„OPĘTANI” - GOMBROWICZ
Drukował ją w odcinkach, w dwóch gazetach jednocześnie, w 1939 r, pod pseudonimem Niewieski. Jak pisze w posłowiu D. Korwin-Piotrowska, utwór ten „był zlekceważony, a nawet celowo zapomniany przez twórcę. Gombrowicz bowiem dopiero w 1969 roku, tj po trzydziestu latach!, przyznał się niechętnie do napisania „Opętanych”. Przypomnijmy, że w tym samym roku umarł, a omawiana książka doczekała sie wydania książkowego, cztery lata po jego śmierci. Nasuwa się pytanie, czy życzyłby sobie tego. Podobne pytanie zadawałem sobie przy publikacji „Kronosa”, którego upublicznienie przyniosło tanią sensację wśród gawiedzi i w rezultacie jednoznaczne skrzywienie wizerunku wielkiego pisarza. Argumenty, że każdy szczegół wzbogaca sylwetkę, do mnie nie przemawiają.
Jest to choroba wydawców, nazywana przeze mnie „Martin Eden casus”, przynosząca im zyski, oparta na przekonaniu, że nawet największa „chała” firmowana szlachetnym nazwiskiem twórcy, znajdzie nabywców. /Pamiętamy, jakiego zniesmaczenia doznał Martin Eden, gdy po zdobyciu sławy, wydawcy płacili niebotyczne honoraria za jakikolwiek bezwartościowy jego tekst, którego uprzednio nie chcieli w ogole drukować/. Ostatnio doznałem tego uczucia czytając młodzieńcze utwory Lema, lecz przede wszystkim trzy nieudane, nie wnoszące niczego nowego, książeczki ks. J.M. Bochenskiego /”Szkice o nacjonalizmie i katolicyzmie polskim”,”Polski testament..”,”Patriotyzm, męstwo, prawosc żołnierska’/. Wypada tu wspomnieć o J.Hellerze, do ktorego dorobku wydawca dopisał tytuły „Paragraf 22bis” oraz „Paragraf 23”.
Autorka posłowia szeroko opisuje spór miedzy Janion, a Jarzębskim o „powieść gotycką” w kontekście „Opętanych”. Laikom wyjaśniam: gotycka = grozy. No cóż, dwoje, najwyższej klasy, intelektualistów, moja „guru” prof. Maria Janion oraz ulubiony przeze mnie krytyk, prof. Jerzy Jastrzębski mogą prowadzić polemikę na dowolny temat, a ona będzie, i tak, zawsze fascynująca. Natomiast aktualny temat oceny, to tak, jakby intelekt Słomczyńskiego, tłumacza „Ulissesa”, oceniać na podstawie kryminałów Joe Alexa; notabene świetnych.
No i właśnie, tu, w „Opętanych” widzimy talent Gombrowicza, jego umiejętność zawiązywania intryg, skondensowanego kreślenia osobowości, a przede wszystkim zwycięską walkę o formę, lecz brak „głębi”, do której przywykliśmy czytając inne utwory. Do tego banalne rozwiązanie nie może usatysfakcjonować czytelnika, który emocjonalnie zaangażował się w akcję i zaniedbując obowiązki domowe połykał książkę jednym tchem. Na usprawiedliwienie zaznaczmy, że ostatni odcinek ukazał się trzeciego dnia II w.św.
Jarzębski, w nocie wydawcy, b. ciekawie napisał o genezie powieści: „Gombrowicz obserwował z pewnego rodzaju podziwem i zazdrością, jak łatwo bywalcy salonów Mostowicza zdobywali czytelników, produkując literackie dekokty łatwo uderzające do głowy nieomal wszystkim - kucharkom i paniom domu, portierom i przemysłowcom. Było to swoiste wyzwanie dla autora o silnym poczuciu własnej wartości. – Jak to? Czy ja - ponoć „lepszy” – nie potrafię czegoś takiego napisać?..”
I tak Gombrowicz podjął wezwanie, i napisał powieść pod tandetny gust czytelników „Kuriera Czerwonego”, a, że odniósł sukces w szerszych kręgach, to już nie jego wina. Sukces tym znaczniejszy, że publikował pod pseudonimem. Reasumując książkę gorąco polecam, ale tylko dla rozrywki.
No comments:
Post a Comment