Wednesday 14 August 2019

Irène Némirovsky - „Gorąca krew”


Historia  autorki,  jak  i  tej  książki,  jest  niesamowita  i  warta  poznania,  a  sam  ograniczam  się  do  podania  niezbędnych,  podstawowych  danych.
Wikipedia:
„Irène Némirovsky (ur. 11 lutego 1903 w Kijowie, zm. 17 sierpnia 1942 w Auschwitz) – francuskojęzyczna pisarka pochodząca z rodziny rosyjskich Żydów.
Irène Némirovsky tworzyła we Francji, wydając z sukcesem kilka powieści. Dwie z nich zostały wkrótce po opublikowaniu sfilmowane. Po wybuchu II wojny światowej, z powodu swojego żydowskiego pochodzenia, trafiła do niemieckiego obozu obozu koncentracyjnego, przerywając tym samym prace nad zaplanowaną na pięć tomów Francuską suitą. Ocalony rękopis dwóch ukończonych części przez lata pozostawał w rękach  jej córek. Powieść ukazała się dopiero w 2004 roku, stając się we Francji wydarzeniem literackim..”.

Ze  wstępu:
„…„Gorącą krwią” nazywa Irene Nemirovsky zuchwałą ingerencję młodości w zakazane strefy naszego życia. To zew genów, ten zapał i entuzjazm, który tli się czasem przez lata, zanim wreszcie wybuchnie płomieniem i zniszczy wytrwale konstruowaną egzystencję. „Gorąca krew” to inne określenie miłości, „rozpalonych pragnień”, autodestrukcji. To ten „głuchy, ukryty ogień”, który niszczy Brigitte i Marca i rujnuje Silvia. To tajemnicza żądza życia, „uciążliwy i w sumie próżny trud, jaki zadaje sobie młodość”, to zagadkowe pragnienie, które niweczy prawe postanowienia, pokonuje fatalizm i burzy spokój zmysłów. Instynkt jest w stanie złamać nawet charakter zahartowany jak stal; cnota rozpala się do białości, po czym pada unicestwiona. „Każdego przynajmniej raz spotkał ogień, który zmienił i nienaturalnie zniekształcił bieg jego życia”…….”

No  cóż,   gorąca   krew   zagotowała  się  w  moich  starczych  żyłach,  lecz  dotrzymałem  do  ostatniego   słowa,  nie  jedząc,  nie  pijąc,  nawet  na  siusiu  nie  poszedłem  ani  razu.  Popielniczka  pełna  petów, a  na  zegarze  24.     Absolutna  bomba!   Przewidywalna  szmira  we  wszystkich  szczegółach!   Lepsze  od  „Trędowatej”  i  naszej  ziemianki  Rodziewiczówny!  A  do  tego  wspomnienia,  bo  sam  też,  ponad  pół  wieku  temu,  miałem  gorącą  krew!!   Gorąco  polecam,  w  kategorii  szmirowatych  romansideł  pewne  10/10

No comments:

Post a Comment