Janusz A. Zajdel (1938-85)
wydał "Paradyzję" w 1984, a więc tuż przed
śmiercią. Wikipedia:
"....Utwór
należy do nurtu fantastyki socjologiczno-politycznej. Opowiada o
ziemskim dziennikarzu, odwiedzającym w celu napisania reportażu
tytułową Paradyzję – obiekt kosmiczny, który według
powszechnie obowiązujących poglądów, jest zamieszkanym przez
ziemskich kolonistów sztucznym satelitą planety Tartar. Powieść
pokazuje typową dla twórczości Zajdla wizję totalitarnej
antyutopii..."
Tytuł
kojarzy się z „rajem” oraz z warszawską knajpą
„Melodia” (byłym „Paradisem”)
Powiem
szczerze, że czytając w ciągu jednego tygodnia czwartą
książkę Zajdla odczuwam przesyt alegorycznej krytyki PRL.
Poza "Limes interior" Zajdel stał się
monotematyczny, podobnie jak wszyscy piewcy frazesów o
potwornościach totalitaryzmu. Niestety, nie można zostać
"drugim Lemem", zawężając tematykę do zniewolenia
i dezinformacji mas, jak i unikając głębszych przemyśleń
filozoficznych czy socjologicznych.
Na
LC znalazłem trafną ironiczną recenzję, oznaczoną godłem
„Piekar”:
„No
więc ja to widzę tak.
Imperialistyczny agent pod przykrywką literata infiltruje społeczeństwo Korei Północnej.
Dziękuję za uwagę."
Imperialistyczny agent pod przykrywką literata infiltruje społeczeństwo Korei Północnej.
Dziękuję za uwagę."
Problem
w tym, że aż tak źle, to w PRL nie było.
Jeszcze
na taką dystopię się załapujemy, ba, nawet się nią
zachwycamy, lecz mam obawy, czy za następne 30 lat
"Paradyzja" nie pójdzie w zapomnienie. Na razie
8/10,
No comments:
Post a Comment