że ciągnie się za tobą złowrogi cień nie 45 lat, ale 450. Nie wolno schlebiać kołtunowi, który uważa się za prawdziwego Polaka..”.
/Zainteresowanych tematyką kołtuna zapraszam do przeczytania mojego wypracowania „Plica polonica” na blogu wgwg1943.blogspot.com/
6. „Zadzwonił do mnie Breżniew”- z I sekr KC PZPR /09.80-10.81/ KANIĄ rozmawia Michnik i Maziarski./str.367-378/. I tu bardzo istotna sprawa MAPY planowanej INTERWENCJI, której po prostu, NIE MA. Kania /13-14.12.1997/ mówi:
„Nie ma jednak w archiwach Sztabu Generalnego Wojska Polskiego MAPY INTERWENCJI, chociaż z całą pewnością została tam złożona i była chroniona na specjalnych zasadach. Prowadziłem w tej sprawie rozmowy z szefem prezydenckiego Biura Bezpieczeństwa Jerzym MILEWSKIM, z szefem Sztabu Generalnego gen. Tadeuszem WILECKIM i - mimo deklarowanej przychylności - mapy nadal nie ma..... ..Trzeba ją traktować jako wartość narodową, KORONNY DOWÓD GROŻĄCEJ POLSCE KRWAWEJ KATASTROFY... ..Albo odnajdzie się mapa, albo poznamy sprawców jej eliminacji...” /podkr.moje/
Przyszłość przyniosła trzecie „albo” - nikt nic nie wie.
7. „Polska zimna wojna” - z Jaruzelskim rozmawia Michnik i Paweł Smoleński /11.12.2001/ /str.379-388/
8. „Pożegnanie z bronią” - z gen. Kiszczakiem i Michnikiem rozmawiają Agnieszka Kublik i Monika Olejnik /str.409-470/. Pasjonująca lektura, a mnie najbardziej przypadły do gustu słowa prawdy o postawie polskiego Kościoła w stanie wojennym, wypowiedziane przez Michnika:
„Kościół ma dwa tysiące lat. Kościół współżył z każdą władzą. Także z władzą generałów w Polsce. Ksiądz prymas uważał wówczas, że karta „Solidarności” jest już zamknięta. W tej materii podzielał opinię gen. Jaruzelskiego. Ja wtedy razem z innymi działaczami podziemia mówiłem: „towarzysz Glemp”...”.
9. „Wybierzmy też przeszłość” - z prezydentem Kwaśniewskim rozmawia Michnik i in./str.484-94/
10. „Nasz stół” - z Helena Łuczywo i Michnikiem rozmawia Paweł Smoleński /495-510/.
Zdając sobie sprawę z tego, że większość czytelników mojej opinii, nie przeczyta omawianego tomu, podaję prawdziwe perły rozszerzające horyzonty każdego Polaka.
Zaczynam od tragedii rodzinnej, jakże kontrowersyjnego dzisiaj, Antoniego MACIEREWICZA. Michnik cytuje tu prof. Zbigniewa Ryszarda Grabowskiego: /str.327/
„Kiedyś w 1949 r. /ojciec Antoniego/ został ostrzeżony, że UB jest na jego tropie w związku z rzekomą siatką szpiegowską francuskiego konsula w Szczecinie. Doc. Macierewicz w swoim gabinecie na Pasteura wypił szklankę roztworu cyjanku potasu. Gdy po niego przyszli - już nie żył.. ... Wdowa po doc. Macierewiczu została z trojgiem dzieci..”.
Aby poprawić nastrój czytelnika rozbawię go słowami HITLERA zanotowanymi przez Rauschninga a przypomnianymi przez Michnika na str 117:
„Metody marksistowskie – powiedział Hitler – są po prostu najlepsze dla zdobywania mas. (..) Okrucieństwo imponuje. Okrucieństwo i surowa siła.. Ludzie potrzebują uzdrawiającego strachu”.
Teraz czas na dokształcenie, bowiem współczesna młodzież nie zna treści „LOJALKI” z 1950 r., jaką Episkopat podpisał z komunistyczną władzą. Przypomnijmy, że to wtedy SAPIEHA oświadczył, ze nie zgiął karku przed hitlerowcami, więc i nie zegnie przed bolszewikami i opuścił posiedzenie Episkopatu trzaskając drzwiami. A w „lojalce” stało: /str.157/
„Episkopat wyjaśni duchowieństwu, aby nie sprzeciwiało się rozbudowie spółdzielczości na wsi..., ..będzie traktować działalność „band podziemnych” jako „zbrodnie”... ..Będzie piętnował i karał konsekwencjami kanonicznymi duchownych, winnych udziału w jakiejkolwiek akcji podziemnej i antypaństwowej..”
DYGRESJA: Z „Mojego Pod Ręcznika”: „LOJALKA - jedynym, który nie podpisał słynnej 'lojalki' w 1950 roku, był autochton, wikariusz apostolski Olsztyna - ks. Albert Zink. Podaje to za wspaniałym kapłanem, poprzednikiem ks. Twardowskiego u Wizytek, ks Janem ZIEJĄ (1897 – 1991), również 'niepokornym'...”
Przejrzałem swoje notatki i zrezygnowałem z podawania informacji kontrowersyjnych np na temat Dmowskiego /str.191/, Piłsudskiego /str.189/, Rzepeckiego /str.230/ czy działalności NSZ /str.228/, aby nie ściągać gromów na własną głowę. Przytaczam natomiast pogląd z którym się identyfikuję: /str.278/
„.....protest moralny przeciwko niesprawiedliwości i marazmowi społecznemu w Polsce” /międzywojennej - II RP/... skłaniał do marszu „pod czerwonym sztandarem komunizmu”.
Zakończę zaś słowami mądrego człowieka, Juliusza Mieroszewskiego, alter ego Giedroycia /str.246/:
„Tylko wolność demokratyczna jest wolnością dla wszystkich. Polacy stawiają znak równania między wolnością a niepodległością. Ale jest to ujęcie fałszywe. Polska rządzona przez oenerowskiego furherka mogłaby być państwem niepodległym i suwerennym, ale w tej Polsce nie byłoby wolności dla mnie, ani dla setek tysięcy moich rodaków”.
MICHNIKA czy się lubi lub nie, ale czytać warto.
POSZCZEGÓLNE TOMY CZY MOJE RECENZJE MOŻNA CZYTAĆ W DOWOLNEJ KOLEJNOŚCI, LECZ WARTO ZACZĄĆ OD PRZEDMOWY W MOJEJ RECENZJI TOMU I
Tom V to teksty rozproszone z lat 1983-2009; tak różnorodne tematycznie, że nie sposób ich zwięźle zrecenzować. Niewątpliwie wymienione lata, to, nawiązując do tytułu, lata ciekawe, ciekawe czasy, tylko, że takie określenie.... (s. 11):
"....przypomina.. ,,stare przekleństwo żydowskie: 'Obyś żył w ciekawych czasach'..."
Esej tytułowy "Takie czasy..." ma podtytuł "Rzecz o kompromisie (1985)" (s, 55 – 185) i zaczyna się fragmentem bardzo ważnego przemówienia Jaruzelskiego skierowanego do harcerzy (marzec 1985), z którego cytuję rewelacyjne retoryczne pytanie (s. 55):
"...Kto i kiedy dał różnym samozwańczym autorytetom moralne prawo, aby poniżać ciężki trud 40 – lecia, spotwarzać dorobek narodu, obrzucać obelgami jedyne państwo polskie, jakie istnieje?"
Aby podkreślić słuszność wypowiedzi Jaruzelskiego przypominam co czołowy opozycjonista Stefan Kisielewski mówił:
„Bo ta POLSKA, powstała z kaprysu Stalina, czy jej ustrój komuś się podoba, czy nie jest jedynym państwem polskim, jakie istnieje na całym globie.... ...Stalin był wielkim mordercą narodów, ale Polskę po II w.św. stworzył geopolitycznie logiczną”.
Oczywiście przyłączam się do oskarżającego pytania Jaruzelskiego dodając od siebie drugie:
Jak długo tolerowane będzie plucie w twarz bohaterom Armii Berlinga i ich rodzinom, którzy po opuszczeniu sowieckich łagrów i gułagów bohatersko walczyli o Polskę, w dużym procencie ginąc pod Lenino (gdzie z powodu braku zaufania do Polaków, Sowieci nie przeprowadzili przygotowania artyleryjskiego), w walkach o Wał Pomorski czy ginąc w Powstaniu Warszawskim po desancie na Przyczółek Czerniakowski?
Skąd tyle pogardy w tym dla prządek, murarzy, górników wyrabiających po 500% normy , dla licznych społeczników, którzy zlikwidowali analfabetyzm, wszawicę, gruźlicę, a prosty ciemny lud przekonali do piorunochronów i elektryczności? Tym większa chwała dla narodu, że tego dokonał mimo wojny domowej i mimo okupacji sowieckiej.
Wracając do książki: zafascynowały mnie, nazwijmy to, „rozmowy” zaczynające się od str 295. Polecam je szczególnie młodszym ode mnie, którzy nie byli bezpośrednimi świadkami epoki schyłkowego PRL-u i nie zawsze są zorientowani w rzetelnym „who is who”, wskutek obowiązującego dziś uproszczonego schematu „białe-czarne”.
1. „Gustaw-Konrad z Waryńskim w tle” - z Michnikiem rozmawia Jacek Żakowski /str.295-306/
2. „Marzec, Maj – a z wolnością kłopot” – rozmawiają Michnik i Daniel Cohn-Bendit./str.306-317/ Z tej rozmowy wyłowiłem dwie perełki: slogan Che Guevary:
"....dopóki ten świat jest taki, jaki jest, ja nie mam ochoty umierać we własnym łóżku”
oraz , jakże trafną i aktualną, opinię Michnika o USA:
„..oni zawsze interweniowali tam, gdzie nikt ich nie chciał, a nigdy tam, gdzie wszyscy na nich czekali”.
3. „Nie było odwrotu” - na temat interwencji w Czechosłowacji w 1968 r rozmawia Michnik z prof. Jirzim Hajkiem, ówczesnym ministrem SZ w CSRS. /str.318-323/. Przypomnę tu wypowiedź Michnika z II tomu (s.56):
„....'Polacy dławią ruch wolnościowy w Czechosłowacji' - pomyślałem. I poczułem - pierwszy raz w życiu - gorzki smak narodowej hańby...”
4. „Wolałem szybko zapomnieć” - w 2000 r. z Millerem rozmawia Michnik i Paweł Smoleński /str 329-342/
5. „Rozmawiać bez nienawiści” - Michnik z Jaruzelskim./str.346-366/. UWAGA Jest to tekst zamykający wspomnienia gen. Wojciecha Jaruzelskiego „Kajdany i schronienie” wydane w 1992 r. przez francuską oficynę Lattes. W trakcie tej rozmowy Jaruzelski wygłasza merytoryczny apel do Narodu:
„Kochany narodzie, jesteś wspaniały, godzien szacunku z takiego i takiego powodu, ale pamiętaj, że ciągnie się za tobą złowrogi cień nie 45 lat, ale 450. Nie wolno schlebiać kołtunowi, który uważa się za prawdziwego Polaka..”.
/Zainteresowanych tematyką kołtuna zapraszam do przeczytania mojego wypracowania „Plica polonica” na blogu wgwg1943.blogspot.com/
6. „Zadzwonił do mnie Breżniew”- z I sekr KC PZPR /09.80-10.81/ KANIĄ rozmawia Michnik i Maziarski./str.367-378/. I tu bardzo istotna sprawa MAPY planowanej INTERWENCJI, której po prostu, NIE MA. Kania /13-14.12.1997/ mówi:
„Nie ma jednak w archiwach Sztabu Generalnego Wojska Polskiego MAPY INTERWENCJI, chociaż z całą pewnością została tam złożona i była chroniona na specjalnych zasadach. Prowadziłem w tej sprawie rozmowy z szefem prezydenckiego Biura Bezpieczeństwa Jerzym MILEWSKIM, z szefem Sztabu Generalnego gen. Tadeuszem WILECKIM i - mimo deklarowanej przychylności - mapy nadal nie ma..... ..Trzeba ją traktować jako wartość narodową, KORONNY DOWÓD GROŻĄCEJ POLSCE KRWAWEJ KATASTROFY... ..Albo odnajdzie się mapa, albo poznamy sprawców jej eliminacji...” /podkr.moje/
Przyszłość przyniosła trzecie „albo” - nikt nic nie wie.
7. „Polska zimna wojna” - z Jaruzelskim rozmawia Michnik i Paweł Smoleński /11.12.2001/ /str.379-388/
8. „Pożegnanie z bronią” - z gen. Kiszczakiem i Michnikiem rozmawiają Agnieszka Kublik i Monika Olejnik /str.409-470/. Pasjonująca lektura, a mnie najbardziej przypadły do gustu słowa prawdy o postawie polskiego Kościoła w stanie wojennym, wypowiedziane przez Michnika:
„Kościół ma dwa tysiące lat. Kościół współżył z każdą władzą. Także z władzą generałów w Polsce. Ksiądz prymas uważał wówczas, że karta „Solidarności” jest już zamknięta. W tej materii podzielał opinię gen. Jaruzelskiego. Ja wtedy razem z innymi działaczami podziemia mówiłem: „towarzysz Glemp”...”.
9. „Wybierzmy też przeszłość” - z prezydentem Kwaśniewskim rozmawia Michnik i in./str.484-94/
10. „Nasz stół” - z Helena Łuczywo i Michnikiem rozmawia Paweł Smoleński /495-510/.
Zdając sobie sprawę z tego, że większość czytelników mojej opinii, nie przeczyta omawianego tomu, podaję prawdziwe perły rozszerzające horyzonty każdego Polaka.
Zaczynam od tragedii rodzinnej, jakże kontrowersyjnego dzisiaj, Antoniego MACIEREWICZA. Michnik cytuje tu prof. Zbigniewa Ryszarda Grabowskiego: /str.327/
„Kiedyś w 1949 r. /ojciec Antoniego/ został ostrzeżony, że UB jest na jego tropie w związku z rzekomą siatką szpiegowską francuskiego konsula w Szczecinie. Doc. Macierewicz w swoim gabinecie na Pasteura wypił szklankę roztworu cyjanku potasu. Gdy po niego przyszli - już nie żył.. ... Wdowa po doc. Macierewiczu została z trojgiem dzieci..”.
Aby poprawić nastrój czytelnika rozbawię go słowami HITLERA zanotowanymi przez Rauschninga a przypomnianymi przez Michnika na str 117:
„Metody marksistowskie – powiedział Hitler – są po prostu najlepsze dla zdobywania mas. (..) Okrucieństwo imponuje. Okrucieństwo i surowa siła.. Ludzie potrzebują uzdrawiającego strachu”.
Teraz czas na dokształcenie, bowiem współczesna młodzież nie zna treści „LOJALKI” z 1950 r., jaką Episkopat podpisał z komunistyczną władzą. Przypomnijmy, że to wtedy SAPIEHA oświadczył, ze nie zgiął karku przed hitlerowcami, więc i nie zegnie przed bolszewikami i opuścił posiedzenie Episkopatu trzaskając drzwiami. A w „lojalce” stało: /str.157/
„Episkopat wyjaśni duchowieństwu, aby nie sprzeciwiało się rozbudowie spółdzielczości na wsi..., ..będzie traktować działalność „band podziemnych” jako „zbrodnie”... ..Będzie piętnował i karał konsekwencjami kanonicznymi duchownych, winnych udziału w jakiejkolwiek akcji podziemnej i antypaństwowej..”
DYGRESJA: Z „Mojego Pod Ręcznika”: „LOJALKA - jedynym, który nie podpisał słynnej 'lojalki' w 1950 roku, był autochton, wikariusz apostolski Olsztyna - ks. Albert Zink. Podaje to za wspaniałym kapłanem, poprzednikiem ks. Twardowskiego u Wizytek, ks Janem ZIEJĄ (1897 – 1991), również 'niepokornym'...”
Przejrzałem swoje notatki i zrezygnowałem z podawania informacji kontrowersyjnych np na temat Dmowskiego /str.191/, Piłsudskiego /str.189/, Rzepeckiego /str.230/ czy działalności NSZ /str.228/, aby nie ściągać gromów na własną głowę. Przytaczam natomiast pogląd z którym się identyfikuję: /str.278/
„.....protest moralny przeciwko niesprawiedliwości i marazmowi społecznemu w Polsce” /międzywojennej - II RP/... skłaniał do marszu „pod czerwonym sztandarem komunizmu”.
Zakończę zaś słowami mądrego człowieka, Juliusza Mieroszewskiego, alter ego Giedroycia /str.246/:
„Tylko wolność demokratyczna jest wolnością dla wszystkich. Polacy stawiają znak równania między wolnością a niepodległością. Ale jest to ujęcie fałszywe. Polska rządzona przez oenerowskiego furherka mogłaby być państwem niepodległym i suwerennym, ale w tej Polsce nie byłoby wolności dla mnie, ani dla setek tysięcy moich rodaków”.
MICHNIKA czy się lubi lub nie, ale czytać warto.
Wednesday, 11 May 2016
Adam MICHNIK - "Diabeł naszego czasu" Dzieła tom IV
Adam MICHNIK - "Diabeł naszego czasu" Dzieła, tom IV
CZWARTY TOM I JA PO RAZ CZWARTY ZAPRASZAM PAŃSTWA DO NIEZWYKŁEJ LEKTURY INTELEKTUALNEJ. GWARANTUJĘ POZNANIE WIELU INTERESUJĄCYCH LUDZI I ICH OPINII NA PRZERÓŻNE TEMATY
Jeśli ktoś z Państwa nie czytał mojej recenzji I tomu, to proszę to zrobić, gdyż zamieszczona tam przedmowa jest przydatna przy recenzji każdego z siedmiu tomów.
Przedmowę do tego tomu pt "Wierność i kłopot, czyli o Michniku" napisał Andrzej Romanowski (ur. 1951), prof. UJ, literaturoznawca. Czytamy w niej (s. 16):
„...'Diabeł naszego czasu' naznaczony jest tą właśnie goryczą, która stała się w minionych pięciu latach doświadczeniem byłych dysydentów i 'kombatantów'. A mimo to lektura tej książki nie przestaje być zajęciem krzepiącym...”
Romanowski cytuje tez bardzo istotną uwagę Michnika (s. 11):
„...cały potencjał nietolerancji, agresji i skłonności autorytarnych, jaki istniał w komunizmie, odradza się w innym języku, w innym rytuale i pod innymi sztandarami..”
Rzeczywistość przerosła najczarniejsze przewidywania.
Omawiany IV tom „Dzieł” to wielotematyczna publicystyka z lat 1985-1994, przeto dokładne jej omówienie jest niemożliwe i mija się z celem. Postanowiłem więc zasygnalizować tylko parę atrakcyjnych wątków, by potencjalnego czytelnika zachęcić do samodzielnej lektury. Wydaje mnie się, że moje recenzje poprzednich tomów mogły niektórych z Państwa zmęczyć, toteż tym razem staram się poruszyć zagadnienia równie ważne, ale rozbawiające czytelnika.
I tak, niech barwna postać Antoniego Macierewicza uatrakcyjni moją recenzję na wstępie. O jego tragedii rodzinnej napisałem w recenzji tomu V, a tutaj tylko przypomnę, że Michnik wielokrotnie podkreślał zasługi „Antosia” w stworzeniu KOR-u. Po wyjściu z więzienia, Michnik przejął palmę pierwszeństwa w Komitecie Obrony Robotników, wskutek czego rozżalony Macierewicz odszedł, a poczucie poniekąd porażki niewątpliwie wpłynęło na rewizję własnych poglądów. Czytając ten tom dowiadujemy się, że młody Macierewicz był wielbicielem Che Guevary i przeciwnikiem radykalnego nacjonalizmu.
„...gdybyś wtedy powiedział Antkowi, że kiedyś stanie się wcieleniem radykalnej postendecji, to plunąłby ci w twarz, że oszczercą jesteś”.(s. 506)
Niemniej Michnik wyczuwał (s. 329) „w Macierewiczu fanatyka, który jest kimś między Inkwizytorem a Dzierżyńskim”, a to już bardziej nam przybliża jego „wydanie” obecne.
Drugim „rozrywkowym” wątkiem jest ironiczne porównanie życia „przed” i „po” (s. 356-7):
„Cechą systemu komunistycznego było życie w bezpieczeństwie. Było to życie niewolnicze, więzienne ale bezpieczne. Każdy więzień wiedział dobrze, gdzie będzie spał i co będzie jadł. Życie w warunkachwolności jest zarazem życiem w ryzyku. Nasz wczorajszy więzień, dziś uwolniony, cieszyć się może światem bez krat, ale martwić się musi tym, że nie wie, gdzie będzie spał i co będzie jadł”.
Nie na próżno mój kochany ks. Józef Tischner pisał o „nieszczęsnym darze wolności”, a Leszek Kołakowski o ograniczaniu wolności wraz ze wzrostem bezpieczeństwa socjalnego;
Teraz bardzo wartościowa tyrada na temat „Solidarności” (s. 382):
„....”SOLIDARNOŚĆ” była po pierwsze ruchem na rzecz wolności obywatelskiej i demokracji politycznej; po drugie ruchem na rzecz suwerenności państwa i tożsamości narodu; po trzecie ruchem na rzecz praw świata pracy i jego emancypacji.
Każdy z tych nurtów rodził swoje patologie i krył w sobie przyszłe sprzeczności. Ruch na rzecz demokracji i swobód obywatelskich łatwo wyradzał się w inteligencki elitaryzm; ruch na rzecz tożsamości narodowej łatwo degradował się w ksenofobiczny nacjonalizm zespolony z religijnym integryzmem; ruch na rzecz praw i emancypacji świata pracy łatwo degenerował się w egoistyczny populizm...
...Dla ludzi mojej formacji osobistą tragedią stała się ewolucja „Solidarności” od związku, którego symbolami byli działacze formatu Bujaka czy Frasyniuka, do związku Zygmunta Wrzodaka. Jest to chyba najgłębsze z moralnych upokorzeń. Jak inaczej określić tę drogę: od syntezy najlepszych polskich wartości do faszyzującego bełkotu?”.
Michnik pisze też jotę w jotę to samo co Havel o 'kompleksie antydysydenckim', że wskutek tego, iż większość społeczeństwa nie była ani dysydencka, ani opozycyjna, lecz była konformistycznie przystosowana do ładu dyktatury, to dysydenci stali się wyrzutem sumienia. Bo to oni mieli odwagę i protestowali wśród powszechnego milczenia i konformizmu.
„Któż zaś lubi, gdy mu się przypomina czas, w którym nie był specjalnie fotogeniczny ?”. (s. 409).
Skoro padło nazwisko prezydenta Havla, to przypomnijmy (za Michnikiem – s. 186), że w czasie obrad polskiego Okrągłego Stołu odbyła się w Warszawie premiera jego sztuki, podczas gdy on siedział w czechosłowackim więzieniu, i na premierę demonstracyjnie przyszedł komunistyczny premier Mieczysław Rakowski. To dowodzi, że świat nie jest biało-czarny i że ferowanie lekkomyślnych osądów jest (delikatnie nazywając) dziecinadą.
Z całego tomu na szczególną uwagę zasługuje przemówienie Michnika wygłoszone w Centralnej Synagodze w Nowym Jorku, 19.IV.1991, pt " Solidarność z żydowskim losem", z okazji otrzymania Nagrody Shofara (s. 397).
CZWARTY TOM I JA PO RAZ CZWARTY ZAPRASZAM PAŃSTWA DO NIEZWYKŁEJ LEKTURY INTELEKTUALNEJ. GWARANTUJĘ POZNANIE WIELU INTERESUJĄCYCH LUDZI I ICH OPINII NA PRZERÓŻNE TEMATY
Jeśli ktoś z Państwa nie czytał mojej recenzji I tomu, to proszę to zrobić, gdyż zamieszczona tam przedmowa jest przydatna przy recenzji każdego z siedmiu tomów.
Przedmowę do tego tomu pt "Wierność i kłopot, czyli o Michniku" napisał Andrzej Romanowski (ur. 1951), prof. UJ, literaturoznawca. Czytamy w niej (s. 16):
„...'Diabeł naszego czasu' naznaczony jest tą właśnie goryczą, która stała się w minionych pięciu latach doświadczeniem byłych dysydentów i 'kombatantów'. A mimo to lektura tej książki nie przestaje być zajęciem krzepiącym...”
Romanowski cytuje tez bardzo istotną uwagę Michnika (s. 11):
„...cały potencjał nietolerancji, agresji i skłonności autorytarnych, jaki istniał w komunizmie, odradza się w innym języku, w innym rytuale i pod innymi sztandarami..”
Rzeczywistość przerosła najczarniejsze przewidywania.
Omawiany IV tom „Dzieł” to wielotematyczna publicystyka z lat 1985-1994, przeto dokładne jej omówienie jest niemożliwe i mija się z celem. Postanowiłem więc zasygnalizować tylko parę atrakcyjnych wątków, by potencjalnego czytelnika zachęcić do samodzielnej lektury. Wydaje mnie się, że moje recenzje poprzednich tomów mogły niektórych z Państwa zmęczyć, toteż tym razem staram się poruszyć zagadnienia równie ważne, ale rozbawiające czytelnika.
I tak, niech barwna postać Antoniego Macierewicza uatrakcyjni moją recenzję na wstępie. O jego tragedii rodzinnej napisałem w recenzji tomu V, a tutaj tylko przypomnę, że Michnik wielokrotnie podkreślał zasługi „Antosia” w stworzeniu KOR-u. Po wyjściu z więzienia, Michnik przejął palmę pierwszeństwa w Komitecie Obrony Robotników, wskutek czego rozżalony Macierewicz odszedł, a poczucie poniekąd porażki niewątpliwie wpłynęło na rewizję własnych poglądów. Czytając ten tom dowiadujemy się, że młody Macierewicz był wielbicielem Che Guevary i przeciwnikiem radykalnego nacjonalizmu.
„...gdybyś wtedy powiedział Antkowi, że kiedyś stanie się wcieleniem radykalnej postendecji, to plunąłby ci w twarz, że oszczercą jesteś”.(s. 506)
Niemniej Michnik wyczuwał (s. 329) „w Macierewiczu fanatyka, który jest kimś między Inkwizytorem a Dzierżyńskim”, a to już bardziej nam przybliża jego „wydanie” obecne.
Drugim „rozrywkowym” wątkiem jest ironiczne porównanie życia „przed” i „po” (s. 356-7):
„Cechą systemu komunistycznego było życie w bezpieczeństwie. Było to życie niewolnicze, więzienne ale bezpieczne. Każdy więzień wiedział dobrze, gdzie będzie spał i co będzie jadł. Życie w warunkachwolności jest zarazem życiem w ryzyku. Nasz wczorajszy więzień, dziś uwolniony, cieszyć się może światem bez krat, ale martwić się musi tym, że nie wie, gdzie będzie spał i co będzie jadł”.
Nie na próżno mój kochany ks. Józef Tischner pisał o „nieszczęsnym darze wolności”, a Leszek Kołakowski o ograniczaniu wolności wraz ze wzrostem bezpieczeństwa socjalnego;
Teraz bardzo wartościowa tyrada na temat „Solidarności” (s. 382):
„....”SOLIDARNOŚĆ” była po pierwsze ruchem na rzecz wolności obywatelskiej i demokracji politycznej; po drugie ruchem na rzecz suwerenności państwa i tożsamości narodu; po trzecie ruchem na rzecz praw świata pracy i jego emancypacji.
Każdy z tych nurtów rodził swoje patologie i krył w sobie przyszłe sprzeczności. Ruch na rzecz demokracji i swobód obywatelskich łatwo wyradzał się w inteligencki elitaryzm; ruch na rzecz tożsamości narodowej łatwo degradował się w ksenofobiczny nacjonalizm zespolony z religijnym integryzmem; ruch na rzecz praw i emancypacji świata pracy łatwo degenerował się w egoistyczny populizm...
...Dla ludzi mojej formacji osobistą tragedią stała się ewolucja „Solidarności” od związku, którego symbolami byli działacze formatu Bujaka czy Frasyniuka, do związku Zygmunta Wrzodaka. Jest to chyba najgłębsze z moralnych upokorzeń. Jak inaczej określić tę drogę: od syntezy najlepszych polskich wartości do faszyzującego bełkotu?”.
Michnik pisze też jotę w jotę to samo co Havel o 'kompleksie antydysydenckim', że wskutek tego, iż większość społeczeństwa nie była ani dysydencka, ani opozycyjna, lecz była konformistycznie przystosowana do ładu dyktatury, to dysydenci stali się wyrzutem sumienia. Bo to oni mieli odwagę i protestowali wśród powszechnego milczenia i konformizmu.
„Któż zaś lubi, gdy mu się przypomina czas, w którym nie był specjalnie fotogeniczny ?”. (s. 409).
Skoro padło nazwisko prezydenta Havla, to przypomnijmy (za Michnikiem – s. 186), że w czasie obrad polskiego Okrągłego Stołu odbyła się w Warszawie premiera jego sztuki, podczas gdy on siedział w czechosłowackim więzieniu, i na premierę demonstracyjnie przyszedł komunistyczny premier Mieczysław Rakowski. To dowodzi, że świat nie jest biało-czarny i że ferowanie lekkomyślnych osądów jest (delikatnie nazywając) dziecinadą.
Z całego tomu na szczególną uwagę zasługuje przemówienie Michnika wygłoszone w Centralnej Synagodze w Nowym Jorku, 19.IV.1991, pt " Solidarność z żydowskim losem", z okazji otrzymania Nagrody Shofara (s. 397).
Tuesday, 10 May 2016
Adam MICHNIK - "Polskie pytania" Dzieła tom III
Adam MICHNIK - "Polskie pytania" Dzieła tom III
ZAPEWNIAM, ŻE MICHNIKA WARTO CZYTAĆ. MOJA DETERMINACJA JEST WIELKA, A KAŻDY PRZEKONANY - MOIM SUKCESEM
Znowu, jak przy tomie I, obok dotychczasowej mojej, jedna krótka recenzja, ocen 5, średnia 5,6. a dla mojej recenzji rekordowa ilość plusów - 11, chyba najmniej z moich prawie 1100 recenzji.
Jeszcze raz, nieproszony, poniosę ten "oświaty kaganek", a każdy zachęcony do lektury będzie moim sukcesem.
Ten tom zawiera eseje powstałe w latach 1980 -86, część w więzieniach, a kończy go sławny "List do Kiszczaka", wysłany oficjalną pocztą więzienną 12.12.1983 r., oraz "Przed wyrokiem", przemycony z więzienia w Gdańsku w czerwcu 1985 roku. Nie o nich jednak będę, bo wielokrotnie były drukowane i są powszechnie dostępne, lecz głównie o próbach odpowiedzi na tytułowe pytania Czapskiego, Miłosza, Kołakowskiego, Słonimskiego, paru innych i samego Michnika.
Zacznę od gorzkiego proroctwa autora, napisanego w celi aresztu śledczego w Gdańsku, wiosną 1985 roku (s. 335):
„...po zwycięstwie „Solidarności” nie my zajmiemy miejsce w loży triumfatorów, nie nasze wypięte piersi przyozdobią ordery. Może znów będziemy kłopotliwym wspomnieniem czasu, w którym „Solidarność” ofiarować mogła tylko wyroki i odpoczynek w więziennych celach? Może pozostanie nam gorycz odtrąconych?”
Teraz już mogę przejść do ciekawych spostrzeżeń kulturalnych, które zaczynam od Józefa Czapskiego, a ściśle hrabiego Józefa Marii Franciszka Hutten – Czapskiego (1896 – 1993), syna hr. Jerzego Hutten - Czapskiego (196 – 1930) i Józefy Leopoldyny z hr. Thun – Hohenstein (1867 – 1903), wnuka hr. Emeryka Huttena – Czapskiego i hr. Friedricha Thuna, brata Marii Czapskiej, przyjaciela Jerzego Giedroycia, autora popularnych wspomnień „Na nieludzkiej ziemi”, zdolnego malarza, lecz przede wszystkim wielkiego patrioty. Jego wywód o kulturze narodowej znajdujemy u Michnika na str, 69:
„Każda kultura narodowa - przypomina CZAPSKI na marginesie lektury Prousta - ma swe dwa ogrody: ogród publiczny, prawie międzynarodowy, i ogród tajemny, sekretny, swoiście zaszyfrowany. Weźmy literaturę francuską: Romain Rolland byłby symbolem pierwszego z tych ogrodów, Proust - drugiego. Czy do współczesnej kultury polskiej da się zastosować te kryteria? Czy da się w ogrodzie publicznym umieścić Gombrowicz-dramaturga, Herberta, Kołakowskiego i Tischnera, Herlinga-Grudzińskiego i Mrożka? A w ogrodzie prywatnym, intymnym Miłosza i Gombrowicza (autora Trans-Atlantyku), Konwickiego, Brandysa (autora Romantyczności i Wariacji Pocztowych), samego Czapskiego wreszcie? Czy może jest inaczej, może współczesna kultura ma swe warstwy t w każdym z jej wybitnych dzieł jest ogród publiczny i prywatny zarazem?"
Korzystam z okazji i przytaczam fragment o stosunku Czapskiego do twórczości Matejki (s. 70):
„...Czapski godził się uznać zasługi Matejki w zakresie popularyzacji historii, jednak nie w dziedzinie malarstwa.. ...był on ilustratorem historii Polski, nie malarzem”
W rozważaniach o „sztuce narodowej” przywołuje el Greca (s. 71):
"….gdzie, w jakim narodzie, w jakiej szkole pomieścić tego geniusza? Grek z pochodzenia - do śmierci znać w jego malarstwie wpływy bizantyjskie, pobyt we Włoszech staje się decydującym w jego rozwoju (...) I ten właśnie malarz, o takim nawarstwieniu kultur, przyjeżdża do Hiszpanii i lepiej niż którykolwiek Hiszpan umie wyrazić ducha tego kraju, jego mistykę...”
Epizod z Czapskim kończę jego opinią o sławnym obrazie Podkowińskiego (s. 72):
„...Takiemu Francuzowi 'Szał' zdawać się musi udanym afiszem Casino de Paris - czy to jest polski romantyzm?...”
A że w rozdziale sporo było o polskim romantyzmie, to i Michnik dorzucił trzy grosze od siebie (s. 73): ..żyjemy.... "..wśród nieuchronnej egzaltacji i narodowych mszy za Ojczyznę"
W następnym eseju Michnik rozprawiając o „potędze ludzkiej wolności wyboru” cytuje Leszka Kołakowskiego (1927 - 2009) (s.87):
"Zamiast wolnych ludzkich podmiotów Bóg mógł stworzyć istoty niezdolne do grzechu, ale tylko za cenę pozbawienia ich wolnej woli, która nieuchronnie zawiera w sobie zarówno możliwość grzechu, jak i zniszczone akty jego popełnienia. I Bóg obliczył, że świat zamieszkany przez bezgrzeszne automaty wytworzy znacznie mniej dobra niż ten zawierający ludzkie istoty, które mając wolność wyboru mogą często wybierać zło (...) I to jest świat, w którym żyjemy".
Jeszcze jedną myśl Kołakowskiego wynotowałem z tego tomu, a że nie odbiega daleko od tematu, to ją teraz podaję (s. 218):
"Religia jest sposobem, w jaki człowiek akceptuje swoje życie jako nieuchronną porażkę..".
Dopuśćmy wreszcie do głosu autora, bo wiele jego sformułowań zachwyca. Np (s. 102):
"Polski intelektualista ma kondycję rejtanowską wpisaną w swe powołanie, bowiem los obdarzył go przywilejem mówienia w społeczeństwie zakneblowanym. Dzięki temu Rejtan jest wciąż obecnym partnerem nocnych polskich rozmów, a jego gest wciąż pozostaje normą etyczną i wezwaniem do godności"
W dalszej części Michnik mówi o „filozofii nieczystego sumienia” (s. 174):
„...lepiej m i l c z e ć i b y ć, niż usunąć się i zwolnić miejsce dla innych; inni będą gorsi...”
Przestrzega też przed pochopnym ocenianiem (s. 201):
„..Moralna strona każdego działania jest nieprzewidywalna i daje się zrozumieć o ocenić dopiero po fakcie..”
Miłosz jest u Michnika stałym gościem, a ja wybrałem to „miłoszowskie”, co wielu Polaków wkurza. Zacznijmy od uwagi emigranta, którą podaje w podobnej formie Janusz Głowacki, a ja też ją potwierdzam (s. 108)
"Polacy składali stosy najbardziej absurdalnych donosów do władz amerykańskich... ..każdy Polak jest śmiertelnym niebezpieczeństwem".
Śmiał się Miłosz z kompleksu wyższości Polaków wobec Rosjan (s. 125):
"..dzicz i moskiewskie paskudztwo. Tylko, że intelektualnie ta dzicz stoi bez porównania wyżej od oświeconych zachodnich Polaków.”
Wielokrotnie Miłosz oceniał uwłaszczenie polskich chłopów przez cara w 1864 roku, jako złośliwość wobec polskiej szlachty (i karę za Powstanie Styczniowe w 1863). Tutaj (s. 231) Michnik cytuje cały wiersz Miłosza pt „W praojcach swoich pogrzebani” z tom „Światło dzienne”, a ja wybieram interesujący nas wers:
„...Car im na przekór chłopów oswobodził...”
Wartościowa jest ocena Tadeusza Borowskiego przez Miłosza (s. 142):
(Miłosz) „Miał też rację, gdy przenikliwie postrzegał tragedię Tadeusza Borowskiego w kategoriach samotności między „gładką ścianą Wschodu” a murem polskim Ciemnogrodu”.
Michnik, który sekretarzował Słonimskiemu i był z nim bardzo zaprzyjaźniony, jest wyjątkowo dobrze zorientowany, w jego konflikcie z Miłoszem. Pisze o tym (s. 147):
(Słonimski) „....jednego tylko ataku gorzko żałował przez całe życie... ..ataku na Miłosza. Sam Słonimski pisał po latach: 'że kiedyś byłem małoduszny'..”
Skoro jesteśmy przy Panu Antonim, to cytuję za Michnikiem, jego znaną wypowiedź, po rejsie „Batorym” (s. 148):
„Wychylałem się, wychylam i będę wychylał. Ale za burtę nie wyskoczę”
Kończę recenzję myślą Ksawerego Pruszyńskiego (s 249 -250):
"Karmienie pamięci dokonanymi krzywdami nie jest myślą polityczną.... ...Dla Polski dobrze jest cierpieć i dobrze jest umierać. Ale nie jest dobrze w Polsce i dla Polski – myśleć"
Gorąco polecam wszystkie siedem tomów
ZAPEWNIAM, ŻE MICHNIKA WARTO CZYTAĆ. MOJA DETERMINACJA JEST WIELKA, A KAŻDY PRZEKONANY - MOIM SUKCESEM
Znowu, jak przy tomie I, obok dotychczasowej mojej, jedna krótka recenzja, ocen 5, średnia 5,6. a dla mojej recenzji rekordowa ilość plusów - 11, chyba najmniej z moich prawie 1100 recenzji.
Jeszcze raz, nieproszony, poniosę ten "oświaty kaganek", a każdy zachęcony do lektury będzie moim sukcesem.
Ten tom zawiera eseje powstałe w latach 1980 -86, część w więzieniach, a kończy go sławny "List do Kiszczaka", wysłany oficjalną pocztą więzienną 12.12.1983 r., oraz "Przed wyrokiem", przemycony z więzienia w Gdańsku w czerwcu 1985 roku. Nie o nich jednak będę, bo wielokrotnie były drukowane i są powszechnie dostępne, lecz głównie o próbach odpowiedzi na tytułowe pytania Czapskiego, Miłosza, Kołakowskiego, Słonimskiego, paru innych i samego Michnika.
Zacznę od gorzkiego proroctwa autora, napisanego w celi aresztu śledczego w Gdańsku, wiosną 1985 roku (s. 335):
„...po zwycięstwie „Solidarności” nie my zajmiemy miejsce w loży triumfatorów, nie nasze wypięte piersi przyozdobią ordery. Może znów będziemy kłopotliwym wspomnieniem czasu, w którym „Solidarność” ofiarować mogła tylko wyroki i odpoczynek w więziennych celach? Może pozostanie nam gorycz odtrąconych?”
Teraz już mogę przejść do ciekawych spostrzeżeń kulturalnych, które zaczynam od Józefa Czapskiego, a ściśle hrabiego Józefa Marii Franciszka Hutten – Czapskiego (1896 – 1993), syna hr. Jerzego Hutten - Czapskiego (196 – 1930) i Józefy Leopoldyny z hr. Thun – Hohenstein (1867 – 1903), wnuka hr. Emeryka Huttena – Czapskiego i hr. Friedricha Thuna, brata Marii Czapskiej, przyjaciela Jerzego Giedroycia, autora popularnych wspomnień „Na nieludzkiej ziemi”, zdolnego malarza, lecz przede wszystkim wielkiego patrioty. Jego wywód o kulturze narodowej znajdujemy u Michnika na str, 69:
„Każda kultura narodowa - przypomina CZAPSKI na marginesie lektury Prousta - ma swe dwa ogrody: ogród publiczny, prawie międzynarodowy, i ogród tajemny, sekretny, swoiście zaszyfrowany. Weźmy literaturę francuską: Romain Rolland byłby symbolem pierwszego z tych ogrodów, Proust - drugiego. Czy do współczesnej kultury polskiej da się zastosować te kryteria? Czy da się w ogrodzie publicznym umieścić Gombrowicz-dramaturga, Herberta, Kołakowskiego i Tischnera, Herlinga-Grudzińskiego i Mrożka? A w ogrodzie prywatnym, intymnym Miłosza i Gombrowicza (autora Trans-Atlantyku), Konwickiego, Brandysa (autora Romantyczności i Wariacji Pocztowych), samego Czapskiego wreszcie? Czy może jest inaczej, może współczesna kultura ma swe warstwy t w każdym z jej wybitnych dzieł jest ogród publiczny i prywatny zarazem?"
Korzystam z okazji i przytaczam fragment o stosunku Czapskiego do twórczości Matejki (s. 70):
„...Czapski godził się uznać zasługi Matejki w zakresie popularyzacji historii, jednak nie w dziedzinie malarstwa.. ...był on ilustratorem historii Polski, nie malarzem”
W rozważaniach o „sztuce narodowej” przywołuje el Greca (s. 71):
"….gdzie, w jakim narodzie, w jakiej szkole pomieścić tego geniusza? Grek z pochodzenia - do śmierci znać w jego malarstwie wpływy bizantyjskie, pobyt we Włoszech staje się decydującym w jego rozwoju (...) I ten właśnie malarz, o takim nawarstwieniu kultur, przyjeżdża do Hiszpanii i lepiej niż którykolwiek Hiszpan umie wyrazić ducha tego kraju, jego mistykę...”
Epizod z Czapskim kończę jego opinią o sławnym obrazie Podkowińskiego (s. 72):
„...Takiemu Francuzowi 'Szał' zdawać się musi udanym afiszem Casino de Paris - czy to jest polski romantyzm?...”
A że w rozdziale sporo było o polskim romantyzmie, to i Michnik dorzucił trzy grosze od siebie (s. 73): ..żyjemy.... "..wśród nieuchronnej egzaltacji i narodowych mszy za Ojczyznę"
W następnym eseju Michnik rozprawiając o „potędze ludzkiej wolności wyboru” cytuje Leszka Kołakowskiego (1927 - 2009) (s.87):
"Zamiast wolnych ludzkich podmiotów Bóg mógł stworzyć istoty niezdolne do grzechu, ale tylko za cenę pozbawienia ich wolnej woli, która nieuchronnie zawiera w sobie zarówno możliwość grzechu, jak i zniszczone akty jego popełnienia. I Bóg obliczył, że świat zamieszkany przez bezgrzeszne automaty wytworzy znacznie mniej dobra niż ten zawierający ludzkie istoty, które mając wolność wyboru mogą często wybierać zło (...) I to jest świat, w którym żyjemy".
Jeszcze jedną myśl Kołakowskiego wynotowałem z tego tomu, a że nie odbiega daleko od tematu, to ją teraz podaję (s. 218):
"Religia jest sposobem, w jaki człowiek akceptuje swoje życie jako nieuchronną porażkę..".
Dopuśćmy wreszcie do głosu autora, bo wiele jego sformułowań zachwyca. Np (s. 102):
"Polski intelektualista ma kondycję rejtanowską wpisaną w swe powołanie, bowiem los obdarzył go przywilejem mówienia w społeczeństwie zakneblowanym. Dzięki temu Rejtan jest wciąż obecnym partnerem nocnych polskich rozmów, a jego gest wciąż pozostaje normą etyczną i wezwaniem do godności"
W dalszej części Michnik mówi o „filozofii nieczystego sumienia” (s. 174):
„...lepiej m i l c z e ć i b y ć, niż usunąć się i zwolnić miejsce dla innych; inni będą gorsi...”
Przestrzega też przed pochopnym ocenianiem (s. 201):
„..Moralna strona każdego działania jest nieprzewidywalna i daje się zrozumieć o ocenić dopiero po fakcie..”
Miłosz jest u Michnika stałym gościem, a ja wybrałem to „miłoszowskie”, co wielu Polaków wkurza. Zacznijmy od uwagi emigranta, którą podaje w podobnej formie Janusz Głowacki, a ja też ją potwierdzam (s. 108)
"Polacy składali stosy najbardziej absurdalnych donosów do władz amerykańskich... ..każdy Polak jest śmiertelnym niebezpieczeństwem".
Śmiał się Miłosz z kompleksu wyższości Polaków wobec Rosjan (s. 125):
"..dzicz i moskiewskie paskudztwo. Tylko, że intelektualnie ta dzicz stoi bez porównania wyżej od oświeconych zachodnich Polaków.”
Wielokrotnie Miłosz oceniał uwłaszczenie polskich chłopów przez cara w 1864 roku, jako złośliwość wobec polskiej szlachty (i karę za Powstanie Styczniowe w 1863). Tutaj (s. 231) Michnik cytuje cały wiersz Miłosza pt „W praojcach swoich pogrzebani” z tom „Światło dzienne”, a ja wybieram interesujący nas wers:
„...Car im na przekór chłopów oswobodził...”
Wartościowa jest ocena Tadeusza Borowskiego przez Miłosza (s. 142):
(Miłosz) „Miał też rację, gdy przenikliwie postrzegał tragedię Tadeusza Borowskiego w kategoriach samotności między „gładką ścianą Wschodu” a murem polskim Ciemnogrodu”.
Michnik, który sekretarzował Słonimskiemu i był z nim bardzo zaprzyjaźniony, jest wyjątkowo dobrze zorientowany, w jego konflikcie z Miłoszem. Pisze o tym (s. 147):
(Słonimski) „....jednego tylko ataku gorzko żałował przez całe życie... ..ataku na Miłosza. Sam Słonimski pisał po latach: 'że kiedyś byłem małoduszny'..”
Skoro jesteśmy przy Panu Antonim, to cytuję za Michnikiem, jego znaną wypowiedź, po rejsie „Batorym” (s. 148):
„Wychylałem się, wychylam i będę wychylał. Ale za burtę nie wyskoczę”
Kończę recenzję myślą Ksawerego Pruszyńskiego (s 249 -250):
"Karmienie pamięci dokonanymi krzywdami nie jest myślą polityczną.... ...Dla Polski dobrze jest cierpieć i dobrze jest umierać. Ale nie jest dobrze w Polsce i dla Polski – myśleć"
Gorąco polecam wszystkie siedem tomów
Subscribe to:
Posts (Atom)