Wednesday 14 August 2019

Elizabeth STROUT - „Olive Kitteridge”


Elizabeth Strout (ur. 1956) - laureatka Pulitzera (2009) za "Olive Kitteridge"
Wikipedia:
„….. The book featured a collection of connected short stories about a woman and her immediate family and friends on the coast of Maine.  Emily Nussbaum of The New Yorker called the short stories "taciturn, elegant.”   In 2009, it was announced that the novel won the year's Pulitzer Prize for Fiction   … It was also a finalist for the National Book Critics Circle Awardthe same year.[ The book enjoyed widespread commercial success and Louisa Thomas, writing in The New York Times, said:
The pleasure in reading Olive Kitteridge comes from an intense identification with complicated, not always admirable, characters. And there are moments in which slipping into a character’s viewpoint seems to involve the revelation of an emotion more powerful and interesting than simple fellow feeling—a complex, sometimes dark, sometimes life-sustaining dependency on others. There’s nothing mawkish or cheap here. There’s simply the honest recognition that we need to try to understand people, even if we can’t stand them…”
Cha,  cha,  znowu  nie  muszę  się  wysilać,  bo  znalazłem  bratnią  duszę  na  LC,  która  była  odważniejsza  ode  mnie  i  dała  „bestsellerowi”  „Mam  na  imię  Lucy”  5/10,  wobec  moich  asekuracyjnych  6/10.   Tym  razem  i  w  gwiazdkach  i  w  treści  jesteśmy  zgodni,  a  pisze  ona  tak:
Katarzyna  Bartnicka  (8/10):
„Moja przygoda z Elizabeth Strout rozpoczęła się od "Mam na imię Lucy", niestety sprawiło to, że na jakiś czas mój zapał do tej autorki mocno osłabł, żeby nie powiedzieć, że oziębł, bo lektura nie zrobiła na mnie żadnego wrażenia. I dlatego do Olive Kitteridge podchodziłam bardzo ostrożnie z rezerwą, bez większych oczekiwań. Po prostu chciałam przeczytać jakąś książkę i przypadkiem trafiło na tę. A od tej książki oczekiwałam fajnej, zabawnej, dobrze napisanej historii i to dostałam, a nawet był pozawerbalny bonus w pakiecie. Bonus, który polega na tym, że troszkę głośniej krew szumi w żyłach, a oddech staje się szybszy, co oznacza wzruszenie.
"Olive Kitteridge" to raczej zbiór rozdziałów czy opowiadań, gdzie wspólnym mianownikiem jest Olive i jej rodzina. To w sumie różne pozornie niezależne od siebie historie, a główna bohaterka chwilami wyskakuje w nie niczym filip z konopi, a to wbrew pozorom dodaje jej tylko uroku. Czy chce tego czy nie ciągle kogoś ratuje, nawet jeśli nie zawsze zdaje sobie z tego sprawę. Nie wiem dlaczego, ale wyobraziłam sobie Olive jako osobę wysoką i chuda i straszne było moje rozczarowanie gdy przeczytałam o jej tuszy. Prawdę mówiąc cały czas jest szczupła. I to właściwie była jedyna wada tej książki. No cóż trudno, nikt nie jest przecież idealny. I dobrze.”
Dodam  tylko  że  Olivia  tylko z  pozoru  jest  „straszna”  (arogancka,  bezkompromisowa,  po  prostu  sucha  zołza),  a  w  trakcie  lektury  zdobywa  sympatię  czytelnika.   Bardzo  dobra,  niewymagająca  książka  dla  wszystkich.  8/10

No comments:

Post a Comment