Spotkał mnie zaszczyt ze
strony "Zespołu lubimyczytać.pl" oraz Wydawnictwa
Czarna Owca, jakim jest zaproszenie do zrecenzowania tej książki
z ewentualną możliwością wykorzystania mojej notki w
edycji planowanej na jesień br. W związku z tym nie
widzę sensu powtarzania wiadomości o autorce, jak i książce
podanych na portalu LC, gdyż zapewne znajdą się one
również na okładce książki bądź w przedmowie. Sądzę,
że zleceniodawcy oczekują zwięzłej merytorycznej oceny, bez
kopiowania obecnych w internecie. Postaram się spełnić te
warunki, a jednocześnie upoważniam niniejszym zleceniodawcę
do wszelkich przeróbek redakcyjnych.
No to zaczynam !
Chloe Benjamin ma
przypuszczalnie 29 lat , a debiutowała w 2014 książką pt
"The Anatomy of Dreams", a ta jest z 2018.
Jej bohaterowie nie mają
wyboru, bo zawisł nad nimi miecz Damoklesa. Pozostaje tylko
kwestia wiary w niego, a więc problem jest "hiobowy"
lub ujmując lapidarnie słowami szlagieru: czy warto "z
losem się droczyć?". Warto więc przytoczyć uwagę
Leszka Kołakowskiego:
"....„gdyby
Hiob nie uwierzył, że to Bóg zesłał na niego
chorobę, poszedłby do dermatologa, a nie czekał na
Boskie zmiłowanie”
Nowojorska
żydowska rodzina Goldów, czyli żyjąca w diasporze, której
ojciec Saul systematycznie czyta Torę, a o dziadku Lwie
czytamy (e-book s.260):
„....Brak
własnego miejsca na świecie Lew rekompensował rytmem halachy:
codzienną modlitwą, cotygodniowym szabatem, corocznymi obchodami
świąt. Ich kultura żyła w czasie. To w czasie, nie w miejscu,
mieli swój dom....”
Halacha
to (Wikipedia):
„....cały
zbiór przykazań religijnych stanowiący jedną z trzech głównych
gałęzi żydowskiej ustnej tradycji...."
Trudno
byłoby tu nie wspomnieć o roli tradycji w życiu
żydowskiej rodziny w przejmującej pieśni Tewji Mleczarza w
"Skrzypku na dachu" wg Szolem Alejchema.
Naturalny
bunt dzieci przeciw tradycji czyli wartościom narzucanym
przez rodziców, owocuje pomysłem poznania dat swoich
śmierci z przepowiedni obcej im kulturowo wieszczki,
poleconej przez kolegów z podwórka.
Dzieci (7 do 11 lat) chcą
poznać swój „koniec”, bo są dziećmi i nie zdają
sobie sprawy z ewentualnego wpływu przepowiedni na ich
życie. Oczywiście mogłyby o tym zapomnieć, ale.....
Po śmierci pierwszego z
rodzeństwa przypomniała mnie się sentencja z ostatnio
czytanych Świerzewskiego „12 moich żon”:
„.....Życie
jest po to, aby żyć, a nie oszczędzać je na później.."
Ta
maksyma przyświecała Klarze, ktora pomogla Simonowi w
samorealizacji. Presję rodziny (czytaj tradycji) na Klarę
kwituje jej hinduski partner (s.275)
".....–
Wiem, że to twoja rodzina... ....Ale gdybyście nie byli
spokrewnieni, też byś ich nie lubiła..."
Rodziny
nie trzeba lubić, rodzinę się ma...
Przy
drugiej śmierci powraca pytanie, czy znajomość
przepowiedzianej daty miała decydujący wpływ?
Historię
trzeciego z rodzeństwa autorka zaczyna podkreśleniem
odejścia i jego od "tradycji":
"......Siedział
w stołówce uniwersyteckiej i jadł kanapkę z szarpaną
wieprzowiną. Gertie dostałaby zawału, gdyby zobaczyła, że syn
zajada się świniną...."
Daniel
formalnie porzucił wiarę, mimo to stwierdza (s.328):
"......–
W pewnym sensie uważam religię za szczytowe osiągnięcie
ludzkości. Tworząc Boga, wykształciliśmy zdolność kontemplacji
własnych słabości – i wyposażyliśmy go w wygodne furtki,
dzięki którym możemy wierzyć, że mamy ograniczoną kontrolę nad
własnym życiem. A prawda jest taka, że większości ludzi
odpowiada pewien stopień życiowej niemocy. Ale moim zdaniem mamy
kontrolę – mamy jej tyle, że śmiertelnie nas to przeraża.
Bardzo możliwe, że Bóg to najcenniejszy dar, jaki sprawił sobie
gatunek ludzki. Dzięki niemu nie postradaliśmy zmysłów...."
Pozostała
przy życiu Varya pracuje nad przedłużeniem ludzkiego
życia. To pozwala autorce na filozoficzne rozważanie sensu
wyboru (s.589) "przetrwania zamiast życia", tj
racji krótkiego intensywnego, spełnionego życia jak Simon
przeciw racjom wegetacji jak Varya, której syn stawia
zarzuty (s.591):
"......
– To ty próbujesz sobie udowodnić, że świat jest racjonalny,
jakbyś mogła zrobić cokolwiek, żeby zyskać przewagę nad
śmiercią. Mówisz sobie, że oni umarli, bo x, a ty żyjesz, bo y,
i że te dwie rzeczy wykluczają się wzajemnie. A dzięki temu
możesz uwierzyć, że jesteś mądrzejsza, że jesteś inna. Ale tak
naprawdę jesteś tak samo nieracjonalna jak oni. Twierdzisz, że
jesteś badaczką, używasz ładnych słów, takich jak
„długowieczność” i „zdrowe starzenie”, ale znasz
najbardziej podstawową zasadę istnienia – „wszystko co żyje,
musi umrzeć” – i chcesz ją przepisać po swojemu...."
Nie
zdradzając szczegółów fabuły powiem tylko, że ta
egzystencjalna opowieść o żydowskiej rodzinie kończy się,
mimo tragicznych zgonów spowodowanych poniekąd idiotyczną
cygańską wróżbą, typowym amerykańskim happy endem i
„dobrą radą” dla czytelników (s.606):
"...Nie
możesz iść przez życie, ciągle myśląc, że to twoja wina.
Musisz sobie wybaczyć. Inaczej nie będziesz w stanie żyć – to
nie będzie życie...."
Reasumując:
czyta się świetnie, książka spodoba się szerokiej
rzeszy czytelników, wysiłek intelektualny młodej autorki
doceniam, lecz po pierwszych stronach spodziewałem się
większej głębi i wyższego poziomu intelektualnego, bo
wplątanie w fabułę samych w sobie bozonów Higgsa to za
mało na tak poważny temat.
BESTSELLEREM
to jest na całym świecie, więc i w Polsce będzie, do
czego z chęcią rękę przykładam stawiając 9/10
PS
Jeszcze tytuł tj nowotwór językowy. Czyżby chodziło o
nieprzemijające, ”nieśmiertelne” wartości cenione w
tradycyjnej rodzinie żydowskiej?
No comments:
Post a Comment