Józef TISCHNER - “Nieszczęsny dar wolności”
Zaczynam, jak przed chwilą, w recenzji „Pierwszego dnia wolności” Kruczkowskiego:
WOLNOŚĆ !!! Mówią o niej wszyscy i każdy z osobna, a dwie najciekawsze pozycje w powojennej literaturze polskiej mają na LC wyniki żenujące: dramat Kruczkowskiego opinii pięć, a zbiór esejów ks. J. Tischnera pt „Nieszczęsny dar wolności” - dwie. (bez moich 4 i 1). Obecnie, gdy mam prawie 1500 znajomych i obserwujących na LC postanowiłem te pozycje przypomnieć.
Tytuł tego zbioru esejów jest tak trafny, że przeszedł szybko do języka potocznego. To prezent od losu, który narusza status quo, zmusza do zmiany mentalności, do podjęcia działania, do którego okazujemy się nieprzygotowani.
Nie zmieniam poniższych uwag napisanych wiele lat temu, bo uważam je za wystarczające do wzbudzenia ciekawości Państwo, podkreślając jednocześnie, że Tischner pisze językiem zrozumiałym dla przeciętnego czytelnika oraz że reprezentuje kościół otwarty, tolerancyjny, posoborowy jakże daleki od indoktrynacji i demagogi Rydzyka, Flaszki – Głódzia i im podobnych. Tak więc, czytelnicy z otwartymi głowami czytajcie i kochajcie Tischnera, choć on wprawdzie ksiądz, ale też autor słów:
„Nie spotkałem w moim życiu nikogo, kto by stracił wiarę po przeczytaniu Marksa i Lenina, natomiast spotkałem wielu, którzy ją stracili po spotkaniu ze swoim proboszczem”.
Dotychczasowy tekst:
„Tischner odwołuje się do Fromma i Dostojewskiego, ja pozwalam sobie uzupełnić ten duet Kruczkowskim z jego „Pierwszym dniem wolności”. Autor (str9):
„Pamiętamy, jak pisał Erich Fromm: ludzie uciekają od wolności i sami, bez przymusu, wybierają sobie Hitlera.... ....... Jeszcze dosadniej niż Fromm pisał o tym Dostojewski w legendzie o Wielkim Inkwizytorze: „Ale skończy się na tym, że przyniosą nam swoją wolność do naszych nóg i powiedzą: 'weźcie nas raczej w niewolę i dajcie nam jeść'..”. I dalej: „Powiadam Ci, zaiste najbardziej męczącą troską człowieka jest to: znaleźć kogoś, komu można by oddać dar wolności, z którym ta nieszczęsna istota się rodzi...”
Rozważania Tischnera dotyczą przede wszystkim „homo sovieticus”-a, jakiego w polską duszę, przez ponad 40 lat indoktrynowano.
„Homo sovieticus jest dzieckiem.. ..komunistycznej negacji własności prywatnej.... ...to pasożyt komunizmu..”.
U ukochanych przez Tischnera górali dla „homo sovieticus” miejsca nie stało, bo gdy milicjant jednego z nich zatrzymał i groźnie zapytał: „Gdzie?”, to usłyszał:
„Co ci chłopce do tego? Koń mój, dusa moja, jade ka kcem”.
Komunizm nie wybaczał grzechu prywatnego posiadania, więc nauczył używać nie posiadając. Tischner świetnie się czuje w stylu gombrowiczowskim:
„....co robić, by tak posiadać, żeby nie było wiadomo, że się posiada, i nie posiadać tak, żeby jednak posiadać? Rozwiązanie sprawy przyszło natychmiast: należy u ż y w a ć. W końcu ten, kto używa, nie posiada, bo przecież tylko używa, ale jednak posiada, bo zaspokaja potrzeby, a czyż nie o to chodzi istocie, która wierzy, że jest wielkim zestawem potrzeb?”.
Z tego wypływa konkluzja:
„Społeczeństwa liberalne, aby używać, muszą wpierw mieć, natomiast społeczeństwa komunistyczne mogły nie mieć, a jednak używać”.
I używały, szczególnie „w najweselszym baraku obozu KDL” - w Polsce. Ale też się cierpiało. Gdy nastała wolność....
„...skończyły się cierpienia wynikające z prześladowań. Nie ma już cierpień realnych. Mimo to potrzeba cierpień pozostała. Gdzie jest zapotrzebowanie na cierpienia, a nie ma rzeczywistego cierpienia, rośnie cierpienie iluzoryczne - iluzoryczny krzyż. Dlatego krzyczy się o nowych atakach na wiarę, nowej nienawiści, nowym „prześladowaniu”. Miejsce krzyża realnego zajmuje krzyż fikcyjny..”.
To jak miał Tischnera lubić np abp Chrostowski i jego ludzie. A ludziom zasiać „ból fikcyjnego krzyża”, i im wmówić, że cierpią:..
„Bo największym cierpieniem cierpiętnika jest to, że mu nikt cierpień nie zadaje, a on musi żyć na tym świecie w przekonaniu, że świat go nie zauważa, traktując tak, jakby w ogóle nie istniał”
Myśl Tischnera rozwinął w 2012 r. Cezary Michalski, mówiąc /TP 40/2012/:
.”....wolność.. ...prowadzi do naszego natychmiastowego zdziecinnienia, czego przykładem była zarówno „mocarstwowość II RP, tak też współczesna nam „posmoleńska tromtadracja”, reprodukująca XIX-wieczne rytuały patriotyczne, w sytuacji tak bardzo odmiennej, że to naśladownictwo staje się już tylko uciążliwą groteską”.
Aby uwydatnić otwartość Tischnera, czuję się w obowiązku zacytować go, na temat Ananiasza i Safiry /str.82/
„Czyż nie czytamy w Dziejach Apostolskich, że w pierwszych gminach chrześcijańskich „wszystko było wspólne”? Czyż ŚW PIOTR NIE UKARAŁ ŚMIERCIĄ ANANIASZA WRAZ Z ŻONĄ SAFIRĄ, ponieważ część pieniędzy.. ..zachowali dla siebie?”.
Proponuję zapytać swojego księdza proboszcza, jak interpretuje to morderstwo opisane w DZ.5,1-11. Amen...”
To parę skromnych uwag wskazujących na aktualność przemyśleń nieodżałowanego Księdza Profesora (1931 – 2000). Proszę, spróbujcie!! 10/10
No comments:
Post a Comment