Patrick K. O'Donnell (ur.1969)
Wikipedia:
"......is
a best-selling American author who has written eleven books on
military history. His most recent book is 'The
Unknowns: The Untold Story of America's Unknown Soldier and WWI's
Most Decorated Heroes Who Brought Him Home'....."
Ta
wydana w 2004 pod tytułem "Operatives,
Spies, and Saboteurs: the unknown story of the men and women of World
War II's OSS" (polskie
wydanie 2015) ma na LC 5,86 (7 ocen i 0 opinii).
OSS
to Office of Strategic Services (Biuro Służb Strategicznych)
- agencja wywiadowcza działająca w latach 1942 – 1946;
poprzednik CIA
Wstęp
nie zachęca, bo autor ma czytelnika za idiotę wygłaszając
taką maksymę:
„....szpiegostwo
z samej swojej natury nie może być uważane za «honorowe»,
«czyste», «prawe» czy «przyzwoite» […]. Stany Zjednoczone
zawsze szczyciły się tym, że nie korzystają z usług szpiegów, a
ich oficerowie wywiadu akredytowani w krajach zamorskich zawsze mają
nieskazitelnie czyste ręce”
Nim
uśmiech zszedł z mojego oblicza, wyczytałem:
„.......W
1940 roku Donovan pojechał za ocean jako oficjalny wysłannik
prezydenta Roosevelta, aby ocenić szanse Wielkiej Brytanii w
toczącej się wojnie. Mając nadzieję uzyskać amerykańską pomoc,
premier Winston Churchill zapewnił mu nieograniczony dostęp do
największych brytyjskich tajemnic obronnych i wywiadowczych....”
Nieograniczony
?? To Churchill zdrajcą ??? Ale to małe piwo przed
śniadaniem, jak mówił cieć w serialu „Dom”, bo mam
prawdziwą perełkę (s.25 – e-book):
„.....Jedna
z proponowanych misji miała polegać na zrzuceniu wydawnictw
pornograficznych do kwatery Hitlera, aby Führer się od nich
uzależnił....”
To
poniekąd uwiarygadnia powojenny zrzut stonki na PRL, ha, ha
!!!. Parę zdań
dalej o tych europejczykach, którzy podjęli ryzyko
współpracy z
wywiadem USA:
„....liczni
cudzoziemscy agenci zginęli, wypełniając swoje obowiązki, i po
wojnie nie doczekali się uznania ze strony OSS ani CIA....”
Fajnie
!! No to przystępujemy do szkolenia agentów m.in. przez
Fairbairna - „pogromcę z Szanghaju” (s.40):
„......„Pogromca
z Szanghaju” udzielił następującej rady, jak uwolnić się z
niedźwiedziego uścisku: „Żeby przerwać niedźwiedzi uścisk […]
rozluźnijcie mięśnie […] złapcie go za jądra. Ujarzmijcie go”.
Zapytany, czy typowy amerykański kursant niechętnie posługiwał
się „techniką Fairbairna”, ponieważ kłóciła się z
amerykańskim poczuciem sportowego zachowania, major Fairbairn
odparł: „Odczuwa wrodzony wstręt do tego typu walki...."
Panie
Patricku! A co z Indianami i Afro-Amerykanami? Co z
Ku-Klux-Klanem? Czy i dla nich łapanie za jaja przekraczało
ich wrażliwość ?? Wyszkoleni agenci doszli do perfekcji;
nauczyli się nawet wsypywać cukier do paliwa, by uszkodzić
silniki (s.45) !!! Ale......(s.48):
"........Major
Fairbairn uczył nas posługiwania się nożem i walki wręcz.
Niestety, jeden z rekrutów niechcący zabił drugiego podczas
pozorowanej walki”
Współczuję,
lecz przede wszystkim sobie, że stary, a głupi, bo nie
odłożył tego bełkotu po pierwszej stronie. PAŁA!!!!
No comments:
Post a Comment