Czytając „Moje
młode lata” Rubinsteina,
zajrzałem do tej
recenzji ze względu
na znamienny incydent
z 1945 roku i
przy okazji zauważyłem
przerażający brak zainteresowania tą
REWELACYJNĄ pozycją na
LC 8,7 (10 ocen i
3 opinie), jak
i małą ilość
plusów danych mojej
recenzji cztery lata
temu, gdy to
dopiero startowałem i
miałem mało znajomych.
Ze względu na
to, że to
pozycja WYBITNA, postanowiłem moją
recenzję rewitalizować, by o
tej książce prypomnieć.
Poniższa recenzja jest
bez poprawejk, w
formie sprzed 4 lat
Książka przedstawiająca OBIEKTYWNIE,
RZETELNIE, UCZCIWIE współczesną
historię Polski i
dlatego ją polecam
jako ODTRUTKĘ zainfekowanym RUSOFOBIĄ,
POLSKĄ MEGALOMANIĄ i
KSENOFOBIĄ
Dżadża /ang. „jaja”/
zaczynają się już
we wstępie: interwencja
policji u autora-staruszka /rok 2006/ /str.8/
„Było doniesienie,
że pan Jasio (!)
chce popełnić samobójstwo”.
Zaraz, zaraz – Joanna wybucha
- co wy do
tego macie ?. A
on: „Wszyscy jesteśmy
katolikami, a samobójstwo
to grzech śmiertelny”.
A więc to
tak: mamy już
w Polsce policję
religijną, działającą zgodnie
z Magisterium Kościoła
Katolickiego. Dziwne, co ?”
Wielość dykteryjek powala
i wskutek tego
nie mam koncepcji
jak pisać opinię,
by nie pogubić
„perełek”. Zacznę od
cytatów, a potem
pomyślimy o formie.
Zaczynam smutno: / str.15/
„..Dziś nikt
się nie wstydzi,
że tylu rodaków
jest bez pracy
i że kiepsko
im się żyje.
Żyjemy w obcym,
bezwstydnym kraju....”.
Rozdzialik 2 „Bić Żyda”,
traktujący o antysemityzmie w
przedwojennym harcerstwie kształtowanym
przes NSZ, jak
i w samym
NSZ-ecie kończy trafna
uwaga; /str.17/
„Lewica, gdy
dorywa się do
nadmiernej władzy, staje
się grożna i
nawet zbrodnicza. Jednak
prawica nie tylko
jest tak samo
grożna i równie
zbrodnicza, ale zaledwie
dorwie się do
władzy to juz
marzy, aby gnać
przez Błonia na
krakowski Kazimierz i
bić, bić bić
Żyda !”.
Po ponurym początku
czas na pogodę,
a ona nadchodzi
z pięknym wspomnieniem
o Zofii Morawskiej,
o księdzu Marylskim,
w ogóle o
Laskach w rozdziale
4 pt „Laski”.
Wielką wartość „Dykteryjek...” stanowią
obiektywne stwierdzenia, bez
ulegania obecnej propagandzie,
nazywanej „political corectness”. I
tak mamy stwierdzenie
o Stalingradzie: /str.24/
„ ..’STALINGRAD’ stał
się NADZIEJĄ całego
świata. Taka była
prawda, choć dziś -
po
latach - NIE WYPADA
wspominać o tym
mieście, bo przecież
ten ohydny Stalin...”. /podk.moje/
Bardzo istotne jest
przypomnienie reakcji świata
na zbrodnię katyńską: /str.25/
„Gdy 13 kwietnia
1943 Niemcy pokazują
na cały świat groby
polskich oficerów, zamordowanych
w 1940 przez
Sowietów - cały
antyhitlerowski swiat twardo
mówi: „Nie z
nami te numery,
panie Brunner !”. Świat
powtarza za Rządem
Radzieckim: to Niemcy
popełnili ten mord,
a teraz chcą
ohydnym oszczerstwem przerzucić
swoją zbrodnię na
Rosję. Nawet jeśli
ktoś wiedział, kto
mordował Polaków w
Katyniu, to i
tak by tego
nie powiedział. SOWIECI
od 1941 BYLI
ALIANTAMI...” /podk.moje/
W tym rozdziale
również o manifestacyjnym zachowaniu
Rubinsteina, gdy dla
Polski ZABRAKŁO MIEJSCA
w ONZ: /str.26/
„..25 czerwca 1945
w San Francisco
powołano do życia
Organizację Narodow Zjednoczonych
i wtedy 50
państw podpisało Kartę
Narodów Zjednoczonych. Ale
na tej uroczystości
nie było flagi
polskiej... ..Sytuację uratował
Artur Rubinstein. Poprosili go,
aby otworzył tę
uroczystość, a on
stanął przy fortepianie
i powiedział: „Zagram
hymn mojego narodu,
który pierwszy chwycił
za broń przeciwko
złu, a którego
flagi nie ma
tu na Sali”.
I zagrał „Jeszcze
Polska nie zginęła”.
I to jak
zagrał !”.
Nie rozumiem użytego
tu sformułowania „uratował”,
bo niby co
miał uratować ? Chyba
raczej zaprotestował, czy
też zademonstrował swoje
oburzenie. Nim powstała
ONZ, mieliśmy jednak
Powstanie Warszawskie dyskutowane
„ad usranem
mortem”. Posłuchajmy trzeżwego
głosu Kulmy, który
uczestniczył w nim: /str.33/
„Więc to
wszystko nie miało
sensu ? Chyba nie miało....
..załóżmy, że Powstanie
wygraliśmy, że Niemcy uciekali
z Warszawy, aż
się za nimi
kurzyło. No i co? Za
kilka miesięcy, albo
i wczesniej, weszliby
Rosjanie i zrobili
to samo, co
zrobili w Wilnie.
Czyli wcieliliby Polaków
do Armii Kościuszkowskiej, a
niepokornych wysłali na
białe niedżwiedzie, najbardziej
zaś opornych – rozstrzelali. Nie
ma sensu doszukiwać
się sensu w
Powstaniu. Musiało być
jako coś koniecznego...”
Nigdy nie mogłem
zrozumieć irracjonalnego strachu
przed „ruskimi”, wskutek
którego uciekałem jako
jednoroczny bobas z
warszawskiej Saskiej Kępy
do odległych ok.100
km, położonych w
lasach - Bobrowiec koło
Mszczonowa. O tym
strachu pisze Kulma
w 11 Rozdziale: /str.37/
„to całkiem
niepojęte, ale bardziej
baliśmy się Rosjan,
niż Niemców, których
poznaliśmy przecież z
najgorszej strony. Bo
jednak Niemcy to
NASZA EUROPA, nasz
świat. Prawda, że
mordowali, ale oni
nie kradli, nie
gwałcili. Tak to
czuliśmy i z
lękiem czekaliśmy na
tych ZE WSCHODU,
NA TĘ DZICZ....”
/podk.moje/
Z „ruskimi” przyszli
Polacy /str.38/;
„...którzy przeżyli
KATORGĘ na wschodzie
i teraz wracali
do ojczyzny. Ale
tak już zostało
na zawsze, że CI, CO PRZYSZLI
jako armia ZE
WSCHODU, TO GORSI
POLACY. PRAWDZIWI POLACY
WALCZYLI POD MONTE
CASSINO! GŁUPI JESTEŚMY
W NASZYCH ZAPIEKŁYCH
UPRZEDZENIACH.” /podk.moje/
I AK-owiec Kulma,
przedstawiciel polskiej inteligencji,
pochodzący z „dobrej”
rodziny, kończy rozdział słowami,
które wyjąl z
moich ust: /str.39/
„... kto dzisiaj
mówi, że w roku 1945
wpadliśmy z deszczu
pod rynnę i
że Polska z okupacji niemieckiej
dostała się pod
jeszcze gorszą okupację
sowiecką - to mówi
NIEPRAWDĘ. NIE WYPADA
TAK MÓWIĆ” /podk.moje/
90-letniego autora stać
na rozbrajajacą szczerość
i bezkompromisowość. Widzimy
to w porównaniu
Krakowa i Warszawy,
które kończy stwierdzeniem : /str.45/
„Krakowianie nie
przeżyli koszmaru wojny.
Żyli sobie jak
w raju. A
generał Koniew ominął
Kraków i całe
miasto nie straciło
ani jednego domu.
Kraków nie brał
udziału w wojnie.
A po wojnie,
w ramach nadrobienia
tej wygodnej kolaboracji,
okazywał swoją bojowość /nieco spóżnioną/,
dzielnie manifestując antyradzieckość i
antyreżimowość. Taki był
krakowski patriotyzm. A
Warszawa ? Cały jej
wojowniczy patriotyzm wyczerpał
się w czasie
wojny i Powstania.
Teraz CHCIAŁA ODBUDOWAĆ
STOLICĘ I KRAJ....” /podk.moje/
Dolewa oliwy do
ognia, kpiąc:
„Ale dziś
należy chwalić patriotyzm
krakowski. Krakowianie potrafili
robić takie piękne
protesty ! I POGROMY”.
/podk.moje/
W 1945 Kulma
podejmuje studia, i
już mamy „perełkę:
porównanie „i” z
rachunku zespolonego /czyli pierwiastek
kwadratowy z minus
jeden/ z Akwinaty
„est qui
est, et quid
est nescimus” /jest który jest,
a czym jest
nie wiemy/. Przyjemnie jest
poczytać erudytę.
W rozdziale 18 autor
opisuje przebieg rozmowy
w 1949 z
Andrzejewskim i podaje konkluzję
jaką z niej
wyciągnął: /str.54/
„Zrozumiałem, że
JAŁOWA wrogość antyradziecka
to strata życia
i zostawienie Polski
na pohybel. I
choć wszyscy -
łącznie z Kremlem
panującym nad całym
obozem - są
przeciwko nam, to
my musimy robić
swoje. I to
robić skutecznie! I
żeby tym razem
Polak był mądry
przed szkodą”. /podk.moje/
Autor lubi czasem
komuś łatkę przypiąć,
a ja to
z lubością wychwytuję;
i tak mam,
na str.70, mówiąc
o kpt. Żytyńskim, kierowniku
literackim DWP, dodaje:
„...wuj satyryka
- pożal się
Boże! - niejakiego Marcina
Wolskiego..”. cha! cha!
Prztyczka też daje
IPN-owi wykazując jego
niewydolność w porównaniu
ze służbami z 1953 r /str.72/;
„..współczuję panom
pracującym w Instytucie
Pamięci Narodowej. Bo
ich pamięć kończy
się na teczkach
usbeckich, esbeckich i
na Informacji Wojskowej.
Oni muszą ślęczeć
w pocie czoła
nad faktami, które
dla mojej informacji
wojskowej były w
zasięgu telefonu. A
oni dzisiaj nie
mogą nawet marzyć
o tym, co
moja informacja wojskowa
mogła wyśledzić. IPN
nigdy nie dotrze
do tych prawdziwych
agentów radzieckiej ambasady,
i tajnych współpracowników KGB i
GURU,.. i tajnych
agentów sekretarza KC
PZPR. No i
przede wszystkim nikt
dzisiaj nie dojdzie
do tych najważniejszych tajnych
wtyczek – osobistych wtyczek Bermana”.
Przykrą prawdę nam
serwuje porównując sukcesy
nasze w PRL-u
z obecnymi” /str.73/
„Po wojnie
nie sprzyjały nam
warunki. Sprzedano nas pod
kuratelę Moskwy i świat
cały to zaklepał.
Ale właśnie w
tych kiepskich czasach
był istny wysyp
talentów sportowych. Ba,
zrodziło się nam
pokolenie ludzi utalentowanych. Teatr
aż pękał od
wielkich aktorów, reżyserów, scenografów. W
filmie stworzyliśmy Polską
Szkołę Kina. W
plakacie byliśmy w
czołówce świata.... ..Żal
tylko, ze tak
było wtedy, a
skończyło się, kiedy
Polska stała się
wreszcie wolna. SMUTNE,
ŻE TERAZ TEJ
WOLNEJ POLSCE JAKOŚ ZABRAKŁO
WIELKICH TALENTÓW. Choć płaci
się za to
krocie pieniędzy. Widocznie
nie wszystko można
kupić...”.
Po 1956, trochę
lżej; Kulma przypomina dowcip
z tego okresu /str.79/: Bar
mleczny.
„Kto prosił ruskie?” „-Nikt
nie prosił, same
przyśli”.
I w
tym rozdziale /27-ym/ pamięta
o IPN-ie: „...Instytut PAMIĘCI
Narodowej usiłuje zniszczyć
całą PAMIĘĆ o
naszym kraju”. /podk.moje/.
Lata 60-te Kulmowie
robią „karierę”, co
Joanna komentuje dwuwierszem: „Bo człowiek
życie dać gotów/
za uznanie w
oczach idiotów”.
I tak dotarliśmy
do części epickiej,
którą czyta się
z równą przyjemnością
i „na luzie”, a
ja zmęczony wyławianiem
„perełek” z dokumentowania dalszych
połowów zrezygnowałem.
PS Poza opublikowaną
recenzją dopisałem następujące
uwagi:
W rozdziale 44 pt
„Człowiekiem ona
była”, poświęconym „stalinówce”,
symbolowi zła, Wandzie
Wasilewskiej, szczegółowo podaje,
jak bardzo ona pomagała Polakom
w repatriacji, mimo
upływu, w wielu
przypadkach, 150 lat
od czasu zsyłki
ich rodzin.
W rozdziale 61
pt „Prawdziwi Polacy”, sam
tytuł definiuje o czym mowa.
Zaczyna się oskarżaniem
przez emigracyjnych, angielskich
„prawdziwych polaków” /ja zawsze
piszę małymi literami,
bo to nie
narodowość, lecz charakter/
elit intelektualnych w
Kraju o „kolaborację
z reżimem”, a
kończy retorycznym pytaniem: /str.156/
„....uciekliśmy od
Prawdziwych Polaków z
Birmingham. A dokąd
mamy dziś uciekać
od Prawdziwych Polaków,
od których teraz
zaroiło się w
kraju ?”
W rozdziale 64 pt „O
roku ów”/1968/ cudowne
koligacje. Kulmowie podpadli
Kilańskiemu /mężowi
Szaflarskiej, a wtedy
z kolei Gałczyńskiej/. Pomoc
znajdują u Lechickiej:/str.162/
„Bo
Ania Lechicka, wzruszona
naszą historią, opowiedziała
wszystko mężowi, czyli
Kuśniewiczowi, a Kuśniewicz
urzęduje w redakcji
„Literatury na świecie”
i ma biurko
koło Putramenta, który
telefonuje do Kraśki,
sekretarza KC....”
A ten jest
wszechwładny.
Bardzo otrzeżwiający dla
uprawiających kult Kolbego
winien być fragment
z rozdziału 66,
gdzie Kulma wspomina
tego antysemitę i
faszystę: /str.164/
„Mnie odżyły
wspomnienia z lat
trzydziestych, kiedy kolega
przyniósł do szkoły
„Rycerzyka Niepokalanej”, a
całe gimnazjum zbiegło
się, aby zobaczyć
tego głupca, co
czyta PRAWICOWO-OENEROWSKA PRASĘ
MAKSYMILIANA KOLBEGO...” /podk.moje/
Nie mogę pominąć
też słynnego pytania
Gierka kończącego ten
rozdział /str.165/
„”Towarzysze pomożecie ?”.
A wielotysięczny tłum
odpowiedział „Pomożemy”. Dziś,
po latach, kpi
się z tego,
wyśmiewa, ale wtedy
była to ZAPOWIEDŻ
nowej polszczyzny, NOWEGO
UKŁADU WŁADZY ZE
SPOŁECZEŃSTWEM....” /podk.moje/
W końcówce rozdziału 72
pt „Wielki Guru” tzn
Adam SCHAFF, czytamy
o tytułach tego
Wielkiego Człowieka: doktor
h.c. uniwersytetu w Paryżu,
Wiedniu, Madrycie, Szef
Europejskiego Ośrodka Nauk
Społecznych w Wiedniu.
Na dalszych stronach
dominuje część opisowa,
tak, że ja
odnotowuję dopiero b.
ciekawy rozdzial 111
o Opus Dei /b.krytyczny/, jak
również 112 pt „Jak
Polak z Polakiem”
o stosunkach
na Litwie, kończący
się słowami: /str.265/
„Dziwnie Polakowi
rozmawiać z Polakami
na Litwie. Dla
większości z nich
Litwini to mordercy
w czasach Drugiej
Wojny Światowej, a
teraz okupanci naszych
prapolskich ziem. I trudno
tłumaczyć, że Wilno
przez wieki było
stolicą Wielkiego Księstwa
Litewskiego, a dopiero
w roku 1920
Żeligowski zrobił prawdziwy
zajazd, czyli NAPAŚĆ
i włączył Wilno
do Polski.... ..Teraz
Litwini żyją z
Polakami jak pies
z kotem. Obie
strony stosują wobec
siebie chwalebną zasadę:
wet za wet,
oko za oko, ząb
za ząb.... ..i
tylko smutek człowieka
ogarnia, że w
tej diabelskiej sprawie
żywy udział bierze
Kościół, bo na
tym Pan Bóg
żle wychodzi..”
Kulmę /i mnie/
najbardziej obchodzi Polska
i dlatego też
zakończę refleksją ze
str.313:
„Taki rozlam
w kraju to
przykra rzecz. A
tym bardziej głupia,
że dzieje się
w momencie, kiedy
wreszcie uwolniliśmy się od półwiecznej
zależności od bloku
radzieckiego i kiedy
sami o sobie
możemy decydować. Niby
jesteśmy sami, ale
już nie sami,
bo jedni sami
przeciwko drugim samym...”
No comments:
Post a Comment