Pozwolę sobie przypomnieć,
co pisałem w
recenzji „Księżyc nad Taorminą”:
„Ligocka (ur. 1938) popularna jest od "Dziewczynki w czerwonym
płaszczyku" (2001), którą i ja
czytałem, lecz nie recenzowałem
jeszcze żadnej z jej książek. A że teraz robię to po raz pierwszy, to zacznę od
autorki.
Podaję za Wydawnictwem Literackim:
"Roma Ligocka, pochodzi z żydowskiej rodziny Abrahamenów mieszkającej od wielu pokoleń w Krakowie. Wraz z najbliższymi przeżyła likwidację getta krakowskiego schowana w kryjówce pod sklepem z farbami. Pod przybranym nazwiskiem Ligocka, Roma wraz z matka została ukryta przez polską rodzinę.
Po wojnie studiowała malarstwo i scenografię na krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych. Pierwszą wystawę artystki zorganizował Piotr Skrzynecki pod koniec lat 50-tych w "Piwnicy pod baranami"...".
Powyższe potrzebne mnie było do przedstawienia swojej uwagi, że Ligocka - malarka, kostiumolog i scenograf, ma zdolność plastycznego mówienia o niczym,,,,,”.
Podaję za Wydawnictwem Literackim:
"Roma Ligocka, pochodzi z żydowskiej rodziny Abrahamenów mieszkającej od wielu pokoleń w Krakowie. Wraz z najbliższymi przeżyła likwidację getta krakowskiego schowana w kryjówce pod sklepem z farbami. Pod przybranym nazwiskiem Ligocka, Roma wraz z matka została ukryta przez polską rodzinę.
Po wojnie studiowała malarstwo i scenografię na krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych. Pierwszą wystawę artystki zorganizował Piotr Skrzynecki pod koniec lat 50-tych w "Piwnicy pod baranami"...".
Powyższe potrzebne mnie było do przedstawienia swojej uwagi, że Ligocka - malarka, kostiumolog i scenograf, ma zdolność plastycznego mówienia o niczym,,,,,”.
Albo o
wszystkim, albo inaczej:
o wszystkim co
leży na sercu,
a wysłowić trudno.
Ta książka (2006)
jest o 5
lat wcześniejsza od
„Księżyca...” (2011), lecz zasługuje
na podobne komplementy.
Do tego jej
szkice ilustrujące tekst...
. A teksty
zebrane tu, drukowane
były w miesięczniku
„Pani” w latach
2004 – 2006.
A ja,
że stary, to
refleksję o starości
przytoczę (s.9):
„....Z
wiekiem człowiek dobrze
poznaje siebie, umie
więc coraz lepiej
z sobą postępować,
ma już wypracowane
swoje własne kruczki
i sposoby. Może
dla tego, kiedy
już się to
wszystko umie, tak
nie chce się
rozstawać z tym
światem, z samym
sobą...”
Szczególnie gdy
„sobę” się polubiło!!
Jak wiadomo człowiek
realizuje się przez
drugiego człowieka, a do tego
wystarczy........ (s.106):
„.....Wystarczy,
aby choć czasem
poczuć się niezbędnym,
wystarczy usłyszeć: ‘Dobrze,
że jesteś’ – usłyszeć od
kogokolwiek – aby doznać tego
dojmującego uczucia istnienia
i niepowtarzalności własnej
osoby....”
Co tu
gadać? Gorąco polecam!
8/10
No comments:
Post a Comment