Olgierd ŚWIERZEWSKI
- "12 moich żon"
Śmiertelnie niebezpieczne
związki
Zszokowany
wynikami na LC - 5,25 (4 ocen i 3 opinie) - szukam ciekawej
recenzji w internecie, nie udaje mnie się, a jedyne warte
przytoczenia znajduję na:
https://www.polskieradio.pl/7/173/Artykul/2156924,12-moich-zon-Rozterki-czystej-duszy
".....Książkowy
dziadek powtarzał swojemu wnukowi, że miłość to siła napędowa
ludzkiego życia. Autor powieści Olgierd Świerzewski w audycji
"Moje książki" przyznał, że wzorował postać Stanleya
na własnym dziadku.
-
Miałem to szczęście, że mój dziadek rzeczywiście był takim
człowiekiem. Nauczył mnie wiele, przede wszystkim tego, co ja
nazywam czystą, jasną duszą. Pewne ideały trzyma się w sercu,
mimo że świat nie wygląda tak różowo, jak to sobie wyobrażaliśmy
- mówił Świerzewski.
Główny
bohater jego książki wiedziony przesłaniem dziadka wikła się w
rozmaite romanse, próbując znaleźć prawdziwą miłość...."
Moje
starania wyjaśnienia niskich ocen wynikają z zachwytu
pierwszą książką tego autora - "Zapach miasta po
burzy", dla której 10 gwiazdek to za mało. No to
zaczynamy !!
W
trakcie lotu dwuosobowym samolotem bohater książki
relacjonuje całe swoje życie mordercy in spe. Bohatera, o
"czystej duszy", Malcolma Starskiego, ukształtował
dziadek Stan (Stanisław), były pilot RAF, wraz z babką –
Anną Gordon, a historią ich pięknej miłości wprowadza
nas autor w retrospektywną opowieść o "sile napędowej
życia" Malcolma tj miłości.
Dygresja:
„czyste dusze” kojarzą się z publikacją Instytutu
Witkacego pt „Witkacy!! czyste dusze w niemytej formie”
Rozwinięty
intelektualnie, rozpoetyzowany Malcolm,zostaje poddany ohydnej
seksualnej inicjacji zaaranżowanej przez ojca (s.40 – e-book)
„......
ojciec Malcolma miał inną koncepcję erotycznej inicjacji syna....
..zabrał syna w dniu jego osiemnastych urodzin do przykoszarowej
dziwki, intensywnie pachnącej tanimi perfumami kwiatowymi. Dla
Malcolma było to przeżycie zgoła inne i rozczarowująco krótsze
od obrazów, jakie stworzył w swej wyobraźni, w której odkrywał
rozkosz pierwszego palącego dotyku wspólnie z inkaską księżniczką
pośród zielonych, strzelistych iglic andyjskich szczytów....”
Ta
„inkaska księżniczka” obok wspomnianej wcześniej
„Obrony Sokratesa” i wschodu słońca porównanego z
obrazem Moneta, zapowiada inteligentną, świetną lekturę. I
tak jest faktycznie, a przyjemność zwiększa lekkość
stylu i wszechobecna ironia. Podkreślić też należy
zachowanie dobrego smaku w odważnym opisie przygód
erotycznych.
Nie
ujawniając treści przytaczam cytat, którym zbolały
Malcolm się pociesza (s.73):
„......miłość
to nic więcej, tylko somatyczne objawy nerwicy spowodowanej
tęsknotą za kimś bliskim...”
Malcolma
nerwicę płciową, trafnie określa płatny morderca O'Shea
(s.170):
„....–
W sumie, Starski, niezły z ciebie szajbus – odezwał się O’Shea.
– Masz w sobie jakiś urok, który baby wyczuwają. Tę
nieporadność w kontaktach z nimi rekompensujesz romantycznym
szaleństwem...”
No
więc Malcolm nawija mordercy o swoich 12 żonach, a ja
muszę pożalić się na konstrukcję książki. Mianowicie
Świerzewski przedstawia po kolei: Libankę, Włoszkę, Kenijkę,
Australijkę, Meksykankę, Hinduskę, Izraelitkę, Brazylijkę,
Amerykankę, Japonkę, Ukrainkę i Chinkę, parę stron o czym
innym i znowu krótka historia każdej w powyższej
kolejności. Mimo, że wypisałem sobie wszystkie, to i tak
mam trudności z zapamiętaniem równocześnie 12 historii
„cykanych” po kawałku. Może to moja skleroza, lecz wydaje
mnie się, że i młodemu czytelnikowi jest trudno pamiętać
12 równoległych wątków plus tajemnice alkowy uchylane
przez mordercę. Każda z tych historii jest niewątpliwie
ciekawa, lecz chyba wolałbym poznawać je kolejno całe.
Opis
tych 12 żon znajduję dużo dalej (s.940) w wypowiedzi
przyjaciela Malcolma:
„....–
Oszustka z Ukrainy, siostra arabskich terrorystów.. ..córka
chińskiego generała, niewolnica indyjskiego szefa celników,
dziennikarka, którą ściga mafia narkotykowa, izraelska pilotka,
zapłodniona przez ciebie kowbojka, Brazylijka zajmująca się czarną
magią, narkomanka ze Stanów, Włoszka, w której kocha się mafioso
z Sycylii, i Japonka pewnie na usługach yakuzy. Zapomniałem o kimś?
Kenijka hoduje tarantule?...”
Książka
jest wielowarstwowa: bohater Malcolm, neurotyk po pierwszym
nieudanym związku z nimfomanką, „samotny fiucina” (s.880)
jak o sam o sobie mówi, uosabia psychikę i lęki
przeciętnego mężczyzny, który za wszelką cenę szuka
bardziej stabilizacji niż miłości. Jest jednocześnie klamrą
spinającą fascynujące opowieści o tragicznych losach
„12 żon” - kobiet spragnionych miłości , jego własną
oraz płatnego mordercy. Wszyscy szukają akceptacji, a
mentalność bohatera przypomina „Jana Serce”. Ale ta
warstwa jest ledwie pretekstem do rozważań filozoficznych,
socjologicznych w szerokim tych tematów rozumieniu.
W
trakcie rozważań intelektualnych Świerzewski przemyca
rozbawiający mnie wpis (s.375):
„.......–
Nie zniżaj się do poziomu dyskusji z ludźmi pozbawionymi
elementarnego poczucia gustu i znajomości literatury. Ludzie, a
zwłaszcza ci dokonujący przypadkowych wpisów w internecie, są
zazwyczaj całkowicie pozbawieni empatii... ...Gdybym wpadł na
niedorzeczny pomysł i zaczął się przejmować tym, co tam
wysmarowano, musiałbym się zastrzelić....”
Dalej,
ciekawy wywód filozoficzny, z którego (z braku miejsca)
przytaczam tylko końcowe zdanie (s.380):
„.....Tym,
czym w ujęciu metaforycznym dla Dantego jest piekło, tym dla
Platona jest jaskinia, w której przykuci do ścian niewolnicy mogą
widzieć jedynie cienie tego, co dzieje się na zewnątrz.."
No
i pojawia się problem, bo autor rozkręcił się
intelektualnie tak, że mogę tylko sygnalizować ciekawe
kwestie, jak np (s.382):
"......–
Homer... ..nie planował w przeciwieństwie do Joyce’a napisać
dzieła uniwersalnego. Moim zdaniem, wyszło mu ono w sposób
niezamierzony. Oczywiście mógł się czegoś domyślać, ale
głównie pisał dzieło marynistyczne. A to, że tak jak Conradowi
czy Hemingwayowi udało mu się nadać historii metaforyczne
znaczenie, wyszło niejako przypadkowo, obok głównego
zamierzenia..."
Decyduję
się na wyeksponowanie cytatu z Seneki (s.389):
".....Jeżeli
nie wiesz, do jakiego portu płyniesz, żaden wiatr nie
będzie właściwy..”
Lektura
coraz ciekawsza, lecz z moją recenzją kiepsko, bo ilość
tematów przerasta moje zdolności recenzenta; teraz z innej
beczki (s.399):
„....marzenia
są objawem pychy i zaprzeczeniem słów: „Niech się dzieje wola
twoja”........”
I
jeszcze aktualny truizm (s.524)
„....Zwycięzców
nikt nie osądzi, bo to oni ustanawiają prawa i mianują
sędziów....”
Na
życie Malcolma ważny wpływ mają: praca w korporacji i
równoczesne prowadzenie audycji radiowej na wzór Jacka
Lucasa, (gra go Jeff Bridges) z filmu „Fisher King”. W
obu przypadkach prowadzący audycję ma nie do przecenienia
wpływ na psychikę słuchaczy, a w przypadku Malcolma staje
się przyczyną poznania części tytułowych żon. Przy
okazji polecam Państwu „Fisher Kinga”, bo to jeden z
najpiękniejszych filmów jakie widziałem w życiu. A co do
książki, przekroczyłem połowę i z przyczyn zrozumiałych
rezygnuję z dalszych cytatów.
Jednak
robię wyjątek dla hasła reklamowego towarzyszącego
„Powiększeniu” Antonioniego (s.688):
„....Czasem
rzeczywistość jest najdziwniejszą fantazją ze wszystkich...”
I
dla dewizy życiowej (s.917):
„.....Życie
jest po to, aby żyć, a nie oszczędzać je na później...”
Kwalifikowanie
książki nie ma większego sensu, bo jedni potraktują ją
jako romans, inni jako thriller a jeszcze inni jako książkę
przygodową. Ja widzę w niej chęć autora do przekazania
swoich przemyśleń na wszystkie tematy egzystencjalne. Nie
mam wątpliwości, że starania Świerzewskiego zasługują na
10 gwiazdek