Joe Fielding
(ur.1945), z „mojego”
Toronto wykazuje wyjątkową
hucpę, skoro w
Wikipedii czytam:
„…Discussing her novels with the
Toronto Star in 2008, she said
"I might not write fiction in the literary sense. But I write very well.
My characters are good. My dialog is good. And my stories are really involving.
I'm writing exactly the kind of books I like to write. And they're the kind of
books I like to read. They're
popular commercial fiction. That's what they are." …..”
Pisze
świetnie, jej bohaterowie
- świetni, dialogi
też świetne, a jej książki
zadawalają ją i jako autora,
i jako czytelnika.
A ta zgraja
od Nobla, Bookera
i innych nie
wiadomo czemu nagrody
nie dają.
Miałem
z jej wytworem
raz do czynienia,
mianowicie z „Laleczką”
z 2005 roku,
doznałem obrzydzenia i
postawiłem PAŁĘ.
Teraz
musiałem się ustosunkować
do tej z 1991
roku, bo
moja żona, sama
niezachwycona lekturą, była
ciekawa mojego zdania.
No
to wynudziłem się
potwornie pierwszymi 50
stronami, resztę przekartkowałem i
wygłosiłem uwagi:
Temat
amnezji został w
literaturze wyeksploatowany, a jak ktoś
to lubi, to niech
lepiej popłacze przy
„naszym” „Znachorze”. Również
temat molestowania własnej
córki został definitywnie
załatwiony ponad 200
lat temu wyrafinowaną
opowieścią de Sade „Eugenie de
Franval” w której
zboczony tatuś przez
kilkanaście lat kształtował
osobowość córki na
idealną kochankę.
Nie
zamierzam walczyć z
całym światem, więc
widząc wynik na LC
7,46 (526 ocen i 67 opinii), mówię tylko
„YOUR CHOICE”, a
sam wracam do
pozycji wartościowych, wymownie
pozostawiając to-to bez
oceny.
No comments:
Post a Comment