Tuesday, 11 September 2018

Irving STONE - „Jack London. Żeglarz na koniu”


 Irving  Stone (1903 – 89)   zadebiutował  w  1934  roku  biografią  Van  Gogha  pt  „Pasja  życia”  i   żadna  późniejsza  pozycja  nie  przebiła  tej  pierwszej.  Nie  zmienia  to  faktu,   że  druga  pozycja  z  1938 roku,  właśnie  omawiana,  jest  również  świetna,  czemu  sprzyjają  nieprzeciętne  osobowości   obu  tj  Van  Gogha  i  Londona.  Mnie  utkwiła  w  pamięci  jeszcze  biografia  Pissarra  z  1985  pt  „Bezmiar  sławy”.
Jack  London (1876 – 1916) -  .......      Wikipedia:
„.........miał niezwykle barwne życie. Samouk, był m.in. gazeciarzem, trampem, kłusownikiem, marynarzem, poszukiwaczem złota w  Klondike  i reporterem. Jako korespondent wojenny relacjonował   konflikt  rosyjsko-japoński  w  1905 r. i  wojnę  domową  w  Meksyku.   W jego twórczości często pojawia się motyw samotnej walki człowieka z panującym porządkiem społecznym i siłami przyrody....  
...Po przedwczesnej śmierci Londona ukuto popularną do dziś plotkę, jakoby miał on popełnić samobójstwo. W ostatnich dniach życia pisarz uśmierzał wprawdzie bardzo silny ból morfiną i jest teoretycznie możliwe, że świadomie ją przedawkował, teza ta jednak nie znajduje potwierdzenia ani w dowodach, ani w świadectwach z pierwszej ręki. Na akcie zgonu pisarza jako oficjalna przyczyna jego odejścia figuruje  mocznica, efekt ciężkiej niewydolności  nerek. Przyczyną plotki prawdopodobnie był motyw samobójstwa w jego powieściach, w jednej z nich bohater w obliczu rychłej śmierci i strasznego bólu z pomocą lekarza popełnił samobójstwo przedawkowując morfinę.....”
Ostatni  akapit  jest  istotny   w  konfrontacji   z  wersją  podaną  w  książce,  równe  80  lat  temu. Nim  napiszę  parę  słów  o  książce,  zapewniam,  że  „Martin  Eden”  to  jedna  z  moich  ukochanych  książek,  a  życie  Jacka  Londona  zawsze  mnie  ciekawiło  i  podniecało;  jednakże   nie  miejsce  tu  snuć   rozważania  o  Londonie,   lecz  należy  ocenić  efekty  trudu   autora  tej  biografii.        
I  to  najważniejsze,  że  Irving  Stone  mnie  usatysfakcjonował !!  A  nim  do  tego  stwierdzenia  doszedłem, wynotowałem:
s.123  „..Czterema  duchowymi  przodkami  Jacka  byli:  Darwin,  Spencer,  Marks  i  Nietzsche...”
Jako  fanatyk  tego  ostatniego  polecam  szczególnej  uwadze  pogodzenie  przez  Londona   idei  socjalizmu  tzn  idei  obrony  ludzi  słabych  z  nietzscheańską   ideą  nadczłowieka (s.124-5):
„...Był  gotów  wierzyć  równocześnie  w  nadczłowieka  i  socjalizm,  choćby  te  dwie  idee  wzajemnie  się  wykluczały.  I  przez  całe  życie  pozostał  indywidualistą  i  socjalistą;  żądał  indywidualizmu  dla  siebie  samego,  bo  był  nadczłowiekiem,  zwycięską  „blond  bestią”...   a  socjalizmu  dla  mas,  słabych  i  wymagających  opieki.  Całymi  latami  z  powodzeniem  dosiadał  tych  dwóch  koni,  z  których  jeden  chciał  iść  w  prawo,  a  drugi  w  lewo...”
 Świetne,  bo  rozbrajające.....   I  jeszcze  piękne  zdanie  Londona  (s.141):
 „Jeśli  ganię  wady  moich  przyjaciół,  to  jeszcze  nie  powód,  bym  ich  nie  kochał”
A  na  koniec   refleksja:  jaką  długą  drogę   przeszło  społeczeństwo  amerykańskie  od  rygorystycznej  konserwatywnej  pruderii  z  czasów  Londona   do   postępowej,  tolerancyjnej,  czasem    pornograficznej,  swobody  aktualnie !!   Konkretyzując,  to   nawet  nie  okres  stulecia,  a  ostatnich   50  lat. 
Co  do  biografii,  to  zarwana  noc,  bo  nie  mogłem  się  oderwać  i   podziw,  że   osiemdziesięcioletni  ząb  czasu   jej  wartości  nie  nadgryzł.  Ponadto,  autorowi  udało  się  stworzyć  klimat  ten  sam  co  w  dziełach  Londona.  Emocjonalne  8/10

1 comment:

  1. Dobra książka, choć męczyły mnie drobiazgowe i entuzjastyczne opisy socjalistycznych perypetii Londona. O ile peany ta temat jego przygód i twórczości jestem w stanie przełknąć, to z perspektywy czasu ten socjalizm i to jeszcze w takim dość bałwochwalczym tonie, że aż podejrzewałem, że pochodzi od tłumacza, nie autora... Ech... No, ale London był, jaki był.

    ReplyDelete